Rezultaty wyszukiwania dla: Mag
Tiffany Obolała. Jak być czarownicą
Zdarza się, że trafiamy na książki, które już od pierwszej strony sprawiają, że czujemy pozytywne wibracje. I choć „Jak być czarownicą” Tiffany Obolałej wizualnie może przywodzić na myśl książkę dla dzieci, w środku kryje się coś naprawdę ciekawego. To podręcznik. Kompendium. Przewodnik duchowy i satyryczna perełka w jednym. Książka, która mówi głosem czarownic z Kredy – mądrych, silnych i do bólu prawdziwych kobiet.
O czym jest książka
To fikcyjny poradnik, napisany z przymrużeniem oka przez Tiffany Obolałą – młodą czarownicę z uniwersum Świata Dysku Terry’ego Pratchetta. Tyle że w praktyce przemawiają przez niego także inne, znacznie bardziej doświadczone wiedźmy, takie jak babcia Weatherwax, niania Ogg, panna Tyk czy babcia Obolała. To one tworzą fundamenty tej „magicznej edukacji”.
Znajdziemy tu porady praktyczne (jak rozpoznać elfa, jak używać miotły, kiedy nie ufać wróżkom), ale też rozważania filozoficzne: czym naprawdę jest magia? Jak być sobą, gdy świat próbuje nam to odebrać? I – może przede wszystkim – jak być czarownicą, niekoniecznie w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Moja opinia i przemyślenia
Nie trzeba być fanem Świata Dysku, żeby docenić ten tytuł. Jasne, osoby znające tomy cyklu wyłapią więcej smaczków, ale nowi czytelnicy z łatwością odnajdą się w tej narracji. Tiffany to postać, którą chce się śledzić – mądra, bystra, czasem złośliwa, ale zawsze autentyczna.
Forma książki jest przemyślana i wielowarstwowa. Narracja łączy się tu z przypisami od innych czarownic, co daje efekt rozmowy i wspólnego dzielenia się wiedzą. Niektóre fragmenty są zaskakująco wzruszające, inne rozbrajająco zabawne. Humor jest pratchettowski do szpiku kości – inteligentny, sarkastyczny, ale nigdy złośliwy. Ogromnym atutem wydania są ilustracje autorstwa Paula Kidby’ego – klimatyczne, dopracowane, momentami wręcz hipnotyzujące. Zachwyca też samo wydanie — twarda oprawa, kredowy papier, elegancki druk, wytłoczenia… książka, którą aż chce się czytać.
Natomiast za warstwą estetyczną kryje się piękne przesłanie. O odpowiedzialności, empatii, sile kobiet i o tym, że czarownicą można być niezależnie od tego, czy nosi się czarny kapelusz.
Podsumowanie
„Tiffany Obolała. Jak być czarownicą” to elegancki przewodnik po magicznym rzemiośle. To książka, która inspiruje, rozśmiesza i zostaje w sercu. Można ją czytać od deski do deski, ale można też sięgać po fragmenty – jak po dobre rady od starej przyjaciółki. Moim zdaniem to tytuł, który rozjaśnia pochmurne dni i daje siłę wtedy, gdy potrzebujemy przypomnienia, że każdy z nas ma w sobie odrobinę magii. Niezależnie od tego, czy urodził się na Kredzie, czy po prostu szuka swojego miejsca w świecie.
Lasy Opalu
Jeśli macie ochotę zanurzyć się w klasycznej, pełnej magii opowieści fantasy, gdzie dzielni bohaterowie walczą z tyranią, a nad światem wisi cień przepowiedni – „Lasy Opalu” to wybór niemal podręcznikowy. Christophe Arleston, twórca „Lanfeusta z Troy”, zabiera nas tym razem do krainy Opalu – świata pełnego gęstych lasów, legend, magicznych kamieni i... bardzo znanych motywów.
