sierpień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Marvel

poniedziałek, 22 luty 2016 01:47

Dzikie karty

Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, ukazały się do tej pory trzy zbiory opowiadań pod redakcją George R.R. Martina - „Dzikie karty", „Wieża Asów" oraz „Szalejący dżokerzy". Zawarte w antologiach utwory opisują fikcyjną rzeczywistość, której historia rozwija się równolegle do naszej. Swój początek wszystko miało po zakończeniu II wojny światowej gdy 15 września 1946 roku nad Nowym Jorkiem rozprzestrzenił się wirus obdarzając grupkę ocalałych nadprzyrodzonymi mocami. Nazwany został Wirusem dzikiej karty.

Działanie wirusa dzikiej karty było zupełnie losowe. Niektóre osoby przemieniło w Asy. To oni stali się komiksowymi superbohaterami. Inni doświadczyli mniejszych lub większych deformacji co uczyniło ich Dżokerami, zepchniętymi na margines społeczeństwa potworami. Na tym barwnym tle rozgrywają się fabuły przedstawionych opowiadań. Chociaż historie łączy wszystko inne, to dzielą je bohaterowie, których pisarze wykreowali niezwykle zróżnicowanych.

Ponieważ George R.R. Martin na swoje barki wziął nie tylko redakcję antologii, ale również wybór tekstów, spodziewamy się, ża cała seria będzie trzymała równie wysoki poziom. Czy jednak nie jest to nadzieja, która zawiedzie czytelnika? Mimo że opowiadania są różnych autorów (znajdziemy również takie podpisane nazwiskiem George R.R. Martina) to opisują tą samą rzeczywistość. Sam projekt jest bardzo ciekawy i gdybym serię miała oceniać za pomysł, to zyskałaby same najwyższe noty. Niestety jak to z antologiami bywa i tym razem nie udało się stworzyć zbiorów idealnych. Teksty są niezwykle zróżnicowane - niektóre są świetne i nie sposób się od nich oderwać, inne z kolei ciężko się czyta lub wieje od nich nudą. Całość ratuje komiksowe uniwersum rodem ze świata Marvela - o superbohaterach i antybohaterach zawsze przyjemnie się czyta.

Antologia została bardzo starannie opracowana. Historie są spójne i uzupełniają się nawzajem niczym fragmenty puzzli. Przedstawione uniwersum wciągnie każdego wielbiciela fantastyki. Oprócz George R.R. Martina w książce pojawiają się inne znane nazwiska takie jak Roger Zelazny (autor między innymi „Kronik Amberu" i zdobywca wielu nagród w dziedzinie literatury) czy Walter Jon Williams (twórca dylogii „Metropolita" nominowanej do nagrody Nebuli). Sama książka została skonstruowana w taki sposób, że gdyby nie zróżnicowany poziom opowiadań można by było odnieść wrażenie, że to powieść spod pióra jednego autora. George R.R. Martin stworzył naprawdę fajny projekt i nie mogę się doczekać jego kolejnych tomów. Mimo że nie wszystko w antologiach jest perfekcyjne, to jednak jako całość książki serdecznie wszystkim polecam.

Dział: Książki
niedziela, 31 styczeń 2016 10:12

Universum. Narodziny

Kiedy w 1933 roku w Nowym Jorku powstawało przedsiębiorstwo Marvel Publishing, jego inicjatorowi Martinowi Goodmanowi, nigdy nie przyszło mu do głowy, że coś, co zaczęło się od jednej gazety z komiksami, przerodzi się w komiksowego giganta, który na tym rynku na długie lata będzie niemal bezkonkurencyjny. O tym natomiast, że postaci, które w tych komiksach się pojawią, staną się kultowe i wciąż będą zachwycać kolejne pokolenia, chyba w ogóle Goodmanowi się nie śniło.

