Rezultaty wyszukiwania dla: Edipresse Książki
Dom tajemnic - zapowiedź
Dwójka przyjaciół, Dominika i Mariusz, dostaje zaproszenie do wzięcia udziału w reality-show. Wraz z dziesiątką innych gwiazd trafia do naszpikowanego pułapkami domu-labiryntu. Zadaniem uczestników programu jest rozwiązywanie kolejnych zagadek kryminalnych, które doprowadzą ich do znalezienia ukrytego w domu skarbu. Kiedy jednak wydarza się morderstwo, a celebryci tracą łączność ze światem zewnętrznym, ważniejsze od wygranej stanie się ocalenie życia. Tym bardziej, że morderca nie zamierza poprzestać na jednej ofierze…
Dom tajemnic to dwunasta książka w dorobku autora zwanego Księciem Komedii Kryminalnej, znanego z łączenia klasycznej fabuły kryminalnej z dużą dawką czarnego humoru.
Widzę Cię
Dwudziestosiedmioletnia Joey Mullen chce wreszcie udowodnić światu (i po części samej sobie), że dojrzała; przebywając na Ibizie wyszła za mąż, następnie ściągając męża do kraju. Ich tymczasowym lokum stał się dom jej brata, w którym pomimo serdeczności mieszkańców, nie czuje się jak u siebie. Ale początki zawsze bywają trudne, czyż nie? Kobieta znalazła pracę, twardo trzymając się swych postanowień. A jednak każdy kolejny dzień zdaje się być nowym rozczarowaniem- zajęcie przynoszące pieniądze jej nie satysfakcjonuje, a mąż z dala od słonecznej Ibizy wydaje się taki... zwykły. Szczególnie w porównaniu do sąsiada, super- dyrektora Toma Fitzwilliama, mieszkającego praktycznie drzwi w drzwi. Ten ponad pięćdziesięcioletni mężczyzna wzbudza w niej uczucia, o których bohaterka już dawno zapomniała. I które zdecydowanie powinna odrzucić, chcąc dalej podążać obraną wcześniej ścieżką. Serce nie sługa; Joey obsesyjnie stara się w każdym możliwym miejscu natrafić na sąsiada, wymienić choć kilka słów z obiektem swojego pożądania. Nie zdaje sobie sprawy, że w tej grze nie tylko ona jest obserwatorem. Ktoś podąża za nią krok w krok... i widzi wszystko.
Nie miałam jeszcze okazji spotkać się z twórczością pani Jewell, choć jej pierwsza książka (jak okazało się podczas czytania Widzę Cię) spoczywa bezpiecznie w stosie moich książek do przeczytania. Mimo to tematyka stalkingu zawsze działała na mnie wabiąco, więc nie inaczej było i tym razem. Opierając się na opisie lektury Joey Mullen zdawała się być po części drapieżnikiem, z drugiej zaś strony- ofiarą. A może jej osoba stała się katalizatorem wszystkich późniejszych wydarzeń...?
Wydaje się, że Tom Fitzwilliam stanowi obsesję każdego z bohaterów książki; mimo upływu czasu wciąż jest przystojnym, postawnym i niezwykle błyskotliwym mężczyzną. Ponadto społeczność szkolna określa go mianem super- dyrektora, bowiem w każdej placówce, do której trafiał, czynił istne cuda. Otwarty na kontakty z uczniami dyrektor potrafił naprawić to, czego nie podjął się żaden z jego poprzedników. W życiu prywatnym również budzi respekt, przyciągając rzesze zainteresowanych nim kobiet. Jego żona uzależniona jest od humorów mężczyzny, żyjąc pod jego dyktando- jego szczęście to i jej szczęście. Wśród uczennic wiele wzdycha do tego niedostępnego mężczyzny. I oczywiście jest jeszcze Joey, oczarowana Tomem od momentu, w którym ujrzała go po raz pierwszy. Są jednak osoby, na które ów czar nie działa; uważnie przypatrują się każdemu kroku mężczyzny, doszukując się przysłowiowych trupów w szafie. Żadne z głównych bohaterów nie zdaje sobie sprawy, że jest ktoś, kto pilnie przypatruje się życiu i otoczeniu Toma. I zamierza to wykorzystać, racząc się słodkim słowem "zemsta".
