Rezultaty wyszukiwania dla: kryminał
Radca stanu
Świat Książki odświeża właśnie cykl o najpopularniejszym rosyjskim detektywie zza naszej wschodniej granicy, Eraście Fandorinie, przez niektórych zwanym rosyjskim Sherlockiem Holmesem. I choć zwykle również się ku tej opinii skłaniam, „Radca stanu" poddaje w wątpliwość talenty tego moskiewskiego urzędnika do specjalnych poruczeń.
Rok 1891. W Rosji coraz głośniej słychać o terrorystach-rewolucjonistach, działających pod nazwą Grupa Bojowa. Działając pod przywództwem niejakiego Grina, bezwzględnego, ale i szczerze wierzącego w słuszność bezpardonowej walki, atakują najwyższych państwowych urzędników. Kiedy ich ofiarą pada generał Chrapow, do akcji wkracza Fandorin, bo to on właśnie miał nad dostojnikiem sprawować pieczę. Ścigając rewolucjonistów wplątuje się przy okazji w romans z uroczą nihilistką i odkrywa, że carskie władze ścigające morderców również nie mają czystych rąk. Niespodzianka!
„Radca stanu" to siódmy z kolei tom cyklu o Fandorinie, ale jego samego jest tu niestety znacznie mniej niż w pozostałych powieściach. Znaczna część fabuły skupiona jest na Grinie, a rozdziały poświęcone Erastowi wcale nie pokazują, że jest jednym z najzdolniejszych i najbystrzejszych śledczych w tej części świata. Wręcz przeciwnie, wydaje się nieco zagubiony, mało przewidujący i naiwny, zarówno w ocenie ludzi, z którymi przychodzi mu współpracować, jak i przeciwników. Nie wspominając o dwóch femme fatale stających mu na drodze. To ostatnie przynajmniej bardzo nie zaskakuje. Dandys Fandorin zawsze miał słabość do kobiet, która nie przekładała się niestety nigdy na nadmierną wobec nich śmiałość. O rozumieniu kobiecej natury nie wspominając.
Generalnie powieści o detektywie można podzielić na dwie kategorie – te, w których ściga przestępców politycznych oraz te, gdzie zabójcy działają, że się tak wyrażę, „prywatnie" i z pobudek stricte osobistych. Zdecydowanie lepiej wypadają te drugie, warto wspomnieć choćby „Lewiatana", którego można porównać do niektórych książek Agathy Christie. W przypadku pierwszej grupy, którą reprezentuje właśnie „Radca stanu", więcej jest odniesień do historii i polityki niż do kwestii prowadzonego śledztwa. Odbiór książki w dużej mierze zależy więc od nastawienia czytelnika, jakiego rodzaju prozy oczekiwał, sięgając po daną pozycję.
Sama warstwa historyczna została przedstawiona w powieści bardzo dobrze i przekonująco, w charakterystycznym dla Borisa Akunina lekkim stylu, który przy tym nie deprecjonuje czasem brutalnych, a czasem zwyczajnie przygnębiających konkluzji na temat ludzkiej natury i realiów życia w Rosji pod koniec XIX wieku. Zwłaszcza w odniesieniu do powszechnie panującej korupcji i kumoterstwa, co podkreśla dość gorzkie zakończenie powieści.
Niestety, o ile pod względem wizualnym nowe wydanie książki prezentuje się bardzo dobrze (choć te poprzednie również miały specyficzny, oryginalny styl), o tyle podczas lektury rażą pojawiające się co pewien czas literówki, a nawet błąd ortograficzny („opóścił" na stronie 53). Tego typu „niespodzianki" nie powinny zaskakiwać czytelnika, zwłaszcza gdy sięga po książkę znanego i dużego wydawnictwa.
