Rezultaty wyszukiwania dla: komiks
Hitman. Tom 1
Dostajemy tu świat inny niż mamy w życiu realnym, pełen przerażających podobnych do ludzi kreatur, supermocy i złoczyńców. To właśnie Gotham City. Tym razem komiks w nim osadzony zdaje się być produktem tak wypaczonym i dziwnym, że jego stworzenie wydaje się równie dziwaczne jak impet, dzięki któremu Hitman stał się obecnym sobą.
Początkowo nasz bohater nie daje się lubić. Tommy Monaghan to płatny zabójca, który akurat czeka na swój cel. Dziwnym zbiegiem okoliczności niczym Spiderman zostaje ukąszony i tak samo jak on właśnie dzięki temu zdobywa swoje moce: rentgen w oczach i telepatię. To nie Hitman znany z gry komputerowej o tym samym tytule, lecz jego pierwowzór: mężczyzna z charakterystycznym płaszczu, ciężkich butach, szerokich barach, spluwą w każdej dłoni, papierosem w zębach i ciemnych okularach na oczach. Ma zwariowanych kumpli, niecodzienne poczucie humoru i kodeks moralny, który zabrania mordowania dobroczyńców, co powoduje kolejne dziwne rezygnacje z już zaklepanych zleceń. Oczywiście takie zachowanie przysparza mu nie przyjaciół, a wrogów. Teraz sam staje się celem.
Hitman jednak też jest (albo bywa) człowiekiem. Chce kochać, chce wychodzić na piwko i wspominać wojnę w Wietnamie, pożartować sobie. Jednak nie może już być tym samym Tommym. Przymus noszenia okularów sprawia, że nie może nawet spojrzeć swojej dziewczynie w oczy, a żarty z Batmanem raczej nie są na miejscu. Cóż więc zostaje naszemu rewolwerowi? Tylko narzekanie w samotności i wystrzelania całego magazynku w swe cele. Cóż, Hitman bardziej przypomina antybohatera.
Projekty postaci są często przesadzone w celu uzyskania efektu, a styl wymaga nieco przyzwyczajenia się, ale działa to na opowiadaną historię, a użycie cienia w celu zwiększenia napięcia i atmosfery jest dobrym rozwiązaniem.
Ennis wymyślił nowe i pomysłowe sposoby opowiadania dobrej historii, jednak ma liczne wady w prowadzeniu narracji choćby. Towarzyszy im dziwny brak przejść, bardziej nieobecnych niż istniejących, sama narracja jest wstrząsającym doświadczeniem niczym jakiś eksperyment. Nie zrozumcie mnie źle - „Hitman” jest naprawdę dającym rozrywkę komiksem i jest to niezwykle zabawne. Ale ogólnie jest też wyjątkowo miernym produktem. Ze względu na swoją wartość czysto historyczną, w najlepszym wypadku utorował drogę przyszłym przełomowym pracom Ennisa, na przykład „Kaznodziei”. Jako taki „Hitman” jest jedynie punktem orientacyjnym, który może tylko skierować cię w dobrym kierunku. Mimo to uważam komiks za zabawną lekturę dla fanów Ennisa i superbohaterów.
Dorwać Ramireza. Akt I
Do sięgnięcia po ten komiks francuskiego rysownika Nicolasa Peterimaux’a pt. „Dorwać Ramireza” skłoniła mnie przede wszystkim świetna okładka, nawiązująca do plakatów filmów akcji lat 80’. Na 144 stronach przyglądamy się pracy Jacquesa Ramireza, wzorowego, ale cichego pracownikowi Robotop, dużej firmy produkującej sprzęt gospodarstwa domowego, która niedługo wypuści na rynek swój nowy odkurzacz Vacuumizer 2000. Ma być to przełom na rynku AGD. Sam odkurzacz przypomina jednak stary dobry sprzęt Elektroluxa jaki znam z domu mojej babci, z tego co wiem, nie zrobił rewolucji, ale model na pewno zrobił międzynarodową karierę designerską.
