Rezultaty wyszukiwania dla: 2
Zapowiedź: Do gwiazd. Skyward. Tom 1
Pasjonująca opowieść o nieustraszonej dziewczynie, która chce zostać pilotem myśliwca w czasach najazdu ludzkości przez okrutną rasę obcych.
Świat Spensy jest atakowany od setek lat. Obcy zwani Krellami przypuszczają jeden powietrzny atak za drugim, prowadząc niekończącą się kampanię, której celem jest zagłada ludzkości. Jedyną obroną przed nimi są eskadry myśliwców walczące z wrogiem w przestworzach. Piloci są bohaterami niedobitków ludzkiej rasy.
Pogranicznik
Sowniki
Klatka
Jestem mordercą
Zapowiedź: Powolne spalanie
Paula Hawkins, autorka powieści „Dziewczyny z pociągu” i „Zapisane na wodzie”, które urzekły miliony czytelników na całym świecie, snuje pasjonującą, pełną zwrotów akcji opowieść o oszustwie, morderstwie i zemście.
Zapowiedź: Szamański blues. Witkacy. Tom 1
Piotr Duszyński zwany Witkacym ma pełne ręce roboty. Etat w policji to zaledwie część jego życia zawodowego – po godzinach jako świeżo upieczony szaman gra duchom kołysanki i przeprowadza je na drugą stronę. Niektóre idą chętnie, zmęczone ziemską egzystencją, inne przeciwnie – wszczynają awantury, z którymi może sobie poradzić tylko szaman, bo nawet jego policyjna partnerka, Dora Wilk, duchów zwyczajnie nie widzi…
Sekretne życie pisarzy
Co skłoniło mnie do sięgnięcia po Sekretne życie pisarzy? Nazwisko autora! I te wszechobecne peany nad jego powieściami! Postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie jest tak genialnym pisarzem, jak sądzi gros czytelników i kapituł. No i okazało się, tuż po lekturze, że trafiłam na, jeśli wierzyć opiniom, najgorszą z jego książek. Szczęście, czy pech?
Szczerze? Po przeczytaniu kilkunastu stron zwątpiłam. A im więcej stron miałam za sobą, tym bardziej się nudziłam i zaczynałam się zastanawiać, gdzie ten geniusz się ukrył? Gdzie to fenomenalne pióro, które chwyta za serce i szarpie nerwy? Niecierpliwie wyglądałam chwili, w której w końcu ta historia mnie porwie. I faktycznie w końcu tak się stało, ale dlaczego dopiero po minięciu połowy Sekretnego życia pisarzy?
Niektórzy powiedzą: lepiej późno niż wcale. I całkowicie się z nimi zgodzę, jednak jakaś doza rozczarowania mi pozostała. Ale nie tak duża, by w przyszłości nie dać sobie i Guillaume Musso szansy. Bo jeśli przemilczę „pierwszą połowę”, uznając ją za niebyłą, albo zepchnę jej wspomnienie w odmęty świadomości, to ta „druga połowa” okazała się wręcz fenomenalna. Dreszczyk niepewności, który przebiegał wzdłuż kręgosłupa, zaczął nabierać mocy, a gdybym obgryzała paznokcie... No cóż, pewnie zaczęłabym je skracać w niecierpliwym oczekiwaniu na to, jakie ta historia ma zakończenie! A że zaskakujące to raczej oczywiste. Ale ta droga do rozwikłania zagadki... Majstersztyk!
Guillaume Musso ma niewątpliwie ciekawe pióro. W odniesieniu do tej „lepszej” części tej książki nie dziwi mnie fakt, iż jest pisarzem rozchwytywanym i uwielbiam w związku ze swoim dorobkiem – dodam niemałym. Ta połowa, która była bliżej końca miało bowiem w sobie coś takiego... hipnotyzującego, co sprawiało, że nie sposób było mi oderwać się od lektury, bo czym prędzej chciałam poznać zakończenie, a jednocześnie było tam tyle emocji i napięcia, które z każdą kolejną stroną rosło niczym temperatury latem, które było wręcz namacalne i bez dwóch zdań udzielało mi się w trakcie podążania za kolejnymi linijkami tekstu. Jeśli pozostałe książki autora są takie od samego początku, to zdecydowanie chce więcej, bo takie uzależnienie to... czysta przyjemność.
Nie można zapomnieć również o bohaterach Sekretnego życia pisarzy. Szczerze powiedziawszy ciężko stwierdzić, czy się ich lubi, czy też nie, choć właściwie bliższe mi było te negatywne odczucia wobec nich. Jednak to, co opisuje ich wszystkich to enigmatyczność. To owianie ich tajemnicami, sekretami, które niczym mgła odbierają pełnie obrazu, sprawiając, że mimo wszystko są intrygujący, a to całkiem ciekawy zabieg, który przypadł mi do gustu.
Czy więc "Sekretne życie pisarzy" jest warte, by po nie sięgnąć? Zdaje się, że tak... Przekonacie się sami, jeśli tylko sięgniecie po książkę!
Nick Primeon
Co może napisać o książce z gatunku science fiction ktoś, kto nie przepada za tym gatunkiem? Pewnie, że książka była do bani i mu się nie podobała. Ha! Może i tak bym napisała, zważywszy, że miłośniczką Star Wars również nie jestem, a z tym mocno kojarzyła mi się ta książka. Paradoksalnie jednak bawiłam się przednio i z chęcią poznałabym ciąg dalszy tej historii.
