Rezultaty wyszukiwania dla: Filia
Pokłosie. Antologia opowiadań w hołdzie Stephenowi Kingowi.
Pomyśl przez chwilę, drogi Czytelniku, czego się boisz? Co wzbudza w Tobie pierwotny lęk? Strach tak ogromny, że aż paraliżujący...?
Czy znajdziesz w sobie odwagę, aby spotkać się z morderczym klaunem, opętanymi przedmiotami, zjawami oraz innymi istotami, które nie powinny istnieć?
Prawdą jest, że wielu z nas lubi się bać- oglądamy horrory, czytamy przerażające historie. Na rynku wydawniczym istnieje wiele książek grozy, nie wszystkie jednak powinny się ukazać. Pokłosie do tej grupy na szczęście nie należy.
Siedem opowiadań, pięcioro autorów- Kacper Kotulak (To nie TO!, Death Metal), olsztynianin, z wykształcenia inżynier geodeta. Pierwsze literackie kroki stawiał na portalu Fantastyka.pl, zaś jego "papierowym" debiutem było opowiadanie Full Plastic Jacket. Znany również z publikacji w Małych problemach wielkich bohaterów oraz na portalu ExFabula. Jarosław Turowski (Cierniowy Dwór), spod którego pióra powstają głównie horrory, redaktor magazynu Via- Appia. Wielki fan sagi Stephena Kinga o Rolandzie Rewolwerowcu i Mrocznej Wieży. Juliusz Wojciechowicz (Świniak), współautor zbioru Człowiekiem jestem, Toystories, Księgi wampirów. Publikuje także m.in. na portalu Horror masakra, Via Appia, Niedobre Literki, Szortal, ExFabula. Marek Zychla (Fhabhtanna, Chyba), obecnie mieszkający w Irlandii, gdzie zajmuje się księgowością w domu kultury. Co prawda coraz rzadziej tworzy, ale miłość do literatury nigdy w nim nie osłabnie. Oczywiście w tak doborowej grupie nie mogłoby zabraknąć kobiety- Paulina J. Król (Status quo) zadebiutowała w cyfrowej antologii Zombiefilia, publikowała również w Horror masakrze oraz Krypcie. Autorka, recenzentka, nałogowa czytelniczka. Dodatkowym atutem książki staje się Wstęp, napisany przez coraz popularniejszego pisarza grozy, Stefana Dardę ( m.in. Czarny Wygon, Opowiem Ci mroczną historię). Chyba po raz pierwszy w mojej czytelniczej karierze nie ominęłam wstępu, rzucając nań tylko okiem. Byłam ciekawa, jak do sięgnięcia po antologię zachęca ów pisarz.
Często spotykam się z tym, że gdy ktoś przeczyta informację "to zbiór opowiadań", "antologia"- od razu ucieka gdzie pieprz rośnie. Po części rozumiem te czytelnicze lęki, choć osobiście takowe zbiory preferuję. I mimo, że do fanów Stephena Kinga nie należę, to zachęcona opisami sięgnęłam po antologię poświęconą królowi grozy. Moja nieznajomość całej twórczości Mistrza nie przeszkodziła mi w wyłapaniu wątków zaczerpniętych z jego książek. Pewien klaun z opowiadania "To nie TO!" od razu rzucił się w oczy, nasunął pewne skojarzenie, ba- sam tytuł niejako Czytelnika naprowadza. Nie znaczy to oczywiście, że wszysko było "żywcem" odgapione, nie- raczej określiłabym to jako wybranie innej drogi do poprowadzenia danej historii. Możemy więc nie tylko poznać wersję Stephena Kinga, ale także wszelkie wariacje polskich autorów.
Po prostu dotarło do mnie, jak kruche jest życie. To taki banał, ale mimo, iż wiedziałem o tym cały czas, to nigdy nie wiedziałem tego z całą świadomością. Żyłem bezwiednie, przyjmując to za pewnik. Tak jak oddychanie. Zaczynamy o tym myśleć dopiero wtedy, kiedy brakuje nam tchu.
- Kochanie, ale nieustanna myśl o śmierci powoduje, że nigdy nie żyjemy prawdziwie.
Byłoby nie lada wyczynem, gdyby na 358 stron nie pojawiło się ani jedno słabsze opowiadanie. Niestety, także i w tym przypadku tak było. Nie porwała mnie historia dziwnego roweru, zwanego Świniakiem, nie poruszył specjalnie klaun, nie do końca przekonała mnie historia pana Zychla- Fhabhtanna (choć muszę przyznać, że była dość zabawna- a miałam się bać!). Patrząc surowym okiem, te trzy uznaję za nieco słabszą stronę książki. Moim ulubieńcem został bez żadnych wątpliwości Status quo, historia raczej nieprawdopodobna... a gdybym miała przeżyć to, co bohaterowie- przerażająca. Nie ukrywam, że czasem przelewająca się krew to dla mnie za mało, a wolę, gdy ktoś próbuje sięgnąć głębiej, oddziaływać na moją psychikę. Tak uczyniła pani Król swym opowiadaniem, po skończeniu jeszcze długo nad nim rozmyślałam. Podobnie rzecz się ma z utworem Chyba, gdzie podczas czytania właściwie nie wiem, co się dzieje (zresztą mam wrażenie, że bohaterka raczej też nie). Lektura owego opowiadania nasunęła mi skojarzenie z filmem Inni, ale nie zdradzę szczegółów.
