listopad 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: 2

środa, 05 maj 2021 22:05

Terapeutka

Książki B.A. Paris cieszą się sporym uznaniem wśród fanów thrillerów – nic dziwnego, bo autorka potrafi budować intrygę, stopniować napięcie, a także tworzyć ciekawe psychologicznie postacie. Czy „Terapeutka” to historia, w której można się zatracić?
 
Wydawało się, że przeprowadzka na ekskluzywne, umieszczone w centrum Londynu zamknięte osiedle, jest dla Alice i Leo cudownym, nowym początkiem. Para, która do tej pory spędzała ze sobą jedynie weekendy, w końcu może zamieszkać razem. Alice jest ogromnie szczęśliwa i chcę poznać nowych sąsiadów. Dziwi ją jawna niechęć jednej z kobiet, a gdy na przyjęciu, które urządza dla mieszkańców Circle, pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego nikt nie zna, kobieta zaczyna odczuwać niepokój. Niestety, okazuje się, że w domy wydarzyło się coś strasznego – została zamordowana jego była właścicielka. Alice czuje się zraniona i przerażona, a wydarzenia sprzed lat stają się jej obsesją.
 
Czy Alice znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie?

 

Utracone nadzieje

 
Nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. B.A. Paris umiejętnie rozbudziła moje emocje, umieszczając akcję na małym, zamkniętym osiedlu. To idealne miejsce akcji thrillera psychologicznego: skromna, zamknięta społeczność i sekrety. Każdy jakieś miewa, czyż nie? Tak jest i w Circle. Kiedy Alice dowiaduje się prawdy o poprzedniej właścicielce, czuje się zdradzona, przerażona i zawiedziona. Oddala się od Leo, częściej spotyka z sąsiadami i tajemniczym mężczyzną, który przedstawił się jako prywatny detektyw. Autorka umiejętnie skupia uwagę czytelnika i sugeruje, kto tak naprawdę jest zabójcą byłej właścicielki domu Alice. I tylko to trzymało mnie przy tej lekturze.
 
W „Terapeutce” niepotrzebnie zostały umieszczone zjawy, których obecność odczuwała Alice. W momencie, gdy bohaterka zaczyna zgłębiać się w sprawę i poszukiwać prawdziwego mordercy, zaczyna się robić nudno. Napięcie, które tak skrupulatnie Paris budowała od pierwszej strony, znika. Małe, zamknięte osiedle przestaje być tajemnicze i mroczne, z sekretami skrywanymi pod fasadą uśmiechów. Niemal cały urok i klimat, który trzymał mnie przy tej lekturze, rozpadł się jak domek z kart. Skończyłam „Terapeutkę” tylko po to, aby dowiedzieć się, czy moje podejrzenia były słuszne.

 

Podsumowanie

 
W najnowszym thrillerze B.A. Paris dobry jest początek i zakończenie. Sceny finałowe są naprawdę dobre i ciekawie poprowadzone, ale nie wynagradzają tych wszystkich minusów. Rozdziały, w których poznajemy Alice, przeplatane są tajemniczymi myślami terapeuty – podejrzewam, że ten zabieg miał czytelnika jeszcze bardziej rozproszyć, ale jak dla mnie mogłoby ich tam nie być. Nic nie wniosły do lektury.
 
Czuję się rozczarowana lekturą „Terapeutki”. Chciałam się bać, ze strachem dążyć do poznania prawdy, ale towarzyszyła mi tylko irytacja i nuda.

 

Dział: Książki
środa, 05 maj 2021 16:14

Zapowiedź: Pan Lodowego Ogrodu 1

Księga pierwsza kultowego cyklu, która w jednym roku zgarnęła Zajdla, Nautilusa, Sfinksa i Śląkfę.

Dział: Książki
środa, 05 maj 2021 15:50

Zimne wody Wenisany

Linor Goralik to dla polskiego czytelnika postać właściwie anonimowa. Dotychczas polscy wydawcy nie sięgali po twórczość tej niepowtarzalnej rosyjskiej pisarki i poetki. Teraz tę próbę podjęło wydawnictwo Dwukropek i na warsztat wzięło „Zimne wody Wenisawy” – jeden z mniej kontrowersyjnych tekstów, krótką, lecz nasyconą symboliką powieść młodzieżową. I jak wyszło?

