Rezultaty wyszukiwania dla: humor
Nieobliczalna
Choć wydaje się, że przyjaźniąc się tyle lat wiedzą o sobie niemal wszystko, to jednak w przypadku Alicji i Martyny rzecz ma się zgoła inaczej. Przyjaźnią się, owszem, wiedzą o sobie wiele, acz zazdroszczą sobie wzajemnie życia. A przy tym nie zdają sobie sprawy z tego, jak ono naprawdę wygląda. Alicja to samotna matka dorosłego syna, a Martyna tkwi w nieszczęśliwym małżeństwie z kontrolującym każdy jej krok mężem, łączy ich jedynie kilkuletnia córeczka. Nic dziwnego, że reaguje na oczywisty podryw syna przyjaciółki, Daniela.
Daniel już niedługo ma wyjechać na stypendium do Włoch, co podłamało jego matkę. Chłopak nie zamierza jednak zwracać szczególnej uwagi na humory rodzicielki; za tym wyjazdem kryje się o wiele więcej niż chęć nauki w innym kraju. W międzyczasie poznaje Adelinę, dziewczynę z trudną sytuacją domową. Ta relacja jest jednak oparta tylko na jednym.
Gdy sprawy między pozornie niepowiązanymi ze sobą osobami zaczynają się komplikować, a pod blokiem zostaje znalezione ciało kobiety, nic już nie jest takie, jak wcześniej. Komu ufać, skoro nawet najbliżsi mogą wbić Ci nóż w plecy...? I czy pośród małej społeczności blokowisk kryje się ktoś, kto zna prawdę?
Twórczość Magdy Stachuli znam od dawna, od jej pierwszej książki. Od naszego pierwszego „spotkania” wiem, że sięgając po jej literackie dzieci, gwarantuję sobie świetnie spędzony czas. Nie inaczej rzecz się miała z „Nieobliczalną”. Wsiąkłam w tę historię na tyle głęboko, że musiałam od razu poznać zakończenie.
Rozgrywa się tutaj kilka mniejszych lub większych dramatów. Alicja nie może narzekać na swoje życie, jej kariera bowiem z miesiąca na miesiąc kwitnie, a jednak na samą myśl o wyjeździe syna dostaje palpitacji. Kocha go ponad wszystko, jest jej oczkiem w głowie i nie wyobraża sobie takiego rozstania. Zazdrości Martynie stabilizacji uczuciowej, jakie daje jej małżeństwo i tego, że jeszcze przez długi czas będzie miała przy sobie ukochaną córeczkę. Nie wie jednak, jak wygląda codzienność przyjaciółki - kobieta spowiada się mężowi z każdego kroku, a jeżeli zrobi coś nie po jego myśli, obrywa. Martyna chciałaby się od niego uwolnić, ale doskonale wie, że nie jest to możliwe. Dlatego romans z młodszym od niej Danielem daje jej swoiste poczucie wolności i satysfakcję, że jest coś, o czym nie wie jej wszechwiedzący mąż. Walczy jednak z ogromnymi wyrzutami sumienia względem przyjaciółki. Daniel za to planuje korzystać z życia, ile może; niedawno poznał Adelinę, piękną dziewczynę, acz - jego zdaniem - nie łączy ich nic poza seksem. I Adelina właśnie wychowała się z matką pogrążoną w depresji, która nie zauważa córki. Ojca nigdy nie poznała. W Danielu upatruje kogoś, kto mógłby jej zaoferować to, czego nigdy nie zaznała. Wszystkie trzy bohaterki - w różnym natężeniu - skupiają swoje uczucia na Danielu. Pytanie, która z nich jest najbardziej nieobliczalna w swoich uczuciach.
„Nieobliczalna” to nie tylko historia o pokręconych relacjach międzyludzkich, lecz także doskonale skonstruowany thriller. Na podstawie tej książki można swobodnie rzec, iż świat jest naprawdę maleńki, a my nigdy dokładnie nie poznamy motywacji bliźnich wobec nas. Pamiętajmy, że w tej historii nie pojawia się tylko miłość w różnej wersji, lecz także martwe ciało, spoczywające na chodniku pod jednym z bloków. Pytanie, kim jest denatka i czy jej zgon można określić jako samobójstwo, czy morderstwo.