Jestem pozytywnie zaskoczona; o ile początkowo postawa Joey trochę mnie irytowała przez to jej życiowe niezdecydowanie, o tyle później, w toku wydarzeń, owo uczucie zanikło. Dziewczyna też w pewien sposób została wplątana w tragiczne wydarzenia, choć kiełkujące uczucie do sąsiada było jej własnym wyborem. Mnogość postaci otwiera przed nami wachlarz różnych odczuć względem super- dyrektora: od absolutnego uwielbienia, poprzez niewinne zauroczenie, aż do gorącej nienawiści. Poniekąd to straszne, jak jedna osoba może wzbudzać w społeczności tyle odmiennych emocji. Rozpoczynając historię byłam niemal pewna, że to kolejna mała love story, w której to żonaty mężczyzna zakochuje się w zamężnej kobiecie, ale zazdrosna i obsesyjnie kochająca męża żona w końcu odkrywa prawdę, doprowadzając do śmierci jednego z bohaterów. A tu niespodzianka, bo w Widzę Cię zupełnie nie o to chodzi. Owszem, Tom nie pozostaje obojętny na wdzięki Joey, ma swoje tajemnice, ale jakby nie do końca dotyczą jego osoby. Chroni kogoś innego, a w wielu innych przypadkach pozostaje nieświadomym niczego obserwatorem. Zło sączy się z zupełnie innego miejsca, niż czytelnik mógłby przewidzieć.
Książkę pani Lisy wciągnęłam w parę godzin; nie mogłam odpuścić sobie poznania prawdy. Owszem, od początku doszukiwałam się czegoś w przeszłości Toma, co "zabrudziłoby" ten pięknie namalowany przez autorkę portret mężczyzny. A tu okazuje się, że jego "wykroczenia" są o wiele mniejsze, niż podejrzewałam. To straszne, jak dużą obsesję człowiek może mieć na punkcie drugiego, niemal siłą próbując zająć jakiekolwiek miejsce w jego życiu. Dużym plusem jest również prowadzone śledztwo przez syna pana Fitzwilliama. O ile Joey skupia się jedynie na swoim uczuciu do dyrektora, o tyle jego syn chce poznać prawdę odnośnie swoich rodziców. Trzeba więc zaznaczyć, że Joey Mullen stała się bezwolnym pionkiem w tej grze, nie interesuje jej nic więcej poza emocjonalną więzią, jaka powstała między nią a Tomem.
Widzę Cię to lektura pełna niedopowiedzeń, tajemnic. Taka, po zakończeniu której czytelnik wciąż się zastanawia, jak mogło do tego wszystkiego dojść. Zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, przy niej nie umrzecie z nudów. Raczej... z ciekawości.
Oszukana - zapowiedź
Jestem Lena, mam dwadzieścia trzy lata, interesuję się fotografią, mieszkam w uroczej willi nad jeziorem. W wielkim domu, otoczonym lasem, tylko ja, mój chłopak i nasz pies. Jednym wyda się to romantyczne, innym mroczne, nic z powyższych, dla mnie to prostu idealna kryjówka. Musiałam uciekać, musiałam się gdzieś schować, nie chciałam umrzeć. Żyję chwilą, stronię od ludzi, codziennie przekonuję siebie, że moje wcześniejsze życie nie istniało. Tak jest prościej. Gdy się w kółko powtarza kłamstwa, w końcu zaczyna się w nie wierzyć. Ale to tylko część prawdy o mnie. Tak jak Ty mam swoje tajemnice i lęki. Najbardziej boję się, że jeśli przeszłość mnie odnajdzie, zginę! To co mi się przydarzyło, równie dobrze mogło spotkać Ciebie. Uważaj na siebie i pamiętaj, niektórzy ludzie kłamią.
Z krwi i kości. Kroniki tej jedynej. Tom 2 - zapowiedź
Trzynaście lat temu katastrofalna pandemia, nazywana apokalipsą, zabiła miliardy.