Podsumowując, mając na uwadze cały cykl o Eraście Fandorinie, „Radca stanu" wypada dosyć blado, choć nadal jest to porządny i przyzwoicie poprowadzony kryminał retro z wątkiem politycznym w tle. Polecam fanom gatunku, ale jeśli dopiero chcecie rozpocząć przygodę z prozą Borisa Akunina, zachęcam do sięgnięcia po inne jego powieści, jak choćby „Lewiatana" czy „Nefrytowy różaniec".
Katarzyna Chojecka-Jędrasiak
Premiera: "Na psa urok"
„Na psa urok" to współczesna komedia fantastyczna z elementami kryminału, rozgrywająca się we Wrocławiu i wypełniona magią polskich czarownic, szamanów, duchów, ale też prawników, pracowników korporacji, gwiazd show-biznesu i złych polityków. Książka już dostępna w sprzedaży.
Łotr
Bernard Cornwell, znany z tworzenia genialnych powieści historycznych, czasami miewa pomysły również na inne, nieco bardziej współczesne książki. „Łotr" to dramatyczna historia, wypełniona wątkami romantycznymi z nutą kryminału w tle.
Najbardziej znanym cyklem powieści Bernarda Cornwella są przygody angielskiego żołnierza Richarda Sharpe'a, rozgrywające się w czasach napoleońskich. Ukazało się dotąd 21 powieści oraz 3 zbiory opowiadań wydanych w ponad 10 milionach egzemplarzy. Pomysł na Sharpe'a zrodził się w zimie 1980 roku. Początkowo autor zakładał, że napisze dziesięć lub jedenaście książek, jednak czytelnicy skłonili go do kontynuacji serii. Bibliografia pisarza jest jednak znacznie bardziej obszerna, a „Łotr" to jedna z nielicznych książek niemalże zupełnie odbiegająca od ukochanej tematyki.
Akcja powieści rozgrywa się po wojnie w Zatoce, kiedy to Irak zajął Kuwejt. Cały świat, z zapartym tchem, obserwuje działania Saddama Husseina. Paul Shanahan prowadzi w Belgii zakład zajmujący się naprawą łodzi. Niedawno zakończył związek, a jego życie wchodzi na nowe tory. Niespodziewanie jednak otrzymuje zadanie od swoich byłych pracodawców, a wraz z nim powracają wspomnienia. Tak oto rozpoczyna się niebezpieczna, pełna oszustw i tajemnic, przygoda.
Chociaż powieść jest typowo sensacyjna, to jednak pisarz stworzył dla niej bardzo barwne, rzeczywiste tło. Przedstawia historyczne fakty, opisuje sytuację polityczną oraz przybliża działalność organizacji IRA. Czytelnik może więc nie tylko śledzić poczynania Paula, ale również poznać kilka ciekawostek z dziedziny historii nowożytnej.
Szpiedzy, polityka, zawiłe intrygi, a wszystko to przedstawione w świetnej narracji i spisane w doskonałym stylu. Jak zwykle twórczości Bernarda Cornwella nie można niczego zarzucić. Na pozór prosta, wręcz banalna historia, okazuje się być czymś niezwykłym, a tytułowy Łotr niejednokrotnie zaskoczy czytelnika. Co ciekawsze książka ukazała się po raz pierwszy w 1992 roku, Autor więc miał jeszcze świeżo w pamięci ówczesne wydarzenia, które niewątpliwie stanowiły dla niego sporą inspirację.
O tym jak poczytna jest książka świadczyć może choćby fakt, że to już nie pierwsze, polskie wydanie. Bernard Cornwell jest już tak doświadczonym pisarzem, że sprawdza się w każdej dziedzinie literatury. Wydaje mi się, że jednak tym razem, w swoją powieść nie włożył tyle serca co w pozostałe. Być może dlatego jest to książka jedynie bardzo dobrze napisana, a nie cudowna, do pochłonięcia w ciągu jednej nocy, jak większość pozostałych spod pióra mistrza.
Patronat: "Czarne światła. Łzy Mai"
Gdzie leży granica między maszyną a człowiekiem, życiem prawdziwym a cyfrowym? Premiera nowej książki Martyny Raduchowskiej odpędzie się już 15 maja!
