kwiecień 20, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Literackie

wtorek, 27 październik 2020 09:18

Skalpel

Doktor Jessie Teska z przyczyn osobistych musiała zmienić miejsce pracy, a co za tym idzie- miejsce zamieszkania. Uważana przez swoich byłych przełożonych za jedną z najzdolniejszych lekarek medycyny sądowej bohaterka trafia w sam środek dziwnej sprawy, która teoretycznie nie ma żadnych powiązań z inną, lecz w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Najpierw na jej stół trafia młoda dziewczyna ubrana jak prostytutka, której zmasakrowane ciało znaleźli pracownicy hotelu w jednym z pokoi. Policja uznała denatkę za tzw. "muła", czyli osobę wynajmowaną do przemycania narkotyków we własnym wnętrzu. Kilka dni później doktor Teska zostaje wezwana do wynajmowanego przez dwie kobiety mieszkania, gdzie stróże prawa badają okoliczności śmierci jednej z nich. Wszystko wskazuje na samobójstwo, choć bliscy zmarłej przysięgają, iż ta nigdy nie miała żadnego związku z narkotykami. Ponadto denatka była w ciąży -i patrząc na jej otoczenie- cieszyła się z tego powodu. Doktor Jessie Teska za wszelką cenę chce odkryć dziwne powiązanie między tymi dwiema sprawami. Ktoś spośród jej zwierzchników ma jednak zupełnie inne zdanie i chce jak najszybciej zamknąć śledztwo w sprawie młodej samobójczyni. Im większy nacisk z góry, z tym większym zaangażowaniem (i potajemnie) Jessie Teska stara się rozwikłać zagadkę. Nawet za cenę własnego bezpieczeństwa.

Nie miałam okazji przeczytać poprzedniej książki tego pisarskiego duetu pt. Ciało nie kłamie, dlatego też ucieszyłam się, że mogę ich "wypróbować" dzięki najnowszej książce. Praca pracownika kostnicy od zawsze mnie intrygowała (choć sama nie nadaję się zupełnie do tego zawodu), więc ta pozycja była idealną okazją, by zapoznać się z owym zawodem czysto teoretycznie (i wciąż mając na uwadze fakt, iż jest to fikcyjna historia). Czy Skalpel ma w sobie to magiczne "coś", czego nikt konkretnie nie potrafi określić, a każdy poszukuje?

Mam mieszane uczucia względem tej historii. Spodziewałam się czegoś na wzór thrillera medycznego, gdzie nawet tak nie dla wszystkich ciekawe tematy jak tajne wirusy, szpitalne zabójstwa etc. potrafią wciągnąć czytelnika bez reszty. Owszem, po części to otrzymałam, lecz Skalpela nie czyta się jak zwykłej powieści kryminalnej. Tutaj prawda miesza się z fikcją- zmyślona historia z prawdopodobnymi opisami działań lekarzy medycyny sądowej. Podczas lektury nieustannie przyłapywałam się na myśli, że główna bohaterka to rzeczywista postać, dzieląca się z czytelnikami swoimi najbardziej skomplikowanymi sprawami prosto z kostnicy. Cały czas musiałam sobie przypominać, że to fikcja. Z jednej strony to plus, gdyż autorzy poprzez wielość szczegółów dotyczących pracy patologów nadali swej powieści znamion realności, z drugiej jednak w pewnym momencie otrzymaliśmy kompletny... chaos. Przez dłuższy czas nie dzieje się nic wartego uwagi, by po chwili wielość wątków, oskarżeń oraz domysłów nas przytłoczyła. To trochę tak, jakby ów pisarski duet chciał wpakować do jednej historii wszystko, co wiedzą; bez patrzenia na to, że to powieść kryminalna, a nie literatura faktu opisująca pracę lekarzy medycyny sądowej. 

Szczerze powiedziawszy wątek pracy patologów mnie zainteresował, jednak śledztwo samo w sobie już niezbyt. Właściwie od początku możemy się domyślić, o co chodzi- autorzy podsuwają nam dość wyraźne wskazówki, na czym oczywiście traci zakończenie, gdyż nie ma już tego efektu "wow", gdy po długich trudach i znojach czytelnik wreszcie sam dociera do prawdy. Bohaterowie nie przyciągają jakoś uwagi, prócz znanej nam już w literaturze nieustępliwości, która napędza całą historię, doktor Jessie Teska nie ma nam nic do zaoferowania. To nie to, że nie da się jej lubić- po prostu jej postać jest ledwo zarysowana, jest tylko konturem na tle wydarzeń. Kimś, kto musiał znaleźć się w tekście, by fabuła miała sens. 