Akcja tego fantasy dla młodszego czytelnika toczy się w tytułowej Wenisawie – krainie podzielonej na część górną (Weniskajl) i dolną (Weniswajt). W górnej żyją ludzie, w dolnej, pod wodą, przedziwne ptaki i topielcy. Mieszkańcy Weniskajlu bardzo pilnują, by nie wpaść do wód Weniswajtu – wierzy się, że kto tam wyląduje, zachoruje na tęczową chorobę i wkrótce umrze. Szczególnie strzeżone są dzieci, którym nie wolno chodzić bez opieki. Ale oto dochodzi do nieszczęśliwego wypadku i do Weniswajtu wpada dwunastoletnia Agata… Dziewczynka odkrywa, że nie wszystko, o czym mówią jej dorośli, to prawda, a ci, którzy ponoć opiekują się Weniskajlem, nie zawsze mają czyste intencje. Tylko jak to zakomunikować światu, kiedy ma się zaledwie dwanaście lat?

„Zimne wody Wenisawy” należą do tych powieści, które urzekną i młodszego czytelnika, i tego zupełnie dorosłego. Ci młodsi będą zapewne kibicować Agacie i wraz z nią oburzać się na niesprawiedliwość świata i bzdury, w które wierzą ci niby mądrzy dorośli. Ci starsi dostrzegą w historii utkanej przez Goralik szereg analogii z otaczającym nas światem. Rosyjska autorka napisała ponadczasową powieść o manipulacji, o kłamstwach władzy i o tym, jak władza traktuje tych obywateli, którzy nie chcą się podporządkować. Ale… może to Agata się myli, a czytelnik wraz z nią? Może władza chce ustrzec mieszkańców Weniskajlu przed złem czającym się w odmętach Weniswajtu? Goralik niby wiedzie czytelnika jak po sznurku, ale nie rzuca mu ostatecznej odpowiedzi. Zostawia go z tymi samymi wątpliwościami i tą samą rozpaczą, którą odczuwa protagonistka, osamotniona w swojej wiedzy i niepewna, co ma z nią właściwie zrobić. „Zimne wody Wenisawy” są przejmujące, są niesamowicie emocjonalną powieścią, w której większość wydarzeń dzieje się przede wszystkim w świadomości bohaterki. I – uwaga! – to nie sprawia, że jest nudno i że miłośnikom wartkiej akcji będzie się dłużyć. Magia? A może po prostu niebywały talent Goralik – a także jej polskiej tłumaczki, Agnieszki Sowińskiej? Sowińska stanęła przed niełatwym zadaniem przełożenia na nasz język realiów świadomie kreowanych jako obce – i wieloznacznych, pełnych symboli zdań i akapitów. Podołała temu wyzwaniu po mistrzowsku.

Czego „Zimnym wodom Wenisawy” zabrakło? Jedyne moje zastrzeżenie – ta książka jest stanowczo za krótka! Jest nasycona zdarzeniami, emocjami, plastycznymi obrazami fantastycznego świata, ale chciałoby się jej więcej i więcej. Co najgorsze, nie wiadomo, kiedy będzie nam dane cieszyć się kolejnym tomem i dowiedzieć, czy przepowiednia Agaty się sprawdzi, co czeka samą Agatę, jej nowego przyjaciela – i całą Wenisawę.

Ale dla tego słodkiego i nieznośnego oczekiwania jak najbardziej warto sięgnąć po tę pięknie opowiedzianą, uniwersalną historię. Historię dla mniejszych i dla całkiem dużych.

Dział: Książki
środa, 05 maj 2021 15:30

Później

Jamie wciąż pamięta tego mężczyznę z Central Parku; a może raczej to, co z niego zostało. Widok zmasakrowanego rowerzysty to dla kilkulatka duża trauma, a pomimo usiłowań matki zobaczył ciało zmarłego w pełnej krasie. Szczególnie że duch mężczyzny stał obok swoich szczątków, pozdrawiając Jamesa uniesioną dłonią.
 
