kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Forma

wtorek, 27 luty 2018 21:24

Kwantowy złodziej

Wydawnictwo Mag 23 marca wyda trzy tomy o Jean le Flambeur autorstwa Hannu Rajaniemi.

Jean le Flambeur siedzi w więzieniu. I powinien w nim zostać.

Oszust, łgarz, niezrównany złodziej, o którego wyczynach krążą legendy. Jego pochodzenie owiewa mgła tajemnicy, za to o jego niesławnych dokonaniach – takich jak wykradnięcie ziemskich antyków z Marsa czy włamanie do rozległego zeusmózgu i kradzież jego myśli – słyszeli wszyscy.

Popełnił tylko jeden, jedyny błąd; nie udał mu się jeden skok. I teraz, jeśli chce odzyskać wolność, będzie musiał spróbować ponownie...

Dział: Książki
wtorek, 27 luty 2018 21:16

Elryk. T.3. Biały Wilk

Trzeci tom czteroczęściowej serii dark fantasy od Taurus Media. Akcja komiksów oparta jest na kultowej serii fantasy Michaela Moorcocka "Elryk z Melnibone".

Minął rok, odkąd Elryk opuścił tron Imrryru, porzucając w swym pałacu głęboko zranioną i oszalałą z rozpaczy Cymoril. Od roku przemierza Młode Królestwa, bacznie lecz z dystansu obserwowany przez Ariocha, swego obrońcę. Od roku sprzedaje swoje talenty jako czarownik, walcząc po stronie tego, kto zapłaci najwięcej, w każdej bitwie wykuwając legendę o wojowniku albinosie, którego Czarny Miecz noszony u boku przyprawia o strach najmężniejszych. Dziś nie jest już Elrykiem z Melniboné, czterysta dwudziestym ósmym cesarzem ludu R'lin K'ren A'a. Dziś Młode Królestwa znają go jako Białego Wilka.

Dział: Komiksy
wtorek, 27 luty 2018 13:16

Pułapka czasu

W ostatni dzień lutego ukaże się ksiązka Madleine L’Enge "Pułapka czasu" nakładem Wydawnictwa Mag.

W roku 1962 Madeleine L'Engle zadebiutowała powieścią "Pułapka czasu", która w roku 1963 została nagrodzona Newbery Medal. Łącząca naukę i fantastykę, ciemność i światło, strach i przyjaźń historia stała się klasyką literatury dziecięcej i jest uwielbiana na całym świecie. A teraz trafia na srebrny ekran! Ekranizacja w gwiazdorskiej obsadzie, w której znaleźli się: Oprah Winfrey, Reese Witherspoon, Mindy Kaling, Chris Pine i nowicjuszka Storm Reid, ożywi świat "Pułapki" dla nowego pokolenia fanów.

Dział: Książki
niedziela, 25 luty 2018 10:09

Wieża

Droga Ty, Twoje ciało należało kiedyś do mnie.
Ciało, w którym się znalazłaś, może zapewnić ci bogactwo, władze i wiedzę, o których normalnym ludziom się nie śniło.
Możesz dowiedzieć się, dlaczego zostałaś zdradzona.
Życzę ci wszystkiego, co najlepsze. Cokolwiek postanowisz bądź ostrożna...

Czy trzęsąc się na deszczu w parku, stojąc pośrodku porozrzucanych, nieprzytomnych ciał, nie pamiętając swego imienia, można oprzeć się tak kusicielskim obietnicom, jak bogactwo, władza i wiedza? Gdy nie wiadomo, czego się spodziewać po swoim „nowym” życiu, należy zrobić wszystko, aby utrzymać się na powierzchni i działać według instrukcji, którą pozostawiła poprzednia właścicielka ciała – Myfanwy Thomas. Jedyna nadzieja w fioletowym segregatorze, obfitym koncie bankowym i strachu, który dzięki władzy wzbudza Myfanwy w swoich współpracownikach w tajnej brytyjskiej agencji Checkquy. A i moce, wspomniałam o mocach, dzięki którym specjalistka od zarządzania tajnymi operacjami i finansami, może obezwładnić każdego, przejmując kontrolę nad jego systemem nerwowym.