Zazwyczaj wymagam od horroru tego, aby do ostatniej strony trzymał mnie w niemalejącym napięciu, żeby coś się działo. Jestem w stanie zadowolić się pokracznymi istotami nie z tej ziemi, potępionymi duszami czy okrutnymi mordami, jeśli kryje się w tym jakiś sens, zaś akcja wartko się toczy (chyba nie jestem wybredna, co?). Do tej pory uważałam, że tylko takie rzeczy są w stanie mnie choć odrobinkę "ruszyć" nawet, jeśli film/ książka tym samym mnie obrzydzała. Wyjaśniając- Pokłosie to zbiór opowiadań, w którym właściwie tylko jedno ocieka posoką. Nie ma zbyt wielu wymarzonych przeze mnie duchów (choć nie mówię, że wcale tam nie występują!). Ale... każdy kolejny utwór był ciekawszy od poprzedniego i mimo, że nie "straszył" w pierwotny sposób, to dają Czytelnikowi coś więcej- skłaniają do zastanowienia. Życie jest kruche, ulotne, a my nie zwracamy na to uwagi żyjąc, jakby Kostucha miała nas nigdy nie złapać. Dopiero ta antologia, a konkretniej Status quo uświadamia nam, że kiedyś umrze każdy, kogo dziś kochamy. I czyż sama ta myśl nie jest prawdziwie przerażająca?
Uważam, że Pokłosie to pozycja godna uwagi, polecam!
Opal
„Opal" to już trzeci tom serii „Lux", opowiadającej o zamieszkujących Ziemię, świetlistych przybyszach z kosmosu. I chociaż cykl zdecydowanie nie zmierza jeszcze ku końcowi, w tej części dzieje się jeszcze więcej niż w poprzednich.
Katy i Daemon są razem i żadne z nich nie zamierza się przed tym już dłużej bronić. Powrócił zaginiony brat Dee i Daemona - Dawson, ale nie zamierza zaprzestać walki dopóki nie uratuje swojej ukochanej Bethany. Znika coraz więcej osób i nikt nie wie co dzieje się z, oficjalnie uznanymi za zaginionych, nastolatkami. Czy życie Katy jeszcze kiedykolwiek będzie mogło być normalne?
W powieści nie tylko akcja nabiera tempa, ale również pojawia się kilku nowych, interesujących bohaterów, którzy zostali przedstawieni w bardzo udany, pobudzający wyobraźnię sposób. Ani jednak motywy postaci ani sam rozkład wydarzeń nie są stworzone prosto i logicznie. Jeżeli pisarka ma jakiś głębszy zamysł i uzasadnienie całej fabuły i niektórych poczynań, przedstawi swoją wizję w którejś z kolejnych książek, to należą się jej wielkie brawa, jeżeli jednak zostawi wszystko tak niewyjaśnione i podarte na strzępy jak jest w chwili obecnej, poczuję się mocno zawiedziona.
Katy jest bohaterką (ogólnie rzecz biorąc) bardzo pozytywną, ale irytuje mnie z książki na książkę coraz bardziej. Dla własnego widzimisię lub może dowartościowania swojego ego pcha się w każde, możliwe tarapaty i nikt nie potrafi jej powstrzymać, chociaż inne postacie płci żeńskiej w powieści (co ciekawe) zachowują się całkiem rozsądnie. Ktoś powinien jej kiedyś powiedzieć, żeby siedziała na tyłku w domu, bo najczęściej zwyczajnie przeszkadza - nawet gdy bardzo chce pomóc. Jeżeli coś się jej natomiast udaje, to tylko i wyłącznie przypadkiem, a nie dzięki wrodzonym zdolnością czy nadzwyczajnej inteligencji.
Seria „Lux" jest zabawna i wciągająca, tego zdecydowanie nie można jej odmówić, chociaż w „Opalu" zabrakło atmosfery pierwszych dwóch tomów (w końcu Daemon i Katy są wreszcie razem, to nie mogą sobie już na dużą skalę „wrzucać"...). Właściwie książką wywołała we mnie bardzo mieszane uczucia, bo z jednej strony przyjemnie się ją czytało, a z drugiej kompletnie nie widzę w niej sensu, a stworzona przez Jennifer L. Armentrout historia, z punktu widzenia wielbicielki Science Fiction, w ogóle nie trzyma się kupy.
Myślę jednak, że wszystkim wielbicielom gatunku „paranormal romance" i tego typu pozycji, serię „Lux" polecić mogę jako przyjemną odskocznię od dobrze znanych tematów. Przez „Opal" bez trudu przebrnąć można w jedną noc i to z, bezustannie towarzyszącym czytaniu, uśmiechem na twarzy.
Dziewięć żyć Chloe King. Wybrana
„Wybrana" to już trzecia część przygód amerykańskiej nastolatki, która odkrywa swoje niezwykłe dziedzictwo, wieńcząca trylogię „Dziewięć żyć Chloe King", cieszącą się ogromną popularnością dzięki serialowi telewizyjnemu pod tym samym tytułem.