Szczególnie że chłopiec nie pierwszy raz miał do czynienia ze zmarłym. Jamie posiada bowiem dar (a może przekleństwo?) i czas od czasu napotyka na swej drodze osoby, które po wnikliwej analizie okazują się duszami przechadzającymi się jeszcze po tym ziemskim padole. Nikt prócz matki nie wie o tym, co widzi chłopiec. Kobieta zdaje sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi chciałoby wykorzystać dar jej syna do własnych, zapewne nie do końca czystych celów. Jedyną zaufaną osobą staje się jej pracująca w policji partnerka, Liz. I choć wydawało się, że kobieta kocha Jamiego jak własne dziecko, to gdy nadejdzie odpowiedni moment, nie omieszka wykorzystać go do rozwiązania własnych problemów.
 
I tak kilka lat później James zostaje zobowiązany do pomocy Liz przy głośnej sprawie Grzmociarzan - mężczyzny podkładającego bomby w przeróżnych miejscach. Po kilku większych wybuchach, w których ranni zostają ludzie, policja wreszcie namierza zamachowca. Szkopuł w tym, że nim zdążą do niego dotrzeć, ten już nie żyje. I sprawa pewnie miałaby tutaj swój finisz, gdyby nie „pożegnalny prezent” sprawcy - gdzieś ukryta jest ostatnia, największa bomba. I to Jamie musi porozmawiać z duchem samobójcy, by ją odnaleźć.
 
Prosta sprawa, prawda? W końcu zmarli nie mogą kłamać. Problem w tym, że Grzmociarz od momentu wyduszenia z niego odpowiedzi na to pytanie nie chce opuścić chłopaka. Jest jak jego cień...
Tego autora oczywiście nikomu przedstawiać nie muszę. Nie należę do ogromnych fanów twórczości Stephena Kinga, acz zawsze z ciekawością sięgam po jego książki- chyba chcę się przekonać na własne oczy, jak daleko tym razem poniosła go wyobraźnia. W przypadku „Później” trafiłam na swoją ulubioną tematykę, czyli duchy. I chłopca, który je widzi.
 
Zacznę od tego, iż to nie jest horror, który przerazi Was na śmierć. Nie odczujecie szybszego bicia serca, a po zakończeniu lektury nie będziecie bać się poruszać samotnie po mieszkaniu. To bardziej opowieść o nadnaturalnych zdolnościach i choć występują tu dusze zmarłych (straszne samo przez się), to o wiele bardziej przerażający są... ludzie. Ludzie, ich motywacje, wyrachowanie, decyzje. Przy oszalałej po narkotykach Liz nawet zmasakrowany duch Grzmociarza wydaje się spokojny jak baranek.
 
Ta historia po prostu daje do myślenia: trochę o wspomnianych już ludzkich motywacjach, nieco o życiu po śmierci. Czytelnik mimowolnie zaczyna się zastanawiać, jak sam poradziłby sobie z takim specyficznym darem. Ja już wiem, że nigdy w życiu nie chciałabym widzieć duchów. James miał to szczęście, że nie widywał zmarłych nagminnie, a większość z tych, które spotykał na swej drodze, okazywała się dobra lub neutralna, niewadząca ludziom. Jedynym wyjątkiem był Grzmociarz, choć i jego pośmiertne działania podyktowane były przez mroczną siłę, czyhającą gdzieś na tamtym świecie. I to Jamie był tym, który poczuł Jej straszliwy oddech na karku.
 
„Później” to połączenie powieści grozy z - moim zdaniem - kryminałem. Czyta się ją w trybie ekspresowym, począwszy od momentu, w którym Liz wchodzi na scenę jako „ta zła”, na tajemnicy mrocznego światła kończąc. Ta historia wciąga tak bardzo, że nie sposób się od niej oderwać. Co więcej, po jej zakończeniu czułam się taka... niedoczytana? Chętnie zaopatrzyłabym się w kontynuację, gdyby takowa istniała.
 
Myślę, że nikogo z Was nie trzeba specjalnie namawiać do zapoznania się z książką spod pióra Mistrza Grozy. „Później” polecam osobom, które rzadko mają do czynienia z horrorem przez wzgląd na mocne, często drastyczne sceny. Historia Jamiego to taka wersja „soft”, więc bez obawy możecie zagłębić się w jego świat.

