listopad 01, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: MAG

niedziela, 14 luty 2021 17:18

Moc amuletu

Moc amuletu rozpoczyna cykl Midnight Chronicles autorstwa Laury Kneidl i Bianci Iosivoni. Ten tytuł jest dość zaskakujący. Po pierwsze – autorki znane są z powieści, które można zaliczyć do gatunku YA/NA. Po drugie napisanie dobrej powieści fantastycznej nie jest łatwym zadaniem, nawet jeżeli książka skierowana jest do młodzieży.  Czy autorkom udało się stworzyć lekturę, od której nie można się oderwać?

Roxy Blake jest hunterką. Razem ze swoim partnerem, Finnem, patroluje Londyn i szuka różnych dziwnych stworów, duchów, demonów, które odsyła tam, gdzie jest ich miejsce, czyli do podziemi. Dziewczyna skrywa sekret, a czas, żeby wykonać niemożliwe zadane, nieuchronne upływa. Gdy pewnego wieczoru ratuje chłopaka, opętanego przez ducha, Roxy nie spodziewa się, że sprawy nie potoczą się tak jak zazwyczaj. Czynności życiowe uratowanego tajemniczego zanikają, co nie jest „normalne”, więc chłopak ląduje w kwaterze hunterów. Gdy się budzi to okazuje się, że nic nie pamięta. Nie wie kim jest. Mężczyzna nadaje sobie imię Shane i okazuje się, że jest bardzo utalentowany, dlatego rozpoczyna szkolenie na huntera. Jednak okazuje się, że nie wszyscy zmarli odeszli na zawsze, a przywrócenie pamięci bywa bardzo trudne.

To dopiero pierwsza część cyklu, ale ja już nie mogę doczekać się kolejnej. Świat hunterów jest ekscytujący – pełny przedziwnych stworów, magii, różnych dziedzin walki z potworami i innymi kreaturami, a nie wszystko poznaliśmy w pierwszej części. Wydarzenia, które zawarte są w Mocy amuletu, dopiero rozpoczynają prawdziwą akcję, co można wywnioskować po rewelacjach, jakie zafundowały nam autorki w zakończeniu. Tutaj pojawia się zaczątek jednego wątku i coś czuję, że połączy się z dwoma pozostałymi – misją Roxy i przeszłością Shena. Tożsamość mężczyzny jest czarną kartką, a on nie ma żadnych wspomnień z czasu sprzed opętania. Czuję, że nie jest on obojętny dla fabuły, ale to, że autorki nie zdradziły niemal nic na jego temat, jeszcze bardziej podsycało moją ciekawość podczas lektury. Gdyby rozrysować linię akcji całej serii to czuję, że jesteśmy dopiero na samym początku, a to co wydarzy się w kolejnych części bardzo nas zaskoczy. Moc amuletu ma w sobie wszystko to, co ma mieć ciekawa książka; taka, po lekturze której bez wahania sięgnęlibyśmy po kolejną część – intrygujący i mroczny świat pełen potworów, akcję, tajemnice, sekrety i rewelacyjnych bohaterów.

Hunterzy prezentują wachlarz charakterów. Są zwinni, szybcy,  odważni i dowcipni. Roxy skrywa swoje prawdziwe ja za kurtyną sarkazmu, obojętności. Korzysta z życia, ale jednocześnie boi się dnia następnego. Chęć uratowania kogoś bliskiego jest jej siłą napędową; daje jej odwagę. Chociaż wiele o niej wiemy, to nadal jest dość tajemnicza. Shane’a nie da się nie lubić, ale jego zapomniana przeszłość, ze strony na stronę coraz bardzie intryguje. Co kryje się w jego pamięci? Mam nadzieję, ż autorki bardzo nas zaskoczą, bo w Mocy amuletu nie dały zbyt wielu wskazówek. Miałam o wątku miłosnym nie wspominać, ale nie mogę, bo jest on tak poprowadzony, żeby doprowadzić czytelnika do szaleństwa. Czuć chemię między bohaterami, ich wzajemne przyciąganie, ale…  To za mało! Jednak patrząc na to wszystko z drugiej strony, dobrze, że autorki pozwoliły tej relacji się rozbudowywać.

Moc amuletu to bardzo dobra książka. Pełna tajemnic, akcji i magii. Jeżeli polubiliście Nocnych Łowców, to pokochacie Hunterów!

