kwiecień 10, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Dobre Historie

środa, 26 styczeń 2022 17:01

Przeklęte przedmioty

 

Zawsze, gdy jesteśmy pewni, że coś odłożyliśmy w znajome miejsce, a nie możemy później znaleźć, śmiejemy się i mówimy: "złośliwość rzeczy martwych". Podobnie, gdy jakiś przedmiot zdecydowanie nie chce z nami współpracować i co rusz wypada nam z rąk. Bierzemy to za fragment naszej codzienności, zwykły przypadek- ot, tak już bywa. W ogóle nie bierzemy pod uwagę możliwości, że notorycznie spadająca z półki w dziecięcym pokoju lalka może mieć na ten temat własne zdanie... że łypiąc na nas szklanym okiem czeka, by pokazać, na co ją stać.

Wszystko, co nadnaturalne, od setek lat nas fascynuje. Choć z biegiem czasu, ludzkość większość rzeczy zaczęła tłumaczyć poprzez naukę, to w pewnych grupach owa wiara "w coś więcej" pozostała do dziś. I choć większość z nas, skupiłaby swoją uwagę wyłącznie na pozaziemskich istotach, to należy pamiętać, że to, co niewidoczne dla oka może skryć się w całkowicie materialnej rzeczy. J. W. Ocker postanawia przybliżyć nam przedmioty, które od lat uważane są za przeklęte; stoją spokojnie na półkach w muzeum, kryją się w prywatnych kolekcjach nietuzinkowych kolekcjonerów, a czasem dziwnym zbiegiem okoliczności z garażowej wyprzedaży trafiają wprost w ramiona nowych właścicieli...

Strzeżcie się. Nigdy nie wiadomo, na co traficie następnym razem. I czy ta rzecz będzie chciała Was opuścić...

Jak ja uwielbiam czytać tego typu książki! Moja ciekawość świata ogranicza się do czytania o dawnych wiarach, dziwnych istotach i co za tym idzie przedmiotach, które w jakiś sposób zostały przez nie opętane. To tematyka, która chyba nigdy mi się nie znudzi— literacki sposób na odkrywanie rzeczy, których nie doświadcza się w życiu codziennym (i bardzo dobrze). Nic więc dziwnego, że na wieść o wydaniu "Przeklętych przedmiotów" od razu zapragnęłam mieć tę lekturę. I powiem szczerze, że owa pozycja w jakimś stopniu nakarmiła moją ciekawość, choć uważam, że mogło być nieco lepiej.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to oczywiście okładka. To jak obietnica, że wnętrze będzie równie bogate. I poniekąd tak jest; czytelnika już od pierwszej historii uderza bogactwo zdobień kolejnych stron, jak również liczne ilustracje następujących po sobie opowieści. Jednak nie tylko na wyglądzie opiera się fenomen tej książki- najistotniejsze są zawarte w niej historie, czekające tylko na odkrycie przez czytelnika.

Autor prowadzi nas przez różne wieki, do oddalonych od siebie krain, a czasem na pobliskie podwórko. Nie kategoryzuje, lecz stara się nam dokładnie przybliżyć każdy przedmiot, który w jakiś sposób zwrócił jego uwagę. I tak możemy poczytać m.in. o pechowej mumii, mającej ponoć wpływ na zatonięcie Titanica czy pierścieniu Silvianusa. Akurat związane z pozornie niegroźną ozdóbką wydarzenia zainspirowały Tolkiena do stworzenia "Władcy Pierścieni", o czym nie wiedziałam i uznaję za szalenie ciekawy fakt. Oczywiście najbardziej zapadły mi w pamięć rozdziały poświęcone rzeczom znanym mi z literatury bądź filmu. Mowa tu o skrzynce dybuka, znanej nam już z horroru "Kroniki opętania"- choć oglądając, zarejestrowałam fakt, iż historia oparta jest na faktach, to czytając o niej w "Przeklętych przedmiotach" byłam zdziwiona, acz jednocześnie jeszcze bardziej zaintrygowana. To tylko dowód na to, iż należy uważać na rzeczy dostępne w przydomowej wyprzedaży. Drugą taką rzeczą była chyba najpopularniejsza obok Barbie... lalka Annabelle. O niej akurat możemy zarówno poczytać w książkach o Edzie i Lorraine Warren, jak i obejrzeć w serii filmów pt. "Obecność", choć prawdziwa lalka różniła się wyglądem od tej filmowej. Cóż, drobiazgi. Niemniej jednak przyjemnym uczuciem było zgłębienie tajemnic przedmiotów, które w jakimś stopniu były mi już znane. Uznaję to za cenną lekcję.