Po świetnym pierwszym i nieco gorszym drugim tomie, ostatnia odsłona losów Chloe była wielką niewiadomą. Jak nieraz mogłam się bowiem przekonać, wraz z zakończeniem danej historii niektórzy autorzy potrafią popisać się prawdziwym kunsztem, który rekompensuje wcześniejsze niedostatki fabularne. Inni z kolei całkowicie zaprzepaszczają wcześniejsze dobre wrażenie i psują dobry efekt brakiem pomysłu na sprawne zamknięcie wszystkich wątków.
Od dramatycznych wydarzeń, podczas których Chloe straciła swoje drugie życie, a jednocześnie ujawniła się jako kolejna Wybrana, minęło już kilka tygodni. Dziewczyna nadal nie może oswoić się z myślą, że jej przeznaczeniem jest stanąć na czele Stada, grupy ludzi-kotów wywodzących się ze starożytnej rasy Mai. Nie ufając w pełni ich dotychczasowemu przywódcy, Siergiejowi, Chloe zaszywa się w rodzinnym domu, by wszystko przemyśleć. Jednak sprawy komplikują się, gdy wychodzi na jaw, że Bractwo Dziesiątego Ostrza nadal czyha na jej życie, a w szeregach Mai jest zdrajca.
Lektura trzeciego tomu trylogii wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Niewątpliwym plusem jest przemiana głównej bohaterki, która dojrzewa i ostatecznie bierze odpowiedzialność za siebie i ludzi, którzy w nią wierzą. W pierwszej części Chloe zdobyła moją sympatię dzięki niepokornemu duchowi i niezależności, jednak w drugiej nieco jej straciła, pokazując oblicze rozkapryszonej i chimerycznej nastolatki. W „Wybranej" udowodniła, że w pełni zasługuje na swój tytuł i jest gotowa wypełnić swoje przeznaczenie, jakkolwiek pompatycznie by to nie brzmiało. Jest zdecydowana osiągnąć swój cel, którym jest zakończenie wojny między Mai a ich odwiecznym wrogiem, Bractwem Dziesiątego Ostrza, nawet za cenę własnej ofiary.
Niestety Liz Braswell nie popisała się wyobraźnią ani oryginalnością podczas pisania zakończenia powieści. Wprawdzie pozamykała wszystkie wątki, co samo w sobie jest sukcesem, bo nie każdy autor to robi, pozostawiając czytelników z uczuciem niedosytu, jednak sztampowe zakończenie tej historii rozczarowało mnie. Brak tu elementów zaskoczenia, kochankowie, przed którymi piętrzyły się problemy, mogą w końcu być razem, błądzący wracają na dobrą ścieżkę, a ci naprawdę nikczemni zostają przykładnie ukarani. Jednym słowem niczym niezmącony happy end, a biorąc pod uwagę dotychczasowe pomysły fabularne autorki, można było spodziewać się po niej czegoś więcej.
Pomijając pewne fabularne mankamenty, „Dziewięć żyć Chloe King" stanowi ciekawą odskocznię od oklepanego schematu większości romansów paranormalnych dzięki wprowadzeniu elementów mitologii egipskiej. Rasa Mai intryguje swoim pochodzeniem i kocimi cechami, choć akurat w trzecim tomie nie dowiadujemy się na ich temat praktycznie nic nowego. Dodatkowym „podrasowaniem" ich niezwykłego, egipskiego pochodzenia jest dodanie rosyjskich elementów. Prawie wszyscy członkowie Stada, do którego należy Chloe, przybyli do Stanów z Rosji. I tak się tylko po cichu zastanawiam, co dla amerykańskich nastolatków - pierwszych odbiorców powieści - miało być bardziej egzotyczne.
Podsumowując, „Wybrana" to zadowalające, choć niepozbawione niedociągnięć zakończenie trylogii, która z pewnością przypadnie do gustu nastoletnim czytelniczkom. Jako lekka młodzieżówka sprawdza się naprawdę dobrze.
Dziewięć żyć Chloe King. Uprowadzona
Chloe King nie jest zwyczajną nastolatką, nie jest nawet człowiekiem. W dniu szesnastych urodzin przeszła przemianę, przebudziła się jej zwierzęca, a precyzyjnie rzecz ujmując – kocia, natura. Zyskała nie tylko nadnaturalną zwinność i siłę, wyostrzyły się także jej zmysły. Niestety, jednocześnie stała się celem ataku pradawnego stowarzyszenia, Bractwa Dziesiątego Ostrza, którego misją jest eliminowanie ze świata stworzeń takich jak Chloe.
Druga część trylogii o niezwykłej, starożytnej rasie ludzi-kotów, zwanych Mai, to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń wieńczących pierwszy tom. Po dramatycznej walce, podczas której najprawdopodobniej zginął czołowy wojownik Bractwa zwany Łowcą, Aleks zabiera Chloe do głównej kwatery Stada, gdzie dziewczyna otrzymuje opiekę przywódcy, Siergieja. Poznaje także historię swojej rasy oraz szczegóły własnego pochodzenia, odkrywa, kim była jej biologiczna matka. Nadal grozi jej jednak niebezpieczeństwo ze strony prześladowców, bowiem wyrok raz wydany przez Bractwo niełatwo cofnąć.
