Rezultaty wyszukiwania dla: historyczny
"Wikingowie. Topory i sejmitary" - pod patronatem
Już 1 marca nakładem wydawnictwa Akurat oraz pod patronatem Secretum ukaże się trzeci tom doskonale przyjętej sagi o średniowiecznej Europie Radosława Lewandowskiego "Wikingowie. Topory i sejmitary". Zemsta wikingów nie zna granic. Oddi Asgotsson jest gotów dotrzeć do Konstantynopola, przemierzając niebezpieczne wody wschodniej Europy. Liczy się rewanż.
"Historia naturalna smoków" - Marie Brennan
Wydawnictwo ZYSK I SK-A jeszcze nie podało daty premiery, ale seria zapowiada się bardzo ciekawie.
Cały świat, od Scirlandii do najdalszych krańców Erigi, zna lady Izabelę Trent jako najwybitniejszą na świecie specjalistkę od smoków. Ta niezwykła kobieta wyprowadziła naukę o smokach z mglistych cieni mitów i nieporozumień w krąg światła współczesnej nauki. Zanim jednak lady Trent stała się sławną osobą, jaką dziś znamy, była pogrążoną w książkach młodą kobietą, dzięki swemu zamiłowaniu do nauki, historii naturalnej i tak, smoków, czym przeciwstawiła się sztywnym konwencjom swoich czasów.
Oto wreszcie, spisana jej własnymi słowami, prawdziwa historia kobiety o duszy pioniera, która zaryzykowała swoją reputację, życiowe perspektywy i wątłe ciało, aby zaspokoić naukową ciekawość. Jest to opowieść o tym, jak pomimo swych godnych pożałowania dziwactw poszukiwała prawdziwej miłości i szczęścia, oraz o jej ekscytującej wyprawie w niebezpieczne góry Wystrany, gdzie dokonała pierwszego z wielu historycznych odkryć, które mogły zmienić świat na zawsze.
Dom czwarty
“Dom czwarty” to już siódma część cyklu Lipowo. Katarzyna Puzyńska po raz kolejny zabiera nas na spotkanie z całą plejadą interesujących postaci. Serwuje nam solidną dozę napięcia i zwrotów akcji. Wraz z każdym przeczytanym rozdziałem mnożą się zagadki, dochodzą nowi podejrzani. To specjalność autorki. Gdy tylko wydaje nam się, że jesteśmy blisko rozwiązania problemu, znamy odpowiedź na nurtujące nas pytania, autorka serwuje nam trzęsienie ziemi, które obraca w gruz nasze teorie, i zostawia z niczym.
Akcja powieści oscyluje wokół zaginięcia Klementyny Kopp, która po latach postanawia odwiedzić rodzinne strony, by ponownie zająć się zabójstwem sprzed kilku lat. Morderca jest już osądzony i odsiaduje wyrok. Matka Klementyny jednak nie wierzy w jego winę. Prosi córkę o pomoc. Klementyna przyjeżdża do rodzinnej wsi i trop się urywa. Zaniepokojona partnerka kobiety zawiadamia byłych współpracowników Klementyny. Daniel, Weronika i Emilia postanawiają wyjechać do Złocin by odnaleźć koleżankę. Na miejscu okazuje się, że rodzina Klementyny i pozostali mieszkańcy Złocin mają swoje mroczne sekrety, sięgające wydarzeń z 1939 roku. Czy Daniel i spółka rozwikłają tajemnice z przeszłości? Kto i w jakim celu maluje wszędzie napis “Złociny - złe czyny”?
Przyzwyczaiłem się (i pewnie nie tylko ja) do cyklu Lipowo. I chociaż Katarzyna Puzyńska wydaje dwa opasłe tomy rocznie, nie czuję przesytu bohaterami. Wręcz przeciwnie, mam ochotę na jeszcze więcej i zastanawiam się co autorka wymyśli w kolejnych tomach. Jak pokieruje losem stworzonych przez siebie postaci. Biorąc pod uwagę zaskakujące metamorfozy, szczególnie tak drastyczną jak Daniela Podgórskiego (bo mieszkańcy Lipowa, podobnie jak my, zmieniają się pod wpływem doświadczeń), możemy spodziewać się, jak to w życiu, wszystkiego.
