listopad 24, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Mag

poniedziałek, 24 październik 2016 11:05

"Za niebieskimi drzwiami" - zobacz pierwszy trailer

Film w reżyserii Mariusza Paleja zabiera widzów w niezwykłą podróż. Jest w nim wszystko, co kochają dzieci: ciekawi bohaterowie, tajemnicze potwory i nowi przyjaciele – magiczne, kolorowe ptaki. Zobacz najnowszy zwiastun „Za niebieskimi drzwiami”.

Dział: Kino
piątek, 21 październik 2016 18:30

Paradoks marionetki: Sprawa Klary B.

Debiutancka książka Anny Karnickiej jest pomysłowa i nie poddaje się schematom, a to zdecydowanie duży plus dla początkującego pisarza. Wykonanie jednak pozostawia trochę do życzenia...

Anna Karnicka — rocznik ’89. Fizycznie spod Łodzi, duszą i sercem z Krakowa. Studiowała na Uniwersytecie Łódzkim. Tłumacz języka angielskiego. Pasjonatka literatury, szczególnie fantastyki, a zwłaszcza Tolkiena oraz powieści dla młodzieży. Lubi się bać. Fascynuje się miejskimi legendami i strasznymi opowieściami krążącymi po Internecie. Uwielbia podróżować, zwłaszcza jeździć pociągiem. Zbiera klucze.

Drogi Martinie,
witamy w progach Kolegium Iluzji i Manipulacji! Nigdy o nas nie słyszałeś? Bardzo dobrze! Nie lubimy przyciągać uwagi. Od wieków sprawujemy władzę zarówno nad waszym światem, jak i nad przylegającymi do niego krainami pogranicza.
Dołącz do nas, a nauczymy Cię kontrolować wszystko i wszystkich. Poznaj naszych adeptów — młodych, zdolnych i bezwzględnych. Poznaj wykładowców — podstępnych, pogrążonych w ponurych knowaniach, uczestniczących w trwających do wieków spiskach.
Stań się jednym z nas! Dołącz do prawdziwych władców!
Erika Ekhart

Jakbyście zareagowali na podobną wiadomość? Dziewiętnastoletni Martin ponad wszystko pragnie pracować w teatrze lalkowym. Zaproszenie na egzamin wstępny do prestiżowej Praskiej Szkoły Lalkarzy wydaje mu się spełnieniem najgorętszych marzeń. Chłopak nie zdaje sobie jednak sprawy, że kiedy tylko osiągnie swój cel, Praga, jego rodzinne miasto, odkryje przed nim swoje mroczne i przerażające oblicze. Spełnienie marzeń nie zawsze jest tym, czym się wydaje…

Książka zaczyna się bardzo ciekawie, muszę przyznać że pierwsze strony naprawdę rozbudziły moją ciekawość, pozytywnie zaskoczyły i bardzo zachęciły do lektury dalszej części. Autorce udało się zbudować nieco mroczny klimat, lekko baśniowy ale jednak realistyczny i wpasowujący się w ramy teraźniejszych czasów. Bohaterowie także zapowiadają się dobrze, są nakreśleni w sposób równie tajemniczy co fabularny początek, mają swoje za kołnierzem, charakterystyczne dla nich cechy i oryginalne zainteresowania — to wszystko na plus. Później niestety powieść nieco traci tej magicznej aury i z każdą stroną notowałem malutki spadek formy.

Anna Karnicka jak dla mnie nieco zbacza z torów fabuły, która jakoś nakreśliła mi w głowie osobisty plan wydarzeń, po pierwszych stronach. Paradoks Marionetki jest tomem pierwszym jakiejś większej całości, więc inne wątki są jak najbardziej wskazane jeśli pani Anna chce kontynuować swoje dzieło, niemniej mi osobiście średnio podoba się reszta. Mimo bardzo fajnej próby zbudowania klimatu, czasami brakuje pisarce zdań czy słów, które czyniłyby to bardziej realistycznie. Mamy mało opisów, mało uczuć, jakimi są targani bohaterowie. To chyba główny powód spadku formy, a książka licząca nieco ponad 250 stron aż prosi się o rozbudowania właśnie w taką stronę.