"Fabuła jest naprawdę niesamowita, pełna tajemnic, niedopowiedzeń, niespodziewanych zwrotów akcji i mrocznego klimatu."
- Natalia "Tala" Zdziechowska, Ogród Wyobraźni
"Książka jest wciągająca, a intryga i klimat sprawiają, że próby przeszkadzania w czytaniu mogą kończyć się wybuchami agresji i uszkodzeniami fizycznymi osoby przeszkadzającej."
- Michał Talaśka, naEKRANIE.pl
Patronat: "Ezotero. Córka wiatru"
Już 17 czerwca nakładem wydawnictwa MG, pod patronatem Secretum, ukaże się debiut Agnieszki Tomczyszyn "Ezotero. Córka wiatru".
Premiera: Zagubieni w mroku dusz (tom 1)
Dzięki wydawnictwu Amber od dziś na rynku wydawniczym do kupienia jest najnowsza książka autorstwa Susan Hill - „Zagubieni w mroku dusz (tom 1)".
Papierowy chłopiec
Zapowiedzi kolejnych szwedzkich bądź norweskich bestsellerów powoli przestają robić wrażenie. Średnio raz w miesiącu na rynku pojawia się nowe odkrycie lub głośne nazwisko, które ma nami wstrząsnąć i stanowić przełom w postrzeganiu skandynawskich kryminałów. W ten sposób można się zniechęcić do sięgania po nieznanych dotąd autorów. I tu tkwi błąd, bowiem łatwo tym samym przegapić książkę, która całkowicie spełnia pokładane w niej nadzieje. Tak jak ma to miejsce w przypadku „Papierowego chłopca" Kristiny Ohlsson.
Autorzy powieści kryminalnych z Północy przyzwyczaili czytelników do mrocznego klimatu oraz dwóch typów morderców - psychopatów, których spaczone umysły każą zabijać kolejne ofiary bądź zwykłych ludzi szukających zemsty za krzywdy sprzed lat. I choć sama z przyjemnością zatapiam się w coraz to nowszych lekturach, nie mogę nie zauważyć, że po upływie kilku miesięcy lub lat, ich fabuły niebezpiecznie się ze sobą zlewają. „Papierowy chłopiec" częściowo tylko wpisuje się w ten schemat, a autorka zgrabnie splata popularne motywy z oryginalnym pomysłem.
Kim jest tajemniczo, ale niezbyt groźnie brzmiący Papierowy Chłopiec? To postać ze starej żydowskiej legendy, którą w kilku kibucach w Jerozolimie straszono przed laty dzieci, by nie wychodziły po zmroku na dwór. Miał on porywać i mordować tych, którzy nocą opuścili dom, a jeśli wybrał już jakąś ofiarę, nic nie było w stanie go powstrzymać.
O starej legendzie dawno już zapomniano i pewnie nigdy więcej nikt by jej nie wspominał, gdyby pewnego dnia w przedszkolu należącym do żydowskiej gminy w Sztokholmie nie została zastrzelona nauczycielka, a dwaj chłopcy nie zostali kilka godzin później porwani przez nieznanego sprawcę. W każdej ze spraw pojawia się motyw Papierowego Chłopca, który – jak widać – przyjął całkowicie realną formę. Czego szuka w Szwecji i dlaczego wybrał akurat te ofiary? Kto będzie następny?
Morderstwa w Sztokholmie mają swoje korzenie w wydarzeniach, jakie przed laty rozegrały się na terenie Izraela, a echa konfliktu izraelsko-palestyńskiego nieustannie dają o sobie znać. Od razu zastrzegam jednak, że powieść Kristiny Ohlsson nie jest politycznym thrillerem, ale dotyczy spraw jak najbardziej prywatnych. Powiedziałabym, że bardzo ludzkich, bo dotykających jednej z najdelikatniejszych kwestii, jaką jest życie małego dziecka.