Antologia opowiadań zatytułowana Uniwersum. Narodziny jest pewnym ukłonem w stronę Marvela i jego bohaterów. Otóż mamy tutaj grupę pozornie ze sobą niezwiązanych, zwykłych ludzi, który na skutek różnych życiowych zawirowań, błędnych decyzji, czy też znalezienia się w niewłaściwym miejscu i czasie, zyskuje moce niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Można by uznać to za przypadek, gdyby nie fakt, że Ziemi zaczyna zagrażać wróg tytułujący się Army of Death i pragnący dominacji nad planetą. Narodzeni w różny sposób Stonehumans, bo tak autor zbiorowo nazywa swoich herosów, jednoczą siły w walce z tajemniczym wrogiem, który jest ambitny, okrutny i nie cofnie się przed niczym, aby tylko osiągnąć swój cel.
Co przeważy? Świeży, lecz niedoświadczony heroizm, czy też ślepa, brutalna siła? To się okaże. Nikt tu jest tym, kim się początkowo wydaje. Poszczególne opowiadania też nie wyglądają, jakby były ze sobą powiązane. Z czasem jednak po przeczytaniu kilku pierwszych opowieści, zaczyna się nam klarować koncepcja autora.
Mamy tutaj więc zadłużonego u gangstera szaraczka, który zyskuje nowe ciało, poszukującą informacji o śmierci ojca młodą badaczkę, a także dwoje zakochanych, którzy decydują się na niezwykłą terapię. Co z tego wyniknie? Jedno jest pewne: nic już nie będzie takie, jak wcześniej, bo rodzą się nowi bohaterowie.

Już na początku lektury wyraźnie widać, że autor opowiadań starał się w nich umieścić kwintesencję swoich najlepszych pomysłów i dokładnie przemyślał, to co napisał. Zawarte w zbiorku historie sprawnie łączą się w większą całość, która zmierza do logicznego końca. Osobiście powiem, że trochę brakowało mi partii opisowych i wejścia w psychikę bohaterów, bo narracja pierwszoosobowa jednak pewne sprawy wyklucza. Podejrzewam jednak, że są czytelnicy, który lubią, gdy dialogów jest dużo i dzięki temu historia sprawnie idzie do przodu i nie dłuży się. Jeśli oprócz tego są to fani komiksów i narodzonych w niezwykłych okolicznościach herosów, to ta książka jest właśnie dla nich.

Antologia wyszła spod pióra fana komiksów i widać tę pasję w niniejszych historiach. Ponoć tylko jeden maniak zrozumie drugiego maniaka, myślę więc, że fani komiksów z superbohaterami, powinni być zadowoleni z lektury.

Dział: Książki
sobota, 28 listopad 2015 17:54

"Star Wars Komiks Nr 2/2015" w grudniu

Ósmego grudnia ukaże się drugi numer czasopisma "Star Wars Komiks".

Dział: Komiksy
poniedziałek, 12 październik 2015 11:38

Ant-Man powróci w 2018 roku

Wielbiciele produkcji ze stajni Marvel powinni być zachwyceni - Ant-Man powróci na ekrany kin w 2018 roku. Po wielkim sukcesie komercyjnym pierwszej odsłony przygód małego superbohatera, Marvel Studios zdecydowało się na realizację kontynuacji. Produkcja trafi do kin 6 lipca 2018 roku.

Dział: Kino
środa, 16 wrzesień 2015 12:38

Punkt zapalny

„Punktu zapalnego" wyczekiwałam, gdy tylko pojawił się w zapowiedziach na stronie Wydawnictwa Zysk i S-ka. I mojego podekscytowania nie wywołał żaden opis na okładce, osoba autora czy przynależność gatunkowa. Wywołał je cytat jednego z moich ulubionych autorów na okładce książki – Petera V. Bretta. Nie dość, że twórca „Malowanego człowieka" dał Myke'owi Cole'owi swoje błogosławieństwo, to zbudowany przez niego świat porównał do „X-Menów" oraz „Helikoptera w ogniu". Niestety, piętrzący się stos zaległości książkowych pozwolił mi przeczytać ją dopiero teraz. Ale zdecydowanie warto było czekać.

Na okładce widnieje trzech mężczyzn, wojskowych. Ten na pierwszym planie, czarnoskóry, to z pewnością główny bohater powieści – porucznik Oscar. Umięśniony, łysy, w czarnej koszulce, a jego twarz w połowie zasłania cień. Jednak wyraźnie widać w jego mimice determinację oraz zawziętość. W ręku trzyma broń, nieco opuszczoną, lecz sprawiającą wrażenie wciąż gotowej do wystrzały. Mężczyzna za nim po lewej jest również jednym z obdarzonych – w dłoni dzierży błyskawicę, która sięga aż nieba. Drugi z nich zaś niesie wycelowaną, najprawdopodobniej w jakiś konkretny cel, broń. Nad ich głowami widać zachmurzone niebo, na którym zobaczyć można sporo helikopterów. Już sama okładka jest pełna akcji oraz dynamizmu.

