Rezultaty wyszukiwania dla: Dobre Historie
Królik kontra Małpa i inwazja ludzi
Miasteczko Halloween
W świecie filmów, które z każdym rokiem zdają się zdobywać status kultowych, „Miasteczko Halloween” (oryginalnie „The Nightmare Before Christmas”) Tima Burtona to pozycja wyjątkowa. To film, który nie przestaje fascynować, pomimo upływu lat, a jego wyjątkowa estetyka i niepowtarzalny klimat sprawiają, że każdego roku, gdy tylko dni stają się krótsze i powietrze przesycone jesienią, powracamy do tej animowanej opowieści z ogromną przyjemnością.Tym razem jednak na rynku wydawniczym pojawiła się całkiem nowa propozycja. „Miasteczko Halloween”, które niedawno ukazało się nakładem wydawnictwa Egmont, to manga stworzona na podstawie słynnego filmu animowanego Tima Burtona i jest jego wierną, graficzną adaptacją.
Zarys fabuły
Już od pierwszych stron manga zabiera nas w podróż po mrocznym, ale niezwykle urzekającym świecie. Kartka po kartce poznajemy historię Jacka Skellingtona, króla Halloween, który odkrywa wejście do Miasteczka Bożego Narodzenia i postanawia zastąpić Świętego Mikołaja, nie do końca rozumiejąc sens i istotę świąt. Oczywiście nie może z tego wyniknąć nic dobrego, a jedyną osobą, która może uratować Świętego Mikołaja jest zakochana w Jacku ożywiona lalka o imieniu Sally.
Moja opinia i przemyślenia
„Miasteczko Halloween” jest arcydziełem animacji poklatkowej. Każda scena jest skomponowana z niesamowitą dbałością o detale, a ręcznie wykonane lalki i dekoracje tworzą efekt, który nawet po latach wydaje się innowacyjny. To film, który sprawia, że widzowie, niezależnie od wieku, mogą poczuć się jak dzieci, odkrywając magię kina na nowo. Dlatego nie łatwo było przenieść ten efekt na papier i stworzyć czarnobiałe komiksowe kadry, które spełniłyby oczekiwania czytelników. Czy Jun Asuce się to udało? Niestety nie do końca. Rysunki w mandze, mimo iż zachowują oryginaly klimat, to jednak w porównaniu do filmowych kadrów, sprawiają wrażenie niedopracowanych. Ta sama historia stała się bardziej płaska. W dużej mierze brakuje też genialnej muzyki Danny'ego Elfmana, której niestety nie sposób przenieść na papier. Czy warto więc w ogóle sięgać po mangę? Jak najbardziej! Mimo że nie jest tak świetna, jak animacja, to jednak wciąż opowiada tą samą, ciekawą historię, którą z przyjemność odświeżyłam sobie w wolnej chwili, nie angażując się na dłuży czas, jaki musiałabym poświęcić na siedzenie przed ekranem.
Podsumowanie
„Miasteczko Halloween” to historia, która nie tylko z powodzeniem łączy w sobie elementy horroru, fantastyki i romansu, ale także stanowi dzieło sztuki, które przekracza granice gatunkowe i pokoleniowe. To klasyk, który zasługuje na miano ponadczasowego i który, jestem przekonany, będzie bawił i inspirował widzów jeszcze przez wiele lat. Dlatego uważam, że zasłużenie doczekał się kolejnych adaptacji, również w formie mangowej.
FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023
FANTASTYCZNY FESTIWAL WYOBRAŹNI STARFEST 2023
LUBLIN, 20-22 października 2023 r.
Organizatorzy:
Fundacja Po Innej Stronie Mocy i Targi Lublin S.A.
Wielki powrót Asteriksa i Obeliksa w nowej przygodzie!
