Rezultaty wyszukiwania dla: obyczajowy

środa, 23 maj 2018 10:41

Powrót

Po opuszczeniu Zony Misza stara się żyć jak każdy człowiek "po tej stronie"- prowadzi firmę, tworzy szczęśliwy związek z Nastią, dla której to postanowił porzucić dotychczasową egzystencję. Co prawda długo musiał oduczać się typowych stalkerskich reakcji, ale ostatecznie udało się... nawet, jeżeli tylko w siedemdziesięciu procentach. Problem w tym, że jego "kochanka" z dnia na dzień wzywa go coraz głośniej. Czuje Jej zew, tajemnicze przyciąganie. Co tu dużo mówić- Misza, choć bez pamięci zakochany w Nastii, po cichutku tęskni za stalkerskim życiem. Za odkrywaniem coraz to nowszych miejsc, za kompanami, zastrzykiem adrenaliny. Kiedy na progu swojego domu znajduje rannego Patyka, dawnego towarzysza niedoli, a jego firma zostaje przetrząśnięta już wie, że musi Tam wrócić. Musi dostać się do Zony, odnaleźć Doktora oraz najważniejsze- przeżyć.

A Zona nie jest już dokładnie taka, jak cztery lata temu; co prawda nawet wówczas człowiek nie był pewny, czego się po niej spodziewać, ale... wtedy jeszcze wydawała się dla doświadczonego wojaka miejscem do zdobycia. Dziś Jej granice rozrastają się coraz bardziej, strasząc znacznie groźniejszymi anomaliami. Ale od czego są młodsze pokolenia? Podczas wyprawy Misza natyka się na Sonię, która całkiem dobrze orientuje się w zonowskiej codzienności, a jej praktyczne przygotowanie przypomina mężczyźnie kogoś, kogo znał bardzo dobrze... i kogo oboje poszukują. 

Od momentu, w którym przeczytałam Bagno szaleńców autorstwa Joanny Kanickiej, wsiąkłam w świat S.T.A.L.K.E.R.A.; myślę, że za jakiś czas zmierzę się również z pozostałymi, wcześniejszymi tomami. Choć jestem kobietą, a myśląc stereotypowo powinnam być rozkochana wyłącznie w powieściach obyczajowych czy literaturze erotycznej, to właśnie wbrew pozorom ta seria porwała moje serce. Jest taka... mocna. Nie wiadomo, czego się po niej spodziewać, a Zona przyciąga mnie tak jak naszego głównego bohatera, Miszę.

Podczas lektury często zastanawiałam się, dlaczego tamto miejsce tak przyciąga ludzi. Owszem, jest niezbadane, a granice Zony wciąż to się poszerzają, to maleją. Jest takim "niezdobytym lądem", wciąż pełnym tajemnic. Wielu jest takich, którzy pragnęliby ją zdobyć na wyłączność, być kolejnym Krzysztofem Kolumbem, tyle że w wersji zonowskiej. Ale nie, Ona ma inne plany- będzie pogrywać z Tobą, dopóki Jej na to pozwolisz. Albo dopóki nie zginiesz z żyjących w Jej wnętrzu istot. A jest ich tam bardzo wiele! To dodatkowo dodaje książkom z owej serii smaczku. Stąpając ostrożnie, krok po kroku za Miszą i Sonią, natkniemy się na Juchociągi, ale również wiele anomalii. Możesz również natrafić na niby zwykłe pnącza, które zaczepią o Twoje włosy i bez najmniejszej litości zerwą Ci cały skalp. Uważaj więc!

Powrót to taka typowo męska powieść (jak zresztą cała seria), którą zdecydowanie w pierwszej kolejności poleciłabym mężczyznom. Nie ujmujmy jednak kobietom, które zapewne również z wielką chęcią rozczytywałyby się w kolejnych przygodach bohaterów. Nie ma tam miejsca na sentymenty czy współczucie- nie jesteś wystarczająco ostrożny, to czeka Cię śmierć. I tyle. Zona to nie jest miejsce na rodzinne podróże tam i z powrotem; to raczej ogromny plac boju, pełen niespodzianek. 