Dokopywanie się do rozwikłania tej i kilku innych zagadek z książki było dokładnie tym, czego potrzebowałam po stercie lektur słabszych. Magda Stachula po raz kolejny porwała mnie stworzoną przez siebie opowieścią, zmuszając do jak najszybszego dotarcia do finiszu. Jej dokładna analiza ludzkich zachowań, bardzo dobre przedstawienie nam bohaterów i przede wszystkim umiejętność tworzenia intryg sprawiła, że od tej książki nie sposób się oderwać.
Jeżeli jeszcze nie znacie twórczości naszej polskiej autorki, to radzę Wam jak najszybciej to zmienić. Będzie warto!
Wujek Sknerus. Pamiętniki Sknerusa McKwacza
Od obieżyświata do milionera!
„Dzioby w górę, zgodnym chórem Kaczki! Raz na wozie, raz pod wozem Kaczki!” — pamiętasz tekst tej piosenki? Czy „Kacze opowieści” wciąż wzbudzają u ciebie nostalgię? Chcesz, żeby poznały i polubiły je twoje dzieci? Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont ukazał się komiks „Wujek Sknerus. Pamiętniki Sknerusa McKwacza”, który opowiada o tym, jak zaczęły się te wszystkie przygody.
Zarys fabuły
Sknerus McKwacz urodził się w ubogiej rodzinie, a fortuny dorobił się poprzez lata ciężkiej pracy i niebezpiecznych przygód. Po drodze do bogactwa jednak utracił najcenniejsze wartości życiowe. „Pamiętniki Sknerusa McKwacza” opowiadają o początkach jego przygód, podróży do Ameryki i uczestnictwie w historycznej gorączce złota. Sławny kaczor będzie ciężko pracował, pomagał innym i mierzył się z podążającymi jego tropem czarnymi charakterami. Szkocja, Egipt, Klondike? Jak wyglądała droga, która zaprowadziła Sknerusa do Kaczogrodu?
Moja opinia i przemyślenia
Komiks jest ładnie wydany, ma twardą oprawę i świetne ilustracje fińskiego rysownika Kari Korhonena. Jest przejrzysty i łatwy do ogarnięcia. Jego akcja toczy się wartko, a przygody zostały ciekawie opisane i oczywiście narysowane. Tym razem poznajemy Sknerusa McKwacza z zupełnie innej strony. W ciekawy sposób udało się w tej historii ocieplić jego wizerunek.
Tak naprawdę wydaje mi się, że w komiksie spełnia się tak zwany amerykański sen, o tym, by ciężką pracą czegoś się dorobić, co niestety w dzisiejszych czasach wydaje się po prostu niemożliwe. Przynajmniej nie bez konkretnych umiejętności i solidnych podstaw. Historia jest zabawna i wciągająca. Zarówno fabułą, jak i kreską idealnie wpasowuje się w klimat starszych, Disney’owskich produkcji. To przyjemna lektura dla osób, które chcą lepiej zrozumieć postać, która przecież niejednokrotnie obsadzana była w roli czarnego charakteru.
Podsumowanie
„Wujek Sknerus. Pamiętniki Sknerusa McKwacza” to interesująca, pełna dobrego humoru i wartkiej akcji lektura, która przeniosła mnie do czasów dzieciństwa, gdy w każdy weekend oglądałam ulubioną animację. To również historia, która przynosi ze sobą powiew świeżości i wnosi coś nowego do wiedzy czytelnika na temat kaczego uniwersum. Przyznam szczerze, że tej strony Sknerusa McKwacza jeszcze nigdy nie miałam okazji poznać.
Kaczogród. Stworki z bagien i inne historie z lat 1944–1945
Kaczogród to kolekcja uwielbianych klasycznych komiksów, napisanych i narysowanych przez Carla Barksa w latach 1943–1972.
Śmiało mogę powiedzieć, że sporą część swojego dzieciństwa spędziłam w Kaczogrodzie. Czytałam komiksy, oglądałam animacje i z zapałem brałam udział w przygodach Kaczora Donalda, jego siostrzeńców i wujka Sknerusa. Bardzo się więc ucieszyłam, gdy w moje ręce trafił wzbudzający nostalgię komiks „Stworki z bagien i inne historie z lat 1944–1945”.
Publikacja wydana została w twardej oprawie i na świetnej jakości papierze. Komiksy, które się w niej znalazły, są prezentowane w kolejności chronologicznej. Wszystkie są napisane i narysowane przez jednego artystę — Carla Barksa. Przyznam, że dzisiaj już podchodzę do nich zupełnie inaczej i lepiej rozumiem problemy, z którymi borykają się bohaterowie, oraz nie zawsze zrozumiałą dla dziecka, motywację ich działań. Co ciekawe w komiksie „Stworki z bagien i inne historie z lat 1944–1945” pojawia się także rozdział poświęcony Myszce Miki i jest to podobno jedyny komiks o przygodach tej postaci w dorobku artysty.