Myfanwy Thomas, traci pamięć, więcej, traci tożsamość, a więc całe swoje dotychczasowe życie. W przeciwieństwie do bohaterek wielu melodramatycznych powieści dla kobiet, została o tym uprzedzona, dlatego dla następczyni swego ciała przygotowuje plan awaryjny: koperty, które mają pomóc w pierwszych dniach po amnezji, fioletowy segregator z najważniejszymi informacjami oraz bezpieczne lokum. Potem wszystko zależy od tej drugiej.

Obie, choć w jednym ciele i nie jednocześnie, Myfanwy mieszkają w Londynie, pracują w tajnej agencji Checkquy, która strzeże Królestwo Brytyjskie przed odmiennymi istotami i niewyjaśnionymi zjawiskami. Przed „nową” Mayfanwy stoi wielkie wyzwanie po pierwsze nie dać się zdemaskować, po drugie nie zginąć, po trzecie nie dać się zdemaskować (hmm, to już było), po czwarte odkryć kto stoi za utratą tożsamości, po piąte prowadzić tajną agencję, co nie jest proste, biorąc pod uwagę fakt, że współpracuje się z piekielnie niebezpieczną Figurą posiadającą cztery ciała, a jeden umysł, po szóste nie dać się zabić (hmm, to już było), po siódme zapobiec inwazji Hodowców i jeszcze raz nie dać się zabić i ponownie nie dać sobie odebrać pamięci (to coś nowego). Dodajmy, że wszystko jest zaskakujące tytuł Biskupa nosi kilkusetletni wampir, Przechowalnia Więźniów mieści się na plebani, a Miffy w domu trzyma Wolfganga i jest to... króliś.

Trzeba przyznać, że Wydawnictwo Papierowy Księżyc ma rękę do książek, które kocha się czytać. „Wieża” to, o dziwo, debiut literacki Australijczyka, Daniela O’Malleya, który zasłużył sobie tym tytułem na Aurealis Award w kategorii najlepsza książka science-fiction roku 2012. Napisałam, o dziwo, ponieważ powieść napisana została całkiem przyzwoicie i w sposób przemyślany, jest naprawdę niewiele elementów, do których można by mieć zastrzeżenia. Owszem sam początek jest troszkę toporny i trudno było mi przez niego przebrnąć, co raczej wynikało z moich uprzedzeń i lęku przed tym, co mnie czeka, ale który idealnie oddawał nastrój osoby zagubionej po utracie osobowości. Odrobinę naiwnie przedstawione jest również stanowisko Wieży, koordynatorki wszystkich działań agentów na Wielką Brytanię, taka nadprzyrodzona M z Jamesa Bonda, ale całokształt powieści wypada nadzwyczaj pozytywnie. Fabuła wciąga, postać pierwszoplanowej Miffy przestaje być z czasem tak niedorzecznie infantylna, wielobarwne postacie drugoplanowe intrygują, a wartka akcja, nie pozwala oderwać się od lektury. Autor skupił całą fabułę wokół głównej bohaterki i spisku, dlatego zabrakło mi troszkę szerszego tła, wytłumaczenia dlaczego jedne niewytłumaczalne zjawiska są likwidowane, a inne nie, dlaczego z syrenami zatoki można się porozumieć i na jakich zasadach, albo dlaczego dzieci z nadprzyrodzonymi zdolnościami zwalczają innych z nadprzyrodzonymi zdolnościami?

„Wieża” Daniela O’Malleya zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i z czystym sercem polecam to każdemu i w każdym wieku. Jest to przede wszystkim świetna lektura, która dostarcza pełną gamę wrażeń. Poza tym, kto nie lubi silnych bohaterek, powieści pełnej akcji i humoru, w tle z wampirami, agentami rodem z MARVELA skrzyżowanymi z Ghostbusters i Facetami w Czerni? Mam nadzieję na szybkie tłumaczenie tomu drugiego „Stiletto”, jestem bardzo ciekawa, jak będzie rozwijała się dalsza kariera Wieży Thomas w strukturach Checkquy.