 

Dział: Książki
środa, 05 maj 2021 15:25

Tekst

Siedem lat; siedem długich lat spędzonych w zonie. Czas, który Ilja na pewno spożytkowałby zupełnie inaczej - poszedł na wymarzone studia, założył rodzinę, widywał się z matką. Jednak ta jedna impreza odebrała mu wszystko. I może gdyby rzeczywiście wniósł wtedy narkotyki do klubu, w którym bawił się ze swoją dziewczyną i przyjaciółmi, może wówczas gorycz zamknięcia byłaby nieco mniejsza. Niestety nie; mężczyzna został wrobiony przez jednego z policjantów robiących nalot na popularne miejsce. Stanął w obronie swojej dziewczyny - przecież każdy by tak zrobił na jego miejscu, prawda...?
 
To, co on utracił, zyskał ten drugi, policjant. Awans, wolność, miłość - wszystko na wyciągnięcie ręki. I to za jedną decyzję, która zniszczyła Ilji życie...
 
Obecnie, siedem lat później, Ilja wciąż ma przed oczami twarz mężczyzny, przez którego wylądował w zonie. I może, może po wyjściu jakoś by to przetrawił, nie mścił się, może stanąłby z nim twarzą w twarz i spokojnie przedstawił się jako Ten, Który Był Niewinny. Tylko w przeddzień jego wyjścia umiera jego matka i nagle wszystko znajduje się jak za mgłą. Jest tylko Ilja i butelka alkoholu. A po niej zła decyzja o konfrontacji z tym, który odebrał mu tak wiele.
 
Teraz Ilja jest, a Pietii nie ma; jego ciało spoczywa na dnie kanału. Został tylko telefon, brzęczeniem przypominając o niezamkniętych sprawach dawnego właściciela. Ilja zrobi wszystko, by nie wrócić do więzienia - a skoro ma w dłoni smartfon swej ofiary, postanawia udawać zmarłego policjanta tak długo, jak tylko się da. I nieoczekiwanie ów telefon przejmuje jego duszę.
 
Człowiek ma smartfona, a może to smartfon ma w posiadaniu człowieka?
 
Nie miałam jeszcze do czynienia z twórczością pana Glukhovsky'ego, choć zabieram się za to od dawna. A skoro nadarzyła się okazja, postanowiłam skorzystać. Szczególnie że „Tekst” jest bardzo chwalonym thrillerem. Muszę przyznać, że autor zawarł w swojej powieści wszystko to, co nęka współczesny świat.
Czy naprawdę do przejęcia czyjegoś jestestwa wystarczy odebranie mu telefonu? Myślę, że po części tak. Cała nasza rzeczywistość coraz szybciej zmierza ku temu, by tak właśnie było. To małe urządzonko ułatwia nam kontakty z ludźmi, ale i ze światem - dzięki niemu jesteśmy na bieżąco z nowinkami wszelakiego rodzaju. To w smartfonie trzymamy zdjęcia, numery bliskich, wiadomości z różnymi osobami. Można wręcz powiedzieć: „Daj mi swój telefon, a powiem Ci, kim jesteś”. Dlatego też nasz główny bohater miał bardzo ułatwione zadanie: udawać najdłużej, jak się da. Nikt przecież nie widział jego twarzy, a z przeczytanych wiadomości Pietii dowiedział się wystarczająco, by nadać swoim odpowiedziom właściwy ton. Ostatecznie wciągnęło go to aż zanadto, rzeczywistość pomieszała się z fantazją. Nagle Ilja nie tylko udawał Pietię, lecz właściwie nim był. Zadanie nie było już zadaniem, a codziennością. Choć opuścił zonę, to znalazł się w zupełnie innego rodzaju więzieniu - dzięki smartfonowi.
 