Warto wspomnieć o tym, że na drodze Miszy oraz Soni nie tylko stanęły wytwory Zony, lecz również inni ludzie. Ludzie, których o dobre zamiary nie możemy w żadnym razie posądzać. Ktoś pragnie dorwać stalkerów, zapanować nad tym miejscem. Ale czy można pokonać Zonę... ? Szczerze wątpię. I już nie mogę doczekać się kolejnych części!

Dział: Książki
sobota, 17 marzec 2018 21:18

Wind River. Na przeklętej ziemi

„Statystyki zaginionych prowadzi się dla każdej grupy demograficznej. Wyjątek stanowią indiańskie kobiety. Nikt nie wie, ile z nich jest zaginionych” – ta zaskakująca informacja rodzi pytania o przyczyny takiego stanu rzeczy. Czy dzieje się tak dlatego, że te kobiety są traktowane jako inne, gorsze? Czy też wśród Indian panuje zmowa milczenia? A może wypchnięci poza nawias społeczeństwa, zamknięci w rezerwatach Indianie nie wierzą, że biały człowiek jest w stanie im pomóc, że chodzi mu o sprawiedliwość i uchwycenie sprawców? Pewne jest, że władze stanowe nie prowadzą takiej sprawozdawczości, jakby rezerwaty, w tym rezerwat Wind River, położony w centralnym regionie stanu Wyoming, będący domem dwu plemion: Północnych Arapahów i Wschodnich Szoszonów, nikogo nie obchodziły.

Życie w rezerwacie nie należy do łatwych, zaś panujące tam warunki klimatyczne czynią je jeszcze trudniejszym. Właśnie tam, w tym zapomnianym przez Boga i ludzi rejonie, Taylor Sheridan umieścił akcję swojego filmu, pt. „Wind River. Na przeklętej ziemi”. Debiutujący na wielkim ekranie w charakterze reżysera Sheridan, trwale zapisał się tą produkcją w świadomości widza, który uzna artyzm filmu, doceni siłę wyrazu minimalizmu, a także wciągającą fabułę i sam sposób przedstawienia poruszanego problemu. Ośnieżone szczyty gór są dodatkowym bonusem, bowiem zdjęcia krajobrazów budzą zachwyt, mimo iż naznaczony jest on tragedią, jaka rozegrała się w Wind River.

To właśnie tam, podczas rutynowego obchodu terenu, tropiciel dzikich zwierząt Cory Lambert (w tej roli znakomity Jeremy Renner), odnajduje przysypane śniegiem ciało młodej Indianki, córki swojego przyjaciela. Kobieta zmarła z wychłodzenia, ale wcześniej została brutalnie zgwałcona, przebyła też wiele mil biegnąc po śniegu i to bez obuwia. Śledztwo w tej sprawie prowadzi FBI, choć o podejściu do tego morderstwa świadczy osoba funkcjonariuszki – na pustkowie zostaje wysłana młoda, nieskażona jeszcze systemem agentka, Jane Banner (w tej roli znana m.in. z filmu „Avengers: Czas Ultrona” Elizabeth Olsen). Specyfika rezerwatu, brak doświadczenia w pracy w tak trudnych warunkach sprawiają, że kobieta zmuszona jest poprosić o pomoc Cory'ego. Wspólnie ruszają tropem zbrodni, choć nie będzie łatwo dociec prawdy. Cory dąży jednak niestrudzenie do rozwiązania zagadki, bowiem śmierć dziewczyny budzi w nim wspomnienia rodzinnej tragedii, jaka dotknęła go w przeszłości. Wraz ze śledztwem wracają nie tylko bolesne wydarzenia, zwiększa się też motywacja, by odnaleźć zabójcę, a także wymierzyć sprawiedliwość...

