kwiecień 16, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Dobre Historie

piątek, 26 luty 2016 19:58

Baśnie japońskie

„Niepublikowany dotąd na rynku polskim zbiór najpopularniejszych japońskich baśni i legend" - głosi opis z tyłu okładki. I rzeczywiście. Mimo że zwykłam sięgać po wszystkiego tego typu wydania, większości opublikowanych w książce historii nigdy wcześniej nie poznałam.

Baśnie japońskie, wbrew opisowi z tyłu okładki, nie są przeznaczone dla dzieci (chyba, że chcemy je skutecznie oduczyć na przykład gadulstwa). To podania dzięki którym czytelnik w jakiś sposób może zaznajomić się z kulturą Dalekiego Wschodu. Niewiele mają wspólnego z naszymi, europejskimi baśniami, nawet tymi mrocznymi jak historie Hansa Christiana Andersena. Wiele z nich odnosi się do religii, inne do konkretnych zwyczajów i wierzeń, kolejne są po prostu metaforami lub przykładami odpowiednich zachowań. Żadne z opowiadań nie pozostaje bez puenty, niektóre przesłania jednak Europejczykom może być trudno zrozumieć. Nie tylko historyczna, ale nawet współczesna Japonia to dla nas zupełnie inna, nie zawsze zrozumiała, rzeczywistość.

Książkę zdobią czarnobiałe przedruki japońskich drzeworytów, które zawsze bardzo lubiłam. Każdy z nich odpowiada konkretnej historii. Samo wydanie nie jest zachwycające - takie po prostu zwyczajne, jak książka, której nie żal zabrać nam ze sobą na przykład w podróż pociągiem. Tłumaczenie tekstu jest ogólnie dobre, spodobało mi się to, że tłumaczka umieściła tłumaczenie niektórych japońskich słów w przypisach, zamiast tłumaczyć je bezpośrednio w treści. Przez przypadek zwróciłam jednak uwagę na inną rzecz. Naszukałam się opowiadania "Demon z Adachigahary" w wersji angielskiej i gdy wreszcie udało mi się je znaleźć, okazało się, że tam występuje goblin-kanibal, a tytuł opowiadania brzmi "The goblin of Adachigahara". Taka drobna rozbieżność jezykowa. Momentami też nie do końca podobały mi się zabiegi z pierwotnego, japońskiego tłumaczenia baśni. Uważam, że niektóre, skierowane do czytelników wyjaśnienia, nieco psują klimat opowieści i można je było umieścić w przypisach, tak jak nasza rodzima tłumaczka umieściła w nich znaczenie nie przetłumaczonych, japońskich pojęć.

Bardzo lubię japońskie opowieści, podania i legendy, a w zbiorze „Baśni japońskich", który ukazał się nakładem wydawnictwa Kirin jest ich całkiem sporo. Zdecydowanym plusem publikacji jest fakt, że teksty nie zostały skrócone czy ocenzurowane. Poznajemy je więc w oryginalnej wersji. Po cichu liczę na to, że kiedyś ktoś w ten sposób zdecyduje się przetłumaczyć na język polski „Opowieść o księciu Promienistym" bo póki co dostępny w naszym kraju jest zaledwie niewielki fragment.

„Baśnie japońskie" autorstwa Yei T. Ozaki serdecznie wszystkim polecam. Niekoniecznie musisz być zagorzałym wielbicielem kultury japońskiej, żeby z przyjemnością je przeczytać. W książce znajdują się aż dwadzieścia dwa teksty dlatego uważam, że każdy ma szansę znaleźć w niej przesłanie, które skierowane będzie właśnie do niego.

Dział: Książki
piątek, 21 maj 2010 08:14

Gniew Meleghorna

Opowieści z Borgaanu "Gniew Meleghorna" – to drugi tom opowiadać napisanych przez Darkaraghel'a. Nie przybliżę Wam świata przedstawionego w tym utworze – musicie poznać go sami, postaram się jednak w kilku zdaniach zachęcić Was do tego.

