Rezultaty wyszukiwania dla: Inni
Sztych
„Nawet jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy to, że cię nie ściga.”
Pierwszy tom („Więzy Zony”) przypasował mi, postapokaliptyczny klimat, to człowiek, a nie natura, stał się sprawcą globalnej katastrofy. Wyśmienicie odnalazłam się w powieści, wciągnęłam w pomysłowy scenariusz zdarzeń, z ogromną ilością incydentów i nietuzinkowymi bohaterami. Wysokie oczekiwania wobec drugiej odsłony serii zostały spełnione. „Sztych” to intensywna przygoda. Przerażająca atmosfera ekstremalnie zabójczej strefy, powstałej po czarnobylskim wybuchu elektrowni jądrowej. Skażona ziemia, zatruta roślinność, genetycznie zmodyfikowane zwierzęta. W Zonie życie przebiega według osobliwych zasad, ma miejsce brutalna i bezwzględna walka o przetrwanie, chwiejne balansowanie na wyjątkowo cienkiej i ostrej krawędzi istnienia i zniknięcia.
Do dyspozycji wyobraźni czytelnika udostępniono szereg intrygujących zdarzeń i spektakularnych incydentów. Roman Kulikow głęboko wszedł w psychikę postaci, dotknął istoty człowieczeństwa, moralnych dylematów, wytyczył ścieżkę interpretacji zachowań osób poddanych ogromnej presji. Nie była to zatem tylko rozrywka bazująca na elementach fantastyki, ale również psychologiczne ujęcia warte frapujących rozważań. Kluczowa postać musiała wpasować się w diabelsko trudne warunki, działać wbrew sobie, a przy tym brać odpowiedzialność za innych, a w końcu ci inni to nie do końca ludzie, a może jednak jeszcze ludzie? Ciekawy aspekt granicy istoty ludzkiego bytu, zagubienia w tożsamości i wspomnieniach, przy zachowaniu wiedzy, nawyków społecznych i rozumienia ogólnego porządku. Barwny humor uwidaczniał się zwłaszcza w dialogach.
Żołnierskie odwrócenie ról, hierarchia zależności zmieniła kierunek biegu. Słabość stała się siłą i odwrotnie. Postaci niemal cały czas w drodze kluczyły po wrogiej zamkniętej sferze, za wszelką cenę próbowały dotrzeć do bezpiecznej cywilizacji. Poddawane mentalnym atakom walczyły z dzikimi monstrumami, mutantami, snorkami, jachociągami. Unikały napromieniowanych miejsc, oddziaływań termicznych i fizycznych anomalii. Nieustanne zagrożenie ze strony śmiertelnych wrogów i środowiska wykańczało fizycznie i psychicznie, prowadziło do skrajnego wyczerpania, wymazania pamięci, wyplucia emocji, stłamszenia jestestwa. Wszechobecny zapach zgnilizny, strachu i krwi. I jeszcze spiskowe nici kryjące się w tle, zagadka kontrolerskiej osobowości, tajemnicy martwego punktu życia. Co może bardziej przerażać niż perspektywa śmierci?
Mój książę
Miłosne kłamstwa i prawdziwa namiętność w przesyconym subtelnym humorem romansie z pierwszych miejsc list bestsellerów.
„Bridgertonowie” to kolejne wznowienie płynące na fali nakręconej przez Netflix ekranizacji. Serial być może nie jest wybitny, ale z pewnością jest odpowiedzią na to, czego widzom w ostatnich czasach brakowało. Jak w porównaniu do niego wypada książka?
Zarys fabuły
Towarzyska śmietanka i londyńska elita żyje obecnie jedynie okresem, w którym na dworze przedstawione są debiutantki. Piękne panny, z dobrych rodzin są na wydaniu i większość z nich marzy jedynie o prawdziwej miłości lub przynajmniej korzystnym zamążpójściu. Jedną z nich jest inteligentna i pełna uroku Daphne Bridgerton. Okazuje się jednak, że do jej ręki wcale nie ustawia się kolejka chętnych. Gdy na swej drodze spotyka uciekającego przed licznymi adoratorkami księcia Simona, odkrywają, że wspólnymi siłami mogą przezwyciężyć swoje tymczasowe problemy. Jeżeli Simon zacznie zalecać się do panny Daphne, to inni kandydaci również zwrócą na nią uwagę. On natomiast w ten sposób sprytnie wymknie się natrętnym swatkom. Czy plan się powiedzie?
