Rezultaty wyszukiwania dla: sci fi
Polecamy: Kroniki czasu istnienia
Kolejna książka z cyklu „Kroniki Czasu…” jest kontynuacją opowieści o tym, skąd pochodzimy stanowiącą kanwę „Kronik Czasu Ziemi”. Tym razem jednak spójrzmy w przyszłość i zadajmy sobie pytanie – dokąd zmierzamy?
Czarny świt
Praca listonosza nie należy do specjalnie wymagających, przynajmniej dla niego. Co prawda czasem trzeba dźwigać ciężkie pakunki, ale do takiej maleńkiej wsi, jakim jest Uboże, nieczęsto docierają tego rodzaju przesyłki. A plusów jest oczywiście więcej – można na przykład dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. W końcu trzeba obejść niemalże całą wieś! Tego dnia jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż mógłby się spodziewać. To właśnie on odnalazł ciało młodej dziewczyny, które ktoś pozostawił pod domem należącym do komisarza Rafała Hanzy oraz jego siostry, Wiktorii. Dwójka rodzeństwa musi tymczasowo zakopać wojenny topór, by wraz z miejscowym komendantem, Witoldem Balickim, odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania i schwytać zabójcę.
Jaki jest motyw mordercy? Dlaczego to właśnie pod ich domem pozostawił ciało ofiary? I co ma z tym wszystkim wspólnego hymn sybiraków, który martwa dziewczyna trzymała w dłoni?
Przeszłość zawsze się o Ciebie upomni.
Choć bardzo się staram nie być typem „okładkowca” (czyli osoby wybierającej książki ze względu na interesujący front), to często nie dotrzymuję swojego przyrzeczenia. W przypadku „Czarnego świtu” okładka wręcz obiecywała, że historia będzie mroczna i nie wypuści mnie ze swych rąk aż do ostatniej strony. Opis od wydawcy również dołożył swoje trzy grosze i tak oto w moje ręce trafiła książka autorstwa Urszuli Kusz – Neumann.
To, w jak dużym stopniu rodzeństwo Hanzów jest skonfliktowane, można wyczuć właściwie od ich pierwszej rozmowy telefonicznej. W sumie nic dziwnego, skoro od dzieciństwa ich codzienność wypełniały kłamstwa, niedopowiedzenia oraz tajemnice. Nie jest to raczej dobra podstawa do budowania wzajemnego zaufania. Pewnie i dlatego ich wspólne śledztwo dotyczące zabójcy młodej dziewczyny trwało tak długo. Swoją drogą, jeżeli już jesteśmy przy naszym duecie, to niestety muszę przyznać, że żadne z nich nie należało do moich ulubieńców. Wiktoria z tą swoją nieufnością wydawała się momentami wręcz przerysowana, a Rafał... nijaki. Nawet otoczka z tajemnic nie nadawała im specjalnego znaczenia. To raczej bohaterowie z rodzaju tych, którzy albo mocno irytują, albo w ogóle nie zapadają w pamięć.
Historii zawartych w tej pozycji jest tyle, że spokojnie wystarczyłoby na co najmniej trzy inne książki. Główny wątek jest oczywiście związany z morderstwem młodej dziewczyny, wnuczki jednej z mieszkanek wioski. Kolejne zaś – choć teoretycznie poboczne – dotyczą rodziny Hanzów. I nie mówię tu tylko o latach, gdy ich przodkowie zostali wywiezieni na Sybir, lecz również o tych bardziej współczesnych. Jak już wspomniałam wcześniej, wydaje się, że cała rodzina ma jakiś sekret do ukrycia. Z jednej strony tajemnice zawsze przyciągają uwagę, z drugiej jednak gdy jest ich za dużo, to zaczynają nużyć. Szczególnie że w tym przypadku każdą z nich określiłabym jako mocną.
Powiem tak – początek był bardzo obiecujący, zapowiadało się, że przepłynę przez tę historię tak, że pozostaną po niej jedynie miłe wspomnienia. A jednak nie do końca. Jak już wspomniałam, ilość nagromadzonych w debiucie autorki tajemnic jest na tyle duża, że nie czułam przyjemności z odkrywania ich. Po którejś z kolei nie czułam już nawet zaskoczenia, bo jak już wspomniałam, to nie były jakieś tam drobne sekreciki, które można zbyć wzruszeniem ramion. To były SEKRETY. Śmiertelne tajemnice. Rozumiem też, że autorka chciała wstrząsnąć czytelnikiem i poniekąd go przyciągnąć, by bez zastanowienia sięgnął po jej kolejne literackie dzieci, ale tym razem troszkę tego za dużo. Nie zawsze ilość idzie w parze z jakością.