Świat pogrążył się w chaosie. Na całej planecie ludzie zaczęli wykazywać pewne nadnaturalne zdolności. Nazywają ich „obdarzonymi" – nigdy nie wiadomo, kiedy ukaże się moc, ani na czym ona będzie polegać. Rząd Stanów Zjednoczonych jasno określił granice pomiędzy tymi zdolnościami, które są akceptowalne, a tymi, które określono jako zakazane. Został utworzony nawet specjalny wojskowy oddział – Korpus Operacji Nadzmysłowych, który ma za zadanie walczyć z zakazańcami oraz eliminować jednostki, które nie zdołały opanować swoich mocy. Porucznik Oscar Britton służy w tego typu misjach. Niespodziewanie, po jeden z kolejnych akcji Korpusu, ujawniają się jego moce. Moce, które należą do tych zakazanych. W panice Oscar zaczyna uciekać, bo wie, co go czeka, jeśli odda się w ręce swoich kolegów – lub, co gorsza – policjantów. Czy Britton zginie uznany za wroga numer jeden? Czy może zdoła się ukryć? A może odnajdzie swoje miejsce w świecie, w którym został zaburzony porządek? Czy istnieje jeszcze dla niego szansa?

„Punkt zapalny" jest kolejnym przykładem mody na superbohaterów. Niewątpliwie, gdy zaczytywałam w powieści Cole'a odnosiłam wrażenie, że ma ona charakter nieco komiksowy. Jednak owo wrażenie przyćmiewa bardzo często to, że to jednak fantasy wojskowe. Militarność oraz owa komiksowość idealnie się uzupełniają, tworząc bardzo interesującą koncepcję powieścią. A przecież połączenie wojska oraz magii mogło się skończyć naprawdę źle.

U Cole'a trochę jak i Hitchcocka – zaczyna się od trzęsienia ziemi. Powieść otwiera scena akcji, dzięki której autor znakomicie przedstawia swojego głównego bohatera już na początku. Określa jego zdanie na temat obecnego świata, zarysowuje jego etyczne problemy, nie zdradzając przy tym jeszcze do końca, na czym polega to całe „bycie obdarzonym". Dopiero potem za pomocą cytatów ustaw, urzędników, itp., odkrywa, czym jest piromancja, nekromancja czy portamancja.

Amerykański pisarz wykreował świat, w którym nie ma wyraźnego podziału na dobro i zło. Istnieje cała masa odcieni szarości i trudno określić, kto jest bohaterem pozytywnym, a kto negatywnym. Nagle świat został wywrócony do góry nogami. A rząd ustalił, czy dana siła jest zgodna z prawem, czy nie. Rząd ustalił, kto ma żyć, a kto ma zostać unicestwiony. Prowadzi wojnę po to, aby zapanować nad anarchią. Przez takie ujęcie tematu Cole zastanawia się nad działaniem wojska w ogóle oraz pewną etyką żołnierza. Czy wojskowy ma prawo kwestionować rozkazy i rozstrzygać, co jest w jego mniemaniu dobre albo złe? Czy te pojęcia w ogóle mają prawo funkcjonować podczas służby? Czy wojna jest wyłącznie polityką oraz sumą ekonomicznych zysków i strat? Jeśli spojrzeć na to głębiej, autor „Punktu zapalnego" rozstrzyga także swoje wątpliwości, które pojawiły się w ciągu służby, a przynajmniej próbuje się nad nimi zastanowić i powiedzieć o nich głośno.

Myke Cole ma niewątpliwy talent do pisania scen akcji (w które powieść obfituje – co chwila rozgrywają się pościgi czy kolejne misje Korpusu), które czyta się trochę tak, jakby się oglądało jakiś blockbuster. Jest zrozumiale, spójnie, a jednocześnie szybko, żywo, kreatywnie. Jako były żołnierz, fachowo posługuje się żargonem militarnym oraz terminologią, nie zapominając przy tym o czytelnikach, którzy mogą nie mieć pojęcia o pewnym wojskowym... slangu. Na końcu powieści znajduje się słowniczek dla nieco mniej zorientowanych w militariach odbiorców.

