Rezultaty wyszukiwania dla: Legenda
Kaczogród. Ogień olimpijski i inne historie z roku 1964
Kolejny tom Kaczogrodu, kolejna podróż do świata kaczek, monet i pechowych pomysłów Donalda. Tym razem Egmont serwuje nam album Ogień olimpijski i inne historie z roku 1964, czyli zestaw komiksów Carla Barksa z czasów, gdy legendarny autor powoli zbliżał się do końca swojej kaczej kariery. Czy to widać? Cóż… trochę tak. Jednak spokojnie — to wciąż Barks, więc nawet w słabszym dniu potrafił rozbawić, zaskoczyć i wciągnąć.
Już na wstępie warto zaznaczyć, że tym razem dostajemy obok klasycznych dziesięciostronicówek również aż siedem dłuższych historii. I to takich, w których pierwsze skrzypce gra nie kto inny, jak Sknerus McKwacz — kaczor, którego portfel jest grubszy niż wszystkie komiksowe tomy razem wzięte, a jego pech bywa równie wielki, co jego skarbiec.
W Ogniu olimpijskim nie brakuje starych znajomych: Bracia Be znowu knują, Magika de Czar próbuje przechytrzyć wszystkich, a Donald… cóż, Donald jak zwykle wpada na genialne pomysły, które kończą się katastrofą. Do tego mamy jeszcze Gogusia, czyli symbol wszystkiego, co irytuje Donalda najbardziej — nieziemskiego szczęścia i wiecznego uśmiechu losu.
Wśród przygód znajdzie się kosmiczna poczta, szalona gonitwa za słoniem, złoto na Księżycu i Sknerus próbujący wyjść obronną ręką z kolejnych absurdalnych sytuacji. Zabrakło tu jednak tych klasycznych, długich, realistycznych wypraw w stylu National Geographic, które kiedyś stanowiły znak rozpoznawczy Barksa. Sam autor w tym okresie uznał, że publiczność woli teraz komedię i groteskę. Sądząc po tym albumie — miał częściowo rację, ale jednak zostawia to pewien niedosyt.
Nie da się ukryć, że to już końcówka złotej ery Barksa. Pomysły są momentami przegięte, historie bardziej komediowe niż przygodowe, a całość bywa mocno absurdalna — jak choćby międzyplanetarna poczta miłosna czy Sknerus, który próbuje przygotować kosztowny świąteczny prezent zgodnie z… przepisem z kolędy.
Czy to źle? Niekoniecznie. Fani humoru i tych bardziej szalonych opowieści będą zachwyceni. Wciąż czuć tu inteligencję Barksa, jego słynny sarkazm i szelmowski uśmiech, który przebija się przez każdą planszę. Jednak jeśli ktoś — jak ja — tęskni za starymi, przygodowymi klimatami i długimi wyprawami po mapach i skarbach, to może mieć po tym tomie lekkie poczucie niedosytu.
Na plus? Zdecydowanie fakt, że większość materiału w tym tomie to rzeczy premierowe, wcześniej niepublikowane po polsku. Dla kolekcjonerów i wiernych fanów to prawdziwy skarb.
Ogień olimpijski i inne historie z roku 1964 to bardzo solidna część kaczej kolekcji. Może już nie tak świeża i odkrywcza jak wcześniejsze tomy, ale nadal potrafi bawić, zaskakiwać i wciągać. Jeśli szukasz klasycznych przygód w duchu starych czasów — możesz czuć niedosyt. Jednak jeśli lubisz humor, absurd i dobrze narysowane kacze perypetie — ten tom dostarczy Ci wszystkiego, czego trzeba.
Wydanie? Tradycyjnie na medal — kredowy papier, twarda oprawa, świetna jakość druku. Cena może nie najniższa, ale warto. Kacze historie Barksa to kawał popkulturowej klasyki, która — mimo drobnych zgrzytów — nadal się broni. I pewnie długo jeszcze będzie.
Kaczogród. Salon piękności i inne historie z lat 1966–1967
Nie wiem, kiedy to zleciało, ale przed nami już 28. tom legendarnej serii Kaczogrodu Carla Barksa. I chociaż do wielkiego finału zostały zaledwie dwa albumy, to już teraz w „Salonie piękności” czuć lekko pożegnalny klimat. To ostatnia część, w której Barks oprócz tego, że rysował swoje historie, to również samodzielnie pisał ich scenariusze. I choć widać już na tym etapie pewne zmęczenie materiału, nadal jest to pozycja obowiązkowa dla fanów kaczych przygód.
Co znajdziemy w tomie?