Nick Primeon to całkiem niepozorna książeczka, maleńka, cienka i z niejednoznaczną okładką. Właściwie nie rzuca się w oczy, ale gdy wychwyci się ją w tłumie, przykuwa wzrok i siłą rzeczy sięga się po nią. Chociażby po to, by zapoznać się z opisem. A wówczas tylko krok dzieli czytelnika od tego, by dać sobie szansę na miły wieczór z książką, którą czyta się ekspresowo, bo fabuła w niej pędzi niczym francuskie TGV i jest doprawdy ciekawa!
Nie spodziewałam się niczego spektakularnego po Nicku Primeonie i może to dobrze, bo dzięki temu miałam nieopisaną frajdę z czytania. Przeczytałam ją bowiem jednym tchem i choć była dość przewidywalna, to ma ona w sobie coś takiego, jakiś taki urok, który roztacza się nad czytelnikiem i niczym przytulna pelerynka otula i to tak przyjemne uczucie, że nie chce się z niego rezygnować choćby na chwilę. Do tego ta ilość wydarzeń, które „dzieją się” co chwile, przepędzają głównego i tytułowego zarazem, bohatera z jednego krańca kosmosu w drugi... i kolejny. Nie można się nudzić.
Nie bez znaczenia jest również pióro autora. Pomimo iż brakowało mi w tej historii głębi i wiele rzeczy jest „wyjaśnionych” dość pobieżnie, co, mając na uwadze ilość stron, nie jest dziwne, to Marek Szymański potrafi wzbudzić w czytelniku sympatię do tego, jak kreśli kolejne sceny i jaki kształt im nadaje, pomimo iż opisów jako takich za wiele nie ma, to całość działa intensywnie na wyobraźnię.
Bohaterowie wykreowani przez Marka Szymańskiego są ciekawi. Szczególnie tytułowy bohater, którego najlepiej daje się poznać. No i to jego historię opowiada autor, nie szczędząc zawiłości w jego biografii, która momentami może przyprawić o zawrót głowy, ale dzięki temu właśnie i on i cała książka ma to coś, co przykuwa uwagę i każe poznać Nicka i jego historię do samego końca.
Jedynym mankamentem tej powieści jest to, że jest taka krótka. Gdyby zyskała trzykrotnie na swojej objętości, a Marek Szymański dodał więcej szczegółów, rozbudowując dane sceny i wątki, to byłby to prawdziwy majstersztyk. Jednak Nick Primeon ma niespełna trzysta stron i jest dobrą lekturą.
Jeśli jesteście fanami międzygalaktycznych podróży, spisków, knowań i sekretów, a także niestraszne Wam lekko romantyczne nuty, to Nick Primeon będzie się Wam podobał. Wszak to idealna lektura na relaks!
Pieśń o Achillesie
Achillesa zna chyba każdy. Jego sylwetka przewija się przez niemal całą edukację, a mit o walecznym woju, którego słabym punktem była pięta, stał się już czymś wpisanym w naszą świadomość. Heros doczekał się nawet własnego przysłowia. Jednak czy zastanawialiście się kiedykolwiek jaki był naprawdę? Kogo kochał, co lubił robić w wolnych chwilach i czy chciał walczyć w wojnie o kobietę, której nie widział nigdy na oczy?
„Pieśń o Achillesie” Madeline Miller to opowieść trudna. Historia herosa przedstawiona jest przez kogoś, kto stał się najważniejszą osoba w jego życiu. Razem się wychowywali, dorastali, dzielili codzienne trudny i znoje. Chociaż Tetyda, matka Achillesa, chciała ich rozdzielić, oni trwali przy sobie, pomimo wszystkich przeciwności losu. On-grecki heros, który ma zostać półbogiem. On-wygnany syn króla, który nie cechuje się niczym szczególnym.
Już od pierwszych stron Madeline Miller zabiera czytelnika w podróż do Grecji. Tej starej, z przedziwnymi (i momentami zatrważającymi) normami moralnymi; gdzie rządzili bogowie z Olimpu i chociaż nie pojawiają się na stronach tej książki, to wyraźnie czuć ich obecność. To opowieść o miłości, poświeceniu i przeznaczeniu. Achilles był postacią tragiczna, a przynajmniej na takiego kreuje go autorka. Chciał innego życia, ale bogowie, matka Tetyda i Mojry zadecydowali inaczej. Bogini pragnęła syna wojownika jak Herakles, ale jeszcze znamienitszego. Chociaż Achilles uchodził za wojownika bezwzględnego, co udowodnił, zabijając Hektora podczas oblężenia Troi, miał miękkie serce. Kochał i chciał być kochany.
Jednak tuż obok niego, zawsze, od pierwszej strony stał ktoś jeszcze. Patrokles. Wygnany młodzieniec, który dorastał wraz z Achillesem. To on opowiada historię herosa, od początku do samego końca. Więź między nimi jest zadziwiająca. Rzadko trafiam na książki, w których autorka lub autor skupia się na przedstawieniu miłości pomiędzy dwoma mężczyznami. Madelaine Miller zrobiła to przepięknie. Opisywała miłość tak pięknie, że poruszało to najczulsze struny w moim sercu. Powiedzieć, że kibicowałam bohaterom, chociaż znałam historię Achillesa, to tak, jakby nie powiedzieć nic. Gdzieś we mnie siedziała kropelka nadziei, która chciała, aby Miller inaczej zakończyła swoją opowieść.
„Pieśń o Achillesie” to nie jest opowieść dla wszystkich. Trudna, piękna, ale i tragiczna. Napisana tak, że czyta się ją jednym tchem. Autorka przeniosła mnie do starożytnej Grecji i pokazała inny świat.