Pierwsza część trylogii była fascynującym powiewem świeżości wśród młodzieżówek opanowanych przez wampiry, wilkołaki i anioły. To świetny pomysł, by wykorzystać elementy egipskiej mitologii, zwłaszcza informacje na temat bogiń Bastet i Sekhment, występujących pod postaciami kobiet z głowami kota i lwicy. To od nich wywodzi się rasa Mai, półboskich ludzi-kotów, którzy mimo kilku tysięcy lat ukrywania się, nadal zachowali instynkty dzikich drapieżników. W „Uprowadzonej" poznajemy więcej faktów na temat ich pochodzenia, a także mamy szansę poznać współczesne Stado oraz to, jak koegzystują oni w ludzkim społeczeństwie. Zabrakło mi tylko nieco większej dzikości w ich codziennym życiu, część z nich bardziej przypominała bowiem udomowione kociaki niż dzikie lwy, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Najbardziej spodobała mi się postać Kemet, zwanej także Kim, będącej raczej kotem w ludzkiej skórze niż jedynie człowiekiem wykazującym kocie cechy. To moja zdecydowana faworytka tej opowieści.
Pannę King polubiłam z kolei już wcześniej za jej niepokorność i chodzenie własnymi ścieżkami, ten charakterystyczny pazur stracił trochę na ostrości w drugim tomie cyklu, ale nadal Chloe prezentuje się dużo lepiej niż większość mdłych bohaterek powieści młodzieżowych. Jednocześnie bardziej przypominała w swych zachowaniu i emocjach typową nastolatkę niż miało to miejsce w „Upadłej", gdzie połowa jej myśli krążyła wokół seksu. Tym razem na skutek dramatycznych wydarzeń sprawy sercowo-łóżkowe schodzą na drugi plan i choć nadal obecne, nie przytłaczają już tak całej fabuły.
Jak to zwykle bywa w książkach przeznaczonych dla nastoletnich czytelników, a zwłaszcza czytelniczek, mamy tu do czynienia z pozornie klasycznym trójkątem. Oto dwóch przystojniaków stojących po przeciwnych stronach barykady próbuje zdobyć serce (i nie tylko) głównej bohaterki. Nie jest to jednak układ typowy, a to za sprawą mniej zaangażowanej od nich Chloe, a także obiektywnych przyczyn, które nie pozwalają jej nawet myśleć o związku z jednym z nich. Jakich? Będziecie musieli przekonać się sami.
Nie obyło się niestety bez drobnych niedociągnięć. Czarne charaktery przedstawione zostały schematycznie, a fanatyzm członków Bractwa Dziesiątego Ostrza jest sztampowy i przekoloryzowany. Zabrakło tu finezyjności, pokazania większej ilości odcieni szarości, a nie tylko czerni i bieli w kreowaniu bohaterów.
Postać Chloe King cieszy się dużą popularnością głównie za sprawą serialu nakręconego na podstawie trylogii autorstwa Liz Braswell. Jak już wspomniałam o tym w recenzji poprzedniego tomu, po obejrzeniu jednego odcinka, doszłam do wniosku, że w książce historia ta jest znacznie ciekawsza, a główna bohaterka została lepiej wykreowana. Tym bardziej zachęcam wielbicielki filmowej Chloe do poznania jej literackiego pierwowzoru.
„Uprowadzona" to dobrze napisana kontynuacja pierwszego tomu trylogii i interesująca młodzieżówka, którą czyta się szybko i przyjemnie. Zapewnia przede wszystkim dobrą rozrywkę i z pewnością przypadnie do gustu wielbicielkom gatunku.
Dziewięć żyć Chloe King. Upadła
Szesnaste urodziny to w Stanach Zjednoczonych jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu każdej nastolatki. Niektóre obchodzą tak zwaną „słodką szesnastkę" w towarzystwie przyjaciół, inne tylko w gronie rodzinnym. Niektóre solenizantki otrzymują wymyślne prezenty i wyprawiają huczne przyjęcia. Chloe King podczas świętowania swoich urodzin z przyjaciółmi zjadła tort z pizzy, a potem... spadła z siedemdziesięciometrowego wieżowca.
Czy można przeżyć upadek z takiej wysokości? Z pewnością nie. A jednak tuż po chwili dziewczyna wstała, a jedynymi obrażeniami, jakie odniosła, było zaledwie kilka otarć i siniaków. Od tej chwili Chloe dostrzega coraz więcej zmian, jakie zachodzą w jej ciele i zachowaniu. Staje się nie tylko silniejsza i niesamowicie silna, wyostrzają się także jej zmysły, a hormony zdają się buzować jak na pełnym ogniu. Dziewczyna zauważa, że niemalże z dnia na dzień staje się obiektem zainteresowania zarówno największego szkolnego przystojniaka, Rosjanina Aleka, ale także starszego od niej o dwa lata tajemniczego Briana. Niestety, dosyć szybko okazuje się, że niezwykła przemiana, jaka w niej zaszła, pociągnęła za sobą także negatywne skutki – ktoś zaczyna czyhać na jej życie.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona świeżością, jaka tchnie z kart „Dziewięciu żyć...". Wprawdzie można odnaleźć w niej motywy dosyć powszechnie spotykane w książkach dla młodzieży, autorka zmodyfikowała je jednak na tyle, by ani nie nudziły, ani nie irytowały czytelnika. W ciągu ostatnich kilku lat powieści dla nastolatków opanowały niezliczone zastępy wampirów, wilkołaków, a ostatnio także zombie. Dlatego też pomysł, by głównej bohaterce nadać kocie cechy – szybkość, zwinność, siłę - bez zmieniania jej w zwierzę, bardzo mi się spodobał. Podobnie jak fakt, że pojawienie się w otoczeniu Chloe dwóch przystojniaków nie zaowocowało mdłym trójkątem miłosnym. Można odnieść wrażenie, że dziewczyna nie przywiązuje się mocniej do żadnego z nich, traktując ich wzajemne relacje dosyć chłodno i z dystansem.
