Rezultaty wyszukiwania dla: Mag
FarMagia
Nie wierzysz, że magia istnieje? Nie wierzysz, że jest kraina, w której koło siebie żyć może Pegaz, gryf i elfy? Może dlatego, że jesteś zbyt poważny, zbyt dorosły, by w twoim życiu było jeszcze miejsce na magię. Niezależnie jednak od tego, czy kiedykolwiek będzie ci dane odwiedzić to magiczne miejsce czy też tylko o nim usłyszysz, nie tylko warto w nie uwierzyć, ale i warto je chronić. Bo ono istnieje tak długo, jak dziewczynki rasy ludzkiej będą wyrażały swą wolę, by występować w charakterze Opiekunek...
Wakacje to jeden z najlepszych okresów w roku, a jednak nie wówczas, kiedy nie ma się ojca, zaś mama musi cały czas pracować i nie może wziąć wolnego. Całe szczęście, że Tereska ma wielką pasję, która dostarcza jej niezwykłych wrażeń i wypełnia całe dnie. Dziewczynka kocha bowiem przyrodę, fascynuje ją świat zwierząt, godzinami potrafi obserwować ptaki, zbiera również wszystko, co z fauną i florą jest związane. Nic zatem dziwnego, że kiedy podczas wyprawy do lasu znajduje dziwne, mieniące się kolorami jajo, to również pragnie dołączyć je do swojej kolekcji. I to nawet wbrew cichemu głosikowi (bynajmniej nie głosowi rozsądku), który stanowczo protestuje. Okazuje się, że ów głosik należy do niewidocznej (nie mylić z niewidzialną!) istoty, zwanej elfem. Emmanuel, bowiem tak ma na imię przedstawiciel tego gatunku, stanowczo ostrzega Tereskę przed przygarnięciem jaja, z którego za parę chwil ma się wylęgnąć ... groźny smok. Przekonana, że każdemu należy dać szanse dziewczynka mimo ostrzeżeń nie niszczy jaja, z którego rzeczywiście wyłania się szybko rosnący stwór. Wbrew temu, co twierdził Emmanuel, smok nie stanowi jednak zagrożenia dla dziewczynki. Co więcej, wydaje się, że traktuje ją jak swoją matkę.
Ta niewiarygodna opowieść stanowi zaledwie wstęp do historii pełnej magicznych stworzeń i niezwykłych wydarzeń, opowiedzianej przez Magdalenę Jasny. Opublikowana nakładem Wydawnictwa ZYSK i S-ka książka, to niezwykła przygoda zarówno dla młodych czytelników, jak nawet tych nieco starszych, którzy wciąż chcą wierzyć w magię. Powieść „FarMagia” rzuca na nas czar, otula niczym ciepły koc, opromienia i przywraca wiarę w dobro oraz ludzką bezinteresowność. A także w istnienie elfów oczywiście.
Wspomniany Emmanuel, jest mieszkańcem FarMagii, czyli krainy elfów, która stanowi jednocześnie swego rodzaju schronienie dla chorych, magicznych zwierząt. Te przychodzą szukając ratunku i ciepłego słowa Opiekunki, czyli ludzkiego dziecka płci żeńskiej. Tylko ono może pełnić tę rolę, tylko ono jest bezpieczne nawet w obecności najgroźniejszych stworów. Tyle tylko, że ostatnia z Opiekunek już dorosła, zatem musiała opuścić swoje stanowisko. Teraz trwają gorączkowe poszukiwania kogoś na jej stanowisko, choć biorąc pod uwagę sytuację ze smokiem wydaje się, że elfy już znalazły wymarzoną kandydatkę.
Tereska ochoczo podejmuje to wyzwanie, choć wymaga to od niej wiele pracy i nauki. Za każdym razem, kiedy używa cudownego klucza, przenosi się do FarMagii, gdzie czas nie płynie, podejmując działania, zmierzające do poprawy zdrowia zwierząt: leczy Pegaza, który nie może wzbić się w powietrze, gryfa cierpiącego na niestrawność, a nawet syrenę Temidę, od lat cierpiącą na łuszczycę. To właśnie podczas zbierania dla niej pajęczyn, stanowiących składnik lekarstwa, spotyka Jonatana, chłopca ze szkoły, który dotąd wyśmiewał się z niej i zaczepiał. Teraz jednak, poza klasą, wydaje się być całkiem sympatyczny, a co więcej dysponuje wielką wiedzą na temat gatunków jaskółek.