Dział: Książki
czwartek, 22 luty 2018 12:31

Tajemnica nawiedzonego lasu

Każdy nastolatek lubi wyrwać się z domu, szczególnie w lecie. Wtedy kuszą wszelakie jeziora, mogące ochłodzić rozgrzane upałem ciała, kolonie, gdzie młodzież może poznać wielu nowych kolegów oraz przeżyć masę przygód. Jednak Nina Pankowicz od pamiętnych wakacji w Markotach jest innego zdania... To wówczas dowiedziała się, że Anioły tak naprawdę nie są wysłannikami Boga, lecz istotami poszukującymi Wybrańca- kogoś, kto ma ocalić ich przed Bestią. Teraz, dwa miesiące po mrocznych wydarzeniach, dziewczyna wierzy, że ONI zgubili jej trop, a mury domostwa są w stanie ochronić ją przed największym złem. W końcu po zmarłym Wybrańcu -jak kilku jej towarzyszy- otrzymała cząstkę mocy... Jest jednak w ogromnym błędzie. Wraz z innymi nastolatkami, pośród których odnalazła dawnych kompanów z Markotów, trafia do zamkniętego budynku- Totenwald. Otoczone przez las mury mają uniemożliwić młodzieży ucieczkę, a tym samym ułatwić badania nad nimi. Nikt nie wie, co ich czeka...

Co jako pierwsze decyduje o tym, że skłaniamy się ku jakiejś książce? Możemy tu wymieniać m.in. opinie blogerów, dobrą promocję, ulubiony gatunek. Dla mnie "miłość" do jakiejś lektury rozpoczyna się od okładki, a jeżeli treść jest równie dobra, to pozostaję w owym "stanie zakochania". Tym razem było podobnie; z drugiej strony intrygowało mnie to, jak pani Kańtoch poradziła sobie z umiejscowieniem -bądź co bądź- postaci młodszych ode mnie w mrocznej rzeczywistości. A o tym, że poradziła sobie znakomicie, świadczy wysoka ocena. 

Pierwszego tomu nie czytałam, i jak to w takich sytuacjach bywa, lekko się obawiałam, że nie nadążę za wydarzeniami. Że tom poprzedzający zawierał jakies informacje, niezbędne do zrozumienia następcy. Tak się jednak nie stało; autorka nawiązuje do poprzednich wydarzeń, wprowadza w nie czytelnika, nie marnując czasu na streszczanie całości części pierwszej. I tyle było mi trzeba.

Akcja bardzo wciąga, niemal nie można się od lektury oderwać. Problemem także nie okazał się wiek bohaterów- jak wspominałam, są to nastolatkowie, a Nina ma zaledwie trzynaście lat. Nie miałam jednak poczucia, że tak ważna misja spoczywa w rękach dzieci, a wręcz przeciwnie. Bohaterowie wykazywali się bowiem odwagą oraz sprytem, których niejeden dorosły mógłby im pozazdrościć. Czytelnik skupia się znacznie bardziej nad tajemniczym lasem otaczającym Totenwald, kryjącym mroczną tajemnicę- wymarłą wieś oraz przepołowiony kościół. Jeden z opiekunów o kryptonimie Lis szczególnie interesuje się tamtym miejscem. A że nina posiada dar bystrości, postanawia podrzucać jej kolejne wskazówki do rozwiązania dawnego sekretu- czy naprawdę jego rodzinę wymordował starszy brat? W odnalezieniu odpowiedzi na coraz więcej pytań pomagają głównej bohaterce dawni przyjaciele, poznani w Markotach- odważna Tamara, chojrak Hubert oraz Jacek, który po zmarłym Wybrańcu otrzymał dar zręczności. 

W środku można znaleźć kilka ilustracji, co dodaje lekturze smaku. Historia sama w sobie jest ciekawa, nietuzinkowa i gdyby takowy gatunkowy odłam istniał, określiłabym ją jako powieść grozy dla młodzieży. I co najważniejsze- każdy czytelnik, niezależnie od wieku, spędzi z ową książką fantastyczny czas. Teraz moim obowiązkiem staje się odszukanie tomu pierwszego, a także oczekiwanie na pojawienie się kolejnych. 