Już od pierwszych stron rzuca się w oczy lekki, bardzo młodzieżowy język, jakim posługują się bohaterowie książki. Trudno ocenić, na ile jest to zabieg zastosowany przez tłumacza, a na ile styl autorki, z pewnością jednak młodzi czytelnicy docenią naturalność prowadzonych przez książkowych nastolatków dialogów. Ciekawym urozmaiceniem jest także wplecenie w treść tekstów SMS-ów oraz rozmów prowadzonych przez nastolatki na portalach społecznościowych.
Właściwie jedyne, co nieco uwierało mnie w powieści to wiek głównej bohaterki. Często zapominałam, że ma ona zaledwie szesnaście lat – może żyję nieco złudzeniami, ale nie znam nastolatek w tym wieku o tak rozbuchanej seksualności jak Chloe. Wprawdzie zdaję sobie sprawę, że nagłe zainteresowanie sprawami intymnymi i przedmiotowe wręcz traktowanie mężczyzn (a raczej chłopców, bo żaden z nich nie przekroczył dwudziestki) wiążą się z jej przemianą, jednak lepszym rozwiązaniem byłoby dodanie King choćby dwóch lat. Zaniepokojonych rodziców spieszę przy tym zapewnić, że w książce nie ma żadnych gorszących scen, a ostatecznie najbardziej „wyuzdanym" zachowaniem Chloe jest całowanie się z Aleksem w szkolnym schowku.
Na podstawie trylogii powstał serial o tym samym tytule. Zaintrygowana powieścią postanowiłam obejrzeć także jej ekranizację, dosyć szybko przekonałam się jednak, że nijak nie umywa się ona do oryginału i nie udało mi się skończyć nawet pierwszego odcinka. Jeśli więc jesteście fanami serialu, a nie znacie jeszcze książki – koniecznie musicie to nadrobić, historia opowiedziana przez Liz Braswell jest o niebo lepsza!
Podsumowując, pierwszy tom „Dziewięć żyć Chloe King" to świetna młodzieżówka, którą czyta się błyskawicznie i od której trudno jest się oderwać. Oryginalny pomysł, niepokorna bohaterka i lekkie pióro autorki to zdecydowanie największe atuty tej powieści. Z niecierpliwością będę wypatrywała drugiej części. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Filia nie każe nam na nią zbyt długo czekać!
Onyks
"Onysk" to druga, po "Obsydianie", część paranormalnej serii spod pióra Jennifer L. Armentrout. Były już wampiry, wilkołaki, anioły, demony i wiele innych, fantastycznych stworzeń. Tym razem jednak do czynienia mamy z czymś naprawdę wyjątkowym - istotami stworzonymi ze światła.
Po koniec pierwszej części Daemon stwierdza, że zacznie się umawiać z Kat. Ona jednak, choć chłopak zdecydowanie ją pociąga, uważa, że to wynik łączącej ich, tajemniczej więzi, która powstała gdy ten ją uleczył. Nie ma zamiaru nawet brać pod uwagę jego nagłej zmiany zdania. Daemon oczywiście nie daje za wygraną. Wszystko jednak komplikuje się gdy w szkole pojawia się nowy uczeń, który, choć nie jest kosmitą, okazuje się wcale nie być taki zwyczajny.
Wartka akcja, rozbudowana fabuła, organizacje rządowe, które na każdym kroku pilnują bohaterów. Z pewnością powieści ciężko byłoby zarzucić prostotę lub nudę. Bez przerwy coś się dzieje i nikomu nie można zaufać. Główna bohaterka, z której punktu widzenia obserwujemy wydarzenia, jest dość lekkomyślna i jak na mój gust zbyt praworządna (co nieco kłóci się z faktem, że zaczyna zabijać i umawia się z seryjnym mordercą). Ciekawie się o niej czyta, ale jednocześnie ze świadomością, że na jej miejscu w wielu wypadkach postąpiłoby się zupełnie inaczej.
Powieść została napisana naprawdę dobrze - trzyma w napięciu, intryguje. Jej najmocniejszą stroną, tak jak i w wypadku pierwszej części, są sceny w których występują jednocześnie Kat i Daemon wymieniając serię fajnych, kąśliwych zdań. Podczas czytania naprawdę trudno by było się nie uśmiechać. Najsłabszą stroną chyba jest wcielenie głównej bohaterki w rolę męczenniczki i zbagatelizowanie odnoszonych przez nią ran czy zadawanego jej bólu. Wszystko znosi niemalże z uśmiechem na twarzy i martwi się tylko o innych. Nie cierpię takich bohaterek. Przydałoby się jej nieco egoizmu.
Fabularnie książka jest świetnie skonstruowana. Choć niektóre pomysły wydają mi się znajome (bo czy ktoś nie słyszał jeszcze o kryptonicie?) to jednak tutaj zostały wykorzystane w dobry sposób, a wcale nie banalna całość trzyma się zasad logiki i nie łamie reguły następstw przyczynowo-skutkowych. Do tego oczywiście, w porównaniu do innych powieści z gatunku paranormal romance, jest dość oryginalna. Akcja nie została też w żaden sposób złagodzona. Umierają bohaterowie zarówno pozytywni jak i negatywni, a ci którzy żyją muszą nosić swoje psychiczne rany.