Tak rodzi się piękna przyjaźń, w efekcie której Tereska zdradza chłopakowi swój największy sekret, czyli funkcję, jaką pełni w magicznej krainie. Za pozwoleniem elfów zabiera tam nawet chłopca, który wielokrotnie wykazuje się podczas tych wizyt męstwem i odwagą. Te cechy przydadzą się nie tylko w świecie magii – dzieciom przyjdzie bowiem zmierzyć się z niejakim Zygfrydem Gromnym, tropicielem i łowcą dzikich zwierząt, który jest przekonany, że Tereska i Jonatan ukrywają nieznany dotąd gatunek drapieżnika. Niestety, Gromny to nie jedynie niebezpieczeństwo, na które zostaną narażeni. Zagrożenie czai się bowiem wszędzie, nawet w domu Jonatana, który jest ofiarą przemocy w rodzinie...
Jak potoczy się ta opowieść? Czy dziewczynce uda się sprostać wyzwaniu i bezinteresownie pomagać magicznym zwierzętom? Czy dzieci uporają się ze sprawą tropiciela, który wydaje się podążać za nim krok w krok? A wreszcie – czy ojciec Jonatana opamięta się, zanim uderzy syna po raz kolejny? Przekonamy się o tym podczas lektury tej pięknej powieści o odwadze, sile przyjaźni i chęci niesienia pomocy. Pięknie wydana, niezwykle wartościowa powieść, kształtująca postawy i wyraźnie wskazująca młodym czytelnikom kierunek ich działań, to prawdziwy skarb, który powinien znaleźć się w biblioteczce każdego czytelnika. Nie tylko tego najmłodszego ...
Pudełko z guzikami Gwendy
Mistrz powieści grozy, którego zwyczajnie nie sposób nie znać - Stephen King, łączy siły z scenarzystą, redaktorem i nauczycielem pisania - Richardem Chizmarem. W wyniku współpacy powstała bardzo fajna, dająca do myślenia i zmuszająca do zastanowienia, krótka nowela, obok której na pewno nie da się przejść obojętnie. Zapraszam!
Stephen King tak przedstawił powstanie noweli: „Miałem historyjkę, której nie mogłem skończyć a Chizmar pokazał mi jak dotrzeć do końca stylowo i z polotem. To był fajny czas, myślę, że czytelnicy też spędzą mile czas podczas lektury. Jeśli zostaną z pytaniami czy pojawią się sprzeczki – jeszcze lepiej”.
Istnieją trzy drogi prowadzące do Castle View z miasteczka Castle Rock: Trasa 117, Pleasant Road i Schody Samobójców. Każdego dnia latem 1974 roku dwunastoletnia Gwendy Peterson wybierała schody podtrzymywane na mocnych, żelaznych śrubach nad klifem. Na szczycie schodów Gwendy łapała oddech, słyszała krzyki bawiących się dzieciaków. Z oddali słychać uderzenie kija bejsbolowego, to ćwiczący członkowie Ligi seniorów przed charytatywnym meczem z okazji Święta Pracy. Pewnego dnia ktoś obcy woła do Gwendy: „Hej dziewczynko. Podejdź tu, pogadamy sobie”. Na ławce siedzi mężczyzna w czarnych dżinsach, czarnym płaszczu i białej koszuli rozpiętej pod szyją. Na głowie ma mały czarny kapelusz. Nadejdzie czas, gdy kapelusz ten zacznie pojawiać się w koszmarach Gwendy...
Młoda Peterson, która jest bardzo skrytą dziewczynką, która nie jest duszą towarzystwa wśród swoich rówieśników a w domu, traktowana raczej jak powietrze, dostaje nieiwrygonde użądzenie, które może wpływać na losy wydarzeń. Magiczne pudełko z guzikami, ma moc wpływania na ludzkie losy, tworzenia ale także niszczenia wszystkiego, czego zapragnie, nawet całych kontynentów. Jak magiczny artefakt sprawdzi się w rękach młodej dziewczyny, która chce być w końcu zauważona? Jaki cel w poradowaniu prezentu własnie Gwendy miał tajemniczy, starszy Pan w kapeluszu?