Tajemnicę nawiedzonego lasu polecam przede wszystkim tym, którzy lubią to delikatne poczucie grozy, bez rozlewu krwi. Ta lektura bardziej zmusza naszą wyobraźnię do działania, niż niejeden światowej sławy horror.

Dział: Książki
środa, 21 luty 2018 13:24

Jak to wtedy było?

Współczesny rynek gier planszowych ma się dobrze, ale ciężko znaleźć pozycję, która zachęci jednocześnie do zabawy kilka pokoleń. Naszych dziadków i babcie rzadko interesuje taka forma rozrywki z różnych powodów – m.in. wiele gier posiada skomplikowane zasady lub poruszają mało interesującą dla staruszków tematykę. Działa to też w drugą stronę – gry, które podobają się dziadkom, o ile mogą wciągnąć jeszcze dorosłych, tak dla najmłodszych wydają się nudne, nieciekawe, wręcz okropne. Ciężko dogodzić każdemu, ale ostatnio natrafiłam na grę, do której zasiedliśmy całą rodzinę i... każdemu się spodobała.

„Jak to wtedy było?” jest grą planszową, która polega na opowiadaniu wspomnień, kojarzących się z wylosowanymi kartami, a jest ich... mnóstwo! Są one również niezwykle różnorodne: niektóre są zdjęciami, inne ilustracjami, poruszają wiele tematyk – od przedmiotów retro, po osoby i zwierzęta, aż do miejsc i wydarzeń. W pudełku znajdują się także karty pytań, na które odpowiadając zdobywamy punkt i poruszamy się na wielkiej planszy do przodu. Pytania dotyczą oczywiście opowiedzianych przez uczestników wspomnień i skonstruowane są tak, aby dzieci je rozumiały (np. „Która historia była „najstarsza”, czyli wydarzyła się najwięcej lat temu?”). Do dyspozycji mamy aż dwanaście (!) pionków, a więc zasiąść do gry może naprawdę duża rodzina. Zasady są równie proste jak pytania na kartach, zarówno starsza osoba, jak i maluch szybko łapią reguły. W razie wątpliwości – w instrukcji znajdują się dodatkowe wskazówki i zasady oraz propozycje rozwiązania niejasnych sytuacji, które mogą wydarzyć się w trakcie zabawy. Głównym założeniem gry są dwa etapy: pierwszy to opowiadanie historii przez graczy, a drugi – odpowiadanie na pytania i przesuwanie pionka na planszy. Banalne, prawda?

Przyznam szczerze, że z początku nie byłam jakoś mocno przekonana do tej gry, choć lubię rozgrywki polegające na opowiadaniu historii. Bałam się też, że rodzina niespecjalnie będzie chciała ze mną zagrać. A jednak udało mi się zebrać siedmioosobową grupę, w tym dwoje dzieci i babcię, i... naprawdę świetnie się bawiliśmy. Babcia zakochała się w starych zdjęciach na kartach, w trakcie gry opowiedziała nam naprawdę mnóstwo wspaniałych historii, głównie o swoich młodzieńczych latach, których wcześniej nie słyszeliśmy. Bardzo nas tym zaskoczyła i nawet rozrabiaki wsłuchiwały się w jej wspomnienia jak zaczarowane. Szczerze powiedziawszy – złamaliśmy przy grze zasady i głównie babcia opowiadała, zachęcana przez nas. Maluchy sprytnie jej podrzucały swoje karty, choć i same opowiedziały kilka zabawnych historii, czasem nieco naciąganych, ale przymknęliśmy na to oko, bo pomysły miały nie z tej ziemi. W zasadzie nikomu jakoś nie zależało na wygranej, więc w końcu odłożyliśmy planszę, bo uznaliśmy, że babcia i tak wygrała wszystko. I wiecie co? Dawno nie spędziliśmy czasu w tak rodzinnej atmosferze, bez telefonów i całej technologii, po prostu... razem. Ta gra rzeczywiście łączy pokolenia.