Przyznam szczerze, że choć mam do powieści Jennifer L. Armentrout nieco zastrzeżeń, to jednak z niecierpliwością czekam na kolejny tom, który zatytułowany został "Opal". Mam nadzieję, że dialogi między głównymi bohaterami zachowają swój pełen uroku smak, a fabuła stanie się jeszcze ciekawsza. Seria posiada potencjał - co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Angelfall II - fragment
Już niebawem, nakładem wydawnictwa Filia, a pod patronatem Secretum, ukaże się druga część powieści Angelfall. Do premiery został niecały tydzień, ale już dzisiaj możecie przeczytać jej pierwszy rozdział.
Angelfall
Anioły, nazywane też posłańcami, to istoty, które istnieją w wielu religiach, nie tylko w chrześcijaństwie. Choć ich wyobrażenia mogą być różne, to w praktyce ich rola sprowadza się do służenia Bogu oraz pośredniczenia między Stwórcą a ludźmi. Niektóre księgi Pisma Świętego mówią też, że ich powinnością jest ochrona ludzi, panowanie nad ciałami niebieskimi, walka z demonami, czynienie cudów, a nawet kierowanie państwami i narodami. Stworzone przed człowiekiem są piękne, groźne i doskonałe. Jednak zawsze postrzega się je jako naszych Stróżów i chyba ta funkcja jest nam, ludziom, najbliższa. Liczne są świadectwa osób, które doświadczyły anielskiej obecności lub zostały przez swoich stróżów uratowane przed śmiercią.
Susan Ee w swojej książce zastanawia się, co by się stało, gdyby ci, którzy mają służyć i chronić, obrócili się przeciwko swojej roli i obowiązkom. Odpowiedź jest prosta. Na Ziemi zapanowałby chaos i ciemności, a ludzie szybko zostaliby sprowadzeni do roli sług, zabawek, albo armatniego mięsa.
Współczesna Ameryka. Trzy tygodnie temu zastępy anielskie obróciły Ziemię w perzynę. Upadły rządy, miasta są tylko dopalającymi się gruzami, a opuszczone ulice, biurowce i domy są idealnym miejscem dla panoszących się gangów, dilerów i handlarzy. Nikt nie wie, co dokładnie się stało i dlaczego anioły tak się zachowują. Ludzkość się podzieliła- albo organizuje się w ruch oporu, albo dobrowolnie oddaje się w ręce aniołów i przyjmuje rolę sług lub zabawek. Można by potępiać tę drugą grupę, gdyby nie fakt, że panuje głód, a wiadomo, że z głodu i dla dobra bliskich człowiek jest w stanie się bardzo głęboko upodlić.
Główną bohaterką powieści jest 17-letnia Penryn, której młodsza siostra zostaje porwana przez anioły. Zdeterminowana dziewczyna postanawia odnaleźć Paige i uwolnić ją. Łatwiej powiedzieć niż wykonać. Porwanie Paige zbiegło się w czasie z walką aniołów, czego świadkiem były Penryn i jej rodzina. W wyniku tej nierównej walki (pięciu na jednego) pokonany anioł został brutalnie okaleczony i obcięto mu skrzydła. Penryn ma świadomość, że sama nie da rady uwolnić siostry, dlatego pomaga Raffemu (tak ma na imię anioł), licząc, że on potem pomoże jej.
W ten sposób rozpoczyna się podróż przez zniszczone miasto oraz poszukiwanie siedziby aniołów, zwanej gniazdem. W trakcie wędrówki zwykła dziewczyna i anioł, który okaże się kimś ważniejszym w hierarchii niż na to wygląda, będą mieli okazję lepiej się poznać i zgłębić różnice między ludźmi i aniołami. Szybko okazuje się, że ludzie, choć często niedoskonali, kierują się prostymi prawdami i w większości mają sumienie, a także naprawdę umieją walczyć o to, co jest im drogie. Tymczasem anioły, niby tak piękne i nieskazitelne, poddają się najgorszym i najpodlejszym uciechom. Gardzą ludźmi za ich słabość i uległość, nie widząc, że sami są tak naprawdę dużo gorsi.
Początkowe rozdziały nie obfitują może w wiele wydarzeń, ale autorka nadrabia to komizmem słownym w rozmowach Penryn i Raffego oraz komizmem postaci matki Penryn, oscylującej pomiędzy opętaniem a chorobą psychiczną. Ta raz nieobliczalna i niebezpieczna kobieta, a za chwilę czuła i opiekuńcza matka od lat walczy z własnymi demonami, co wcale śmieszne nie jest. Tragikomiczny jest sposób, w jaki to szaleństwo się objawia i jest komentowane przez Penryn, dla której inność matki jest już tylko czymś, czemu należy przytaknąć i iść dalej.
Druga połowa książki jest znacznie żywsza i ciekawsza, choć momentami, przyznam, nie mogłam opanować uczucia obrzydzenia. Nie poznajemy wszystkich tajemnic aniołów i inwazji na Ziemię. Autorka ledwie uchyliła zasłonę w tym temacie, jednak brutalne doświadczenia w podziemiach gniazda i ich krwawy efekt, czego dobrym przykładem jest Paige, budzą naprawdę mieszane uczucia. Od odrazy do ciekawości po co to i co z tym dalej będzie. Barwny i obrazowy język powieści sugestywnie oddają głębię świata przedstawionego.
