Rezultaty wyszukiwania dla: 2
Kompendium i Atlas Świata Dysku
Niewidoczny Uniwersytet z dumą prezentuje najpełniejszą z istniejących dotąd mapę i przewodnik po świecie Dysku.
To niezwykłe dzieło wykorzystuje ciężko zdobytą wiedzę licznych wybitnych i nieuchronnie martwych odkrywców. Na szczegółowych planach naszego świata czytelnik może znaleźć legendarne ziemie Wysp Sośniczych, prześledzić bieg Knecku, który w równej obfitości roznosi na oba brzegi żyzny ił i konflikty graniczne, czy kontemplować ogromne pustynie Klatchu i Howondalandu - kształcący przykład zagrożeń braku dozoru nad pasącymi się kozami.
Wyprawa. Żelazny Kruk
Było coś niesamowitego w tym miejscu i w tym człowieku. To „coś” sprawiało, że sprawy przestawały wydawać się tak bardzo oczywiste, jak do tej pory, stawało się jasne, że tę czy inną kwestię należy koniecznie przemyśleć. Jednocześnie chłopiec czuł, że to, co człowiekowi wydaje się niezwykle skomplikowane, przed obliczem Hemgara staje się proste.
Zacznę może od tego, że Żelazny Kruk jest powieścią umieszczoną w jakimś świecie fantasy nie do końca opisanym i rozmieszczonym w czasie, jednak przedstawionym w taki sposób, że wciąga czytelnika od pierwszych stron. Można by pomyśleć, że fabuła ma miejsca w jakieś alternatywnej wersji naszego średniowiecza. Zachowany jest podobny klimat, wyznawane wartości oraz zwyczaje. Aczkolwiek religia i poglądy są kompletnie inne.
Głównym bohaterem jest czternastoletni chłopiec, który cudem przeżył napaść na swoje rodzinne strony przez owianego legendą Żelaznego Kruka. Po stracie rodziców, chce się zemścić na oprawcy swojej rodziny i wioski. Po zapewnieniu opieki swojej młodszej siostrze, wyrusza w podróż, pełną przygód, nowych przyjaźni, niebezpieczeństw, ale również chwil beztroskich, takich, które pomagają mu powoli pogodzić się ze stratą. Jednak nigdy nie traci z oczu swojego celu – zemsty i wymierzenia sprawiedliwości.
Czytając Żelaznego Kruka miałam wrażenie, że wszyscy spotkani przez „Evanta” bohaterowie, mają wobec niego jak najlepsze intencje, ostatecznie, nawet Ci, którzy próbowali go oszukać mu pomagali. I o ile przez pierwsze kilkadziesiąt stron może się to podobać, to później zaczyna się robić po prostu nudne. Wygląda to trochę tak, jakby autor chciał wynagrodzić głównemu bohaterowi utratę rodziców, przez nie utrudnianie mu za bardzo jego wędrówki. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach będzie to wyglądało troszeczkę inaczej.
Książka posiada ciekawą fabułą. Widać, że jest napisana z pomysłem i przemyślana, ale... No właśnie. Musiało być (niestety) jakieś ale. O ile pan Rafał Dębski ma pomysł na to, jak chce poprowadzić głównego bohatera przez jego ścieżkę, o tyle jego styl pisania pozostawia, przynajmniej jak dla mnie, wiele do życzenia. Żelazny Kruk jest książką kierowaną do młodzieży, a jednak czyta się ją dość ciężko, za ciężko jak na młodzieżowe klimaty. Niestety, nie dałam rady jej przeczytać przy jednym podejściu (choć, chciałam), bo najnormalniej w świecie zaczynała mnie boleć głowa. Choć akurat to, może być winą również tego, jaką czcionką książka została wydana. Ponadto czytając odnosiłam dziwne uczucie „poklatkowania” niektórych rzeczy, nie wszystkie sceny do końca wynikały z poprzednich, a książka mimo, że akcja działa się dość szybko, to momentami niemiłosiernie się dłużyła.
