Rezultaty wyszukiwania dla: J.
X mieczy. Tom 1
„X-Men: X mieczy" to pierwszy tom monumentalnego komiksowego wydarzenia, które zamyka cykl „Świt X” i otwiera nowy rozdział nosząc tytuł „Rządy X”. O czym jest komiks? To epicka opowieść, która wprowadza czytelników w początkowe losy państwa mutantów na wyspie Krakoa, jednocześnie zanurzając ich w skomplikowanym świecie magii, mrocznych sił i politycznych intryg.
Dawno, dawno temu, Krakoa i Arakko były jednym lądem, aż do momentu, gdy wybuchła wojna i mroczna siła rozdzieliła je na tysiące lat. Teraz, po latach rozłąki, Arakko, które uległo armii demonów, zagraża ponownie Krakoi. X-Men oraz inni mutanci, którzy dopiero co zbudowali swoje biotechnologiczne utopie, muszą stawić czoła nadciągającemu zagrożeniu. Aby ocalić swoje nowe państwo, muszą wziąć udział w turnieju zorganizowanym przez kapryśną władczynię jednego z królestw Innego Świata – miejsca, które łączy wszystkie rzeczywistości.
Scenariusz tego monumentalnego tomu został stworzony przez wielu uznanych twórców komiksowych, takich jak Jonathan Hickman, Tini Howard, Benjamin Percy, Zeb Wells i Gerry Duggan. Rysunki wykonali tacy artyści jak Leinil Francis Yu, Pepe Larraz, Viktor Bogdanović, Rod Reis, Phil Noto oraz inni. Ta różnorodność twórców i rysowników nadaje komiksowi niezwykłego charakteru i różnorodności artystycznej. Z pewnością było to nie lada wyzwanie dla artystów, a jednocześnie żaden z nich nie mógł postawić na własny, oryginalny koncept.
Z pewnością atutem komiksu „X mieczy” jest jego epickość i skala. Dzieło wciąga czytelników w skomplikowany świat mutantów, w którym magia i technologia współistnieją, tworząc fascynujący krajobraz narracyjny. Twórcy zgrabnie splatają ze sobą różnorodne wątki, postacie i tła, tworząc złożoną, ale spójną historię, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. X-Men od zawsze byli znani z bogato rozwiniętych charakterów, a „X mieczy” nie jest wyjątkiem. Postacie takie jak Wolverine, Storm, Cable, czy Cyclops, są pokazane w nowych, często zaskakujących rolach, które dodają im świeżości. Relacje między mutantami są pełne napięcia i emocji, co sprawia, że czytelnik z łatwością angażuje się w ich losy.
Rysunki w „X mieczy” są po prostu oszałamiające. Każdy z artystów wnosi coś unikalnego do stołu, tworząc różnorodne, ale harmonijne obrazy, które doskonale oddają atmosferę i ton opowieści. Sceny walk są dynamiczne i pełne energii, a momenty ciszy i refleksji są równie dobrze uchwycone, dodając głębi i kontekstu.
Jednym z najciekawszych aspektów „X mieczy” jest wprowadzenie elementów mitologii i magii. Turniej zorganizowany przez władczynię Innego Świata, jego uczestnicy i zasady, to nie tylko okazja do pokazania efektownych scen walki, ale także do zgłębienia bogatej mitologii tego uniwersum. Magiczne artefakty, prastare bóstwa i demony tworzą tło, które jest równie istotne, co same postacie i ich działania.
Niestety komiks nie jest pozbawiony wad. Fabuła jest tak rozbudowana, że aż przytłacza, a mnogość artystów spowodowała pewien nieodzowny chaos, który wdarł się nieubłaganie na strony historii. Ilość postaci i wątków, choć imponująca, może być trudna do śledzenia dla czytelników, którzy nie są dobrze zaznajomieni z wcześniejszymi wydarzeniami w uniwersum X-Men. Ponadto, niektóre momenty w komiksie wydają się przerysowane i mało realistyczne, nawet jak na standardy Marvela. Czy można było tego uniknąć? Niestety w tym przypadku nie sądzę.