Dla tych, którzy przetrwali, to szansa na stworzenie nowego świata. Jednak apokalipsa nie była zwyczajnym wirusem. U części ocalałych obudziła dziwne moce – potrafią uzdrawiać, wyrządzać szkody, a nawet przewidywać przyszłość.
Fallon Swift nie zna dawnego świata – lecz jej przeznaczeniem jest ukształtować ten nowy. Dorastała na spokojnej farmie z trójką braci, chroniona przed zagrożeniami przez mamę i ojczyma.
Teraz musi ich opuścić i nauczyć się walczyć. Fallon jest nie tylko potężną "Niesamowitą" – ma również do odegrania decydującą rolę w nadchodzących krwawych bitwach. Szykuje się wojna pomiędzy dobrem i złem, a Fallon – młoda, twarda, nieustępliwa – musi być gotowa.
Widzę cię - zapowiedź
Nie tylko ty obserwujesz. Wróciłaś do domu po czterech latach pracy za granicą, przywożąc ze sobą męża. Chciałabyś znaleźć własny kąt. Ale na razie koczujesz w pokoju gościnnym swojego starszego brata. I wtedy – całkiem nieoczekiwanie – spotykasz mężczyznę z sąsiedztwa. To dyrektor miejscowego liceum. Jest od ciebie dwa razy starszy. I niezwykle atrakcyjny. Wkrótce zdajesz sobie sprawę, że go obserwujesz. Cały czas. Nie wiesz jednak tego, że ktoś obserwuje ciebie. Ani tego, że coś, co zaczęło się jako niewinne zauroczenie, szybko przeradza się w mroczną, śmiertelną obsesję.
Nigdy cię nie opuszczę
Książki o prawnikach zyskują coraz większą popularność, z której postanowiła skorzystać J.L. Butler. Stworzona przez nią bohaterka, Francine Day, to bardzo ambitna i odnosząca sukcesy prawniczka, którą tylko jeden mały krok dzieli od awansu. Jedna prestiżowa sprawa wystarczy, aby uzyskać awans na królewskiego adwokata i założyć jedwabną togę. I właśnie takowa się natrafia – sprawa rozwodowa Martina Joya. Niestety, Day szybko ulega urokowi swojego klienta, co nie jest zbyt profesjonalne. Staje się jego kochanką, a sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że żona Martina zaginęła, a Francine jest ostatnią osobą, która widziała ją żywą.
Thriller w wykonaniu J.L. Butler wypada naprawdę ciekawie i przyjemnie. Choć właściwie nie ma w tej historii nic zaskakującego, to naprawdę dobrze się ją czyta – typowy thriller, w którym poruszany jest motyw kariery, namiętności, kobiety niezależnej czy stalkingu i nadmiernej obsesji na punkcie drugiego człowieka. Pojawia się tutaj sporo niedopowiedzeń, a autorka miesza czytelnikowi w głowie – ciężko dojść do tego, co spotkało Donnę Joy, czy Martin miał udział w jej zaginięciu, czy też może główna bohaterka zrobiła coś, czego nie pamięta? To trochę jak w „Dziewczynie z pociągu” – upojenie alkohole w noc zaginięcia danej postaci sprawia, że nic nie jest oczywiste i proste.
O ile do samej historii nie mam większych zarzutów, tak główna bohaterka była… irytująca. Niby wykształcona i inteligentna pani prawnik, a jednak tak zaślepiona przez uczucia i emocje, które zrodziły się… znikąd. Zero pomyślunku, zero instynktu samozachowawczego, brak rozsądku i podejmowanie irracjonalnych decyzji – oto Francine Day. Momentami całkowicie nie rozumiałam jej sposobu postępowania. W sumie sam ten motyw romansu, czy to z Martinem czy z jej sąsiadem, wypadł dosyć sztucznie – właściwie można było wybrać tylko jeden z nich, obstawiam ten drugi, bo prezentował motyw lekkiej obsesji, szantażu i stalkingu. Pasował do klimatu thrillera, a romans z własnym klientem? Robiony jakby na siłę.