Niepewność, zaskoczenie, cała masa niebanalnych postaci, oraz zaczepienie w autentycznych wydarzeniach historycznych, jakimi były egzekucje mające miejsce w okolicach jeziora Bachotek w pierwszym roku wojny, sprawiły, że z ogromną przyjemnością przeczytałem “Dom czwarty”. Polecam i czekam z niecierpliwością na kolejny tom.
Majstersztyk powieści historycznej w Fabryce Słów
Powieści Bernarda Cornwella już dostępne w sprzedaży!
AZINCOURT
Niezwykły i pełen dramatyzmu opis legendarnej bitwy pod Azincourt pióra czołowego autora powieści historycznych.
Wikingowie. Najeźdźcy z Północy
Wikingowie – Najeźdźcy z północy, bo o nich będzie mowa, to druga część serii autorstwa Radosława Lewandowskiego, która ukazała się dzięki Wydawnictwu Akurat. Muszę przyznać, że na półce prezentuje się okazale, a oprawa graficzna jest powiązana z pierwszą częścią. Na okładkach rozrysowana jest mapa, która pozwala czytelnikowi orientować się i jeszcze bardziej rozbudzić wyobraźnię na temat akcji. Osobiście jestem zwolennikiem takich rozwiązań, gdyż poprawiają całkowity obraz książki.
Druga część jest dosłowną kontynuacją, gdyż spotykamy się z głównym bohaterem w tym samym miejscu, w którym kończyła się pierwsza część. Jednak poukładajmy wszystko i zacznijmy od początku.
Oddi targany wyrzutami sumienia, dotrzymuje słowa danego staremu przyjacielowi Vingorowi i rusza w głąb nieznanego lądu, na którym się osiedlili uciekając ze Szwecji po przegranej bitwie. Młody Asgotsson, przedzierając się przez wyspę w kierunku ogniskowego dymu, nagle wpada w wir wydarzeń, których nie można przewidzieć.
Powraca do świata żywych po kilku dniach w okolicznej osadzie miejscowej ludności i powoli zaczyna poznawać język i obyczaje tubylców. Więź między córką wodza oraz wikingiem zacieśnia się. W świetle wydarzeń, jakie miały miejsce podczas marszu oraz przez braterstwo krwi z wielkim wodzem Snae-Kolem Oddi otrzymuje nowe imię oraz staje się równoprawnym członkiem plemienia Długich ludzi. Przygotowania do wielkiej wojny nabierają tempa, gdyż wraz z nadejściem zimy na ich ziemi pojawia się wróg. Jednak w tym miejscu pozostawiam Was samych z książką, gdyż nie wszystko można powiedzieć, a wiele należy odkryć samemu.
Sama książka jest jak coś przepysznego. Płynnie napisana fabuła, która obraca się w około jednego bohatera, a zarazem pisana prosto z wieloma elementami historycznymi pozwala miło spędzić czas. Autor w ciekawy sposób przedstawił kulturę już nieistniejącego plemienia Indian, zarówno na szczeblu społecznym, jak i strefę wierzeń. Do tego wszystkiego ostatnim dopełnieniem jest Posłowie, które pozwala czytelnikowi poznać wiele szczegółów dotyczących samego tworzenia książki. Uważam, że jest to kolejna solidna pozycja w polskiej fantastyce, która z pewnością znajdzie wielu miłośników. Książkę można szczerze polecić zarówno tym, którzy szukają dobrej fantastyki, jak również miłośnikom czasów średniowiecznych i wikingów.
Tulipanowy wirus
Do sięgnięcia po książkę „Tulipanowy wirus” zachęciła mnie intrygująca, tajemnicza okładka. Może szata graficzna nie powinna być kryterium wyboru lektur, ale czasem gdy dużo się czyta, to tak właśnie się dzieje. Czy jednak nie pożałowałam swojej decyzji?
Wszyscy jesteśmy martwi
Dałam się uwieść. Spojrzałam na nią jeszcze zanim zaistniała naprawdę, jeszcze zanim pojawiła się w ludzkich domach, zanim stała się częścią czyjejś kolekcji. Spojrzałam na nią i wiedziałam, że muszę ją mieć, zajrzeć do jej wnętrza, poznać ją. No, ale wiecie, co mówią o książkach – nie oceniaj po okładce i inne takie. Książka „Wszyscy jesteśmy martwi” Katarzyny Grzędowskiej nie zaskoczyła pod tym względem. Chociaż atrakcyjną wizualnością obiecywała tajemniczą podróż, w rzeczywistości okazała się gotowym do podpalenia stosem doskonałych, lecz niewykorzystanych w swym potencjale, pomysłów.