Tym razem w Kaczogrodzie dzieje się sporo, choć wszystko kręci się wokół dobrze znanych schematów. Donald próbuje swoich sił w nowym zawodzie — zakłada tytułowy salon piękności. Jak można się domyślić, nie obywa się bez katastrof, zwłaszcza że w grę wchodzą zaprawa murarska i… kaczki. Poza tym mamy klasyczną mieszankę: Sknerus jak zwykle walczy o swoje pieniądze, Bracia Be nie dają mu spokoju, a siostrzeńcy znów muszą ratować sytuację.
Wśród krótszych historii warto wspomnieć „Niezbyt sędziwego marynarza” — opowieść z mrugnięciem oka do literatury, inspirowaną poematem Samuela Taylora Coleridge’a. Fani przygód znajdą tu też wyprawę po skarb Marco Polo, spotkanie z kaczkami z kosmosu i nietypowy wyścig, w którym Donald dosiada mechanicznego konia z ryzykiem… wybuchu.
Moja opinia i przemyślenia
Nie da się ukryć — Barksa zjada tu już trochę rutyna. Fabuły są znajome, pomysły przewidywalne, a niektóre wątki dziś budzą lekkie zażenowanie. Motywy dotyczące urody i wyglądu bohaterek, stereotypowe przedstawienie egzotycznych postaci czy żarty z zazdrości Daisy momentami przypominają stereotypowego wujka z wąsem przy świątecznym stole — niby zabawne, ale człowiek się krzywi.
Z drugiej strony, Barks wciąż potrafi zaskoczyć. „Jeździec pustogłowy” to przykład, że autorowi nie brakowało jeszcze odrobiny szaleństwa i dystansu do własnych bohaterów. Historia o Braciach Be zdobywających wyższe wykształcenie? Kapitalny pomysł! Cieszy też fakt, że w tomie znalazły się komiksy, które wcześniej nie były publikowane po polsku.
Trochę niepokoi mnie jednak pewien klimat pożegnania. Wiedząc, że to ostatni album, w którym Barks rysuje samodzielnie, człowiek inaczej patrzy na każdą planszę, każdy kadr. To już naprawdę schyłek pewnej epoki w historii komiksu.
Podsumowanie
Salon piękności i inne historie z lat 1966–1967 to solidna porcja klasycznego Kaczogrodu, choć niepozbawiona słabszych momentów i zgrzytów wynikających z upływu czasu. Dla długoletnich fanów — pozycja obowiązkowa. Dla nowych czytelników? Może jednak warto zacząć od wcześniejszych, bardziej świeżych tomów. Niemniej to wciąż ten sam, ukochany świat kaczek, przygód, skarbów i pechowego Donalda, który zawsze jakoś daje radę. Nawet jeśli musi przy tym wywołać małą katastrofę.
Kaczogród. Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca legendarnej serii Kaczogród, a ja już teraz czuję, że będzie mi jej brakowało. Na szczęście wydawnictwo Egmont nie zwalnia tempa i serwuje nam kolejny, 27. tom kolekcji, czyli „Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966”. To komiksowy wehikuł czasu. Przenosimy się do lat 60., gdy Carl Barks wciąż regularnie pisał i rysował przygody kaczej rodziny. I jak zwykle jest to podróż pełna przygód, humoru i klasycznego uroku.
O czym jest ten tom?
W albumie znajdziemy aż siedem dłuższych historii, każda licząca ponad 20 stron, oraz kilka krótkich „ten-pagerów” z Donaldem. Tytułowy Atak robotów to pełna akcji opowieść z Kaczogrodu, gdzie Bracia Be znowu próbują zamieszać w spokojnym życiu mieszkańców. Jest tu też gotycka atmosfera w komiksie Upiór w katedrze, w którym Carl Barks zgrabnie pokazuje swój talent do rysowania architektury.
Fani Sknerusa z pewnością najbardziej czekali na Nad rzeką Jukon – historię z niezwykłym klimatemk i przygodami, ale też ważną fabularnie, bo to właśnie tu zadebiutował Śliski Kręt – jeden z późniejszych antagonistów Sknerusa, doskonale znany z Życia i czasów Sknerusa McKwacza.
Nie zabrakło też podróży do bardziej egzotycznych miejsc. McKwacz z Arabii, Kaczory na safari, a nawet Bagna Zapomnienia, które pewnie kojarzą też polscy czytelnicy z dawnych wydań. Jako smaczek – Pociąg z miasta duchów, w którym pojawia się inny rywal Sknerusa – Twardogłowy McSkunks.