Zakładam, że w odmętach internetu prawdopodobnie odnaleźlibyście część z tych informacji. Na pewno bazując na literackim dziecku pana Ockera, nie napisalibyście odkrywczej pracy naukowej. Mimo tego uważam, że ta pozycja ma w sobie na tyle wiele ciekawych faktów, że spokojnie może pomóc nam w delikatnym poszerzeniu wiedzy o przeklętych przedmiotach. I przede wszystkim służy dobrej zabawie. Czy dasz się prosić... ?

Dział: Książki
środa, 19 styczeń 2022 09:57

Gwałtowne pasje. These Violent Delights

Od zawsze lubiłam klasyczną opowieść o romantycznej miłości Romea i Julii. Nie spotkałam jeszcze książki, która w ciekawy i atrakcyjny sposób odświeża ten motyw, aż dotąd. „Gwałtowne pasje” to książka, od której nie mogłam się oderwać. Napisana tak, że aż zapiera dech w piersiach.

Romeo i Julia, ale w nieco innej scenerii. Do tej klasycznej historii dodajemy zwaśnione mafijne rody, jakieś tajemnicze zło, a także Szanghaj XX wieku, gdzie Chińczycy muszą walczyć o wpływy z Brytyjczykami i Francuzami. Czy może wyjść z tego coś dobrego? Jak najbardziej tak, i to jak. Ostrzegam jednak, że jak zaczniecie, to się od książki nie oderwiecie, a „Gwałtowne pasje” zafundują wam nieprzespaną noc.

Juliette Cai niedawno wróciła do Szanghaju z „wygnania”, jak ona sama nazywa swój wyjazd. Jest córką bossa Szkarłatnego Ganku i ta funkcja sprawia, że ma wiele zadań na głowie – walka z Białymi Kwiatami, robienie interesów w imieniu swojego ojca. Roman Montagow, syn bossa wspomnianych już worów rodziny Cai, Białych Kwiatów, stara się rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw. Mieszkańcy Szanghaju zaczynają rozrywać swoje gardła. Bohaterowie muszą pokonać to, co ich dzieli i nawiązać współpracę, aby zapobiec zniszczeniom i śmierci. Pomiędzy Romą a Juliett są niedokończone sprawy, a to, co wydarzyło się między nimi kilka lat wcześniej, sprawia, że ci nie potrafią sobie ufać.

Chyba wszystko w tej książce oceniam na plus. Zacznę od strony stylistycznej i językowej. „Gwałtowne pasje” to powieść napisana bardzo dobrze, a w czym również jest zasługa tłumaczki Małgorzaty Kaczarowskiej. Każde zdanie było dopracowane i nie czułam, że jakieś słowo na jakiejkolwiek stronie znalazło się tam przypadkowo. Język jest mroczny, plastyczny. Nadaje całej książce poczucia głębi, mroku i skutecznie zagęszcza atmosferę. Majstersztyk i uczta czytelnicza dla każdego fana takich klimatów. Gdy tylko zaczęłam lekturę, przeniosłam się do Szanghaju w latach 20 XX wieku. To, jak autorka odmalowała tamto miasto, kulturę, zwyczaje i historię zasługuje na owacje. Niemal czuć ten zapach, gwar rozmów, a atmosfera polityczna jest nierozerwalnie z tym związana i to czuć podczas lektury. Ba, to, co dzieje się na arenie międzynarodowej oraz wewnątrz kraju, realnie wpływa na fabułę i jest z nią nierozerwalnie połączone. To tło do wszystkich wydarzeń, ale nadaje „Gwałtownym pasjom” głębi. Autorka oczywiście wplotła w ten realizm historyczny elementy fantastyczne, ale wszystko zostało tak dobrze opisane i dobrane, że czyta się tę książkę z rosnącym zachwytem.

Nie sposób wyodrębnić jednego, głównego wątku w tej książce. Akcja skupia się w równej mierze na Juliette i Romie, ich uczuciach i spuściźnie, która odciska na nich piętno, ale również na tajemniczym potworze, który sprawia, że ludzie rozrywają sobie gardła. Na wielki plus zasługuje również to, jak autorka zaadoptowała oryginalną historię, Jeżeli znacie Romea i Julię, to gdy zagłębicie się w „Gwałtowne pasje”, to będziecie ze zdumieniem wyłapywać znanych bohaterów w nowej odsłonie. Nie była to kalka, ponieważ Chloe Gong dodała każdej postaci coś nowego, innego. Wszyscy, którzy przewijają się przez karty książki, są niczym wzięci z życia – charakterni, kolorowi. Chociaż to Juliette i Roma odgrywają główne role, to chciałabym się skupić również na innych bohaterach, najbliższych przyjaciołach naszej dwójki. Chociaż wpisują się w ramy bohaterów drugoplanowych, to uwielbiam wszystkie sceny z nimi.