Podsumowując, książka nie jest zła. Ma swoje mocniejsze i słabsze strony, warsztat wymaga na pewno szlifu, ale widać, że autorka ma bardzo oryginalne pomysły i bogatą fantazję. Mam szczerą nadzieję, że następne dzieła będą nieco bardziej opisowe, budowanie klimatu jest dla czytelnika, według mnie, naprawdę ważnym czynnikiem. Ocena? 6/10

Dział: Książki
czwartek, 20 październik 2016 14:36

Deadpool #03: Dobry, zły i brzydki

Deadpool, w porównaniu do innych postaci ze stajni Marvela, po raz pierwszy zagościł epizodycznie na kartach komiksu całkiem niedawno, bo w 1991 roku. Od tamtej pory bohater ten (a raczej patrząc na jego wyczyny – antybohater) doczekał się nie tylko swojej własnej serii ale również kinowej ekranizacji z Ryanem Reynoldsem w roli głównej.

Tym, którzy nie spotkali się do tej pory z postacią Deadpoola, spieszę wyjaśnić, iż ten pan w czerwono-czarnym kostiumie to Wade Wilson, były żołnierz i kolejny Kanadyjczyk (po Wolverinie), który padł ofiarą programu Weapon X. Posiada on skopiowany od Wolverine'a czynnik regeneracyjny, który umożliwia mu praktycznie kompletną regenerację ciała, łącznie z odrastaniem odciętych kończyn. Od pozostałych superherosów wyróżnia go nie tylko zamiłowanie do przemocy, cięty język i niestabilność psychiczna, ale przede wszystkim świadomość bycia bohaterem komiksu (czy filmu).

„Dobry, zły i brzydki” to trzeci album serii, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont, w ramach cyklu Marvel NOW. Scenariusz komiksu napisali: Brian Posehn (aktor i komik znany z kina czy telewizji) oraz Gerry Dugan (m.in. „Uncanny Avengers”). Rysunki zaś są dziełem Scotta Koblisha oraz Declana Shalvey’a.

Lekturę komiksu zaczynamy od podróży w przeszłość. Autorzy zabierają nas do Nowego Jorku lat 70. XX wieku. Na ulicach tego miasta spotykamy Deadpoola ubranego niczym gwiazda funky i noszącego… afro. Próbuje się on zatrudnić jako najemnik u dwóch superbohaterów: Iron Fista i Luke Cage’a. W tej krótkiej, prowadzonej przez dwa zeszyty, historii odnajdziemy wiele odniesień do popkultury oraz mnóstwo charakterystycznego dla Deadpoola, głupkowatego humoru. Wystarczy wspomnieć, iż głównym przeciwnikiem jest wręcz absurdalna postać Białego Człowieka, wyglądająca jak … alfons i potrafiąca zmieniać ludzi w kamienne posągi.

Po tym luźnym wstępie, scenarzyści robią fabularny zwrot o 180 stopni. Humorystyczna historia ustępuje miejsca poważniejszym wątkom. Na Wilsona polują tajemniczy ludzie. Efektem konfrontacji z nimi jest to, iż Deadpool niespodziewanie budzi się w … Korei Północnej. W tym totalitarnym państwie, w którym mocno czuć twardy reżim, ponownie o sobie przypomina tajna organizacja związana z programem Weapon Plus. W starciu z nią najemnikowi towarzyszą Kapitan Ameryka oraz Wolverine. Jakby nie patrzeć bohaterowie ci również są dziełem mrocznych eksperymentów i efektem żmudnych prac nad stworzeniem super żołnierza. Ta część komiksu prowadzona jest w zupełnie innym tonie. Na boczny tor zszedł specyficzny humor Deadpoola. Wilson musi zmierzyć się z własną przeszłością i konsekwencjami czynów popełnionych w okresie przedstawionym w pierwszej części albumu. Na jaw wychodzą m.in. kolejne eksperymenty prowadzone na ludziach z wykorzystaniem czynnika regeneracyjnego pozyskanego od Wade’a. Efekt tego jest taki, iż otrzymujemy zupełnie odmienną historię, niż te do których zdążył nas przyzwyczaić Deadpool. Choć humoru w niej nie brakuje, całościowy odbiór jest inny. Można odnieść wrażenie iż jest to bardziej dojrzały i momentami poruszający komiks.