Skalpel jest książką, po którą raczej nie sięgnęłabym w innych okolicznościach. Wyższą notę otrzymuje głównie przez liczne informacje o pracy patologów oraz przez bardzo dobry styl pisarski literackiego duetu, jednak to za mało, by porwać ze sobą czytelnika. 

Dział: Książki
piątek, 23 październik 2020 10:18

Gaz do dechy

Gdy Twoje życie wisi na włosku, jaka będzie Twoja ostatnia myśl? Będziesz panikować, uciekać, a może właśnie wtedy ogarnie Cię śmiertelny spokój? Będziesz żałować swoich decyzji, płakać, pytać Boga: "Dlaczego ja?!". A może po prostu wciśniesz gaz do dechy i odmówisz pod nosem modlitwę zarezerwowaną dla tych, którzy stracili wszelką nadzieję... ?

Ta grupa motocyklistów nie wiedziała, dlaczego potężna ciężarówka ruszyła ich tropem i zdecydowanie planuje zrobić im krzywdę. Czwórka przyjaciół uznała przejażdżkę na karuzeli pełnej dziwacznych stworzeń za niecodzienną zabawę, a okradzenie gospodarza cyrku za konieczność. Nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że cyrkowe zabawki ruszą ich śladem. Odwiedziliście kiedykolwiek stację Wolverton? Jeżeli nie, to trzymajcie się od niej z daleka... dla własnego dobra.

Trzynaście opowiadań, trzynaście różnych historii, które Was przerażą, zaciekawią lub rozkochają w sobie. Trzynaście strzępków rzeczywistości, okraszonych wydarzeniami oraz istotami nie z tej ziemi. Trzynaście historii, po których będziecie mieć nadzieję, że nigdy nie spotka Was to, co ich bohaterów. 

Joe'go Hill'a nie muszę nikomu przedstawiać; oczywiście, pierwsze co nasuwa się na myśl to fakt, iż znany autor jest synem mistrza grozy, Stephen'a King'a. Ale wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? To, że ów autor wcale nie wybił się na swoim sławnym ojcu, a jego powieści grozy wciągają równie mocno. Sam zapracował na swoje wysokie miejsce wśród pisarzy parających się horrorem. Oficjalnie mogę się określić jako fanka jego twórczości, a przygodę z nią rozpoczęłam dawno temu od książki pt. Rogi.  Sięgając po jego kolejne literackie dzieci wiem, że się nie zawiodę. Pierwsze, co oczywiście rzuca się w oczy odnośnie Gaz do dechy, to fantastyczne wydanie- twarda oprawa, przyciągająca wzrok okładka. Aż ma się ochotę rzucić wszystko i zasiąść do lektury. Wydawnictwo Albatros naprawdę się postarało w tym temacie. 

Wielu spośród nas, czytelników, stara się omijać zbiory opowiadań szerokim łukiem. Szczerze, wcale się temu nie dziwię- do pewnego czasu sama miałam z nimi pewien problem. Ciężko się wczuć w historię, gdy dwie strony później już się kończy, nie mówiąc już o polubieniu bohaterów. Jedne za krótkie, drugie za długie, rozwleczone. Opowiadanie jest jednak gatunkiem, który po kilku próbach da się polubić. A szczególnie, gdy te krótkie formy literackie trafiają w nasze gusta w kontekście tego, co ze sobą niosą- strach, refleksje lub inne, silne emocje.

U pana Hill'a możemy "przebierać" między trzynastoma opowiadaniami: od baaardzo fantastycznych po bardziej racjonalne (o ile można tak określić opowiadania grozy). Chyba jeszcze nie spotkałam się z takim zbiorem, w którym spodobałyby mi się wszystkie historie. W tym przypadku było podobnie, tak więc bez trudu wyłoniłam swoich "zwycięzców". Pierwszym z nich jest opowiadanie pt. Spóźnialscy. Wbrew pozorom dla czytelnika nie jest ono przerażające, a wręcz przeciwnie- czujemy co prawda delikatne ciarki na całym ciele, lecz skłania ono bardziej do refleksji nad życiem, nad ostatnimi chwilami na tym ziemskim padole. Oczywiście, gdyby w prawdziwym życiu spotkało mnie to, co głównego bohatera, to na pewno byłabym nieźle wystraszona, aczkolwiek on poradził sobie z zaistniałą sytuacją bardzo dobrze. Kolejnym z moich ulubionych jest Chryzantemamy, w którym to do końca nie wiadomo, czy to chłopczyk po stracie matki oszalał, czy rzeczywiście znalazła sposób, by kontaktować się z nim z zaświatów. Z kolei opowiadanie Jesteś dla mnie najważniejsza wywołało we mnie ogromny... smutek. Podkreśla, jak bardzo staliśmy się egoistyczni, nie szanujemy uczuć drugiego człowieka (lub robota), liczy się dla nas tylko uroda, gadżety i błyszczenie w towarzystwie. Choć rzecz dzieje się w dalekiej przyszłości, to i tak owa historia jak najbardziej wpasowuje się w czasy nam współczesne.