Z pozytywnych stron lektury, Urszula Kusz – Neumann miała ciekawy pomysł na fabułę: mowa tutaj nie tylko o morderstwie, lecz również wywózkach na Sybir. Co prawda był to wątek poboczny, zawarty w kilku podrozdziałach, aczkolwiek bardzo obrazowo przedstawiony. Zupełnie tak, jakby autorka sama w tym uczestniczyła. Podobał mi się również wątek przodków rodzeństwa Hanzów, a konkretnie jednej młodej, dość specyficznej dziewczyny. Związek między nią a Wiktorią stanowiłby ciekawy fundament pod kolejną, nową historię – gdyby nie został wykorzystany już w „Czarnym świcie”.
Jako że to debiut, to liczę, że kolejne książki Urszuli Kusz - Neumann powalą mnie na kolana. „Czarny świt” to dobra książka, lecz moim zdaniem jej potencjał nie został do końca wykorzystany. Czekam więc z niecierpliwością na nowości spod jej pióra.
Baron
Choć nie mówią w dosłownym tego słowa znaczeniu, to zazwyczaj mogą przekazać istotne informacje. Jednak nie tym razem - wyłowione z wody zwłoki młodej kobiety są tak okaleczone, że śledczy mają ogromny problem ze zidentyfikowaniem denatki. Sprawca usunął wszystko, co mogłoby ułatwić ów proces – nawet twarz. A to dopiero początek krwawej drogi.
Przed Ewą Jędrycz i Hubertem Zaniewskim nie lada wyzwanie; szczególnie że trop prowadzi niepokojąco blisko puławskich biznesmenów, można by rzec – nienaruszalnych. Czy to możliwe, że to oni stoją za ostatnimi wydarzeniami?
Kilka lat temu miałam okazję zapoznać się z twórczością naszego polskiego autora, o czym przypomniał mi jeden z książkowych serwisów. Co prawda nie pamiętam szczegółów owego „spotkania”, ale wystawiona przeze mnie ocena świadczyła, że było ono średnie. Ciekawa więc byłam, jak będzie w przypadku „Barona”. Szczególnie że z opisu wydawcy wynikało, iż jest to książka pełna krwi oraz brutalności. Cóż - może to i dziwne, ale te słowa ostatecznie mnie przekonały do sięgnięcia po nowość od Krzysztofa Jóżwika. Jeżeli jesteście ciekawi, jak zakończyło się to spotkanie, to zapraszam dalej.
Karol i Sebastian – mężczyźni, bracia, właściciele dochodowej firmy, która przeszła w ich ręce po śmierci ich ojca. Mimo że są rodziną, nie widać w nich ani kropli podobieństwa; spokojny Sebastian to zupełne przeciwieństwo brutalnego i wybuchowego Karola. Nic więc dziwnego, że to właśnie Karol rozprawia się ze zdrajcami... lub konkurencją. Firma bowiem to tylko jedno źródło ich dochodów, a policjanci słusznie obrali ich za swój cel. I choć do tej pory drugi biznes kręcił się bez najmniejszych problemów, to na ich drodze wkrótce staje grupa z Rzeszowa z pewną propozycją. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż śledczy mają do nich kilka pytań odnośnie do znalezionych w wodzie zwłok dziewczyny. Pętla zaciska się coraz mocniej.
Książka Krzysztofa Jóźwika ma na okładce znaczek „18+” i prawidłowo. Co prawda nie wiedząc czemu, kojarzy mi się on zawsze jedynie z treściami pornograficznymi, ale pomińmy. Tutaj ich nie ma. Tu jest tylko krew, flaki oraz rozgrzany do czerwoności palnik. I ktoś, kto od wielu lat skrycie marzył o spełnieniu wszystkich swoich głęboko ukrytych pragnień, przez społeczeństwo uznawanych za chore. Muszę przyznać, że autor rzeczywiście się nie hamował, czego efektem jest porażający brutalnością „Baron”, książka nie dla osób o słabych nerwach. I to – jak dla mnie - jak najbardziej na plus. Co do reszty historii... cóż.