Mimo iż fabuła krąży wokół samego morderstwa i wąskiego grona bohaterów, to ta prostota robi niezwykłe wrażenie. Choć obraz można zakwalifikować jako kryminał, to – z uwagi na zaangażowanie emocjonalne, skomplikowane doświadczenia życiowe bohatera, a także fakt, iż przedstawione w filmie wydarzenia miały miejsce, wymyka się on schematom. Staje się swego rodzaju dokumentem, filmem obyczajowym, pomnikiem wzniesionym z bólu po stracie dziecka i niesprawiedliwości, którą było wyrzucenie indiańskich kobiet poza nawias. Znamienne jest to, iż prostota fabuły przekłada się również na minimalistyczne dialogi – prawdziwe wrażenie robi to, co dzieje się pomiędzy słowami, a także niezwykła muzyka, która wprowadza napięcie, równocześnie pozwalając skoncentrować się na akcji.

Mocną stroną tej produkcji – poza fabułą i znakomitymi ujęciami – jest gra aktorska. Surowy, wycofany Lambert o smutnej duszy, doskonale sprawdza się w roli samotnego wilka, myśliwego, który wciąż zmaga się z demonami przeszłości. Również wybór Elizabeth Olsen, o anielskiej urodzie i naiwności w oczach sprawia, że grana przez nią postać niedoświadczonej agentki Banner, która wciąż nie może pogodzić się z okrucieństwem tego świata i której doświadczenie nie odebrało jeszcze umiejętności okazywania emocji, wypada tak autentycznie.

Tym samym film „Wind River. Na przeklętej ziemi”, można uznać za obraz wyjątkowy, który w pełni zasługuje na pochwały, jakie odbiera. Odarty z efektów specjalnych, czy szybkich zwrotów akcji, obraz broni się doskonale, zarówno swoją głębią, jak i mistrzowską jego realizacją. Pozostaje życzyć sobie więcej takich filmów, które długo pozostają w pamięci widza, wywołując niesłabnące emocje.

Dział: Filmy
sobota, 17 marzec 2018 18:54

Ktoś mnie obserwuje

W dobie wszechobecnych mediów nikt nie jest anonimowy. Niewinne zdjęcie na Instagramie, zabawny mem na Fejsie, czy oficjalne i poważne konto na portalu branżowym. Post do postu i powstaje gigantyczna historia o nas samych. Ile w niej prawdy? Ile pozerstwa? A co jeśli to internetowe życie jest... wszystkim?

Tess cierpi na agorafobię. Myśl o wyjściu z własnego pokoju jest jej największym lękiem. Ale to przecież nie znaczy, że świat na zewnątrz przestał istnieć. Może go bardzo dobrze śledzić, a raczej... obserwować za pomocą Twittera. Zwłaszcza że konto na tym portalu ma jej idol. Obserwuje Erica i należy do jego prężnie działającego fandomu. Tymczasem życie gwiazdora nie jest tak piękne, jak pokazuje to w Internecie. Z kim tak naprawdę pisze Tess? Czy w ogóle powinna mu ufać?

Media społecznościowe odgrywają coraz większą rolę w życiu młodych ludzi. I chociaż teoretycznie każdy zdaje sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń, tak naprawdę... nie bierze ich pod uwagę. „Ktoś mnie obserwuje” zwraca uwagę na fakt, jak wielkim zaufaniem obdarzamy obcych, bardzo często zupełnie anonimowych ludzi. Ale nie bójcie się, tej książce daleko do moralizatorstwa. Owszem, porusza sporo kontrowersyjnych tematów związanych z mediami społecznościowymi, ale robi to w lekki i wynikający z fabuły sposób.