Juliette to bohaterka, którą bardzo polubiłam. Chociaż inspiracją do jej stworzenia była Sheaksperowska Julia, to nasza jest brutalna, zdeterminowana, odważna. Nie boi się mówić tego, co myśli, a sprawy i dobro swojego gangu stawia na pierwszym miejscu. Jest gotowa zrobić wiele, aby uplasować się jako liderka grupy. Roma, czyli Romeo, jest bezwzględny, jednak troszczy się o tych, co kocha. Ojciec chłopaka nie do końca mu ufa, a swoją sympatię przelewa na kogoś innego. Chociaż wychowany przez Białe Kwiaty i z brutalnością obyty jest od dawna, to musi się starać, aby zasłużyć na szacunek ze strony ojca. Juliette i Roma jako para to... połączenie idealne. Uwielbiam ich magnetyzm, to przyciąganie, którzy oboje zdają się ignorować, a to, co wydarzyło się między nimi (a czego dowiemy się dopiero po jakimś czasie) jeszcze bardziej podkręca atmosferę. Powinni się nienawidzić, są wrogami, ale jest między nimi coś. Najlepsze jest to, że ich romans nie przysłonił innych wydarzeń.

„Gwałtowne pasje” to książka, którą pokochałam. Nie mogłam przestać o niej myśleć, gdy odkładałam ją, chociaż na chwilę. Zabrała mi kilka wieczorów, ale nie żałuję, bo to była cudowna czytelnicza przygoda. Nie czuć, że „Gwałtowne pasje” to debiut autorki – wszystko jest dopracowane, od pierwszej do ostatniej strony. Nie pozostaje mi powiedzieć nic innego, tylko czytajcie, bo to naprawdę dobra lektura!

Dział: Książki
sobota, 08 styczeń 2022 18:37

W cieniu drzew. Podmuch zimy.

 

„Podmuch zimy” to już drugi tom serii „W cieniu drzew”, która ukazuje się w ramach projektu „Mój pierwszy komiks” dla dzieci od piątego roku życia. Pierwszy tom opowiadał uroczą, pełną ciepła historię, która na długo zapadła mi w pamięć i z przyjemnością przedstawiłam ją dzieciom. Czy drugiej części udało się dotrzymać mu kroku?

Zarys fabuły

Liskowi bardzo spodobała się lisiczka, ale z powodu za dużego szalika robi z siebie błazna. Zażenowany podczas spotkania ucieka zamiast się odezwać. Gdy próbuje pobyć się szalika, przedmiotu, który obarcza winą za całe zajście, okazuje się, że bez niego jest mu bardzo zimno. Czy w końcu uda mi się znaleźć jakieś rozwiązanie dla za długiego szalika i pozbyć się wstydu przed rozmową ze śliczną lisiczką? 

Strona wizualna

Komiks jest prześlicznie wydany! Ma niewielki, zeszytowy format i twardą, przyjemną w dotyku oprawę. Ilustracje, których autorem jest Dav, są szczegółowe i niezwykle urokliwe. Komiks skierowany jest do najmłodszych czytelników, ale szczerze przyznam, że ja sama również przeglądam go z niekłamaną przyjemnością. 

Moja opinia i przemyślenia

Historia liska jest prosta i bardzo przyjemna, chociaż przyznam, że „Jesień” i opowiedziana w niej przygoda pana Borsuka, znacznie bardziej skradła moje serce. Na pewno jednak zajrzymy również do tomu trzeciego, który ma ukazać się pod koniec stycznia i nosić tytuł „Takie sowie lato”. 

Bardzo podoba mi się sama idea tworzenia komiksów dla najmłodszych czytelników. Zazwyczaj trzeba było mieć już przynajmniej te naście lat, żeby po jakiś sięgnąć. Cieszę się, że ilustratorzy podjęli wyzwanie i stworzyli powieści graficzne, które zachwycą niejednego pięciolatka. Moje dzieci serią „W cieniu drzew” są po prostu oczarowane i wielokrotnie chcą do niej powracać. 

Podsumowanie

„W cieniu drzew. Podmuch zimy.” to ślicznie narysowany, zabawny tytuł, z którzym można przyjemnie spędzić kilka chwil. Seria bardzo spodobała się zarówno mi, jak i moim dzieciom. To historie pełne ciepła, dobrego humoru i prześlicznych ilustracji. Niecierpliwie czekamy na kontynuację oraz inne komiksy skierowane do najmłodszych czytelników. 