Ponadto czytając odnosiłam wrażenie, że niektóre dialogi były wprowadzone tak jakby na siłę. Żeby popchnąć fabułę dalej, że to co autor sobie zaplanował musiało się zdarzyć w tym momencie. Przykładem takiego dialogu jest choćby rozmowa Evaha z Grzywą w Salmarze. Bo, o ile była ona ważna dla późniejszej fabuły, o tyle jej przebieg był dla mnie dość sztuczny.
Choć książka nie do końca powaliła mnie na kolana, to na pewno sięgnę po kolejne dwie części, kiedy pojawią się już na sklepowych półkach. Może nie będę ich oczekiwać ze zniecierpliwieniem, ale na pewno będę sprawdzać kiedy będzie można się spodziewać kolejnego tomu. Mimo pewnych niedociągnięć i minusów, które rzuciły mi się w oczy książka jest wciągająca i myślę, że ucieszy każdego fana fantastyki. Ponadto, jest skończona w takim miejscu, że czytelnik mimo wszystko, chce przekonać się, co dalej z głównym bohaterem – czy uda mu się osiągnąć założony cel i wrócić szczęśliwie do pozostawionej siostry?
Najpierw mnie pocałuj
Leila od zawsze żyła gdzieś na granicy towarzyskiej, ale miała przecież matkę; jednak gdy kobieta po długiej chorobie umiera, bohaterka musi stanąć na nogi o własnych siłach. Pomaga jej w tym specyficzne forum -Czerwona Pigułka- gdzie użytkownicy mogą swobodnie porozmawiać na wszelkie nurtujące ich tematy. Tam poznaje Adriana, założyciela, a potem... Tess. Kobietę, która chciałaby się "wymeldować", lecz nie chce tym samym sprawiać przykrości najbliższym. Leila dostaje więc zadanie- ma wcielić się w wirtualne życie dopiero co poznanej kobiety na tyle dobrze, by nikt nie odkrył, iż z Tess dzieje się coś złego. Czy Leila, nie nawykła do innych ludzi, poradzi sobie z zadaniem... ?
Gdybym trafiła na tę pozycję w bibliotece, zapewne odrzuciłabym ją po jednym spojrzeniu na okładkę. Front kojarzy mi się ze screenem z jakiejś gry, nie jest zbyt przyciągający. Wiem, wiem- okładka nie musi być piękna, żeby treść wciągnęła w fabułę. Nierzadko zdarza się przecież, że piękne fronty kryją w sobie dość marną historię. W tym przypadku nie mogę powiedzieć, że tak było. Mam bowiem mieszane uczucia co do Najpierw mnie pocałuj.
Na świat patrzymy oczami Leili, poniekąd samotnicy z wyboru. Jej codzienność stanowiła opieka nad chorą matką oraz przesiadywanie przy komputerze. Po śmierci rodzicielki niewiele się zmieniło- dziewczyna musiała znaleźć pracę, lecz i ona wiązała się z pracą przed elektronicznym pudełkiem. Zero bliskich przyjaciół, zero kontaktów z kimkolwiek "w realu". Tylko ona i komputer. Dlatego tak łatwo wciągnęła się w Czerwoną Pigułkę, forum, gdzie użytkownicy mogli snuć przeróżne refleksje do woli. Pewnie i dlatego tak łatwo przystała na propozycję Adriana, moderatora oraz założyciela, który był dla niej swoistym idolem.
Czytając, ciągle miałam wrażenie, że Leilato przez brak własnego życia prywatnego tak łatwo wcieliła się w Tess. Co więcej, bohaterka w swych działaniach jest niezwykle metodyczna, ani razu nie wahając się nad moralnością przydzielonego jej zadania. Po prostu zbierała informacje od kobiety po drugiej stronie szklanego ekranu, a gdy przyszedł czas, wykorzystywała je. Wiedziała, co i w jaki sposób napisać do konkretnej osoby, jak stworzyć całą otoczkę realności wokół "projektu". Czy to jednak tak do końca źle o niej świadczy... ? Nie była mózgiem całej tej operacji "wymeldowania się", a jedynie pionkiem w chorej grze Adriana- bo jeżeli jemu dałaś znak, że chcesz się zabić, nie było już odwrotu.