Pierwszy tom serii „X-Men: X mieczy” to monumentalne dzieło, które z pewnością przyciągnie uwagę zarówno wiernych fanów, jak i nowych czytelników. Komiks oferuje mieszankę epickiej akcji, bogatych charakterów i fascynującej mitologii, tworząc ekscytującą historię. Mimo pewnych wad i złożoności, jest to pozycja, która zasługuje na uwagę i pochwały. Jeśli szukasz komiksu, który dostarczy Ci nie tylko rozrywki, ale także skłoni do refleksji i da możliwość podziwiania prac różnych rysowników, „X mieczy” jest doskonałym wyborem. Chętnie przeczytam kolejny tom serii.
Zapowiedź: Epoka śmierci
Mróz skuł ziemię, umarło coś więcej niż nadzieja. Nie mogąc wkroczyć do krainy Fhrejów bronionej przez wieżę Avempartha, zachodnia armia szuka drogi przez rzekę Nidwalden, zanim fane pozna sekret tworzenia smoków. W miarę jak czas ucieka zarówno dla ludzi, jak i dla mistyczni Suri, jedyną nadzieją żywych stają się umarli.
Pięć Krain. Ze wszystkich sił. Tom 1
„Gra o Tron” w zwierzęcym wydaniu. Jak sądzicie, czy to może się udać? Niedawno, nakładem wydawnictwa Egmont, ukazał się pierwszy tom sagi fantasy porównywanej pod względem rozmachu i dramaturgii wydarzeń ze słynną „Grą o tron”!
Zarys fabuły
Akcja rozgrywa się w świecie Pięciu Krain, który stoi na krawędzi chaosu. Główny wątek skupia się na umierającym królu Cyrusie, który wyznacza na swojego następcę bratanka Hirusa, znanego ze swojej okrutnej i bezwzględnej natury. Jego rządy zapowiadają wojnę i rozpad królestwa. Starsza z królewskich córek, Mileria, nie może dopuścić do przejęcia władzy przez Hirusa i postanawia za wszelką cenę powstrzymać objęcie przez niego tronu. Tymczasem młody chłopak, pragnący zdobyć szacunek ojca, wstępuje do gwardii królewskiej. Na krańcach królestwa działa tajemniczy najemnik, który nieświadomie wpływa na przyszłość Pięciu Krain. Losy tych bohaterów splatają się w sieć pełną intryg, zdrad i walki o władzę. Świat Pięciu Krain jest brutalny i bezwzględny, a przetrwanie w nim wymaga podejmowania trudnych decyzji z dalekosiężnymi konsekwencjami.
Moja opinia i przemyślenia
Moim zdaniem komiks miał jedną zasadniczą wadę. Naprawdę trudno było mi się przywiązać do któregokolwiek bohatera. Nie było w nim żadnej pozytywnej, zapadającej w pamięć postaci, a uważam, że są one równie ważne, co i sama fabuła, która przez swoją złożoność i mnogość intryg akurat jak najbardziej zasługuje na uwagę. Scenarzyści (troje twórców kryjących się pod pseudonimem Lewelyn) oraz rysownik Jérôme Lereculey stworzyli niezwykłe uniwersum, w którym nie brakuje przemocy i mocnych treści, skierowanych raczej do dojrzałych czytelników.
Pierwszy tom komiksu prezentuje świat i bohaterów w sposób skrótowy, wprowadzając wiele wątków i postaci, co może prowadzić do chwilowego zagubienia fabularnego. Jednak bogactwo serii i złożoność przedstawionych historii zapowiadają naprawdę ciekawy dalszy ciąg. „Pięć Krain. Ze wszystkich sił” to brawurowa opowieść pełna spisków, sojuszy, intryg i walki o władzę, która, jestem pewna, zainteresuje fanów epickich sag fantasy. Mroczne rysunki również robią swoje, nadając komiksowi niepowtarzalny klimat.