Fabuła rozpoczyna się w niewielkiej osadzie, gdzie poznajemy Darko – syna mistrza szkłodzieja. Z pozoru zwyczajny chłopak szybko okazuje się kimś znacznie ważniejszym. Zgodnie z przepowiednią to właśnie on ma moc, by obalić skorumpowany porządek Pięciu Królestw rządzonych przez chciwych Kapłanów Światła. W jego podróży towarzyszą mu nietuzinkowi bohaterowie: bard Urfold, piękny i zwinny Sleilo oraz budzący grozę Ghörg. Razem ruszają w drogę, by sprowadzić wygnanych Tytanów i wyzwolić świat spod jarzma religijnej tyranii.
Pierwsze, co rzuca się w oczy – to dobrze znane schematy. Młody wybraniec z małej wioski? Jest. Mistyczna przepowiednia? Obecna. Dziwaczni towarzysze podróży i Wielka Misja? Jak najbardziej. I choć brzmi to jak zlepek klisz z każdej fantastycznej epopei, Arleston z wprawą balansuje na granicy hołdu i powielania. Narracja prowadzona jest sprawnie, akcja płynie gładko, nie brakuje dynamicznych scen, momentów napięcia i odrobiny humoru. Jasne – nie ma tu nic, co mogłoby zaskoczyć fanów gatunku, ale całość broni się solidnym tempem i lekkim tonem. Komiks daje po prostu czystą rozrywkę – bez zadęcia, za to z dużą dawką przygody.
Graficznie? Philippe Pellet serwuje nam rysunki, które pasują do opowieści, ale czasem brakuje im lekkości czy polotu znanego z „Lanfeusta”. Bywają ujęcia nieco chaotyczne albo zbyt statyczne, ale ogólnie – klimat jest. Lasy, magia, pancerze i urokliwe kadry – wszystko, czego potrzeba w porządnej fantasy. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to komiks raczej dla fanów gatunku niż poszukiwaczy nowości. Jeśli oczekujesz fabularnych twistów czy łamania schematów – lepiej poszukać gdzie indziej. Za to jeśli chcesz odpocząć przy czymś klasycznym, sprawdzonym i... po prostu fajnym – warto dać „Lasom Opalu” szansę.
„Lasy Opalu” to otwarcie serii, które nie odkrywa Ameryki na nowo, ale sprawnie wykorzystuje znane motywy fantasy. Przygoda, magia, walka dobra ze złem i wybraniec z przepowiedni – wszystko to znajdziemy w pierwszym tomie. Choć brak tu oryginalności, klimat historii i tempo opowieści potrafią wciągnąć. To propozycja dla tych, którzy tęsknią za „klasycznym” fantasy – z nutą humoru, przygodą w tle i sympatyczną bandą bohaterów. Dobre wydanie, solidna narracja, przyzwoite ilustracje. Nie hit, ale bardzo przyjemny wstęp do serii.
Amazing Spider-Man Epic Collection. Saga klonów
„Saga klonów” to jedno z najbardziej rozpoznawalnych i kontrowersyjnych wydarzeń w historii Spider-Mana. Zapoczątkowane jeszcze w latach 70., a rozbudowane i przekształcone w latach 90. XX wieku w wielowątkową, intensywną narrację. Wydawnictwo Egmont Polska zdecydowało się na publikację pierwszego tomu tej historii w ramach serii Amazing Spider-Man Epic Collection. gromadząc w jednym, imponującym objętościowo albumie komiksy pierwotnie wydane w różnych seriach pajęczego uniwersum. Efektem jest pozycja istotna zarówno dla fanów klasyki, jak i dla czytelników pragnących zrozumieć fundamenty, na których zbudowano późniejsze narracje dotyczące Petera Parkera i Bena Reilly’ego.
O czym opowiada „Saga klonów”?