Bardzo dobrze do charakterów obydwu historii pasuje oprawa graficzna komiksu. Autorem rysunków pierwszej, luźniejszej części jest Scott Koblish. Jego kreska jest lżejsza i idealnie nadaje humorystyczny ton fabule. Declan Shalvey natomiast znakomicie buduje mroczny klimat drugiej części. Jego sceny są ostrzejsze, bardziej surowe i idealnie przekładają się na mocniejszy odbiór tej historii.

Tradycyjnie wydawnictwo Egmont na koniec przygotowało zestawienie wszystkich oryginalnych okładek do zeszytów wchodzących w skład tego albumu. Urzekają one nie tylko humorem i nawiązaniem do popkultury ale i ogromem detali.

Podsumowując „Dobry, zły i brzydki” to kolejna bardzo udana pozycja wydana przez Egmont w serii Marvel NOW. Jest to świetny album, który szczerze polecam nie tylko dla fanom Deadpoola (ich pewnie nie trzeba namawiać do zapoznania się z tym tytułem). Na pewno opowieść ta przypadnie do gustu i zainteresuje każdego, komu przygody wszelakich superbohaterów nie są obce. Dodam, iż znajomość poprzednich albumów i przygód Wilsona nie jest szczególnie wymagana.

Dział: Komiksy
środa, 19 październik 2016 15:19

Harry Potter – magiczna ogólnopolska premiera

„Harry Potter i Przeklęte Dziecko” – najbardziej wyczekiwana książka ostatniej dekady pojawi się na księgarskich półkach 22 października. Ale fani będą mogli ją zdobyć już o północy (21/22 października). Dziesiątki tysięcy wielbicieli świata magii i czarodziejów spotka się na nocnej premierze w największych Empikach w Warszawie, Łodzi, Katowicach, Rzeszowie, Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu, Krakowie i Gdańsku.

Dział: Wydarzenia
środa, 19 październik 2016 08:07

Sztorm

Z wielką niecierpliwością czekałam na moment, w którym Sztorm pojawi się na polskim rynku książkowym.
Po wiosennej lekturze Wiru, stałam się zadeklarowaną zwolenniczką tego typu historii i tego autora. Dramaty kryjące się w zaciszu małych norweskich miejscowości, zadawnione tragedie, zmowa milczenia i przypadek, decydujący o tym, że sprawa wraca na wokandę.
Na krótki czas, poznany w pierwszym tomie Rino Carlsen, przenosi się z Bodo do pobliskiego Reine. Akurat ruszyło tam nowe śledztwo w związku ze znalezionym w skalnym osuwisku szkieletem nastolatka. Ślady na kościach sugerują długotrwałą przemoc domową. Rozpoczyna się grzebanie w przeszłości, co jest o tyle trudne, że liczba mieszkańców Reine jest bardzo mała, a ludzie raczej niechętnie rozmawiają z policją.
Równolegle z prowadzonym przez Rino dochodzeniem śledzimy losy tajemniczego pacjenta domu opieki, ofiary straszliwych poparzeń, które odebrały mu zdolność mówienia i w ogóle porozumiewania się z otoczeniem. Od razu mamy świadomość, że to, co go spotkało jest w pełni zasłużone i nie współczuje mu się zbytnio. Czy nie nazbyt pochopnie?
Poznając lepiej środowisko Lotofów (z norweskiego nabrzeże) Rino odkrywa tajemnicę rysowanych dziecięcą ręką masek. Czy poskłada układankę w całość, zanim będzie za późno?
Trochę brakowało mi w poznanego w tomie pierwszym Niklasa Hultina. Żywię ogromną nadzieję, że autor nie porzuci tej postaci i da jej szansę w kolejnych swoich powieściach, gdyż moim zdaniem ma ona ogromny potencjał, który można wykorzystać i na gruncie zawodowym, jak i prywatnym. Sam Rino Carlsen to mężczyzna zupełnie zwyczajny. Łysiejący rozwodnik, nie umiejący dogadać się z byłą żoną, o którą jest trochę zazdrosny, jak i z dorastającym synem, który zmaga się z tak nielubianą w szkole nadpobudliwością psychoruchową. Żaden z niego wybitny detektyw, jest jednak dociekliwy, a to ważna cecha w tym zawodzie.
Powieść składa się z krótkich rozdziałów: najdłuższy ma trzy, a najkrótszy tylko pół strony, co ma swoje plusy i minusy. Oszczędność w słowach daje wrażenie migawek; szybko przeskakujemy między scenami w domu opieki, śledztwem prowadzonym przez Rino oraz innymi kluczowymi bohaterami, takim jak miejscowy jąkała, czy szef lokalnego posterunku policji. Dzięki temu akcja dość sprawnie biegnie do przodu. Z drugiej strony, miejscami miałam wrażenie niedosytu, bo informacje podawano bardzo skąpo.
Intryga jest dość złożona i trudno domyślić wszystkich powiązań, ale dzięki temu, że w sprawę jest wmieszanych tyle osób, tak dobrze się czyta. Kiedyś to poczucie dezorientacji trochę mnie irytowało. Teraz już wiem, że wystarczy dać się ponieść wydarzeniom. Po drodze to, co mało istotne odpadnie, a to co ważne zostanie i wszystko stanie się bardziej klarowne.
Pierwsza część zatytułowana Wir podobała mi się bardzo, Sztorm trochę mniej, ale biorąc pod uwagę całokształt czyli zimny, północny klimat, przysłowiowe trupy pochowane w drewnianych szafach oraz ciekawe powiązania między mieszkańcami i tak wychodzi na wielki plus.
Sztorm można czytać bez znajomości pierwszego tomu, dlatego polecam każdemu czytelnikowi, który ma ochotę na skandynawskie klimaty.