Dział: Książki
niedziela, 14 luty 2021 00:44

Prosta sprawa

„Ludzki umysł jest zadziwiającą maszyną, która lubi sama dopowiadać to, czego nie zapamiętała, żeby stworzyć spójną opowieść.”

Oparta na klasycznych wzorcach sensacyjna powieść. Wiele się działo, scenariusz naznaczony szybkim tempem, nagłe zwroty akcji zgrabnie wybijały ze stałych kierunków fabuły. Powodzenie dociekania prawdy i wymierzania sprawiedliwości nie było obwarowane skomplikowanymi założeniami. Z góry wiedziałam, kto był dobry, a kto należał do złych. Główny bohater cało wychodził z niebezpiecznych opresji, co więcej, zgrabnie pomagał innym w wyjściu z roli ofiary. Bezimienny osobnik, współczesny swoisty rycerz, walczył o słuszną sprawę, wykazywał się niezwykłą znajomością sztuki walki, psychologicznym rozeznaniem ludzi, zmysłem obserwacji i biegłością w dochowaniu tajemnic. Nic nie było w stanie go zaskoczyć, perfekcyjnie znał mroczną stronę ludzkich ułomności, a przy tym los diabelnie i ochoczo mu sprzyjał. Postać wydawała się nie tyle prosta, co nieskomplikowana w obsłudze. Odpowiednie przyciski uruchamiały pożądane zachowania, bez względu na to, czy aktywność inicjował biały, czy czarny charakter. Przeszłość postaci fragmentaryczna, frapująco i intrygująco nakreślona, tkwiłam w zawieszeniu między czymś godnym pochwały a zasługującym na potępienie, wiele zależało od okoliczności.

Komfortowy styl narracji łatwo wiódł po scenariuszu zdarzeń. Choć nie czułam wielkiego napięcia, to przyjemnie śledziłam przebieg niebezpiecznej gry, ratowania z opresji przyjaciela. Sprawy wykazywały tendencję do kumulacji niejasności, stawiania ścian przed prawdą, zderzania się sprzecznych teorii, a to wciągało. Niestety, gangsterzy poruszali się w uproszczonej i oklepanej formie, operatywni i zaradni, lecz bardziej bazowali na muskułach i broni niż bystrości i wyobraźni. Czekam na inteligentnego i przebiegłego mafiosa, cechującego się oprócz nieobliczalności także nieprzewidywalnością. Liczę, że w kontynuacji, finalna odsłona książki sugeruje jej powstanie, otrzymam kryminalistów zdolnych nie tylko do brutalnych czynów, ale również wykazujących się sprytem w działaniu. Może taka postać powstała w poprzednich książkach Wojciecha Chmielarza, jeśli czytaliście, dajcie znać. Moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarza, ale kilka elementów konstrukcji powieści podpowiada mi, że nie ostatnie.

Dział: Książki
piątek, 12 luty 2021 20:05

Nieobliczalny

„Prawda o człowieku wychodzi w trudnych sytuacjach”.

Typowy thriller napakowany dynamicznie zmieniającą się akcją i efektownymi mocnymi scenami. Pomysł na fabułę nie jest nowy, opiera się na utartych schematach, nagłe zwroty w scenariuszu zdarzeń nie są zaskoczeniem, zastanawiamy się jak, a nie, czy coś się stanie. Ciekawie się ogląda, lecz nie trzyma silnie w niepewności, chociaż napięcie stopniowo narasta. W kilku scenach zachowanie głównej bohaterki wymyka się logicznym uzasadnieniom, w końcu taka jest konwencja tego typu filmów. Caren Pistorius dobrze oddaje osobowość ofiary, która może do najsprytniejszych nie należy, ale doprowadzona do ekstremalnej sytuacji potrafi w końcu postawić się oprawcy i zawalczyć o życie swoje i bliskich. Kobieta jest na rozstaju dróg, tuż przed rozwodem, zaraz po utracie pracy, z finansowymi problemami, młodszym bratem na utrzymaniu, matką w domu opieki. Jeden dzień jest wyjątkowo parszywy. Przesadnie reaguje na opieszałość jednego z kierowców po zapaleniu się zielonych świateł. Rachel nie zdaje sobie sprawy, jakie nieobliczalne zło wyzwoliła i z czym przyjdzie się jej zmierzyć.