Dział: Komiksy
wtorek, 26 październik 2021 09:49

Batman/Fortnite: Punkt Zerowy

Komiksy z promocją krzyżową z reguły nie są dobre. Ani to gra, ani komiks. Raczej jako czytelnik unikam takich miszmaszów. Tak samo mam w przypadku prac zbiorowych. Jednak w przypadku zeszytu Christosa Gage widać nie tylko, że świetnie ogarnia świat i niuanse jednej z popularniejszych od kilku lat fenomenów, jakim jest gra sieciowa Fortnite Battle Royale, ale również jak potrafi zarządzać zespołem.
 
Gage opowiada emocjonalną historię, która jednak jest przede wszystkim rozrywką. Pierwsze, co zobaczymy w komiksie, jest to, jak Batman dosłownie wciągnięty w świat gry, jako zupełny nowicjusz rozgrywki battle royle w tym nowym uniwersum, próbuje jakoś poskładać fakty do kupy, jak analizuje fakty i zbiera drużynę. Okazuje się, że właśnie to jest przepis na sukces i przejście do kolejnego etapu gry. Celem jest powrót do Gotham, rządzonego przez Batmana, który się śmieje.
 
Poza postaciami ze świata Batmana, jak Catwoman, Deathstroke czy Harley, spotykamy sporo bohaterów Fortnite’a: Najeźdźca-Renegatka, Paluch Rybny, Kościogłów czy Bandolierka. Pytaniem, jakie ciśnie się na usta, jest: „czy to komiks dla fanów Fortnite, czy Batmana?”. Odpowiem, że dla obydwu grup. Fani gry znajdą tu sporo smaczków typowych dla tej sieciówki. Ot, choćby taniec Floss w wykonaniu Harley, który jest charakterystyczną „emotką” - nagrodą gry.
 
A jeśli jesteśmy przy nagrodach, warto wzmiankować, że komiks zawiera dodatkowy kod do gry, który umożliwia m.in. grę postacią Harley. Będzie ona kolejną grywalną bohaterką po wprowadzonych w czwartym sezonie bohaterach Marvela. Zawiera także dodatkowo kosmetyczne, jak skrzydła Batmana, kotwica Catwoman czy pełna zbroja Batmana. Na końcu zeszytu znaleźć można także projekty postaci uniwersum Barmana specjalnie zaprojektowane przez Epic Games dla graczy Fortnite.
 
Najwięcej chyba problemów mógł jednak przysporzyć nie scenariusz, a pogodzenie mrocznego ukazania Batmana i cukierkowego wyglądu Fortnite’a. Reilly Brown, Nelson Faro DeCastro, Christian Duce i John Kalisz, przy współpracy z Donaldem Mustardem z Epic Games, stworzyli nienachalnie pastelowego Batmana. W odróżnieniu od ekwipunku bohaterów gry ubrania Batmana i innych postaci z Marvela, ewoluują, niszczą się, brudzą. Jest mało szczegółowy jak na zeszyty z Gackiem, ale za to aż nad wyraz uszczegółowiony, jeśli chodzi o przyrównanie do gry. To wypośrodkowanie sprawiło, że nie czuło się wtłoczenia bohatera na siłę w świat gry.
 
To było niesamowicie zrobiony crossover z tak dużą ilością akcji i intryg. Wydarzenie, które, jak gra, miało dawać wyłącznie rozrywkę. W przyszłości fani komiksów zapewne będą musieli przyzwyczaić się do takich crossowerów jak „Punkt zerowy. Batman Fortnite”. Gaming coraz głębiej wchodzi w nowe dla siebie rejony jak książki, komiksy czy kino. Być może na dłuższą metę sprawi to, że zarobione przez wydawnictwo fundusze na takich komiksach jak „Batman/Fortnite: Punkt zerowy” będą trafiały także do kieszeni ciekawych autorów niszowych gatunków.
Dział: Komiksy
poniedziałek, 04 październik 2021 11:13

Kosmiczna Odyseja

Zwykle Jim Starlin jest kojarzony z epicką fabułą i ostrymi postaciami uniwersum Marvela. Tym razem zobaczymy go jednak jako scenarzystę historii w uniwersum DC. Czy będzie to podobnie jak w innych dziełach Starlina kosmiczna odyseja na sterydach?
 
Metron odkrywa prawdę kryjącą się za równaniem antyżycia i nie jest to dobre. Aby ocalić wszechświat, Darkseid musi połączyć siły ze swoimi największymi wrogami. Czy połączona potęga Darkseida, Supermana, Oriona, Batmana, Foragera, Starfire, Lightraya, Johna Stewarta, Martian Manhuntera, Demona i innych wystarczy?
 
