kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Historia

czwartek, 03 wrzesień 2020 00:23

Te wiedźmy nie płoną

Bycie nastolatką bywa do bani. Uczucia mieszające w głowie, coraz to większe obowiązki i presja, którą otoczenie narzuca na ciebie w dniu przekroczenia granicy bezpowrotnie zmieniającej twoje życie. Niby norma, każdy tak ma, ale gdy dochodzi do tego ukrywanie zdolności magicznych i złamane serce? No właśnie życie nastoletniej wiedźmy może być równie przerażające, co fascynujące.

 W historii o wiedźmach pojawia się sporo, a właściwie o sposobie ich pozbywania się z otoczenia. Te wiedźmy nie płoną, one ukrywają się wśród nas i każdego dnia muszą unikać pokusy użycia swych zdolności. Hannah nawet sobie z tym radzi, wszak za ujawnienie się zwykłym śmiertelnikom można stracić swoją moc na zawsze. Poza unikaniem ludzi młoda wiedźma unika również swojej byłej, Veroniki i pracuje w sklepie z magicznymi przedmiotami. Koniec roku szkolnego okazuje się dla wszystkich ciężkim czasem. Zabawę, która miała być zwieńczeniem szkolnych dni przerwa niezwykle przerażający rytuał krwi. Salem zostaje zasypane dowodami na istnienie magii zakazanej, mrocznej i niebezpiecznej.

Hannah czuje, że to sprawka Krwawej Czarownicy. Na domiar złego w jej życiu pojawia się nowa dziewczyna, Morgan, która skrada jej serducho i uwagę. Młoda wiedźma będzie musiała jednak zawalczyć o serce nowo poznanej dziewczyny. Uczucia i niebezpieczeństwo zmuszą Hannah do działania. Dziewczyna, by uratować swój sabat i przypodobać się Morgan, będzie musiała sprawdzić, jak wielką moc posiada. Czy ryzyko podjęte dla sabatu i dziewczyny nie okaże się płonne? Co zrobi, gdy stanie przed wyborem?

 

Te wiedźmy nie płoną to jedna z tych książek, które bardzo chciałam przeczytać, a gdy już do mnie dotarła, to strach przed rozczarowaniem na długo wysłał ją na półkę rezerwowych. Wiele różnorodnych opinii i trochę czasu później, jestem już po lekturze. Czy warto było wybrać się do Salem?

 

Wiedźmy, Salem, czegóż chcieć więcej? Akcja rozwija się spokojnie, w mieście niewiele się dzieje, poza rozterkami sercowymi pewnej wiedźmy. Hannah próbuje unikać Veroniki, jednak ta nie daje za wygraną. Brzmi zwyczajnie, ale takie nie jest, obie bowiem należą do tego samego sabatu, a więc wciąż się spotykają. Sytuacji nie ułatwia niewiedza ludzi, którzy jako Regowie, nie wiedzą o istnieniu mocy i sabatów. Autorka stworzyła ciekawą historię, która równolegle opisuje dwa różnorodne światy. Niemagiczny, poparty nastoletnimi problemami, szkołą i pracą oraz ten pełen magii, który znają nieliczni.

Ciekawy, choć niepozbawiony niedociągnięć pomysł na fabułę sprawdza się nieźle. Lekko, ciut niedbale historia nabiera rumieńców, a bohaterowie zmieniają się na naszych oczach. Gdy koniec roku szkolnego przeradza się w krwawy rytuał, rozpoczyna się zabawa. Wiedźmy Żywiołów są w niebezpieczeństwie, wokół zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a zaufanie staje się towarem deficytowym. O tak, tu rozpoczynają się emocje, które powoli rozwiewają tajemnice, choć nie wszystkie. Kto czyha na pannę Walsh?

Bohaterowie

Te wiedźmy nie płoną to ciekawe postaci, które ewoluują przez całą powieść. Dostarczają nam wzruszeń, masę śmiechu i jeszcze więcej emocji. Nie brakuje tu magii, która, choć początkowo zakazana, zaskakuje swoim ogromem i pięknem. Wystarczy dać się porwać. Tajemnica, niebezpieczeństwo i czary, to tło dla ważnych rozważań. Autorka w swoją opowieść wplotła sporo ciężkich i ważnych tematów. Historią Hannah chce pokazać, jak ważna jest tolerancja międzyludzka i akceptacja różnić między nami. Bez względu na orientacje czy posiadane zdolności, człowieka nie powinno się oceniać tylko po pozorach, powierzchowności czy pierwszym wrażeniu.