Russel Crowe gra czarny charakter, trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodzi, wzbudza w widzu niekorzystne odczucia, im dłużej się go obserwuje, tym większej podlegają intensyfikacji. Solidnie sfanatyzowana kreacja, zwłaszcza że charakteryzacja dalece odbiega od gladiatorskiego wizerunku. Patrząc na wzmagającą się frustrację strąbionego mężczyzny, widzimy, jak niewiele potrzeba, by doprowadzić się do szewskiej pasji, wpaść głęboko w obsesję przerażającej zemsty za pozorną zniewagę. Inna osoba staje się zapłonem tykającej bomby nienawiści, pretekstem do odpalenia wściekłości, bez względu na konsekwencje. Szykana zaślepia, nakręca spiralę agresji i bezwzględności, negatywne emocje eksplodują jak wulkan. Problemy osobiste stają się paliwem. Film proponuje niemal dziewięćdziesięciominutową rozrywkę brutalnych scen, ale też poddaje pod rozwagę skutki pospieszności i powierzchowności współczesnego życia. Każdego dnia napływ nieistotnych i przelotnych informacji, wypełnionych przemocą i argumentami siły, natychmiastowe rozpowszechnianie się niepożądanych wzorców i wybujałych ideałów w social mediach i środkach masowego przekazu, ogromna presja w życiu zawodowym i prywatnym. Jednakże, czy nie jest to uproszczenie i generalizowanie? Czy faktycznie coraz więcej z nas drepcze w mroczną stronę?

Dział: Filmy
piątek, 12 luty 2021 19:42

Droga stali i nadziei

„Niekiedy warto obejrzeć się za siebie, by zobaczyć coś przed sobą.

Lubię zaglądać w postapokaliptyczne klimaty, w których człowiek, a nie przyroda, jest sprawcą globalnych katastrof. Poszukiwać źródeł sił i nadziei funkcjonowania w odmienionej rzeczywistości. Interesująco obserwuje się całkowity upadek cywilizacji, odejście tego, co było na wyciągnięcie ręki, uznawane za normalne i przynależne, stanowiło o tożsamości i wyznaczało przyszłość. Kiedy ludzie odbierają sobie wszystko, stawiają się w konieczności walki o każdy dzień, nie mają ogólnej recepty na przeżycie w niebezpiecznych warunkach, wówczas człowiek szybko dociera do najmroczniejszych odsłon swojej natury, ale zaledwie znikoma część ocalonych zastanawia się, jaki procent człowieczeństwa wciąż w nich drzemie. Na jakich zasadach ludzkość zbuduje zalążki nowych cywilizacji? Co przetrwa z przeszłości? A co odejdzie w zapomnienie?

Akcja powieści osadzona jest w dwa tysiące trzydziestym trzecim roku, dwadzieścia lat po tym, jak radioaktywny kwas wypalił większą część planety, a atmosfera bez ozonu dała wstęp wolny popromiennym porażeniom. Przeraża szara goła ziemia, czarne wyspy budynków, okopcony beton i cegły. Wojna globalna doprowadza do ostatecznych rozwiązań i zagrożenia istnienia gatunku ludzkiego, odsuwa człowieka od przyznanej samemu sobie priorytetowej roli na Ziemi, sprowadza do parteru przetrwania. Zmutowani ludzie i zmutowane zwierzęta przejmują stery, opanowują lądy, wody i powietrze, wzbudzają ogromną trwogę i stanowią realne zagrożenie, zdecydowana większość z nich. Patrzymy, jak niawki z czterema mackami zakończonymi ostrymi kolcami wstrzykują toksyczne substancje, czyniąc z ludzi niewolników. Napotykamy krwiożercze owady, pełzające bestie, czarne cienie rzek, skrzydłożerców, śmierdzące padliną bestie.

Dmitrij Manasypow proponuje czytelnikowi nie tylko cykl przygód rozgrywanych w ciekawych epizodach scenariusza zdarzeń, bazujących na schemacie polowania i ucieczki, ale również frapująco prowadzi po mentalności człowieka. Walka dobra ze złem, których granice zacierają się, w jednym ujęciu coś przyjmuje cechy przyzwoitości, humanitarności i sprawiedliwości, za chwilę ukazuje się w świetle okrucieństwa, moralnego potępienia i nieprawości. Czasem, aby podążać własną drogą, nie zbaczać z wyznaczonego celu, mieć szansę na długą wędrówkę, trzeba wypełniać dobre uczynki za pomocą stali. Przemoc rodzi przemoc, nawet jeśli uprawiana w szczytnych celach, a może właśnie najbardziej wtedy. Autor sprawnie lawiruje w odcieniach szarości bohaterów, czyniąc osobowości wyrazistymi a postawy przekonującymi.