Moja opinia i przemyślenia
Przyznam, że serial obejrzałam z przyjemnością i to mimo tego, że wyraźnie dostrzegałam jego słabe strony, ale zupełnie nie umywa się on do książki. „Mój książę” to ciekawa, dobrze przemyślana, a zarazem lekka i pełna wdzięku powieść. Towarzyszą jej piękne opisy, wiele dobrego humoru i cudownie, niezwykle subtelnie wykreowani bohaterowie. Ogromnie cieszę się, że miałam przyjemność ją przeczytać. Przyznam szczerze, że gdybym tym razem, tak jak mam to w zwyczaju, również zaczęła od książki, to nie dokończyłabym oglądania serialu, bo na jej tle wypada rozczarowująco.
Sądziła… ach, nawet kiedy wypadł jak burza za drzwi, sądziła, że zdołają pokonać dzielące ich przeszkody, teraz jednak nie była już taka pewna.
Bardzo cieszę się, że „Mój książę” to zaledwie pierwszy tom serii. Oznacza to bowiem, że czeka mnie długa i wspaniała literacka przygoda. Przyznam również szczerze, że w ogóle nie zainteresowało mnie stare wydanie, które ukazało się nakładem wydawnictwa Amber. Jednak ekranizacja to naprawdę świetny sposób na promocję książki, który podziałał również na mnie.
Podsumowanie
„Mój książę” to pełen uroku, historyczny romans, który jednak pokazuje również brutalność ówczesnego życia, która skierowana jest przede wszystkim ku kobietom. Każdy, kto chce utrzymać się na powierzchni, musi trzymać się zasad i grać w zawiłą grę, której skomplikowane reguły nie wiadomo kto i po co wymyślił. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła powiedzieć to o tym gatunku, ale powieść czytałam z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Polecam! Zdecydowanie warto po nią sięgnąć.
Wigilijne opowieści
Śreżoga
Klub Świata Komiksu Egmont Polska na 31. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier – Cyber Edition
Bogaty program spotkań, paneli dyskusyjnych, prelekcji i wideo-wywiadów, a także galeria prac konkursowych z tegorocznych edycji konkursu dla dzieci i na krótką formę komiksową, rozgrywki turniejowe w League of Legends i możliwość otrzymania specjalnej antologii komiksowej. To wszystko czeka na uczestników wirtualnej edycji tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, który odbędzie się on-line, w dniach 14 i 15 listopada br. na platformie www.komiksfestiwal-cyberedition.com
W cieniu zła
Śmierć w Błękitnej Lagunie
Śmierć w błękitnej lagunie obiecuje dość sporo i rozpoczyna się z przytupem. Jednak na obietnicach się kończy, a najciekawszym fragmentem tej powieści jest niestety początek. Cała historia oscyluje wokół wycieczki grupy przyjaciół. Islandia ma być dla nich spełnieniem marzeń, jednak jeden z nich znajdzie tam śmierć (o tym, kto ginie dowiadujemy się niestety z opisu na IV stronie okładki, choć w treści jest to przez jakiś czas tajemnicą), a inni poznają prawdę o sobie. Za to czytelnicy mieli poznać tajemnicę, poczuć dreszcz emocji, a przede wszystkim poczuć zaciekawienie. Jednak nic takiego się nie stało…
Powieść stworzył duet pisarski: Edyta Szudrowicz i Witold Dębczyński (który niestety zmarł, zanim powieść ujrzała światło dzienne). O tym, że współpraca ta była raczej zgodna świadczyć może fakt, że pod względem warsztatowym powieść jest jednolita i nie ma w niej żadnych sprzeczności, choć finał całej historii jest dość pogmatwany i chaotyczny – ma też zupełnie inne tempo niż poprzednie rozdziały. Uznałam jednak, że to raczej problem przekombinowania fabularnego aniżeli niemożność porozumienia się między autorami.