Podsumowanie
„Pięć Krain. Ze wszystkich sił” jest pierwszym tomem epickiej sagi fantasy, która wciąga czytelników w świat intryg, zdrad i brutalnej walki o władzę. Dzięki bogatej i złożonej fabule oraz świetnym rysunkom, komiks uważam za doskonały początek obiecującej serii. Chętnie dam szansę kolejnym tomom.
unOrdinary tom 1
Poza książkami bardzo lubię czytać komiksy. Z reguły czytam mangi, ale lubię też sięgnąć po coś innego. Mam kilka tytułów, które regularnie czytam na platformie webtoon, dlatego ciszę się, że wydawnictwo HarperYA postanowiło dać szansę tytułowi z tej stron, daje to nadzieję na wydanie kolejnych komiksów.
John jest z pozoru zwyczajnym nastolatkiem, chodzącym do elitarnej szkoły, w której uczniowie mają nadprzyrodzone zdolności. John z racji tego, że nie posiada żadnej mocy, stara się pozostawać w cieniu. Jednak w świecie, w którym o statusie świadczy, to jak potężnym się jest, John znajduje się na samym dole drabiny społecznej, dlatego często traktowany jest jak zwykłe popychadło i chłopiec do bicia. Nie ma dnia, w którym nie musiałby udać się do gabinetu lekarskiego z licznymi obrażeniami. Jego jedynym sprzymierzeńcem jest Seraphina, najlepsza uczennica liceum Wellston, która nie raz ratowała go z nieprzyjemnych sytuacji. Jednak gdy jej zabraknie, John będzie musiał radzić sobie sam.
Trochę nie wiem, jak ocenić „unOrdinary", bo z jednej strony fabuła mnie zaciekawiła. Szykuje się naprawdę ciekawa intryga. Na sam początek dostajemy sporo sekretów, które jak podejrzewam, w późniejszych tomach zostaną wyjaśnione, a może nawet dojdą kolejne. Mamy tajemniczą organizację, która morduje superbohaterów. Mamy również książkę, która została zakazana przez rząd, a każdego, kto się z nią zetknie, czekają duże nieprzyjemności.
Zaintrygowała mnie również postać głównego bohatera, który widać, że w przeszłości przeżył coś, co sprawia, że do tej pory nie radzi sobie w niektórych sytuacjach. Pragnie życia w spokoju, jednak otoczenie mu na to nie pozwala. Ciekawą bohaterką jest również Seraphina, która całe życie dążyła do bycia idealną we wszystkich, co robiła, dopiero gdy poznała Johna, postanowiła sprzeciwić się rodzicom i zaczęła sobie niektóre sprawy odpuszczać.
Natomiast to, co mi się niestety nie podobało to kreska. A, że jest to komiks, a nie książka, w której tylko fabuła jest najważniejsza, to właśnie styl również podlega ocenie. A tutaj jest on dla mnie po prostu słaby. Kojarzy mi się trochę z początkami osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z rysowaniem i korzystają z poradników typu „Manga krok po kroku", czy „Tajniki rysunku manga". Nie jest to złe, bo każdy musiał kiedyś zacząć, ale od czegoś, co zostało wydane, oczekuję czegoś więcej. Z ciekawości spojrzałam na webtoonie, jak sytuacja ma się z najnowszymi rozdziałami (tom pierwszy obejmuje 45 rozdziałów, a na tę chwilę wszystkich jest 338) i sytuacja ma się trochę lepiej, chociaż nadal nie jest to kreska, którą bym się zachwycała.
Podsumowując, mam nadzieję, że „unOrdinary" Uru-chan bardzo dobrze przyjmie się na naszym rynku i ten tytuł przetrze szlaki dla kolejnych publikacji. Myślę, że ten komiks znajdzie swoich zwolenników.