Dział: Książki
środa, 19 październik 2016 08:03

Lodowata pustka

Sięgając po Lodowatą pustkę, stałam się poniekąd ofiarą własnej nieuwagi, co miało swoje dobre, jak i złe strony. Dlaczego? O tym poniżej.
Gdy w środku nocy do domu detektywa Jonathana Stride'a puka przemarznięta i zakrwawiona dziewczyna, w mężczyźnie budzą się przykre wspomnienia. Dziewczyna to 16-letnia Catalina Mateo prostytutka i narkomanka. Uciekinierka twierdzi, że ktoś próbował ją zabić i od dłuższego czasu nastaje na jej życie. Detektyw bardzo chce jej wierzyć, głównie ze względu na pamięć jej matki, z którą łączył go związek uczuciowy. Czy jednak dziewczyna śpiąca z nożem w bucie, w otoczeniu której co raz to ktoś ginie, może być godna zaufania? Czy rzeczywiście ktoś jej zagraża, czy też może to ona jest właściwym zagrożeniem? Zapoczątkowane w ten sposób śledztwo wikła się, wciągając w to kolejne osoby, a zamknięta przed laty sprawa włamania u znanego polityka odżywa na nowo.
Przyznaję bez bicia, że nie doczytałam uważnie informacji, że powieść jest literackim powrotem detektywa Stride'a. Dlatego na początku lektury, gdy poznawałam kolejne szczegóły z życia bohaterów, zaczęłam się czuć jakby mnie coś ominęło. Nie lubię tego uczucia, przykra jest dla mnie sama niewiedza na temat tego, co się już wydarzyło, a o czym nie czytałam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że czytana przeze mnie książka jest kolejną częścią serii o tym bohaterze i to szóstą z kolei. To była niemiła strona pierwszego spotkania z mieszkańcami Duluth.
Druga strona, znacznie przyjemniejsza, jest taka, że po przeczytaniu Lodowatej pustki, chętnie zapoznam się z innymi przygodami detektywa i jego współpracowników.
Do gustu przypadł mi sposób prowadzenia śledztwa, stopniowo odkrywane przed czytelnikiem szczegóły oraz spora garść prywatnych perypetii policjantów z komendy. Jonathan Stride to bardzo interesujący człowiek, generalnie porządny facet, choć rzecz jasna nie ustrzegł się pewnych życiowych błędów. Podobnie jego partnerka Maggie czy była dziewczyna Serena. Jeśli o mnie idzie, wolę powieści, gdzie życie prywatne policjantów idzie na równi ze sprawami kryminalnymi. Dzięki temu powieść nie tylko lepiej się czyta, ale też mocniej odbiera się poznawane postaci. Są one po prostu prawdziwsze i ciekawsze.
Pomijając początkową irytację związaną z tym, że książka okazała się częścią serii, jestem z niej bardzo zadowolona. Żyjąca na marginesie społecznym Catalina to bardzo intrygująca bohaterka i przez długi czas tak naprawdę nie wiadomo, czy faktycznie ktoś ją ściga, czy też może to ona sama jest zagrożeniem dla osób z własnego otoczenia. Szybko okazuje się, że sprawa nastolatki to jedynie mała część większej intrygi, w którą zamieszani są ważni obywatele miasta. Kto nie lubi takich historii? Ja lubię bardzo, zwłaszcza te momenty, gdy już mam podejrzenie co do tożsamości tajemniczego prześladowcy. Okazuje się, że moja pierwsza myśl była prawidłowa, ale potem porzuciłam ją, bo wydała mi się zbyt oczywista.
Lodowata pustka to dobry thriller z ciekawie wykreowanymi bohaterami i światem przedstawionym, który mam nadzieję poznać dokładniej dzięki innym tomom cyklu. Polecam powieść czytelnikom szukającym dla siebie lektury na długi jesienny wieczór.