Kosmiczną Odyseję stworzono w czasach, gdy epopeję można było opowiedzieć w niezależnych miniseriach, składających się z czterech numerów, w tym przypadku będą to serie „Discovery”, „Disaster”, „Decisions” i „Death”. Tak naprawdę jest to ukłon w stronę starego dobrego Jacka Kirby'ego i jego dzieł z lat 70., głównie serii „New Gods”.
 
Zobaczymy tu świat, w którym Darkseid znalazł równanie antyżycia. Jednak znalezienie go powoduje, że ten złoczyńca… szuka pomocy. To oddaje powagę zagrożenia. Wychodzi bowiem na to, że pokona ono całe uniwersum, więc potrzebni będą bohaterowie, zdolni uratować przed zagładą planety posiadające aspekt Istoty Antyżycia. Na każdą zostaje przydzielona para superbohaterów: Batman i Forager odwiedzą Ziemię, Orion i Superman Thanagar, Starfire i Lightray (z drobną pomocą Adama Strange’a) Rann, a John Stewartem z Korpusu Zielonych Latarni i J’Ohn J’Onzz Xanshi. Każdy ma do stoczenia swoją walkę, nie każdy ją wygra, co tylko podsyca napięcie.
 
Więc tak, to jest historia, w której największy złoczyńca w historii DC współpracuje z tymi samymi bohaterami, których nienawidzi, aby ocalić wszechświat. Dlaczego Darkseid miałby to zrobić? Czy Darkside się zmienił? Teraz jest już dobry? Nie. Darkseid jest Darkseidem. Ma swoje powody, by uratować uniwersum. Wszak on chce rządzić, a nie unicestwiać świat, który miałby posiąść.
 
Pod względem graficznym to klasyk późnych lat 80. z wszystkimi trykotowymi klimatami tamtych czasów, pięknie zilustrowany przez młodego Mike'a Mignolę.
 
Historia Jima Starlina jest dość prosta. Równanie antyżycia jest w rzeczywistości istotą uwięzioną w innym wymiarze i wysyła 4 aspekty siebie, aby zniszczyć określone planety. Nasi bohaterowie muszą się rozdzielić i zatrzymać każdy aspekt, zanim spotkają się, aby pokonać równanie. Tyle. Sama fabuła pędzi do przodu i przydałoby się ją czasem nieco zwolnić, jednak uważam ten komiks za całkiem zgrabną i ciekawą zamkniętą historię.

 

Dział: Komiksy
wtorek, 07 wrzesień 2021 12:28

Zapowiedź: Studentka

Nie ma nic gorszego na świecie niż furia porzuconej kobiety.

Istnieją dziesiątki sposobów, by się zabić. Przez 32 lata służby w bostońskiej policji detektyw Frankie Loomis poznała je wszystkie. Kiedy jednak zaczyna badać sprawę tragicznego upadku młodej dziewczyny z balkonu apartamentowca, instynkt natychmiast podpowiada jej, że to nie było samobójstwo.

Dział: Książki
wtorek, 31 sierpień 2021 13:13

Raróg. Horizon Zero Dawn. Tom 1

Uwielbiam grę Horizon Zero Dawn. Wielką frajdę sprawia mi jednak nie tyle przechodzenie linii fabularnej (choć to też), ale podziwianie pierwotnej natury zestawionej z mechanicznymi zwierzętami i potworami. Coś na kształt obrazów Jakuba Różalskiego, ale jeszcze bardziej pradawnie.

Główna bohaterka, Talanah Khane Padish, jest łowczynią, którą zostaje pierwszą kobietą Rarogiem (liderką Loży Łowców). Była też powierniczką i uczennicą Aloy, świetnej łowczyni nomadki, która w tym uniwersum unicestwiła sztuczną inteligencję HADES, dążącą do wyrżnięcia wszystkiego co organiczne. Ta historia ma miejsce po tym wydarzeniu. Aloy jednak nie pojawia się w samej fabule, lecz jedynie w retrospekcjach. Podążamy bowiem śladami Talanah. Jako pierwsza kobieta z najwyższym stopniem w Loży Łowców nie jest zbyt mile odbierana przez innych jej członków. Wewnątrz dziewczyny także znajdziemy niepewność. Niby osiągnęła swój cel, jest Rarogiem, jednak ciągnie ją raczej do przygód i bitki niż siedzenia na stołku. Kiedy poznaje przypadkiem Amadisa, dość tajemniczego samotnego łowcę, zdaje sobie sprawę co tak naprawdę chce robić.