Ciekawie przedstawiane są trzy ścieżki fabuły, atrakcyjnie przeskakujemy między nimi, a w finalnej odsłonie z entuzjazmem przypatrujemy się stycznym punktom. Azamat, służył dawniej w jednostkach specjalnych, teraz podąża tropem córki zamordowanego przyjaciela. Morhołtstalker szuka krewnych, obecnie pomaga Darii, dziewczynie z dziwnymi zdolnościami i w osobliwym położeniu. I jeszcze reprezentantka Zakonu Odrodzenia, major Inga Wojnowska, nie cofa się przed niczym, by złapać Darię. Interesująco osadzono postać nadporucznik Jewgieniji Ukołowej, jej przemiana jest symbolem wyrwania z ekstremalnych idei. Dmitrij Manasypow barwnie wpisuje się we współtworzenie Uniwersum Metro 2033 zapoczątkowane przez Dmitrija Głuchowskiego. Warto uwzględnić jego pomysł rozwinięcia historii w planach czytelniczych. Wciągające czytanie.

Dział: Książki

Nie wybierasz Akademii, to Akademia wybiera Ciebie!


Nie miałam pojęcia, że te słowa zmienią moje życie.

Dział: Książki
poniedziałek, 01 luty 2021 15:14

Droga stali i nadziei. Uniwersum Metro 2033

„Metro 2033” Dmitrija Głuchowskiego to kultowa powieść z gatunku science fiction, najgłośniejsza rosyjska książka ostatnich lat.

Dział: Patronaty
poniedziałek, 01 luty 2021 10:34

Szaniec

Szaniec to debiut kryminalny polskiej powieściopisarki Agnieszki Jeż. Intrygujący tytuł, przyprawiająca o dreszcz fabuła… Bardzo lubię kryminały, więc i obok tego nie mogłam przejść obojętnie, zwłaszcza że autorka skupia akcje książki na prowincji, a to idealne miejsce na budowanie intrygi, kształtowanie bohaterów, motanie akcji i skrywania przerażających tajemnic. Jestem dość wymagającym czytelnikiem, jeżeli chodzi o ten gatunek literacki. Książka ma mnie porwać, otumanić, zawładnąć mną tak, abym czuła ciarki przerażenia; abym zaangażowała się w śledztwo prowadzone przez bohaterów. Agnieszka Jeż miała ciekawy pomysł, ale niestety, z wykonanie było już o wiele gorzej.
 
W budynku, który aktualnie jest luksusowym hotelem, a jego przeszłość jest dość mroczna i przerażająca, zostaje odnalezione ciało jednego z gości. Wszyscy mieszkańcy Szańca biorą udział w pewnym wyzwaniu. Na miejsce zostaje wezwana policja i śledczy – nic nie wzbudza podejrzeń, ale czujne oko doświadczonych policjantów i medyków, dostrzeże pewne nieścisłości. Wkrótce okaże się, że zmarły ksiądz został zamordowany. Przez kogo? Nikt nie wchodził tej nocy na teren posiadłości. Sprawę prowadzą sierżant Wiera Jezierska i komisarz Janusz Kosoń.
 
Warstwa kryminalna Szańca jest dobra i nie mam tutaj prawie nic do zarzucenia. Wątki łatwo się łączą, z zaciekawieniem śledziłam rozwój sprawy i chciałam się dowiedzieć, kto jest mordercą. Istotną rolę odgrywa przeszłość zamordowanego księdza – autorka bez ogródek wydobywa wszystko to, za co krytykuje się w dzisiejszych czasach Kościół Katolicki – kumoterstwo, oddziaływanie na władzę na wysokich szczeblach, a także pedofilię, wyciszanie afer, przenoszenie księży, za nic mając psychikę skrzywdzonych dzieci. Nie ma drugiego takiego tematu, który tak porusza społeczeństwo i odsuwa kolejne młode osoby od kościoła. Agnieszka Jeż nie bała się poruszyć tego tematu i zrobiła to dobrze. Tak dobrze, że ma się ochotę własnoręcznie skrzywdzić tych, którzy w niewyobrażalny sposób skrzywdzili dzieci.
 