Szklarz
W życiu dziennikarza Adama Lebudy nie dzieje się dobrze – zarówno na stopie prywatnej, jak i zawodowej. Trudne rozstanie z żoną sprawiło, że mężczyzna nie może odnaleźć się w codzienności, na czym cierpi jego praca. A szefostwo naciska, by ich pracownicy tworzyli „klikalne”, pełne sensacji artykuły. Adam, który początkowo znajdował się gdzieś pomiędzy najchętniej czytanymi, teraz powoli spada na sam dół. Nieoczekiwanie na wycieraczce przed mieszkaniem znajduje łamigłówkę, i to wystarczająco skomplikowaną, by zabrała mu kilka godzin. Jeszcze nie wie, że jej rozwiązanie poprowadzi go wprost do Piekła.
Rozpoczyna się gra z mordercą, który w bestialski sposób morduje swoje ofiary. Ich ciała naszpikowane są odłamkami szkła, przez co Lebudzie bardzo szybko nasuwa się idealny (w jego mniemaniu) pseudonim dla zabójcy: Szklarz. Po opublikowaniu pierwszego artykułu bardzo szybko do drzwi dziennikarza puka policja. Jedną z dwójki stróżów prawa jest dawna ukochana Lebudy, Ewa.
Dlaczego Szklarz właśnie Adamowi podrzuca kolejne łamigłówki? Czy dziennikarz i osoby z jego otoczenia są bezpieczni?
Zapowiedź aktów brutalności na wielu czytelników działa przyciągająco; nie inaczej jest w moim przypadku. Byłam ciekawa, jak autor poradzi sobie z tematem. Szczególnie że „Szklarz” to kryminalny debiut Komorowskiego. A jak wiadomo, czasami debiutujący w danym gatunku autorzy potrafią nieźle nas zaskoczyć.
Pierwszym tropem głównego bohatera jest autor niedawno wydanego bestsellera, do którego dołączono bardzo podobną łamigłówkę do tych, które otrzymuje mężczyzna. Dziennikarski nos Lebudy mówi mu jednak, że byłoby to za łatwe rozwiązanie. Bo też który morderca podaje się organom ścigania jak na talerzu? Do tego dochodzą również konflikty z prowadzącym oficjalne śledztwo duetem, a obecność dawnej miłości Adama zupełnie nie pomaga. Ponadto on sam wkrótce trafia na ich celownik.
Mam mieszane uczucia co do tej książki. Pomysł na fabułę wydawał się całkiem ciekawy, a rany zadane przez seryjnego były przedstawione bardzo obrazowo, przez co chwilami nawet mnie robiło się niedobrze podczas lektury. Jednak… coś w tym wszystkim nie do końca zagrało. Główny bohater nie budził we mnie żadnych emocji i raczej nie zapisze się w mojej pamięci na długo. Jego „dyskusje” z policyjnym partnerem Ewy przywodziły mi na myśl pyskówki między chłopcami w gimnazjum, nie zaś między – bądź co bądź – dorosłymi mężczyznami. Adam Lebuda nie wydawał się autentyczny, ciężko było „wbić się” w jego postać, bo raczej też nic konkretnego się w niej nie kryło. A wiadomo, że główny bohater ma moc, by przyciągnąć czytelnika do lektury. Nawet jeżeli cała historia jest nie do końca tym, czego czytelnik oczekiwał. W przypadku „Szklarza” niestety podróż była bardzo długa, choć książka ma nieco ponad pięćset stron. Może to też kwestia licznych dygresji, które tak naprawdę również nie wniosły nic do lektury prócz tego, że rozciągała się ona jeszcze bardziej.