Moja opinia i przemyślenia
Carl Barks nigdy nie zawodzi. Każda historia, nawet jeśli z pozoru prosta, potrafi czymś zaskoczyć, rozbawić albo zachwycić pomysłowością. Tym, co lubię w Kaczogrodzie, jest też uniwersalność – można czytać te historie osobno, można „połknąć” cały tom na raz, można wrócić po miesiącach do ulubionych opowieści. No i ten sentyment. W końcu Carl Barks stworzył podstawy kaczej mitologii, z której potem garściami czerpali Don Rosa czy Kari Korhonen.
Graficznie – klasyka w najlepszym wydaniu. Styl Carla Barksa to prosta, ale przyjemna kreska, pełna detali i charakteru. To estetyka, która się nie starzeje, a twarda oprawa i jakość wydania tylko dodają temu albumowi uroku.
Podsumowanie
Atak robotów i inne historie z lat 1964–1966 to kolejny solidny kawałek kaczej historii i doskonała lektura na rodzinne wieczory, dla kolekcjonerów i dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z klasyką Disneya. Jeśli kochasz Sknerusa, Donalda, siostrzeńców i ten niepowtarzalny humor – nie musisz się wahać. To kawał dobrej, ponadczasowej rozrywki. A skoro do końca serii zostały już tylko trzy tomy, tym bardziej warto być na bieżąco!
Włoski Skarbiec tom 5
Jeśli kochacie klasyczne disnejowskie komiksy, ale w nieco bardziej wyrafinowanej, kolekcjonerskiej odsłonie – „Włoski Skarbiec” jest serią właśnie dla was. Piąty tom, poświęcony twórczości Giorgio Cavazzano, to prawdziwa gratka zarówno dla wiernych fanów kaczych przygód, jak i dla tych, którzy po prostu cenią sobie dobrą rozrywkę w wyjątkowej oprawie. Bo tu nie chodzi tylko o fabułę – tu liczy się także styl, forma i pasja, z jaką komiksy zostały stworzone.
Tom piąty Włoskiego Skarbca to zbiór komiksów z lat 2006–2007, w których Cavazzano wchodzi na pełne obroty. Historie są dynamiczne, pełne akcji, humoru i lekkiego szaleństwa – czyli dokładnie to, za co czytelnicy pokochali disnejowskie przygody.
Na kartach tego tomu spotkacie m.in.:
- Kaczora Donalda w kilku niecodziennych rolach – jako superbohatera, agenta specjalnego i oczywiście wiecznie pechowego poszukiwacza pracy.
- Myszkę Miki, który próbuje rozwikłać tajemnicę Władcy chmur – historia z dreszczykiem i nutą science fiction.
- Starego Trotyla – nieco zapomnianego, ale niezwykle barwnego bohatera sprzed lat, który powraca w pełnej krasie.
- Czarnego Piotrusia, któremu ewidentnie nie służą rankingi złoczyńców (i to z humorem!).
- Słynną 313-kę Donalda, która doczekała się własnej fabularnej ody – i słusznie!
Na szczególną uwagę zasługuje też opowieść rozgrywająca się w ukochanej Wenecji Cavazzano. Jest tu nieco nostalgii, trochę czystej fantazji i przepiękne kadry, które aż proszą się o zatrzymanie wzroku na dłużej.
Zastanawialiście się co wyróżnia „Włoski Skarbiec”? Moim zdaniem fakt, że każdy tom to małe dzieło edytorskie. Twarda oprawa, estetyczne wydanie, a przede wszystkim dodatki: teksty krytyczne, ciekawostki, oryginalne szkice i komentarze z warsztatu twórcy. Te detale sprawiają, że czytelnik ma poczucie, że nie tylko obcuje z komiksem, ale także z historią jego powstawania.
Historie w tomie są różnorodne – od szalonych, przez sentymentalne, aż po klasycznie przygodowe. Mnie osobiście najbardziej ujęła opowieść o Donaldzie, która pokazuje go z trzech stron – jako nieudacznika, agenta i superbohatera. Świetnie rozegrany motyw, zabawny finał i lekka autoironia.
Jedyna drobna łyżka dziegciu? Wspomnienie o komiksie Cavazzano inspirowanym „1900: Człowiek legenda” Baricco i Tornatorego, którego – niestety – nie uświadczymy w tym tomie. Po zobaczeniu kilku plansz i przeczytaniu opisu apetyt tylko rośnie. Może kiedyś?
Piąty tom „Włoskiego Skarbca” to hołd złożony kunsztowi Giorgio Cavazzano – jednemu z najważniejszych disnejowskich rysowników wszech czasów. Komiksy tu zebrane to pokaz siły klasycznej narracji graficznej, która łączy pokolenia.