Gdybym potrafiła czytać ze zrozumieniem, to zapewne po „Barona” bym nie sięgnęła. Dlaczego? Otóż spodziewałam się wątku seryjnego mordercy, którego pierwszą ofiarą była wspomniana na początku młoda kobieta, a dostałam porachunki gangsterów. W tym przypadku biorę jednak całą winę na siebie. Zdarza się. Oprócz walki między puławską a rzeszowską grupą czytelnik dostaje tutaj również miłosny dramat, toczący się między trójką bohaterów: śledczym Krzysztofem, byłą panią prokurator Klaudią i prokuratorem Ziębą. Nie znam historii, gdyż nie czytałam dwóch pierwszych tomów „Serii puławskiej”, ale raczej nie spędza mi ów fakt snu z powiek. Wątek wprowadzony i prowadzony nieco na siłę, jakby w książce działo się za mało – z drugiej strony jednak osoby, które znają poprzednie części, dostały wreszcie swoje zakończenie. Jedynym tematem, który mnie zainteresował, były właśnie wymyślne tortury Barona. Czuję się nieco rozczarowana tym, że nie grał on pierwszych skrzypiec w tej pozycji.
Podsumowując, z jednej strony dużo się tu dzieje, nie można narzekać na niewielką ilość wątków, jednak mnie osobiście ta książka zmęczyła. Może to kwestia niedobranej do siebie tematyki, a może zwyczajnie z twórczością Krzysztofa Jóźwika mi nie po drodze. Mimo że do mnie ta pozycja niespecjalnie przemówiła, to sądzę, że może Wy znajdziecie w niej coś, co mi umknęło.
Zapowiedź: Wschód słońca w dniu dożynek
Nowość: Zapomniany horyzont. The Electric State
Hipnotyzująca wizja postapokaliptycznego świata, powstała z połączenia niepokojącej fabuły z wizualnym bogactwem niezwykłych ilustracji
Premiera: Potępione
Cztery Medaliony, mityczna Granica i przerażające dziedzictwo…
Marysia Chotecka mieszka w podwarszawskiej Podkowie i wiedzie pozornie normalne życie.
Zapowiedź: Kwiat Żelazny. Kroniki Czarnej Wiedźmy. Tom 2
Mrok gęstnieje, czarna magia rośnie w siłę. Oto kontynuacja uwielbianego przez czytelników cyklu fantasy.
Kiedy Elloren Gardner wraz z przyjaciółmi ratowała Selkie i uwalniała wojskowego smoka, chciała tylko naprawić krzywdę, którą wyrządziła. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała, było to, że stanie się częścią podziemnego ruchu oporu.
Czarna wiedźma
Magia, uprzedzenia i walka o własną tożsamość. Fantastyka z przesłaniem. Jak dla mnie brzmi wspaniale i z przyjemnością zabrałam się za lekturę powieści „Czarna Wiedźma”. Czy książka mnie nie zawiodła?
Zarys fabuły
Elloren Gardner, wnuczka legendarnej Carnissy Gardner, Czarnej Wiedźmy z przepowiedni, powinna budzić podziw i lęk. Powinna – ale nie budzi. Bo choć wygląda dokładnie jak jej babka, nie odziedziczyła po niej najmniejszej magicznej iskry. W świecie, w którym potęga oznacza wszystko, Elloren jest nikim. Gdy dostaje szansę spełnienia swojego marzenia o zostaniu aptekarką i zaczyna naukę na Uniwersytecie Verpax, odkrywa, że szkoła nie jest bezpiecznym miejscem dla kogoś z jej nazwiskiem. Wśród studentów są przedstawiciele różnych ras i nacji – w tym ikaryci, władający ogniem czy inni przedstawiciele „wrogich” ludów, od dziecka przedstawianych jej jako zagrożenie. Wśród narastających konfliktów, politycznych intryg i własnych wątpliwości Elloren będzie musiała odkryć, kim naprawdę jest i czy znajdzie w sobie siłę, by zawalczyć o sprawiedliwość.
Moja opinia i przemyślenia
„Czarna Wiedźma” to powieść, która zaczyna się niczym klasyczna fantastyka młodzieżowa. Jednakże szybko ujawnia swoją głębię. To historia pełna magii, ale opowiada również o uprzedzeniach, indoktrynacji i dojrzewaniu do własnych decyzji. Początkowo Elloren irytuje swoją naiwnością, ale właśnie ta ewolucja – od osoby przekonanej o jedynej słusznej racji do kogoś, kto zaczyna dostrzegać szarości w czarno-białym świecie – czyni książkę tak ciekawą i wartościową. Bo często takiej głębi we współczesnej fantastyce brakuje.