A na koniec niespodzianka- jakiś czas temu na Netflixie można było obejrzeć horror W wysokiej trawie. Nie miałam pojęcia, że ów film powstał na podstawie jednego z opowiadań Joe'go Hill'a, którym możecie się rozkoszować właśnie w tej książce. Choć przyznam, że ani film, ani literacka wersja nie przypadły mi szczególnie do gustu.

Dla każdego fana grozy Gaz do dechy będzie ciekawą podróżą wgłąb siebie. Poznacie różne wersje koszmaru; nawet na zwykłe pole trawy spojrzycie zupełnie inaczej.

 

Dział: Książki
piątek, 09 październik 2020 10:46

Dla jej dobra

Lata 30. XX wieku; mała Lilly Blackwood nie rozumie, dlaczego jej matka patrzy na nią z taką odrazą, a ojciec -choć kochający dziewczynkę- zgadza się na jej przetrzymywanie na strychu. Wie, że coś jest z nią nie tak, a jednak nie może odkryć powodów niechęci i odosobnienia. Za jedyną przyjaciółkę ma małą kotkę. A jednak tej nocy to, o czym dziewczynka marzyła od tak dawna, wreszcie się spełnia- opuszcza swój pokój i wraz z matką udaje się do rozbitego nieopodal cyrku. Jeszcze nie wie, że rodzicielka wcale nie prowadzi jej na spotkanie z ojcem.

Dwie dekady po tych wydarzeniach Julia Blackwood nieoczekiwanie dowiaduje się o śmierci rodziców i spadku, jakim jest ogromna posiadłość, w której żyła aż do ucieczki spod pieczy apodyktycznej matki. Dziewiętnastoletnia dziewczyna zastanawia się, czy da radę żyć wśród nieprzyjemnych wspomnień, czy znajdzie w sobie siłę, by odpowiednio zarządzać przynależną do posiadłości stadniną. Czuje, że musi chociaż spróbować. Szukając papierów dotyczących domostwa, odnajduje w biurze ojca liczne informacje odnośnie cyrku Braci Barlow oraz zdjęcie nieznanej jej kobiety. Czy jej ojciec ukrywał romans? Czy to dlatego, odkąd Julia pamięta, pił i był tak bardzo nieszczęśliwy... ?

  W zeszłym roku, po wielu entuzjastycznych recenzjach, postanowiłam sięgnąć po To, co zostawiła. Książka przeszła w mojej literackiej codzienności bez większego echa, a jednak skusiłam się na kolejną pozycję od pani Ellen Marie Wiseman- prezentowaną dziś Dla jej dobra. I muszę przyznać, że o ile poprzedniczka mnie nie porwała, o tyle od tej pozycji nie mogłam się oderwać. Szczególnie, że motyw cyrku zdarza się w literaturze niezwykle rzadko, tak więc ów wątek stał się kolejnym plusem na mojej liście. No i oczywiście czy jest coś lepszego niż mroczny budynek, kryjący w swoim sercu mnóstwo sekretów? 

 Julie Blackwood, choć wychowała się w tym gmaszysku przez dziewiętnaście lat, tak naprawdę nie znała rodzinnej historii. Wolała odejść i sama dbać o swoje utrzymanie niż żyć pod palącym spojrzeniem apodyktycznej matki, która zabraniała jej wszystkiego, argumentując swoje zachowanie wersetami z Biblii. Stąd też zdziwienie dziewczyny, że jej dom rodzinny wraz ze stadniną trafił właśnie do niej. Jako że chwilowo ma problemy z pracą i mieszkaniem, postanawia wrócić w miejsce, z którym związane są niemalże same złe wspomnienia. Co prawda jeszcze dużo nauki przed bohaterką w związku z prowadzeniem stadniny, ale na szczęście ma przy sobie zarządcę oraz znajomego weterynarza. Kwestia domu nie frapuje jej tak bardzo, jak odnalezione w gabinecie ojca zdjęcia młodej kobiety oraz pamiętnik ojca, niestety zawierający w sobie zbyt mało sensownych informacji. Dziewczyna zrobi wszystko, aby poznać sekrety jej rodziców. A te mogą okazać się zbyt mroczne...

