Rezultaty wyszukiwania dla: dla dzieci
Prawdziwa gratka dla fanów Warcrafta
Z dumą prezentujemy dwie nowości, które ucieszą nie tylko fanów uniwersum Warcrafta. Jedną z nich jest zapowiadany i od dawna oczekiwany pierwszy z trzech tomów „World of Warcraft: Kroniki” – oficjalnej serii książek, które po raz pierwszy szczegółowo opisują dzieje tego nękanego wojnami świata. Na ponad 150 stronach obok znanych i nieznanych dotąd historii, znajdziecie przepiękne ilustracje autorstwa Petera Lee i Josepha Lacroixa, które pozwalają na własne oczy zobaczyć cuda pradawnych imperiów; na szczegółowych mapach będziecie zaś mogli śledzić wielkie batalie, które doprowadziły do upadku starych i rozkwitu nowych cywilizacji. Dołożyliśmy starań, aby wydanie było jak najwierniejsze oryginałowi.
Konkurs: Spirit Animals. Opowieści zwierzoduchów
Wydanie specjalne bestsellerowej serii "Spirit Animals" ulubionego autora fantastyki dla dzieci, Brandona Mulla!
Historia skupia się wokół czterech Wielkich Bestii - lamparcicy Urazy, pandy Jhi, wilka Briggana, sokolicy Essix – które w imię obrony świata Erdas poświęciły wszystko, co mogły.
Czytelnicy poznają fantastyczne opowieści o sile przyjaźni i odwagi oraz dowiedzą się dlaczego warto zachować wierność swoim wartościom i ideałom. Lektura obowiązkowa każdego fana "Spirit Animals" oraz wyobraźni Brandona Mulla.
Spotkanie z Martą Kisiel
Ugly Dolls
Niech żyją wyjątkowi, niezwykli, jedyni w swoim rodzaju! Poznajcie Paskudy – bohaterów nowej komedii dla całej rodziny, która udowadnia, że nie musisz być pięknym, żeby być wspaniałym!
Coraz rzadziej i mniej chętnie oglądam animowane historie. W ostatnim czasie stały się powtarzalne i bez polotu. Wciąż wałkują ten sam humor. Zaczęłam myśleć, że po prostu przy takim natłoku różnych premier ciężko jest stworzyć coś nowego i oryginalnego. Wtedy jednak trafiłam na „Paskudy” i musiałam zmienić zdanie o sto osiemdziesiąt stopni.
Zarys fabuły
Największym marzeniem Moxy, małej, różowej szmacianki, jest znalezienie swojego dziecka, które będzie mogła kochać ze wszystkich sił. Mimo że inne zabawki wmawiają jej, iż wielki świat nie istnieje, ona wciąż nie przestaje w to wierzyć i pewnego dnia wyrusza na wyprawę, by spełnić swoje sny. Wraz z przyjaciółmi trafia do perfekcyjnego świata pięknych lalek, które brutalnie uświadamiają jej, dlaczego do nich nie pasuje. Moxy jednak nie zamierza się poddać, zwłaszcza gdy stawką w grze staje się bezpieczeństwo jej najlepszych przyjaciół.
Moja opinia i przemyślenia
Opowiedziana w filmie historia jest niezwykle inteligentna i pozytywna. Alison Peck stworzyła ciekawy scenariusz z dobrym i wartościowym przesłaniem, które bez problemu trafi do dzieci, a być może nawet i do dorosłych. Fabuła nie nudzi, a w bajcie pojawia się też oczywiście nieco głupkowaty humor. Wszystko jednak trzyma się granic dobrego smaku, a to kolejna sprawa, która w ostatnich latach wcale nie jest taka oczywista.
Animacja jest bardzo ładna pod względem graficznym, ale to akurat nie wyróżnia jej z tłumu. Grafice komputerowej zawdzięczamy to, że ostatnio raczej nie ma brzydkich bajek. Kolorowy świat fabryki zabawek i jej okolic przyciąga wzrok, a jej mieszkańcu to wyjątkowo urocze paskudy. Na pewno nie jedno dziecko chciałoby mieć taką nietypową przytulankę. Pamiętam, że gdy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej, bardzo modne były takie dziwaczne trolle. Nie były śliczne, ale i tak wszystkie dzieci je uwielbiały.
Podsumowanie
Bycie sobą i podążanie własną drogą zamiast śladem innych to bardzo ważne sprawy. Szczególnie dla dzieci, które są wyjątkowo podatne na wpływy rówieśników. Dlatego właśnie warto pokazać im historię „Paskud”. Wraz z ważnym przesłaniem otrzymają też oczywiście całą masę doskonałej rozrywki. „Ugly dolls” to naprawdę sympatyczna animacja, którą polecam z całego serducha.