Autorka nie boi się trudnych tematów. Tworzy świat, który boleśnie przypomina naszą rzeczywistość. Podziały, dyskryminacja, ukryte mechanizmy władzy, które wykorzystują strach do kontrolowania społeczeństwa. Mimo to książka nie przytłacza. Dzięki wartkiej akcji, emocjonującym zwrotom i intrygującemu tłu politycznemu trudno się od niej oderwać. Podoba mi się również, jak różnorodni są bohaterowie. Od zimnego, tajemniczego Lukasa Greya, przez ekscentrycznych buntowników, aż po niezwykle charyzmatycznych przedstawicieli innych ras. Każdy wnosi coś unikalnego do opowieści. Zostali wykreowani naprawdę barwnie. Jestem bardzo ciekawa jak historia rozwinie się w kolejnych tomach.
Podsumowanie
„Czarna Wiedźma” fantastyka młodzieżowa, ale taka z głębszym przesłaniem. To historia o tym, jak trudno wyrwać się ze schematów. O tym, jak bolesne bywa odkrywanie prawdy i jak wiele trzeba odwagi, by sprzeciwić się temu, co wpajano nam od dziecka. Jeśli lubicie beletrystykę, która oprócz tego, że zapewnia rozrywkę, to zmusza też do refleksji, koniecznie sięgnijcie po tę powieść. Ja już czekam na kontynuację! I to bardzo niecierpliwie.
Tłuste thrillery i książki fantasy
Nie macie ochotę na pączka? Wolicie poczytać, ale uważacie, że to dziwne? Wcale nie, ale żeby uczcić trochę Tłusty Czwartek mamy dla Was kilka propozycji grubych książek z gatunku fantasy i thrillerów.
Obsesja terapeutki
Twórczość Vii Keeland znam z gorących romansów. Dlatego zupełnie zaskoczyło mnie, że napisała również książkę taką jak „Obsesja terapeutki”. I oczywiście nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Tym razem pisarka postanowiła spróbować sił w thrillerze psychologicznym. Moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę. Dlaczego? Dowiecie się z dzisiejszej recenzji.
O czym jest książka?
„Obsesja terapeutki” to opowieść o granicach – tych przekraczanych świadomie i tych, które się zacierają w natłoku emocji. Nie jest to książka o miłości, lecz o obsesji, która krok po kroku pochłania główną bohaterkę.
Meredith McCall, nowojorska psychiatra, po straszliwej stracie nie potrafi znaleźć ukojenia. Kiedy poznaje Gabriela Wrighta, mężczyznę, z którym łączy ją tragiczne doświadczenie, zaczyna się nim interesować w sposób, który szybko wymyka się spod kontroli. Zamiast zachować dystans, Meredith angażuje się coraz bardziej, aż w końcu to Gabriel pojawia się w jej gabinecie jako pacjent. Od tego momentu granica między profesjonalizmem a obsesją zaczyna się zacierać. Bohaterka wikła się w grę pełną kłamstw, niejasnych intencji i zakazanych uczuć, które prowadzą ją coraz głębiej w otchłań niebezpiecznej fascynacji.
Moja opinia i przemyślenia
Powieść wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do samego końca. Vii Keeland po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać porywające książki. Umiejętnie kreśli postać głównej bohaterki – jej emocjonalne rozchwianie, samotność i pragnienie kontroli są wyczuwalne w każdym rozdziale. Autorka subtelnie igra z czytelnikiem, pozostawiając go w stanie niepewności. Kto tu naprawdę jest zagrożeniem? Meredith czy Gabriel?
Najciekawsze w tej historii jest to, jak doskonale oddano atmosferę obsesji. Narastające napięcie, stopniowe pogrążanie się w niezdrowych emocjach i przekraczanie kolejnych granic. Vi Keeland, mimo że specjalizuje się w literaturze romantycznej, nie wprowadza tutaj typowego romansu. Wątek uczuciowy nie jest celem samym w sobie, lecz narzędziem napędzającym fabułę.
Nie obyło się jednak bez pewnych niedociągnięć – momentami książka sprawia wrażenie zbyt dynamicznej. Niektóre wątki mogłyby zostać lepiej rozwinięte. Mimo to, historia jest na tyle wciągająca, że trudno się od niej oderwać. Natomiast zakończenie zostawia czytelnika w emocjonalnym zawieszeniu.
Podsumowanie
„Obsesja terapeutki” to udany debiut Vi Keeland w gatunku thrillera psychologicznego. Autorka udowodniła, że potrafi budować napięcie, bo to, że umie konstruować nieoczywiste, pełne emocji historie wiedzą wszystkie, znające ją, czytelniczki. Jeśli lubicie książki, które grają na emocjach i wciągają w spiralę toksycznych relacji, powieść zdecydowanie się wam spodoba. To historia o granicach, które łatwo przekroczyć, ale trudno potem znaleźć drogę powrotną. Warto dać jej szansę!