Sam tytuł stanowi też swojego rodzaju połączenie thrillera z powieścią młodzieżową i nie ma co ukrywać, tego drugiego jest zdecydowanie więcej. Pojawia się kilka scen pełnych napięcia, niepewności i zagrożenia, ale nie jest ich aż tak dużo. Obyczajowy charakter książki zdecydowanie przeważa. Mamy więc sporo tematów typowych dla życia nastolatków: miłość, przyjaźń i rodzice, którzy niczego nie potrafią zrozumieć.

Książka intensywnie nabiera tempa pod sam koniec, kiedy wszystkie wydarzenia zmierzają do kulminacji. No i oczywiście czytelnika czeka też intrygujące, otwarte zakończenie. Oby tylko nie trzeba było czekać zbyt długo na kolejną część.

Co do głównych bohaterów, to muszę przyznać, że ich polubiłam. Tess, została zbudowana ciekawie i wiarygodnie. Jej zachowanie, lęki i pragnienia zostały wyjaśnione doświadczeniami z przeszłości. Również Eric, jej idol, to postać z krwi i kości. Nie można tej historii zarzucić braku zdrowego rozsądku, czy logiki. A co można? Opowieść momentami jest... przesłodzona. Znajomość rozwija się w niezwykle przewidywanym kierunku, a zwrotów akcji nie jest aż tak dużo.

Podobało mi się za to to, że historia opowiedziana została dwutorowo, z dwóch perspektyw czasowych i przy wykorzystaniu różnych form przekazu. Obok standardowej narracji, mam oczywiście rozmowy na Twitterze, ale też... protokoły z przesłuchań policyjnych.

Sam pomysł na książkę uważam za bardzo udany. Sposób, w jaki ludzie prezentuję swoje życie w Internecie, jak postrzegają innych i co uważają za ważne, to temat rzeka. Jest to może odrobinę przesłodzona opowieść, jednak nadrabia wyrazistymi bohaterami. Jako literatura młodzieżowa z wątkiem thrillerowym sprawdza się wyśmienicie!

Dział: Książki
sobota, 27 styczeń 2018 12:21

Zeszyt Wendy

Wendy Davies, 16-latka mieszkająca w Nowej Anglii, przeżywa tragedię rodzinną. Podczas podróży samochodem na skutek głupiego wybryku nastolatków rzucających kamieniami w przejeżdżające samochody, ulega wypadkowi. Auto, którym podróżowała wraz z całą rodziną wpada do wody. W dramatycznym momencie widzi swojego brata, który nawołuje ją, aby dołączyła do niego i innych Zagubionych Chłopców. W szpitalu Wendy dowiaduje się, że ciała Michasia nie odnaleziono, jej brat Janek, nie odzywa się, a nikt nie chce jej uwierzyć, że Michaś żyje, tylko odszedł w inne miejsce, a ona musi go sprowadzić z powrotem.

„Zeszyt Wendy” to dziennik emocjonalny nastolatki przechodzącej traumę po stracie bliskiej osoby. Przejmująca historia, która może dotknąć każdą rodzinę i każde dziecko. Świat Nibylandii przezierający przez rzeczywistość otaczającą Wendy, wdzierający się kolorowymi plamami w szarość i ponure oblicze świata, które pozostawił po sobie brat Wendy, pozwala jej na przetrwanie w chwili, kiedy umysł nie jest w stanie ogarnąć jeszcze straty. Zeszyt, który otrzymuje dziewczynka od swojej terapeutki, jest natomiast wentylem bezpieczeństwa w momencie, kiedy najbliżsi, z powodu odczuwania cierpienia, nie są w stanie zrozumieć i pomóc Wendy. „Project Wendy”, taki tytuł oryginalnie nosi komiks, jest pięknym komiksem o tym, że czasem ucieczka w krainę fantazji jest jedynym ratunkiem, a mechanizm ludzkiego umysłu potrzebuje tego eskapizmu, by odnaleźć się w emocjach, które przerastają często nas dorosłych, a co dopiero dojrzewających nastolatków. Opowiadanie graficzne, jakim jest dzieło obu pań, nie koncentruje się wyłącznie na problemie śmieci w rodzinie. W „Zeszycie Wendy” podejmowana jest również inna tematyka związana z problemami związanymi z okresem dojrzewania, jak akceptowanie przez grupy społeczne, kwestia narkotyków, relacje z dorosłymi, komunikacja z rodzeństwem i rówieśnikami, i wiele innych, choć są one marginalne, to jednak nie zostały pominięte.