Historia rozpoczyna się dramatycznym spotkaniem Petera Parkera z Benem Reillym – mężczyzną, który jest jego genetycznym bliźniakiem, stworzonym wiele lat wcześniej przez szalonego naukowca Milesa Warrena (znanego jako Jackal). Wydawało się, że klon zginął, tymczasem powraca po pięciu latach nieobecności. Wydarzenie całkowicie burzy emocjonalną i psychologiczną równowagę głównego bohatera. Reilly, przywdziewając strój Scarlet Spidera, podejmuje własną walkę z przestępczością. Jego drogi wielokrotnie krzyżują się ze ścieżkami Petera.
Na tle osobistego kryzysu Parkera rozwija się szereg dramatycznych wydarzeń. Pojawiają się nowi przeciwnicy i dawni znajomi – między innymi Venom, Daredevil czy tajemniczy Judasz Podróżnik (Judas Traveller), który obserwuje i analizuje działania obu Spider-Manów, otaczając się grupą równie enigmatycznych współpracowników. To wszystko prowadzi do stopniowego pogłębiania pytań o tożsamość, człowieczeństwo i sens życia, zarówno w kontekście klona, jak i jego pierwowzoru.
Analiza i refleksje
Narracja komiksowa zawarta w pierwszym tomie Saga klonów stanowi interesujące połączenie intensywnej akcji i introspektywnej, psychologicznie pogłębionej fabuły. Szczególnie zasługuje na wyróżnienie wątek Bena Reilly’ego. Choć genetycznie identyczny z Peterem – zmaga się z fundamentalnym pytaniem o prawo do samostanowienia i pragnieniem stworzenia własnej tożsamości. Prowokuje to do rozważań natury egzystencjalnej: czy bycie klonem oznacza automatycznie bycie „mniej” człowiekiem?
Równocześnie w postaci Petera obserwujemy erozję emocjonalnej stabilności – zderzenie z przeszłością, z narastającym poczuciem dezorientacji i rosnącym ciężarem odpowiedzialności. Autorzy – w szczególności J.M. DeMatteis, znany z „Ostatnich łowów Kravena” – świadomie eksponują napięcia emocjonalne. Prezentują bohaterów jako jednostki zmagające się z własnymi słabościami i dylematami moralnymi.
Graficznie tom stoi na wysokim poziomie. Rysownicy tacy jak Mark Bagley, Sal Buscema czy Steven Butler oferują dynamiczne, a zarazem spójne wizualnie kadry, które dobrze korespondują z wielowątkową strukturą fabularną. Styl lat 90. jest tu wyczuwalny – nieco bardziej ekspresyjny, z charakterystyczną kreską i kolorystyką – lecz mimo tego nadal broni się jako estetyka pełnoprawna i rozpoznawalna.
Znaczenie edytorskie i wydawnicze
Wydanie przygotowane przez Egmont Polska jest solidne i skierowane do kolekcjonerów oraz miłośników klasyki. Zawartość obejmuje zeszyty „Web of Spider-Man” #117–119, „Amazing Spider-Man” #394–396, „Spider-Man” #51–53, „Spectacular Spider-Man” #217–219 i „Spider-Man Unlimited” #7. Są to kluczowe epizody wprowadzające tytułową sagę. Budują podwaliny pod jej dalsze rozwinięcie, które w oryginalnych wydaniach amerykańskich liczy kilkadziesiąt zeszytów.
Czytelnik otrzymuje więc esencję wydarzeń, ale także pretekst do zadania pytania o kontynuację – zarówno w kontekście publikacji kolejnych tomów Epic Collection, jak i możliwości wydania całości Clone Saga w oparciu o pełne, jedenastotomowe wydanie amerykańskie.
Podsumowanie
Amazing Spider-Man Epic Collection: Saga klonów to publikacja, która ma bardzo atrakcyjną formą wizualną. To komiks dla prawdziwych miłośników Spider-Mana. Wydanie ma charakter wprowadzający, lecz jednocześnie wystarczająco treściwy, by stanowić samodzielny punkt wyjścia dla dalszego poznawania jednego z najbardziej złożonych okresów w historii pajęczego uniwersum. Warto, by znalazł się na półce każdego czytelnika, który zdaje sobie sprawę, że również komiksy mogą przekazywać głębsze historie.