Dla fanów Donalda, Myszki Miki i całej ferajny – pozycja obowiązkowa. Dla miłośników komiksu w ogóle – pięknie wydana perełka, której miejsce zdecydowanie powinno być nie tylko na półce, ale też w rękach. Bo czyta się to z ogromną przyjemnością.
A jeśli jeszcze nie zaczęliście tej serii – spokojnie. Da się to szybko nadrobić. I naprawdę warto!
Dewolucja
Na początku lektura wygląda jak opowieść o nowoczesnym raju. Zielona technologia, ekologiczne podejście, górskie widoki i mieszkańcy, którzy bardziej przypominają startupowców niż pionierów. Greenloop to spełnienie marzeń tych, którzy pragną ucieczki od miejskiego zgiełku, ale z dostępem do Wi-Fi. Problem w tym, że natura rzadko gra według ludzkich reguł. A Max Brooks postanowił pokazać, jak szybko ten utopijny sen może zamienić się w krwawy koszmar.
O czym jest książka?
„Dewolucja” opowiada o społeczności Greenloop – odizolowanej, nowoczesnej osadzie położonej w górach stanu Waszyngton. Po wybuchu wulkanu Mount Rainier mieszkańcy zostają całkowicie odcięci od świata. Nie działają telefony, nie ma prądu, nie ma internetu. Jest tylko cisza. I las.
Wkrótce okazuje się, że nie są tam sami. Sasquatche, legendarne, małpopodobne istoty, nie są już tylko przedmiotem lokalnych legend. Są głodni, agresywni i wcale nie zamierzają zostawić ludzi w spokoju. Z relacji ocalałych i zapisków z dziennika jednej z mieszkanek wyłania się obraz dramatycznej walki o przetrwanie, która nie ma nic wspólnego z cywilizowaną wymianą zdań na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej.
Moja opinia i przemyślenia
Zacznijmy od tego — to naprawdę nietypowy horror. Brooks świetnie miesza gatunki. W powieści pojawia się i survival, i thriller, i opowieść w stylu found footage, złożona z dzienników, wywiadów i raportów. Efekt? Narracja, która wydaje się niepokojąco autentyczna. Gdyby ktoś powiedział, że to opowieść oparta na faktach, to miałbym problem, żeby mu nie uwierzyć.
Największą siłą tej książki jest atmosfera. Duszna. Klaustrofobiczna. Narastające napięcie sprawia, że od pewnego momentu nie chodzi już o to, czy coś się stanie, tylko kiedy i komu. Bohaterowie są zaskakująco dobrze zarysowani, to nie tylko ofiary w oczekiwaniu na rzeź, ale ludzie z krwi i kości, z różnymi reakcjami na ekstremalną sytuację. Jedni walczą. Inni poddają się. A niektórzy... zaskakują nawet samych siebie.
Pisarz sięga po rzadko wykorzystywany wątek – Wielką Stopę – i kreuje ją na naprawdę ciekawego potwora. Sasquatche w jego wersji to nie mityczne istoty, tylko bardzo realne zagrożenie. Drapieżniki. Dzikie, bezlitosne i przerażająco skuteczne. Starcie z nimi to nie bajka. To rzeź.
Podsumowanie
„Dewolucja” to świetnie napisany, trzymający w napięciu horror, który udowadnia, że w gatunku wciąż można powiedzieć coś nowego. Max Brooks rezygnuje z klasycznych straszaków na rzecz powolnego budowania grozy i realistycznej narracji. Efekt? Książka, którą połyka się z zapartym tchem.
Dla fanów World War Z to absolutny must-read. Dla miłośników klimatów survivalowych i kryptozoologii – literacka perełka. A jeśli po lekturze zaczniesz się dziwnie czuć podczas spaceru po lesie… cóż, ostrzegałam.
Konkurs: Sztuka proroctwa
Mistrzowskie połączenie klasycznych motywów fantasy i chińskiej tradycji sztuk walki wuxia
Każda wielka historia ma swój początek w proroctwie. Według tej przepowiedni to Wen Jian miał być bohaterem – wybrańcem, który obali Wiecznego Chana, nieśmiertelnego boga-tyrana, i ocali królestwo. Wychowany w luksusie, czczony zanim zdążył stawić czoła pierwszemu wrogowi, Jian wydawał się stworzony do wielkości.
Tej wiosny mistrz fantasy J.R.R. Tolkien ponownie zakróluje na księgarnianych półkach!