Mimo że są to początki twórczości Carla Barksa, to i tak nawet tych wczesnych komiksów trudno nie lubić. Są pełne dobrego, prostego humoru, ale poruszają też poważniejsze kwestie, choć z pewnością nie tak wydumane, jak stało się to modne w obecnych czasach. Artysta ma na swoim koncie wiele wspaniałych osiągnięć, stał się inspiracją dla swoich następców i powołał do życia wiele ważnych postaci z uniwersum, chociażby to właśnie jego tworem jest słynny Sknerus McKwacz.
Przyznam, że powrót do Kaczogrodu był fantastyczną, pełną nostalgii przygodą. Dodatkowo po raz pierwszy miałam przyjemność przeczytać te historie w tak porządnym wydaniu — jako dziecko musiałam zadowolić się czasopismami. Jestem bardzo ciekawa, jakie komiksy z Kaczorem Donaldem w roli głównej ukażą się w następnej kolejności nakładem wydawnictwa Egmont. Mimo że nie było jeszcze zapowiedzi, to jednak już dziś jestem pewna, że chętnie po nie sięgnę.
Carl Barks — amerykański scenarzysta, grafik i animator, autor disnejowskich komiksów z „kaczymi” bohaterami, tj. Kaczor Donald, siostrzeńcy Hyzio, Dyzio i Zyzio, twórca takich postaci jak Sknerus McKwacz, Bracia Be, Diodak czy Goguś Kwabotyn, „założyciel” miasta Kaczogród oraz organizacji Młodych Skautów.
Magia triumfuje
Każdy ma jakiś cel w życiu i do niego dąży. Podąża do niego wytyczonym torem, ale życie ma to do siebie, że nie przewidzimy wszystkiego. Spotykamy różnych ludzi, natykamy się na przeszkody, przeżywamy dzień po dniu. I chociaż ta ostateczna rzecz jest stała, w nas coś się zmienia. To już nie tylko indywidualna sprawa, bo nagle nie jesteśmy sami, a nasze myśli i uczucia się ukształtowały.
Zarys fabuły
Kate i Curran doczekali się narodzin synka, teraz robią wszystko, by go ochronić. Nie jest to jednak takie proste, z jednej strony grozi im niebezpieczeństwo w postaci Rolanda, z drugiej magia Kate czasami nadal chce przejąć władzę nad jej umysłem, a gdyby tego było za mało, Atlancie grozi kolejne niebezpieczeństwo. Potężna starożytna istota daje najemniczce ultimatum, a żeby Kate mogła z nią zwyciężyć, musi współpracować nawet z tymi, którym nie ufa. Wie, że zostanie zdradzona i że kończy się jej czas. Jednak dla bliskich i swojego miasta jest gotowa na każde poświęcenie.
Trudno pogodzić się z tym, że Magia triumfuje to ostatni tom serii. Tyle chwil spędzonych z bohaterami, wchodzenia butami w ich życie i wraz z nimi przeżywanie każdej przygody. To jak pożegnanie z najlepszymi przyjaciółmi, ale zanim to nadejdzie czas na finałowe sceny. Z czym tym razem walczyła Kate u boku bliskich?
Moje wrażenia
Ilona Andrews przez całą serię utrzymywała wysoki poziom, dbając o to, by z tomu na tom było coraz lepiej. Zaskakiwała, dostarczała ogromu wrażeń i rozrywki. Magia triumfuje to taka wisienka na torcie. Zamykają się wszystkie wątki, czuć, że to koniec, a jednak nadal nie da się wielu rzeczy przewidzieć. Ta książka to taka mieszanka. Stabilizacja rodzinna, szczęście i zaufane osoby zmieszane ze zdradą, strachem i zawodem na niektórych osobach. No i dużo walki, zabawnych momentów oraz zaskakujących zwrotów akcji. Ponownie świetnie połączone, przepełnione emocjami i zapadające w pamięć.