Śmierć w Kornwalii
Skradziony obraz Picassa od wielu lat budził spore zainteresowanie; każdy, kto znał jego rzeczywistą wartość (i miał na ten cel odpowiednio dużo gotówki) pragnął go odnaleźć. I zarobić na nim krocie, oczywiście. Niestety, dzieło przepadło bez żadnych wieści i nawet najbardziej dociekliwi nie mogli natrafić na ślad po nim. Aż do czasu...
Profesor Charlotte Blake również była zaintrygowana obrazem, jednak o tym, że należała do grona osób poszukujących go, dowiedziano się dopiero po jej śmierci. Nieoczekiwanej, uznanej za morderstwo. Ktoś pragnął posiąść dane, które zebrała kobieta. W notatniku ofiary odnaleziono trzycyfrowy szyfr, policja nie jest jednak w stanie określić, do czego mógłby służyć. To sprawa dla osoby, która wie, czego szuka. I właśnie taką jest Gabriel Allon, światowej sławy szpieg, a do tego konserwator sztuki. Wie, jaką wartość ma obraz, którego szuka. I zdaje sobie sprawę z tego, do czego zdolni są jego konkurenci.
W niemalże niemożliwym do wykonania zadaniu pomaga mu grupa przyjaciół: niezwykle sprytna złodziejka, sławna skrzypaczka oraz brytyjski szpieg, który wcześniej był płatnym zabójcą. Takiej grupie nie może się nie udać.
Zaczynanie serii od dwudziestego czwartego tomu nie jest najlepszym pomysłem. Głównie dlatego, że czytelnik nie ma okazji obserwować, jak rozwijają się postacie i relacje między nimi. Na szczęście historia sama w sobie nie wyglądała na związaną z poprzednimi częściami.
Szpiegowska fabuła to nie do końca to, po co sięgam na co dzień. Tego rodzaju historie raczej nie należą do moich ulubionych i zazwyczaj zgrabnie je omijam. Tym razem jednak postanowiłam stanąć w szranki z serią o Gabrielu Allonie (a przynajmniej jedną z jej części). I przyznaję, że nie był to wybór do końca zły.
To, co mogę powiedzieć na pewno, to że czytelnik nie może narzekać na nudę. Zasadniczo od pierwszych stron dzieje się tu naprawdę dużo. Historia rozpoczyna się od śmierci profesor Charlotte Blake, później robi się jeszcze goręcej. Wygląda na to, że ktoś jest o krok przed Allonem i „usuwa” z jego drogi potencjalnych pomocników w odnalezieniu zaginionego obrazu Picassa. Ten tajemniczy ktoś pragnie tego, co Gabriel - obrazu. I wydaje się przeciwnikiem na miarę naszego sławnego szpiega. Akcja tak wartko gna przed siebie, spotykamy tylu różnych ludzi, że momentami musiałam odkładać książkę, by nieco odetchnąć. I powiązać ze sobą pewne wątki, tak, aby powstała spójna, zrozumiała całość.
W książkach tego rodzaju zawsze bawi mnie fakt, że nie ma w nich miejsca na brzydkich ludzi. A jeżeli już, to zazwyczaj są to tak zwane „czarne charaktery". Nie inaczej jest w „Śmierci w Kornwalii” - główny bohater ma wszystkie przymioty samca alfa, od przystojnego oblicza po błyskotliwy umysł. Podobnie pozostali bohaterowie czy bohaterki, którzy należą do jego „grupy". Mam wrażenie, że to taka cecha książek, a nawet filmów sensacyjnych.