Film obejrzeliśmy dzięki platformie cineman.pl
Okropne opowieści dziadka
"Okropne opowieści dziadka" to jedna z najbardziej cenionych i poszukiwanych książek Jamesa Flory, kultowego amerykańskiego ilustratora i autora. Pojawiają się w niej odrażające potwory, tańczące szkielety, mroczne jaskinie, wiedźmy o nosach pokrytych brodawkami, głodne wilkołaki i groźne upiory - wszystko jednak tylko po to, by oswoić lęk i strach najmłodszych czytelników. Premiera już dziś, 29 października 2019!
Instytut
Stephen King znany jest z zawrotnej ilości wydawanych książek. Sceptycy twierdzą, iż przy takiej częstotliwości nowe dzieła na pewno tracą na swojej jakości, autor natomiast nieustannie udowadnia, że są w błędzie. Jako fanka twórczości Króla zacieram ręce na każdą nowość, jednak zdaję sobie sprawę, że pośród licznych perełek pojawiają się także i te średnie, żeby nie nazwać kiepskimi. Zatem jaką pozycją jest jego najnowsza powieść o tajemniczej nazwie „Instytut”?
Historię rozpoczynamy poznając Tima Jamiesona, byłego policjanta z Florydy. Ostatnio życie zawodowe, jak i prywatne układa mu się raczej nędznie, dlatego Tim potrzebuje dość drastycznie zmienić otoczenie. Zrządzeniem losu, wysiada z samolotu do Nowego Jorku i zaczyna podróż na stopa. Tymczasowo osiada w kilku mniejszych czy większych miejscowościach, aż trafia do zapomnianego przez świat DuPray, gdzie postanawia zatrzymać się na dłuższą chwilę. Nic spektakularnego się nie dzieje, lecz gdy zaczynamy już nawet lubić naszego bohatera, jego historia się ucina.
Kolejna część przedstawia losy dwunastoletniego chłopa. Luke Ellis jest nie tylko wybitnie obdarzony inteligencją, ale zarazem dobrze rozwija się w społeczeństwie, ma przyjaciół i lubi sport, co znacznie wyróżnia go spośród pozostałych uczniów Szkoły dla wyjątkowych dzieci w Minneapolis. Czasem jednak, gdy chłopiec jest zdenerwowany, bywa, że zaczynają się dziać niezwykłe rzeczy, np. tacka po pizzy samoczynnie ląduje na podłodze. Właśnie te sporadyczne przypadki ściągają na niego uwagę ludzi o niekoniecznie dobrych zamiarach. W chwili, gdy przed chłopcem świat stoi otworem, ktoś nagle i brutalnie zamka drzwi.
Luke zostaje uprowadzony do Instytutu, gdzie wraz z innymi dziećmi o zdolnościach telekinetycznych i telepatycznych, zostaje nieustannie poddawany eksperymentom, które delikatnie mówiąc, są mało komfortowe. Często sprawiają ból, ale bywają też upokarzające, co ma jedynie pokazać, że ludzie sprawujący nad nimi „opiekę” mają nad nimi władzę absolutną. Gdy kolejni przyjaciele chłopca znikają bezpowrotnie w Tylnej Połowie Instytutu, Luke coraz wyraźniej przeczuwa, że jedynym ratunkiem dla dzieci jest wezwanie pomocy. Tylko jak tego dokonać w tak pilnie strzeżonym budynku na końcu świata?
Wydarzenia rozwijają się powoli. Bardzo powoli. Niby coś się dzieje, jednak to mnie nie porwało. Niby szokujące rzeczy – eksperymenty na dzieciach, i to często dość małych – jednak mnie to aż tak bardzo nie poruszyło. Nie wiem, czy to skutek zbyt dużej dawki kingowskiego świata, gdzie takie sceny są powszechne, a może to dlatego, że od Kinga oczekuję zawsze bardzo wiele. Dopiero po trzystu średnio entuzjastycznie przewróconych stronach zaczęłam się bardziej wczuwać w historię bohaterów. Kiedy losy bohaterów w nieoczywisty sposób splatają się, zaczyna narastać napięcie i niespokojne wyczekiwanie na coś wielkiego. A jest na co czekać. Długo nie dostajemy zbyt wiele, by otrzymać mocny cios na finał.
Całość zbudowana jest rozsądnie. Poznajemy jednego bohatera, potem drugiego, a kiedy już zdążyliśmy zapomnieć o tym pierwszym historia obu pięknie i nieoczekiwanie się łączy. Ostatnia część książki ładnie buduje napięcie, sprawiając, że niecierpliwie przerzucałam kolejne kartki i autentycznie czułam niepokój. Co więcej, sceny zaraz przed finałem przeplatają się ze sobą krótkimi fragmentami, co opóźnia finisz i potęguje podekscytowanie.