Jednak o ile warstwa kryminalna, jak i tło społeczne, jest dobrze skonstruowane, tak dużo mogę powiedzieć negatywnego o bohaterach. Chociaż autorka starała się wprowadzić na scenę swojego przedstawienia postacie charakterne, barwne, jak np. pani prokurator, to były one wyraziste tylko przez moment, a później wtapiały się w tło. Nie polubiłam głównej bohaterki, która ma kompleks i wszystko, absolutnie wszystko przelicza na pieniądze. Było to niesamowicie irytujące. Wiem, co to znaczy być w trudnej sytuacji materialnej, ale w przypadku Wiery to było bardzo denerwujące. Była dobrą policjantką, ale słabą bohaterką. W porównaniu ze swoim partnerem, Januszem Kosoniem, jeszcze bardziej traciła.
 
Szaniec to debiut, który ma zarówno dobre, jak i złe strony. Niestety, ilość wad, która uderzyła we mnie w trakcie lektury, zdecydowanie przekreśliła ją w moich oczach. Przyznam się, że od połowy książki, tylko chęć poznania tożsamości zbrodniarza trzymała mnie przy tej lekturze. Odnoszę wrażenie, że autorka skupiła się na warstwie kryminalnej, zupełnie po macoszemu traktując bohaterów.
Dział: Książki
piątek, 29 styczeń 2021 17:19

Klątwa Burzy

Cykle książek, które liczą sobie kilka bądź kilkanaście tomów, są dla potencjalnego recenzenta nie lada wyzwaniem. Historia Mercy Thompson jest tego idealnym potwierdzeniem. Twórczość Patricii Briggs, chociaż ceniona na całym świecie, to twórczość dość monotematyczna. 
 
Opowieść o zmiennokształtnej mechanik, która zadaje się z lokalną watahą wilków to historia znana chyba każdemu miłośnikowi urban fantasy. Właśnie na półki księgarskie trafia 11 tom przygód owej Pani Kojot, więc trzeba przyznać, że z takim bagażem doświadczeń nasza bohaterka nie ma lekkiego żywota. Zastanawiam się, jak podejść do oceny książki, z której strony ugryźć pozytywy, a gdzie zaznaczyć minusy. Nigdy w swoich opiniach nie ukrywałem, że Mercy podoba mi się nie tylko jako bohaterka książek, ale także jako kobieta. Jednak trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jak długo można eksploatować daną postać, aby nadal jej przygody były ciekawe i wciągające. O czym opowiada najnowszy tom?
 
Mercy Thompson musi stawić czoła śmiertelnie groźnemu przeciwnikowi, aby obronić wszystko, co kocha... Jest mechanikiem samochodowym, zmiennokształtną, kojocicą oraz towarzyszką Alfy wilkołaczej watahy Dorzecza Kolumbii. Jednak żadna z tych rzeczy nie jest przyczyną kłopotów, w jakie wpakowała się Mercy, przejmując odpowiedzialność za bezpieczeństwo mieszkańców Tri-Cities. Wtedy wydawało się to właściwym postępowaniem. Miało polegać na ściganiu goblinów-zabójców, kóz-zombie i sporadycznie jakiegoś trolla. Stało się jednak inaczej. Terytorium Mercy zyskało status ziemi neutralnej, miejsca, gdzie ludzie bezpiecznie mogli pertraktować z magicznymi istotami. Rzeczywistość udowodniła, że nikt nie jest bezpieczny. Konfrontacja przywódców politycznych i wojskowych z Szarymi Panami rządzącymi magicznym ludem, sprawia, że na horyzoncie zaczyna zbierać się burza, a jej imię to Śmierć.
 
Książka jest napisana w stylu, do którego autorka nas przyzwyczaiła. Jest lekko, przyjemnie i przede wszystkim szybko. Rozrywka na dwa-trzy wieczory to już dla mnie standard przy cyklu - co w gruncie rzeczy jest plusem, kierując się stwierdzeniem, iż wszystko co dobre szybko się kończy. Trzeba jednak powoli zadać sobie pytanie, kiedy się skończy. Mam wrażenie, że autorka trochę stała się niewolniczką swojej bohaterki. Chociaż w każdym z tomów zawsze znajdę dobrą zabawę i ciekawość, to jednak w moim odczuciu jest to trochę odgrzewany kotlet. Nie jest to już ta sama opowieść, którą zachwycałem się przy pierwszych tomach. Myślę, że powoli wśród fanów wkrada się niepokojące znużenie tematem, naprawdę - i mówię to jako fan - chciałbym jakiegoś porządnego zakończenia tej opowieści.
 