Dział: Książki
sobota, 15 październik 2016 15:16

Kamienne anioły

Po książkę Kamienne anioły sięgnęłam z ogromną przyjemnością. Po dwóch pierwszych tomach serii, Szklanych dzieciach i Srebrnym chłopcu, miałam wręcz pewność, że trzeci będzie równie dobry. I nie zawiodłam się.

Bohaterką wiodącą książki tym razem jest Simona, przyjaciółka Billie. Dziewczynka przyjeżdża do Ahus, by spędzić ferie wielkanocne z ukochaną babcią. Jednak nie wszystko idzie tak, jak sobie dziewczynka zaplanowała. Babcia jest dziwnie smutna i zamyślona, a w niezamieszkanych pokojach słychać dziwne odgłosy. W dodatku stojące w ogrodzie kamienne posągi nieznacznie się poruszają! Zaniepokojona dziewczynka prosi o pomoc przyjaciół Billie i Aladina. Młodzi detektywi amatorzy staną w obliczu wyzwania, jakim jest zagadka wielkich posągów oraz stara historia miłosna sprzed wielu, wielu lat.

Z przyjemnością mogę powiedzieć, że trzecia część cyklu trzyma poziom swoich poprzedniczek. Zaściankowe Ahus, mimo że małe, kryje w sobie wiele tajemnic, czekających tylko, by ktoś dociekliwy i wścibski je odkrył.

Fabuła Kamiennych aniołów skupia się na przeszłości położonego nad morzem domu, w którym mieszka babcia Simony. Kiedyś był to luksusowy pensjonat, dziś większość pomieszczeń stoi pusta. Simona i jej przyjaciele przekonują się, że dom kryje w sobie wiele sekretów. Czy posągi w ogrodzie faktycznie się przemieszczają? Dlaczego stary magnetofon na zmianę się psuje i działa? Kim była Majken? I czego oczekują głosy z Pokoju Westchnień? Tajemnic jest sporo i nasi bohaterowie będą mieli ręce pełne roboty. To pierwszy wątek powieści utrzymany w nieco gotyckim klimacie.

Drugi, poważniejszy, dotyczy babci Simony i jej choroby. Każdy z głównych bohaterów stracił bliską osobę. Billie długo zmagała się ze śmiercią ukochanego taty, Aladinowi umarł dziadek, a teraz Bilie i jej rodzina muszą zmierzyć się z chorobą babci Małgorzaty. W wielu książkach dla dzieci zazwyczaj wszystko, czasem w cudowny sposób, kończy dobrze. Tymczasem w serii Szklane dzieci, autorka nie oszczędza uczuć bohaterów. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest wobec nich okrutna, ale pilnuje, by w jej opowieściach panowały realizm i zasada prawdopodobieństwa, ucząc w ten sposób młodego czytelnika, że jeśli ktoś jest chory, to może umrzeć, albo jeśli rodzina ma kłopoty, to może udać się za chlebem tam, gdzie niechybnie go znajdzie. Bardzo podoba mi się takie ujmowanie tematu.

Wspólne rozwiązywanie zagadki Kamiennych aniołów było dla mnie wielką przyjemnością. Co prawda nieco już wyrosłam z tej kategorii wiekowej, do której książka jest skierowana, ale co tam.