Słów kilka o bohaterach
Naprawdę myślałam, że pod względem postaci nic mnie nie zaskoczy, a jednak. Co chwilę byłam zaskoczona i z niedowierzaniem patrzyłam na to, co bohaterowie robią, jak się zmieniają i do czego są zdolni. Nie chcę pisać, kto, co i dlaczego, by inni sami to odkrywali, ale byłam zszokowana. Co do Kate i Currana - nie są idealni, mają swoje dobre i złe strony, ale uwielbiam ich, bo nawet w tak trudnej chwili trwają przy sobie.
Na zakończenie
No muszę przyznać, że Magia triumfuje to jedno z lepszych zakończeń, jakie czytałam. Nawet nie jestem w stanie ogarnąć do końca, co tu zaszło. Jasne, pewnych rzeczy byłam pewna, ale większość była ogromnym zaskoczeniem. Ba! Cała droga do finałowych scen wywoływała masę przeróżnych emocji. Jestem zachwycona, chociaż nie raz krwawiło mi serce, byłam wściekła lub zrezygnowana. Och, tyle się tutaj działo, że nawet na chwilę oddechu brakowało czasu, jedno wydarzenie goniło drugie, a ja z ekscytacją i smutkiem przewracałam kolejne strony. Bo byłam ciekawa, co będzie dalej, a jednocześnie wiedziałam, że to już naprawdę koniec.
Szukacie dobrego urban fantasy? Seria o Kate Daniels jest rewelacyjna. Mnóstwo dobrej akcji, świetny humor sytuacyjny, wyraziści bohaterowie i ogrom niebezpiecznych przygód. No jak oprzeć się tak fantastycznej mieszance? Ten cykl to gwarancja dobrze spędzonego czasu.
Cuda wianki. Nowe przygody rodziny Koźlaków
Jest jeszcze na tym świecie dobro i piękno.*
Zbyt długo trwający spokój w niektórych rodzinach budzi większy niepokój niż gdyby cały czas trzeba byłoby zapobiegać kolejnym katastrofom. To oznacza bowiem ciszę przed burzą oraz poważne jej konsekwencje.
Zarys fabuły
Koźlaczki nadal zamieszkują Zielony Jar, gdzie zwykli ludzie może i czasami robią wiedźmom na złość, ale ostatecznie nie przeszkadza im mieszkanie wśród tej, bądź co bądź, całkiem sporej rodziny. Nawet jeśli czasem dzięki nim w miasteczku coś huczy, wybucha lub się wali. Bo trzeba tym kobietom przyznać, że chronią miasteczko i jego mieszkańców. I tak tym razem będą poszukiwać zaginionych mężczyzn, postarają się pozbyć potwora, zmierzą się z kartelem narkotykowym, dostarczą nietypowy pomysł na jedną z imprez. Ba nawet poczują wyrzuty sumienia i wyruszą w drogę, by co nieco naprawić.
Pierwszy tom Klanu Koźlaków mnie zachwycił i liczyłam na kolejną dawkę tej szalonej rodziny. Uwielbiam ich więź rodzinną, dobro i wytrwałość w walce z przeciwnościami. No i poczucie humoru! Dlatego też, gdy tylko Cuda wianki trafiły w moje ręce, niezwłocznie zabrałam się za czytanie. Czy było warto tyle czekać?
Moje wrażenia
Tym razem mamy tylko pięć opowiadań, ale za to są o wiele dłuższe i przedstawione nie tylko z punktu widzenia Maliny, ale i innych członków jej familii. Tak jak poprzednio, każdy z tekstów jest odrębną historią i ktoś inny jest głównym bohaterem. Cuda wianki poruszają przeróżne tematy i wywołują odmienne emocje. Bywa niebezpiecznie, nostalgicznie, zabawnie i zaskakująco. Aneta Jadowska nie boi się pisać o czymkolwiek i ze wszystkim rewelacyjnie sobie radzi z tymi lżejszymi i cięższymi tematami. Do tego buduje napięcie i intryguje tym, co będzie dalej.
Słów kilka o bohaterach
Tak naprawdę, by chociaż trochę opisać każdą z Koźlaczków, i tak musiałabym poświęcić każdej z nich osobne teksty. Są niezwykle indywidualne i różnorodne i nawet fakt, że mają wspólne geny, nie przeszkadza im być sobą. Inne magie, charaktery, ambicje i style życia. A jednak zawsze są gotowe sobie pomóc. Fajnie było w tym tomie poznać trochę lepiej inne postacie, polubiłam je równie mocno, co poprzednie. I nie potrafię wybrać ulubionego bohatera.