Pomijając to, co wyżej napisałem, "Klątwa burzy" to książka napisana dobrze, dopracowana, poprawnie rozwijająca akcję poprzednich historii. Dla osób, które od lat kroczą za Mercy może być to kolejną fajną przygodą. Moje obawy już poznaliście, co nie zwalnia Was, moi mili, z pominięcia tomu. Kupcie. 
Dział: Książki
czwartek, 28 styczeń 2021 00:26

Tworzyć gry

Gamedev to branża, która w Polsce istnieje już jakiś czas i ma się naprawdę dobrze (co widać chociażby po produkcja CD Projekt Red, żeby sięgnąć po ogólnie znany przykład). Fakt ten wiąże się ze zwiększonym zainteresowaniem młodzieży, która wiąże przyszłość z game designem. Co to znaczy „pracować przy grach”? Jakie kompetencje są do tego potrzebne? I czy naprawdę gamedev to taka ziemia obiecana, czy przeciwnie – minusy takie jak crunch potrafią skutecznie przeważyć korzyści płynące z tego zajęcia? O tym wszystkim pisze Patryk Polewiak w pozycji „Tworzyć gry” – pierwszym polskim poradniku przyszłego pracownika gamedevu.
 
Książka Polewiaka to przejrzysty przewodnik po branży związanej z tworzeniem gier wideo, z uwzględnieniem, co ważne, polskich realiów. Autor wychodzi od odpowiedzi na podstawowe pytania: jak to jest w gamedevie, dla kogo jest to praca i czy lepiej szukać małego studia, czy dużego. W drugim rozdziale Polewiak dokonuje przeglądu najważniejszych ról w branży, wyjaśniając nie tylko, czym różni się edukacja artysty 2D od artysty 3D i czy tester faktycznie po prostu gra w gry, lecz także, na czym polega praca producenta, menedżera projektu i na czym polega odmienność kompetencji dźwiękowca od kompozytora (a że za obie te działki nie odpowiada jedna osoba – to nie dla każdego jest oczywiste). Pomagają mu głosy specjalistów od konkretnych sfer opowiadających swoje historie. Wielogłos to także rozdział o początkach w branży gier, czyli przejście od przeglądu do rad. Nie może bowiem umknąć czytelniczej uwagi, że pozycja Polewiaka zawiera także rozdziały o tym, jak przygotować portfolio i jak szukać pracy w branży. Innymi słowy: poradnik pełną gębą.
 
Przyznaję: szalenie mi się podoba koncepcja tej książki. „Tworzyć gry” to przegląd wszystkich zajęć i ról, jakie można odgrywać w procesie kreacji i produkcji gier wideo wraz z praktycznymi poradami i wskazówkami, dla kogo jest jakie stanowisko i jak się przygotować do prób jego zdobycia. Po lekturze samego wstępu byłam nieco sceptyczna, ponieważ autor przedstawia się jako osoba nie tylko młoda, ale też dzieląca się wiedzą w miarę jej zdobywania. Jestem przyzwyczajona raczej do tego, że ktoś najpierw akumuluje wiedzę, a dopiero potem bierze się za pisanie poradników. W miarę lektury stwierdzam jednak, że w tak dynamicznie rozwijającej się branży to niegłupie rozwiązanie – pisanie na świeżo, ze świadomością, że wiele rzeczy, które człowiek już wie, może się wkrótce zdezaktualizować. Zapewne wiedza „dinozaurów” polskiego gamedevu niekoniecznie przystaje do warunków branży anno Domini 2020. W tym kontekście można się trochę obawiać, czy nie zdezaktualizuje się rychło część poświęcona szukaniu zatrudnienia – ale nie jestem taką ekspertką od branży, by wyrokować.
 
Podoba mi się też, że „Tworzyć gry” to książka, którą można czytać na wyrywki, poskładana z angażujących komentarzy, definicji i osobistych opowieści. Brakowało mi nieco bardziej rozbudowanej warstwy wizualnej – taka książka aż się prosi o ładne ilustracje albo chociaż schematy. Być może niektóre kwestie zostały też opisane zbyt skrótowo, ale „Tworzyć gry” nie pretenduje do miana vademecum wiedzy o robieniu gier, tylko poradnika dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z branżą. Tę zaś rolę spełnia znakomicie!
Dział: Książki

Opętania i czarna magia, pradawne klątwy i rodzinne tajemnice. Joe Hill, mistrz współczesnej grozy, zaprasza do strefy mroku za sprawą komiksowych opowieści, które ukażą się pod szyldem Hill House Comics. Efekty niezwykłej współpracy cenionego pisarza oraz DC Comics, w Polsce będą dostępne dzięki staraniom wydawnictwa Egmont Polska.

Dział: Komiksy