Jest rok 1959 n.e. Scenarzysta René Goscinny i rysownik Albert Uderzo są pod ogromną presją. Muszą stworzyć oryginalną serię komiksów czerpiących z kultury francuskiej do pierwszego numeru magazynu „Pilote”, który ma się ukazać kilka tygodni później. W mieszkaniu Alberta Uderzo dwaj autorzy łamią sobie głowy podczas sesji „burzy mózgów”, teraz już historycznej:
Kaczogród. Papuga z Singapuru
„Kaczogród. Papuga z Singapuru i inne historie z lat 1945–1946” to nie tylko kolejny tom w serii klasycznych komiksów Carla Barksa, ale też prawdziwy skarb dla każdego fana klasycznych historii Disney’a. Komiksy, choć oryginalnie publikowane prawie 80 lat temu, pozostają pełne życia, przedstawiają porywające, pełne humoru przygody i nadal cieszą czytelników w każdym wieku. Kolekcja, która ukazuje się nakładem wydawnictwa Egmont, jest dowodem na niezwykłą uniwersalność i ponadczasowość dzieł Barksa, które, choć wydane tak dawno temu, nadal nie tracą na aktualności.
Co znajdziemy w komiksie?
W tym tomie, oprócz przygód Donalda i jego siostrzeńców, swoje role odgrywa również wiele zwierząt - od tytułowej papugi, przez mądrego psa, młodą foczkę, aż po indyka na Święto Dziękczynienia. Każde z tych stworzeń przynosi nowe wyzwania dla bohaterów, zarówno takie pełne humoru, jak i całkiem pouczające. Wątek zwierzęcy jest oryginalny i dodaje świeżości do znanych nam przygód Kaczorów. Co więcej, Barks potrafi zręcznie żonglować różnymi gatunkami , dzięki czemu w jego komiksach pojawia się wiele przygód, akcji, dobrego humoru, ale nie brakuje również życiowych mądrości.
Album został również wspaniale wydany (jak zresztą cała seria). Ma twardą oprawę, kolorowe ilustracje, a wydrukowany został na doskonałej jakości papierze. Takie wydanie aż się prosi o postawienie w domowej biblioteczce na honorowym miejscu. Szczególnie że to także kopalnia wspomnień z dzieciństwa i pełna sentymentów podróż do przeszłości.
Moja opinia i przemyślenia
Najnowszy Kaczogród oferuje wiele różnych historii, zróżnicowanych pod względem długości i tematyki, co sprawia, że czytelnik nigdy się nie nudzi. Opowieści oczywiście oprawione są w znakomite ilustracje i świetne wydanie, z twardą oprawą i dodatkami. Kaczogród to miejsce, w którym znaleźć można znaleźć zarówno akcję, fantastykę, jak i humor, a przede wszystkim przesłanie, które jest wartościowe zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci.
Ważnym elementem komiksu jest też nostalgiczny urok Kaczogrodu. Dla wielu czytelników, komiksy Barksa są częścią dzieciństwa, często w ogóle pierwszym kontaktem z komiksami. Powrót do nich po tylu latach może wywołać wiele sentymentalnych wspomnień, ale jednocześnie przyjemnie jest odkrywać je na nowo, na zupełnie innym poziomie i z odmiennym spojrzeniem na świat.
Na zakończenie
„Kaczogród. Papuga z Singapuru i inne historie z lat 1945–1946” to nie tylko kolejny tom serii, ale prawdziwy hołd dla twórczości Carla Barksa. To album, który można polecić zarówno dorosłym, jak i dzieciom, zarówno z powodu nostalgii, jak i po prostu po ty, by cieszyć się z czytania znakomitych komiksów. To świetna propozycja dla każdego, kto ceni sobie dobrą zabawę, interesujące postacie i doskonałe ilustracje. Bez wątpienia jest to obecnie jedna z lepszych propozycji dostępnych na polskim rynku.
Kaczogród. W krainie kangurów i inne historie z lat 1946–1947
„Kaczogród” to kolekcja uwielbianych klasycznych komiksów, napisanych i narysowanych przez Carla Barksa w latach 1943–1972. Komiksy są prezentowane w kolejności chronologicznej.