Moim zdaniem nie jest to tak do końca thriller psychologiczny; nie ma tego charakterystycznego uczucia napięcia pod tytułem "co dalej zrobi bohaterka?". Podczas lektury raczej czułam się tak, jakbym czytała pamiętnik Leili lub brała udział w swoistym procesie wydostawania się dziewczyny z jej skorupy. Tak, jakby wcielenie się w inną, bardziej rozrywkową kobietę, w jakiś tajemniczy sposób wpłynęło na zamkniętą w sobie Leilę. Jakby łatwiej jej było być kimś innym, niż nią samą.
Mam wrażenie, że cała "nagabująca" działalność Adriana jest troszeczkę mało rozwinięta, wręcz odsunięta na boczny tor. A przecież to od niego wszystko się zaczęło i chętnie poczytałabym coś więcej na ten temat. Czytelnik nie ma szansy wczuć się w pełni w sytuację- ani z perspektywy osoby, która ponoć marzy o śmierci, ani tym bardziej z wcielającego się. Leila działa niczym zaprogramowany robot, a emocje związane z -bądź co bądź- bardzo poważną decyzją, są nikłe. Ot, dzień jak co dzień. Tak jakby główna bohaterka cały czas wcielała się w osobę pragnącą popełnić samobójstwo, a jedyny stres wiązał się z mailem od osoby, o której "wymeldowująca się" kompanka nigdy nie wspomniała.
Stąd też moje mieszane uczucia co do książki Najpierw mnie pocałuj. Jeżeli sami chcecie się przekonać, jak to jest z "robotyzmem" Leili, zachęcam do lektury.
Kłamstwo doskonałe
Pozory mogą mylić – o prawdziwości tego przysłowia mogliśmy się już wielokrotnie przekonać. Nie chcemy widzieć zła w ludziach, nie chcemy od razu podejrzewać wszystkich o niecne zamiary, dlatego też tak łatwo nas zwieść omamić, oszukać. Często też nasz mózg wybiera drogę na skróty, doszukując się w wydarzeniach znanych schematów czy też w ludziach – podstawowych typów osobowości. Są jednak tacy, którzy doskonale znają te prawidłowości, którzy wiedzą, jaką maskę włożyć, by wzbudzić zaufanie, doskonale wiedzą, jak się zachować, aby otrzymać od innych to, na czym im zależy.
Jeśli chodzi o przywdziewanie maski i pozory, to Chris Brennan zasłużył na tytuł mistrza. Udało mu się zmylić wszystkich – dyrekcję, nauczycieli, uczniów, a także ich rodziców. Ubiegając się o pracę nauczyciela w szkole średniej w Central Valley skłamał na każdy możliwy temat, żadna z informacji w jego dokumentach aplikacyjnych nawet nie zbliżyła się do prawdy. Starania o posadę wykładowcy wiedzy o społeczeństwie, a także o prowadzenie zajęć z ekonomii oraz o stanowisko asystenta trenera szkolnej drużyny baseballowej, kończą się sukcesem. Wydawać by się mogło, że szkoła w Central Valley zdobyła prawdziwy skarb – wykładowcę zaangażowanego, kochającego młodzież, atrakcyjnego dla kobiet, który nie tylko chce osiąść w miasteczku, ale i założyć tu rodzinę. Co jednak taki mężczyzna robi na końcu świata? Dlaczego ten przebojowy kawaler pragnie zatrzymać się właśnie w miejscu, które nie daje mu szans rozwoju, które przypomina przysłowiowy koniec świata?