Autor opisuje dwa przerażające, współczesne zjawiska. Pierwszym jest wspomniany już fakt, jak łatwo oddajemy swój codzienny czas telefonowi. Coraz częściej prowadzimy rozmowę z drugą osobą, jednocześnie co chwilę zerkając w smartfona. Nieliczni potrafią go odłożyć na tak długo, by spędzić czas w rzeczywistości. To małe urządzenie stało się kompendium wiedzy o nas samych, a jego kradzież sprawiłaby wiele problemów. I z tym wiąże się drugie zjawisko - jak łatwo ktoś, kto odebrał nam smartfona, mógłby nas udawać. Widzimy to wyraźnie na przykładzie Ilji, który po prostu wczytał się w zawarte w nim informacje i bez większych problemów przez dłuższy czas udawał Pietię.
 
Strzeżmy się więc smartfonów i ich „mocy”, a może raczej strzeżmy swoich smartfonów. Bo nigdy nie wiadomo, kto zechciałby pobawić się przez chwilę „w nas”.
 
„Tekst” nie przyciąga do siebie wyłącznie poprzez tę realność opisanych w nim wydarzeń. Równie duże znaczenie dla tej pozycji ma nasz główny bohater, Ilja. Nie jest on krwiożerczym zakapiorem, dopiero co wypuszczonym z więzienia i żądnym krwi swojego wroga. Jest zwyczajnym mężczyzną, któremu przez głupotę i upór odebrano siedem lat życia. To, w jaki sposób rozprawił się z Pietią, nie wpływa na jego odbiór. Nie uważałam go za mordercę, raczej za osobę, która w wyniku tragicznych okoliczności zrobiła to, co zrobiła. Kosztem tej jednej decyzji były tak naprawdę dwa życia. Ilja budzi w nas raczej współczucie niż trwogę czy obrzydzenie. Mimo wszystko, mimo tej całej historii odbierałam go jako dobrego człowieka. Pogubił się, owszem. I tutaj znowu na scenę wchodzi nasz autor, który wyposażył głównego bohatera w wachlarz emocji. Ilja tak szczodrze obdarza nas swoimi refleksjami czy odczuciami, że czujemy się częścią tej historii. Jego częścią. Jest tak realny, jak Ty czy ja.
 
„Tekst” czyta się znakomicie, nie tylko przez wzgląd na styl pisania autora, lecz również wciągający, współczesny nam temat. A czy istnieją lepsze książki niż te, które skłaniają nas do refleksji?
Dział: Książki
poniedziałek, 03 maj 2021 20:51

Star Wars Vol. 1 Ścieżka przeznaczenia

„Star Wars Vol. 1 Ścieżka przeznaczenia” zawiera wydania komiksowe zeszytów 1-6 z serii Star Wars, napisane przez Charlesa Soule i rysunkami Jesusa Saiza. Wydarzenia w tym tomiku zbiorczym mają miejsce pomiędzy kontratakiem Imperium a powrotem Jedi.
 
Sytuacja dla Rebelii nie jest do pozazdroszczenia. Han Solo uwięziony w karbonicie, nowy imperialna pani kapitan Zahra siedzi statkom Lei na ogonie. Na domiar złego rebelianci nie mogą się ze sobą kontaktować. Dotychczas, dla bezpieczeństwa, jedna grupa przekazywała informacje innej, a o pozostałych nic nie wiedziała. Jednak okazuje się, że ten system miał dziurę, którą wykorzystało Imperium. Doszło do potężnej bitwy i nie dość, że nie wiadomo kto ją przeżył, to jeszcze nie można nawet tego sprawdzić. Też z powodów bezpieczeństwa całej operacji.
 
Jakby tego było mało jedyna osoba, na którą można liczyć, to były Władca Chmur, Lando Calrissian! A przecież na tego sprzedawczyku nie bardzo jest jak liczyć. To właśnie dlatego Leia nie chce mu powierzać żadnych zadań lub tym bardziej misji ratunkowych. Jednak dochodzą do takiego punktu, gdzie tylko Lando może zostać wybawcą Rebelii. Czy znowu będzie on tylko myślał o sobie?
 