Barks, znany jako „twórca Kaczogrodu”, wymyślił wiele ikonicznych historii, które do dziś są uwielbiane przez rzesze fanów. Nie sposób nie docenić ogromnego wpływu, jaki twórca miał na kreowanie się świata komiksu i jego późniejszych trendów. W okresie 1946–1947, Barks kontynuował swoje pionierskie dzieło, rozwijając postać Kaczora Donalda i wprowadzając do niego nowe elementy fabularne. Jego umiejętność tworzenia ciekawych historii, łączących humor, przygodę i emocje, jest niepodważalna.
Zarys fabuły
Gdy Donald i siostrzeńcy mieszkali w Burbank w Kalifornii, a nie w Kaczogrodzie, i zanim zaczęli zwiedzać świat ze swoim wujkiem Sknerusem, też odbywali niezwykłe egzotyczne podróże. W tytułowej opowieści z niniejszego tomu płyną do Australii, gdzie ledwie uchodzą z życiem po spotkaniu z Aborygenami. W zbiorze znalazły się jeszcze trzy dłuższe, ponad dwudziestostronicowe, opowieści i wszystkie koncentrują się na bliższych lub dalszych podróżach. W komiksie „Maharadża Donald” kaczory płyną na Półwysep Indyjski, a tam Donald przez przypadek zostaje władcą, choć nie na długo. „W krainie wulkanów” to z kolei opowieść o przymusowej wyprawie do fikcyjnego kraju w Ameryce Środkowej. W „Duchu z jaskini” nasi bohaterowie zajmują się połowem wodorostów na Karaibach, gdzie czeka ich zaskakujące i niesamowite spotkanie z historią. To oczywiście jedynie niewielka część przygód, które przeżywają kaczory w tym tomie.
Moja opinia i przemyślenia
To, co sprawia, że komiksy Carla Barksa są tak wyjątkowe, to nie tylko doskonały storytelling, ale również talent artysty do tworzenia interesujących postaci. Oprócz Kaczora Donalda, czytelnicy poznają również niezapomnianych bohaterów, takich jak Hyzio, Dyzio i Zyzio, czy też Daisy. Rysunki Barksa są pełne detali, dynamiki i ekspresji. Jego umiejętności przedstawiania komizmu wizualnego i płynność narracji sprawiają, że czytanie wykreowanych przez niego historii jest prawdziwą przyjemnością.
Wszystko to sprawia, że komiksy Carla Barksa z lat 1946-1947 o Kaczorze Donaldzie są absolutną koniecznością dla fanów wczesnych produkcji Disney’a. Ich wyjątkowa jakość, inteligentny humor i wciągająca fabuła czynią je klasykami, które, mimo upływu lat, nadal cieszą czytelników. Stanowią prawdziwą gratkę dla każdego miłośnika komiksu i niezaprzeczalny wkład w historię tego medium. Są też dobrym pomysłem, na zachęcenie do lektury starsze dzieci i młodszą młodzież.
Podsumowanie
Myślę, że komiksy z Kaczorem Donaldem w roli głównej są ponadczasowe i sięgać będą po nie kolejne pokolenia. To inteligentnie napisane, świetnie narysowane i pełne dobrego humoru zwariowane przygody, które pomogą się odprężyć, wciągając czytelnika to zupełnie innego, pełnego barw świata wyobraźni.
Pieśń Pustyni
Niezwykle trudno jest zamknąć zachwyt nad lekturą w prostych słowach. Podczas pisania wydaje się, że żadne porównania, peany czy użyte stwierdzenia nie oddadzą wspaniałości powieści oraz wyobraźni i intelektu autora. Pieśń pustyni to lektura, którą pochłonęłam niemal naraz, zachwycając się każdą kolejną stroną. Nowatorska, wspaniała i dopracowana. Panie Grzegorzu, ja chce więcej!