Okładka powieści hipnotyzuje – kolorami, czcionką, grafiką, mimiką i gestami przedstawionej na niej kobiety. Jest tu wszystko – widmowe skrzydła, natapirowane włosy, księżyc w pełni, krwiste spojrzenie i dłonie wyciągnięte w geście, który sugeruje działania magiczne – a mimo to obwoluta „Wszyscy jesteśmy martwi” nie wydaje się przesadzona. Subtelny chaos jaki na niej panuje, idealnie oddaje nastrój nieuporządkowanego, agresywnego mroku, który zwykł działać impulsywnie, a nie według starannie przemyślanego planu. Jeżeli ktoś jest w stanie przejść obok tej okładki obojętnie, to z pewnością nie interesuje go po prostu ciemna strona nadnaturalnych światów.
Każdy fan mrocznie baśniowych historii przepadnie jednak ostateczniea, gdy odwróci książkę w dłoniach i zapozna się z opisem jej zawartości. Alice i Dan, rodzeństwo z tajemniczą przeszłością, trafiają w tej opowieści do zadziwiającego miejsca – Końca Świata. Ta z pozoru senna miejscowość skrywa wiele sekretów, a fakt, że leży na styku Pierwszego i Drugiego Świata to dopiero początek serii niesamowitości, jakie oferuje. Bo gdzie indziej można by porozmawiać z Marią Antoniną czy Abrahamem Lincolnem albo Izaakiem Newtonem? Kto inny niż istoty nadprzyrodzone mógłby wyjaśnić bohaterom, skąd biorą się ich tajemnicze sny, wizje i zachowania? Dla Alice i Dana życie (czy aby na pewno?) ma się zacząć dopiero, gdy od dawna martwi zdradzą im prawdę o ich naturach.
„Wszyscy jesteśmy martwi” mogło być polskim towarem eksportowym. Ciekawe i nierzadko oryginalne pomysły autorki doceniłoby z pewnością wiele zagranicznych wydawnictw. Albo raczej doceniłoby, gdyby ten zespół atraktorów, pociągających, nęcących i zachwycających fragmentów, spajała jakaś fabuła. Nie postuluję tu nawet oryginalności, naprawdę, ale coś (cokolwiek!) by się przydało. A tak moim głównym zarzutem wobec tekstu Katarzyny Grzędowskiej jest to, że to utwór o… niczym. Bohaterowie pojawiają się znikąd i trafiają do miasta, które trochę jest a trochę go nie ma. Dlaczego? W jakim celu? Dokąd zmierzają? Jaki mają plan? A może go nie mają? Te i inne pytania nie tylko pozostają bez odpowiedzi, ale i w ogóle nie zostają zadane. Czytelnik dowiaduje się przed czym protagoniści uciekają, ale nic poza tym. Postaci bardzo szybko aklimatyzują się w nowym miejscu choć – niemal natychmiast po wprowadzeniu ich do powieści – odseparowują się od siebie i każdy działa na własną rękę. Relacje między nimi wydają się więc bardzo naciągane, a idea rodzinnego poświęcenia do bólu fałszywa. Poza tym akcja zmierza gdzieś, ale trudno powiedzieć gdzie. Nie ma tu bowiem żadnego celu, określonej mety, problemu – najprościej mówiąc: jakiejkolwiek fabuły.