Całość czyta się szybko, choć początkowo tempo akcji było ciut za wolne, ale reszta powieści wyrównała ten stan. Te wiedźmy nie płoną nie każdemu przypadną do gustu. Być może to wina stylu, a może tematyki poruszanej przez autorkę, jednak moim zdaniem warto sprawdzić, jak ty odbierzesz ten tytuł. Lekka, przyjemna, pełna wzruszeń i niekontrolowanego śmiechu opowieść o dorastaniu, magii i pierwszych poważnych wyborach. Myślę, że ona właśnie taka powinna być. Skupiać się na bohaterce i jej rozterkach, poszukiwaniu rozwiązania i odnajdywaniu siebie, a że przy okazji dziewczyna włada żywiołami...cóż nikt nie jest idealny.

 

Podsumowanie

 

Te wiedźmy nie płoną zbiera skrajne opinie, które według mnie są sumą tego, jakie będzie nastawienie, z którym podejdziemy do tejże powieści. To jedna z tych powieści, które powinniście poznać sami, sprawdzić, które z elementów was zachwycą, a które nieco mniej. To historia wzruszająca i zabawna. Niosąca w sobie masę emocji i tajemnic tylko czekających na to, by je odkryć. Czekam na kolejne odsłony przygód młodych wiedźm.

Dział: Książki
piątek, 28 sierpień 2020 15:35

Zdradziecka królowa

Kiedy wszystko, co Lara kocha, jest zagrożone, ona sama musi podjąć decyzję, dla kogo – i dla czego – walczy: dla swojego królestwa, dla męża czy dla samej siebie.

Przyznam szczerze, że rzadko kiedy mogę powiedzieć o książce, że jest porywająca. Dobrze napisana, ciekawa, czy intrygująca są u mnie zdecydowanie popularniejszymi przymiotnikami. Tym razem jest jednak inaczej. Dylogii spod pióra Danielle L. Jensen to określenie zdecydowanie się należy. „Królestwo mostu” w połączeniu ze „Zdradziecką królową” to epicka powieść fantasy, od której stron nie sposób się oderwać. 

 

Królestwo Mostu zostaje podbite, a jego władca Aren wzięty do niewoli. Lara, mylnie wzięta za zdrajczynię, właściwie poddała się już losowi i nie zamierzała brać udziału w wojnie. Gdy jednak dowiaduje się o tym, co spotkało męża, wie, że nie ma wyjścia. Pokochała Arena całym sercem i jest gotowa poświęcić życie w jego obronie. Czy jednak uda się jej przekonać do pomocy mieszkańców Ithicany? I czy powiedzie się plan odnalezienia sióstr Lary, z których każda to śmiertelnie niebezpieczna, doskonale wyszkolona wojowniczka?

Uwielbiam książki spod pióra Danielle L. Jensen, a „Zdradziecka królowa” z pewnością nie jest wyjątkiem od tej reguły. Historia porwała mnie tak bardzo, że pochłonęłam ją dosłownie w ciągu jednej nocy. Wykreowana przez pisarkę fabuła jest brutalna, ale nie brakuje w niej humorystycznych elementów. Przedstawiony świat jest stosunkowo hermetyczny, za to miejsca, o których wspomina pisarka, mienią się setkami barw. Tak samo, jak zresztą kreacje bohaterów (również tych drugoplanowych). Dodatkowo zarys postaci nie jest sztampowy i oczywisty. Myślę, że to nie lada sztuka stworzyć bohaterów, którzy niejednokrotnie potrafią zaskoczyć czytelnika. Danielle L. Jensen to prawdziwa mistrzyni słowa i dowodzi tego z każdą, kolejną wydaną książką. Bardzo żałuję, że „Królestwo Mostu” i „Zdradziecka królowa” to zaledwie dylogia, więc drugi tom jest również pożegnaniem z serią. Chętnie przeczytałabym kolejną część. 