Duży plus należy się autorce za pozostawienie relacji Penryn i Raffego na poziomie głębokiego przywiązania towarzyszy podróży. Początkowo dumny i niechętny dziewczynie anioł, z czasem zaczyna doceniać jej poświęcenie wobec siostry i sam obdarza ją przyjaźnią. Czy relacja ta z czasem zmieni się w coś więcej, tego na razie nie wiadomo. Osobiście wolałabym, aby zostało tak jak jest. W końcu przecież aniołowie nie powinni się wiązać z córami człowieczymi.
Bardzo ciekawe jest również zakończenie. Jaki był cel makabrycznych eksperymentów w gnieździe? Co się stanie z Raffem zaszufladkowanym na siłę do tych złych? I jaka przyszłość czeka małą Paige tak okrutnie odmienioną? Bardzo jestem tego wszystkiego ciekawa.
Polecam powieść Susan Ee. W dobie paranormalnych romansów śmiertelniczek z istotami "z nie z tego świata" "Angelfall" jest naprawdę miłą odmianą i na długo zapada w pamięć.
Czarny książę
"Czarny Książę" to już drugi erotyczny kryminał spod pióra Katarzyny Michalak. Pierwszy, noszący tytuł "Mistrz", ukazał się na początku 2013 roku, nakładem wydawnictwa Filia. Co tym razem skryła tajemnicza, czarna okładka?
Miasto nie jest bezpieczne. Giną piękne, młode kobiety. Ktoś zabija je z chirurgiczną precyzją. Wszystko wskazuje na to, że mordercą jest Czarny Książę - Maksymilian Romanow. Jednak jego przyjaciel, inspektor policji, nie chce i nie potrafi uwierzyć w ten trop. Co z morderstwami ma wspólnego piękna i niewinna Konstancja, która zostaje sprzedana za długi ojca i ilu mężczyzn w międzyczasie się w dziewczynie zakocha?
To niestety jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy opis z tyłu okładki jest lepszy od samej książki. Fabularnie powieść jest średnia - nie umywa się do kryminałów Agathy Christie, które można czytać jeden po drugim, a i tak się nie są w stanie znudzić. Jeżeli chodzi o erotykę, to jest tu znacznie bardziej wulgarna niż w poprzednim utworze i to w taki sposób, że niekiedy niestety staje się niesmaczna. Nie tego się spodziewałam i czuję się zawiedziona. Romansu także tu nie ma, bo relacje między bohaterami naprawdę trudno byłoby nazwać miłością.
Zawsze lubiłam bohaterów w prozie Katarzyny Michalak, choć wydawali się wyidealizowani, to jednak przyjemnie sie o nich czytało. Tym razem występujących w książce bohaterów po prostu nie da się lubić. Zachowują się irracjonalnie, niczym w jednym z podlejszych harlequinów skupieni jedynie na własnych żądzach. Już przy pierwszych stronach wiedziałam, że nie specjalnie mam ochotę dalej "Czarnego Księcia" czytać.
Pisarka tworzy lepsze i gorsze powieści, ale póki co, obok "Nadziei", "Czarny Książkę" podoba mi się najmniej. Oczywiście historia stworzona została w charakterystycznym już lekkim stylu, który pozwala by szybko przez książkę przebrnąć, tym razem jednak przygoda nie należała do tych przyjemnych. Była raczej męcząca i irytowała niemalże na każdej stronie.
Niestety powieść ma znacznie więcej złych niż dobrych stron. Płytkość oraz naiwność fabuły i bohaterów, niezgodność historyczna, braki fabularne, wulgarność. Właściwie z tych minusów stworzyć można by było całkiem sporą listę. Nie mam pojęcia komu "Czarny Książę" mógłby się spodobać, bo zwyczajnie nie jest to dobra książka. Chyba jedynie wiernym fanom pisarki. Ja sama bardzo lubię wiele jej powieści, wychodzi jednak na to, że chyba nie wszystkie...
Obsydian
„- Co... się stało?
Och, no wiesz, strzeliłem czystą energią, a ty zwiędłaś jak delikatny kwiat u mych stóp. A potem niosłem cię z powrotem jak prawdziwy dżentelmen i siedziałem tu Bóg wie jak długo i po prostu na ciebie patrzyłem. Taa, mowy nie ma. Odsunąłem rękę.
-Zemdlałaś."*
Kiedy zapadła decyzja o waszej przeprowadzce na pewno nie podejrzewałaś, że w nowym miejscu poznasz najlepszą przyjaciółkę oraz faceta, którego będziesz nie cierpieć, a zarazem czuć dziwne przyciąganie. O ile to jeszcze jest w gruncie rzeczy normalne, o tyle nigdy nie przewidziałabyś, że nowi sąsiedzi nie są ludźmi, a przebywanie z nimi może być niebezpieczne dla obu stron. Cóż, nikt nie mówił, że życie będzie proste...