Czy zakończenie mnie zaskoczyło? Niespecjalnie. Od jednego z rozdziałów, w których – powiedzmy - akcja już się rozkręcała, byłam niemal na sto procent pewna, kto jest sprawcą. Co prawda dobrym pomysłem było wykorzystanie właśnie takiego zabiegu, ale z drugiej nie wynagrodziło przebijania się przez warstwy informacji średnio bądź wcale niepotrzebnych w tej książce.
Podsumowując, pomysł na fabułę określiłabym jako całkiem niezły, jednak wykonanie nie do końca przypadło mi do gustu. Bohaterowie są papierowi, niezapadający w pamięć. Ich zachowanie niejednokrotnie przywodzi na myśl młodzież. Sama postać okrutnego Szklarza też zasługiwałaby na poprawki, bo o ile opisy tortur obrzydzają, o tyle nie ma w tym ani krzty przerażenia. Ciężko powiedzieć, czy polecam; tragicznie nie było, ale mogłoby być o wiele lepiej. Musicie zastanowić się nad tym, czy tematyka mimo wszystko do Was przemawia. Może to właśnie Wy znajdziecie w „Szklarzu” coś, na co ja nie zwróciłam uwagi.
Witch. Czarodziejki W.I.T.C.H. Tom 12
Dwunasty tom serii „Witch. Czarodziejki W.I.T.C.H.” to pełna magii i przygód kontynuacja, komiksu który kochają zarówno młodzi, jak i dorośli czytelnicy. Album zbiorczy wydany przez Egmont zawiera komiksy z numerów 139–148 magazynu „Czarodziejki W.I.T.C.H.”, co daje ponad 300 stron wciągających historii.
Fabuła i postacie
W najnowszym tomie bohaterki muszą stawić czoła Ragorlangowi – stworowi żywiącemu się ludzką energią, oraz jego pani, Tecli. Hay Lin przeżywa koszmary zarówno we śnie, jak i na jawie, gdyż potwory pojawiają się w jej szkole. Pomoc oferuje tajemniczy lekarz, dr Folkner, którego prawdziwe intencje są nieznane. W życiu osobistym Will pojawia się przystojny Neil, co komplikuje jej uczucia wobec Matta, który jest w trasie koncertowej. Cornelia z kolei oczekuje na gest ze strony Petera, zastanawiając się, jak wyznać mu swoje uczucia.
Równocześnie, tajemnicze zielone światło spełnia wszystkie życzenia mieszkańców Heatherfield, co prowadzi do nieoczekiwanych i często chaotycznych rezultatów. Dziewczyny muszą znaleźć sposób na przywrócenie normalności w świecie, który stanął na głowie.
Moja opinia i przemyślenia
Komiks płynnie przechodzi między rozdziałami, tworząc spójną i wciągającą narrację. Czytelnicy mogą liczyć na emocjonujące przygody, rozwijające się relacje między postaciami oraz liczne zwroty akcji. Ilustracje w wykonaniu różnych artystów, takich jak Manuela Razzi, Antonello Dalena i Stefano Turconi, są pięknie wykonane i oddają magię oraz dynamikę świata W.I.T.C.H.
Elegancka edycja w twardej oprawie sprawia, że tom jest idealnym prezentem dla fanów serii, zarówno tych młodszych, jak i dorosłych, którzy z nostalgią wracają do przygód pięciu czarodziejek. Seria oferuje głębokie rozwinięcie postaci, które dojrzewają i zmieniają się w trakcie historii. Czytelnicy mogą się z nimi łatwo utożsamiać, co wzmacnia emocjonalne zaangażowanie i lojalność wobec serii. Każda z bohaterek ma unikalną osobowość i swoje indywidualne wątki, co sprawia, że historia jest bogata i wielowymiarowa. Ilustracje w "W.I.T.C.H." są kolorowe, szczegółowe i estetyczne. Tej serii po prostu nie da się nie lubić!