Polecam lekturę trzeciej części Szklanych dzieci amatorom prostych zagadek detektywistycznych oraz szukającym dla siebie lekkiej, ale mądrej historii na jesienne, wietrzne popołudnie.

Dział: Książki
piątek, 14 październik 2016 19:47

Premiera: Eventide 2: Lustro Czarnoksiężnika

Eventide 2: Lustro Czarnoksiężnika - druga część bardzo ciepło przyjętej gry, która powstała przy współpracy Artifex Mundi oraz The House of Fables ukazała się na rynku w czwartek, 13 października.

Dział: Z prądem
piątek, 14 październik 2016 18:57

Okrutny miecz

Niektórzy czytelnicy lubią wydania kieszonkowe, inni wolą twarde lub miękkie oprawy, ilustracje czy specyficzny sposób szycia. „Okrutny miecz”, drugi tom serii „Syn zdrajcy” to książka należąca do rzadkiego gatunku „wydań cegiełkowych”. W tym specyficznym przypadku można nie tylko zaczytać się w lekturze, ale również użyć książki jako narzędzia do obrony własnej.

Jak dowiadujemy się już z ostatnich stron pierwszego tomu - cesarz zostaje porwany, a to poważnie zmienia plany Czerwonego Rycerza. On i jego kompania znów są potrzebni, tylko czy uda im się cokolwiek zdziałać gdy tak wiele wydarzeń i osób chce im przeszkodzić? Czerwony Rycerz toczy bitwy na wielu frontach i wszystkie te walki zamierza ostatecznie wygrać.

Tym razem Miles Cameron jeszcze bardziej pogrążył się w swoim własnym chaosie. Setki pomysłów, wydarzeń i postaci. Momentami naprawdę ciężko się w powieści odnaleźć. Nie dziwię się, że obecnie wydawnictwa stawiają na dzielenie książek na niezbyt obszerne części, bo z „Okrutnego miecza” mogłaby powstać cała trylogia. Przynajmniej połowa powieści jednak odbiega od głównej linii fabularnej, a szkoda, ponieważ to ona była w książce najciekawsza.

Natomiast zdecydowanym plusem powieści są genialne, niezwykle plastyczne opisy (zwłaszcza scen batalistycznych), jakie potrafi tworzyć Miles Cameron. Pisarz kreuje je w taki sposób, jakby całą scenę widział na żywo i opisywał to co ma tuż przed oczami. Podobał mi się również fakt, że sam autor potrafi odnaleźć się w swoim chaosie i wątki fabularne splata w logiczną, zgodną chronologicznie całość. Nie pomija również wydarzeń z „Czerwonego Rycerza” tylko kontynuuje je jakby nigdy nie zostały przerwane.

Przygoda, zawiłe intrygi, ciekawe wydarzenia i dobry humor - pod tymi względami powieść nie ustępuje poprzedniemu tomowi. Sporo elementów jednak niestety się popsuło (jak choćby styl autora czy kompletne zepchnięcie na margines, bądź co bądź, głównych wydarzeń). Niekiedy powieść się nieco dłuży, czego praktycznie nie można było dostrzec w części pierwszej.

Przyznam, że szczerze liczę na to, iż wraz z kolejnymi tomami Miles Cameron powróci do pierwotnej formy powieści. Niezwykle miło wspominam przygodę z „Czerwonym rycerzem” natomiast „Okrutny miecz” niestety podobał mi się znacznie mniej. Wciąż jednak jestem ciekawa tego co jeszcze może się wydarzyć w świecie Czerwonego Rycerza i liczę na to, że moja ciekawość nie wygaśnie wraz z kolejnym tomem serii.