Tymczasem Luke Skywalker nie może się otrząsnąć po informacji, że Darth Vader jest jego ojcem. Chłopak miewa nawracające wizje związane z utratą ręki i miecza świetlnego. Rękę da się jeszcze jakoś naprawić, dosztukować, ale miecz to co innego. Czy to dlatego moc nie chce się Luka słuchać? Czy będzie on musiał odnaleźć świetlny oręż, by wrócić do gry? Czy nadal chce - lub zasługuje - na bycie Jedi? Tyle pytań, a czasy tak niepewne, by szukać na nie odpowiedzi…
 
Trochę zastanawiałam się, kto zastąpi łotrzyka, kiedy Han jest taki… hmm… zajęty inaczej. Na szczęście mamy Lando, który robi to wystarczająco dobrze. Jest na tyle inny, że nie jest drugim Hanem, jest odróżnialny, a mimo to jego rozmowy z Leią rozładowują nieco napięcie.
 
Grafika Jezusa Saiza i kolory Arif Prianto jest raczej stonowana, ale dzięki temu rysunki stanowią świetną robotę. Czasami jednak miałam wrażenie zbyt realistycznych do teł postaci, co sprawiało nawet czasem efekt wklejenia ich jakoby prosto ze zdjęć filmu z uniwersum Star Wars.
 
Choć niektóre wątki aż proszą się na wydłużenie, muszę przyznać, że bardzo dobrze czytało mi się ten komiks. Zostajemy wrzuceni od razu w akcję, a przy tym mamy bohaterów, którzy mają spore rozterki i widzimy, jak sobie z nimi radzą (lub nie radzą). Zwłaszcza emocjonalne zamieszanie Luka jest wymownie widoczne w kilku wspaniałych artystycznych momentach, ale nadal mogłoby jeszcze bardziej wpływać na akcję.
 
Problem ze „Ścieżką przeznaczenia” to ten sam problem, który nęka prawie wszystkie nowe części Disneyowskich Gwiezdnych Wojen. Stały się one zbyt bezpieczne. Imperium niby włada światem, a jednak tak łatwo się udaje je przechytrzyć. Mam nadzieję, że przez takie bezpieczniejsze podejście nie zaszkodzi to scenariuszowi Soule w następnych zeszytach tej serii.

 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 03 maj 2021 20:39

Sherlock Holmes Society. Pole manewru

Sherlock to dla większości stateczny pan, który z typowo angielską flegmą potrafi przy pomocy dedukcji rozwikłać zagadkę. Do tego pyka fajeczkę i nosi charakterystyczną czapkę zawiązywaną na czubku głowy oraz palto. Przy nim zawsze kręci się doktor Watson. Sherlock Holmes Society to w sumie to samo, ale coś zupełnie innego. Nadal mamy błyskotliwego śledczego, ale walczy on z wampirami, a doktor Watson niekoniecznie chce mu znowu pomagać.
 
Choć nie trzeba znać się na fizyce kwantowej, to jednak okazuje się, że przydaje się ona do czytania komiksów! Tym razem nie tylko Sherlock i jego społeczność będzie walczyć z siłami nadprzyrodzonymi, ale także będzie zmagać się ze skutkami podróży w czasie. Najbardziej zawsze zaskakiwał mnie fakt bycia w tym samym czasie, w którym się już było albo wpływ na osoby, które są nam znane. Zaraz przypomina mi się jeden z odcinków bajki „Fineasz i Ferb”, gdzie genialny naukowiec klonował sam siebie sprzed kilku minut, by mieć siebie do pomocy. Do czasu, kiedy pierwszemu doktorowi stała się krzywda i unicestwił siebie… oraz wszystkie klony. Czy tak mogłoby być także w uniwersum komiksu „Sherlock Holmes Society”, skoro Holmes spotkał własnego ojca? Nie zaprzeczam, mogłoby.
 
Teraz okazuje się, że można zmienić przyszłość, grzebiąc nieco w przeszłości. Przykładowo zapobieżenie obsesji na punkcie pewnego listu osoby z przyszłości (!) może spowodować, że przyszłości opisanej w tym liście nie będzie. To między innymi dlatego możemy śledzić emocjonującą walkę dwóch wielkich umysłów: Holmesa seniora z juniorem. Powiem od razu, że bardzo podobał mi się sposób rozwiązywania problemów przez tego młodszego. Taki z tych ostatecznych, ale skutecznych.
 