Lekturę książki „Zdradziecka królowa” serdecznie polecam wszystkim miłośnikom fantastyki lub po prostu wyśmienitej literatury beletrystycznej. Z powieścią doskonale się bawiłam i bardzo miło spędziłam przy niej czas. Nawet nie zauważyłam, kiedy z pierwszej strony dotarłam na ostatnią. Danielle L. Jensen to po prostu świetna pisarka, której nie sposób odmówić zarówno talentu, jak i niezwykle bogatej wyobraźni.

Dział: Książki
czwartek, 27 sierpień 2020 18:50

Smocza straż. Pan Widmowej Wyspy

„Smocza straż. Pan Widmowej Wyspy” to trzeci tom nowej serii Brandona Mulla, która jest kontynuacją kultowego już „Baśnioboru”. Rozpoczyna się dokładnie w miejscu, w którym zostawił na drugi tom, czyli „Gniew króla smoków”. Smoki wciąż szukają sposobności do okazania dominacji nad ludźmi. Trudno sobie wyobrazić większe zagrożenie. A jednak… Czy jednak pozostawiona sobie Kendra może stawić czoła temu mrocznemu zagrożeniu bez pomocy Setha, który zawsze jej towarzyszył?

Tym razem zobaczymy Setha w niecodziennej sytuacji. Oto dopiero co stracił pamięć i dodatkowo został porwany, albo jak się mu wmawia – wyzwolony. Przez amnezję nie bardzo wie komu ma wierzyć, bo właściwie każda histora, którą słyszy, jest prawdą. Zwyczajnie opowiadają ją każdy z własnego puntu widzenia. Dla Setha takie życie jest ciężkie. Szczerze mu współczułam, jednak dzięki temu niesamowicie głęboko mogliśmy poznać Setha, dotychczas będącego dość często przypadkowym bohaterem lub chłopcem, który ma nieprzemyślane decyzje. Wszak już raz opowiedział się nie po tej co wszyscy w Baśnioborze stronie. Tym razem poznamy jego prawdziwe pragnienia.

Jednak rzecz nie będzie się działa ani w Baśnioborze ani w twierdzy. Książka przenosi czytelnika do tropikalnych miejsc z plażami i palmami, ale z pewnością nie są to wakacje. Tu niebezpieczeństwo czai się pod każdym ziarnkiem piasku, za i nawet w każdym kwiatku. Będzie to wyspa zamieszkała przez pewne plemię, dzięki którego pomocy być może Kendra znajdzie brata i lubego, a Seth wypełni dość mroczne przyrzeczenie.

Osobiście nie jestem fanem fabuły bazującej na utracie pamięci przez bohatera. To dość oklepany zabieg, jednak w książce to działa. Ale jest trochę "ale". Po pierwsze, osobowość Setha, choć nadal podobna do Setha, uległa zmianie. To prawda, pamięta takie rzeczy, jak nazwy stanów i jak działają rzeczy, ale każdy osobisty element tego, kim on jest, jego opinie i tak dalej, został całkowicie wymazany. Otóż, jedną z powszechnych zasad amnezji jest to, że w każdej sytuacji osoba, która doznała amnezji, nie zachowywałaby się inaczej niż z pełną pamięcią - to znaczy, jej osobowość pozostałaby taka sama. Tu Seth zmienia się z ufnego każdej podpowiedzi raptusa w planującego z wyprzedzeniem niedowiarka. Trochę denerwowała mnie też przemiana Kendry. Jasne, straciła nagle brata i dopiero co chłopaka, którego chyba pokochała, jednak czy to może aż tak wpływać na jej zachowanie? Stała się bierna, ciągle szukała kogoś, z kim mogłaby podzielić się swoim żalem, a dotąd każda porażka czy śmierć raczej skłaniały ją do działania niż zaniechania.

Jest za to coś co mnie ucieszyło: spisek. W pierwszych dwóch książkach nie było super mocnego, nadrzędnej intrygi. Smoki dokonują wyzwolenia i naturalnie próbują zdominować świat. W tej trzeciej części sprawy zaczynają się jednak łączyć. Nierozwiązany problem poruszony w pierwszej książce zostaje rozwiązany. I do końca nie jest jasne, dokąd się potoczą.