Historia prowadzona jest dwutorowo: poznajemy Lilly Blackwood, zamkniętą na strychu a później sprzedaną do cyrku przez własną matkę oraz wspomnianą już Julię. Początkowo czytelnik skupia się wyłącznie na okrucieństwie matki, która nie dość, że więziła kilkunastoletnią dziewczynkę na strychu, to jeszcze postanowiła za odpowiednią opłatą oddać ją do cyrku Braci Barlow. Do pewnego momentu nie wiemy, co budzi taką nienawiść w kobiecie względem Lilly, a gdy poznajemy prawdę, jest ona szokująca. Bardzo łatwo jest znienawidzić tę kobietę za to, co uczyniła. Z drugiej strony sprzedając własne dziecko tak naprawdę dała jej wolność, choć się na to nie zapowiadało- po latach spędzonych w cyrku Lilly nawiązuje przyjaźnie nie tylko ze współpracownikami, ale przede wszystkim zwierzętami. Można powiedzieć, że wyszło jej to na dobre.

Gdy w książce pojawia się motyw zwierząt jestem jednocześnie zachwycona i przerażona. Dlaczego? Otóż każdy z nas wie, że większość z pupili w trakcie opowieści umiera. Tutaj również -niestety- natykamy się na śmierć. Dlatego też ta powieść tak bardzo zapadła mi w serce- wywołała prawdziwy smutek, wypełniła oczy łzami, a ból, jaki odczuwali bohaterowie, jest nie do opisania. Zresztą cała ta lektura jest wypełniona emocjami, w znacznej części negatywnymi, choć i tych dobrych nie zabrakło. Okazuje się, że światem nie rządzą wyłącznie źli ludzie, lecz można natrafić wśród tłumu także na dobrą duszę. Szczęście w nieszczęściu że cyrk, do którego oddano Lilly okazał się dla niej wybawieniem.

Mamy tutaj tragiczne wydarzenia, mroczną przeszłość, rodzinne sekrety, ale i dużo, dużo miłości oraz przywiązania, ufności. Dla jej dobra to pozycja, która wciągnie Was bez reszty, a przy tym przynajmniej kilka razy rozszarpie Wasze serce na kawałki. Kto już zna twórczość pani Wiseman, na pewno skusi się i na tę pozycję. Polecam!

Dział: Książki
czwartek, 17 wrzesień 2020 12:32

Fragment: „Przebudzenie cieni”

Do księgarń trafiła właśnie nowa oficjalna powieść w uniwersum gry World of Warcraft firmy Blizzard Entertainment, będąca prequelem dodatku „Shadowlands”. Zanurz się w niezwykły świat opisany przez autorkę bestsellerów „New York Times’a”, Madeleine Roux…

Dział: Książki
czwartek, 10 wrzesień 2020 16:54

Wyrwa

Kiedy Janina ginie w wypadku samochodowym, Maciej nie potrafi się pozbierać. Nagle musi zająć się dwiema małymi córkami. Mieć dla nich siłę, by wstać z łóżka i próbować prowadzić normalną egzystencję. Ale nie może przestać myśleć o tym, że coś mu nie pasuje w informacjach, które dostał od policji. Jego żona miała być w Krakowie, a nie na Mazurach... Wie, że nie będzie mógł próbować normalnie żyć, dopóki nie pozna prawdy. I tak poznaje tajemnice z życia swojej żony.

Śmierć ukochanej osoby to coś, co może dotknąć każdego. I nikomu nie jest łatwo się z tym pogodzić. Ale Maciej miał jeszcze gorzej - okoliczności, w jakich zginęła jego żona uświadomiły mu, jak niewiele wiedział o kobiecie, z którą żył tyle lat. Jak ich związek zmieniła monotonia i obojętność. Z całego serca wierzyłam, że mężczyzna dowie się prawdy, zrozumie, dlaczego tak się stało. Ale nie pojmuję, jak wydarzenia mogły potoczyć się w tym kierunku... Najgorsze, że nie było to nieprawdopodobne, to tylko logiczny ciąg wydarzeń, który doprowadził do katastrofy. Skończyłam książkę kilka tygodni temu i nadal nie mogę się otrząsnąć z tej historii, ciężko mi znaleźć słowa, które opiszą to, jak "Wyrwa" mną wstrząsnęła.

Jako bohaterowi literackiemu, oczywiście kibicowałam Maciejowi, przyklaskiwałam temu, że udało mu się zrealizować plan, przecież był główną postacią tej powieści i musiał znaleźć swoje szczęśliwe zakończenie. Jednak nie mogłam patrzeć na niego tylko jak na postać z książki, ale przede wszystkim jak na człowieka, który dopuścił się czegoś zakazanego. Niezależnie od tego, jak dobry powód miał.