Nie wiem, czy to zasługa polskiego wydawcy, czy samego autora, ale bardzo dobrze ułożone zostały także rozdziały. Trzy główne podzielone zostały na kilka lub kilkanaście pojedynczych. To kolejna pozycja w ostatnim czasie, od której nie mogłam się oderwać właśnie dzięki temu, że mówienie sobie „jeszcze jeden rozdział" było proste dzięki temu, że okazywały się zaskakująco krótkie.

Błogosławieństwo Petera V. Bretta okazało się w pełni zasłużone. W książce znajdziecie to, co zostało Wam obiecane już na okładce – zarówno w cytacie, jak i w samym jej projekcie. „Punkt zapalny" to powieść, która powinna zachwycić (a przynajmniej zadowolić) zarówno miłośników fantasy, militariów, jak i wielbicieli komiksów czy filmów ze stajni Marvela. Czytając ją, bawiłam się tak dobrze, tak bardzo mnie wciągnęła, że stała się ważniejsza od aktualnych obowiązków. Na szczęście w USA zostały już wydane dwie pozostałe części serii Myke'a Cole o obdarzonych, więc pozostaje jedynie trzymać kciuki, aby jak najszybciej przetłumaczono je na język polski.

Dział: Książki
wtorek, 15 wrzesień 2015 08:24

"Avengers: Czas Ultrona" - usunięte sceny

Film "Avengers: Czas Ultrona" 2 października trafi na sklepowe półki w oczekiwanych wydaniach Blu-ray i DVD. Będą one zawierały rozszerzone i usunięte sceny, które decyzją studia Marvel nie trafiły do ostatecznej produkcji. Zapraszamy do obejrzenia filmu z ww. scenami.

Dział: DVD
sobota, 15 sierpień 2015 00:07

Nowa Fantastyka 8/2015

Jak zapowiada się sierpniowa Nowa Fantastyka? Już z okładki widać między innymi, że będzie można poczytać o Fantastycznej Czwórce, o drugiej części artykułu Groza w sosie słodko-kwaśnym z lipcowego numeru oraz jakich autorów opowiadania opublikowano. Zapowiada się ciekawie!

Redaktor naczelny ponownie otwiera obecny numer tekstem zachęcającym do chwili refleksji nad tym co po sobie zostawiamy i niestety nie są to przyjemne myśli. Nie zabraknie konkursów (tym razem także wyników z konkursu Moda na Nową Fantastykę) oraz nowinek z rynku wydawniczego. Przyznać trzeba, że sierpień obfituje w premiery, zarówno książkowe (opowiadania Anny Kańtoch w Światy Dantego) jak i filmowe (O dziewczynie, która nocą wraca sama do domu – horror, muszę obejrzeć!). I wiecie co? Ja stroniąca od komiksów chyba zacznę je czytać a wszystko to przez Strażnicy Galaktyki #01 oraz New Avengers gdyż Marvel podbił moje serce. Tylko skąd brać pieniądze na te wszystkie cudowności?

W niemały szok wprawił mnie tekst Mateusza Wielgosza o tym jak bardzo zaczynamy ufać technologii, diagnozy chorób jestem jeszcze w stanie zrozumieć z postępem technicznym, ale za żadne skarby nie wsiadłabym ani nie wsadziła dziecka do samo prowadzącego się samochodu. W jednym z pierwszych artykułów Robert Ziębiński opowiada o zmarłym w czerwcu tego roku Christopherze Lee (Saruman czy też Hrabia Dooku) przybliżając czytelnikom jego sylwetkę oraz dorobek filmowy. Z kolei Radosław Pisula przybliża losy Fantastycznej Czwórki z przeszłości oraz teraźniejszości.

Jak już wspominałam wyżej, w lipcowym numerze NF Tomasz Zliczewski omawiał a raczej starał się opowiedzieć, bo jest tego ogromnie dużo, o japońskich zjawach i duchach. W tym wydaniu czasopisma kontynuuje temat. O Japonii i strasznych historiach z których ten kraj słynie można przeczytać w artykule Marty Sobieckiej. Oba teksty są ciekawe i wyczerpujące na tyle na ile pozwala ograniczenie znaków, a co ważniejsze zachęcają do sięgnięcia po inne źródła.