”Zeszyt Wendy” jest komiksem przemyślanym jako całość, zarówno pod względem treści, jak i formy. Widać, że jest formą dojrzałą treściowo, a grafiki podkreślają, to co trzeba. Koncept wypływającego świata fantazji, postaci ze świata J. M. Barriego, za pomocą barwnych plam jest utrafiony w dziesiątkę. Kreska komiksu też jest przyjemna oku. Jedynie nie przypadł mi do gustu pomysł niedopracowania arkuszy dotyczących Nibylandii, domyślam się, że jest to zamierzony chwyt, mający podkreślić nierealność tego świata, ale wywarł on na mnie negatywne wrażenie niedbalstwa, tym bardziej, że wcześniejsze rysunki wywarły na mnie wielki urok. Jednak o zamierzeniach artystycznych się nie dyskutuje.

Komiks polecam każdemu, choć podejmuje smutną tematykę i nie każdy mement na jego przeczytanie jest właściwy. Najlepszą rekomendacją niech będzie fakt, że po jego otrzymaniu, pierwszą czytelniczką była moja jedenastoletnia córka, która, jak dotąd zaczytywała się w seriach komiksowych „Sisters”, czy „The Powerpuff Girls”, czyli lekkich i zabawnych, a ten połknęła w całości od razu i spodobał jej się. Podkreśliła, że jest to smutna historia, ale fajny komiks. Tak też, obie polecamy.

Poniżej przedstawione są w Galerii fragmenty plansz.

Dział: Komiksy
sobota, 23 wrzesień 2017 14:52

Sylwia Zientek - spotkanie autorskie

Wydawnictwo W.A.B. i BookBook Księgarnia zapraszają na spotkanie autorskie z Sylwią Zientek.

Czas: 28 września w godzinach 18:00 - 19:00

Miejsce: BookBook Księgarnia Hoża, ul Hoża 29/31, Warszawa

Wydawnictwo W.A.B.zaprasza na spotkanie z Sylwią Zientek na temat jej książki "Hotel Varsovie". Spotkanie poprowadzi Karolina Głowacka.

Wydawnictwo W.A.B. i BookBook Księgarnia Hoża zapraszają na październikowe spotkanie autorskie z Katarzyną Berenika Miszczuk.

Czas: 5 października w godzinach 18:00 - 19:00

Miejsce:BookBook Księgarnia Hoża, ul. Hoża 29/31, Warszawa

Wydawnictwo W.A.B. zaprasza  na spotkanie z pisarką Katarzyną Bereniką Miszczuk, która opowie o swojej najnowszej książce "Obsesja".
Spotkanie poprowadzi Justyna Dżbig-Kluge, dziennikarka Radia ZET.

sobota, 23 wrzesień 2017 11:12

"Obsesja" - Katarzyna Berenika Miszczuk

Wydawnictwo W.A.B. zapowiedziało nową serię powieści obyczajowych z wątkiem kryminalnym Katarzyny Bereniki Miszczuk, której pierwszy tom "Obsesja" ukaże się 27 września.

Ponure korytarze szpitalnego oddziału psychiatrii i niepokojące listy od tajemniczego wielbiciela. Wygląda na to, że doktor Joanna Skoczek znalazła się w niebezpieczeństwie.