Fabuła rozwija się powoli, stopniowo odkrywamy kolejne sekrety, ale właściwie niczym nie zaskakuje. Zakończenie może nie jest całkowicie przewidywalne, aczkolwiek zdecydowanie zbyt proste – nie wzbudza pożądanego efektu WOW. Zabrakło większej pompy w punkcie kulminacyjnym. Mimo tego książka ma całkiem przyjemny klimat – lekko ponury i deszczowy, co zdecydowanie sprzyja lekturze, choć właściwie jest to zdecydowanie historia na jeden wieczór – nie wymaga od czytelnika większego skupienia czy koncentracji. Pojawia się też sporo niepotrzebnych scen, ale teoretycznie rozbudowują one całą historię. Niektóre wątki są dobrze zrealizowane, inne wydają się być zupełnie zbędne.
Zdecydowanie nie jest to najlepszy thriller, z jakim miałam do czynienia, ale jeżeli ktoś poszukuje powieści, która po prostu ma mu służyć za czystą rozrywkę, to myślę, że sprawdzi się tutaj odpowiednio. Czasami potrzebujemy książek dla zabicia czasu, właśnie tego typu historii, które czyta się lekko, bez żadnych zobowiązań, bez dokładnego analizowania każdego aspektu całości.
Kiedy Ciebie nie ma
Krótko po emisji specjalnego wydanie Crimewatch przeczytałem wywiad z tobą w „Guardianie”. To był rodzaj historii z życia w magazynie. Powiadałaś, cytuję: „Największym koszmarem jest niewiedza. Brak zamknięcia. Nie mogę zacząć znów żyć, nie wiedząc, gdzie jest moja córka. To jest jak chodzenie po ruchomych piaskach. Widzę coś na horyzoncie, ale nigdy nie mogę do tego dotrzeć. To jest jak żyć, będąc martwym.”
Kiedy sięgałam po „Kiedy Ciebie nie ma” Lisy Jewell spodziewałam się dostać to, co najbardziej lubię – thriller psychologiczny z głównym wątkiem porwanego dziecka i wszystkimi tymi rzeczami i zachowaniami, które zrobi matka by tylko odzyskać swoją pociechę. A co dostałam? No cóż, ciężko to przyznać, ale czuję się jakbym dostała w twarz i do tej pory nie mogę wyjść z szoku. Bo „Kiedy Ciebie nie ma” nie jest tak naprawdę opowieścią o zaginionej dziewczynce. To opowieść o rozbitej rodzinie, o odepchniętych pozostałych dzieciach i matce, które zaginęła w tym samym dniu, w którym Ellie wyszła z domu. Nie dosłownie oczywiście.
„Kiedy Ciebie nie ma” zaczyna się w momencie kiedy piętnastoletnia Ellie wychodzi do biblioteki, żeby powtórzyć ostatnie materiały do egzaminów i znika. Bez śladu. Nie ma świadków, zapisy z monitoringu ulicznego nie rejestrują praktycznie nic. Ponadto Ellie ubiera się w taki sposób, że można by przypuszczać, że nie chce zostać znaleziona. I taki scenariusz przyjmuje policja – dziewczynka z obawy przed nadchodzącymi trudnymi egzaminami, uciekła. To nic, że była prymuską. To nic, że nauczyciele twierdzili, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że wszystkie testy zda celująco. Policja uznała, że zwiała. Być może przez to szukali jej mniej efektownie, być może przez to, ta historia skończyła się tak, jak się skończyła.
Muszę przyznać, że pomimo iż jestem zachwycona samą fabułą to nie polubiłam praktycznie żadnej z postaci pierwszoplanowych. Że o drugoplanowych nie wspomnę, bo te są, co dość przykro mi mówić, dość nijakie. Najbardziej jednak działała mi na nerwy główna bohaterka – Laurel, matka zaginionej dziewczynki. Miałam wrażenie, że Ellie była dla niej centrum wszechświata, a kiedy zniknęła wszystko inne przestało się liczyć. Zaniedbała męża, porzuciła wręcz pozostałą dwójkę dzieci skąpiąc im matczynej miłości. I o ile rozumiem, że utrata dziecka i niewiedza co się z nim stało jest straszną tragedią, o tyle sposób w jaki Laurel traktowała później swoją rodzinę jest dla mnie niepojęty. Nic dziwnego, że kiedy pozostała dwójka jej pociech dorosła, nie potrzebowały, a wręcz nawet stroniły od kontaktu z matką. Kolejną denerwującą mnie postacią był Floyd. Człowiek na pozór szlachetny, dobry i z nieskalaną duszą, okazuje się mieć naprawdę sporo za uszami. A gdyby w odpowiednim momencie zareagował tak, jak trzeba było zareagować... No cóż, zakończenia pewnie by to nie zmieniło, ale z pewnością skróciło cierpienie niektórych osób.