Muszę przyznać, że choć odrobinę przeszkadzała mi  nieznajomość pierwszego tomu opowiadań, to czytało się nad wyraz dobrze.  Opowieści łączą się ze sobą opowiadając nam  historie, dziejące się na różnych „płaszczyznach" świata Borgaanu. Mamy tu do czynienia z Bogami i Herosami, ale także i ludźmi, których losy krzyżują się ze sobą i wpływają na siebie nawzajem, czasami w zupełnie niespodziewany sposób. Całość pisana jest przystępnym i momentami dość mocnym językiem, który pozwala na przyjemne pochłanianie lektury, jednocześnie akcentując nastroje bohaterów. Na uwagę zasługują naprawdę dobre opisy – zarówno świata jaki i wydarzeń –opis bitwy pomiędzy „dobrem" a „złem" w opowiadaniu „bez przebaczenia" przyprawia o dreszczyk, to naprawdę kawał dobrej roboty w wykonaniu autora. Wszystkie te elementy stapia się w dość mrocznym klimacie fantasy.

Nie będę opisywał poszczególnych historii – nie chcę Wam, Czytelnikom, psuć naprawdę niezłej zabawy. Pozwolę sobie tylko na jedno, o czym wiedzą już zapewne czytelnicy pierwszego tomu, – jestem niemalże pewien, że każde z opowiadań zakończy się zupełnie inaczej niż przypuszczaliście.

Całość niewątpliwie dostarczy Wam przyjemnej rozrywki, myślę, że skłoni również do kilku przemyśleń nad istotą rzeczy i świata – jak każda dobra lektura, po zakończeniu której oprócz uśmiechu na twarzy pozostaje kilka pytań, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć.

Dział: Książki

Karolina Nykiel: Jak zaczęła się Pani przygoda z fantastyką?

Maja Lidia Kossakowska: To zależy, co przez to rozumiemy...

K.N.: Pierwsza przeczytana książka, na przykład?

M.L.K.: Moja przygoda zaczęła się dość banalnie, bez żadnych specjalnych, cudownych odkryć. Po prostu, w domu. Moi rodzice byli wielbicielami literatury, także fantastyki. Zawsze mieliśmy mnóstwo różnych książek. Oni podsuwali mi do czytania pozycje z bardzo różnych dziedzin, w tym także z fantastyki. 

Dział: Wywiady
czwartek, 07 kwiecień 2011 10:35

Wywiad z Darkaraghelem

Witam, może na początku przedstawię naszego gościa  – przed państwem Darkaraghel, autor dwóch książek Oko węża i Gniew Meleghorna.  Osobiście miałem przyjemność przeczytać obie, powiedz , proszę, bo jako autor zrobisz to najlepiej, o czym opowiadają twoje książki, w jaki sposób mógł byś je przybliżyć i zachęcić potencjalnych czytelników.

Witam Cię i wszystkich fanów Secretum. Moje obie dotychczasowe publikacje to zbiór opowiadań, połączonych ze sobą realiami i miejscem akcji czyli fantastycznym światem Borgaanu. Starałem się stworzyć wielu nie szablonowych bohaterów, z których żaden nie wysforowuje się na pierwszą pozycję ponad innymi. Są oczywiście postaci tak drugo jak i trzecioplanowe jednak w moich opowiadaniach nie ma typowego herosa wokół, którego budowana jest zwykle fabuła jak na przykład u Wagnera czy Howarda.

Dział: Wywiady
piątek, 29 styczeń 2016 10:43

Wywiad z Magdaleną Kubasiewicz

Skąd Kraków, dlaczego Polska w wersji magicznej?
Nie chciałam osadzać akcji w jakimś fikcyjnym mieście albo gdzieś za granicą. Wolałam sięgnąć po miejsce, które znam oraz lubię i dostosować je do swoich potrzeb – bo Kraków Sary nie jest do końca tym „naszym" Krakowem.

Dział: Wywiady
niedziela, 24 styczeń 2016 16:34

Wiedźmin. Dom ze szkła

„Wiedźmin" to fikcyjna postać stworzona przez polskiego pisarza fantasy Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmini zrzeszeni są w bractwie i zajmują się odpłatnym zabijaniem potworów zagrażających bezpieczeństwu ludzi. Na podstawie książek, których głównym bohaterem jest wiedźmin Geralt z Rivii powstał film, gry komputerowe oraz komiksy. Między innymi właśnie wydany przez Egmont „Dom ze szkła", który przedstawia świetnie nam znaną postać w amerykańskiej interpretacji.

Fabuła komiksu powraca do słynnego bohatera - Geralta z Rivii. Podczas jednej ze swoich wypraw, na skraju Czarnego Lasu, łowca potworów spotyka owdowiałego rybaka. Żona mężczyzny, uznana za martwą, stała się żądnym krwi monstrum i gnieździ się w posiadłości zwanej Domem ze Szkła. Po raz kolejny wiedźmin będzie musiał zmierzyć się z groźnymi przeciwnikami i rozwiązać zagadkę Marty i Jakuba. Czy i tym razem uda mu się przeżyć?