Jak już wspomniałam tematyka co prawda kompletnie nie moja, aczkolwiek nie oznacza to, że książka mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie, było całkiem dobrze. Największym plusem jest to, że ciągle coś się dzieje, więc nie sposób się nudzić. Bohaterowie również są stworzeni w taki sposób, że od razu budzą sympatię (nawet, jeżeli byliby mniej urodziwi). Prowadzone śledztwo było intrygujące, a ja przez bardzo długi czas nie miałam żadnych wyobrażeń odnośnie do tego, jaki będzie finał tej historii i kto stoi za wszystkimi wydarzeniami. Silva doskonale wie, jak wciągnąć odbiorcę w wir tworzonej przez siebie historii, oplatując nas siecią niedopowiedzeń, kłamstw oraz intryg. Aż w głowie rodzi się pytanie - czy na pewno mogę ufać tym, którzy twierdzą, że są po mojej stronie? A może to właśnie pośród nich ukrywa się ktoś, kto ma złe zamiary?
Czy polecam? Zdecydowanie fanom twórczości Silva oraz czytelnikom, dla których książki sensacyjne to chleb powszedni. Ja - mimo że lektura przypadła mi do gustu- raczej spasuję, rozpoczynając i kończąc jednocześnie przygodę z Gabrielem Allonem na tym tomie.
Błogosławieństwo Niebios
Książę Xianle, Xie Lian, wniebowstąpił dwa razy. Dwukrotnie też został z Niebios wyrzucony. Kiedy więc po ośmiuset latach włóczęgi po świecie śmiertelnych pojawia się wśród bogów po raz trzeci, nie obywa się bez chaosu, hałasu i zniszczeń.
Pola kwiatów
Dla tych, co uwielbiają wiosnę i pięknie wydane gry, z pomocą przychodzi wydawnictwo Nasza Księgarnia z ich nową grą „Pola kwiatów".
„Pola kwiatów" jest to gra kafelkowa, której celem jest stworzenie jak najlepszego pola kwiatów, a wygrywa ta osoba, która zdobyła największą liczbę punktów. Cała rozgrywka trwa około godzinę i może w niej brać udział od jednego do czterech graczy. To, że w grę można grać samemu, uważam, za duży atut, ponieważ nie zawsze można znaleźć chętnego kompana lub kompanów do gry, a tak można zagrać w każdej chwili, gdy najdzie nas ochota.
W skład zestawu wchodzi jak zwykle instrukcja gry, 4 plansze, 50 pszczółek, 12 małych i 52 dużych płytek kwiatów, 6 pięciopszczółek, 3 żetony i po jednym notesie, woreczku, słońcu, znaczniku gracza rozpoczynającego oraz polance. Wszystkie te elementy są wykonane z największą starannością. Nigdzie nie ma jakiś niedomalowanych elementów.
Jeśli chodzi o zasady gry, na pierwszy rzut oka mogą wydawać się trochę skomplikowane, jednak są to tylko pozory, a wszystko jest bardzo dobrze wyjaśnione w instrukcji. Sama rozgrywka jest dość spokojna, wymaga od gracza trochę zastanowienia się przy wyborze kafelków, a to za sprawą ograniczonej liczby pszczółek. Trzeba podjąć decyzję, czy warto zaryzykować i przeczekać rundę, czy lepiej od razu zdecydować się na dostępny kafelek. Cała rozgrywka jest podzielona na 3 sezony i dopiero po ich zakończeniu sumowana jest liczba punktów. Grę wygrywa ten, co ma największą liczbę punktów, a jeśli dochodzi do remisu, to zwycięża osoba, która ma większą liczbę pszczółek w ulu.
„Pola kwiatów" mają kilka kombinacji rozgrywki, więc nie jest to gra, w którą zagra się raz i nie ma po co do niej później wracać.
Podsumowując, „Pola kwiatów" są idealną grą dla całej rodziny, jak i dla osób, które wolą grać samemu. Gra łączy w sobie trochę strategii, trochę chęci rywalizacji, ale raczej cała rozgrywka przebiega w spokojnej atmosferze. Wizualnie „Pola kwiatów" bardzo cieszą oko. Liczę na to, że w przyszłości będę trafiała na same tak dopracowane gry.