A może to po prostu typ literatury „eksploracyjnej”? Nie chodzi o cel, a samą drogę? O odkrywanie, poznawanie, doświadczanie? Jeżeli tak, to Katarzyna Grzędowska poległa na całej linii, doprowadzając do absolutnej destrukcji tych części tekstu, które wykazywały się potencjałem w tej materii. Tajemnicze miasteczko o nurtującej nazwie wydaje się tylko widmowym szkicem (i nie chodzi tu o pozytywne znaczenie tego stwierdzenia, wprost przeciwnie), a kolejne szokujące fakty pojawiają się na zasadzie diabła wyskakującego z pudełka, który robi wrażenie tylko przez moment, a potem znika i nikt o nim nie pamięta. Rozliczne nawiązania do różnorakich mitologii, mieszanie faktów historycznych z wytworami popkultury, wyważony miks magii i realizmu – cień tego dało się w „Wszyscy jesteśmy martwi” dostrzec. Grzędowska miała szansę stworzyć bogaty świat, pełen tajemnic, sekretów, niezbadanych zakątków; wzbudzający grozę, niepokój, ale i fascynację. Wiele z jej pomysłów to rzeczy niespotykane i zaskakujące, ale tak szybko porzucane i niedopracowane, a przede wszystkim nie składające się na większą całość, że aż serce człowieka boli. Tak naprawdę niespełna trzystustronicowy tom można by spokojnie okroić do stu stron i zrobić zeń pierwsze dwa rozdziały jakiegoś tomiszcza o ilości stron bliskiej nawet tysiąca.
Z pewnością nikt by jednak przez takie obszerne dzieło nie przebrnął w obecnej formie językowej. Sposób pisania autorki reprezentuje poziom, który najlepiej dałoby się opisać na jakiejś sinusoidzie. Dramatycznie złe partie tekstu przeplatają się z zaskakująco świeżymi obserwacjami, ciekawie przekazanymi ideami i przekonaniami oraz zgrabnymi metaforami. Aż dziw bierze, że tuż obok bolesnej sztampy czy gramatycznych dziwności spotkać można perłę, która nierzadko znajduje się poza potencjalnymi oczekiwaniami wobec bardziej doświadczonych i poczytnych autorów. Dzięki tym najlepszym fragmentom byłam w stanie wybaczyć autorce nawet tę garść absolutnie dla mnie nieuzasadnionych przypisów (nawet te, które tłumaczyły obcojęzyczne zwroty wydawały się bez sensu, bowiem znaczenie poszczególnych wyrazów dało się wyciągnąć z kontekstu wypowiedzi mówiącego).
Niestety tego samego nie można powiedzieć o kreacjach bohaterów, którzy okazali się płascy jak naleśniki. Jasne, mają swoje historie i traumy, ale to historie i traumy wyłącznie na papierze. Nie wzbudzają żadnych emocji i nie kreują żadnych konkretnych postaw psychologicznych u tych, których dotyczą. Postaci da się tutaj odróżnić tylko dlatego, że noszą różne imiona i charakteryzują się odmiennymi temperamentami. Jednak ci albo wyjątkowo skryci, albo wyjątkowo krzykliwi nieustannie mi się mylili, tak bardzo byli bezbarwni i łudząco do siebie podobni.
Jestem zawiedziona, rozczarowana, zasmucona. Nie ma chyba nic gorszego niż bomba potencjału, która okazuje się niewybuchem. Jako autorka zazdroszczę Katarzynie Grzędowskiej niezwykłej kreatywności i pomysłowości, ale jednocześnie płaczę nad równie macoszym potraktowaniem ich owoców. Może należało zaczekać z debiutem? Popracować nad „Wszyscy jesteśmy martwi” kilka miesięcy dłużej? Rozwinąć wątki, dopracować postaci, uświadomić sobie swoje mocne strony i wykorzystać je? Powieść nastoletniej pisarki naprawdę mogła okazać się międzynarodowym fenomenem. Być może nawet ktoś nakręciłby na jej podstawie serial (wydaje się doskonałym na to materiałem, a przynajmniej jego podstawą). A tak? Tak to tylko rozwlekła historia o niczym, spisana mniej niż przeciętnym językiem, wypełniona mdłymi bohaterami, lecz z przebłyskami geniuszu w postaci kilku fantastycznych (i niewykorzystanych) konceptów na świat przedstawiony.
"Wikingowie. Najeźdźcy z Północy" Lewandowskiego pod patronatem
Jeśli ktokolwiek zastanawiał się, dlaczego wikingowie zawładnęli zbiorową wyobraźnią i szturmem wdarli się do grona ikon popkultury, po lekturze tej książki przestanie się dziwić. Druga część doskonale przyjętej sagi o średniowiecznej Europie, „Wikingowie. Najeźdźcy z Północy” Radosława Lewandowskiego ukaże się już 26 października pod patronatem Secretum.