Chris Brennan już pierwszego dnia dokładnie analizuje listy uczniów, biorąc na cel trzech młodych chłopców – Evana Kostisa, Jordana Larkina i Michaela „Raza” Sematova. Ten pierwszy jest dość popularny wśród kolegów, pochodzi z zamożnego domu, jego ojciec zaś pracuje jako lekarz. Jordan mieszka tylko z matką, która z trudem utrzymuje dom, chłopak robi zatem wszystko, by otrzymać stypendium sportowe. Michael natomiast jest dzieckiem dobrym i utalentowanym sportowo, ale nadpobudliwym. Dodatkowo nie może poradzić sobie z niedawną stratą ojca, podobnie zresztą jak jego brat, który przytłoczony śmiercią rodzica, porzucił studia. Chris stawia na Jordana, jako najsłabsze ogniowo, widzi w nim chłopaka, który pomoże mu zrealizować pewien plan. Niewiele czasu zajmuje mu skłócenie najlepszych przyjaciół, czyli Jordana i Michaela, a każde jego posunięcie jest starannie zaplanowane i nakierowane na sukces.
Jaki plan ma Chris i do czego tak naprawdę potrzebuje tych młodych baseballistów? Dlaczego kłamie w najbardziej błahych sprawach? Czy jeden z nauczycieli rzeczywiście popełnił samobójstwo, czy tez ktoś pomógł mu dostać się na tamten świat? Co wspólnego z Chrisem ma zamach bombowy w Oklahoma City o jego ewentualna, krwawa rocznica? Czy w okolicy grasują domorośli terroryści, testujący broń w terenie? Na te wszystkie pytania będziemy szukać odpowiedzi w interesującej powieści „Kłamstwo doskonałe”.
Opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka książka autorstwa Lisy Scottoline to całkiem sprawnie napisana powieść, która kryje w sobie wiele podtekstów, która nie tylko prezentuje nam świat dorastających młodych ludzi, ale i pokusy, które na nich czyhają, a także uświadamia, że życie rodziny za zamkniętymi drzwiami domu wygląda zupełnie inaczej, niż byśmy sądzili. Powieść nie porywa, ale zaciekawia szczególnie, że tak naprawdę dzięki pierwszej części budujemy sobie fałszywy obraz rzeczywistości. Szkoda, że tak szybko orientujemy się w którym kierunku zmierza akcja, zaś wiedza ta odbiera nam ten dreszczyk emocji, towarzyszący podczas lektury pierwszych stron. Mimo tego po powieść warto sięgnąć, bowiem dostarcza ona kilku godzin niesłabnących emocji, pokazuje również, jak łatwo jest manipulować człowiekiem, opierając się wyłącznie na znajomości ludzkich zachowań i schematów, które wybieramy...
Brama
Czołowy naukowiec z Projektu Rho, profesor Donald Stephenson, został uwięziony za zbrodnie przeciwko ludzkości. Świat odetchnął z ulgą, mając nadzieję, że zagrożenie wywołane przez technologię obcych wreszcie zostało zażegnane.
Świat się myli.
Miasteczko Surrender
Książka autora kultowego ALIENISTY!
Wkrocz do mrocznego świata, w którym nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Na głębokiej prowincji stanu Nowy Jork dochodzi do brutalnych morderstw. Mimo prób zatuszowania sprawy okazuje się, że wszystkie ofiary są nastolatkami porzuconymi przez rodziców.
Arkhamer 2018 w Kaliszu
Czwarty już kaliski Arkhamer to wydarzenie nastawione na rodzinną atmosferę, niepowtarzalny kontakt między uczestnikami i dobrą zabawę. Skierowany jest nie tylko do miłośników fantastyki w każdej postaci: literatury, komiksu, planszówek czy seriali. Pierwsza edycja Arkhamera przyciągnęła ponad 400 osób i sprawiła, że Kalisz pojawił się na konwentowej mapie Polski. W roku 2016 gościliśmy 500 osób, w roku 2017 poprawiliśmy ten wynik, zachowując przyjacielską atmosferę.
Dziedzictwo Posłańca
22 sierpnia nakładem Fabryki Słów ukaże się książka ze świata cyklu Demonicznego Petera V. Bretta.
O KSIĄŻCE:
Historia walki o ocalenie ludzkości została opowiedziana do końca. Wypełniło się przeznaczenie, bardowie mogą opiewać w pieśniach odwagę bohaterów. Ale to tylko część opowieści.