Zirra jest Pustynną, która widzi więcej. Przemierza morze nieskończonego piasku ab odnaleźć białopył, który jest haraczem jej wioski Kazaru dla Dominium. Kobieta kocha jedynie swoją młodszą siostrę, więc gdy ta zostaje porwana przez kult Wszechśmierci, Zirra bez zastanowienia rusza w pościg. Jej pomocnikiem staje się kapitan Karamis, któremu, w normalnych okolicznościach, kobieta nigdy by nie zaufała, jednak poszukiwany listem gończym człowiek staje się jej towarzyszem w podróży przez pustynię. Oprócz tej dwójki, na scenie pojawia się również młoda dyplomatka Astrtis oraz porucznik Stauros, którzy również mają swój cel, i chcą go osiągnąć za wszelką cenę.
Akcja, akcja i akcja
Cóż to była za emocjonująca przygoda. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Grzegorza Wielgosia, ale bez zastanowienia sięgnę po jego poprzednie powieści (i będę z niecierpliwością oczekiwań kolejnych tomów serii Ostrz Erkal, która rozpoczyna Pieśń Pustyni). Jeżeli uważacie, że wiecie wszystko o fantastyce, bo czytaliście książki, które zaliczają się do tzw. kanonu, to ta historia zmieni Wasz tok myślenia. Wielgoś stworzył naprawdę dobrą, żeby nie powiedzieć fenomenalną historię, pełną intryg, przygód, przeszkód, wątków, bohaterów i akcji. Ta rozpoczyna się już na pierwszych stronach, na których poznajemy Zirrę, a im dalej w książkę, tym jest coraz lepiej i odważniej. Autor nie pozwala się nudzić swoim czytelnikom, cały czas utrzymując wysoki poziom i napięcie, bo w każdej chwili bohaterów może spotkać coś, co odmieni ich losy.
Bezkres pustyni i świat przedstawiony
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że pustynia oraz tamtejsze kultury, religie czy wierzenia stały się idealnym miejscem do osadzania akcji powieści fantasy, a upalny klimat nie ułatwia życia bohaterom. Niestety przez to, że autorzy czerpią z tego obszaru pełnymi garściami, stał się on nudny i przereklamowany. Wielgoś udowadnia, że nie! Pustynia to miejsce rozległe, bezkresne, trudne do przeżycia; gdzie w dzień żar leje się z nieba, piach przenika przez każdą szczelinę, wkrada się do buzi, oczu, nosa. Dodatkowo autor uczynił ją miejscem jeszcze bardziej niebezpiecznym. Można na niej spotkać tych, którzy zginęli i wstąpiły w ich ciała pustynne demony. Na uwagę zasługuje cały świat przedstawiony. Dominium to niezwykle fascynujące miejsce, którego jeszcze do końca nie poznałam.
Słów kilka o bohaterach
Wspomniałam już o akcji, miejscu, w którym cała fabuła się rozgrywa, i wspomnę jeszcze o bohaterach. Każda z postaci, która pojawia się na kartach tej książki, została wykreowana z wielką starannością, dokładnością. Nie znajdziecie tutaj bohaterów nudnych i bezbarwnych. Każdy, kto nawet na chwilę pojawia się na scenie, przykuwa naszą uwagę. Nasza główna czwórka, której losy zazębiają się w niesamowity sposób, jest ciekawa, intrygująca i prawdziwa. Bohaterowie mają swoje wady, ale i zalety. Czasami podejmują lekkomyślne decyzje, dźwigają za sobą bagaż doświadczeń. Czasami nie zgadzałam się z decyzjami, jakie podejmują, ale kibicowałam im w ich misjach.