W zasadzie trudno mi znaleźć cokolwiek co uznałabym za mocny element powieści. Ani zagadka kryminalna nie jest jakoś szczególnie wciągająca, ani bohaterowie nie są zbyt charakterystyczni (za to wszystkich można z powodzeniem nie polubić), fabuła nie porywa, a zakończenie rozczarowuje. Wracając do bohaterów, muszę przyznać, że niektóre ich motywacje były dla mnie niejasne oraz nielogiczne, bardzo nie podobało mi się również to, że postacie kobiecie zostały przedstawione stereotypowo (próżno szukać tu prawdziwych uczuć w relacjach). Dialogi między bohaterami zostały rozpisane dość nienaturalnie – niektóre były kiczowate, inne śmieszyły. Problemem było dla mnie również naszpikowanie fabuły wątkami, które miały wprowadzać fałszywe tropy, a jednak moim zdaniem po prostu wybijały z rytmu i irytowały. Trudno było nie odnieść wrażenia, że treść jest naszpikowana mnóstwem niepotrzebnych informacji, przez co książkę tę zaklasyfikowałabym bardziej do gatunku powieści obyczajowej, gdyż kryminalny jest tu jedynie początek i koniec.
Niestety muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak bezbarwnej i pozbawionej życia lektury. Nie napiszę tutaj, że jest to dziełko koszmarne, ponieważ zdarzyło mi się w przeszłości czytać naprawdę złe książki, ale Śmierć w błękitne lagunie to po prostu bardzo, ale to bardzo słaby przeciętniak. Na pewno nie jest to tytuł godny polecenia.
Kaczor Donald i inne komiksy
Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont zaczęła ukazywać się seria komiksowa o najpopularniejszych, tych zupełnie pierwotnych bohaterach Walta Disneya, czyli Kaczorze Donaldzie, Myszce Mickey i ich kompanach. Do tej pory w serii ukazały się następujące tytuły: „Niefortunne przypadki młodej kaczki”; „Koszmarna formuła” i „Podwójny przekręt”.
Niefortunne przypadki młodej kaczki
Dwunastoletni Kaczor Donald marzy o tym, by iść do szkoły z bilbordowych reklam. Niestety w gospodarstwie babci nie dzieje się najlepiej i nie mogą sobie pozwolić na takie wydatki. Na jaki szalony pomysł wpadnie sprytny nastolatek, by rozwiązać swoje problemy i zrealizować marzenia?
Ilustracje: Jay P. Fosgitt
Tekst: Jimmy Gownley
Koszmarna formuła
Znani wszystkim doskonale siostrzeńcy Kaczora Donalda (Hyzio, Dyzio i Zysio) jadą na wymianę uczniowską do Berlina. Nie spodziewają się jednak, że może tam na nich czekać tak wielkie niebezpieczeństwo. Czy niesforne rodzeństwo pozwoli się porwać przygodzie i jak uda im się wybrnąć z nowych tarapatów?
Ilustracje: Elisa Ferrari
Tekst: Tommy Greenwald
Podwójny przekręt
Myszka Minnie i kaczka Daisy rozpoczynają naukę na wymarzonym uniwersytecie. Wszystko idzie po ich myśli, przynajmniej do czasu, gdy zostają zamieszane w pewną pełną niebezpieczeństw, kryminalną sprawę.
Ilustracje: Kawaii Creative Studio
Tekst: Jen Petro-Roy
O wydaniu słów kilka
Historie graficzne wydane zostały w formacie książek. Mają po około dwieście stron. W środku znajdują się kolorowe ilustracje, zwyczajny tekst, ale w różny sposób wyróżniony oraz oczywiście typowe dymki komiksowe. Książeczki mają różnych autorów i ilustratorów, ale wszystkie utrzymane są w podobnej konwencji graficznej i nie brakuje im spójności. Sądzę, że seria jest projektem godnym podziwu, udała się znakomicie.