To komiks właśnie o odkurzaczach… i morderstwach na zlecenie. Co je łączy? Właśnie nasz małomówny Ramirez, noszący perukę Afro i rozbrajający każdy sprzętowy problem w Robotopie. Problem polega na tym, że dwóch gangsterów przychodzi do serwisu posprzedażnego firmy, aby naprawić mikser. Tam napotkają Jacquesa i natychmiast rozpoznają w nim nieuchwytnego zabójcę, którego poszukuje ich ugrupowanie. Szybko ostrzegają szefa kartelu i rozpoczynają prawdziwe polowanie na osobę zajmującą się obecnie brawurową naprawą odkurzaczy.
Żeby klimat Arizony roku 87-go był bardziej wyczuwalny, mamy tu także dwie ciekawe bohaterki. Chelsay Tyler i Dakota Smith niczym Thelma i Louise żyją z dnia na dzień, błąkając się po hotelach i parając kradzieżą. Ostatnim ich skokiem jest napad na bank. I to właśnie uciekając z niego dziewczyny trafiają na zdezorientowanego pracownika Robocorp, który także ucieka!
Ale, co najważniejsze, motorem całej powieści jest nie tylko gangsterska przeszłość Ramireza i wystrzałowe dziewczyny. Za tym wszystkim czai się jakaś historia smutnego Ramireza, którą odkryjemy zapewne w następnych tomach.
Sytuacje zawarte w komiksie są tak absurdalne i tak dobrze napisane, ze świetnymi dialogami i naprawdę dobrymi scenami zarówno emocjonalnymi, jak i tymi pełnymi adrenaliny. Oto codzienność nudnego pracownika miesza się z szalonym półświatkiem. Jeśli szukasz dreszczyku emocji, szybkiego thrillera, wspaniałych gangsterów, strzelanin i dzikich pościgów, to ten komiks wzbudzi twoje zainteresowanie.
Rysunek jest wspaniały, linia jest delikatna i precyzyjna, panuje tu czysta atmosfera w ciepłych kolorach, piękne samochody i akcja, która puszcza oczko do czytelna. Bohaterowie są ekspresyjni, świetnie zaprojektowani. Mimika twarzy Ramireza sama w sobie podsumowuje ducha tego komiksu. Warto dodać, że pomiędzy historiami całe strony zaprojektowane są na modłę reklam z amerykańskich czasopism lat 80’. Niezły smaczek!
Naprawdę nie mogę się doczekać, aby przeczytać resztę tego wspaniałego komiksu, który kończy się na wesołym i nieoczekiwanym clifhangerze. Dobrze jest przeczytać coś tak zabawnego, pięknego i nostalgicznego zarazem.
Damulka warta grzechu
Trudno jest streścić historię bez zabarwienia jej tandetnym i stereotypowym obrazem macho, na jakiego kreowany jest bohater, fotograf Dwight. I to bardzo niedobrze, bo wcale jego postawa i męskie patrzenie na świat nie jest tu osią historii. Nasz bohater zarabia na życie biorąc zlecenia od zazdrosnych mężów i żon i robiąc kompromitujące zdjęcia, tak bardzo potrzebne do rozwodów. Tym razem obserwuje przez lunetę aparatu mężczyznę. Zaraz potem włącza się element noir komiksu - femme fatale wchodzi do baru w mgle dymu i cieni. Ma kłopoty, a fotograf Dwight jak prawdziwy mężczyzna ją ratuje i... zostają kochankami. Kochankami skąpanymi w krwi gęsto ścielących się trupów…
Czy tak chciał to widzieć Frank Miller, twórca Batmana i Daredevila. Oto pisze on i rysuje kolejny tomik komiksu „Sin City”, pokazując, że komiks można zaliczać do sztuki wysokiej i niskiej zarazem. Rezygnuje z kolorów, przez co dostajemy do rąk ponad dwustu stronicowy tomik w czerni i bieli. Miller wykorzystuje światło i cienie, aby uzyskać elektryzujący efekt we wszystkich panelach. I to jaki! Kiedy Ava wchodzi do baru najpierw z czerni wyłania się jej postać w dalekim planie, potem przemieszcza się przez spowitą dymem salę, bez żadnych rysów na cienistej twarzy, by w końcu spotkać się z fotografem, wygłaszając przy tym iście filmową kwestię. Albo walka Dwighta z Manute, kończąca się przelotem przez okno. Wszędzie tłuczone szkło, w końcu cała czarna strona. Jest zbyt wiele takich chwil, by nie dostrzec artyzmu w tym minimalizmie. Miller stworzył niepowtarzalny charakter scen, które pozostają nietknięte zębem czasu.