Trzeba przyznać, że dużym plusem jest sposób w jaki Lisa Jewell poprowadziła narrację. Podczas czytania mamy spojrzenie na każdą perspektywę tej historii. Autorka pokazuje nam punkt widzenia Ellie, Laurel, Floyda, a także osoby odpowiedzialnej za zniknięcie dziewczynki. Ponadto Lisa bardzo płynnie przechodzi z narracji trzecio-osobowej do pierwszoosobowej co również, działa jak najbardziej na korzyść powieści. Sprawia, że książkę czyta się jeszcze szybciej i przyjemniej.
Podsumowując. „Kiedy Ciebie nie ma” nie jest książka łatwą. Jest dość szokująca i wgniata czytelnika w fotel zaraz po przewróceniu ostatniej strony. Bo nic tutaj nie jest oczywiste, nic nie jest takie jak nam się wydaje, a rozwiązanie mimo, że jest tuż pod naszym nosem, wymyka się za każdym razem kiedy próbujemy po nie sięgnąć, wcześniej niż chce tego autorka.
Początek
Nory Roberts, amerykańskiej pisarki, autorki ponad 225 romansów, wielokrotnej zdobywczyni RITA Award i wielu innych nagród, nie trzeba przedstawiać. A recenzje książek z cyklu Oblicza śmierci, pisane pod pseudonimem J. D. Robb , futurystycznych romansów kryminalnych, pojawiały się kilkakrotnie na łamach Secretum.pl. Nora Roberts jest poniekąd gwarantem, lekkiej, ale nie infantylnej, przyjemnej i wciągającej lektury. Dlatego, gdy pojawił się Początek, tom pierwszy nowego cyklu Kroniki tej jedynej, z przykuwającą wzrok okładką, sięgnęłam po nią bez wahania, licząc na przyjemną odmianę w bądź co bądź, dość ciężkim kanonie moich lektur. A powieść swoim opisem zaintrygowała mnie, tym bardziej, że pisarka podjęła się nowej, jak dla siebie tematyki - postapokaliptycznej.
Akcja powieści rozpoczyna się w Dumfries w Szkocji, gdzie rodzina MacLeodów spotyka się, by uczcić koniec roku. Przypadkowe polowanie, rodzinne spotkanie wieńczące rok, zamienia się w ogólnoświatową pandemię. Tajemniczy wirus przyniesiony przez jednego z członków rodziny MacLeodów, przyczynia się do śmierci większości ludzkości. Ci, co nie ulegli chorobie muszą przetrwać w nowej rzeczywistości, w której grasują Najeźdźcy i Wojownicy Czystości, a pomiędzy zwykłymi śmiertelnikami zaczynają pojawiać się magiczne istoty, osoby obdarzone mocami, a także czarownicy. Świat musi, jak feniks z popiołów ponownie się odrodzić, a od ludzi zależy, w jakiej postaci.
Postapokalipsa, gdyby nie fakt, że traktuje o zagładzie, jest tematem romantycznym. Uwodzi, bowiem czytelnika swym czarem tworzenia świata na nowo, ma coś w sobie z robinsionady, a że współczesny świat odarty jest już z tajemnic, bo nawet jeśli nie stać nas na podróż w odległe krainy, to wystarczy włączyć Internet, Instagram, Google Earth i wszystko jest, powiedzmy, że na wyciągnięcie ręki. Nic nie pozostało do odkrycia, a zatem też nie ma miejsc, gdzie można by coś tworzyć na nowo. Dlatego też postapokalipsy są tak uwodzicielskie dla czytelników, a jak widać na przykładzie pani Roberts, również dla pisarzy.