O ile komiks nie jest bezpośrednio związany z fabułą gry, dodatkowe historie opisujące wszechświat mają tendencję do powracania od głównego bohatera. Tak więc mamy tu poboczną przygodę Talanah, która mimo że jest odpowiedzialna za Lożę Łowców, postanawia przyjąć kontrakt na polowanie. Polowanie, które okaże się swoistym motorem zmiany podejścia do życia. Choć motywacja mogła być nieco lepsza, wystarczyło, aby wysłać czytelnika na zabawną przygodę w tym przepięknym, dzikim uniwersum.

Grafika to kawał dobrej roboty, choć chciałabym, by była jeszcze szczegółowsza, by oddała to, co spotkać można w grze. Być może jest to jednak dobry kierunek, bo uproszczone projekty Ann Mauliny przez to, że nie powielają wizji świata dosłownie, są dzięki temu świeże i oryginalne. Przy tym nie jest zbyt abstrakcyjna i zachowuje dość standardowy realizm gry, którego prawdopodobnie oczekiwaliby fani serii.

Komiks ten spodoba się fanom gry, choć nowicjuszom może przynieść zbyt mocne spoilery. Warto rozważyć czy najpierw sięgnąć po komiks czy jednak po grę. Bo warto po obydwa.

Dział: Komiksy
piątek, 06 sierpień 2021 15:18

Rick i Morty Przedstawiają. Tom 1

 

Poznaj sekretne historie i ukrytą przeszłość ulubionych postaci!

 

Na podstawie komiksów często powstają adaptacje filmowe. Tym razem jednak było na odwrót. „Rick i Morty przedstawiają” to komiks, który powstał na podstawie popularnego serialu animowanego studia Adult Swim. Co znalazło się w publikacji?

Zarys fabuły 

Komiks opowiada o przygodach ekscentrycznego, uzależnionego od alkoholu naukowca Ricka Sancheza, któremu w przeróżnych, zwariowanych przygodach (niejednokrotnie wbrew własnej woli) towarzyszy jego wnuk Morty. Bohaterowie podróżują po odległych galaktykach oraz alternatywnych rzeczywistościach. Zdarza im się również przyłączać do akcji superbohaterów. 

Strona graficzna

Komiks pod względem graficznym jest wierny swojej animowanej wersji. Wydany został w miękkiej oprawie, ale na dobrej jakości papierze i w pełnym kolorze. Zeszyt ma rozmiar większy od A5, ale mniejszy od A4, idealny, by wygodnie go czytać. 

Moja opinia i przemyślenia

Pierwsza część serii komiksowej „Rick i Morty przedstawiają” to cztery zeszyty zebrane w jeden tom. To ostatnio częsta praktyka wydawnicza i nie da się ukryć, że również wśród czytelników zyskuje spore uznanie. Znacznie wygodniej jest postawić na półce takie wydanie zbiorcze niż pojedyncze, cieniutkie zeszyty. 

Fabuła komiksu jest czysto komediowa, chociaż najczęściej pojawia się w niej czarny humor. Gdybym miała do czegoś porównać zamysł całej historii, myślę, że najbliżej by mu było do owianych złą sławą, rewelacyjnie napisanych „Kronik Jakuba Wędrowycza”. W komiksie wiele się dzieje i można doskonale się przy nim bawić.

Podobnie jak „South Park”, „Rick i Morty” to jednak nie tylko czysty humor. Twórcy starają się w prześmiewczy sposób pokazać również wiele nieco poważniejszych problemów. Bez trudu można je wyłapać pośród fantastyki i czystej abstrakcji. 

Podsumowanie

„Rick i Morty przedstawiają” to ciekawy, zabawny i świetnie narysowany komiks, który spełni oczekiwania wszystkich amatorów animacji. Przyznam szczerze, że to właśnie on zachęcił mnie do poznania całej serii. Przed jego lekturą produkcję znałam jedynie ze słyszenia. Myślę jednak, że dzięki Netflixowi i wydawnictwu Egmont szybko stanie się popularna również w Polsce. Jeżeli nie boisz się humoru bez cenzury (oczywiście najczęściej czarnego), to śmiało sięgaj po przygody dwójki niecodziennych bohaterów. Nie spodziewaj się jednak pozytywnego przesłania czy altruizmu w żadnej postaci! 