Początkowo historia jest naprawdę mocno sztampowa, ale im dalej, tym ciekawiej i niej przewidywalnie się robi. Powiem tylko, że gdy tylko pomyślisz, że fabuła zmierza wyraźnie w określonym kierunku, Miller szarpnie ją w inny, by skręciła. Dialogi są wspaniałe, pełne przemyśleń, każda postać gra archetyp z zachwytem i werwą. Sin City to świat, w którym na pewno nie zechcesz mieszkać, a działania bohaterów nawet jak na takie miejsce są dość nietypowe. Mimo to bez względu na sposób wykreowania świata, który zbudował Miller, wszystko wydaje się naturalne.
Nie podchodź do tego komiksu oczekując realizmu - jest szorstki, ale wcale nie w realistyczny sposób. To sztuka, a nie tylko sama zabawa. Jeśli znasz kogoś, kto nie lubi komiksów, ponieważ dla nich jest to zabawka dla dzieci, daj mu właśnie ten do przeczytania, na najlepiej niech zacznie od pierwszej części, „Trudne pożegnanie”, gdyż drugi tom krzyżuje się z wydarzeniami z pierwszego.
Zapowiedź: Kryzys bohaterów
"Kryzys bohaterów" to 9-zeszytowa miniseria ze scenariuszem wielokrotnego zdobywcy Nagrody Eisnera Toma Kinga ("Mister Miracle", "Vision") oraz rysunkami tak znakomitych twórców jak: Clay Mann ("Batman"), Lee Weeks ("Batman") i Mitch Gerads ("Mister Miracle"). Bezprecedensowe wydarzenie komiksowe rzucające światło na najciemniejsze zakamarki psychiki bohaterów uniwersum DC Comics.
Zapowiedź: Przeklęta
Czas królów minął.
Miecz wybrał swoją królową.
Pradawną krainę druidów pustoszą Czerwoni Paladyni, orędownicy nowej wiary. Palą wioski i wyrzynają w pień ich mieszkańców. Nie znają litości. Krzyżują starców, kobiety i dzieci.
Skażenie
Biorąc do ręki ten cieniutki komiks z zakutym w mechaniczną, steampunkową zbroję osiłkiem raczej nie spodziewałabym się znaleźć w wiktoriańskiej Anglii. A jednak właśnie to ona jest tłem tego tomu. Ona, Sherlock Holmes i… zombie. Ale to nie wszystko, bo ktoś przecież ten zombiegenny wirus musiał wypuścić. Ktoś, kto zaraz na początku mierzy do królewskich gwardzistów na barykadach. Czy lepsza jest śmierć od spotkania z tłumem krwiożerczych zombiech czy może kulka snajpera czającego się gdzieś na londyńskich dachach? W sumie śmierć to śmierć, ale Londynu trochę szkoda...
Oto wizja nie do pozazdroszczenia dla stolicy Anglii: oto hordy nieumarłych, stworzone przez atak wirusa, pustoszą budynki, zabijają ludzi, palą pustostany. Londyn jęczy, płacze. Jednak gdzieś są jeszcze przylądki wolne od zarazy. To do nich podąża nieczynnym tunelem metra Sherlock, by dołączyć nie tylko do najważniejszych oficjeli w państwie, ale przede wszystkim ocalić miasto.
Sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, bo nawet nie ma jak poradzić się rannego Watsona. Można liczyć tylko na spryt detektywa z Baker Street, kapitana Mycrofta i… Doktora Jekylla. Tym razem Holmes ramię w ramię z tym szalonym naukowcem będzie walczył nie tylko o Londyn, ale i o własne człowieczeństwo. Tym razem Holmes nie tylko będzie dedukował, ale i narażał własne życie i zdrowie.