Komiks o Wiedźminie niewiele wspólnego ma z oryginalną historią spod pióra Andrzeja Sapkowskiego. Scenariusz napisał zdobywca Nagrody Eisnera - Paul Tobin, a rysunki wykonał Joe Querio. Grafika klimatem pasuje idealnie, ale sama przedstawiona w komiksie historia kończy się zanim jeszcze zdążyła się na dobre rozwinąć. Komiks za zadanie miał rozszerzyć znane z książek i gier uniwersum o kolejną, emocjonującą opowieść. Owszem, wykonał swoje zadanie, ale niekoniecznie na odpowiednio wysokim poziomie. Rysunki są dobre, ale nie aż tak, żeby miały być zachwycające. Na ich korzyść przemawia to, że są mroczne, zdecydowanym minusem natomiast jest brak szczegółów. Scenariusz wypadł jeszcze gorzej. Chyba Autor zapomniał, że „Wiedźmin" to nie tylko powieść grozy, a przepełniona czarnym humorem, wielowątkowa historia z pogranicza różnych gatunków fantastyki. Wydaje mi się, że panowie Paul Tobin i Joe Querio stworzyli po prostu typowe fanfiction.

Podsumowując - myślę, że gdyby komiks nie miał tytułu „Wiedźmin" to mało kto by się nim zainteresował. Jego fabuła nie jest specjalnie rozbudowana, za to jest dość przewidywalna. Niedopracowane zostały również dialogi. Całość ratuje mroczny klimat, dobre wydanie i słuchowisko radiowe, które opowiada tą samą historię jednak w znacznie lepszy sposób. Zagorzali fani wiedźmina z pewnością chętnie do komiksu zajrzą i może nawet nie będą zbyt mocno rozczarowani, jednak osoby, które po prostu lubią czytać sagę lub grać w gry o wiedźminie mogą się nieco zawieść.

Dział: Komiksy
środa, 30 grudzień 2015 13:57

Pojedynek

„Szczęście zależy od tego, czy jesteś wolna a wolność zależy od odwagi".*

Co wybrać gdy rozum walczy z sercem? Gdy jedno rozwiązanie jest gorsze od drugiego a lojalność wobec bliskich kłuci się z tym co w duszy? Jaką decyzję podjąć by wybrać mniejsze zło?

Kestrel jest Valoriańską córką generała, który wraz z innymi żołnierzami kilkanaście lat temu szturmem zdobył Półwysep Herrański i zniewolił ich mieszkańców. Od tego czasu Herrańczycy muszą służyć i wykonywać wszystkie prace. Pewnego dnia nastolatka udaje się na targ, wyciągnięta przez swoją przyjaciółkę, Jess, gdzie zaczyna się licytacja niewolników i na pierwszy ogień zostaje wystawiony herrański niewolnik. Z niewiadomych sobie powodów Kestrel kupuje go za niebywale wysoką cenę, co wywołuje plotki. Mijają dni i chociaż dziewczyna stara się o nim zapomnieć niezbyt jej to wychodzi, coś ich do siebie przyciąga, coś co nie ma racji bytu.Tym bardziej, że nadchodzą wielkie zmiany. Co wybrać, lojalność wobec swojego narody czy samych siebie?

Sięgając po Pojedynek liczyłam, że będzie mi dane przeczytać coś co mnie pozytywnie zaskoczy i sprawi, że nie będę mogła się oderwać od pochłanianej pozycji. Zapowiedzi głosiły, że jest to coś wspaniałego, blurb nie zdradzał za wiele z fabuły. Czy Marie Rutkoski mnie zachwyciła?

Przyznaję, obawiałam się lektury tej książki, już tyle fantastyki mam za sobą, że trudno jest mnie zaskoczyć i sprawić żeby coś mi się bardzo podobało. Marie nie miała jednak z tym żadnych problemów, od samego początku widać ile pracy i wysiłku włożyła w pisanie. Świat przedstawiony przez nią jest pochłaniający, wszystko jest dopracowane i przemyślane, jakby realne, wymyśliła nie tylko historię ludzi, ale i całe otoczenie. Nazwy, zwyczaje, miejsca. Kawał dobrej roboty. Kolejnym plusem jest sama fabuła - bale, plotki, salonowe gierki, rewolta, niewolnictwo i w tym wszystkim wątek miłosny. Subtelnie nakreślony, prawie niezauważalny a jakże ważny dla całości utworu. Dylematy, pojedynek między tym co się powinno uczynić, a tym co się chce, żadna decyzja nie będzie dobra, bo kogoś się zdradzi. Rutkoski fenomenalnie opisała nie tylko bieg wydarzeń z niespodziewanymi zwrotami akcji, ale i burzę emocji występujących w książce.

Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji bohaterów, szczególnie samej Kerstel, która stała się moją ulubioną nastoletnią bohaterką. Silna, pewna siebie, z umiejętnością taktycznego kalkulowania, ale wewnątrz pełna rozterek, rozdarta między lojalnością a sercem. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta walka nie robi z niej głupiej pannicy, która irytuje swoim niezdecydowaniem a młodą kobietę z dylematami,które nie raz targają i nami. Polubiłam jej postać i w pełni rozumiałam z czym musi się zmagać. Brawa dla autorki za postacie z krwi i kości, są realni, wyraziści i pełnowymiarowi.

Pojedynek to książka, której się nie czyta a pochłania z zapartym tchem. Fabuła wciąga od pierwszych stron, intryguje i pochłania bez reszty i nawet gdy trzeba przerwać czytanie myślami jest się przy powieści zastanawiając nad kolejnym krokiem bohaterów, tym co się wydarzy za chwilę. Zżyłam się z bohaterami i wraz z nimi przeżywałam wszystkie wydarzenia, uczucia nimi targające. Bardzo mi się podobał fakt, że wątek romansowy nie jest wysunięty na pierwszy plan i chociaż znaczący został zgrabnie wpleciony w inne, a na pierwszy plan wysuwa się walka Herrańczyków o niepodległość. Z żalem czytałam ostatnie zdanie, tym bardziej, że zakończenie wzbudza jeszcze większy apetyty na sięgnięcie po kontynuacje. Nie mogę się doczekać gdy dobiorę się do Zbrodni.

Fascynujący początek trylogii, który zaskakuje i sprawia, że zapomina się o otoczeniu oraz upływającym czasie. Marie Rutkoski pokazała, że potrafi pisać i jednocześnie postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale coś mi mówi, że się nie zawiedziemy. Gorąco polecam!

*Marie Rutkoski, Pojedynek

Dział: Książki
niedziela, 27 grudzień 2015 09:27

Złoty garnek i inne opowiadania

Kiedy dowiedziałam się o istnieniu nowego wydania niniejszej książki, w mojej głowie na widok nazwiska autora otworzyła się szufladka. I to z trzaskiem.

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann żył w epoce romantyzmu, ale z powodzeniem można by go określić człowiekiem renesansu. Z wykształcenia prawnik, zajmował się także komponowaniem, rysowaniem, malowaniem, tworzeniem karykatur, był także muzycznym krytykiem. Określa się go mianem prekursora fantastyki grozy, który miał wpływ na takich twórców jak Edgar Allan Poe, Howard Phillips Lovecraft, Gustav Meyrink czy Stefan Grabiński. Ożeniony z Polką, miał z Polakami dobre stosunki i był zadeklarowanym przeciwnikiem rozbiorów.
Dużo podróżował, a to co widział w trakcie tych podróży, co go zachwyciło, bądź zauroczyło, znalazło potem odbicie w jego twórczości.
Opowiadania Hoffmanna czytałam na studiach i było to jedno z moich pierwszych spotkań z fantastyką grozy. Historie te, po części piękne, po części straszne, na długo zapadły mi w pamięć. Dlatego na sam widok nazwiska autora,  wróciły wspomnienia.