Podsumowanie
Tom 12 „Witch. Czarodziejki W.I.T.C.H.” to pozycja obowiązkowa dla fanów serii, oferująca ponad 300 stron pełnych magii, przygód i emocji. Złożona fabuła, rozwijające się postacie i piękne ilustracje sprawiają, że jest to jedna z najlepszych serii fantastyki młodzieżowej, która nie bez powodu stała się już kultowa.
Black Bird Academy
Akademia dla egzorcystów w Nowym Jorku? Wampiry? Demony? I to wszystko pałęta się po ulicach? W książce Stelli Tack właśnie tak się dzieje, a autorka opisuje to w taki sposób, że wszystko przyjmujemy za pewnik.
Leaf Young ma pecha, choć to w zasadzie za mało powiedziane. Bo jak nazwać fakt, że gdy po raz pierwszy od paskudnego rozstania wychodzi do klubu z przyjaciółkami, bawi się świetnie, wyrywa najgorętszego gościa w całym klubie i… kończy z demonem w sobie. Tylko nie, że gorąca randka, ale demon włazi do jej głowy i żadne nie zamierza ustąpić. Co jest o tyle dziwne, że nikt pannie nie wierzy, egzorcyści ją torturują i nic nie wskazuje na to, że mogłoby być lepiej. Ich ultimatum też pozostawia sporo do życzenia, bo Lore panoszy się w głowie i czasem chce dojść do głosu, a wtedy krew leje się gęsto. Na szczęście dziewczyna nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Kocham ich oboje. Lore jest najgorszy, nikczemny, podły, złośliwy, wstrętny, zarozumiały, do przesady pewny siebie, fałszywy, kłamliwy. I uroczy. Świadomość tego, co nawywijał w przeszłości, nie przeszkadza w tym, by polubić go od pierwszej chwili, gdy się pojawia, a jego dialogi z Leaf jeszcze podsycają tę miłość. Zresztą, dziewczyna też jest niczego sobie, autorka świetnie skonstruowała jej postać. Z jednej strony zwyczajną dziewczyną, a z drugiej ogromną zagadką. Falco, jej nauczyciel i obrońca w świecie egzorcystów, nie będzie miał z nią łatwego życia. Jej bezczelny, trochę na pokaz, sposób bycia jeszcze bardziej uwypukla gburowatość i introwertyzm mężczyzny. Taka trójka, jak ich dwójka po prostu musi stworzyć książkę idealną.
Od tej lektury się nie oderwiecie. Jest pełna akcji, ale na takim poziomie, który tylko trochę odbiera dech. Do tego błyskotliwa, pełna poczucia humoru, takiego, jak lubię najbardziej, złośliwego, inteligentnego, na poziomie. Wszystko jest wyważone. I dramat i lekka nuta romansu, autorka powoli odkrywa karty. Na początku każdego rozdziału wiemy, kto opowiada i ten sposób prowadzenia narracji odsłania nam tylko to, co autorka chce pokazać światu. Dodatkowo przed niektórymi rozdziałami opisuje demony i inne stworzenia z innego wymiaru, co daje nam obraz całego świata. Podoba mi się ta forma przekazywania wiedzy, jest delikatna, nie zarzuca informacjami. Jeśli jednak ktoś czuje niedosyt, to z tyłu jest całe zestawienie tych istot, w zgrabnym skorowidzu. Są też opisane klasy egzorcystów. Autorka naprawdę dobrze przygotowała się do pracy.
„Zabij mrok” jest ożywczym powiewem czegoś nowego w świecie fantasy. Choć porusza znane tematy, robi to w sposób nowy, nieszablonowy i przez to tworzy coś niesamowitego. Nie będziecie żałować ani chwili spędzonej z tą książką. Jedynie tego, że tak szybko się kończy.
Porwani
Kilka lat temu brat Igora, Tymon, zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. To tragiczne dla rodziny wydarzenie było impulsem dla Ignacego „Igiego” Sznydera do założenia Agencji Poszukiwań Osób Zaginionych „Echo". Wraz ze swoją wspólniczką Sandrą Milton odnieśli kilka sukcesów. Jednak po Tymonie nadal nie było ani śladu.