Niemożliwe życie
Znacie takie książki, które wciągają jak wir już od pierwszych stron? A może wolicie takie, które nieśmiało się rozkręcają, by nagle – zupełnie niespodziewanie – objawić swoje piękno? „Niemożliwe życie” zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Niby spokojna opowieść o emerytowanej nauczycielce, a jednak skrywa w sobie tyle magii, melancholii i mądrości, że aż trudno oderwać się od lektury.
O czym jest książka?
Główna bohaterka, Grace Winters, to siedemdziesięcioletnia była nauczycielka matematyki. Wiedzie ciche, rutynowe życie – aż do dnia, w którym otrzymuje nieoczekiwany list. Spadek. Dom. Na Ibizie. Tak, tej Ibizie, gdzie piasek jest złoty, a morze błękitne jak marzenia. Grace, trochę z ciekawości, trochę impulsywnie, kupuje bilet w jedną stronę i rusza ku przygodzie.
Na miejscu okazuje się, że nic nie jest oczywiste. Przeszłość jej przyjaciółki owiana jest tajemnicą. Wyspa skrywa sekrety, a każda rozmowa, każde miejsce, każdy gest zdaje się mieć drugie dno. Wątek kryminalny miesza się z elementami realizmu magicznego, a całość snuje się jak ciepły wiatr między palmami.
Moja opinia i przemyślenia
Matt Haig po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać o trudnych sprawach w sposób przystępny, ale nie banalny. O samotności, o żalu, o poczuciu niespełnienia, ale też o nadziei. Bo „Niemożliwe życie” to historia, która pokazuje, że nigdy nie jest za późno. Na decyzje. Na zmianę. Na drugą młodość.
Grace nie jest typową bohaterką literacką – nie młoda, nie zbuntowana, nie dynamiczna. A jednak to w niej właśnie jest coś hipnotyzującego. Obserwowanie, jak z każdym dniem na Ibizie zaczyna oddychać pełniej, jak wraca do niej radość, ciekawość i nawet… miłość? – to coś naprawdę pięknego.
Ogromnym atutem książki jest klimat. Wyspa żyje w tej opowieści jak postać – z własnym charakterem, tajemnicami, humorem. Do tego subtelna nuta ekologiczna, jakby mimochodem przemycona, i realizm magiczny, który nie przytłacza, a raczej podkreśla niezwykłość codzienności. Jedyne, co może nieco nużyć, to momenty przestoju – sceny, w których niewiele się dzieje, a akcja zamiera w refleksjach. Jednak nawet one mają swój urok. Dają czas, by pomyśleć. Zatrzymać się.
Podsumowanie
„Niemożliwe życie” to książka delikatna, ale mocna. Magiczna, ale zakorzeniona w realności. Idealna dla tych, którzy potrzebują oddechu, nadziei, może nawet lekkiego kopniaka motywacyjnego. To historia o tym, że czasem trzeba zaryzykować, by odnaleźć siebie. Życie nie kończy się na emeryturze. I że niemożliwe... to często tylko słowo.
Polecam z całego serca – nie tylko fanom Matta Haiga, ale wszystkim, którzy lubią opowieści z duszą.
Zapowiedź: Zwierzyna
Nic tak nie sprzyja dyplomacji jak spotkanie watah pełnych temperamentnych alf. Ale co może pójść nie tak?
Przyjdę po Ciebie nocą
Wylie Lark zajmuje się pisaniem książek z gatunku true crime. Nic więc dziwnego, że najlepiej tworzy jej się w miejscu, w którym doszło do zbrodni. Przybyła bowiem do miejsca, w którym wiele lat temu ktoś nie tylko zamordował trzy osoby, lecz również porwał nastolatkę. Wynajem domu na wsi i odizolowanie się od ludzi ma jej pomóc nie tylko w sprawnym tworzeniu, lecz również w odpoczęciu od prywatnego chaosu.