Moja opinia i podsumowanie
Pamiętam, że w dzieciństwie uwielbiałam komiksy z Kaczorem Donaldem. Zaczytywałam się nimi tak bardzo, że w domu gromadziłam prawdziwe stosy czasopism. Dlatego seria, która ukazuje się obecnie nakładem wydawnictwa Egmont, jest dla mnie prawdziwą gratką. Jest to jednocześnie powrót do miłych wspomnień z dzieciństwa, jak i doskonały powód, by do lektury nakłonić moje własne dzieciaki. Szczególnie że w książeczkach ilość ilustracji i tekstu jest bardzo wyważona.
Opowieści komiksowe z serii Disneya przedstawiają ciekawe, pełne humoru i dobrze przemyślane historie. Myślę, że spodobają się wszystkim dorastającym dzieciom, a i w rodzicach obudzą miłe wspomnienia z własnego dzieciństwa.
Zła Królowa
Holly Black wkradła się do serc polskich czytelników. Okrutny Książę stał się u nas bestsellerem. Ja sama czytałam te książki kilka razy. Jednak nie wszyscy wiedzą, że przed przygodami Jude i Cardana, autorka wydała inny cykl, zatytułowany Elfy Ziemi i Powietrza. To kolejne książki, które rozbudowują uniwersum wymyślone i stworzone przez Holly Black. Jeżeli czytaliście Okrutnego Księcia, na pewno pamiętacie pana Roibena, Kaye i Dwór Termitów. Pojawiają się w kilku istotnych scenach, a szczególnie pan Roiben pokazany jest jako ktoś, do kogo należy odnosić się z szacunkiem. Dzięki Złej Królowej będziemy mogli poznać ich historię.
„Dawno, dawno temu istniały dwa dwory, jasny i ciemny, cny i niecny. Ten pierwszy gromadził elfy powietrza, drugi elfy ziemi”.[1]
Kaye, wraz z matką, prowadzi koczowniczy tryb życia. Dlaczego? Ellen jest wokalistką zespołu rockowego, a bary i imprezy to jej drugi dom. W wyniku pewnych wydarzeń matka z córką wracają do rodzinnej miejscowości. Kaye nie jest normalną nastolatką – od dziecka widzi więcej. Jej historie o elfach, które ją odwiedzały, wzbudzały śmiech rówieśników. Jednak to nie były marzenia małej dziewczynki. Wszystko, co widziała Kaye było prawdziwe. Okazuje się, że dziewczyna staje się uczestnikiem walki pomiędzy elfami. Dwór Termitów jest miejscem przerażającym i strasznym, a dziewczyna wpada w ten świat z wielkim łoskotem.
Byłam oczarowana Okrutnym Księciem tak samo, jak historią Severina i Króla Olszyn. Zła Królowa została wydana już wcześniej, z okropną okładką i jeszcze gorszym tytułem. Na fali popularności najsławniejszej serii Black, wydawnictwo zdecydowało się wydać ponownie cykl Elfy Ziemi i Powietrza. Dwór Termitów jest miejscem mrocznym, dziwnym, a to, czego dowiedziałam się z Okrutnego Księcia, było… mało satysfakcjonujące. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o pixie Kaye i panu Roibienie, którego jedno spojrzenie mogło zmrozić krew w żyłach. Black pokazała mi, że potrafi mącić, mieszać, a miejsca przez nią stworzone są pełne tajemnic i magii.
Zła Królowa to książka, którą czyta się bardzo szybko. Strona za stronę wpada się w historię Kaye, która odkrywa swoje prawdziwe ja. Nie ma w tej powieści miejsca na to, aby choć na chwilę się zatrzymać i wziąć chociaż jeden oddech. Akcja biegnie do przodu niczym pendolino, nawet nie zwalniając przy przystankach. Z początku jedzie po prostej drodze, bo fabuła dopiero się rozkręca, ale późniejsze wydarzenia przypominają górskie serpentyny. Znacie? Tyle zwrotów akcji i dynamicznych scen już dawno nie spotkałam. Czytając Złą Królową, nie sposób nie zauważyć, jak wielką drogę przeszła autorka. Różnice pomiędzy serią Elfy Ziemi i Powietrza a Okrutnym Księciem rzucają się w oczy, ale nie uprzykrzają lektury. W niektórych momentach przeszkadzał mi brak spójnych przejść pomiędzy scenami.