Niniejszy zbiór zawiera trzy utwory, dwa dłuższe i jeden krótszy. Gdyby się im bliżej przyjrzeć, można dostrzec wiele cech wspólnych, a także charakterystycznych dla samego autora. Bohaterowie tych historii kochają literaturę, muzykę i malarstwo. Czasami przewinie się tutaj jakiś kocur, a widok opisywanego Drezna jest dokładnie taki sam, jak widok, który autor miał ze swojego okna.
Historia zatytułowana Złoty garnek opowiada o perypetiach młodego studenta Anzelma, który przewracając ulicznej handlarce kosze z owocami, wpada w wir wydarzeń, które zmienią całe jego życie. Przyjmując posadę u tajemniczego archiwariusza Lindhorsta, nie tylko poznaje magiczną historię Atlantydy, ale też zakochuje się w jego najmłodszej córce. Aby jednak zdobyć ukochaną i być z nią na zawsze, młodzieniec będzie musiał pokonać podstępną wiedźmę i oprzeć się zakusom innej zakochanej w nim kobiety.
Opowiadanie Piaskun nawiązuje do legendarnego stwora, który sypał dzieciom w oczy piasek, by szybciej zasypiały. Dla głównego bohatera, na skutek tragicznej śmierci w rodzinie, postać z bajki zlewa się z tajemniczym współpracownikiem ojca, by na całe dorosłe życie bohatera stać się czymś w rodzaju jego Nemezis, straszliwej obsesji, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i bycie z ukochaną Klarą.
Ostatnie opowiadanie to właściwie refleksja autora na temat jednej z ulubionych oper pt. Don Juan oraz wpływu muzyki na życie człowieka.
Historie te mają ogromny urok, który widać z szczegółowości i naiwności opisów, barwności postaci oraz ich baśniowym pochodzeniu. Nie wszystko tutaj kończy się happy endem, są straty, których nie sposób odrobić i rzeczy, których odzyskać się nie da. Magia tych historii, mimo że tak stare, jest niepodważalna, a jedyną wadą wydania jest to, że opowiadań jest tylko trzy.

Zachwyca także samo wydanie książki, czyniąc ją jednocześnie idealnym prezentem dla każdego bibliofila czy miłośnika fantastyki. Oprawa jest twarda,  szyta, nie klejona, a papier jest śliski i błyszczący. Opowiadania są ilustrowane rysunkami, które zachwycają i pozwalają nie tylko lepiej wczuć się w klimat czytanej historii, ale też (zwłaszcza starszego czytelnika) skłaniają do chwili refleksji nad pięknem tego, o czym czytamy. Sama niejednokrotnie przerywałam lekturę, by się im dokładniej przyjrzeć. Dodatkowo, na marginesach umieszczono przypisy i tłumaczenia pojawiających się w tekście zwrotów, co znacznie ułatwia lekturę.

Złoty garnek i inne opowiadania były dla mnie podróżą sentymentalną do lektur z czasów studenckich, miło jest bowiem przypomnieć sobie teksty, które kiedyś zrobiły na mnie tak duże wrażenie. Komu mogłabym je polecić? Zdecydowanie wielbicielom klasyki z epoki burzy i naporu, jak zwano romantyzm. Warto sięgnąć do korzeni fantastyki i zobaczyć, od czego wszystko się zaczęło. Poznawanie początków i sięganie do źródeł zawsze jest fascynujące. Myślę jednak, że każdy, kto lubi historie z baśniowym klimatem, magicznym artefktami i szczyptą alchemii, także powinien się z nimi zapoznać.
Polecam!

Dział: Książki
piątek, 11 grudzień 2015 11:09

Chłopcy. Bangarang

Postanowiłam kupić motocykl. Pierwszego minichoppera podkradałam bratu mając lat naście, ale później - głównie ze względów logistycznych - nie zdecydowałam się zainwestować w dorosłą maszynę. Tkwiąc jednak ostatnio w świecie Chłopców (oraz innych książek, seriali i filmów, w których główną atrakcję stanowią skórzane kurtki i warkot silników), czuję nawrót pragnienia by rzucić to wszystko i oddać się Drodze. To żaden dowcip, rozważam to jak najbardziej na poważnie. Jeszcze zobaczycie, że krzyknę dziko BANGARANG! i zniknę za horyzontem. 

Okładki ćwiekowych tytułów zawsze prezentują się nieźle. Obwoluta „Chłopców. Bangarang" jest nieco mniej drapieżna niż poprzednia, ale za to zdecydowanie bardziej tajemnicza. Pan Proper (kot w krawacie) patrzy złowrogo, a Kruszyna – jak dla kontrastu – uśmiecha się przymilnie. W pakiecie graficznym znajduje się jeszcze drapieżny Stalówka i Dzwoneczek, która niestety pozostała blondynką. W tle drzewa wiją się mrocznie nagimi gałęziami, a pomiędzy nimi wloką się zombie. Niezła jazda, co nie?