Dział: Książki
czwartek, 17 sierpień 2017 19:53

Dublin, moja miłość

W życiu Molly Murphy, butnej, samozwańczej detektyw, chwilowo zapanowała stagnacja. Trudno o nowe zlecenia, a czekający na wyjaśnienie swojej sprawy Daniel, swoim postępowaniem skłania bohaterkę do zastanawiania się, czy oby faktycznie jest on tym jedynym. Gdy więc nadarza się okazja wyjazdu, mimo że chodzi o Irlandię, do której Molly miała nigdy nie wracać (bo przecież stamtąd dwa lata temu uciekła), dziewczyna decyduje się przyjąć intratne zlecenie od zamożnego impresario i odszukać jego siostrę.

Jednak już na statku, którym płynie bohaterka, sprawy zaczynają się gmatwać. Najpierw znana artystka prosi Molly, by zamieniła się z nią na kajuty, a potem zostaje zamordowana młoda dziewczyna. A miała to być nudna i spokojna podróż.

Po zejściu na ląd Molly musi zatem nie tylko współpracować z policją, ale też prowadzić własne poszukiwania. Szybko przekona się, że prawa i możliwości młodych kobiet są tak samo ograniczane w Irlandii, jak i w Ameryce, pod tym względem oba kraje są bardzo podobne. Molly jednak nie podaje się i z właściwą sobie rezolutnością stara się rozwiązać powierzoną jej sprawę, pakując się przy tym w niejedne tarapaty.

Szósty tom jest, w moim odczuciu, najmniej kryminalny, a bardziej społeczno-obyczajowy. Prowadzona przez bohaterkę sprawa co prawda łączy się z wątkiem głównym, ale rozwiązuje się dość szybko. Więcej miejsca za to poświęciła autorka ukazaniu Dublina w czasach, gdy panowali w nim Anglicy, a miejscowa ludność traktowana była jak aparat rewolucyjny i przestępczy. Widać, że gdyby miasto dostało szansę, rozwinęłoby się w szybkim tempie i prędzej czy później to nastąpi, ale krewkich Irlandczyków czeka jeszcze bardzo długa i krwawa walka o niepodległość. Oczami Molly, Irlandki wychowanej jak Angielka obserwujemy starania irlandzkich organizacji o zachowanie języka, tradycji, literatury, teatru i poezji. W walkę tę włączają się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Molly ma zatem okazję, by nie tylko odkryć swoje korzenie, ale też zastanowić się, czy los samotnej, samodzielnej kobiety jest jej prawdziwym pragnieniem. A co wtedy z Danielem?

Jedno jest pewne. Autorce udało się ukazać niesamowity klimat Dublina początków wieku oraz utrzymać napięcie, do samego końca bowiem nie mamy pewności, jak zakończą się intrygi Molly oraz jej nowopoznanych sojuszników. Książkę można czytać bez znajomości poprzednich części, to duża zaleta cyklu, zachęcam jednak do zapoznania się z całą serią o przygodach rudowłosej Irlandki detektyw. Uroczy klimat retro i pełna tupetu bohaterka od razu chwycą czytelnika za serce.

Polecam. Seria godna uwagi.

Dział: Książki
piątek, 28 lipiec 2017 18:33

Chata

Film powstał na podstawie powieści Williama P. Younga pod tym samym tytułem. Od razu przyznam, że nie czytałam książki, choć rzecz jasna z grubsza wiedziałam czego dotyczy. Pamiętam lata, gdy święciła triumfy na blogach, zbierając wiele pozytywnych recenzji. Nie przyciągnęła mnie wówczas do siebie i dopiero teraz po seansie filmu, jestem skłonna do niej zajrzeć.

Główny bohater tej historii Mack zawsze był trochę na bakier z Bogiem. Chodził co prawda z rodziną do kościoła i odmawiał z dziećmi wieczorny pacierz, ale nie robił tego z sercem. Mocno skrzywdzony w dzieciństwie, był raczej człowiekiem skrytym i dość zachowawczym w kontaktach z ludźmi. Mimo to jego rodzina miała się dobrze i była szczęśliwa. Wszystko uległo zmianie, gdy na campingu zupełnie niespodziewanie zaginęła najmłodsza córka Macka, Missy. Dziewczynki nigdy nie odnaleziono, jedynym śladem, jaki po niej pozostał, była jej czerwona sukienka. Przytłoczona ogromem tragedii rodzina nawet nie mogła wyprawić dziecku godnego pogrzebu, bo przecież nie znaleziono ciała.