Za to według mnie zakończenie, które tym razem nie jest typowo niszczycielskim cliffhangerem, jest naprawdę udane. Nawet powiedziałabym, że znacznie lepsze niż to w poprzednich dwóch tomach serii. Jest nadal dość otwarte, ale wydaje się, że daje nadzieję, czego tamte raczej pozbawiały. Oczywiście, wciąż jest wiele rzeczy nierozwiązane i wiele rzeczy, które mogą pójść nie tak, ponieważ nasi złoczyńcy wciąż działają, ale przynajmniej teraz mamy od czego zacząć walkę z nimi. Nie ma poczucia beznadziei. Przypomina to nieco zakończenie „Gwiezdnych wojen: Ostatni Jedi”, ponieważ jest szansa na wszystko, co się wydarzy, a historia może pójść w każdym właściwie kierunku. Teraz tylko wystarczy czekać na kolejne losy rodzeństwa.

I to jest najtrudniejsze! To czekanie. Polubiłam rodzeństwo Soersenów już od pierwszego tomu „Baśnioboru”. „Smocza straż” całkiem ciekawie rozwijają ich losy, nadając bardzo poważne jak na ich wiek obowiązki. To taka wspaniała historia, którą mogę wszystkim polecić. Jeśli kochasz wielką fantazję pełną przygód i mistycznych stworzeń, to jest to książka dla Ciebie.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 sierpień 2020 14:04

Ucieczka z Pretorii

Daniel Radcliffe powraca w historii o ucieczce z najlepiej strzeżonego więzienia w południowej Afryce. Tak przynajmniej chcą nam wmówić twórcy. Prawda jest nieco inna. Fakt, bohaterowie zwiali z więzienia. Reszta niekoniecznie ma odniesienie do rzeczywistości. W więzieniu „politycznym” dla białych w Pretorii dozór jest kiepski. Uciekinierzy są terrorystami należącymi do organizacji finansowanej przez ZSRR. Przechodzili szkolenia w obozach prowadzonych przez KGB oraz Kubańczyków w Angoli i innych krajach. Tyle na temat realizmu. A jak wrażenia po seansie?

„Ucieczka z Pretorii” to miła, ciekawa historia, ale zdecydowanie zbyt czarno-biała. Od razu widać, kto jest dobry, a kto zły. Więźniowie stoją po tej jasnej stronie, zaś strażnicy to czarne charaktery, a system, który reprezentują, zasługuje na potępienie. Widz nie uświadczy tutaj bohaterów o bardziej złożonej osobowości, wszystko przedstawiono niczym w tanim westernie – za pomocą czarnych i białych kapeluszy. Reżyser nie pokazuje dobrych klawiszy, wszyscy oni są ludźmi gardzącymi więźniami. Z kolei osadzeni to osoby, które skazano za niewinność. Tak schematyczne podejście, pełne przejaskrawień, sprawia, że aż oczy bolą.

Największą gwiazdą filmu jest Daniel Radcliffe, ciężko jednak dostrzec tu jego kunszt aktorski, bo postać, w jaką się wcielił, jest na wskroś przewidywalna i bez polotu. Odtwórcy ról drugoplanowych nie wnoszą zbyt wiele do całej produkcji. Ich gra stoi na niskim poziomie, zupełnie jakby mieli służyć po prostu za ruchome tło. Na tle całej obsady wyróżnia się jedynie Mark Leonard Winter, który swoją grą przypomina mi trochę młodego Daniela Day-Lewisa.

Film został nakręcony przy użyciu małych nakładów finansowych. Postawiono na realizm całej produkcji kosztem efektów specjalnych. Może i słusznie, bo więzienie, życie osadzonych, praca strażników ukazane zostały na tyle dobrze, że stanowią największy atut tego filmu.

Podsumowując, film wypada po prostu przeciętnie. Sama historia więźniów ma potencjał i stanowi doskonały materiał na dobrze opowiedzianą, chociaż nieco naciąganą historię. Jednak brak jakiejkolwiek głębi aktorskiej, sztampowość oraz widoczny gołym okiem podział na dobrych i złych zwyczajnie psują odbiór. To stereotypowe i nieco moralizatorskie podejście do tematu siłę artystyczną całej produkcji. Na seansie widz nie zaśnie ze znużenia, ale też nie czeka go moc niezapomnianych doznań. Mogło być lepiej, a wyszło jak wyszło.

Plusy:
– dobry potencjał na świetną historię;
– Daniel Radcliffe w roli głównej;
– realność.