To samo można by powiedzieć o fabule. Złożona z pięciu rozdziałów/opowiadań i epilogu książka (w moim wydaniu powiększona jeszcze o dodatkowy tekst, wcześniej sprzedawany jedynie drogą internetową, a później dostępny wraz ze wznowieniami serii – „Łaski bez") przywołuje historię Chłopców, którzy muszą odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Otóż, by nie sprowadzić Pana, Dzwoneczek zakazuje używania Proszku. Z czegoś jednak trzeba żyć, więc drogą niemal oficjalną i prawnie akceptowaną, wróżka załatwia kredyt, by otworzyć z Chłopcami lunapark – Drugą Nibylandię – i połączyć przyjemne z pożytecznym. Nie obejdzie się jednak bez mordobicia, nowych i starych waśni, intryg i tajemnic. Niektórzy dopiero teraz pokażą swoje drugie oblicze.

W tym przypadku opakowanie licuje z zawartością. Wciąż jest wulgarnie, ostro i na pełnym gazie, ale z drugiej strony znalazło się również miejsce dla tajemniczości, wspomnień i trudnej do określenia nostalgii. Chociaż bohaterowie więcej budują niż burzą, to trudno przegnać wrażenie, że coś się zmienia i to niekoniecznie na lepsze. Czułam, że rzeczywistość zaczyna osaczać Chłopców. Znaleźli się w potrzasku ze ścian dojrzałości, które nieustannie zbliżały się do siebie, gotowe ich zmiażdżyć. I chociaż w tej części niemal do finału więcej jest obrazoburczej zabawy, niż głębokich przemyśleń, to lektura nie oferuje katharsis. Wprost przeciwnie, wzbudza raczej poczucie winy, że była tak świetną zabawą, że umknęło gdzieś czytelnikowi jej drugie dno.

Bo wśród ryku silników, w opowieściach o zaliczonych panienkach i na pijackim widzie, kryje się coś więcej, niż tylko dosłowne potraktowanie motta Nibylandii, by nigdy nie dorastać. Konsekwencje takiego zachowania widać na pierwszy rzut oka – ktoś musi przyjąć dojrzałość na swoje barki. Tym kimś jest oczywiście Dzwoneczek, zawsze chętna do pomocy, byle chronić swoich Chłopców, ale co z jej Nibylandią? Co z jej niedorastaniem? Niestety, zdaje się, że nikt tego nie dostrzega.

Standardowo kolejne rozdziały noszą tytuły przywołujące czasy dzieciństwa – „Kto się przezywa...", „Koci łapki" itp. –, ale im dalej, tym wydaje się, że dotyczą bardziej dorosłego dzieciństwa. Od przedszkola do nastoletniego buntu. Dla mnie najciekawszym opowiadaniem okazała się historia Pana Propera – mroczna, plastyczna i wywołująca ten cudowny dreszcz napięcia i grozy; a przy tym zdecydowanie odmienna od dotychczas przeze mnie poznanych opowieści ze świata Chłopców.

W kwestii władania piórem i z technicznych spraw kreowania nastroju oraz wyrazistości bohaterów nie mam Ćwiekowi nic do zarzucenia. Jest tak, jak być powinno w dobrej literaturze rozrywkowej. Kilka nawiązań intertekstualnych do popkultury, nieskomplikowana narracja, którą może i trudno byłoby nazwać nowatorską czy odkrywczą, ale której bez problemu daje się przykleić etykietkę wciągającej z gatunku najlepszych blockbusterów. Oczywiście burzyć się będą przeciwnicy wulgaryzmów, ale powinni wiedzieć, że po prostu nie należą do targetu obranego przez autora. Tu ma być brutalnie i soczyście językowo. W innej formie „Chłopców" sobie po prostu nie wyobrażam.

„Bangarang" wciągnęło mnie jeszcze bardziej, niż pierwsza odsłona serii. Przez kolejne strony mknęłam niczym burza, właściwie nie śledząc upływu czasu. Bawiłam się przednio, zżyłam z bohaterami, a finał pozostawił mnie z wielkim, bolesnym znakiem zapytania. Cieszę się, że zamiast czekać na kolejną premierę, mogę po prostu chwycić kolejny tom przygód motocyklistów z Nibylandii. Co już zresztą uczyniłam i do czego Was również gorąco zachęcam, o ile nie zamierzacie się mazgaić.

Dział: Książki

W prawdzie wydawnictwo nie ustaliliło jeszcze ostatecznej daty premiery książki debiutującego autora Rafała Cuprjaka - "Po drugiej stronie", jednak na 99% będą to pierwsze dni grudnia.

Dział: Książki