Książka to nowela, krótkie opowiadanie, które absolutnie można pochłonąc w jeden wieczór. Jest to całkiem fajna opowieść, mądra, przemyślana i po dobrnięciu do końca, zmuszająca człowieka do refleksji, co jest jej chyba największym atutem. Duet wprawionego rzemieślnika thrilleru i horroru, oraz mało doświadczonego scenarzysty i redaktora, daje całkiem porządną lekturę, której minusem jest jedynie jej zbyt mała objętość. Zdecydowanie polecam!
Król Kier
Postać Aleksandy Polak nie jest mi niestety znana, dość trudno znaleźć też w sieci informację o autorce. Kiedy jednak przeczytałem dość interesujący opis jej książki - najprawdopodobniej debiutanckiej - nie ukrywam, że zachęciło mnie to do sięgnięcia po lekturę. Jak wypada zatem Król Kier, pierwszy tom większej, demonicznej serii?
Alicja - nastolatka, mieszkanka Gdańska, jest w ostatniej klasie liceum i całą swoją uwagę skupia na nadchodzącej studniówce. Do tej pory jej życie przebiegało spokojnie, by nie powiedzieć, że nudno. Jednak los bywa przewrotny, a seria nieprzewidzianych zdarzeń rzuca ją na głęboką wodę magii i miłości. Kiedy poznaje Hadriana z Circus Lumos, wie, że nic nie będzie takie jak dawniej. Tajemniczy chłopak skrywa w sobie niebezpieczną tożsamość. Król Kier to opowieść o demonach atakujących waszą duszę, niszczących was od wewnątrz. Budują w ludziach zło i tak zakorzeniają się w świecie. Im więcej w ludziach ciemności, tym ciemniejszy robi się świat. Im bardziej się im poddajecie, tym są silniejsze. Pokonać je można tylko swoją własną światłością. Sercem.
Początek książki to przede wszystkim postać Alicji - autorka bardzo skrupulatnie buduje nam jej obraz, poznajemy jej charakter, marzenia, życie. Dziewczyna jest zwyczajną nastolatką, która tak naprawdę prowadzi dość statyczne, miejscami nawet nudne życie. Owszem, są sytuacje, w których zaskakuje poczuciem humoru, jednakże jej postać nakreślona jest mało ciekawie. To już od pierwszych stron rzuciło mi się w oczy, i też chyba zaważyło na całościowym odbiorze powieści. Idźmy jednak dalej - fabuła. Ta, chociaż także była dla mnie obiecująca po dość intrygującym opisie, okazała się niestety dość średnia. Sam pomysł na książkę, jeśli spojrzeć by na niego już po lekturze, wypada całkiem OK. Mamy tajemniczy cyrk, który okazuje się magicznym. Wykonanie jednak, jak dla mnie, kuleje. Sama powieść okazała się średnią książką dla młodzieży, w której znajdujemy miłosny trójkąt i bardzo schematyczne, powielane niejednokrotnie problemu ówczesnej młodzieży... W dodatku autorka w pierwszym tomie stroni od magii i fantastyki, a o wspomnianych na początku demonach można zapomnieć. To też w moim oczach stanowi minus.
Fajnie, że na rynku pojawiają się tak licznie książki polskich debiutantów, którzy próbują swoich sił w fantastycznych światach. Muszę jednak przyznać, że ja oczekuje chyba bardziej dojrzałego dzieła. Szkoda, że Wydawnictwa wypuszczają książki raczej niskich lotów, ile razy można czytać słabe naśladownictwo Zmierzchu czy innych, tego typu powieści. Osobiście zrezygnuje z przeczytania drugiego tomu, ale podejrzewam, że młodzież może odnależć w książce obraz swojego życia, i może to zachęcić ich do dalszej przygody z Alicją i jej przyjaciółmi.
Dziewczynka, która wypiła księżyc
Tak.
W tym lesie mieszka wiedźma. Mieszka od zawsze.