Z zaginięciem chłopaka nikt nie powiązał innej, bardzo podobnej sprawy - dwudziestoletnia Michalina Antkowiak wyszła z domu na spotkanie z przyjaciółmi i już do niego nie wróciła. Po kilku latach staje na progu rodzinnego domu, ubrana w te same rzeczy, co w dniu zaginięcia. Nie potrafi udzielić jasnych odpowiedzi na liczne pytania. W tym samym czasie nieoczekiwanie powraca również Tymon... zachowując się tak, jakby od opuszczenia przez niego domu nic się nie zmieniło. Jakby nadal był rok, w którym zaginął.
Czy te dwie sprawy są ze sobą połączone, a może to czysty przypadek? Czy odnalezieni naprawdę nie pamiętają, co działo się z nimi przez te kilka lat? Czy... kogoś chronią? Jedynym sposobem na dowiedzenie się prawdy o wydarzeniach z tamtego czasu jest ponowna analiza wydarzeń z przeszłości. A Ignacy Sznyder nie spocznie, póki porywacze jego brata nie zostaną ukarani.
Choć za mną już całkiem sporo książek autorstwa Moss, to do tej pory nie wiem, co takiego ma w sobie, że jego twórczość połykam w kilka godzin. I nigdy nie jest mi jej mało. Nie zawiodłam się jeszcze na ani jednym napisanym przez niego thrillerze, co poniekąd mnie dziwi. Mam nadzieję, że ta dobra passa będzie trwała jak najdłużej.
Często zastanawiam się, jak skomplikowane uczucia muszą towarzyszyć rodzinom osób zaginionych. Niepewność, lęk strach - czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczymy? Czy ukochana osoba powróci, a może zostanie odnalezione jej ciało, kończąc tym samym poszukiwania? Wiedza, że członek rodziny bądź przyjaciel nie żyje, jest straszna, ale kończy jeden etap i pozwala na rozpoczęcie kolejnego - żałoby. Z kolei czekanie na jakiekolwiek informacje odnośnie zaginionego to jak przebywanie w nieustannym stanie zawieszenia. Czytanie książek o takiej tematyce zawsze skłania do refleksji na ten temat.
„Porwani” to czwarty tom serii o agencji „Echo". Do tej pory udało mi się poznać jedynie część pierwszą, więc początkowo miałam lekkie obawy, że nie nadążę za tokiem historii. Jeżeli też się nad tym zastanawiacie - nie ma obawy. Mimo nieznajomości tomów poprzednich łatwo wczuć się w bieżącą historię, mając zaledwie zarysy poprzednich wydarzeń. Niemniej jednak warto oczywiście nadrobić zaległości.
Wydaje się, że ani Igi, ani bliscy przyjaciele Tymona tak naprawdę go nie znali. Bo czy kiedykolwiek możemy o kimś powiedzieć, że wiemy o nim wszystko? Sznyder myślał, że zna brata, a jednak w toku historii okazało się, że nie aż tak dobrze, jak mu się wydawało. Każdy z nas ma swoje tajemnice, których pilnie strzeże. Zaginiony miał ich aż nadto. Chyba sama byłam w szoku, jak wiele, gdyż Tymon wydawał mi się takim spokojnym chłopakiem, który owszem miał problemy rodzinne, ale... cóż. To tylko świadczy o tym, jak wiele o ludziach jeszcze nie wiemy.
Ta część to nie tylko historia Michaliny i Tymona. Autor zapoznaje nas również z sytuacją siostry Sandry Milton, która musi ukrywać się przed mordercami ich ojca. Mam wrażenie, że „Porwani” to jedna wielka akcja - z jednej strony powrót Tymona, z drugiej historia rodziny Milton. Nie sposób się nudzić podczas lektury, a książka wręcz „pali się w rękach".