Dział: Komiksy
środa, 21 lipiec 2021 11:49

Żywa i martwa

Maja nie jest taka jak inne nastolatki. Przede wszystkim nie żyje - a przynajmniej tak sądzi. Nikt nie słucha, kiedy próbuje wytłumaczyć ten niezaprzeczalny fakt. Każdy widzi poruszające się ciało i myśli, że wszystko jest w porządku. Że to tylko jakiś nastoletni bunt, nowo nabyta niechęć do rówieśników, cokolwiek. Majka z kolei musi bardzo się starać, by otoczenie nie czuło od niej smrodu zgnilizny. Z dnia na dzień rozpada się coraz bardziej, licząc, że już niebawem będzie mogła dołączyć do swej zmarłej matki w zimnym grobie. Już oficjalnie nieżywa.
Co takiego wydarzyło się w życiu tej dziewczyny, że woli być martwa niż żywa...?
 
Pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna trafiłam na książkę, która zawiera w sobie tak pokręconą, obrzydliwą i przerażającą historię jednocześnie. O ile w ogóle kiedykolwiek wcześniej czytałam coś takiego, a w tej sekundzie nie mogę sobie przypomnieć. I to nie tak, że „Żywa i martwa” jest lekturą okropną, wręcz przeciwnie - to uderzająca do głowy opowieść o życiu Majki, która była przez wiele lat więziona w psychicznej klatce, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy.
 
Pani Zimniak początkowo bardzo powolutku, krok po kroku wprowadza nas w codzienność swej głównej bohaterki. Z tego, co możemy „zasłyszeć” podczas rozmów kolegów z klasy ze szkolną psycholog Iwoną, Maja dotychczas była duszą towarzystwa. Od pewnego czasu jednak zamknęła się w sobie, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Nikt nie wie, co dzieje się w głowie dziewczyny. Ona sama nie chce pomocy, choć zyskuje nieoczekiwaną sojuszniczkę w osobie pani psycholog właśnie. Jednak Maja odtrąca pomocną dłoń, jedyną pociechę odnajdując w odwiedzinach matki na cmentarzu. Z jej śmiercią również wiąże się pewna tajemnica, ojciec Mai konsekwentnie ucina wszelkie próby podjęcia tematu, kontaktu z rodziną matki dziewczyna nie ma od lat. Czysty przypadek sprawia, że podczas odwiedzin na cmentarzu spotyka ciotkę, Izę. Nam, czytelnikom, jest o wiele łatwiej; autorka dzieli bowiem historię na teraźniejszość i przeszłość. Dzięki temu poznajemy kulisy związku Kamili, matki Mai i Johna, ojca. Do tej pory zastanawia mnie jedno - czy zrobienie z mężczyzny seksoholika miało coś na celu? Patrząc na ten wątek z perspektywy czasu, myślę, że nie. Chyba tylko to, żebyśmy uwierzyli, jak dobrym jest manipulantem.
 
Wspomniałam na początku, że ta książka jest obrzydliwa; cóż, w tym przypadku sądzę, że wielu z Was mnie poprze. Jednak w tym przypadku nie określiłam jej tak ze względu na to, że autorkę poniosła fantazja i zaserwowała nam historię nie z tej ziemi, pełną makabrycznych opisów, lecz... rzecz ma się zupełnie odwrotnie. To, czego przez lata doświadczała Maja, mogłoby się prawdopodobnie przydarzyć każdemu. Nie mogę zdradzić Wam za wiele szczegółów, ale uwierzcie - żaden horror nie przeraził mnie aż tak.
 
Moim zdaniem motyw przewodni tej książki jest na tyle sensacyjny, że nic więcej już nie potrzeba. Pani Zimniak jednak nie chciała nam odpuścić i praktycznie od połowy lektury akcja pędzi z zawrotną szybkością, aż do przesytu. Już nie ma jednej zaplątanej w to osoby, lecz dwie. Do tego dochodzi również wspomniany przedtem związek Kamili i Johna, z podkreśleniem tego, jak zachowywał się mężczyzna wobec małżonki. Mimo mocnego tematu, który sam w sobie powinien poruszyć nasze serca, „Żywa i martwa” jest trochę... mało emocjonalna. Miałam problem z wczuciem się w sytuację głównej bohaterki, mimo że z każdą kolejną stroną powinnam być zalewana przez współczucie, żal, cokolwiek. Jednak w tym przypadku wszystkie emocje zdominowało obrzydzenie (nie do książki, lecz zachowań pewnych bohaterów), nic poza tym. Trochę przykre, bo pomysł był naprawdę dobry.
 