„Jak to wtedy było?” to niepozorna gra planszowa, która nie tylko sprawia dużo frajdy, ale i pozwala poznać lepiej najbliższych, spędzić z nimi czas. Przeznaczona jest dla osób w wieku od 6-120 lat, jednak z nami grała czterolatka i – z pomocą mamy – całkiem nieźle sobie poradziła. Jesteśmy z rodziną zakochani w tej pozycji i już nie mogę się doczekać, kiedy po raz kolejny do niej zasiądziemy. Polecam z całego serca, wspaniały pomysł na prezent i urozmaicenie rodzinnych spotkań. Jestem pewna, że wasi dziadkowie zachwycą się zarówno oprawą graficzną, jak i całą tą grą. I nie tylko dziadkowie! Powtórzę po raz kolejny – ta gra zrzesza pokolenia!

Dział: Gry bez prądu
poniedziałek, 19 luty 2018 15:44

Niezwykła Podróż. Tom 3

Wydawnictwo KURC zapowiedziało na koniec lutego tom trzeci Niezwykłej Przygody.

Wielka Brytania, rok 1927. Po wielu latach spędzonych z dala od rodziny w szkole z internatem, Emilien i Noemie zostają przywiezieni do rodzinnej rezydencji. Na miejscu dowiadują się o zniknięciu ojca Emiliena, Alexandra. Aby go odszukać, z pomocą Amelii i Terence'a odbudowują jego prototyp i zapisują się zamiast niego do konkursu imienia Juliusza Verne'a.

Dział: Komiksy
niedziela, 18 luty 2018 18:22

Już jesteś martwa

„Ta kobieta – Jessica Lane – nie powinna była przeżyć. W wypadku zginęło jedenaście osób. Lane nie tylko przeżyła, ale i uciekła. I wciąż ucieka”.

Magiczny lot balonem nad Parkiem Narodowym Northumberland o wschodzie słońca zakłóca niepokojące wydarzenie w dole. Kobieta ginie na oczach pasażerów balonu. Morderca wie, że był obserwowany i nie może pozwolić, by odlecieli. Zabity zostaje również pilot, jedyna osoba umiejąca zapanować nad balonem. Spanikowani pasażerowie robią co w ich mocy, by przeżyć, jednak wypadek jest nieunikniony. Giną jeden po drugim, a ścigający ich morderca upewnia się, czy aby na pewno nikt nie przeżył. Tylko ona jedna wyszła cało z wypadku, Jessica Lane. A on wie, że przetrwała. Wie, że musi ją doścignąć. Zaczyna się więc walka z czasem.

Fabuła książki jest nietypowa, przez co bardziej zajmująca. Główna bohaterka jest ścigana przez mordercę, którego tożsamość znamy już od pierwszych stron. Nie wiemy natomiast, kim jest Jessica Lane i dlaczego nie szuka pomocy, tylko wciąż ucieka. Nie zgłasza się na policję, bo jej nie ufa. Dlaczego? Dopiero z czasem i to bardzo powoli składamy cząstki informacji w jedną całość.
Poznajemy kilka różnych historii jednocześnie. Bieżące wydarzenia przeplatane są nowinami dotyczącymi głównej bohaterki, jej siostry i ich tajemniczej przeszłości, a także relacjami o dziwnym i podejrzanym żółtym domu. Dowiadujemy się również bardzo interesujących rzeczy o ważniejszych bohaterach, jak morderca Patrick Faa, czy inspektor śledczy Ajax Maldonado. Ciekawostki z ich życia są zaskakujące na każdym kroku. Te zmiany perspektyw i czasu z pewnością podtrzymują napięcie.

Podczas czytania czuje się przyjemne napięcie, wyczekiwanie na kolejną porywającą wiadomość, którymi autorka nas zasypuje. Bawi się z nami, zdumiewa nas na każdym kroku, prowadzi z nami grę, w której jesteśmy z góry skazani na przegraną. Bolton tak umiejętnie podaje nam elementy kilku układanek jednocześnie, że nad głową czytelnika rośnie coraz większy znak zapytania. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, kiedy uświadamiamy sobie, jak pisarka sobie z nas pokpiła.