Po premierze „Wyrwy” wszędzie widziałam gradację: „Żmijowisko” dobre, „Rana” gorsza, „Wyrwa” znów lepsza. Ja nie potrafię tak ocenić tych książek. Każda z tych powieści była zupełnie różna od siebie i to podoba mi się przede wszystkim. Wojciech Chmielarz wziął na warsztat zło i pokazuje jego różne oblicza. Jednak za każdym razem są one bardzo ludzkie, przeciętnie, niczym się niewyróżniające. Niekoniecznie pochodzące ze złej rodziny, otoczone niewłaściwym towarzystwem czy nałogami. To dobrzy ludzie – tak mógłby powiedzieć o nich sąsiad zapytany o opinię. A jednak stało się coś, że ci „dobrzy ludzie” okazali się zdolni do popełnienia zła. W co może nawet sami by wcześniej nie uwierzyli. Przecież Maciej taki nie jest – bez przerwy cisnęło mi się na usta.

„Wyrwa” to świetny thriller psychologiczny, niepozorna, ale przerażająca historia, której początek, choć tragiczny, w żaden sposób nie przygotowuje czytelnika na to, co się jeszcze wydarzy. I nawet, kiedy myślę, że wszystko już wiem, autor po raz kolejny mnie zaskakuje. Ta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i bardzo ucieszyła mnie informacja, że zostanie zekranizowana!

Dział: Książki
środa, 19 sierpień 2020 14:13

Małe Licho i lato z diabłem

Bo w życiu najważniejsze jest dobre serce, a nie liczba rogów na łeb kwadratowy!

 Marta Kisiel to pisarka znana ze swojej serii książek „Dożywocie”. Przez lata jednak nie zdecydowała się na napisanie kontynuacji, a seria, zanim stała się serią, była zaledwie pojedynczym, wcale nie najgrubszym tomem. Gdy już jednak Autorka zaczęła pisać, nowe historie dosłownie wyskakują spod jej pióra. Kontynuacja powieści o dożywotnikach pojawia się obecnie w odsłonie dla młodszych czytelników. „Małe Licho i lato z diabłem” to już trzeci tytuł w cyklu. Jaka tym razem przygoda czeka na Bożka i jego małego Anioła Stróża o wdzięcznym imieniu Licho? 

Zarys fabuły

W domu, który stał się hotelem dla dożywotników, pojawia się coraz więcej gości. Nie ma już gdzie ich pomieścić. Dlatego starą posiadłość czeka kolejny remont. Ponieważ są wakacje, Bożek w towarzystwie Licha zostają wysłani do cioci (a nawet dwóch cioć). Czy mały anioł zaprzyjaźni się z mieszkającym tam czortem? I kogo zupełnie niespodziewanie podczas swojego wakacyjnego wyjazdu spotka Bożek? 

Moja opinia i przemyślenia

Mimo że Marta Kisiel nie kazała czytelnikom zbyt długo czekać na kolejny tom, to czas ten i tak okropnie mi się dłużył. Było jednak na co czekać! „Małe Licho i lato z diabłem” to już trzecia doskonale opowiedziana i przezabawna historia spod pióra Autorki, która skierowana jest do młodszych czytelników. Tym razem jednak fantastyczne stworzenia nie odgrywają głównych ról. Licho bardzo szybko dogadało się z Bazylem i nawet nie potrzebowali do tego opakowania ptasiego mleczka (choć to niewątpliwie zostało odebrane bardzo pozytywnie). Za to Bożek i jego najmniej lubiany kolega z klasy, Witek, to już zupełnie inna historia. 

Myślę, że Marta Kisiel doskonale odnajduje się w tej formie literackiej. Oczywiście mimo tego, że jej książki skierowane są do dzieci, to każdy dorosły czytelnik również się w nich bez trudu zakocha. Za fasadą przygody ukrywa się również wiele cennych w życiu wartości, a młodsze (i czasami też starsze) pokolenie może odebrać kilka ważnych lekcji. 

Podsumowanie

Kolejny tytuł o dożywotnikach za mną, a ja i tym razem doskonale się bawiłam. Marta Kisiel stworzyła cudowne postacie, ma intrygujące pomysły na fabułę, świetne poczucie humoru i lekkie pióro. Obok jej książek nie sposób przejść obojętnie. Myślę, że seria z Małym Lichem to doskonały początek, od którego dzieci mogą rozpocząć swoją przygodę z literaturą fantastyczną. Warto ugościć je w swojej domowej biblioteczce. 