Dział: Książki
piątek, 14 październik 2016 08:08

SuperFarmer & Borsuk

Karol Borsuk, matematyk i profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wymyślając w 1943 roku grę „Hodowla zwierzątek", na pewno nie spodziewał się, że jego pomysł przetrwa prawie 70 lat i będzie kontynuowany w różnych odsłonach. Wydawnictwo Granna, najpierw, w latach 90, wypuściło na rynek reedycję pod nazwą „SuperFarmer" opierając się na oryginalnych zasadach profesora (zostały one spisane na podstawie ustnych przekazów, gdyż prawdopodobnie nie zachował się żaden kompletny egzemplarz „Hodowli zwierzątek"). Autor wydania, Michał Stajszczak, wprowadził również nowy, bardziej dynamiczny wariant gry. „SuperFarmer" podbił nie tylko polski rynek, ale trafił również w różnych wersjach językowych do 20 krajów na całym świecie. W międzyczasie ukazała się również kontynuacja przygód na farmie pt. „Rancho" lub inna gra o podobnej mechanice – „Ufo Farmer”. W tym roku wydawnictwo Granna z okazji swojego 25-lecia istnienia przygotowało specjalną limitowaną edycję „SuperFarmera”. Wydanie to wyróżnia nie tylko zewnętrzna oprawa graficzna, ale również specjalny dodatek Borsuk, który został przygotowany przez Michała Stajszczaka i jest hołdem dla legendarnego twórcy.

Czy zabawa w hodowanie i rozmnażanie zwierząt może bawić kolejne pokolenie, które wychowywane jest na grach komputerowych i telewizji? Czy „SuperFarmer" wzbogacony dodatkiem Borsuk wnosi świeżość do rozgrywki?

Strona wizualna

Pudełko limitowanej edycji gry zostało tradycyjnie wykonane solidnie. Jest tych samych wymiarów co m.in. wcześniejsze jubileuszowe wydanie, „Rancho” czy „Ufo Farmer”, dlatego fajnie prezentuje się na półce wśród kolekcji gier wyd. Granna. W pudełku znajdziemy cztery kartonowe plansze, 120 okrągłych kartoników z wizerunkami zwierząt, cztery figurki dużych psów, dwie figurki małych psów oraz dwie dwunastościenne kostki. Gra zawiera dodatkowo tekturową figurkę borsuka wraz z instrukcją wyjaśniającą zasady wprowadzonego rozwinięcia. Świetne, śmieszne i karykaturalne ilustracje ponownie są dziełem Piotra Sochy (ilustrator m.in. Gazety Wyborczej, Polityki, Newsweeka). Fantastycznie również wyglądają plastikowe figurki psów (identyczne jak w wersji jubileuszowej). Elementy z tworzywa sztucznego (figurki czy kości) są starannie wykonane, zaś żetony czy plansze wyglądają na solidne i trwałe. W instrukcji zasady gry są przedstawione czytelnie i przejrzyście, opatrzone przykładami oraz ilustracjami. Zasady można przyjemnie przyswoić i wytłumaczyć dosłownie w kilka minut.

superfarmer gra

Cel i przebieg rozgrywki

Głównym celem gry jest hodowla zwierząt poprzez ich rozmnażanie i wymianę oraz dążenie do posiadania wszystkich gatunków zanim zrobi to konkurencja. Aby wygrać rozgrywkę, na swojej farmie musimy posiadać co najmniej jednego konia, krowę, świnię, owcę i królika. Gra przeznaczona jest dla dwóch do czterech graczy.

Każdy z graczy otrzymuje swoją planszę, czyli zagrodę, w której będzie hodował zwierzęta. Następnie, kolejno każdy rzuca dwiema kośćmi, aby rozmnożyć zwierzęta. W pierwszych fazach gry, aby uzyskać zwierzę do pustej farmy, musimy na dwóch kościach wyrzucić taki sam gatunek. Przykładowo – dwie wyrzucone owce dają nam jedną do farmy. W następnych turach, jeśli mamy już jakieś zwierzęta, otrzymujemy tyle wyrzuconego gatunku, ile mamy pełnych par (łącznie z tymi z kości). Brzmi skomplikowanie, ale kilka przykładów rozjaśni mechanikę. Na farmie mamy trzy króliki i jedną owcę. Na kościach wyrzuciliśmy królika i owcę. Z ogólnego stada otrzymujemy dwa króliki (trzy nasze i jeden z kości tworzą dwie pary) i jedną owcę (jedna nasza i jedna z kości tworzy jedną parę). Drugi przykład: na farmie mamy pięć królików i dwie krowy. Na kościach wyrzuciliśmy królika i owcę. Ze stada otrzymujemy tylko trzy króliki (pięć naszych i jeden z kości tworzą trzy pary).