Minusy:
– nudni bohaterowie;
– schematyczne podejście do tematu;
– słaba gra aktorska odtwórców ról drugoplanowych.

Dział: Filmy
sobota, 22 sierpień 2020 14:58

Guwernantka

Kino grozy od lat cierpi na mnogość nieudolnych twórców, którzy próbują swoich sił w opowiadaniu strasznych historii. Nie jest łatwo trafić na naprawdę dobry i ciekawie opowiedziany horror, tym bardziej więc docenia się te filmy grozy, które okazują się udane. Niestety najnowszy film Flory Sigismondi należy do tych nieudanych produkcji – Guwernantki nie ratuje nawet ciekawa obsada. Reżyserka znana jest w mnóstwa świetnych teledysków m.in. Sledgehammer Rihanny, Mirrors Timberlake’a, Cherry bomb nagranego na potrzeby filmu The Runaways: Prawdziwa historia, który jest zresztą pierwszym i jedynym (poza Guwernantką) filmem w jej reżyserii, resztę jej dorobku stanowią pojedyncze odcinki seriali (np. Opowieści podręcznej, Amerykańscy bogowie).

Starsza opiekunka dwójki osieroconych dzieci wynajmuje młodą guwernantkę do pomocy w opiece i nauczaniu małej Flory. Kilka dni po przyjeździe nowej guwernantki – Kate – w posiadłości pojawia się nastoletni brat Flory – Miles. Kate szybko odkrywa, że tak rodzeństwo, jak i posiadłość, skrywa mroczne sekrety.

W 1961 roku Jack Clayton wypuścił film The Innocents i choć nie zawojował nim świata kinematografii, to jednak sądząc po opiniach do dziś jest to dzieło robiące wrażenie. Trudno mi powiedzieć ile wspólnego ma ze sobą produkcja z lat 60. oraz współczesna Guwernantka, a jednak wygląda na to, że choć bardzo dużo je łączy, to jednak oba te filmy leżą pod względem jakości na dwóch różnych biegunach. Od czego więc zacząć…

Jak już wspomniałam, nawet znane i ciekawe nazwiska nie ratują tej produkcji. Na ekranie widzimy Mackenzie Davis i Finna Wolfharda w rolach głównych, dodatkowo w postać Flory wciela się Brooklynn Prince, reszta to bohaterowie drugoplanowi, i choć Barbara Marten w roli starszej opiekunki dzieci robi dość upiorne wrażenie, to pojawia się na ekranie na tyle rzadko, że nie wpływa na odbiór całości. Mackenzie Davis nie ma szczęścia do ról (albo talentu) – chyba najbardziej podobał mi się jej występ w jednym z odcinków Black mirror. Finn Wolfhard, znany ze Stranger Things, radzi sobie dobrze, ale wydaje mi się, że jego postać mogła być jeszcze bardziej znacząca, skomplikowana. Mała Brooklynn jest uroczą istotką ale sceny z nią nie są warte zapamiętania. Generalnie pod względem aktorskim Guwernantka jest propozycją nijaką. Najgorszy jest jednak scenariusz. Brakuje tu oniryzmu i gotyckiego klimatu opowieści, a zakończenie to po prostu crème de la crème absurdu. W momencie, kiedy wreszcie zaczyna się coś dziać film się kończy, a przysłowiowa kropka nad i jest tak niejasna i nasuwa tak wiele pytań, że ostatecznie nic nie zostaje wyjaśnione, a jakiekolwiek możliwe wyjaśnienia prowadzą, do jeszcze większej ilości pytań. Ilość luk logicznych poraża, choć często w takich produkcjach przymykam na to oko, a jednak tutaj chyba dość szybko zorientowałam się, że nie mogę liczyć na radochę z seansu, więc wszelkie potknięcia twórców stały się bardziej wyraźne.

Guwernantka to film bez pomysłu i polotu. Szkoda na niego czasu. To jedna z tych produkcji, która ma ogromne szanse rozczarować większość widzów. Oglądacie na własne ryzyko.

Dział: Filmy
środa, 19 sierpień 2020 14:13

Małe Licho i lato z diabłem

Bo w życiu najważniejsze jest dobre serce, a nie liczba rogów na łeb kwadratowy!