Dział: Książki
piątek, 31 lipiec 2020 19:27

Więzy Zony

"Zona żyła własnym życiem, uczyła się i ewoluowała... A ludzie to najgorsza z anomalii Zony."

Dawno nie buszowałam w rosyjskiej fantastyce, dlatego ochoczo sięgnęłam po "Więzy zony", tym bardziej, że powieść utrzymana w ulubionym przeze mnie klimacie postapokaliptycznym. Wybrzmiewa przerażającymi echami eksplozji elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Tragedia z kwietnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku naznaczyła szczególnym rysem moją wczesną młodość - strachem, niedowierzaniem, obawą o zdrowie i spiskowymi teoriami. Dlatego z zainteresowaniem wyszukuję książek poświęconych tej tematyce lub uwzględniających elementy faktów w literackiej fikcji.

Roman Kulikow przedstawia zmieniony po wybuchu obraz strefy wokół Czarnobyla, proponuje intrygującą historię, alternatywną do odbywających się tam obecnie badań naukowych, czy wycieczek turystycznych do Prypeci. Fantastyka ma to do siebie, że można w niej ciekawie pofolgować wyobraźni i autor chętnie korzysta z tego przywileju. W mrocznej Zonie dominują dwie wzmacniające się siły. Jedna należy do mniejszych lub większych pułapek zwanych anomaliami, liczne są ich skupiska i swoiste prawa nimi rządzące. Druga do budzących grozę różnorodnych mutantów, podporządkowanych jedynie bezlitosnym prawom dżungli. W wyniku promieniowa trudnej do zrozumienia transformacji ulegli nie tylko ludzie, zwierzęta, rośliny, lecz także gleba. 

Zona to diabelnie niebezpieczne miejsce, o wyjątkowej wrogości, nie oszczędzające nikogo i niczego. A jednak są śmiałkowie, którzy wkraczają na teren ekstremalnie zabójczej strefy, jak ekipy naukowe, poszukiwacze artefaktów, wojskowi zawodowcy, miłośnicy mocnych wrażeń, przestępcy z nielegalnym biznesem, goście z przypadkowo wplecionymi w życiorysy nićmi nietypowych fenomenów natury. Wśród nich Krzemień, ratujący chorego syna, Krogulec, szef bandy, Leonid, agent służb specjalnych, Anton, młody poszukiwacz przygód. Interesy mężczyzn zazębiają się, trochę z woli, trochę z przymusu, działają razem. Odbywają wędrówkę wypełnioną niecodziennymi okolicznościami, spektakularnymi akcjami, widowiskowymi incydentami, zaskakującymi obrotami spraw. W każdej chwili balansują na krawędzi życia i śmierci.

Szybko wciągnęłam się w scenariusz zdarzeń, nieustannie coś się dzieje, narracja ani na chwilę nie zwalnia dynamicznego tempa. Walki, podchody, zasadzki, bezpośrednie kontakty z czymś niewytłumaczalnym i złym, a w środku tego wszystkiego zakazane miejsca, zagadkowy nukleonit i kajdany losu. Przyznam, że mocno nasyciłam się klimatem ekstremalnej walki o przetrwanie. Zajmująco rozpisane dialogi, podszyte bezpośredniością. Zwięzłe opisy, tworzące szczególną atmosferę. Różnorodne postaci, każda wnosi coś atrakcyjnego do fabuły. Oprócz zbieżnego celu przez jakiś czas, bohaterów nie łączy nic, ani osobowości, ani wykształcenie, ani pochodzenie. Jednak w chwilach próby stanowią zespół, osobliwy i poszarpany, ale sprawnie funkcjonujący w niesprzyjającym środowisku. Intrygująco spędziłam czas w świecie powieści, dobrze się w nim odnalazłam, zatem chętnie wyczekiwać będę kolejnego tomu. Teraz książkę przekazuję synowi, jestem przekonana, że stanie się dla niego porywającą lekturą, na mocne męskie czytanie.

Dział: Książki
czwartek, 02 lipiec 2020 20:18

Konkurs: Kolor z przestworzy

Laureat Oscara Nicolas Cage („Mandy”, „Ghost Rider”) w ekranizacji opowiadania mistrza literackiej grozy H.P. Lovecrafta. Pierwszy od 25 lat fabularny obraz Richarda Stanleya, twórcy kultowego „Hardware”.

Dział: Zakończone
piątek, 19 czerwiec 2020 14:46

Zgadnij kim jestem

Odgłos kroków brzmiał obco. Pamiętała tylko tę myśl, że jest za późno…

„Zgadnij kim jestem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kamili Cudnik. Nie miałam przyjemności poznać wydanych w 2019 roku, również przez wydawnictwo Zysk i S-ka, „Historii miłosnych”. Z poniższej opinii dowiecie się, czy będę miała ochotę tę zaległość nadrobić. 