Co sprawia, że Śródziemie i jego mieszkańcy zawładnęli wyobraźnią milionów na całym świecie? I dlaczego wizjonerskie dzieła Tolkiena wciąż fascynują i inspirują tak wiele lat po ich premierze? Tolkien w XXI wieku. Co dziś znaczy dla nas Śródziemie nakreśli odpowiedzi na te pytania już 23 kwietnia!
Czarna wiedźma
Magia, uprzedzenia i walka o własną tożsamość. Fantastyka z przesłaniem. Jak dla mnie brzmi wspaniale i z przyjemnością zabrałam się za lekturę powieści „Czarna Wiedźma”. Czy książka mnie nie zawiodła?
Zarys fabuły
Elloren Gardner, wnuczka legendarnej Carnissy Gardner, Czarnej Wiedźmy z przepowiedni, powinna budzić podziw i lęk. Powinna – ale nie budzi. Bo choć wygląda dokładnie jak jej babka, nie odziedziczyła po niej najmniejszej magicznej iskry. W świecie, w którym potęga oznacza wszystko, Elloren jest nikim. Gdy dostaje szansę spełnienia swojego marzenia o zostaniu aptekarką i zaczyna naukę na Uniwersytecie Verpax, odkrywa, że szkoła nie jest bezpiecznym miejscem dla kogoś z jej nazwiskiem. Wśród studentów są przedstawiciele różnych ras i nacji – w tym ikaryci, władający ogniem czy inni przedstawiciele „wrogich” ludów, od dziecka przedstawianych jej jako zagrożenie. Wśród narastających konfliktów, politycznych intryg i własnych wątpliwości Elloren będzie musiała odkryć, kim naprawdę jest i czy znajdzie w sobie siłę, by zawalczyć o sprawiedliwość.
Moja opinia i przemyślenia
„Czarna Wiedźma” to powieść, która zaczyna się niczym klasyczna fantastyka młodzieżowa. Jednakże szybko ujawnia swoją głębię. To historia pełna magii, ale opowiada również o uprzedzeniach, indoktrynacji i dojrzewaniu do własnych decyzji. Początkowo Elloren irytuje swoją naiwnością, ale właśnie ta ewolucja – od osoby przekonanej o jedynej słusznej racji do kogoś, kto zaczyna dostrzegać szarości w czarno-białym świecie – czyni książkę tak ciekawą i wartościową. Bo często takiej głębi we współczesnej fantastyce brakuje.
Autorka nie boi się trudnych tematów. Tworzy świat, który boleśnie przypomina naszą rzeczywistość. Podziały, dyskryminacja, ukryte mechanizmy władzy, które wykorzystują strach do kontrolowania społeczeństwa. Mimo to książka nie przytłacza. Dzięki wartkiej akcji, emocjonującym zwrotom i intrygującemu tłu politycznemu trudno się od niej oderwać. Podoba mi się również, jak różnorodni są bohaterowie. Od zimnego, tajemniczego Lukasa Greya, przez ekscentrycznych buntowników, aż po niezwykle charyzmatycznych przedstawicieli innych ras. Każdy wnosi coś unikalnego do opowieści. Zostali wykreowani naprawdę barwnie. Jestem bardzo ciekawa jak historia rozwinie się w kolejnych tomach.
Podsumowanie
„Czarna Wiedźma” fantastyka młodzieżowa, ale taka z głębszym przesłaniem. To historia o tym, jak trudno wyrwać się ze schematów. O tym, jak bolesne bywa odkrywanie prawdy i jak wiele trzeba odwagi, by sprzeciwić się temu, co wpajano nam od dziecka. Jeśli lubicie beletrystykę, która oprócz tego, że zapewnia rozrywkę, to zmusza też do refleksji, koniecznie sięgnijcie po tę powieść. Ja już czekam na kontynuację! I to bardzo niecierpliwie.
Tłuste thrillery i książki fantasy
Nie macie ochotę na pączka? Wolicie poczytać, ale uważacie, że to dziwne? Wcale nie, ale żeby uczcić trochę Tłusty Czwartek mamy dla Was kilka propozycji grubych książek z gatunku fantasy i thrillerów.
Zapowiedź: Ciemna gwiazda, biel popiołu
Wybuchowy finał Pieśni Ostatniego Królestwa
Lan odziedziczyła moc Srebrzystego Smoka. Wierzy jednak głęboko, że to w Bogach Demonach należy upatrywać przyczyn wojen, konfliktów i chaosu. Aby uratować królestwo i lud, dziewczyna musi odnaleźć Pogromcę Bogów, mityczną broń, która pozwoli jej zniszczyć nękające kraj demony.