Pod względem graficznym niesamowita jest nie tylko okładka projektu Ronana Toulhoata, ale jestem pod wrażeniem kreski. Sceny batalistyczne i walk są realistyczne, kuleje trochę projekt postaci po przemianie dokonanej przy pomocy szczepionki. Kadry są szczegółowe, w stonowanej kolorystyce Axela Gonzalabo. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to błąd w podanym imieniu rysownika na okładce.
Historia pozostaje spójna, bez przestojów w scenariuszu, napięcia dawkowane w racjonalnych dozach, a te rzadkie bardziej dramatyczne chwile z Holmesem w roli głównej sprawiają, że wydaje się on być bardziej ludzkim niż był przedstawiony w literaturze. Eksperyment reżyserski Sylvaina Cordurie się zdecydowanie udał. Dzięki temu otrzymujemy świetną detektywistyczną przygodę z wątkiem batalistycznym i z zombie bez pogrążania się w fantastyce! To jest to co lubię.
Zapowiedź: Hitman, tom 1
Pierwsza część opowieści o Tommyʼm Monaghanie, płatnym zbójcy z Gotham City, który w wyniku starcia z demonem zyskał supermoce – rentgenowski wzrok i telepatię. Jego specjalnością jest likwidowanie gangsterów i superłotrów. Ma jednak swój kodeks – nie zabija tych, których uzna za bohaterów. Z tego powodu, jak łatwo przewidzieć, sam stał się celem innych hitmanów. Jego działalność wzbudza również zainteresowanie obrońcy Gotham – Mrocznego Rycerza...
Pamiętnik 8-bitowego wojownika. Spacer po Netherze
To już drugi tom przygód wieśniaka Runta, który chciał być wojownikiem, i zombiaka Blurpa, który pragnie zostać wieśniakiem. Tym razem nasi młodzi bohaterowie zmagają się z dwoma groźnymi przeciwnikami: głodem i niewyspaniem. To właśnie te przeciwności sprawiają, że Blurp wpada na pomysł, by Runt udawał zombiaka. Każdy gracz Minecrafta wie, że jeśli postać założy wydrążoną dynię na głowę, to Endermany nie będą go zauważać. A może analogicznie jest z zombiakami? Runt wpada więc z Blurpem wystrojonym w maskę z dyni do jego domu, pełnego zombiaczej rodziny, i to działa! W końcu mają chwilę na spokojny domowy posiłek czy sen. W dowód wdzięczności wieśniak przygotowuje niespodziankę, jednak nie jest to to, czego oczekiwaliby od niego zobiacy. No i maska wcale nie działa tak dobrze, jak myśleli. Okazuje się, że lepiej będzie, jeśli młodzieńcy znowu będą uciekać, tym razem przed zezłoszczonymi nieumarłymi. Jednak to właśnie ucieczka sprawia, że uda im się w końcu dostać do Netheru.
Drugi tom Przygód 8-bitowego wojownika w wersji komiksowej można by było z powodzeniem nazwać dobrym bitewniakiem, gdyby nie fakt, że nasi bohaterowie z pierwszego tomu, czyli Runt i Blurp, nie potrafią walczyć. Nawet uzbrojeni w diamentowe miecze raczej uciekają przed Netherowymi potworami, boją się Świń Zombie, Płomyków i Ghastów. Nie pomoże nawet napotkana wojowniczka, Marguerita, która zamiast walczyć umie potykać się o wszystko i wszędzie zgubić. Czy takich trzech wspaniałych ma jakieś szanse?
Poza próbami walki mamy tu coś, co spodoba się każdemu: świetny humor. Owszem, trochę czasem slapstickowy, jednak nie przesadnie. Raczej sporo tu z komedii pomyłek. Poza żartobliwymi gagami znajdziemy tu też sporo poważnych tematów m.in. poznamy siłę rodziny, zombiej, ale zawsze rodziny. Bo rodzice jacy są tacy są, ale zawsze stoją po stronie dziecka. Zrobią wszystko, by dziecko było szczęśliwe - nawet jeśli oznacza to zrezygnowanie z tradycji czy wypuszczenie z gniazda w nieznany świat.