W dziale z felietonami również nie da się nudzić, Rafał Kosik mówi o tym jak bardzo przyzwyczajamy się do tego, że mamy wszystko na twardym dysku, pieniądze na koncie a nie zastanawiamy się nad tym co będzie w razie awarii. Trudno się z nim nie zgodzić, prawda? Natomiast Peter Watts patrzy optymistycznie na to, że zaczniemy bardziej dbać o ekologie i korzystać z zasobów natury nie szkodzących naszej planecie. Robert Ziębiński przedstawia swoje zdanie na temat horrorów, z którym w zupełności się zgadzam. Trzeba przekopać się przez wiele gniotów by trafić na coś godnego uwagi i poczuć dreszcze strachu.

W dziale z prozą w tym miesiącu prawdziwy urodzaj, bo do przeczytania jest aż siedem opowiadań. Na pierwszy rzut dano Krypty Neoazji Marcina Staszaka, zdecydowanie dla miłośników science fiction, autor miał niebanalny pomysł na przedstawienie świata w którym dzieje się akcja. Dalej było opowiadanie Pawła Palińskiego Bóg Miasta – tekst pełen metafor i wydaje mi się, że każdy odbierze go inaczej. Właśnie to oraz oczywiście pomysł jest w nim najlepsze. Z żalem muszę stwierdzić, że mimo ciekawego pomysłu Marcin Luściński swoim krótkim Ogrodem walk mnie do siebie niestety nie przekonał. W prozie zagraniczne nic mnie szczególnie nie zachwyciło, co muszę przyznać mało kiedy się zdarza. Najmniej zaś przypadły mi do gustu Fragmenty biografii Juliana Prince'a Jake'a Kerr'a, chociaż forma w jakim został napisany tekst, jakby wycięte fragmenty z Wikipedii, było fajnym pomysłem, to mnie nie zaciekawił.

Jedno do czego bym się mogła przyczepić, to fakt, że ten kto sprawdzał teksty przed puszczeniem do publikacji był chyba okropnie głodny bo zjadał niektóre literki lub złośliwie zmieniał słowa. Poważnie mówiąc zawiodła mnie korekta w tym numerze.

Dział: Książki
środa, 15 lipiec 2015 16:55

Nowa Fantastyka 7/2015

Lipiec mija nieubłaganie, z nieba leje się żar, nic się nie chce i nawet czytanie wydaje się zbyt trudną czynnością. Jednak by całkowicie nie wybić się z czytelniczego rytmu warto sięgnąć chociażby po jakiś magazyn, oczywiście związany z książkami/filmami/grami. Padło na Nową Fantastykę, co takiego spotkamy w pierwszym wakacyjnym numerze?

Jak zwykle krótkim wstępem czytelników NF wita Jerzy Rzymowski, tym razem wspomina o nietolerancji, dyskryminacji i ludzkiej głupocie zachęcającej do szukania problemów tam gdzie ich nie ma. Doprawdy trudno się z nim nie zgodzić. Jak zwykle nie zabrakło wieści o nowościach wydawniczych (wznowienie serii o Mocarzu M. Kozak czy też „Dym i lustra" Gaimana) z świata filmu dowiemy się o „Ant-Man" Marvela (uwielbiam jego filmy!). Wywiad z Kevinem Hearne'em, jeszcze więcej nowości oraz kilka konkursów.

Szalenie zaciekawił mnie artykuł Tomasza Zliczewskiego o stworach obdarzonych nadnaturalną mocą i zamieszkujących Japonię. W intrygujący sposób opisuje niepowtarzalność tych nadprzyrodzonych istot i sprawia, że chce się poszerzyć wiedzę na ich temat.
Z kolei R. Skowroński swoim artykułem „Groza w sosie słodko-kwaśnym" uświadamia tych niedoinformowanych, że japońscy twórcy horrorów mogą pochwalić się czymś więcej niż tylko znanym zapewne wszystkim „Kręgiem" (jedyny film z tego gatunku, którego nie jestem w stanie obejrzeć) czy też „Klątwą".
Dzięki Tomaszowi Miecznikowskiemu będzie nam dane poznać bliżej sylwetkę Arthura Machena, człowieka żyjącego w czasach wiktoriańskiej Anglii.
Natomiast Przemysław Pieniążek w swoim tekście mówi o czwartej części „Terminatora", o tym jak powstawały filmy i wiele więcej. (Pewnie teraz zostanę zlinczowana, ale nie lubię tego filmu...).