Zarys fabuły

Po raz pierwszy Iza i Robert spotykają się, gdy kobieta stoi za barierką mostu i, jak sądzi policjant, szykuje się do samobójczego skoku. Mężczyzna jest zaintrygowany nieznajomą i coraz częściej zaczynają się spotykać. Ktoś jednak najwyraźniej czyha na życie Izy i nie zamierza dać jej spokoju. Czy przy pomocy nowo poznanego policjanta uda jej się ujść z całej tej sytuacji z życiem?

Moja opinia i przemyślenia

Książkę czyta się lekko i szybko, ale w fabule niewiele elementów zaskakuje. Wątek kryminalny jest ciekawy i dobrze skonstruowany, jednak brak mu oryginalności. Warsztatowi literackiemu pani  Kamili Cudnik nie można niczego zarzucić. Sądzę jednak, że lepiej odnalazłaby się w powieściach obyczajowych niż kryminałach. Nigdy jednak nic nie wiadomo. To pierwszy kryminał, jaki ukazał się spod jej pióra, a jak powszechnie wiadomo, ćwiczenie czyni mistrza. Być może swoją następną książką zupełnie mnie zaskoczy. 

Historia jest niezwykle ponura. Z bohaterami, szczególnie z Izą, ciężko się polubić. Mimo przytrafiających się jej złych rzeczy nie potrafiłam jej współczuć. Za to trzeba przyznać, że jeżeli taki właśnie był zamysł Autorki, to postać została doskonale wykreowana. Również mroczny klimat, gęsta atmosfera i sieć niedomówień stworzone zostały w powieści pierwszorzędnie. 

Odpowiadając na pytanie ze wstępu, z miłą chęcią sięgnę po „Historie miłosne”, pierwszą książkę spod pióra Autorki, by przekonać się, czy faktycznie podczas tworzenia powieści obyczajowej, pani Kamila Cudnik, czuje się jak ryba w wodzie. 

Podsumowanie

„Zgadnij kim jestem” to książka, którą z przyjemnością polecę wielbicielom mrocznych, ponurych historii. Tym czytelnikom, którzy lubią, gdy bohaterowie są gnębieni, a w ich życiu pojawiają się zaledwie niewielkie promyczki słońca. Polubią ją także osoby czytające książki obyczajowe. Odradzam ją natomiast czytelnikom, którzy pochłaniają kryminały jeden za drugim. Myślę, że tu raczej nie znajdą tego, czego w powieściach szukają. 

Dział: Książki
sobota, 09 maj 2020 12:33

Jedyne wyjście

Szamotuły pod Poznaniem, 2012 rok. Nastoletni syn lokalnego biznesmena zostaje porwany. Ojciec chłopaka, mimo zakazu ze strony porywaczy, natychmiast kontaktuje się z miejscową policją. Jednocześnie jednak postanawia załatwić sprawę na swój własny sposób, wykorzystując dawne kontakty z czasów niezbyt legalnych interesów robionych po upadku PRL. Na trop porywaczy przypadkowo wpada młoda policjantka, Aneta Nowak, która ma nadzieję, że dzięki temu raz na zawsze skończy z parzeniem kawy dla kolegów z komisariatu i zajmie się policyjną robotą. W tym samym czasie w okolicy znika kolejna młoda kobieta, mama rocznego chłopca. Mówi się, że uciekła z domu, choć nawet plotkarzom trudno uwierzyć, że byłaby w stanie porzucić maleńkie dziecko.

Ryszard Ćwirlej rozpoznawalność zawdzięcza cyklowi powieści neomilicyjnych, których akcja osadzona jest w schyłkowych latach istnienia Polski Ludowej. Jedyne wyjście to jego pierwsza literacka wyprawa we współczesność, nosząca jednak ewidentne ślady sentymentu do dawnej tematyki. Pisarz kreśli bowiem obraz polskiej policji, która mimo ćwierćwiecza wolności, mentalnie, a niekiedy i technologicznie, tkwi w słusznie minionym ustroju komunistycznym. Komisariaty wyposażone w meble pamiętające rządy Gierka, zamiłowanie do nadużywania alkoholu nie tylko po godzinach pracy, skostniały system zależności służbowych, a przede wszystkim pejoratywne podejście do kobiet w szeregach stróżów prawa – oto polska rzeczywistość policyjna Anno Domini 2012, barwnie i wiarygodnie opisana przez autora Jedynego wyjścia.