Na zakończenie
No co tu dużo pisać, Cuda wianki zachwyciły mnie równie mocno, jak pierwszy tom. Nie zdarza się to często, ale każde z opowiadań mnie przekonało. Wczuwałam się w fabułę, przyswajałam wszystkie ciekawostki, poznawałam postacie i wraz z nimi przeżywałam wszystkie wydarzenia oraz emocje, a i pierwszych i drugich jest w tym wydaniu sporo. No rewelacyjnie upłynął mi czas z tym tytułem, jest może odrobinę poważniejszy, ale nie brakowało mi chwil pełnych śmiechu i poruszających serducho. Uwielbiam połączenie świata magicznego z realnym, Zielony Jar oraz Klan Koźlaczków!
Malinę i jej rodzinę trzeba poznać. Zarówno Cud Miód Malina, jak i Cuda wianki to rozrywka na bardzo wysokim poziomie. Bohaterów nie da się podrobić, wydarzeń przewidzieć, zapewniam, że każdy fan magii oraz wiedźm z czarnym poczuciem humoru nie poczuje rozczarowania, bo na to miejsca tutaj nie ma.
Daredevil. Mark Waid. Tom 2
Za dnia Matt Murdock pracuje jako adwokat i stoi po stronie prawa, a nocą jako nieustraszony Daredevil sam wymierza sprawiedliwość złoczyńcom, którzy uciekają przed wymiarem prawa. Drugi tom „Daredevila” kontynuuje i kończy wątek Dysku Omega z poprzedniej części.
Zarys fabuły
Posiadany przez Daredevila dysk i informacje w nim zawarte zaczynają przyciągać uwagę nie tylko samych organizacji przestępczych, ale też i osób z nimi walczących takich jak Punisher. Współpracując z innymi superbohaterami, Daredevil wymyśla niebezpieczny plan, który ma na celu pozbycie się dysku. Przebrani za nieistniejącą już organizację przestępczą sojusznicy Daredevila wykradają mu dysk, szczując wszystkie inne organizacje przestępcze w pogoń za duchem. Jednak nim Daredevil może zaznać zasłużonego spokoju, po pozbyciu się ciężaru dysku, zostaje porwany do Latverii. Tam zostaje 'ukarany' za przysparzanie Latverii problemów, bo okazuje się, że ta miała zyskowne układy z głównymi organizacjami przestępczymi.
Zainfekowany wyniszczającymi umysł nanobotami Matt Murdock staje się testerem tej nowej broni i ledwo udaje mu się nadać sygnał SOS, dzięki któremu zostaje uratowany przez Ironmana. Następnie Tony wraz z Antmanem usuwają Nanoboty z ciała Daradevila. To jednak nie koniec problemów bohatera, a na horyzoncie pojawia się nowy złoczyńca.
Moja opinia i przemyślenia
Kolejny tom „Daredevila” Marka Walda jest ścisłą kontynuacją fabuły z tomu pierwszego. W porównaniu do poprzedniej części, tu mamy do czynienia z dwoma głównymi wątkami, i nie ma tu tylu pomniejszych epizodów, co w tomie pierwszym. Akcja płynie wartko i Daredevil nie ma chwili wytchnienia zarówno jako Matt Murdock, jak i jego super alter ego.
Seria Marka Walda jest kontrowersyjnie odbierana wśród czytelników. Scenarzysta tchnął w tragiczną postać Daredevila odrobinę humoru, czym zmniejszył depresyjny klimat, który zawsze mu towarzyszył. Jednak dalej nie mamy tu do czynienia z wesołą historią. Dla jednych to pozytywna zmiana, inni czytelnicy ją krytykują.
Za oprawę wizualną zeszytów w tomie drugim odpowiada tym razem Chris Samnee (kreska), Javier Rodriguez (kolory). Są też pojedyncze zeszyty innych autorów (Michael Allred, Marco Checchetto, Khoi Pham, Greg Rucka). Dla wygody i spójności w Tomie drugim poza zeszytami „Daredevila„ #11-20 zawarte zostały także „Avenging Spider-Man #6” i „Punisher #10”. Dzięki nim historia jest pełniejsza.
Podsumowanie
„Daredevil” to niezwykle ciekawa postać, a jego zawiłe i mroczne przygody należą do tych najbardziej udanych. W komiksie wiele się dzieje, a jego akcja pędzi w zawrotnym tempie. Miło jest też przy okazji lektury spotkać innych bohaterów uniwersum. Lekturę serdecznie polecam, zarówno nowym fanom, jak i starym wyjadaczom komiksów. Komiksowi niczego nie brakuje.