W dziale z felietonami mamy trzy bardzo ciekawe teksty. Rafał Kosik zadaje słuszne pytanie. Czemu tak bardzo chcemy udać się osobiście na Marsa skoro nawet na Ziemi tam gdzie możemy wykorzystujemy maszyny? Natomiast Robert Ziębiński słusznie zauważył, że pomimo tego iż marudzimy, że w kinie fantastycznym brakuje nam oryginalności, ale gdy już wytwórcy coś nam podsuwają machamy na to ręką i pędzimy oglądać kolejny sequel lub adaptacje komiksu... To co nowe może mieć wady i nie dociągnięcia, ale jest tym czego PODOBNO chcemy. Czemu więc nie potrafimy tego docenić? W ostatnim felietonie Łukasz Orbisowski mówi o filmie Brada Andersona „Dziewiąta sesja", rozmyślając przy tym nad istnieniem duchów oraz ich upodobaniem nawiedzania opuszczonych szpitali.

No i oczywiście opowiadania, które zawsze zostawiam sobie na sam koniec. Tym razem możemy przeczytać dwa opowiadania z prozy polskiej „Finis" - Janusza Cyrana oraz „Spotkanie w tunelach: Opowieść z postapokaliptycznej aglomeracji" - Bartka Biedrzyckiego, a także z prozy zagranicznej „Jeden" - Nancy Kress Chociaż wszystkie trzy przypadły mi do gustu to najbardziej podobało mi się opowiadanie N. Kress – przemyślane, dopracowane, wciągające i zapewniające kilkanaście minut oderwania od świata rzeczywistego.

Dział: Książki
środa, 29 lipiec 2015 15:56

Ant-Man

Nie czekałam na „Ant-Mana". Nie wyszukiwałam o nim nowinek, tak jak ma i miało to miejsce chociażby w przypadku serii „Avengers", a kiedy zobaczyłam jego zwiastun po raz pierwszy, pomyślałam, że oto Marvel zanotuje pierwszy upadek ze swego wciąż piętrzącego się szczytu. Zwłaszcza, że „Ant-Man" serwuje swoim odbiorcom spore odstępstwo od wierności komiksowemu pierwowzorowi. Chociaż czy jest to w Polsce popularny bohater? Z pewnością daleko mu do rozpoznawalności Irona Mana czy Hulka. Nie poszłam więc do kina w pierwszym tygodniu premiery, wybierając na seanse inne produkcje. I wiecie co? Trochę żałuję.

Scott Lang (Paul Rudd) kończy odbywaną w więzieniu karę i wraca na wolność. Na tej wolności nic, ani nikt (poza chronioną przez matkę córeczką) na niego nie czeka. Sprzed bramy odbiera go Luis (Michael Peña), kumpel-przestępca, a wkrótce okazuje się, że po wyroku nie tak łatwo dostać normalną pracę. Szalę przeważa fakt, że była partnerka zabrania mu widywania się z córką do czasu, gdy nie stanie na nogi. Zdesperowany Scott decyduje się na jeszcze jeden skok. Nie wie tylko, jakie ów włamanie przyniesie dlań konsekwencje. Na jego liście prawdopodobnych opcji z pewnością nie znajduje się propozycja włamania – złożona przez Dr Hanka Pyma (Michael Douglas) i jego córkę Hope (Evangeline Lilly) – do zaawansowanej technologicznie firmy w celu wykradzenia wynalazku, który stanowi zagrożenie dla świata. A już szczególnie jako Ant-Man, czyli zminiaturyzowany człowiek o ponadprzeciętnej sile, mający we władaniu nic innego, jak... mrówki.

„Ant-Man" wieńczy drugą fazę MCU (Marvel Cinematic Universe, czyli Filmowe Uniwersum Marvela), ale to może mówić coś jedynie fanom tematu. Dla osób, które po prostu lubią obejrzeć film o superbohaterach – garść informacji. Filmy sygnowane znakiem Marvela ukazują się, czy też będą ukazywać w fazach. Jest to swoista kategoria wydarzeń związanych ze wszystkimi bohaterami, stworzonymi przez franczyzę. Pierwsza faza, na którą składało się pięć filmów („Iron Man", „Incredible Hulk", „Iron Man 2", „Thor", „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie" i „Avengers") i którą zwykło nazywać się „Avengers Assembled", skupia się na gromadzeniu zespołu. Tutaj widzowie śledzili narodziny superbohaterów, to swoista geneza. Drugą Fazę MCU tworzą filmy: „Iron Man 3", „Thor: Mroczny Świat", „Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz", „Strażnicy Galaktyki", „Avengers: Czas Ultrona" oraz „Ant-Man" właśnie. Tutaj bohaterowie już się nie „rodzą", lecz istnieją w świecie i muszą mierzyć z konsekwencjami swoich supermocy, a także konsekwencjami ludzkich oczekiwań i zarzutów. Na fazę trzecią ma składać się dziesięć filmów. Czego będzie dotyczyła? Dowiemy się w najbliższych latach. A co z tego przydługiego wykładu wynika dla odbioru filmu?