Poznaj historię Briara, dziwnego chłopca, który nie walczy z demonami a jednak przeżywa spotkania z nimi. Zanim odegrał wielką rolę w czasie krasjańskiej inwazji był tylko dzieckiem, które przeszło przez piekło.
Dowiedz się, jak wiele zmieniło się w Potoku Tibetta po wizycie Wyzwoliciela.
Poczuj nadzieję przepełniającą strwożone serca na dźwięk rogu Opiekuna Harrala.
Za plecami bohaterów zawsze stoją dzielni ludzie, których imiona nie rozbrzmiewają w pieśniach. „Dziedzictwo posłańca” to ich historia.
FRAGMENT KSIĄŻKI --> TUTAJ
O AUTORZE:
- Autor najbardziej błyskotliwego fantastycznego debiutu ostatnich lat. Powieścią „The Painted Man” rozpoczął inwazję na księgarskie rynki całego świata. Ledwie się ukazała, a prawa do wydania książki mają już m.in. kraje Ameryki Północnej, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Grecja, Japonia, Rosja, Polska, Czechy i Hiszpania. W toku negocjacji są Chiny, Węgry, Serbia, Włochy i Turcja.
- Podkreśla, że jego pierwszą znaczącą lekturą – pozaszkolną i bez obrazków – był „Hobbit”. Po starszym bracie odziedziczył też komiksy X-man. Pisarz uważa, że te dwa, z pozoru mało znaczące fakty, ukształtowały jego dorosłe życie.
- Studiował na uniwersytecie w Buffalo.
- Zdobył licencjat z j. angielskiego, krótko zgłębiał historię sztuki.
Prowadził sklep z komiksami.
Następnie pracował w wydawnictwie medycznym, gdzie, jak dziś ocenia, siedząc
w biurowym boksie roztrwonił 10 najlepszych lat swego życia.
Pisał książki, z których nie miał nadziei żyć.
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Premiera: 22 sierpnia 2018
ISBN: 978-83-7964-344-8
Oprawa: broszurowa
Liczba stron: 338
Władca cieni
Wielu fanów świata Nocnych Łowców marzyło i niecierpliwie czekało aż ich ulubiona pisarka wyda kolejną książkę. „Władca Cieni” to drugi tom serii „Mroczne Intrygi”, w której Cassandra Clare opowiada zupełnie nowe historie z uniwersum, w którym swoje przygody mieli Clary i Jace.
„Pani Noc” rozpoczyna się pięć lat po wydarzeniach przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Ich świat wyraźnie nigdy nie zazna spokoju i zawsze będzie się w nim coś działo. W pierwszej części ,,Mrocznych Intryg'' podstawą fabuły było odnalezienie tajemniczego nekromanty. We „Władcy Cieni” jednak sytuacja znacznie bardziej się komplikuje, pojawia się wiele nowych wątków, tajemnic i intryg. Na tym fantastycznym tle rozgrywały się będą sceny związane z przyjaźnią, miłością i różnego rodzaju tragediami. Pisarka pokazała, jak wielkim uczuciem darzy swoich bohaterów i to ich postawiła tutaj na pierwszym planie.
Po raz kolejny wkraczamy do pełnego magii świata, z którego nie sposób uciec. „Władca Cieni” to zdecydowanie udana kontynuacja serii, która rozpoczęła się tomem „Pani Noc”. Jednak poza tym, że Cassandra Clare ponownie pozwoliła nam przeżyć niezwykłe przygody i zwiedzić krainę swojej wyobraźni, to zrobiła czytelnikom kolejny prezent. W powieści, mimo że nie są oni głównymi bohaterami, spotykamy się z Clary i Jace’m, a to nie wszystko. Na czytelników czeka jeszcze więcej fantastycznych niespodzianek.