Opowieść o Lunie jest klasyczną baśnią.
Kłamię,żeby chronić! Co innego mogę powiedzieć? Nie wyjaśnię im prawdy w sposób, który potrafiliby zrozumieć.
Jest las, jest czarownica, są biedne pożerane dzieci, odważny bohater, gadające zwierzątka, smok, a nawet kruk. Wszystko się zgadza. W Protektoracie od pięciuset lat, czyli dla mieszkańców lasu od zawsze, w Dniu Ofiary składane jest w ofierze najmłodsze dziecko na przebłaganie okrutnej Wiedźmy, zamieszkującej las i mającej władzę nad wiecznie wzburzonym wulkanem. Nad corocznym rytuałem czuwa Rada Starszych i pomocne zawsze Siostry Gwiazdy, z siostrą Ignatią na czele. Królestwo Cattail obarczone tak wielką tragedią tak wielu rodzin, częściej ze względu na ból i rozpacz swoich mieszkańców nazywane jest Miastem Smutku. Bowiem: Poświęcić jedno lub poświęcić wszystkich. Tak działa ten świat. Nie zmienimy tego, choćbyśmy próbowali.
Kim jest Luna? Dzieckiem odebranym matce. Wnuczką dla strudzonej Wiedźmy. Towarzyszką zabaw tyci smoka Fyriana. Nadzieją dla tych, którzy ją stracili, żyjąc w cieniu Wieży Sióstr Gwiazdy. Jest też dziewczynką, która dorastając będzie musiała odnajdując swoje prawdziwe oblicze, stawić czoła Pożeraczce Smutku, która jest równie silna, jak rozpacz ludzka.
Spójrz na lasy! Jakie zdradliwe! Trujący dym, leje, wrzące gejzery i straszliwe niebezpieczeństwa, gdziekolwiek spojrzeć.
Jest też Wiedźma, co to straszliwy los zgotowała mieszkańcom Miasta Smutku.
Klasyczna baśń o czarownicy, lesie, pożeranych dzieciach.
Ale...
Wiedziała, że opowieść może przedstawiać prawdę, ale może też kłamać. Opowieść można naginać, wykręcać i zaciemniać. Kontrolowanie opowieści daje władzę. A komu taka władza przyniosłaby największe korzyści?
Zdecydowanie autorowi. Rozpoczynając lekturę nie spodziewałam się prawdę powiedziawszy tego, co zastałam. Owszem niektóre elementy świata przedstawionego odbiegały od klasycznej wizji baśni i bajek, jednak sam szkielet fabuły mocno osadzony został na kanonie literatury dla dzieci. Zła wiedźma, porywa dzieci, dzielny bohater – w tej roli, podobnie jak zdarza się to w ruskich bajkach, niepozorny człek z gminu o dobrym, szczerym sercu, tutaj w tej roli cieśla Antain – pragnie oswobodzić uciśniony naród spod tyranii. Tyranii, no właśnie, ale czyjej? Jednak, jak zacytowałam wyżej, szata baśniowości zaciemnia trochę opowieść, która z czasem wykręca się i prze w innym kierunku, niż się pierwotnie wydawało.
„Dziewczynka, która wypiła księżyc” to opowieść wielopłaszczyznowa i uważny czytelnik, a im bardziej doświadczony, tym więcej tych płaszczyzn odkryje. Kelly Barnhill w swojej powieści opowiada przede wszystkim o życiu, ale pomimo że dotyka trudnych tematów dojrzewania, śmierci, utraty najbliższych, czy tyranii, to trzyma się dwóch podstawowych zasad: Smutek jest niebezpieczny, a Serce może udźwignąć wszystko. Czytając książkę pani Barnhill od samego początku towarzyszyło mi poczucie, jakbym czytała książkę ze świata stworzonego pod scenariusz animacji Studia Ghibli. Takie tytuły jak „Spirited Away”, „Mój sąsiad Totoro”, czy „Ponyo”, bardzo przypominają właśnie „Dziewczynkę, która wypiła księżyc”. Świat tradycyjnej baśni, przenika się z elementami fantasy. Potwór z Moczarów, Glerk, mikroskopijny smok Fyrian, wnuczka czarownicy, umagiczniona blaskiem księżyca i wiedźma o imieniu Xan. Niby wszystko znane, ale tu odwracają się role, bohaterowie nie są tacy, jak w klasycznej baśni powinni być.