 Marta Kisiel to pisarka znana ze swojej serii książek „Dożywocie”. Przez lata jednak nie zdecydowała się na napisanie kontynuacji, a seria, zanim stała się serią, była zaledwie pojedynczym, wcale nie najgrubszym tomem. Gdy już jednak Autorka zaczęła pisać, nowe historie dosłownie wyskakują spod jej pióra. Kontynuacja powieści o dożywotnikach pojawia się obecnie w odsłonie dla młodszych czytelników. „Małe Licho i lato z diabłem” to już trzeci tytuł w cyklu. Jaka tym razem przygoda czeka na Bożka i jego małego Anioła Stróża o wdzięcznym imieniu Licho? 

Zarys fabuły

W domu, który stał się hotelem dla dożywotników, pojawia się coraz więcej gości. Nie ma już gdzie ich pomieścić. Dlatego starą posiadłość czeka kolejny remont. Ponieważ są wakacje, Bożek w towarzystwie Licha zostają wysłani do cioci (a nawet dwóch cioć). Czy mały anioł zaprzyjaźni się z mieszkającym tam czortem? I kogo zupełnie niespodziewanie podczas swojego wakacyjnego wyjazdu spotka Bożek? 

Moja opinia i przemyślenia

Mimo że Marta Kisiel nie kazała czytelnikom zbyt długo czekać na kolejny tom, to czas ten i tak okropnie mi się dłużył. Było jednak na co czekać! „Małe Licho i lato z diabłem” to już trzecia doskonale opowiedziana i przezabawna historia spod pióra Autorki, która skierowana jest do młodszych czytelników. Tym razem jednak fantastyczne stworzenia nie odgrywają głównych ról. Licho bardzo szybko dogadało się z Bazylem i nawet nie potrzebowali do tego opakowania ptasiego mleczka (choć to niewątpliwie zostało odebrane bardzo pozytywnie). Za to Bożek i jego najmniej lubiany kolega z klasy, Witek, to już zupełnie inna historia. 

Myślę, że Marta Kisiel doskonale odnajduje się w tej formie literackiej. Oczywiście mimo tego, że jej książki skierowane są do dzieci, to każdy dorosły czytelnik również się w nich bez trudu zakocha. Za fasadą przygody ukrywa się również wiele cennych w życiu wartości, a młodsze (i czasami też starsze) pokolenie może odebrać kilka ważnych lekcji. 

Podsumowanie

Kolejny tytuł o dożywotnikach za mną, a ja i tym razem doskonale się bawiłam. Marta Kisiel stworzyła cudowne postacie, ma intrygujące pomysły na fabułę, świetne poczucie humoru i lekkie pióro. Obok jej książek nie sposób przejść obojętnie. Myślę, że seria z Małym Lichem to doskonały początek, od którego dzieci mogą rozpocząć swoją przygodę z literaturą fantastyczną. Warto ugościć je w swojej domowej biblioteczce. 

Dział: Książki
niedziela, 09 sierpień 2020 17:10

Stranger Things: Prosto w ogień

Zawsze zadziwiało mnie, ile osób pracuje przy wydaniu komiksu. Za przygotowanie tytułu „Prosto w ogień” odpowiedzialna jest cała ekipa. Scenariusz napisała Jody Houser, za rysunki odpowiada Ryan Kelly, za ich obrys Le Beau Underwood, kolorystykę dodała Fiona Farrell, litery napisała Nate Piekos, ilustracja z okładki jest autorstwa Kyle Lambert, grafiki przed rozdziałami przygotował Viktor Kalvachev, a dla nas, z angielskiego komiks przełożyła Donata Olejnik. 

Ucieczka z laboratorium to nie koniec drogi Marcy i Ricky’ego. Wówczas dzieci, a teraz już młodzie ludzie, wciąż poszukują innych uciekinierów. Gdy udaje im się odnaleźć jedną z nich, dziewczyna zaskakuje ich informacją, że siostra bliźniaczka Marcy, której mocą jest wytwarzanie ognia, wciąż żyje. Dwójka przyjaciół zamierza ją odnaleźć i uwolnić ze szpitala psychiatrycznego, w którym została zamknięta. Tylko czy uda im się tego dokonać i czy na pomoc nie będzie już zdecydowanie za późno? 