Siedemnastoletnia Katy Swartz wraz ze swoją mamą przeprowadziła się właśnie do Zachodniej Wirgini. Dziewczyna ma rozpocząć tu ostatni rok szkoły, a bycie nową na tym etapie nie jest fajne, szczególnie kiedy nikogo się nie zna. Na szczęście ma swoją pasję – czytanie książek oraz prowadzenie bloga o nich. I pewnie ten czas w końcu by jakoś minął, zawarłaby jakieś znajomości i żyła sobie spokojnie gdyby nie sąsiedzi. Dee jest sympatyczna i bardzo łatwo ją polubić, ale już jej brat bliźniak – Daemon – okazuje się być w większości czasu zwykłym dupkiem. Zazwyczaj, ale nie zawsze, co jest trudne do zrozumienia, tak samo jak niechęć do Katy...
Były wampiry, wilki, elfy, wróżki, zmiennokształtni, ale o kosmitach do tej pory chyba jeszcze nie było, przynajmniej nie w taki wydaniu. Jennifer L. Armentrout postanowiła z tego skorzystać i tak powstała seria Lux. Początkowo do „Obsydiana" podchodziłam bardzo nieufnie, ale w momencie przeczytania fragmentu coś się zmieniło, stwierdziłam, że warto jednak dać autorce szansę. I jak się okazało to był jeden z lepszych czytelniczych wyborów tego roku.
Jennifer L. Armentrout co prawda nie odchodzi od schematów, a jej powieść rzeczywiście trąci trochę „Zmierzchem", ale nie zmienia to faktu, że bardzo dawno nie czytałam tak dobrego paranormal romance. Naprawdę! Nie ma tu motywu miłości aż po grób po zaledwie paru spotkaniach, owszem jest napięcie między bohaterami, ale oprócz miłosnego przeważa to z brakiem sympatii ponieważ cały czas sobie docinają, wyzywają się, wzajemnie denerwują, nie potrafią przebywać obok siebie przez pięć minut i nie doprowadzić do szewskiej pasji. Co za emocje! Dzieje się dużo, szybko i czasami zaskakująco, bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie postacie zaczną się denerwować, a kiedy będzie trwał między nimi rozejm.
Autorka miała świetny pomysł na fabułę i go wykorzystała, stworzyła wątek miłosny, który nie nuży i nie irytuje swoją beznadziejnością, a do tego wykazała się też pomysłowością z tematem paranormalnym. Stworzona przez nią rasa jest bardzo dobrze wykreowana, a co najważniejsze Armentrout pozwala ją poznać praktycznie w całości, dzięki czemu mogłam zaspokoić swoją ciekawość. Ponadto posługuje się typowo młodzieżowym językiem i nie boi się używać przezwisk, co w brew pozorom, szalenie mnie bawiło. Ogólnie w całości utworu nie brakuje scen napisanych z humorem oraz ironią, ale taką rozbrajającą.
Bohaterowie. O nich mogłabym pisać i pisać ponieważ zarówno Katyy, jak i Daemon zdobyli moje serce szturmem i zajęli w nim już swój kącik. Nie można ich nie pokochać, są po prostu wspaniali. Katy to dziewczyna zarazem silna, ale i podatna na zranienia, skromna wygadana, odważna, ale również zagubiona. Podoba mi się w niej miłość do książek oraz to, że ma poukładane w głowie. Zaimponowała mi swoją nie idealnością, podejściem do życia, ciętym językiem oraz tym, że nie waha się działać by ratować przyjaciółkę. No i Daemon – pomimo swojej złośliwości, arogancji, wredności oraz chamskości nie sposób go nie polubić i wyczuć w nim tego czegoś, co sprawia, że jednak jest kochany. Ta dwójka to ogień i woda, a sceny z nimi są niesamowite.
Czytałam o tej publikacji dużo pozytywnych opinii, ale nie sądziłam, że aż tak mną zawładnie. Wystarczył mi zaledwie jeden dzień na to, by pochłonąć te około czterysta pięćdziesiąt stron i muszę przyznać, że był to czas pełen wrażeń. Armentrout stworzyła historię od której nie idzie się oderwać, bo pomimo małych mankamentów – absolutnie nie odbierających przyjemności z czytania - całość jest dopracowana i przemyślana. Od samego początku wczułam się w fabułę i wraz z bohaterami przeżywałam wszystko co się działo, a trochę tego było. Fakt, nie jest to nic ambitnego, ale w swoim gatunku to coś bardzo, bardzo dobrego – właśnie takie, moim zdaniem, powinny być romanse paranormalne. Jestem absolutnie zachwycona tą publikacją i już tupie niecierpliwie na myśl o kontynuacji.
„Obsydian" jest początkiem dobrze zapowiadającej się serii i jeśli Jennifer L. Armentrout w pozostałych tomach utrzyma poziom pierwszego, to z czystym sumieniem uznam ją za jedną z lepszych młodzieżówek po które naprawdę warto sięgnąć. Ten tytuł szczerze polecam miłośnikom paranormal romance - wartka akcja, wyraziści bohaterowie, ciekawa fabuła, mnóstwo emocji, no i, co jest bardzo ważne, brak w niej sztuczności.
„Zawsze uważałem, że najpiękniejsi ludzie, naprawdę piękni w środku i na zewnątrz, to tacy, którzy nie są świadomi swojego wpływu.[..] Ci, którzy rozprzestrzeniają swoje piękno, chwalą się, marnują to, co mają. Ich piękno jest ulotne. to tylko skorupa, ukrywająca ciemność i pustkę."*
*cytaty pochodzą z książki