„Dziewczynka, która wypiła księżyc” jest przede wszystkim, ciepłą, pełną nadziei, optymistyczną powieścią fantasy. Kelly Barnhill napisała książkę, która pomimo, że traktuje o rzeczach okrutnych, poważnych, uczy, że serce jest najsilniejsze i przetrwa wszystko, by dać nadzieję nawet tym, którzy zapomnieli, jak dobrze żyć jest w jej blasku. Osobiście jestem zachwycona książką, ponieważ jest to po prostu mądra powieść, która na szczęście nie wpada w parenetyczny ton, i która pozwoli czerpać przyjemność z towarzyszenia Lunie w jej przeobrażeniu się z dziecka w dojrzałą dziewczynkę. Jest to też przejmująca opowieść o dzieciństwie, macierzyństwie i starości. Po prostu o życiu.
Kiedy Bóg zasypia
Motywy słowiańskie w literaturze fantastycznej cieszą się ostatnio coraz większą popularnością. I bardzo dobrze, bo drzemie w nich potencjał i stanowią przyjemną odskocznię od elfów, trolli i innych, typowo nordyckich postaci. Dodatkowym smaczkiem jest łączenie faktów historycznych z elementami fantasy, jednak – jak się okazuje – nie zawsze efekt jest zadowalający.
Akcja powieści Kiedy Bóg zasypia toczy się w czasach nie tylko fascynujących, ale i wyjątkowo tajemniczych, ponieważ na temat wielu ówczesnych wydarzeń niewiele obecnie wiadomo, a na temat innych historycy nadal toczą spory. Rafał Dębski wziął na warsztat sytuację w Polsce po nagłej śmierci Mieszka II, która wywołała chaos oraz pośrednio powstanie ludowe i tzw. reakcję pogańską. Zamieszanie wykorzystali Czesi, którzy najechali Polskę, grabiąc i siejąc zniszczenie.
Tyle mówi nam historia. U Dębskiego ogólny zarys przedstawia się podobnie, przy czym wybuch buntu jest bezpośrednio związany z intrygami żerców, czyli pogańskich kapłanów, którzy chcą powrotu dawnych bogów. Do gry wkraczają strzygi, upiory, wilkołaki i inne stworzenia kryjące się dotąd w gęstwinach lasów.
Główny wątek został podzielony na kilka mniejszych. Możemy więc przypatrywać się obydwu stronom konfliktu, zarówno ludziom dzierżącym władzę, jak i zwykłym wojownikom. A widzimy ich głównie w akcji, bowiem znaczna część powieści skupia się na walkach i mordowaniu. Właściwie niewiele jest scen, w których ktoś by nie zginął lub chociażby nie został ciężko ranny. Dla niektórych czytelników będzie to zaleta, dla innych wada, pewne jest jedno – krew się leje strumieniami.
Co pewien czas pojawia się także drugi, poboczny wątek przedstawiający nietypową historię miłosną. Z jednej strony, to chyba jedna z najpiękniejszych, mimo pewnych makabrycznych aspektów, opowieści o miłości, jaką ostatnio miałam okazję czytać. Z drugiej jednak strony, praktycznie w ogóle nie wiąże się z głównym wątkiem. Świetnie za to by się sprawdziła w roli oddzielnego, niezależnego opowiadania.
Sam pomysł na fabułę to chyba największa zaleta powieści, zwłaszcza że autor wplótł w nią postać Bolesława Zapomnianego i w oryginalny, aczkolwiek mroczny sposób wyjaśnił, dlaczego książę zyskał taki przydomek. Niestety, sam pomysł to za mało, a bazowanie na dość oderwanych od siebie scenach walk, nawet nieźle opisanych i okraszonych dużą ilością krwi, nie wystarczy by w pełni zawładnąć czytelnikiem. Powieści zabrakło nie tylko tego trudnego do zdefiniowania, magnetycznego „czegoś”, wdarł się także do niej pewien chaos, który sprawił, że momentami trudno było się zorientować, której ze stron (pogańskiej czy chrześcijańskiej) dotyczy dany fragment.