Na zakończenie
Pieśń pustyni to niezwykle intrygująca książka, która zachwyciła mnie od pierwszej, do ostatniej strony. Cudownie wykreowani bohaterowie, dbałość o wszystkie szczegóły i intryga, która wciąga. Trudno się oderwać od tej historii, bo trzyma nas w sidłach od pierwszej do ostatniej strony. Czekam na kolejne części z rosnącą niecierpliwością. Jeżeli jesteście znudzeni fantastyką i uważacie, że nie znajdziecie już nic nowego i świeżego, to sięgnijcie po Pieśń pustyni. Znajdziecie w niej wiele nowatorskości, ale wszystko otoczone tym znanym nam klimatem dobrego fantasy.
Z ogniem we krwi
Trafiam na różne książki - dobre, trochę gorsze wybitne, złe i obojętne. Chociaż staram się dobierać lektury podług moich zainteresowań i te nieprawidłowe wybory zdarzają się już coraz rzadziej, to czasami pewniak bardzo mnie zawiedzie. Jednak najbardziej bolą mnie książki, które mają ogromnie zmarnowany potencjał; gdzie autor lub autorka pisali, co im ślina na język przyniesie, bez pogłębionej refleksji czy też zastanowienia nad wydarzeniami, czy bohaterami, którzy pojawiają się na tej literackiej scenie. W jeden wieczór przeczytałam „Z ogniem we krwi”, ale to dlatego, że irytowała mnie ta lektura i niestety, nie znalazłam w niej nic dobrego. Co więcej, to książka, która zalicza się do tej ostatniej kategorii - powieści z ogromnym, ale zmarnowanym potencjałem.
Lilly opuszcza Stany Zjednoczone, aby wraz z ojcem przenieść się do włoskiego, małego miasteczka Castello, gdzie Jack zająć się ma zainstalowaniem sieci WiFi i reorganizacją systemu elektryczności. Mała mieścina wydaje się odcięta od świata, a stare mury widziały niejedno. Lilly już pierwszego dnia w szkole jest zszokowana zachowaniem uczniów, a także dziwną kontrolą. Nowi znajomi dziewczyny są strasznie tajemniczy. Lilly jest atrakcją w Castello, nową, a w związku z tym, nie wie wszystkiego i nie zna historii tego miasta. Jakie tajemnice skrywają mury? Kim jest tajemniczy Generał, który pogodził dwa olbrzymie rody Marconich i Paradisów, którzy od stuleci walczyli o władzę nad miastem?
„Z ogniem we krwi” zaczęło się dość ciekawie i po kilku stronach wciągnęłam się w lekturę. Niestety, już po pewnym krótkim czasie zaczęłam odczuwać lekką irytację, która nasilała się z każdą kolejną sceną, którą obserwowałam. Zacznijmy może od wielkiego, ogromnego wręcz chaosu, nad którym autorka nie umiała zapanować. Castello już od pierwszych chwil wydaje się naszej bohaterce dziwne i tajemnicze. Gdy przybywa na lekcje i uczestniczy w kontroli, nikt nie chce jej wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi, kim są Święci i dlaczego mieszkańcy się ich pozbyli. Zdobywa skrawki informacji od swoich nowych kolegów i koleżanek, ale nikt nigdy nie przedstawił tej historii od początku do końca. Ja sama musiałam złożyć to sobie w całość, a i tak pojawiło się wiele luk i niepodpowiedzeń, których autorka nie uzupełniła, a na pewno pomógłby zrozumieć całą tę magię miasta. Dodam, że ten chaos niesamowicie potęguje to, że autorka porzuca pomysły czy bohaterów – zapomina o nich albo ich uśmierca, zmienia ich zachowania bez racjonalnego wytłumaczenia – bez żadnych, konkretnych powodów. Ot, taki zabieg pasował jej do fabuły i bach, mamy zmianę, która nie pasuje do akcji, jaka się toczy na kartach tej powieści.