Pod względem graficznym Andrea Fattori naprawdę osiągnął mistrzostwo. Jest tu tak wiele szczegółów na każdej z plansz, że mimo iż sam tomik ma niecałe pięćdziesiąt stron, to czyta się znacznie dłużej, bo chłonie się ten wiktoriański obraz Anglii oraz niesamowicie dynamicznie rysowane sceny walki.
 
To kolejny pełen dynamizmu, dobrze wyreżyserowany, fantastyczne narysowany tom dość fantastycznego spin-offa z przygodami genialnego detektywa Sherlocka Holmesa. To seria dla fanów gatunku lub ciekawskich, takich jak ja. Jeśli uważasz, że wampiry i podróże w czasie nie powinny mieć nic wspólnego z historią Sherlocka Holmesa, zdecydowanie odradzam tę sagę.
 
Dział: Komiksy
poniedziałek, 03 maj 2021 20:32

Frigiel i Fluffy. Pałac Herobrine’a

Oto kolejny tom przygód dzielnej czwórki przyjaciół ze świata Minecrafta: Frigiela jego psa Fluffiego oraz Alice i Abla. Pod koniec poprzedniego tomu nasi bohaterowie podążali przed siebie w poszukiwaniu Farlandii. Dostali nawet specjalną mapę od dziadka Frigiela.
 
Podążając za wskazówkami dziadka, nasi bohaterowie trafiają na pałac lorda Natcha (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa!). Jest on przyjacielem dziadka Frigiela. Rezydencja, która ma tylko jeszcze jednego lokatora: lokaja Alfreda (tak, to standardowe imię lokajów, jak u nas Jan, a u Japończyków Sebastian). Dlatego przebywając w pałacu Frigiel i jego grupka doświadczają wrażenia, że ktoś ich obserwuje. Dochodzi też do dosyć dziwnych zjawisk. Zbroje się ruszają, budynek wydaje dziwne dźwięki. Okazuje się, że Natch nie jest właścicielem pałacu. Jest nim tajemniczy Herobrine. Kim on jest i czego chce? A może… może twórcą zamieszania nie jest wcale zły, odpoczywający w trumnie Herobrine?
 
Jak widać i w grze Minecraft istnieje Herobrine. Kim jest? Okazuje się, że jest to legenda gry! Herobrine jest fikcyjną postacią, która jednak nie jest graczem. Mimo to potrafi budować czy zachowuje się jak gracz, ale zupełnie inaczej niż moby. Potrafi np. skradać się, obserwuje graczy, ucieka przed nimi. Posiada domyślną skórkę Steve’a (standardowa postać w Minecrafcie), jednak z całkowicie białymi oczami, przez co wygląda jak nawiedzony. Sam autor gry, Notch, dodał smaczku legendzie, wyjawiając w mailu, że Herobrine to jego nieżyjący brat oraz dodając w zmianach wersji gry, że Herobrine został usunięty z gry. Jednak legenda o Herobrine trwa i, jak widać, wpływa także na komiksy.
 
Rysunki Minte jak zwykle dobrze pasują do koncepcji graficznej samego świata gry. Mamy zachowaną wokselową panoramę czy architekturę, odbiegając nieznacznie w przypadku projektów postaci, które mają rozwiane czy kręcone włosy/sierść. Całość jest niesamowicie kolorowa i przyjazna dla młodego czytelnika. Spodoba się zwłaszcza tym, którzy lubią grę Minecraft oraz przygodowe komiksy z lekką dozą humoru.

 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 03 maj 2021 14:38

Zapowiedź: Smoczpospolita

Schyłek osiemnastego stulecia. Na wciąż jeszcze ciepłym truchle świeżo zdemontowanej Rzeczypospolitej uwijają się rzesze pruskich urzędników, pragnących tchnąć w nowo zdobyte tereny należyty Ordnung.

Dział: Patronaty
Hugo House to facet twardo stąpający i po Ziemi, i po obcych planetach. Z zawodu kulturoznawca, zatrudniony w jednej z super ważnych rządowych instytucji, regularnie odwiedza odległe galaktyki, badając obyczaje zamieszkujących tam cywilizacji.
Dział: Patronaty