Podsumowując, „Żywa i martwa” zabierze Was w takie rejony, gdzie nie będziecie chcieli korzystać z wyobraźni. Jest to pozycja dobra, acz trochę jeszcze jej brakuje do tego, by porywać rzesze czytelników. Niemniej jednak autorka ma dobre pióro i sądzę, że z każdą kolejną książką będzie coraz lepsze.
Dział: Książki
czwartek, 08 lipiec 2021 17:28

Podróż w nieznane

Czasami marzymy o przygodach, które znamy z książek albo ekranu komputera. Pragniemy stać się częścią większej zagadki, elementem gry, która wciąga nas wieczorami w pełne zawirowań losy postaci. No właśnie, tylko czy rzeczywiście będziemy chcieli w tym uczestniczyć, gdy to się zdarzy? Na to pytanie nie mieli czasu odpowiedzieć trzynastoletni Arthur, Ren i Cecily, których przygoda życia dosięgnęła niespodziewanie w drodze do szkoły. Ta trójka stała się świadkami tajemniczej eksplozji. Gdy zaczynają badać ślady tego wydarzenia, zostają zamknięci na pokładzie statku o nazwie Principia. To nie byle jaka łajba, wszak to piracki statek badawczy, który przemierza niebezpieczne wody pod dowództwem samego Izaaka Newtona.

Dzieciaki stają się więźniami w Wonderscape, grze przygodowej, w roku 2473. By powrócić do domu, będą musiały skorzystać z pomocy wielu postaci historycznych. Jednak podróż w nieznane i znalezienie drogi do domu może okazać się niezwykle trudne, gdy goni cię upływający szybko czas, a nie każdy bohater jest tym, za kogo się podaje. Trójka przyjaciół szybko zrozumie, że ich przybycie zwiastuje odkrycie tajemnic i zagraża nie tylko przeszłości, do której starają się wrócić, ale i przyszłości, którą na zawsze mogą utracić. Nadal jesteś pewny, że chcesz się stać częścią gry, której skutków nie da się przewidzieć?

 


 Podróż w nieznane. Wonderscape

 

Od zawsze kochałam zagadki, gry i wszystko, co napędzać może moją wyobraźnię. Moje najmłodsze lata naznaczone były historiami niemożliwymi, z nutką fantastyki i całą garścią przygód, skarbów i piratów. Gdy jestem dorosła i zyskałam cały wachlarz możliwości ciągłego ćwiczenia swojej wyobraźni, lubię poszukiwać książek, które zachwycą również moje dzieci. Zbudują ich miłość do przygód, umiejętność patrzenia w nieznane i puszczania wódz fantazji z radością. Podróż w nieznane zapewniło mi kilka niesamowitych godzin wspólnego czytania i zatapiania się w przygodzie, którą zapewniła nam autorka.

Lekkie pióro i niezwykle przystępny język z łatwością oddają klimat powieści, jej tajemnice i chęć płynięcia z nurtem przygody. Od pierwszych stron historia działa na młodego czytelnika i zapewnia mu radość z czytania. Bez problemu udaje się nam złapać bakcyla skrytego w opowieści. Podróż w nieznane to nietuzinkowa powieść, która skusi niemalże każdego. Ciekawie łączy w sobie przygodę, grę oraz historię. Dla mnie to połączenie idealne. Każdy miłośnik tych elementów będzie zaskoczony, tym jak świetnie do siebie pasują.

 


Wśród bohaterów

 
Kreacja postaci kupiła mnie całkowicie. Naturalni, ale równie nietuzinkowi. Zarówno trójka przyjaciół, jak i postaci historyczne zbudowano z ogromną dozą dokładności i realizmu. Równocześnie wpasowując ich w fabułę, która zadziwia lekkością i zawiłością. Pozornie łatwe zadanie, przed jakim stają bohaterowie na własne życzenie z każdą stroną przybiera inny wyraz, otwierając nowe wątki, rozwiązując problemy napotkane po drodze i szukając odpowiedzi na piętrzące się pytania. Pokochałam zarówno fabułę, jak i poszczególne postaci, zresztą i dzieciom przypadli oni do gustu. Dzięki temu śledzenie ich losów było niesamowitą zabawą. Podróż w nieznane to przede wszystkim Arthur, Ren i Cecily, ale i cała masa postaci historycznych. Odwzorowano ich w niesztampowy sposób. Każdy z nich inny, nietuzinkowy i intrygujący, równocześnie świetnie pasujący do tajemnic, zwrotów akcji i szczypty przewidywalności.

Ta ostatnia nie jest niczym złym w powieściach kierowanych do młodszego czytelnika. Osobiście traktuje to jako podstawę, która pomaga dzieciom wczuć się w poszczególne wątki i pozbyć się uczucia zagubienia, czy przytłoczenia całą historią. Całość czyta się niezwykle szybko. Natomiast piękno i prostota języka połączone z przygodą to gwarancja dobrej zabawy i ziarenko, z którego z pewnością wykiełkuje miłość do książkowych podróży. Nam pozostaje z nadzieją wyglądać kolejnej części przygód w Wonderscape.

 

Dział: Książki