Agatha Christie . Herkules Poirot – Morderstwo na polu golfowym
Drugie śledztwo najsłynniejszego detektywa świata, Herkulesa Poirot!
Pod koniec czerwca światło dzienne ujrzał kolejny komiks z serii wydawanej z okazji stulecia powieści Agathy Christie. Tym razem jest to adaptacja graficzna tytułu „Morderstwo na polu golfowym”, w którym po raz kolejny pojawia się słynny, belgijski detektyw Herkules Poirot. Autorem scenariusza tego tomu jest znany już z wcześniejszych albumów tej serii Alberto Zanon, a rysunki wykonał laureat nagrody Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Angoulême – Frédéric Brémaud.
Zarys fabuły
Morderstwo na polu golfowym jest trzecią powieścią detektywistyczną Agaty Christie, napisaną w roku 1923. Występuje w niej najbardziej znany bohater autorki – Herkules Poirot.
Pewnego dnia, gdy Herkules Poirot myśli, że nie przydarzy mu się już nic ciekawe, detektyw otrzymuje list z prośbą o pilne przybycie od milionera Paula Renauda. Niestety zanim Herkules Poirot zdąży pojawić się na miejscu, bogaty przemysłowiec zostaje zabity na swoim własnym, jeszcze nie gotowym polu golfowym. Poszlak jest wiele, ale kto ostatecznie okaże się mordercą? I co wspólnego ze sprawą ma spotkana w pociągu przez Kapitana Arthura Hastingsa ślicznotka? Czy dziewczyna okaże się osobą wartą jego nieskrywanej atencji?
Moja opinia i przemyślenia
Historie spod pióra Agathy Christie są wspaniale pomyślane i niezwykle wciągają. Sprawy kryminalne często mają drugie lub nawet trzecie dno, a powieściom nie brakuje również elementów humorystycznych. Dlatego jestem bardzo zadowolona, że ulubione książki mogę sobie przypomnieć dzięki adaptacjom graficznym, które od jakiegoś czasu ukazują się nakładem wydawnictwa Egmont.
Zeszyty komiksowe mają swój niewątpliwy urok. Mimo tego że są dziełami różnych rysowników, trzymają ten sam, stonowany, idealnie pasujący do twórczości Agathy Christie klimat. Bez trudu można w nich zatonąć, a ja czuję jedynie odrobinę żalu o to, że tak szybko się kończą. Dobrze, że po lekturze jednego, w krótkim odstępie czasu można sięgnąć po kolejny. To naprawdę świetna i też przy okazji niezbyt droga seria komiksowa.
Podsumowanie
„Herkules Poirot Morderstwo na polu golfowym” to dobrze narysowany komiks z trzymającym poziom scenariuszem. Idealnie oddaje unikatowy klimat kryminałów Agathy Christie. Oczywiście adaptacja graficzna ma znacznie mniej zawiłości, czyta się ją jednak równie przyjemnie, co pierwowzór. Nie mogę doczekać się już kolejnych zeszytów.
Magia łączy
Władza jest jak narkotyk [...] Niektórzy spróbują raz i już im wystarczy. Inni pragną coraz więcej, aż w końcu wpadają w obsesję i wszystko inne traci znaczenie.*
Zazwyczaj przyszłość to biała kartka, nie wiemy, co może wydarzyć się za dzień czy rok. Ta niewiedza bywa zbawienna, czasem lepiej nie być świadomym, co szykuje nam los. Zwłaszcza gdy każda decyzja prowadzi do tego, że wszystko kończy się tragicznie i cierpieniem niewinnych.
Zarys fabuły
Kate i Curran są już oficjalnie zaręczeni, teraz czas na ślub. Jednak, jak to w życiu Kate bywa, nic nie może być łatwe. Już same przygotowania do tego dnia przerażają kobietę, a jeszcze Wyrocznia Wiedźm informuję, ją o swojej wizji. Jeśli Daniels wyjdzie za mąż, spłonie cała Atlanta, a jej ukochany umrze. Najemniczka wie, że musi coś zrobić i z pewnością nie ma mowy, by opuściła narzeczonego. Tylko, co zrobić, gdy jedyna osoba, która mogłaby pomóc, nie żyje?