Kolejnym wielkim minusem jest kreacja bohaterów. Chociaż narracja została poprowadzona w pierwszej osobie, to o Lilly nie mogę powiedzieć nic szczególnego. Zachowywała się dziwnie, jej wypowiedzi były sztuczne i nienaturalne, a dodatkowo została typową bohaterką młodzieżowego fantasty, która w przeciągu kilku dni opanowuje moce. Ba, ona odkrywa, że jest Świętą, po czym wchodzi do umysłu innego bohatera, bez żadnych ćwiczeń i grzebie w nim tam jak ludzie w koszach na wielkich promocjach w dyskontach. Było to niesmaczne (ze względu na poszanowanie czyjegoś zdania, ale nasza bohaterka nie liczy się z nikim) i dziwne. Można by to było wytłumaczyć, gdyby w Castello żyli inni Święci, którzy jakoś wtajemniczyliby bohaterkę w posiadaną przez nią moc, ale nie, wszyscy zginęli dwadzieścia lat temu na stosach. Pozostali bohaterowie również są płascy, tuzinkowi, nudni i momentami dziwni. Nie wyróżniają się niczym. Oprócz Lilly istotną rolę odgrywają Lizzy, Christian, Alex i Niko, a także Veronica Marconi. Gdzieś w tle majaczy Generał oraz ojciec dziewczyny, a także kilka innych postaci, które rzadko się odzywają.
Nie mogę nie wspomnieć o wątku miłosnym. Lill czuje coś do Lizzy, a Alex do Christiana. I wydaje się, że coś między nimi jest. Jednak gdy Lily staje się Świętą, to ciągnie ją coś do Christiana i to coś więcej niż przyjaźń. Dodać muszę że na scenie pojawia się Niko, którego do naszej heroiny przyciąga coś niezwykłego. Nawet to rozrysowałam. Bardziej szamotać się nie dało. Nie wiem kogo Lilly lubi, kogo darzy większymi uczuciami. SPOILER Po śmierci Lizzy, która ginie z rąk Generała, a którą Lilly niby kochała i nawet się z nią całowała, niemal dzień później wchodzi w romantyczną relację z Christianem.KONIEC SPOILERA.
Spodziewałam się, że pamiętniki matki Lilly, która popełniła samobójstwo, a które trzymał ojciec dziewczyny, wniosą coś więcej. Jednak nasza bohaterka, zamiast wykraść je, to wybiega sobie z domu, podejmuje głupie decyzje i zachowuje się, jakby postradała rozum. W jej ruchach brak logiczności i takiego rozsądnego postępowania. Postać ojca pojawia się i znika. Autorka chciała pokazać, jaką to tragiczną przeszłość ma Lilly, a zabijając jej matkę, musiała pozostawić przy życiu ojca. Jednak ten już po przybyciu do Castello staje się zbędny. Nie ma go w domu prawie wcale. Oczywiście, jest scena konfrontacji, jednak pozbawiona polotu i adrenaliny.
„Z ogniem we krwi” to książka, która miała naprawdę ciekaw potencjał. Tajemnicze miasto z mocą, ludzie, którzy mogą zrobić więcej... Jednak autorka zdecydowała się na chaos i zagrania, które skreślają książkę z listy tych dobrych. Mam wręcz wrażenie, że zabrakło tutaj dobrego redaktora, który wytknąłby ten brak logiczności. I rozumiem to, że jestem już poza targetem. Wiek nastoletni zakończyłam już dawno, ale nadal lubię takie historie. I chcę się przy nich dobrze bawić. I wiele powieści mi się podobało i nie znalazłam w nich nic, co by mnie zirytowało. Jednak w powieści Kat Delacorte zabrakło głębi i większych emocji. Nie ma tutaj budowania tajemnicy, kreacji skomplikowanych bohaterów, a główny antagonista jest nudny i mdły jak przysłowiowe flaki z olejem. Nie czuć od niego charyzmy, która porwała mieszkańców Castello. Młodsi czytelnicy, którzy rozpoczynają swoją przygodę z młodzieżową fantastyką, będą się dobrze bawić przy tej historii. Jednak ja na pewno nie zdecyduje się na sięgnięcie po kolejne tomy, a samą historię postaram się jak najszybciej wymazać z pamięci.