Na podstawie serii „Dary Anioła” spod pióra Cassandry Clare powstał najpierw pełnometrażowy film fabularny, a potem kilkusezonowy serial. Jej książki są niezwykle popularne i poczytne, a ona, jako pisarka, wciąż się rozwija. Przyznam szczerze, że „Miasto Kości” (pierwszy tom cyklu „Dary Anioła”) było dość naiwną, lekko infantylną powieścią. W serii „Diabelskie Maszyny” widać już lekką poprawę, ale dopiero „Mroczne Intrygi” niosą ze sobą prawdziwą rewolucję. Bardzo przyjemnie jest obserwować, jak dobra pisarka staje się jeszcze lepsza.
Żeby nie było zbyt różowo, w mojej opinii na temat książki nie ma samych „ochów” i „achów”. Cassandra Clare pokazała, jak barwnie potrafi przedstawić świat, jego niezwykłości, potwory, walki Nocnych Łowców. Wciąż jednak najbardziej lubi sceny romantyczne i czasami wręcz na siłę prezentuje je czytelnikom. I tym razem romans (a może nawet nie jeden) wypchnął się w fabule na pierwszy plan.
Lubię świat Nocnych Łowców, bardzo podoba mi się styl, w jakim pisze Cassandra Clare, doceniam również jej wyobraźnię. Z pewnością sięgnę po każdą, kolejną książkę spod jej pióra i już nie mogę doczekać się trzeciego tomu „Mrocznych Intryg”. Mam nadzieję, że wydawnictwu Mag uda się oddać w ręce czytelników „Królową powietrza i ciemności” (tytuł roboczy) już w przyszłym roku. Oby tak się stało!
World of Warcraft: Cisza przed burzą
Z “Ciszą przed burzą” Christie Golden tracę podwójne dziewictwo - jest to pierwsza książka na podstawie jakiekolwiek gry, jaką czytam i jest to książka o World of Warcraft. WoWie, w którego nigdy nie grałam - jako jedno z niewielu mmo omijałam je szerokim łukiem ze względu na płacenie co miesiąc całkiem sporego abonamentu. Osobiście wolę mmo z worka f2p - free to play, z system item mall, gdzie sama decyduję na co moje ciężko zarobione pieniążki idą i czy idą w ogóle. Do tego docierały do mnie wstrząsające urban legends krążące po sieci, o ludziach którzy zapomnieli, że studiują, że mają dom i rodzinę, a nawet, że należy się myć... bo kolejny rajd i przygotowania do niego były ważniejsze. WoW zawsze więc kojarzył mi się z grą społecznie, finansowo i higienicznie niebezpieczną, zwłaszcza przy łatwości z jaką uzależniam się od gier.
Postanowiłam więc do tej recenzji podejść dwubiegunowo i lekko eksperymentalnie, bo to, że ja nigdy nie grałam w WoWa, nie oznacza wcale, że większości moim znajomym ta gra jest obca. I tak, do wspólnego czytania zaprosiłam więc WoWca znającego tę grę od podszewki, co by tłumaczył mi zawiłości i niuanse fabuły (sic! - źle wybrałam, ale o tym za chwilę) oraz ocenił “Ciszę przed burzą” razem ze mną - totalnym newbie w tej tematyce - z perspektywy gracza/użytkownika. Co prawda mój wybór towarzysza nie był do końca trafny, bo się okazało, że to ten typ, co idzie ubić moby na spocie nie zwracając uwagi po co tylko co i gdzie, ale razem przedzieraliśmy się przez kolejne strony komentując na bieżąco, poczyniając stosowne notatki oraz sprawdzając na necie co ciekawsze kwestie. Z resztą jestem chyba ostatnią osobą, która może rzucać kamieniem o brak czytania dokładnie questów - bo tak naprawdę co mnie obchodzi, że z mobów, z których dropię itemki np. oczka ma być napój dla ciężko chorej córki kuzynki drugiej żony ojca wieśniaka z sąsiedniej wsi, co to zraniła się w nogę ratując z bagna konika sąsiadki, tej o tam pod lasem za studnią. Dawaj expa autochtonie, kasiora i next one. No chyba że to jest “Wiedźmin”, ale o tej grze wieść gminna mówi, że najpierw był chyba jakiś serial, a dopiero potem gry i książki ;) ...