Atutem książki jest grupa śledczych prowadzących śledztwo, a nie – jak ma to miejsce w przypadku większości kryminałów – jeden detektyw staczający się w odmęty alkoholizmu. Autorka wykreowała ciekawy i przekonujący duet – Fredrikę Bergman i Aleksa Rechta oraz ich współpracowników. Wprawdzie na pierwszy plan zdaje się wysuwać Fredrika i jej rodzina, ale nie na tyle, by bez wahania nazwać ją główną bohaterką. Bieżąca powieść to już piąty tom z cyklu poświęconego sztokholmskim śledczym, jednak bez wahania mogą po nią sięgnąć osoby, dla których nazwisko Ohlsson jest jeszcze zagadką. Sama jestem tego najlepszym przykładem.
Podsumowując, „Papierowy Chłopiec" łączy w sobie bardzo dobrze przemyślaną i poprowadzoną intrygę kryminalną z interesującym, ale i bolesnym wątkiem polityczno-obyczajowym. Z pewnością zaspokoi oczekiwania miłośników gatunku. Gorąco polecam!
Katedra Antychrysta
W biografiach wielu znamienitych osobistości kultury, filozofii etc. znajdują się chwile tak zwanych dziur informacyjnych. Badacze w takich miejscach tylko pobieżnie potrafią określić, co działo się z daną postacią. Jest tak choćby z teoriami Arystotelesa, które znamy jedynie z zapisków jednego ze studentów. Czy był rzetelny w swoich skryptach? Tego nigdy się nie dowiemy. Brak szczegółów dotyczących komedii pozostawia wiele dla wyobraźni. Może student zabalował? Może uważnie nie słuchał? Jaki obraz kształtują te domysły w odniesieniu do zachowanych treści? A może nieustannie żyjemy w kłamstwie, a Arystoteles przewraca się w grobie, żeśmy zaakceptowali notatki jakiegoś mniej ambitnego ucznia? Podobnie jest z jednym z głównych bohaterów „Katedry Antychrysta". Friedrich Nietzsche na przełomie 1888 i 1889 roku przeszedł poważne załamanie psychiczne. Co działo się z nim przez ten czas? Fabio Delizzos snuje tutaj mroczną, kryminalną intrygę.
Zbliża się dzień święta Bożego Narodzenia, roku 1888. W Turynie jednak mało, kto żyje przygotowaniami do chrześcijańskiego święta. Miasto interesuje się żywo za to niecodziennymi wydarzeniami, o których donoszą miejscowe gazety, a na myśl, o których Karabinierzy Królewscy kręcą tylko bezsilnie głową – sprofanowane zwłoki kardynała, torturowane i mordowane masowo dzieci oraz zaginiona relikwia z egipskiego muzeum, o której formie nikt nie może powiedzieć czegoś z pewnością. Na domiar złego w Turynie przebywa także główny wróg księży, filozof Friedrich Nietzsche. Gdy zaprzyjaźniony z profesorem kelner, Prospero, odnajduje świecące w ciemnościach zwłoki (czy aby na pewno zwłoki?), a pułkownik Plural decyduje sprzymierzyć się z wrogiem kościoła, Nietzsche właśnie, rozpoczyna się prawdziwa akcja. Makabryczne zbrodnie zaczynają łączyć się w logiczną całość, która okazuje się być mroczniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...
Fabio Delizzos zdecydował się na wykorzystanie tematu o skrajnej recepcji czytelników, a więc dotyczący kwestii religijnej. Można by nawet uściślić jego założenia i określić je mianem kontrowersji wiary (Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? A może Kościół posiada – bądź posiadał – jego ciało, ostateczny dowód o ludzkiej, a nie duchowej, istocie Chrystusa?). Na kartach „Katedry Antychrysta" ścierają się filozofia i wyznanie wiary, które – jak się okazuje – dla każdego oznacza absolutnie co innego. Delizzos pochyla się nie tylko nad katolikami sensu stricto, ale także gnostykami, volkistami i całym szeregiem odłamów sekt i chrześcijaństwa, o których nie słyszał przeciętny uczestnik kultury świata.