Rok później rodzina Macka jest na skraju rozpadu. Mack izoluje się od bliskich, dorastające dzieci są osamotnione w swoim cierpieniu i tylko żona Macka, Nan stara się jakoś trzymać rodzinę w normalności. To właśnie wtedy Mack dostaje list z zaproszeniem na rozmowę. Nie ma podpisu nadawcy, ale wszystko wskazuje na to, że list napisał sam Bóg. Zdesperowany mężczyzna zabiera ze sobą broń i wyrusza w podróż. Co go czeka na jej końcu?

Film oglądałam z mężem i generalnie podobał nam się bardzo, choć jednocześnie wiem, że nie każdemu przypadnie on do gustu i nie ma tu znaczenia, czy ktoś jest wierzący czy nie.

Powolne tempo narracji może być plusem i minusem. Plusem, bo pozwoli skupić się na drobnych wydarzeniach, napawać się wagą wypowiedzianych słów i pięknem plenerów, a minusem, bo osoby przyzwyczajone do szybszego tempa może zwyczajnie znużyć.

W klasycznym rozumieniu dziania się, dzieje się mało. Mack przybywa do Chaty, gdzie będzie musiał zmierzyć się ze swoim cierpieniem i przeżytym koszmarem i albo mu się to uda i pójdzie dalej, albo po prostu wypali się jako człowiek i będzie wrakiem. Najpierw jednak bohater musi zrozumieć, jaką rolę w tym wszystkim pełni Bóg, jakie jest miejsce jego jako człowieka i czy potrafi wybaczać czy może powinien osądzać.

Jeśli pogodzić się ze spokojnym tempem narracji, przyjąć za dobrą monetę piękne krajobrazy i miejsca oraz delektować się drobnymi czynnościami takimi jak przygotowanie posiłku, pielęgnowanie ogrodu czy oglądanie nieba nocą, a także uważnie wysłuchać dysput Macka z obliczami Boga, film nie tylko okaże się piękny i magiczny, ale też wyciśnie sporo łez z oczu.

Umiejętnie i z wyczuciem obsadzono role w filmie. Sam Worthington z oddaniem gra zrozpaczonego ojca, a Octavia Spencer swoim spokojnym uśmiechem bardzo przypominała mi inny, kultowy już jak dla mnie serial o anielskiej tematyce, pt. Dotyk Anioła. Oczarowała mnie także Sumire w roli Sarayu.

Dlatego podkreślam raz jeszcze, że decydując się na seans filmu trzeba być świadomym, że jest to obraz dość specyficzny. Inny niż wiele hollywoodzkich produkcji; z klimatem, refleksyjny, spokojny i skłaniający do myślenia.

Dział: Filmy
wtorek, 18 lipiec 2017 18:10

Urok Grace'ów

River jest nowa w mieście. Jest tak zwyczajna, jak tylko może być współczesna dziewczyna. Niepozorna z wyglądu, mól książkowy, z nieciekawym drugim śniadaniem, miejscem zamieszkania i mamą, z którą nie umie się porozumieć. W tle majaczy ojciec, który niespodziewanie odszedł i inne problemy, o których na razie bohaterka tylko napomyka półgębkiem.

Całe miasto równie mocno jak podziwia i zazdrości, tak mocno żyje życiem najbogatszej rodziny nazwiskiem Grace. Wszyscy chcieliby się z nimi przyjaźnić, u nich bywać, przez nich być zauważonym lub choć trochę popławić się w blasku ich glorii.