„Już jesteś martwa” ma wszystko, czego czytelnik kryminałów oczekuje. Od samego początku coś się dzieje, czytelnika szokują zwroty akcji, nic nie jest takie, jakie by się wydawało na początku. Bolton serwuje nam rewelacje, które nie wyjaśniają zbyt wiele, za to często mieszają w głowie. Wodzi nas za nos od pierwszej strony, a jak bardzo, przekonacie się dopiero w końcowej części. Jak dla mnie coś wspaniałego.

Dział: Książki
sobota, 17 luty 2018 20:03

Ocalałe

Uciekła. Jako jedyna przetrwała. Nazwali ją Ocalałą. Teraz stara się pozostawić przeszłość za sobą. Prowadzi bloga o wymyślnych słodkościach, ma fajnego faceta i przyjaciela gliniarza, który zawsze zjawia się na zawołanie. Wydawałoby się, że faktycznie radzi sobie nieźle. Tylko że wraz z niespodziewanym gościem, przeszłość wtargnęła podstępem i rozgościła się w jej mieszkaniu, jej życiu.

Masakra w domku letniskowym Pine Cottage 10 lat temu sprawiła, że Quincy Carpenter stała się sławną Ocalałą – jedyną, która przeżyła morderczy atak na grupę studentów. Dziś, historia ta interesuje już tylko maniaków horrorów, a sama Quincy stara się żyć normalnie, jakby tragedia się nie wydarzyła. Każdy jej dzień wygląda tak samo. Sumiennie przyrządza finezyjne desery i umieszcza przepisy na swoim blogu, czekając na powrót swojego partnera. Jeff, jej idealny mężczyzna jest prawnikiem. Wspólnie tworzą zgraną parę, prowadząc dość monotonny tryb życia. Sytuacja ma się zmienić, po wiadomości o śmierci innej Ocalałej, kobiety, która starała się pomóc Quincy wrócić do zwykłego życia, po wydarzeniach z Pine Cottage. Śmierć Lisy sprawia, że prasa znowu interesuje się Quinn, na dodatek, niespodziewanie, przed jej mieszkaniem pojawia się trzecia ze słynnych Ocalałych. Od tej chwili spokojne i nudne życie Quincy Carpenter odmienia się nie do poznania.

Historia Quincy jest ciekawa, pierwszoosobowa narracja pozwala wczuć się w rolę ofiary, która przetrwała coś okropnego. Zupełnie jakbyśmy czytali jej pamiętnik. Obserwujemy, jak bohaterka się odmienia, przestaje sama siebie okłamywać, że nie jest żadną Ocalałą, jej ta zbrodnia nie dotyczy. Poznajemy jej drobne sekrety i dowiadujemy się, jak naprawdę się czuje i czego pragnie. Powiem szczerze, że Quincy bywa w swoim postępowaniu często naiwna, przez co jest trochę irytująca. Kilkakrotnie denerwowałam się przez jej zachowanie. Na szczęście ciekawość trzymała mnie mocno przy lekturze. Co z tego wszystkiego wyniknie i jaki będzie finał?

Opowieść Quincy przeplatana jest skrawkami informacji o wydarzeniach z przeszłości, wydarzeniach z feralnego domu letniskowego. Dodaje to dreszczyku emocji, sprawia, że czytelnik jest bardziej zaangażowany. Ja wręcz powstrzymywałam się od przekartkowania książki w poszukiwaniu kolejnych fragmentów. Autor umiejętnie podtyka czytelnikowi wskazówki, tak, że sami nie jesteśmy pewni co myśleć o poszczególnych postaciach. Liczne sugestie co do winowajcy sprawiają, iż po pewnym czasie uzbiera nam się lista podejrzanych, ale czy faktycznie jesteśmy w stanie wskazać prawdziwego zabójcę?

Książka jest ciekawa, potrafi też fragmentami porządnie zirytować, by za chwilę wciągnąć bez reszty. Sam finał czyta się błyskawicznie, wręcz nie można się oderwać. Fabuła „Ocalałych” nie jest może szaleńczo fascynująca, jednak zakończenie z pewnością nam to wynagradza.