Plany wydawnicze rodzimych pisarzy
Maja Lidia Kossakowska, na swoim spotkaniu autorskim na Coperniconie w dniu 16 września zapowiedziała od dawna wyczekiwaną przez fanów kontynuację serii „Anielskiej”. Jak się okazało, historia wymknęła się lekko spod kontroli autorki i powstaną aż dwa kolejne tomy tej kultowej już serii. Pierwszy tom zapowiedziany jest już na styczeń 2017 roku, drugi tom również pojawi się w przyszłym roku, niestety nie wiadomo dokładnie kiedy. Pani Kossakowska zapowiedziała, że ta książka będzie trochę inna niż dotychczasowe, gdyż jej akcja będzie się głównie rozgrywać w strefach poza czasem, czyli w miejscu, którego bohaterowie dotychczas nie eksplorowali. Pojawią się też nawiązania do innych niż dotychczas mitologii (starożytne bóstwa, zapomniane i zdetronizowane). Autorka planuje także kontynuację „Grillbaru Galaktyka”, jednak jak sama stwierdziła: może już nie być tak śmieszna jak pierwsza część. Nie porzuca ona także prac nad Takeshi. Chwilowa przerwa nad pracami wynika ze wspomnianej już wcześniej pracy nad serią „Anielską”, jednak autorka będzie kontynuować przygody adepta Zakonu Czarnej Wody.
Już w październiku do księgarń trafi zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka „Konan Destylator”. Będzie to zbiór 16 opowiadań, z czego 15 z nich będzie dotyczyło Jakuba Wędrowycza. Czego się spodziewać? Sam autor określił to tak: „Czerpałem z wszelkich możliwych kultur historycznych i popkultury i zrobiłem z tego jedną kosmiczną rozpierduchę”. Pan Pilipiuk wspomina także, iż ma zamiar napisać kolejne książki w uniwersum „Oka Jelenia”. Ma to być historia innych poszukiwaczy, których istnienia domyślali się bohaterowie, gdyż, jak zdradza nam pisarz, Łasica nadzorowała jeszcze jedną grupą podróżników w czasie.
Aneta Jadowska, która raptem miesiąc temu wydała „Dziewczynę z dzielnicy cudów”, już teraz informuje oficjalnie swoich fanów o wychodzącej już w marcu 2017 roku kontunuacji serii o Nikicie. Drugi tom będzie nosił tytuł „Akuszer Bogów”.
Robert M. Wegner, który na tegorocznym Coperniconie otrzymał srebrne wyróżnienie na rozdaniu nagród literackich im. Jerzego Żuławskiego za powieść „Pamięć wszystkich słów”, podczas spotkania autorskiego zapowiedział kolejny tom Meekhanu. Istnieje duża szansa, że nowa powieść pojawi się już w przyszłym roku.
Niestety dobrych wieści dla swoich fanów nie ma Jarosław Grzędowicz. W chwili obecnej przechodzi na pisarski urlop. Uważa, że rozleniwiło go pisanie powieści i chciałby zacząć pisać krótkie formy, takie jak opowiadania. Ma w planach zacząć je pisać, wykorzystując zebrane pomysły, jednak nie potrafi określić kiedy uda mu się napisać ich tyle, aby móc wydać zbiór opowiadań. Pozostaje nam zatem cierpliwie czekać.
W kwietniu przyszłego roku Wyawnictwo SQN zapowiada wydanie drugiej części mrocznej powieści kryminalnej Jakuba Ćwieka „Grimm City”. Niestety póki co niewiele wiadomo na temat nowej powieści twórcy „Kłamcy” i „Chłopców”. Miejmy jednak nadzieję, że będzie nadal utrzymana w klimatach brutalności, noir i amerykańskiego świata przestępczego lat dwudziestych i trzydziestych.
Waleczny rycerz
W trakcie lektury pięciuset z okładem stron nie opuszczało mnie zdumiewające przeświadczenie, że czytam historię wymyśloną, że człowiek taki, przepełniony cnotami wszelakimi jak William Marshall, nie miał prawa istnieć. Nawet wtedy, w czasach po stokroć bardziej rycerskich, niż jakikolwiek okres historyczny, który nastąpił potem.