Mimo iż spora część powieści jest raczej monotonna, „Instytut” czyta się gładko. King porusza wątki znane już z jego poprzednich dzieł, jednak nie można mu zarzucić braku pomysłu. Wplata między wiersze trudny temat, na pewno dający czytelnikowi do myślenia. Mocne uderzenie na koniec broni powieść, natomiast czegoś tam zwyczajnie zabrakło, aby książka powaliła mnie na kolana. Nie mogę zaliczyć tej pozycji do wybitnych prac autora, aczkolwiek myślę, że jest godna uwagi.
Brandon Mull w Polsce
Opowieści Zwierzoduchów - zapowiedź
Wydanie specjalne bestsellerowej serii "Spirit Animals" ulubionego autora fantastyki dla dzieci, Brandona Mulla!
Historia skupia się wokół czterech Wielkich Bestii - lamparcicy Urazy, pandy Jhi, wilka Briggana, sokolicy Essix – które w imię obrony świata Erdas poświęciły wszystko, co mogły.
Czytelnicy poznają fantastyczne opowieści o sile przyjaźni i odwagi oraz dowiedzą się dlaczego warto zachować wierność swoim wartościom i ideałom. Lektura obowiązkowa każdego fana "Spirit Animals" oraz wyobraźni Brandona Mulla.
Hawkeye #01: Odmieniony
Clint Barton czyli Hawkeye powraca w drugiej odsłonie cyklu Marvel NOW!. Przypomnę, iż poprzednia seria, której autorami byli Matt Fraction i David Aja, to bezdyskusyjnie jeden z lepszych tytułów Domu Pomysłów, o czym świadczą m.in. przyznane Nagrody Eisnera czy Harveya. Kontynuacja przygód najlepszego łucznika na świecie przeszła jednak do rąk innego scenarzysty – Jeffa Lemire’a. Faktem jest, iż również otrzymał on Eisnera oraz pracował przy takich seriach jak „Staruszek Logan” czy „Extraordinary X-Men”. Czy możemy być spokojni o utrzymanie wysokiego poziomu przygód Bartona? Przekonajmy się.
Zacznę od tego, że Lemire prowadzi swoją opowieść dwutorowo. Początek albumu przenosi nas wprost w sam środek akcji. Clint i Kate Bishop, działając na zlecenie S.H.I.E.L.D. włamują się do tajnej bazy Hydry. Tam muszą odnaleźć tajną broń, nad którą pracuje organizacja. Wszędzie latają strzały, złoczyńcy padają jak muchy. Akcja goni akcję. Wszystko idzie zgodnie z planem, dopóki Kate nie odkrywa w laboratorium tajemnicze inkubatory. Ku zaskoczeniu bohaterów przetrzymywane są w nich zmutowane dzieci. Dziewczyna staje przed koniecznością podjęcia decyzji, która wcale nie jest oczywista co do jej poprawności. Wspierana przez Clinta oraz słuchając głosu sumienia, postanawia uratować z pozoru bezbronne dzieci. Decyzja ta pociągnie za sobą jednak szereg komplikacji.
Na drugim torze prowadzony jest wątek przedstawiający trudne dzieciństwo Burtona. Fabuła skupia się przede wszystkim na jego relacjach ze starszym bratem Barney’em, którego mogliśmy poznać w poprzednim cyklu, w albumie „Rio Bravo”. Chłopcy już w młodym wieku przeszli bardzo wiele. Uciekli od przybranego ojca alkoholika oraz przyłączyli się do wędrownego cyrku. Tam Clint trafił pod skrzydła Swordsman, który jako pierwszy odkrył w chłopcu celne oko i łuczniczy talent.
Obie linie czasowe wzajemnie się przeplatają i uzupełniają, zaś cała historia z przeszłości pokazuje jakie decyzje i problemy miały wpływ na obecne charaktery Clinta i jego brata.
Jeff Lamire w odróżnieniu od swojego poprzednika, w swojej wizji przygód Hawkeye’a postawił bardziej na dramat, niż na akcję. Przez większość fabuły stara się zaangażować emocjonalnie czytelnika, co trzeba przyznać, wychodzi mu bardzo umiejętnie. Mogę nawet śmiało stwierdzić, że opowieść o przeszłości Burtona w pewnym momencie chwyta za serce. Oczywiście scenarzysta znajduje również miejsca na rozluźnienie i stara się kontynuować klimat znany z poprzedniej serii. Widać to szczególnie w relacjach Clinta z Kate i ich językowych docinkach.