Aby nie było tak kolorowo, na kościach widnieją również symbole wilka i lisa. Jeżeli na jednej z kości wypadnie drapieżnik, wychodzi on z lasu i sieje spustoszenie na naszej farmie. Lis zjada tylko króliki, zaś wilk – wszystkie zwierzęta poza końmi. Przed skutkami wywołania wilka lub lisa z lasu chronią odpowiednio duże lub małe psy, które możemy kupić za odpowiednią ilość królików.

Przed każdym rzutem kością możemy dokonać wymiany zwierząt. Na planszy znajduje się ściąga jaką ilość zwierząt danego gatunku wymieniamy na inny gatunek. Przykładowo jedna krowa warta jest trzy świnie, jedna świnia to dwie owce, jedna owca to sześć królików. Możliwe są różne kombinacje, czyli idąc za ciosem dwanaście królików to jedna świnia.

Wrażenia

W dużej mierze nasza wygrana w „SuperFarmera" zależy od losowości. Możemy jednak wpłynąć na nią stosując różne taktyki co do rozmnażania zwierząt, np. skupiać się tylko na królikach, tyle ich uzbierać, aby masowo wymienić je na pozostałe gatunki. Związane jest to z tym, że istnieje większe prawdopodobieństwo wyrzucenia na kościach królika niż owcy czy krowy. Z drugiej strony narażamy się na utratę całego dorobku przy wylosowaniu lisa. Oczywiście jeśli nie mamy małego psa do obrony.

Inna ciekawą strategią jest szybka inwestycja w konia. To jedyny gatunek, którego nie ruszy ani wilk, ani lis. Potem tylko wystarczy czekać na łut szczęścia i wyrzucenie na kościach konia. Zadanie ciężkie, gdyż jest tylko jeden koń, na jednej z kości. Jeśli jednak los się do nas uśmiechnie, wygraną mamy w kieszeni. Dodatkowego konia wymieniamy na dwie krowy, krowę na trzy świnie, świnię na dwie owce, a jedna owca to sześć królików. Tadam! … mamy wszystko.

Warto zagrać również w bardziej dynamiczny wariant gry. W nim grę rozpoczynamy z jednym królikiem (czyli szybciej rozmnażamy zwierzęta), atakujący lis oszczędza jednego królika, zaś atakujący wilk oprócz konia oszczędza również króliki.

Rozgrywka w „SuperFarmera" jest przyjemna i wesoła, choć np. w porównaniu do „Rancha” pozbawiona jest interakcji pomiędzy graczami. Nie przeszkadza jednak to w czerpaniu satysfakcji z zabawy.

Dodatek Borsuk

Borsuk, który pojawił się w Edycji Limitowanej to istny joker. Otrzymujemy go po tym, jak utracimy zwierzęta po pojawieniu się lisa lub wilka. Od tej pory jest on dodatkowym członkiem naszego stada, który staje się odpowiednim zwierzęciem, którego w danym momencie potrzebujemy. Dla przykładu: na naszej farmie mamy tylko króliki i Borsuka. Wyrzuciliśmy na kościach owcę i świnię. W normalnych warunkach nie udało nam się stworzyć pary, aby mieć z niej potomstwo. Jednak możemy wykorzystać Borsuka jako owcę, dzięki niemu utworzymy nową parę i zdobędziemy nowe zwierzę. Wykorzystany Borsuk wraca do ogólnej puli. Jest on również przechodni, tzn. gracz, który w następnej kolejce również zostanie zaatakowany przez lisa lub wilka, podbiera nam Borsuka zanim zdążymy go wykorzystać.

Podsumowanie

Kolejna edycja „SuperFarmera” bawi w taki sam sposób jak wcześniejsze wydania. Oczywiście dużym plusem tej gry jest załączony dodatek Borsuk, który znacznie urozmaica rozgrywkę i wprowadza fajne zamieszanie. Jeśli do tej pory nie spotkałeś się z tym tytułem i szukasz gry, do rozgrywki w którą siądziesz z dziećmi; gry pełnej śmiechu oraz niespodziewanych emocji, „SuperFarmer" jest odpowiedni dla Ciebie. Hodowla zwierząt to zabawa nie tylko dla nowicjuszy, ale również dla starszego pokolenia.


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.

Ilustracja w tekście pochodzi z materiałów wydawcy.


Dział: Gry bez prądu