Pamiętnik 8-bitowego wojownika. Nowy wojownik
Seria o wieśniaku Runcie, Cube Kid pt. Pamiętnik 8-bitowego wojownika, który chciał zostać wojownikiem, liczy już kilka tomików opowiadań dla dzieci. Teraz do kompletu dostajemy dwa zeszyty komiksowe z rysunkami Jez i kolorowaniem Odone. To pełne kolorów i humoru opowieści o dążeniu do własnego celu, który jest bardzo sprzeczny z tym, co oczekuje od bohatera, a właściwie dwóch, społeczeństwo i najbliższa rodzina. Pierwszy tom pt. Nowy wojownik jest wprowadzeniem do historii dla tych, którzy książek Cube Kida jeszcze nie czytali.
Poznajemy tu zwykłego chłopca Runta, który jest fanem wojownika Steave’a i dąży on do tego, by stać się właśnie jak on. Jednak nie jest to łatwe. Może i Runtowi nie brakuje odwagi - no, może jednak trochę brakuje, bo zwiewa przed zombiakami gdzie pieprz rośnie - ale brakuje mu akceptacji. Rodzice krzywo patrzą na całonocne eskapady poza wioskę, nauczycielom nie pomyśli wysłuchiwać jakiś dyrdymał o zabijaniu Endermana zamiast handlu z nim jak każdy wieśniak by zrobił. Prawilny wieśniak z Minecrafta sadzi marchewki i w głowie mu tylko szmaragdy. Noc przecież powinna służyć do spania! Noc jest zła i pełna potworów! Ale Runt ma inne plany: zabicie Endermana i zdobycie perły kresu, dzięki której może dostać się do Kresu i może nawet zabić Smoka Kresu. Zwrócę tu przy okazji uwagę, ze tłumaczka Agnieszka Wawrzkiweicz nie nadała Kresowi polskiej nazwy, a została przy międzynarodowej nomenklaturze. Dlatego znajdziemy tu End jako krainę i panującego w niej Smoka Endu.
Ale nie tylko historia Runta tu zostaje nam pokazana. Po drugiej, można powiedzieć ciemnej stronie jest przecież świat zombiaków. Przypadkiem Runt spotyka jednego z nich, Blurpa. Uciekając wieśniak gubi plecak z książkami, m.in. Pamiętnikiem nooba (btw. został wydany w Polsce właśnie jako Pamiętnik 8-bitowego wieśniaka wojownika). To właśnie ta lektura zmienia postrzeganie Blurpa – on chce być właśnie wieśniakiem. Chce zaprzyjaźnić się z jednym z nich i porozmawiać, a nie straszyć, gonić i zjadać, choć wieśniacy nadal mu smacznie pachną. Dlatego tak jak wcześniej Runt, musi odejść z pełnej swoich jaskini, w której jednak nie był rozumiany.
Obydwu młodzieńców ucieka więc ze swoich domów i zrządzeniem losu spotykają się w lesie, gdzie przyjdzie im walczyć nie tylko z mobami, ale i własnymi uprzedzeniami czy przyzwyczajeniami wyniesionymi ze swojej społeczności. Nowy wojownik jest piękną historią o poszukiwaniu tożsamości i dążeniu do celu.
Amazing Spider-Man: Globalna sieć #04: Starzy znajomi
Dan Slott, to człowiek, który mocno namieszał ostatnio w życiu Petera Parkera. Czyniąc z niego prezesa największej technologicznej korporacji na świecie, wywrócić praktycznie całe jego życie do góry nogami. Poprzedni, trzeci tom serii „Globalna sieć”, był powiązany z wydarzeniami przedstawionymi w evencie „II Wojna Domowa”. Oprócz ciekawego pojedynku z Iron Manem nie był to komiks, który przypominał czasy świetności Slotta. Jednak pootwierał on kilka wątków, które teraz mają swoje ważne rozwinięcie. Czwarty tom jest też szczególnie ważny, iż stanowi preludium to kolejnego dużego wydarzenia w życiu Spider-Mana – Spisku klonów.