A jak poradziła sobie pani od romansów i kryminałów ze zgładzeniem znakomitej większości ludzkości? No cóż, nie należy spodziewać się cudów. Jest to taka apokalipsa w wersji soft. Owszem pisarka opisuje od czasu do czasu okrucieństwa i bestialską naturę człowieka, ale wszystko wydaje się być złagodzone, powierzchowne i nie sięga głębiej. Bohaterowie są świadkami tragedii, brutalnych napaści, niesprawiedliwości, które dotykają ich również osobiście, a jednak relacje z ich przeżyć odbiera się, jak przesuwające się kadry z filmu, bez większej refleksji, ot, takie scenki rodzajowe akcentujące wynaturzenie ludzi. Poza tym zdecydowanie bardziej Nora Roberts skupia się na indywidualnych postaciach i ich perypetiach, niż nad samym światem i tym, co się z nim dzieje w trakcie pandemii. Fabuła Początku rozgrywa się dokładnie tak, jak spore gro książek tego gatunku; tajemnicza epidemia dziesiątkuje ludzkość, która popada w chaos i dzieli się na obozy DOBRA i ZŁA. Czytelnicy, którzy mają za sobą lekturę Bastionu Stephena Kinga mogliby rzec wręcz, że jest to skrócona, uproszczona i ubaśniowiona wersja, a nawet, że jest kalką powieści Kinga. Tworzenie się obozów DOBRA i ZŁA, dziwne moce, zakładanie nowego osiedla dla tych, co przetrwali, to wszystko już zostało napisane w Bastionie. Czym więc różni się Początek pod względem fabularnym od Bastionu? Po pierwsze proweniencją wirusa i magicznych mocy. U Kinga wirus “uciekł” z wojskowego laboratorium, a siły DOBRA i ZŁA mają raczej swe biblijne źródło, u Nory Roberts zarówno wirus, jak i siły nadnaturalne odwołują się do Tuatha Dé Danann.
Początek niestety rozczarowuje. Po pierwsze został najprawdopodobniej źle przetłumaczony, a z pewnością nie włożono odpowiedniej ilości czasu na prace redakcyjne. Czytałam książki Nory Roberts i nie pamiętam tak topornych dialogów, jakie niestety pojawiają się w tej pozycji. Pierwszą połowę książki czyta się z wielkim bólem, śledząc sztuczne rozmowy pomiędzy bohaterami. Możliwe, że autorka nie czuje się jeszcze zbyt pewnie w tym gatunku, ale jednak raczej skłaniam się ku teorii słabego tłumaczenia. Po drugie fabuła, która przewidywalna jest do bólu, a wielu będzie kojarzyła się po prostu z Bastionem.
Czy zatem warto sięgnąć po tę powieść? Jeżeli czytelnicy przymkną oko na niedoróbki redakcyjne i należą do tej grupy osób, która nie miała styczności z postapokalipsą lub twórczością Kinga, to jak najbardziej. Pomimo siermiężności dialogów można przywiązać się do bohaterów, a czar, jaki rzuca na czytelnika podróż ludzi, zdanych na własne siły, pomysłowość i zaradność w trudnych warunkach, zawsze uwodzi mocno. Jest również nadzieja, że mityczna tajemnica o dziecku, tej Jedynej, w następnych tomach pchnie fabułę na nowe tory i Nora Roberts wybije się na niepodległość literacką. Może z większym pietyzmem też Wydawnictwo przyłoży się w następnych tomach do tłumaczenia i redakcji, dzięki czemu większe grono czytelników będzie usatysfakcjonowane.
Początek
Z jedną kroplą krwi stary świat znika na zawsze. A w jego miejsce powstaje coś nadzwyczajnego...
W zimny sylwestrowy wieczór na szkockiej wsi zaczęła się śmiertelna pandemia - nazwano ją Zagładą. W wirusie oraz sposobie, w jaki się rozprzestrzenia jest coś zagadkowego. Gdy miliardy padają jego ofiarą i umierają, część z tych, którzy nie zachorowali, odkrywa w sobie dziwne, nieoczekiwane zdolności.
Siódemka
Zło może przybierać różne formy, ma różne twarze. Tylko czasami zapowiada swoje nadejście, częściej uderza niespodziewanie, kryjąc się za niewinnością, za twarzą pięknej kobiety, dziecka. Czy można się jednak na nie przygotować? Wydaje się, że nie, a już z pewnością nie można mu zapobiec.