Podsumowując, fanów twórczości Marcela Moss nie trzeba zachęcać do sięgnięcia po „Porwanych”: w tej pozycji czeka na Was wiele tajemnic, ale również odpowiedzi na pytania, które prawdopodobnie zadawaliście sobie podczas lektury tomów poprzednich. Jeśli jednak z jakiegoś powodu jeszcze wstrzymujecie się przed poznaniem jego książek, to zachęcam do jak najszybszej zmiany stanowiska. Polecam z całego serducha!
Światła Północy. Drzewo portalu – część II
Istnieją takie serie, obok których nie sposób przejść obojętnie. Tak właśnie poczułam się, gdy „Światła Północy” trafiły w moje ręce. „Światła Północy. Drzewo portalu – część II” to szósty tom w serii komiksowej autorstwa Malin Falch, która zanurza nas głębiej w niezwykły świat skandynawskiej mitologii i magicznych przygód. Kontynuując swoją sagę, Falch przenosi czytelników do krainy Jotundale, gdzie magiczne stworzenia i dawne legendy ożywają na stronach komiksu.
O czym jest komiks?
Tom kontynuuje historię młodej Sonji, która wyrusza na ratunek swojemu przyjacielowi Espenowi. Chłopiec został schwytany przez Wikingów i grozi mu śmierć przez rzucenie na pożarcie wężowi morskiemu. W tym samym czasie, stryj Henrik próbuje znaleźć sposób, aby odzyskać Sonję i zabrać ją z powrotem do ich rodzinnego miasta Røros. Jednakże, droga powrotna prowadzi przez tajemnicze Drzewo Portalu, które jest pilnie strzeżone przez niebezpieczne stworzenia.
Moja opinia i przemyślenia
„Drzewo portalu – część II” jest doskonałym przykładem, jak efektownie można połączyć elementy fantastycznej przygody z głęboko zakorzenionymi wątkami kulturowymi. Malin Falch umiejętnie snuje opowieść, która zachwyca pod względem graficznym i dzięki przemyślanej fabule trzyma w napięciu. Ilustracje w komiksie są żywe i barwne, pełne szczegółów, które ożywiają skandynawskie krajobrazy i stworzenia.
Narracja w komiksie jest płynna i wciągająca, a postacie są dobrze rozwinięte, z wyraźnymi motywacjami i emocjami. Sonja, jako główna bohaterka, pokazuje swoją odwagę i determinację, stając się inspiracją dla młodych czytelników. Wątki przyjaźni, lojalności i odwagi są umiejętnie przeplatane z mroczniejszymi motywami zdrady i konfliktu. To naprawdę świetna publikacja, po którą zdecydowanie warto sięgnąć!
Podsumowanie
„Światła Północy. Drzewo portalu – część II” jest komiksem, który z powodzeniem łączy w sobie elementy akcji, przygody oraz folkloru, tworząc fascynującą opowieść, która może przyciągnąć zarówno młodszych, jak i starszych czytelników. Malin Falch stworzyła świat, który jest piękny i brutalny zarazem, a jej opowieść jest świadectwem mocy narracji wizualnej. To doskonała kontynuacja sagi, która bawi, uczy i inspiruje. Każdy fan fantastyki i mitologii skandynawskiej powinien znaleźć w tej serii coś dla siebie. To pełne magii przygody, które nie pozwalają oderwać się od stron komiksu.
Encyklopedia wróżek i elfów
Profesor Cambridge Emily Wilde jest doskonała w wielu dziedzinach. Uchodzi za najlepszą znawczynię wróżek i elfów. Ta wybitna uczona i skrupulatna badaczka pisze pierwszą na świecie encyklopedię wiedzy o faerie, lecz niezbyt dobrze radzi sobie z ludźmi. Nie potrafi prowadzić rozmów o niczym, zresztą nikt nie zaprasza jej na przyjęcia. Woli towarzystwo książek, swojego psa Cienia i Ludku.