To już przedostatni tom serii i nie da się ukryć, że Magia łączy to jeden z lepszych jej części. Ponownie dostajemy dużo walki, ironicznego poczucia humoru i trudnych decyzji oraz ich konsekwencji. Jednak jest też coś więcej, co pokazuje, jak różnie mogą układać się relacje między ludźmi i jak łatwo jest dać się ponieść chwili.
Moje wrażenia
Ktoś w poprzednim tomie narzekał na monotonię? Magia łączy to powrót akcji, która toczy się szybko, sprawnie i miesza w każdy możliwy sposób. W tym momencie nic nie jest pewne, jeden problem goni drugi. W dodatku bohaterka ponosi coraz większe konsekwencje swojej decyzji, co sprawia, że coś się w niej zmienia. To też czas trudnych wyborów, mogących zabrać jej, to o co tak zaciekle chce walczyć. Duet Ilona Andrews nie spoczywa na laurach, dba o emocje, nagłe zwroty akcji oraz zaskakujące momenty.
Słów kilka o bohaterach
W tym tomie znowu skupiamy się na Kate, na tym, jak wpływa na nią jej magia i konsekwencjach jej wyborów. Podoba mi się, że Daniels nie jest idealna, popełnia błędy, ulega słabościom. Kombinuje, nawet kosztem relacji z innymi, bo zrobi wszystko, by ich obronić. Rozumiem jej zmęczenie i to, że magia miesza jej w głowie, a jednak to Kate, która nie postępuje wbrew swoim zasadom. No i jest Roland, który robi wszystko, by sprowokować córkę. Oj zdecydowanie, nie można mu ufać.
Na zakończenie
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego tomu. Moim zdaniem Magia łączy, naprawdę postawiła następnej części poprzeczkę wysoko. Duet Ilona Andrews udowadnia, że Kate i Curran nawet będąc razem, w nowym życiu bez Gromady, mogą przeżywać niebezpieczne przygody. W ich relacji sporo się zmieniło, podoba mi się, że są siebie pewni i akceptują swoje wady oraz złe nawyki. Nie zmienia to jednak tego, że nadal sobie dogryzają i nie szczędzą ironicznych odzywek. Jednak najważniejsza tym razem jest Kate i muszę przyznać, że chyba nigdy mocniej nie trzymałam za nią kciuków, jak w tym momencie. Z zapartym tchem obserwowałam jej zmagania z magią, podejmowane decyzje i jak one wpłynęły na relacje z najbliższymi osobami. Smutno było mi patrzeć, gdy cierpiały więzy tak mozolnie budowane w poprzednich tomach. Działo się, oj działo i boję się kolejnej części, bo wydarzyć może się dosłownie wszystko.
Na tym etapie do sięgnięcia po Magia łączy, czytających serię przekonywać chyba już nie muszę. Każdy chce dowiedzieć się, jaki będzie finał, a ta część jest rewelacyjnym wstępem do tego, co nadchodzi. Pokazuje, że niczego nie można być pewnym, ale nie podsuwa też żadnych informacji, co może nastąpić. Wzbudza moc emocji, potęguje napięcie i sprawia, że pragnienie chwycenia po kontynuacje miesza się z lękiem, że wydarzy się coś, czego nikt z fanów serii nie chce.
Prawdziwe tygrysy
„Odrzut wywołany przez kobiecy stres mógł urwać palce, jeśli nie było się ostrożnym”.
Trzeci tom „Prawdziwe tygrysy” okazał się bardziej osadzony w realności niż drugi „Martwe lwy”, ale mniej wciągający niż pierwszy „Kulawe konie”. Na szczęście, chociaż Jackson Lamb, szef kulawych koni, nie zmienił się, autor dostarczył mniej opisów niewybrednych i nieobyczajnych wzorców zachowań. Humorystyczny rys w fabule, ale w nadmiarze nie byłby już taki dowcipny i znośny do strawienia. W „Prawdziwych tygrysach” udało się zgrabnie go zrównoważyć. Intryga ciekawa, złożona z wielu warstw, nie były głębokie, jednak wystarczające, by przyciągnąć i utrzymać uwagę czytelnika. Sporo się działo, zdarzenia szybko po sobie następowały, z jednego incydentu wpadałam w drugi i kolejny. Jak na szpiegowską powieść przystało, mnóstwo tajemnic krążyło wokół sprawy, kilka mocnych ogniw sekretnej strony politycznego życia. Podsuwane przez Micka Herrona zmyłki w interpretacji zdarzeń nie były trudne do rozszyfrowania, ale ta historia miała bawić nie tylko intrygą, ale także postawami i relacjami między postaciami.