Zamknięta w domostwie Wylie nie przejmuje się przybierającą na sile burzą śnieżną. To, że wyszła na zewnątrz, to właściwie zasługa jej psa, Tasa. To dzięki niemu zauważyła leżące w śniegu dziecko z raną głowy. Jednak to nie koniec niespodzianek. Ktoś ewidentnie chce dostać dziecko w swoje ręce i sprawić, by milczało.
Spodziewałam się, że ta lektura mnie zainteresuje - w końcu wydawca kusi opisem. Nie przewidziałam tego, że historia stworzona przez Heather Gudenkauf wciągnie mnie bez reszty. W ostatnim czasie bardzo niewiele książek potrafi to uczynić, więc tym bardziej ocena na plus.
Czytelnik nie ma prawa narzekać na nudę, gdyż autorka zaserwowała nam trzy różne historie: dotkniętej tragedią nastoletniej Josie, kobiety bez imienia i jej małej córeczki oraz wspomnianej już Wylie. Z biegiem czasu (i kolejnych stron) mają ze sobą coraz więcej punktów stycznych. Jednak prawdziwe rozwiązanie przychodzi dopiero na finiszu - tak, jak to w dobrym thrillerze powinno być.
Zazwyczaj, jeżeli dana książka posiada kilka wątków, to nie mam problemu z wybraniem tego, który najbardziej przypadł mi do gustu. W przypadku „Przyjdę po Ciebie nocą” jest jednak zupełnie inaczej, gdyż każdy z nich miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie każdego z nich. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego się wydarzyło.
Główna bohaterka, Wylie Lark, wydaje się kobietą z kamienia - skoro pisze o prawdziwych zbrodniach, to nic nie powinno jej ruszyć. Dodatkowo wynajęła dom, w którym doszło do zbrodni, a na to nie zdecydowałoby się zbyt wiele osób. Nawet mimo początkowej paniki, gdy znalazła na wpół zamarznięte dziecko, zadziałała automatycznie. Jej późniejsze zachowanie, odwaga w starciu z niebezpieczeństwem tylko to potwierdza. Jak dowiadujemy się pod koniec, Wylie w młodości przeżyła ogromną tragedię z rodzaju tych, których nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. I zdaje się, że mimo upływu lat ona wciąż w niej żyje, wpływając na jej dalsze wybory.
Nie miałam zbyt dużej styczności z pozostałymi bohaterami powieści, pojawiają się w niewielu fragmentach, co też utrudniło mi wskazanie sprawcy. Być może z tego powodu w ogóle nie spodziewałam się, że to ta osoba jest winna. Trudno mi powiedzieć, czy uznać to za minus, czy plus - raczej preferuję posiadanie możliwości wyboru między postaciami. Nie jest to jednak jakaś ogromna wada.
Jak już wspomniałam na początku, nie można się nudzić przy „Przyjdę po Ciebie nocą”. W każdym rozdziale czeka na nas coś, co wzbudza w nas emocje i niejednokrotnie sprawia, iż przez ciało przebiegają nam dreszcze. Jesteśmy spętani siecią niedomówień, a rozplątanie jej i uzyskanie odpowiedzi to żmudna, acz przyjemna robota, szczególnie dla fanów wszelkiego rodzaju tajemnic.
Zastanawiam się, czego powodem jest szybkość, z jaką przeczytałam najnowszą powieść Gudenkauf. Z jednej strony miała ciekawy pomysł na fabułę, jednak nie mogę powiedzieć, by był bardzo oryginalny. Zresztą, obecnie chyba ciężko o oryginalność. Wydaje mi się, że sporą rolę odgrywa tutaj jej styl pisania, choć nie znam jej poprzednich książek, by mieć porównanie. Prawdopodobnie znaczenie ma również tłumaczenie, które wykonał Robert J. Szmidt, jeden z moich ulubionych pisarzy. A może pozycja posiada to magiczne „coś”, co przyciągnęło mnie do niej i sprawiło, że spędziłam z nią bardzo dobry czas.
Czy polecam? Oczywiście. To jeden z lepszych thrillerów, jakie udało mi się przeczytać w ostatnim czasie. I myślę, że Wy również znajdziecie w niej coś dla siebie.