Na wysokim poziomie stoi również oprawa graficzna, której autorem jest Ramon Perez. W zależności od danej linii czasowej jest ona zróżnicowana. Współczesna fabuła graficznie jest bardzo podobna do tej, którą pamiętamy z serii Fractiona i nawiązuje do stylistyki Davida Aji. Mamy tutaj grube kontury, prostą kreskę oraz oszczędność w kolorach. Historia z przeszłości Clinta graficznie jest całkiem odmienna. Przypomina zamgloną scenerię utkaną pastelowymi barwami. Wszystko wygląda jak sen, w którym brakuje szczegółów (widać to szczególnie w oczach bohaterów, które wyglądają jak puste, czarne oczodoły). Przyznam, że efekt ten wywołuje pewien niepokój, ale jednocześnie zachwyca.
Podsumowując, Lamire wzniósł Hawkeye’a na inny, wyższy poziom. Wybrał swoją ścieżkę na rozwój tej postaci, skupiając się bardziej na przedstawieniu tego, co ukształtowało aktualny wizerunek bohatera. Efekt tego eksperymentu fabularno-wizualny według mnie jest zadowalający. Mam nadzieje, że kolejne zeszyty przyniosą kolejne zaskoczenia i będą trzymały wysoki poziom. Choć nie jest to komiks typowo superbohaterski, fani graficznych opowieści na pewno będą zadowolenia. Dla miłośników Marvela jest to pozycja obowiązkowa.
Pułapka Tesli
Autora chyba nie trzeba jakoś szczególnie przedstawiać, bo każdy, kto ma jakieś pojęcie o polskiej, fantastycznej scenie literackiej powinien znać twórczość Ziemiańskiego. Autor, jak pokazuje jego dorobek, lubuje się bardziej w powieściach, niż zbiorach opowiadań, czego dowodem może być z pewnością ogromne uniwersum Achai, które stale jest przez niego rozbudodywane i posiada rzeszcze fanów. Tym razem dostajemy od Fabryki Słów odświeżoną po 6 latach antologię opowiadań pod tytułem Pułapka Tesli.
Na książkę składa się pięć opowiadań: Polski dom, Wypasacz, Pułapka Tesli, Chłopaki, wszyscy idziecie do piekła oraz A jeśli to ja jestem Bogiem? W zbiorze czuć więź jaka łączy autora z Wrocławiem, miasto pojawia się tam dosyć często. Wędrując po nim razem z historiami Ziemiańskiego, odkrywamy je na nowo. Czas nie ma tu jednak granic oraz ram. W dodatku po raz kolejny odczuwam, że to bohaterki, a nie bohaterowie kreują się w głowie autora bardziej kolorowo. Ale do rzeczy... Powiem szczerze, że początek wypada dosyć średnio, żeby nie powiedzieć źle. Pierwszy, króciutki tekst, jest strasznie banalny, to prosta historia o rodzinie widmo, która częstuje swoim dobrym sercem innych. Wypasacz jest już nieco lepszy, jeśli chodzi o konstrukcje, niemniej sam pomysł jest jak dla mnie nieco dziwaczny. Później jest nieco lepiej, widzimy tutaj właściwy kunszt i styl autora, czyli to za co zebrał sobie tylu oddanych czytelników. Chodzi o tytułowe opowiadanie - mamy tutaj dobry pomysł, rozbudowaną akcję no i nutkę historii, czyli coś co lubię w tekstach tego typu i co kojarzy mi się z najlepszymi dziełami Pilipiuka. Pułapka Tesli jest opowiadaniem kulminacyjnym, reprezentującym najwyższy poziom zbioru. Ostatnie dwa teksty, chociaż barwnie napisane, są jak dla mnie średnio interesujące. Styl i sposób pisania to jednak nie wszystko. Autor zdecydowanie posiada olbrzymie złoża pomysłowości i fantazji, jednak mam wrażenie, że tutaj tego zabrakło i dzieło wyszło bez polotu.
Chyba każdy zgodzi się ze mną, że Ziemiański głownie lubuje się w obszerniejszych formach, czego z resztą doskonałym przykładem jest świat Achai. Z opowiadaniami jest nieco gorzej, chociaż pisząc te słowa mam gdzieś w pamięci znakomity "Zapach Szkła"... No cóż, podsumowująć powiem, że "Pułapka Tesli" ma swoje mocniejsze momenty i całkiem dobre tytułowe opowiadanie, lecz dla mnie to za mało, by uznać książkę za bardzo dobrą. Antologia jest przeciętna i wydaje mi się, że poza fanami twórczości autora, warto zastanowić się nad innym wyborem lektury na jesienny wieczór.