Od czasu do czasu podejmowane są jednak starania, by ograniczyć ryzyko rozpanoszenia się zepsucia, by złapać sprawcę jeszcze przed dokonaniem przestępstwa. I choć to idea utopijna, to jednym z jej wyrazów jest powołanie do życia specjalnej formacji, która wykorzystywać ma paranormalne zdolności do walki z przestępcami. Mowa tu o ściśle tajnym projekcie „Szóstki”, który zakładał wyszkolenie osób obdarzonych między innymi zdolnościami czytania w myślach czy przesuwania przedmiotów i wcielenie ich w szeregi policji. Jako pierwszą z tych, do których trafić mają rekruci, wytypowano policję miasta Nowy Orlean. Jak poradzą sobie ci niezwykli funkcjonariusze w codziennej pracy? Możemy przekonać się o tym dzięki lekturze najnowszej powieści Ericy Spindler „Siódemka”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Edipresse Książki pozycja, to pierwszy tom serii o Micki Dare, charyzmatycznej policjantce, będącej postrachem Nowego Orleanu. To właśnie ona zostaje wmanewrowana w asekurowanie nowego partnera o nadprzyrodzonych zdolnościach, który – poza darem postrzegania obrazów z przyszłości i z przeszłości – jest zabójczo przystojny. Po powieść sięgnąć mogą głównie fani paranormalnych opowieści z wątkami sensacyjnymi, a także wytrwali miłośnicy twórczości autorki, choć w przypadku tego tytułu, czeka ich lekki zawód. Autorka nie wykorzystała bowiem potencjału tkwiącego w tej historii, a wykreowanym przez nią postaciom i dialogom brak jest głębi i naturalności.
Autorka przedstawia nam bohaterów w chwili, kiedy Nowy Orlean traci jednego z przedstawicieli półświatka – handlarza narkotyków i stręczyciela Martina Ritchi'ego. I choć nie sposób żałować jego odejścia, to za sprawą jego śmierci kryje się coś więcej, niż tylko porachunki gangów. Nowy partner przydzielony Micki, detektyw Zach Harris, podążając za przeczuciem, trafia do ostatniego znanego miejsca pobytu ofiary, a tam znajduje nie tylko dokumenty czy narkotykowe utensylia, ale również złą energię. To ona prowadzi Zacha do osoby zaginionej Angel Gomez, ona też pozwala powiązać zaginięcie dziewczyny, z tajemniczym zniknięciem kolejnej – studentki sztuki, Gwen. Na dodatek w jej łazience ktoś wyrył na drzwiach krzywą siódemkę, a przed śmiercią dziewczyna otrzymała niepokojące ostrzeżenie od wróżki. Kiedy ginie trzecia dziewczyna, Patricia, córka jednego z senatorów, sprawa naprawdę robi się poważna, zaczyna się też wyścig – zarówno wyścig z czasem, jak i ze złymi mocami.
Co wspólnego z tymi zniknięciami ma przeobrażenie się człowieka w Zwiastun Ciemności? Czy Zachowi uda się, dzięki swoim zdolnościom, odnaleźć zaginione dziewczyny? Jak Micki zniesie nieustanną obecność narcystycznego i pewnego siebie partnera? Na te wszystkie pytania odpowiada powieść „Siódemka”, która wykorzystuje dobrze znane czytelnikom motywy, łącząc je w dość interesujący sposób. Niestety trudno uwierzyć, iż tak znana i ceniona przez czytelników autorka mogła stworzyć książkę, która co prawda zaciekawia, którą można nazwać poprawną, ale w żaden sposób nie odzwierciedla talentu Spindler. Niemal zupełnie pozbawiona emocji powieść, płaskie postacie, ocierające się o banał dialogi – to wszystko niestety obniża wartość powieści czyniąc ją odpowiednią tylko dla najwytrwalszych wielbicieli autorki lub wyjątkowych fascynatów wątkami fantastycznymi i nieco absurdalną w wykonaniu Spindler walką dobra ze złem. Szkoda tej fabuły na taką powieść...