Nie spodobało mi się także wyraźnie negatywne przedstawienie religii słowiańskiej i jej kapłanów, którzy bez wyjątku właściwie są żądni krwi i władzy, przebiegli i okrutni. Pogańskie bóstwa i pomniejsze mitologiczne stworzenia również z niewielkimi wyjątkami pragną przede wszystkim siać śmierć i zniszczenie. Z kolei strona chrześcijańska, mimo że tutaj pojawia się kilku zdradliwych typów, pokazana jest jako ta lepsza, której warto kibicować. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy autor nie opowiada się w tak zasadniczy sposób po jednej ze stron, szczególnie że w tym przypadku mamy do czynienia ze znacznie bardziej skomplikowaną sytuacją niż archetypowa walka dobra ze złem.
Nie to jest jednak głównym problemem powieści. Gdyby traktować ją jak książkę czysto fantastyczną, ocena nie byłaby taka zła, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę powyższe zarzuty. W wywiadzie dla portalu W polityce z 13 kwietnia b.r. autor stwierdza:
Poza wątkami fantastycznymi i ewidentnie fikcyjnymi postaciami, zapełniłem opowieść ludźmi i wydarzeniami znanymi ze źródeł i przekazów. Na poziomie realiów można się właściwie uczyć historii czytając takie pozycje.
I to wzbudza mój poważny sprzeciw. O ile nie przeczę, że w powieści pojawiają się postaci historyczne, o tyle z pewnością trudno uznać ją za źródło merytorycznej wiedzy. Poczynając od samego kontekstu buntu i wspomnianej reakcji pogańskiej, które miały przede wszystkim charakter społeczny i polityczny, a nie religijny, a na owych postaciach historycznych kończąc. Z lektury można na przykład wziąć za pewnik istnienie chociażby Bolesława Zapomnianego, które wcale takie pewne nie jest, a wręcz przeciwnie.
Pojawiają się też znacznie drobniejsze sprawy, jak choćby nazewnictwo związane już ściśle z realiami. W powieści pojawia się zarówno „zamek” (str. 272), jak i „miasto” (str. 304), o których nikt w pierwszej połowie XI wieku w Polsce nawet nie słyszał. Gwoli ścisłości, słowo „zamek” pojawiło się w języku polskim dopiero w XIV wieku. Można powiedzieć, że to szczegóły, ale skoro autor tak się chwali wiarygodnością realiów, nie powinien popełniać takich błędów. Zwłaszcza że niewykluczone, że może ich być znacznie więcej, tylko jako laik ich nie wyłapałam.
Dlatego naprawdę trudno jest w jednoznaczny sposób ocenić powieść Rafała Dębskiego. Jej ocena na pewno będzie zależała od oczekiwań czytelnika. Jeśli zaś szukacie realistycznych odniesień do historii, poszukajcie innej lektury. Jeśli jednak szukacie krwawego fantasy z dużą ilością walk i całkiem niezłym klimatem, powinno Wam się spodobać.
Nowe komiksy paragrafowe od Foxgames
W maju ukażą się kolejne komiksy paragrafowe od Foxgames, polecamy wszystkim miłośnikom nieszablonowych przygód, którzy ubóstwiają przżywać przygody, w których stają się bohaterami.
Trucicielka królowej
Pierwszy tom nowej serii fantasy, która ma wszelkie szanse, by podbić serca polskich czytelników ukaże się na początku czerwca pod naszym patronatem.
Sześciotomowa seria Królewskie źródło Jeffa Wheelera to opowieść o fascynującym świecie pełnym magii, tajemnic, nadprzyrodzonych zdolności, lecz także niewolnym od okrutnych walk o władzę i zdrad. Nieprzeciętni bohaterowie i polityczne dramaty to mieszanka, która zachwyci zarówno dorosłych czytelników, jak i nastolatków.
Miszmasz!