Dział: Książki
czwartek, 08 luty 2018 19:28

Bramy Światłości: Tom 2

Anioły wracają, a wraz z nimi nieprzebrane zastępy potworów i przygoda, która nie zwalnia ani na chwilę. Uzbrójcie się w kawę/herbatę, ciepły koc i prowiant. Czeka Was bowiem kontynuacja podróży poza czasem. A tak, jak wiadomo, wszystko może się zdarzyć!

„Bramy światłości. Tom 2” to bezpośrednia kontumacja akcji rozpoczętej w poprzedniej części. Bardzo dramatycznej akcji. Droga autorka, tak się nie robi czytelnikom (i fanom). Żeby tak zostawić nas w niewiedzy na wiele miesięcy, po tym, jak zepchnęło się głównego bohatera i jego kompana, w śmiercionośne odmęty? Bez żadnej informacji, czy żyje? Otóż... teraz już wiem. Daimon nieustająco walczy o życie. I to nie tylko w pierwszej scenie, ale aż do samego końca. Wielka ekspedycja trwa dalej. Ale nie tylko tam robi się coraz niebezpieczniej. Również w Głębi atmosfera się zagęszcza. Lucyfer wciąż nie wrócił i chociaż nikt o tym nie wiem, Razjelowi coraz trudniej wodzić wszystkich za nos. W tym czasie z misją ratunkową rusza Asmodeusz. Jednak czy Zgniły Chłopie podoła wyzwaniu? Czy ktokolwiek wyjdzie z tej „imprezy” żywy?

Poprzedni tom był dla mnie niczym jedna wielka powieść drogi. Bohaterowie szli, walczyli, odpoczywali, znowu toczyli bitwy, ledwo uchodzili z życiem i tak bez końca. A to wszystko w klimacie „nie ma rzeczy nie możliwych i nie zgadniesz, co cię zaraz zaatakuje”. Tym razem jest trochę inaczej. Trochę, bo chociaż wyprawa nadal jest najistotniejszym wątkiem powieści, pojawia się wiele scen skupionych na innych aspektach przygody. Na początku kilka razy wpadamy w odwiedziny do Gabriela. Nie zabraknie też scen ukazujących coraz ciekawsze intrygi konstruowane w Głębi. Ta różnorodność sprawiła, że kiedy historia na dobre skupiła się na Daimonie i jego drodze, nie odczułam znużenia niekończącą się wędrówką. Może też dlatego, że nasz bohater w końcu na dłuższy moment zatrzymuje się w jednym miejscu. Ale by najmniej nie po to, żeby odpocząć. Jego losy, a przy okazji również Lucyfera, nieustająco wiszą na włosku!

Akcja książki nie zwalnia ani na chwilę. Autorka po raz kolejny pokazuje, że jej wyobraźnia, ale też wiedza z zakresu najróżniejszych wierzeń nie zna granic. Dzieje się wszystko, ale nic, czego można by się było spodziewać. Opowieść pędzi jak szalona i co chwilę stawia naszych bohaterów przed nowymi wyzwaniami. Czy wyjdą z nich obronną ręką? Tego musicie dowiedzieć się sami!

Na uznanie zasługuje też wydanie książki. Trzeba przyznać, ze Fabryka Słów spisała się na medal. Pół miękka okładka ładnie prezentuje się na półce. Dodatkowo umieszczono też praktyczną, niebieską zakładkę. Całości zaś dopełnia oprawa graficzna. Ilustracje ciekawie uzupełniają historię, chociaż nie każdemu przypadną do gustu. Tak to już jest, gdy przedmiotem wizualizacji są głównie potwory i inne okropności :)

Rozczarowani mogą się poczuć Ci, którzy spodziewają się wątków romantycznych. Niewiele się w tym zakresie zmienia. „Bramy światłości” to przede wszystkim akcja i brawurowe walki. A gdy tak już podróżujemy i próbujemy przetrwać, nagle orientujemy się... że to nie koniec. Byłam przekonana, że seria zamknie się w dwóch tomach (jak poprzednia). Okazuje się jednak, że autorka planuje dla nas dłuższą wycieczkę. A więc... znowu czekamy! Jednak do tego czasu, zachęcam Was do wybrania się z Daimonem w wyprawę opisaną w „Bramach światłości. Tom 2”.

Dział: Książki