Relacja pomiędzy Kaye a Roibenem intryguje. Wiedziałam, do jakiego punktu zmierza cała akcja, ale wątek miłosny jest zbudowany ciekawie. Bohaterowie powinni dostać więcej miejsca, żeby czytelnik mógł bardziej wsiąknąć w to uczucie, ale polubiłam oboje i jestem ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy. Muszę się przyczepić do kreacji tytułowej Złej Królowej. Mało jej w tej powieści, a sceny, w których się pojawia, nie oddają jej pełnego charakteru. Rozumiem, że autorka chciała skupić się na czymś innym, ale zabrakło to w tej książce złola, który tylko doda pikanterii akcji.
Cieszę się, że Zła Królowa poszerza uniwersum Black w bardzo istotne informacje. Lubię, kiedy książki autora się o siebie zazębiają, mają jakąś część wspólną. Dzięki temu jestem bardziej zżyta ze wszystkimi bohaterami, poznaje tajniki świata wykreowanego przez autora i... z książki na książkę kocham uniwersum coraz bardziej.
[1] Zła Królowa, Holly Black, wyd. Jaguar, strona 92.
Różdżka z Fershey
A gdyby tak przenieść się w czasie? Pomysł nienowy i często wałkowany w książkach fantasy. I choć wiadomo, że taka podróż przyniesie wiele niespodziewanych sytuacji, to część z nich oczywiście da się przewidzieć. Gdy jednak w czasie przenosi się nie do końca opierzony czarodziej, który dopiero co stworzył różdżkę i nie bardzo wie, jaką ten kawałek drewna ma moc, to robi się całkiem zabawnie. Tak właśnie dzieje się w powieści „Różdżka z Fershey”.
Magnus jest początkującym adeptem magii. Marzy o stworzeniu różdżki, gdyż w świecie, w którym żyje, wszyscy o niej słyszeli, ale nikt nie widział na oczy, o posiadaniu takowej nie wspominając. Gdy po wielu nieudanych próbach wreszcie tworzy swój wymarzony przedmiot jego życie, zamiast stać się prostszym, dodatkowo się komplikuje, co jest o tyle ciekawe, że i przed stworzeniem różdżki nie było łatwe ze względu na długi, w które popadł młody czarodziej. I to w trakcie ucieczki przed wierzycielami popełnia kilka fatalnych błędów, trzymając różdżkę, wypowiada nieostrożnie kilka życzeń, które natychmiast się spełniają.
Jednym z życzeń jest przeniesie się gdzieś, z dala od swoich prześladowców. Jest jednak na tyle nie precyzyjne, że Magnus ląduje w okolicach dwudziestopierwszowiecznego Londynu.
Tu czeka go wiele niespodzianek, a już pierwsza jest niezbyt przyjemna, gdyż różdżka w pada w psi pysk, a zwierzęcym łbie budzi się marzenie, by...
Powieść czyta się szybko i chwilami jest całkiem zabawna. Dobrze rozegrany został zwłaszcza humor sytuacyjny. Postaci młodych bohaterów chwilami są irytujące, ale powiedzmy sobie szczerze: nastolatki właśnie takie są.
Młody czytelnik będzie się całkiem nieźle bawił przy tej książce, kibicując zarówno Magnusowi, jak i rodzeństwu: Megan i Patrickowi.
Starszy czytelnik niestety dostrzeże liczne nieścisłości w konstrukcji świata przedstawionego, infantylność oraz braki językowe. Nim wciągnęłam się w fabułę, miałam sporo problemów ze skupieniem z powodu językowych potknięć w tekście.
Jestem zdania, że dla młodych ludzi należy pisać tak samo dobrze, jak dla dorosłych, a nawet lepiej, bo oni dopiero wyrabiają sobie czytelniczy gust i powinni to robić, tylko mając do wyboru dobrze napisane książki. „Różdżka z Fershey” do nich nie należy.