Miszmasz! to dynamiczna, szybka gra towarzyska na spostrzegawczość i refleks, która sprawdzi się świetnie zarówno, jako gra rodzinna, jak i imprezowa. Nie można by spodziewać się czegokolwiek innego biorąc pod uwagę fakt, że projektantem Miszmaszu! jest Tom Vuarchex, ten sam, który stworzył Jungle Speed. Jeśli dołączymy do tego niewielkie rozmiary gry oraz fakt, że zbliża się okres wakacji, wyjazdów młodzieży na obozy, to znajdziemy idealną grę na zbliżający się letni sezon.
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3
Autorzy bardzo lubią kończyć książki w jednym z najlepszych jej momentów. Jest to niebywale okrutne, jeśli nie mamy pod ręką kolejnych części powieści. Jarosław Grzędowicz również postanowił dołączyć do grona pisarzy-brutali i zakończył tom drugi „Pana Lodowego Ogrodu” w bardzo emocjonującej chwili. Na szczęście tom trzeci szybko znalazł się w moich rękach i mogłam dalej śledzić losy swoich „ukochanych” – Vuko i Filara.
„Pan Lodowego Ogrodu 3” tempem akcji bije poprzednie tomy na głowę. Tyle się w nim działo, że nie oderwałam się od książki nawet na chwilę, a ta nagle... po prostu się skończyła. Historia się urwała – z niedowierzaniem wpatrywałam się w ostatnią stronę. W tamtym momencie nie miałam jeszcze tomu kolejnego, więc była to dla mnie najprawdziwsza tortura! Szczególnie, że w tym tomie losy głównych bohaterów w końcu się splatają i zżerała mnie ciekawość, jak ich historia potoczy się dalej, a tu... Grzędowicz po prostu bestialsko urwał opowieść! Byłam zdruzgotana i wściekła, i smutna, ale wciąż zakochana w świecie Midgaardu, bowiem po tym tomie jawił się już w pełni przed moimi oczami. Na samą myśl, że nie znam jeszcze wszystkich jego sekretów, bo przede mną lektura jeszcze jednego tomu, wręcz szalałam z niecierpliwości i radości. Nie mogłam doczekać się kolejnej dawki niepokojących istot, kolejnych walk, starć o władzę, niebezpiecznej gry... i lekkiego pióra Grzędowicza, którym mnie w trzecim tomie niezwykle pozytywnie zaskoczył. Zabawne żarty, puszczanie oka do czytelnika i – przede wszystkim – malowniczy i perfekcyjne splątane wątki. „Pan Lodowego Ogrodu 3” to po prostu majstersztyk!
„Istnieje w świecie siła, która sprawia, że zawsze nadchodzi nowy początek. Z pogorzeliska kiełkują kwiaty, od pnia odrasta młode drzewko, a zmrożona, martwa ziemia staje się żyzną glebą gotową na pług. Szramy zabliźniają się i zmieniają w nowe ciało. Człowiek złamany rozpaczą ociera pewnego dnia łzy, unosi głowę i znowu dostrzega, że świeci słońce. Rany się goją.”
Cykl „Pana Lodowego Ogrodu” jest zdecydowanie jedną z najlepszych serii współczesnej polskiej fantastyki. Rozbudowane, mroczne uniwersum, rewelacyjni bohaterowie, magia, walka o władzę nad światem – to wciąż nie wszystko, co oferuje nam proza Grzędowicza. Żałuję, że to już przedostatnia część tego fantastycznego cyklu, a jednocześnie cieszę się na poznanie zakończenia tej historii. Tom czwarty bez wątpienia będzie kolejnym wielkim – i pozytywnym – zaskoczeniem. Polecam serdecznie każdemu miłośnikowi niebanalnej i nieco skomplikowanej literatury fantastycznej.
Dobble Plaża
Zanurkuj z pluskiem po zwycięstwo wszędzie tam, gdzie porwie Cię fala przygody, dzięki zupełnie nowej, bardzo trwałej i wodoodpornej wersji ulubionej gry rodzinnej!
Dobble Plaża to 30 kart, na których znajdziecie po 6 symboli związanych z morzem i plażą. Na 2 dowolnych kartach zawsze znajduje się dokładnie 1 wspólny symbol. Niezależnie od tego, czy grasz nad jeziorem, na basenie czy w wannie, Twoim celem jest jak najszybciej odnaleźć wspólny symbol i wygrać!