„Prosto w ogień” to doskonale narysowany, niezwykle wciągający komiks, z którego zadowoleni będą wszyscy fani uniwersum. Jednak przedstawiona w nim historia została moim zdaniem nieco zbyt uproszczona. Czyta się ją jakby poklatkowo. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki jest urok komiksów, ale to nieprawda. Niektórym twórcom udaje się opowiedzieć pełną, bogatą w szczegóły historię tylko za pomocą grafik lub z minimalną ilością tekstu. Tutaj tak nie jest, a szkoda, bo moim zdaniem właśnie ta drobna rzecz odróżnia dobry komiks od świetnego. 

Trzeci komiks z serii Stranger Things, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego, ma twardą oprawę i gruby, błyszczący papier. Wydanie jest eleganckie i poza retrospekcjami w całości zachowane w kolorze. Komiks czyta się znakomicie, historia jednak jest krótka i starcza zaledwie na parę chwil. Miło jednak jest poznać losy bohaterów, którzy w serialu są postaciami pobocznymi lub zostali jedynie wspomniani, a nie występują w nim wcale. W komiksie Jedenastka jest oczywiście ważna, ale tym razem to ona nie odgrywa w nim żadnej roli. Akcja komiksów z serii Stranger Things dzieje się równolegle do akcji serialu. 

Ogromnie cieszy mnie, że „Prosto w ogień” i inne komiksy z serii powoli ukazują się w Polsce. Myślę, że to prawdziwa gratka dla wszystkich fanów serialu, po którym zawsze odczuwałam pewien niedosyt, chcąc poznać większą ilość elementów całej tej złożonej i nieco zagmatwanej historii. Lekturę „Prosto w ogień” oczywiście serdecznie polecam, to świetnie dopracowany, bardzo porządnie wydany komiks. Warto mieć go w swojej kolekcji. 

Dział: Komiksy
niedziela, 09 sierpień 2020 11:55

Antywirus. Cykl Cyfrak. Tom II

Neth powrócił do RepTek Polis, lecz nie był to powrót w chwale. Zdołał wprawdzie pozbyć się cyfraka pustoszącego mu instalację i przeżyć, lecz to jedyny sukces. Teraz wpada w szaleńczy wir wywołanego przez siebie chaosu.

Dział: Patronaty
czwartek, 06 sierpień 2020 12:43

Lucky Luke W cieniu wież wiertniczych

Morris i Gościnny stworzyli ponadczasową postać, która uczy, bawi i jest rozpoznawalna na całym świecie. Lucky Luke, samotny kowboj ze swoim rumakiem w kolejnej części przygód opuszczają Dziki Zachód. W cieniu wież wiertniczych nie znajdziemy Daltonów, ale będziemy się równie dobrze bawić. Luke musi stawić czoła gorączce złota i wszelkiej maści oszustom i przestępcom, którzy wyrastają przy szybach wiertniczych, niczym grzyby po deszczu.

Mój sześcioletni syn kocha kowboja miłością wielką i niezmienną i choć wysłuchał z przyjemnością, bo każda przygoda ulubionego bohatera jest jego ukochaną, to jednak bawił się mniej, niż przy innych opowieściach i lekko odetchnął na koniec. Wynika to z tego, że ten tom jest bardziej skupiony na przywarach ludzkich, bardziej uczy o chciwości, nieuczciwości, kłamstwach i oszustwach, niż inne. Dla niego również historia ropy naftowej jest dość odległa i mimo wyjaśnień, nie poczuł jej na tyle, by opowieść  go całkowicie porwała. Jestem jednak przekonana, że starszy czytelnik będzie bardziej zadowolony, bo zwyczajnie więcej zrozumie. Młodszy będzie miał przyjemność ze słuchania, bo historia Bingla jest szalenie zabawna, ale nie wyciągnie z historii wniosków na przyszłość, element nauki będzie mizerny.

Wszystko to, o czym wspomniałam zrewanżują rysunki. Pełne wyrazu twarze, ruch widoczny w każdej postaci, emocje do bezbłędnego odgadnięcia stanowią ogromny plus tych komiksów. Tu nie ma miejsca na niedomówienia, wszystko jest od razu widoczne i nie ma konieczności wyjaśniania wszystkiego w tekście. Dzięki temu czyta się szybko, a wszystko jest klarowne. Rysunki stanowią świetne tło do dialogów i razem tworzą świetną całość.