Jak się okazało ku mojemu zdziwieniu sama Christie Golden nie jest mi także całkowicie obca, bo jest to pisarka, która lubuje się w tworzeniu powieści transmedialnych - a więc w jej dorobku jest prawie 50 książek z uniwersum Star Wars/Trek/Craft, Assassin's Creed czy D&D. No i oczywiście kilkanaście pozycji związanych z World of Warcraft. Ja miałam okazję czytać wcześniej “Wampira z mgieł” osadzonego w Ravenloft - czyli jednym ze światów z D&D - i wspominam tę książkę jako przyjemne czytadło w gotycko wampirycznym klimacie.
Sama “Cisza przed burzą” to tak naprawdę prolog do siódmego już dodatku do World of Warcraft - “Battle for Azeroth”, który premierę swoją będzie miał 14 sierpnia. Po dwóch stronach barykady naprzeciw siebie stoją Sylwana Bieżywiatr - aktualny wódz Hordy oraz młody Anduin Wrynn, bardzo naiwnie-idealistyczny król Wichrogrodu. I jako, że młodość rządzi się swoimi prawami, Anduin wierzy i dąży do pokoju z Hordą, a pierwszym krokiem ma być spotkanie między Porzuconymi, a ich ludzkimi żywymi rodzinami. I jak to się mówi, i to bardzo mądrze - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a kobiecie nigdy się ufać nie powinno. Książka, więc traktuje o uprzedzeniach, dyskryminacji, nienawiści i strachu przed odmiennością oraz bólu odrzucenia i niezrozumienia. To ważne i ciężkie tematy, więc każda pozycja, która o nich mówi mądrze i z różnych punktów widzenia, jest na pewno lekturą wartościową. Na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego po książce dotyczącej gry, więc jak najbardziej w trakcie czytania byłam pozytywnie zaskoczona. Choć język jest raczej prosty i nieskomplikowany, a niektóre zdania brzmią lekko trywialne, to jednak dzięki poruszeniu takiej tematyki książka na pewno bardzo zyskała w moich oczach jak i w odbiorze.
Głównym jednak wątkiem “Ciszy” jest tajemnicza substancja - Azeryt o zadziwiających właściwościach i właśnie o niego będzie się walczyć na nowo wprowadzonych battlegroundach w dodatku. W powieści poznajemy jego pochodzenie i dowiadujemy się dlaczego żadna z frakcji nie chce, by ten materiał dostał się w ręce opozycji. A jest o co walczyć - uwierzcie mi. Wiele wskazuje także na to, że Horda i Przymierze w niedługim czasie będą musiały znowu współpracować.
Minusem tej książki, co zauważyliśmy oboje, jest na pewno to, że występują w niej albo dobre, albo złe postacie, zabrakło nam tej “szarej strefy”, niejednoznaczności i jakichś poważniejszych intryg. Książka jest zdecydowanie przeznaczona dla dość młodych czytelników i w większości, niestety moim osobistym zdaniem, zbyt “przegadana”, ale swoje zadanie, jako prologu, jak najbardziej spełnia w 100%.
O WoWie, jak wspominałam już na początku, wiem niewiele, ale praktycznie bez większych problemów i bardzo gładko zostałam wprowadzona w całą historię i poza kilkoma początkowymi wątpliwościami szybko udało mi się w niej odnaleźć. Książkę może więc bez problemu czytać ktoś, kto z WoWem, tak jak ja, nie miał nic wspólnego, ale myślę że jest to głównie pozycja skierowana dla grających fanów. Jedyne co, to mój czytelniczy towarzysz nie mógł zrozumieć dlaczego oryginalne anglojęzyczne nazwy uległy spolszczeniu zwłaszcza, że WoW nie ma przecież nakładki w języku polskim. Ja za to ze zdziwieniem odkryłam, że nawet z ciekawości mam ochotę sięgnąć po kolejne książki tej autorki - nie tylko, by uzupełnić sobie bardziej chronologicznie całą historię ze świata World of Warcraft, ale i po inne pozycje związane z uniwersum Star Wars.