Bliźnięta Thalia i Fenrin oraz ich młodsza siostra Summer to szkolni celebryci. Uczniowie albo ich kochają albo nienawidzą, nie ma opcji pośredniej. Młodzi Grace'owie żyją niczym bogowie, poza granicą wszelkich norm społecznych i obyczajowych. Wszystkich to oburza i bulwersuje, ale nikt nie potrafi być wobec tego obojętny. River także nie jest. Bardzo chciałaby zostać przez Grace'ów zauważona, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ma nic co by ją wyróżniało, a patentami wzdychania i uwieszania się (tak jak u innych) nie chce się posługiwać). I oto zdarza się istny cud. River zaprzyjaźnia się z Grace'ami zaczyna bywać u nich w domu, poznawać ich sekrety i ich samych. Chce odkryć magię, którą jak sama wierzy, bohaterowie się parają, a przy tym sama stać się jej częścią.

Czy nad rodem Grace faktycznie ciąży stara klątwa? Co takiego ukrywa River, dziewczyna o zmienionym imieniu? I czy naprawdę magia istnieje? Czy to może tylko kwestia woli i intencji? Autorka, jakby na przekór, bardzo długo nie daje czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi i chyba to jest najlepsze w całej powieści. Ta dusząca niepewność.

Gdyby natomiast odstawić otoczkę grozy i paranormalności, historia przestawiona w tej książce mogłaby być odbiciem problemów współczesnych młodych ludzi. Samotność, zagubienie, pragnienie akceptacji i rozpaczliwie poszukiwanie swojego miejsca w świecie. Z tym boryka się wielu nastolatków. Grace'owie są może i piękni i bogaci, ale gdy oczyma głównej bohaterki przyjrzymy się im z bliska, zobaczymy, że pomimo zewnętrznego blasku, wcale nie są tacy szczęśliwi, ani cudowni, jak o nich myślą mieszkańcy. Uważny czytelnik wyłapie te problemy, co tylko będzie dodatkowym smaczkiem podczas czytania. Zaburzenia jedzenia, odmienna orientacja, stalking, nadużywanie alkoholu, brak granic stawianych przez dorosłych. Grace'owie są żywym dowodem na to, że pieniądze i pozycja nie dają szczęścia. Wiele ułatwiają, to fakt, ale równie skutecznie odgradzają człowieka od prawdziwego życia.

Urok Grace'ów nie jest jednak dramatem obyczajowym, ten rozgrywa się w tle. Równie mocno zaakcentowany jest tutaj wątek czarów i czarownic. Główna bohaterka tak mocno wierzy w niezwykłość rodzeństwa, że z rozdziału na rozdział trudno oprzeć się gęstniejącej atmosferze. Podskórnie czujemy też, że River szuka magii nie tam, gdzie faktycznie się ona znajduje i dlatego zakończenie tej historii tak zaskakuje. Odkryte sekrety i odmieniona River wgniatają w fotel.

No cóż, dałam się zwieść. Spodziewałam się kolejnego romansu z wątkiem paranormalnym, a tymczasem dostałam niesamowity thriller z pogłębioną analizą psychologiczną. Co z tego wyniknie? Otóż, doczytałam na Goodreads, że istnieje część druga tej historii i zastanawiam się, o czym będzie oraz jak przerwane wątki będą kontynuowane. Autorka zaczęła opowieść z bardzo wysokiego pułapu i moje wymagania czytelnika są teraz dość duże. Czy im sprosta? Nie będę się martwić na zapas.

Jeśli zaś idzie o część pierwszą to Urok Grace'ów niewątpliwie może pretendować do wakacyjnego top 10, ma bowiem wszystko, czego tylko można oczekiwać od takiej historii: ciężki od sekretów i niedomówień klimat, bieżące, aktualne problemy współczesnych nastolatków, zaskakujące tajemnice i magię. Jestem bardzo mile zaskoczona. Polecam. Wreszcie coś ożywczo nowego!

Dział: Książki