Kreowana przez Delizzosa fabuła nosi znamiona nie tylko historycznej abstrakcji, ale również fantastyki lub realizmu magicznego. Większość „duchowych" niejasności bardzo szybko zostaje sprowadzona do pragmatycznej formy, jednak na początku czytelnik zastanawia się nad istotą świecącego w ciemnościach człowieka czy mocą satanistycznych obrządków. Najwyraźniej odbija się na powieści włoskiego pisarza gatunkowość kryminału lub thrillera – szeroko zakrojona intryga, zmasakrowane ciała i liczne niewyjaśnione zabójstwa.
Niestety, chociaż rzecz fabularnie wydaje się niezwykle intrygująca, to w rzeczywistości nieco rozczarowuje. Autor zbyt wiele wkłada w usta bohaterów, nie pozwalając na domysły czytelnika. Przerażająco długie monologi filozoficzne (których zresztą powinnam się spodziewać ze względu na wybranych bohaterów historycznych), nie tylko spowalniają akcję, ale i chwilami zwyczajnie nudzą. Lekkie podenerwowanie budzi także konstrukcja samej powieści, która zwierając się na czterystu stronach, posiada dwie części i siedemdziesiąt rozdziałów. Zdaje się, że taka budowa jest wprowadzeniem w życie założeń typowych dla autorów bestsellerów – krótkie rozdziały, wiele pustych przestrzeni stron, sprawia wrażenie szybkiej lektury, a więc i konstatacji „skoro tak szybko to przeczytałam/em musi być dobre".
Język powieści wydaje się bardzo nierówny. Z jednej strony o znamionach akademickości, z drugiej nieco prymitywny i powielający całe garście klisz. Chociaż całość przyswaja się nad podziw szybko, co jest w dużej mierze spowodowane techniczną konstrukcją warstwy materialnej książki, to z wyraźną konstatacją braku naturalności niektórych fragmentów, zwłaszcza w części dialogowej. Bohaterowie także nie wydają się szczególnie realistycznie nakreśleni. Gubią gdzieś po drodze swoje motywacje, a sam Nietzsche traci lotność intelektu – chwilami bliżej mu bardziej do zagubionego dziecka o megalomańskich zapędach.
W ogólnym rozrachunku „Katedra Antychrysta" to jedynie pozycja niezła, chociaż miała zadatki na rzecz ponadprzeciętnie interesującą i wciągającą. Fabio Delizzos wyraźnie miał na rzecz pomysł, jednak niekoniecznie udało się to w fazie realizacyjnej. Z pewnością dużym plusem powieści jest uprawomocnienie jej pośród historycznych faktów i funkcjonujących w świecie filozofii. To jednak za mało, by lektura trzymała w napięciu i nie pozwalała na oderwanie się od niej czytelnika.
Marta Guzowska w Warszawie
Z okazji premiery najnowszej powieść laureatki Nagrody Wielkiego Kalibru – Marty Guzowskiej, w Warszawie odbędzie się spotkanie autorskie!
SPOTKANIE Z AUTORKĄ 9 KWIETNIA O GODZ. 19.00
Czarne jak heban
„Był sobie raz klucz, który leżał w ukryciu.
Lecz podobnie jak w baśniach, w prawdziwym życiu wszystko, co schowane chce zostać odnalezione.
Klucz czekał, by ktoś znów wziął go do ręki i otworzył nim kuferek. Czekał cierpliwie, w miejscu, w milczeniu.