Fabuła czwartego tomu skupia się na dwóch głównych wątkach, które się ze sobą przeplatają. Dla przypomnienia ostatni tom kończy się tragicznie. Jay Jameson, czyli mąż cioci May nagle stracił przytomność. W ciężkim stanie trafił do szpitala i jest na skraju życia i śmierci. Oczywiście tradycyjnie jego syn obwinia o wszystko Petera. Światełko w tunelu pojawia się wtedy, gdy z pomocą zgłasza się tajemnicza firma New U Technologies, która proponuje udział choremu w eksperymentalnej terapii. Jej założeniem jest wykorzystanie sklonowanych i zdrowych narządów wewnętrznych. Parker jednak jest bardzo podejrzliwy do tego sposobu leczenia, szczególnie że dzień wcześniej uaktywnij się jego pajęczy zmysł przy jego pracowniku, który został uleczony tym samym sposobem.
W międzyczasie poznajemy szerzej tajemniczego człowieka w czerwieni, który od dwóch numerów pojawiał się epizodycznie i zbierał ekipę składającą się z największych antagonistów Spider-Mana. Jest nim profesor Miles Warren zwany Jackalem. Przekupuje on największych złoczyńców, zwracając im bliskich, których dawno temu stracili. W ten to sposób swoje ukochane kobiety odzyskują m.in. Rhino, Electro czy Kingpin.
Na trop naukowca i jego dzieła wpada Prowler, który na prośbę Petera miał bliżej przyjrzeć się tajemniczej organizacji medycznej, która zaproponowała pomoc Jamesonowi. Niestety nie tylko potwierdza on obawy Spider-Mana, ale również zostaje nakryty przez Lizarda.
Tymczasem do swojego wielkiego powrotu szykuje się Otto Octavius. W ciekawej retrospekcji dowiadujemy się przede wszystkim, w jaki sposób trafił on do Living Braina. Czy wreszcie uda mu się realizować długo przygotowywany plan odzyskania władzy oraz swojej wielkiej miłości?
W „Starych znajomych” wszystkie dotychczasowe elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Dan Slott powoli buduje klimat przed kolejnym eventem, czyli „Spiskiem klonów”. Ma to być jego wizja i nowa odsłoną kultowego, ale i najbardziej krytykowanego wydarzenia w życiu Petera Parkera, czyli „Sagi klonów” z lat 90.
Komiks ten na tle wcześniejszych tomów stoi na bardzo wysokim poziomie. Wreszcie mamy mniej trochę aroganckiego Petera jako prezesa korporacji, a więcej starego, dobrego Spidera z sąsiedztwa. Nie brakuje akcji, mocnych czy emocjonalnych momentów oraz twistów fabularnych. Bardzo fajnie również wypada wątek z Otto, który wreszcie wypełnia brakującą lukę w dotychczasowej fabule.
Na plus również wypada oprawa graficzna, szczególnie, że mamy zachowaną ciągłość pracy włoskiego grafika Giuseppe Camuncoliego. Teraz odpowiadał on za pierwszy i ostatni zeszyt tego albumu. Dwa środkowe zeszyty to praca nowego grafika w tej serii – R. B. Silvy. Widać bardzo dobrą współpracę między panami, gdyż mają spójne wizje Człowieka-Pająka i ciężko znaleźć różnice w ich kreskach. Ponadto tradycyjnie Camuncoli urzeka świetnymi dużymi kadrami i dynamiką pojedynków.
Podsumowując, czwarty tom „Globalnej sieci” nie zawodzi ani fabularnie, ani wizualnie. Lektura daje nam sporo rozrywki. Mamy wreszcie powrót Slotta do korzeni i czasów jego serii „Superior Spider-Man”. Mamy wreszcie Petera Parkera jako starego, dobrego Spider-Mana. Teraz kolej na tom piąty, czyli najbardziej oczekiwany event - „Spisek klonów”.