Historia naturalna stworzeń magicznych
Co jakiś czas w wydawnictwie Harper Kids robi się prawdziwie magicznie. Wszystko za sprawą kolejnych, przepięknie wydanych publikacji, które podbiły już nie jedno czytelnicze serce. Mowa tu o sekretnych księgach przybliżających nam świat magii. W ofercie wydawnictwa znalazła się „Historia naturalna wróżek”, „Historia naturalna syren”, „Historia naturalna magii” oraz najnowsza z nich „Historia naturalna stworzeń magicznych". Jeśli jesteście fanami serii o przygodach Harry’ego Pottera czy kochacie magiczne zwierzęta, których zaciekle bronił Newt Skamander, to jest to książka idealna dla Was. Usiądźcie wygodnie i wraz z autorkami wyruszcie w podróż po świecie w poszukiwaniu magicznych stworzeń.
W roku 2023 premierę miała czwarta książka z magicznej serii historii napisanych przez Emily Hawkins i Jessicę Roux. „Historia naturalna stworzeń magicznych” to kompendium wiedzy o magicznych istotach zamieszkujących kontynenty ziemskie. Tylko ta książka to nie tylko spis magicznych stworzeń. Powstała ona na podstawie zapisków niejakiej Artemis Matsuki, a jej pierwotnym autorem był zoolog Dimitros Pagonis. Oryginalny egzemplarz tej księgi, został znaleziony w magazynie biblioteki Głównej w Atenach. Wydawca jednak pragnie podkreślić, że nie jest w stanie udowodnić istnienia ani Pani Matsuaki, ani Pana Pagonisa, tym samym potwierdzić autentyczność zebranych materiałów. Nie mniej jednak książka wciąga od pierwszej strony, ponieważ niektóre z magicznych stworzeń są ludziom dobrze znane, chociażby z opowieści, legend czy filmów takich jak „Harry Potter”, czy „Fantastyczne zwierzęta". I jeśli mamy na pokładzie fanów tego gatunku, to ucieszy ich zebranie wszystkich magicznych stworzeń, pogrupowanie ich i opisanie właśnie w tej książce.
Na początku warto zaznaczyć, że każda książka z magicznej serii jest przepięknie wydana. Za opracowanie odpowiada Emily Hawkins, natomiast nasze oczy mogą się cieszyć rysunkami autorstwa Jessici Roux. Książka oprawiona jest w twardą oprawę i ma złocone brzegi, dzięki czemu trzymając ją w ręku, ma się wrażenie, że jest to towar luksusowy. Trzeba przyznać wydawcy, że ta seria cieszy zarówno oczy, jak i duszę, ponieważ jest ze starannością wydana i na pewno warta swojej ceny.
Tak jak wspomniałam na początku, książka podzielona jest na części, a każda z nich przypisana oddzielnemu kontynentowi, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, w jakich regionach świata można spotkać poszczególne magiczne stworzenia.
Z bardziej znanych stworzeń, o których w książce wyróżnić możemy bazyliszka, centaura, potwora z Loch Ness, Yeti, jednorożec, hipogryf, trolle, Wielka stopa, smok chiński, Feniks, smok europejski czy gryf.
Ze zwierząt mało znanych lub zupełnie mi nieznanych wyróżnić możemy wyróżnić behemota, kolpie, niksy, pukwudgie, stukostrachy, urayuli, amaroki, wampusy, węże obrwczowe i wiele innych.
Każde ze stworzeń magicznych opisane jest ze starannością i przy obrazkach przedstawiających bohatera, podane są takie informacje jak siedlisko, region, wygląd, wzrost, dieta oraz zachowanie, a także krótka charakterystyka.
Książka znajdzie miejsce w prywatnej kolekcji osób fascynujących się magią, ale będzie także idealnym prezentem dla osoby, która z magicznym światem nie miała dotąd nic wspólnego, a bardzo chce go poznać.