Czego potrzebuje pisarz do stworzenia dobrej i wiarygodnej powieści feministycznej? Przymiotów całkowicie od płci niezależnych, czyli wrażliwości, otwartości, zdolności obserwacji i bezstronności w wyciąganiu wniosków. Ryszardowi Ćwirlejowi żadnej z tych cech nie brakuje, co potwierdza wznowiona po pięciu latach powieść Jedyne wyjście, słusznie określana przez wydawcę mianem kryminału feministycznego. Autor pozostał w tematyce policyjnej, i słusznie, bo widać, słychać i czuć, że odnajduje się w niej doskonale – przyjął jednak nową, nieco zaskakującą perspektywę. Narrację nadal prowadzi trzecioosobowo, czytelnik nie ma jednak wątpliwości, że całą intrygę przedstawia z kobiecego punktu widzenia. W powieści Ćwirleja kobiety wciąż postrzegane są jako laleczki mające cieszyć oko lub kelnerki zapewniające kolegom z komisariatu stałą dostawę świeżych drożdżówek, przede wszystkim zaś jako obiekty seksualne – łatwo dostępne dla każdego faceta, zwłaszcza stojącego wyżej w hierarchii służbowej. Przykry obraz, wciąż niestety aktualny, o którym w literaturze kryminalnej mówi się zdecydowanie zbyt rzadko. Plusem Jedynego wyjścia są mocne postacie kobiece, może nieco stereotypowe, z pewnością jednak wyraziste i ciekawe, co w polskich kryminałach męskiego autorstwa nie jest wcale oczywistością. Tak, kobiecych bohaterek jest relatywnie mało, zwłaszcza w porównaniu z męskimi postaciami, wynika to jednak raczej z polskich realiów niż złej woli autora.

Poza mocno kobiecą optyką, Jedyne wyjście to powieść utrzymana całkowicie w stylu poprzednich dokonań Ryszarda Ćwirleja, co bez wątpienia stanowi dobrą informację dla fanów pisarza. W nowej książce znajdą wszystko to, do czego zdążyli już przywyknąć i co polubili w cyklu milicyjnym, z dobrze skonstruowaną kryminalną intrygą na czele. Wielowątkowa fabuła, jak zwykle, została przedstawiona z różnych punktów widzenia - Ćwirlej oddaje głos nie tylko śledczym i ściganym przez nich bandytom, ale też ofiarom, co dobrze dynamizuje sposób prowadzenia narracji. Wątków jest sporo, autor doskonale jednak nad nimi panuje, tworząc rodzaj literackiego labiryntu fabularnego: poplątanego, ale nie chaotycznego, owszem, igrającego z czytelnikiem, ale nie pozwalającego mu zagubić się w nadmiarze opowieści i postaci. Akcja Jedynego wyjścia trzyma dobre tempo, rozwiązanie zagadki jest nieoczywiste, bohaterowie skonstruowani są natomiast wiarygodnie i z dużą precyzją. To oni tworzą barwny obraz polskiej policji jako charakterologicznego patchworku – są bowiem w szeregach stróżów prawa i starzy wyjadacze, którzy nader często zapominają, że nie służą już w milicji a w policji, i nie skażeni komunistyczną przeszłością młodzi traktujący pracę jak życiowe powołanie, i tacy wreszcie, którzy do policji poszli wyłącznie ze względu na etat, niezłe pieniądze i comiesięczne dodatki do pensji, choć bardziej nadają się do pilnowania parkingu niż łapania przestępców. Autor puszcza, zresztą, oko do miłośników cyklu milicyjnego, dopisując dalsze losy jego bohaterów – na kartach Jedynego wyjścia pojawiają się więc Olkiewicz, Brodziak, i Marcinkowski szukający dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości politycznej. Charakterystycznego dla Ryszarda Ćwirleja dowcipu jest nieco mniej, może i dobrze zresztą, mam bowiem wrażenie, że lepiej sprawdza się on przy opisywaniu absurdów Polski Ludowej niż współczesnej czytelnikowi rzeczywistości. Pozostała natomiast trafna obserwacja socjologiczna, tym razem skupiona na codzienności Polski małomiasteczkowej.

Czytać więc? Jak najbardziej – dla fanów Ryszarda Ćwirleja jest to wręcz jedyne wyjście, a i dla nowych czytelników dobra opcja na pierwsze spotkanie z jego twórczością. Wyżej oceniam powieści z cyklu milicyjnego, jeśli jednak kolejne wycieczki autora w teraźniejszość będą tak udane, jak w przypadku Jedynego wyjścia, to nie będę miała nic przeciwko ich lekturze.

Dział: Książki