Zapowiedź: Zrodzeni z legendy
Niektóre legendy trwają wiecznie
Młoda dziewczyna pogrążona w żałobie. Atak drapieżnego demona. Tajne stowarzyszenie sięgające czasów średniowiecza. Jakie tajemnice skrywają „Zrodzeni z legendy”? Już 22 lutego w księgarniach pierwszy tom cyklu autorstwa Tracy Deonn - nowoczesnego retellingu legendy o królu Arturze.
Księżniczka na zawsze
To już koniec. Ten tom jest ostatnim z serii Kronik Rosewood, czas na większe podsumowanie całości.
Zaskoczyła mnie ta seria. Spodziewałam się bajkowej opowieści o zamianie ról między zwykłą dziewczyną, a księżniczką. I faktycznie na początku tak jest. Jednak z czasem ta gra, zamiast być jedynie przykrywką i dawać Ellie możliwość normalnego życia, staje się niebezpiecznym zajęciem. Zdecydowanie ponad miary i siły nastolatków, ale o tym już wielokrotnie wspominałam. Co prawda w ostatnim tomie bohaterowie mają po osiemnaście lat, ale nadal są bardzo młodzi, a przeżyte przez nich przygody powinny odcisnąć większy ślad na ich psychice. Jednak nie tylko o niebezpieczeństwach są te książki. One są przede wszystkim o przyjaźni, o jej jasnych i ciemnych stronach, o budzących się uczuciach, odpowiedzialności za siebie i innych, nawet za cały kraj. Aż wreszcie o zwykłych, nastoletnich problemach, bo i tego tu nie brakuje. Za to pokochacie tę serię i wybaczycie kilka potknięć.
W tym tomie dużo rzeczy staje się zupełnie inne, ze względu na to, co zdarzyło się na końcu cześci czwartej. Przyjaźń się rozluźnia, Ellie i Lottie już nie są sobie bliskie, a Jamie w ogóle staje z boku. To musi się kończyć wieloma zwrotami akcji i emocjonującymi momentami. Szybko się czyta tę część, właśnie ze względu na to skomplikowanie fabuły. I jednocześnie chce się poznać koniec, najlepiej szczęśliwy, wszak to miała być bajka o księżniczkach, a z drugiej strony bardzo nie chce się skończyć czytania, bo to takie dobre. A jak się ma w perspektywie, że więcej nie ma, ta chęć do delektowania się czytaniem jest jeszcze większa. Ale przecież zawsze można zacząć od nowa, prawda?
Z minusów moja córka wskazuje na brak opisu innych osób z Lewiatana poza przywódcą. Ten wątek bardzo ją zaciekawił i chętnie poznałaby motywy i historie kilku innych osób. Mnie tego nie brakowało, mogłabym o tym przeczytać jednak w jakimś dodatkowym opowiadaniu.
Najbardziej przypadł nam do gustu koniec tego tomu, gdzie są opowiedziane losy prawie wszystkich bohaterów występujących na kartach powieści na długo po tym, jak kończymy przygodę główną. Przez te pięć tomów zżyłyśmy się obie z pewnymi postaciami i bardzo miło było się dowiedzieć, co się z nimi dzieje.
Polecamy całą serię. Jednak lojalnie uprzedzam, seria nie jest taka, jaka zdaje się na pierwszy rzut oka. Ma w sobie sporą dawkę przemocy, miłości homoseksualnej, choć w bardzo delikatnej formie i innych trudnych tematów. Jeśli nie boicie się pytań, a chcecie podarować nastolatce podróż w piękny świat – ta seria idealnie się do tego nadaje. Dla nich będzie to wspaniała książka. Dorosły widzi parę rzeczy, które nie do końca mu się podobają, ale to wspaniały początek do rozmowy. Tak, czy inaczej, seria przyniesie wiele radości.