W tym tomie jeszcze widzimy Luke’a z nieodłącznym papierosem w ustach, więc zdecydowanie nie wpisuje się we współczesny trend, jednak jakoś bardziej do mnie przemawia, bo kowboj z mojej młodości zawsze żuł peta. Jeżeli kogoś jednak to razi, to zapewniam, że całość historii i jej przekaz przyćmi ten defekt. Ja byłam zachwycona edukacyjną wartością tej części przygód, bo zawsze dla mnie Lucky Luke był bardziej śmieszny, niż czegokolwiek uczący, a tu takie zaskoczenie. Fanom kowboja i jego rumaka polecać nie trzeba. Innym, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym bohaterem, polecam zacząć od innej części, bo ta jest bardzo mało „Luke’i Lukowa”. Chyba, ze ktoś ma ochotę na historię ropy z przymrużeniem oka, z trochę innej perspektywy, to na pewno się nie zawiedzie. A dzielny kowboj, pilnujący porządku i stojący na straży prawa, choć czasem posługujący się specyficznymi metodami, na pewno będzie miłym dodatkiem.

Dział: Komiksy
wtorek, 04 sierpień 2020 16:00

Peaky Blinders. Prawdziwa historia

Pierwszy odcinek Peaky Blinders zawitał na ekrany w 2013 roku i od pierwszej sceny zyskał ogromne rzesze fanów. Fabuła toczy się wokół Thomasa Shelby'ego oraz jego braci, którzy dowodzą gangiem Peaky Blinders. Zawsze eleganccy, w trzyrzędowym garniturze z charakterystycznymi czapkami, w których wszyte są żyletki, by podczas walki oślepiać wrogów. Taki obraz gangów z Birminghamu przedstawia nam serial. Jak było naprawdę? Ile elegancji miały w sobie tamtejsze gangi? Tego wszystkiego oraz wielu innych rzeczy dowiecie się z powyższej książki.

Zaznaczę na początku, że książka Carla Chinna to nie powieść sensacyjna, czego mogło się wielu spodziewać, a solidnie napisana praca historyczna na temat realnej historii gangów. Jego pradziadek sam udzielał się w jednym z nich, co zdecydowanie realistycznie przybliża nam całą sprawę. Jest to owoc dwudziestu lat badań, napisany na podstawie źródeł historycznych i wywiadów z samymi potomkami Peaky Blinders, wzbogacano o ilustracje z ubiegłej epoki.

Nie byłem zdziwiony, kiedy prawda historyczna znacznie odbiegała od tej przedstawionej w serialu. To jak z idealizowaniem włoskiej mafii w Ojcu Chrzestnym. Zdecydowania większość członków gangu była brutalna, zdecydowanie nieelegancka oraz mało kto okazywał im szacunek. Do ich niesławnych akcji można zaliczyć obrzucanie cegłówkami sklepów w mieście dla zabawy, czy napadanie na policjantów. Autor donosi, że Peaky Blinders zostali zniszczeni przez policję około 1914 roku. Na ich miejsce pojawił się Birmingham Gang pod kierunkiem Billy’ego Kimbera, który w 1921 r. stoczył krwawą wojnę z sojuszem londyńskich gangów pod dowództwem Darby’ego Sabiniego. Wojna dotyczyła oczywiście nielegalnych przychodów z hazardu oraz wymuszeń na drobnych przedsiębiorcach.

Całość przedstawia ogromny rys historyczny miasta i jego podziemia przestępczego. Znajdziemy tu historię pierwszych gangów, które rodziły się już w latach dziecięcych wśród klasy robotniczej. Całość opiera się na policyjnych archiwach, artykułach z gazet i zeznaniach świadków. Wraz z twórcą zanurzamy się w brutalny świat klasy robotniczej, gdzie nikt nie nosił czapek z żyletkami, a najczęściej używaną bronią były kamienie, pałki i buty.

Całość czyta się zapartym tchem i chłonie się realizm tamtej epoki tak dokładnie opisanej przez autora. Nie jest to powieść gangsterska, a suche przedstawienie faktów. Jeżeli jesteście zainteresowani prawdziwej historii przestępców z Birmingham oraz tym jak wyglądała rzeczywistość ponad 100 lat temu, polecam tę książkę całym sercem.

Dział: Książki