Bohaterowie barwnie sportretowani, na plus zasługiwała różnorodność i specyficzne wykolejenie powodujące, że znaleźli się na szarej liście agencji wywiadowczej. Niby wciąż pozostali w zawodzie, lecz zepchnięci na margines uwagi i przywilejów. Jeden popełniony błąd znacznie osłabił ich pozycję w świecie służb specjalnych. Traktowani jak pariasi wciąż pielęgnowali nadzieję, że kiedyś wrócą na główny tor. Pozornie nikt nie chciał z nimi współpracować, ale kiedy groźba spalenia posad wisiała nad głównodowodzącymi, nagle włączani byli do walki o utrzymanie władzy i pozycji. A przecież nawet najzwyklejszy pionek w grze potrafi wiele zamieszać, wykazać się sprytem, odwagą i determinacją. Zła nikt i nic nie wyeliminuje, jednakże można przytłumić jego działania, doprowadzić do patowej sytuacji, wyrwać mu z ręki narzędzie manipulacji.
Niedoceniany przez wielu Jackson Lamb i jego osobliwa drużyna musieli zmierzyć się z niebezpiecznymi przeciwnikami. Wszystko zaczęło się od porwania jednej z kulawych koni, Catherine Standish. Wyzwania, jakim zmuszeni byli poddać się nie należały do łatwych, presja czasu rosła, podobnie jak liczebność wrogiego stanowiska. Walczyli jawnie i w ukryciu. W zależności od sytuacji byli przyciszonymi lub głośnymi, delikatnymi lub bezpardonowymi. Potrafili pozorować alianse i zrywać umowy.
Bazyl i Licho
Bazyl i Licho powracają w cyklu opowiadań pełnych humoru, słowiańskich stworów oraz najpyszniejszych słodyczy ilustrowanym fantastyczną kreską Marcina Minora.
Kim jest Małe Licho i jak wygląda jego codzienne życie? Marta Kisiel stworzyła wspaniały, fantastyczny świat, po którym w podróż najpierw zabrała dorosłych czytelników, a potem zmieniła go w taki sposób, by podróżować po nim mogły również dzieci. To cudowna, niezapomniana przygoda, która wywoła uśmiech na twarzach nawet największych malkontentów.
Zarys fabuły
„Bazyl i Licho” to książka, w której na przemian pojawiają się krótkie opowiadania o tytułowych Bazylu i Małym Lichu. Jak zawsze czeka ich cała masa przeróżnych przygód, jak chociażby spotkanie z niezupełnie Wielkanocnym Zającem, zachwyty nad grającą, brokatową książeczką, czy zdobycie wiedzy o tym, dlaczego nie należy śmiecić w lesie. Przy nich nie można się nudzić. W odróżnieniu jednak do innych powieści dla dzieci spod pióra Marty Kisiel, tym razem są to krótkie, zabawne historie, bez dłuższej linii fabularnej.
Moja opinia i przemyślenia
Książeczka „Bazyl i Licho” jest wspaniale wydana. Ma twardą oprawę, cudowną szatę graficzną, a na jej stronach można znaleźć świetne ilustracje, których autorem jest Marcin Minor. Znalazło się w niej osiem krótkich historii, które na przemian opowiadają raz o Małym Lichu, a raz o (równie małym) Bazylu. Teksty oczywiście, jak zawsze są niezwykle pogodne, pełne humoru i niosą ze sobą ważne przesłanie. Obok przekazywanych wartości pojawia się oczywiście fantastyczna historia, a może raczej te wartości i celne uwagi owinięte są czułym kokonem niesamowitej, pełnej humoru opowieści. Jestem pewna, że młodzi czytelnicy znacznie więcej wyniosą z tej lektury, niż z czytania książeczek, w których treści są czysto moralizatorskie. Zresztą chyba od zawsze tak było. Ponownie spotkamy nie tylko Licho i Bazyla, ale także innych mieszkańców niezwykłego, starego domu i leśnych ostępów.
Podsumowanie
Stworzonym przez Martę Kisiel fantastycznym światem niezmiennie pozostaję zachwycona i oczarowana. Małe Licho to seria książeczek, które od dawna już polecam, jako najlepsze, współczesne tytuły dla młodych czytelników. Moja młodsza córka również jest ich gorliwą fanką, a tytuł „Bazyl i Licho” podobał nam się równie mocno, co pozostałe. Niecierpliwie czekamy na kolejne książeczki.