Przecież to samo sedno średniowiecza, epoki opartej na mieczu i krzyżu. Czas krucjat, Ryszarda Lwie Serce i Robin Hooda, działającego „charytatywnie” współcześnie do Williama Marshalla, a o którym autorka niecnie nie wspomniała nawet słówkiem. Czas ideału, cnoty i rycerskości. Lecz nawet sam główny bohater sprawiał momentami wrażenie istoty niemalże boskiej, a przez to nie do końca rzeczywistej. Mężczyzna doskonały pod każdym względem, waleczny, zwycięski, dworny.
William Marshall. W posłowiu autorka zarzeka się, że nie miała na celu stworzenia biografii tej ikony Albionu, a jedynie opowieść, przy której przyjemnie spędziłoby się czas. W pewnym sensie się jej to udało. „Waleczny rycerz” każdą swoją stroną przypomina rasowe przygodowe czytadło, bez złych konotacji z użytym słowem. Bohater przeżywa przygody, zmaga się z problemami, walczy z ludzką zawiścią. W pewnym sensie, bo jednak opowieść dotyczy postaci historycznej, a i miejsca, w których się obraca, oraz bohaterowie drugiego planu są znane z przeszłości. Być może dałoby radę jeszcze bardziej zbeletryzować sir Williama, dodając mu fikcyjnych przygód, ale to już by nie był ten William Marshall, wzór cnót – zmieniłby się, stałby się sztuczny. Rozwijając zaś wątki, książka, i tak spora, urosłaby do mało przyswajalnych rozmiarów. Kształt więc opowieści, złożonej z ciągu krótkich epizodów, opisujących poszczególne etapy życia bohatera, wydaje się opcjonalny, czytelnik zaś ma świadomość, że śledzi żywot osoby, która żyła przed wiekami i naprawdę kochała, nienawidziła, czuła.
Kronika najmężniejszego spośród rycerzy XII- i XIII-wiecznej Anglii rozpoczyna się gdy ma zaledwie pięć lat i staje się zakładnikiem króla Stephena w bitwie o Newbury. Brzmi groźnie i nie bez powodu. Król Stephen bowiem zapowiedział, o czym dowiadujemy się z historii, co jednak autorka nam oszczędziła, że w razie nie oddania zamku przez ojca, mały William wróci do domu, wystrzelony z katapulty. Na szczęście obyło się bez tragedii, a samo zdarzenie pod Newbury Castle było jedynie złym początkiem wspaniałej kariery. Oddany władcy przez ojca, otrzymuje o wiele większe możliwości niż jego rodzeństwo. Obrasta w godności u samego źródła władzy, w nie byle jakim otoczeniu. Stopniowo z podrzędnego, młodego rycerza staje się ulubieńcem Eleonory Akwitańskiej, wychowawcą jej dzieci ze związku z Henrykiem II Plantagenetem, lordem a w decydującym momencie książki sędzią, sprawującym rządy w imieniu bawiącego poza granicami kraju kolejnego władcy. Postaci, wśród których się obraca, są nietuzinkowe. Prócz wcześniej wspomnianych, to również Henryk, zwany Młodym Królem, ale i Ryszard Lwie Serce i Jan bez Ziemi, złączeni tą samą krwią i niczym innym, toczący ze sobą ustawiczne boje. W tym kręgu ciągłych wojen, ale i knowania ludzi z królewskiego otoczenia musiał się odnaleźć William. Jak niezwykłą był postacią, że dając odpór intrygom, zdołał przetrwać, nie sprzeniewierzając się wyznawanym wartościom, a jednocześnie składając przysięgę wierności następującym po sobie władcom, z których każdy kolejny szczerze nie cierpiał swego poprzednika, po koronowaniu zaś wprowadzał na dworze nowe porządki, łącznie z nowymi ludźmi. A intryganci wytaczali przeciw rycerzowi najcięższe działa – wiemy o tym z kart historii. Niesłuszne podejrzenie o romans z królową Małgorzatą, małżonką Henryka Młodego Króla… Podejrzenie o targnięcie się na życie Ryszarda, przyszłego króla Anglii… Knucie przeciw zwierzchności, ktokolwiek by nią nie był, wysysane za każdym razem z resztą z palca…
Niezwykła postać i świetna o niej opowieść, która w pełni oddaje jak żyło się niegdyś i jakim wartościom składano hołd. Polecam szczerze.