Już wkrótce miał nadejść jego czas".*
Lumikki miała dość gorący okres w swoim życiu, najpierw afera narkotykowa, potem sekta. Liczy, że w końcu zazna trochę spokoju i odkryje rodzinną tajemnicę, która nie daje jej spokoju. Nocne koszmary i niedomówienia ciążą na niej coraz bardziej, a jakby tego było mało ktoś podpisujący się jako Cień wysyła jej anonimowe wiadomości, prześladuje i zna fakty z życia nastolatki, o których nigdy nikomu nie mówiła. Jedyną odskocznią są trwające w szkole przygotowania do wystawienia sztuki Czarne jabłko, w którym dziewczyna gra główną rolę. Kim jest Cień i jaką tajemnicę skrywa rodzina Andersson?
Niecierpliwie wyczekiwałam finalnej części tej fińskiej trylogii, byłam ciekawa czym tym razem uraczy mnie Simukka, bo tego, że będę zaskoczona byłam pewna. Już po przeczytaniu „Czerwone jak krew" wiedziałam, że jej twórczość zapadnie mi w pamięć. W tej chwili mam już za sobą ostatni tom, jakie są moje wrażenia?
Fińska powieściopisarka już od pierwszych słów wywołuje w czytelniku niepewność i ekscytację tym, że będzie się dużo działo. Akcja toczy się szybko i zaskakująco. Pojawiają się anonimowe listy oraz sms'y z faktami z życia bohaterki. Wraz z pierwszym listem od Cienia zaczyna się głowienie nad tym kto z otoczenia Lumikki jest prześladowcą. Ktoś dobrze jej znany czy może zupełnie dla niej obcy. Wszyscy automatycznie stają się podejrzani, bo to, że nikomu nie mówiła o przeszłości nie znaczy, że się nie dowiedzieli o niej. Jeśli tylko jest się dość zdesperowanym i sprytnym wszystko można odkryć. Salla Simukka stworzyła zawiłą, ale logiczną i spójną fabułę, całość jest przemyślana i dopracowana. Praktycznie do ostatnich stron wszystko zostaje utrzymane w tajemnicy i pozostaje tylko snuć domysły i być podejrzliwym wobec każdej osoby, bo autorka buduje atmosferę napięcia, niepewności oraz zmyla mylnymi poszlakami.
Nie było dla mnie też zaskoczeniem, że charakterystyka bohaterów i tym razem przypadnie mi do gustu. Szczególnie Lumikki – tutaj znowu muszę się powtórzyć – ponieważ jest osobą z indywidualnym podejściem do świata, zachwyca trzeźwym i analitycznym tokiem rozumowania i ogólnie jest inna niż większość znanych mi postaci. Równie dopracowane i wyróżniające są pozostałe postacie, nawet te drugoplanowe zapadają w pamięć. Widać, że poświęcono im bardzo dużo czasu i zadbano o ich realność.
Ja tej książki nie przeczytałam tylko pochłonęłam za jednym razem, nie mogłam się od niej oderwać, z zapartym tchem przewracałam kolejne strony zachłannie chłonąc zdanie po zdaniu. Od pierwszych stron wciągnęłam się w wir wydarzeń i razem z Lumikki przeżywałam kolejne sytuacje, a przyznać muszę, że trochę się działo. Salla Simukka potrafi budować napięcie, tworzyć atmosferę niepewności, a nawet i obaw. Autorka pisze krótkimi zdaniami, ale język jakim się posługuje jest niezwykle barwny i opisowy.
Cała seria jest dla mnie równa i na bardzo wysokim poziomie. Niesamowity klimat, intrygujący bohaterowie, zawsze coś się działo, ciekawe opisy, dialogi, nieustanne nawiązanie do baśni o Królewnie Śnieżce i ten specyficzny styl pisania. Jestem zachwycona trylogią i nieraz będę do niej wracać oraz polecać komu się da.
„Dostaniesz w prezencie swoją przeszłość.
Dostaniesz w prezencie swoją tajemnicę.
Dostaniesz w prezencie wiedzę, kim naprawdę jesteś.
Dostaniesz w prezencie siebie całą. Nareszcie".**
*Salla Simukka, „Czarne jak heban", s. 19
**Tamże., s. 93