W zasadzie niewiele. Przede wszystkim należało spodziewać się w „Ant-Manie" odniesień do grupy Avengers. Te oczekiwania się sprawdzają. Metakomentarze podsumowujące bohaterów, chociaż niekoniecznie pochlebne, w najnowszej produkcji Marvela się pojawiają, a relacje „nowej" postaci ze „starymi" są głównym punktem zapalnym dla śmiechu. O ile oczywiście jest się oswojonym z MCU, w innym wypadku całość może wydawać się nieco niejasna. Jednak znajomość innych produkcji z franczyzy przydatna jest także, by zrozumieć coś innego – że „Ant-Man" jest zupełnie inny, niż poprzednie obrazy serii.

Moim zdaniem charakter kolejnych obrazów serii odzwierciedla cechy bohaterów, o których opowiada i w ten sposób lokuje się bliżej jednego lub drugiego gatunku. „Iron Man" to na przykład typowy film akcji – dynamiczny jak jego tytułowa postać, lubujący się w nieco efekciarskich zwrotach akcji i „męskich" żartach. Z kolei „Ant-Manowi" najbliżej do kina familijnego – lekkiej komedii opowiadającej o odpowiedzialności i zmianach na lepsze. Historia człowieka-mrówki stawia, w przeciwieństwie do poprzednich fabuł, na wartości rodzinne. Sporo mówi się tutaj o dzieciach i konieczności dbania o świat dla przyszłych pokoleń. To zgoła odmienne podejście od reprezentowanego np. przez Czarną Wdowę albo wspomnianego już Iron Mana.

Efektywność działań dla obranego targetu doskonale widać w kinie, gdy śmieje się przede wszystkim dziecięca część widowni. Meksykanin ze skłonnością do chaotycznych opowieści poprzetykanych młodzieżowym slangiem, latająca mrówka o imieniu Wanda oraz emocjonalna wstydliwość, podobna do dziecięcego „oni się gryzą!" na widok całującej się pary – to wszystko nie daje miejsca na wątpliwości. „Ant-Man" obniża pułap PEGI.

Wydaje się to szczególnie ironiczne, gdy spojrzeć na wizualną stronę produkcji i najnowszy sposób uśmiercania filmowych przeciwników. Do tej pory, walki, chociaż brutalne, pozbawione były choćby odrobiny krwi. Tym razem czarne charaktery mogą w ułamku sekundy przemienić swoich wrogów w kupkę klejącej się brei, dość sugestywnie rozmazującej się po białych, łazienkowych kaflach. Jest to jednak „najgorszy" kadry, jaki można w kinie uświadczyć. Na pozostałe elementy obrazu składają się widowiskowe w swym przybliżeniu gromady mrówek oraz skurczanie do poziomu atomowego. Zwłaszcza to ostatnie robi wrażenie.

Do „Ant-Mana" pewnie nie będę wracała z taką lubością, jak do „Avengers", niemniej wciąż uważam tytuł za niezły. Dojrzalsi widzowie mogą czuć się, co prawda nieco zawiedzeni infantylnością produkcji, ale z drugiej strony to pierwszy w takim stopniu familijny film serii. Wnosi do całości niewypowiedziane głośno przykazanie, by się tak nie nadymać i spojrzeć na serię z przymrużeniem oka. W końcu to dzieci kochają superbohaterów najmocniej.

Dział: Filmy

Już 30 maja w Młodzieżowym Domu Kultury w Toruniu ul. Przedzamcze 11/15 (toruńska starówka) odbędzie się Festiwal Komiksu i Kultury Popularnej DWUTAKT. Impreza trwa od godz. 10.00 do 20.00 Zapraszamy!

Dział: Konwenty