Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan
Karpie bijem
Na Jakuba Wędrowycza to po prostu nie ma mocny. Wielu próbowało i tylko kilku... wyszło z tego z życiem. Nowy tom przygód wiejskiego egzorcysty to powrót do znanej i lubianej serii. Jak wyszło tym razem? Kolejna petarda, a może... odgrzewany kotlet?
„Karpie bijem” to po raz kolejny zbiór krótkich i humorystycznych opowiadań o przygodach Kuby. Teksty są ze sobą bardzo luźno powiązane, na tyle luźno, że trudno wskazać kolejność chronologiczną. Ich konstrukcja jest za to praktycznie identyczna – najpierw zawiązanie problemu, dywagacje nad jego rozwiązanie i szybki finał.
Muszę przyznać, że do Kuby mam pewien sentyment. Pierwsze książki o jego przygodach czytałam bardzo dawno temu, gdy dopiero poznawałam świat literatury fantastycznej. Wtedy taki sposób opowiadania fabuły bardzo mi się podobał, był szybki, treściwy i pełen prześmiewczego humoru. Nie miałam wielkiego porównania, ale ten dystans i rzeczywistość w krzywym zwierciadle była urzekająca. Jak to było tym razem? Trochę tak samo, a jednak jakby inaczej...
Przede wszystkim humor, muszę przyznać, że wiele razy zaśmiewałam się do łez, a nie raz co lepsze fragmenty czytałam mężowi. Kuba jest jaki jest, i można go za to kochać, lub nienawidzić. Przy okazji autor fajnie kpi z naszej codzienności, nie zabrakło najnowszych smaczków i bieżących problemów. Jednak tak, to to bywa w przypadku tytułów w głównej mierze złożonych z dowcipów... nie wszystkie są udane. Czasami humor trąci przysłowiowym „sucharem”.
Jeśli zaś chodzi o samą konstrukcję opowiadań, to miałam wrażenie dużej dysproporcji między wstępem, a zakończeniem. Sam motyw danej historii rozwija się powoli, z kolei kończy błyskawicznie. Nie raz takie rozwiązanie świetnie się sprawdza, bo finał dosłownie zaskakuje czytelnika. Jednak nie zawsze, czasem sprawia wrażenie napisanego na kolanie, bez głębszego zastanowienia i polotu.
Co za to jest na plus? Fani serii z pewnością wychwycą liczne nawiązania, smaczki czy ciekawostki z wcześniejszej serii. Nie są to może jakieś wielkie wątki, ale jednak sporo szczegółów da się wychwycić. Przygody Kuby konturowane są konsekwentnie i w ten sam sposób, co może się podobać, a może też odrobinę nużyć. Mam wrażenie, że jest to książka, którą należy czytać na wiele razy, w wolnej chwili, z przerwami na bardziej spójne historie. Bo kilka opowiadań pod rząd zbyt wyraźnie „trąci” schematem.
„Karpie bijem” były dla mnie trochę konfrontacją ze wspomnieniami. Nadal jest zabawnie, rozbrajająco i czasem groteskowo. Wciąż nie ma mocnych na Kubę, a sam bohater sypie dowcipami jak z rękawa. Czego mi zabrakło? Jakiegokolwiek postępu. Pomimo upływu lat nic się nie zmieniła, nadal jest to literatura głównie lekka, przyjemna i głównie rozrywkowa.
Konkurs: Spider-man. Wiecznie młody
Peter Parker postanawia strzelić kilka fotek swojemu pajęczemu alter ego w akcji, żeby zarobić na czynsz. Pakuje się przy tym w kłopoty za sprawą tajemniczej legendarnej tabliczki, którą chce mieć zarówno Kingpin, jak i Maggia. Peter zadziera z najgroźniejszymi przestępcami Nowego Jorku, a na dodatek ma również na pieńku ze swymi przyjaciółmi – i z policją! Nie układa mu się też z dziewczyną, Gwen Stacy. A po latach przeszłość znowu zaczyna go prześladować, gdy uznany za martwego przywódca Maggii powraca, by odnaleźć feralną tabliczkę. Na domiar złego ciocia May jest umierająca…
Stephen King. Instrukcja obsługi
Jestem ogromną fanką twórczości Stephena Kinga. Przeczytałam wiele jego książek i obejrzałam większość ich ekranizacji, jednak poza zaglądaniem do social mediów króla horroru, niewiele na jego temat wiedziałam. Dopiero Robert Ziębiński uzmysłowił mi, jak wiele smakowitości mnie ominęło, zarówno w kwestii mniejszych dzieł, jak i życia wspomnianego mistrza grozy. Powiem więcej - „Stephen King: instrukcja obsługi” to zdecydowanie najlepsze opracowanie dorobku, z jakim kiedykolwiek się spotkałam!
Zacznę może od tego, że nieco obawiałam się tej książki, ponieważ dotychczas trafiłam na kilka koszmarnie nudnych opracowań – gorszych nawet od podręczników do historii. Mam na myśli te, które przedstawiają jedynie suche fakty, bez opisów czy nawiązań – jednym słowem, bałam się lektury skrajnie nudnej. I wiecie co? Dostałam absolutną przeciwność wszystkiego, co znałam. Robert Ziębiński z jajem prowadzi nas przez twórczość i działalność Stephena Kinga, ciekawiąc i bawiąc. Krok po kroku, zagłębiałam się w świecie Kinga, rozsądnie dawkując sobie lekturę, aby od razu nie poznać wszystkiego i… wiecie co? Choć książka ma przeszło sześćset stron (no dobra, tekstu jest trochę mniej), to… czuję niedosyt! Matulu, gdyby każdy „przewodnik” o znanych osobistościach był taki znakomity, to czytałabym tylko je… Robert Ziębiński ma po prostu niespotykany talent do opowiadania, gawędziarstwo we krwi, a ono w połączeniu o nietuzinkową wiedzę o Stephenie Kingu, horror oraz całej reszcie, tworzy mieszankę wręcz wybuchową!
W książce „Stephen King: instrukcja obsługi” w przystępny – i często zabawny – zostają omówione wszystkie książki tytułowego powieściopisarza (nawet te, których nie napisał, ale chciał!) oraz wszystkie adaptacje filmowe. Nie zabrakło również niuansów z samego życia Kinga, anegdot, genez powstawania tworów, inspiracji oraz… sławnych osobistości. Muszę przyznać, że wiele informacji tutaj zawartych mnie wręcz powaliło, ale nic nie zdradzę, aby nie popsuć Wam lektury. KONIECZNIE musicie przeczytać tę książkę, nawet jeśli nie jesteście wielkimi fanami mistrza grozy. Ubawicie się i dowiecie się wielu niesamowitości!
Sam kapitalny tekst Roberta Ziębińskiego to nie wszystko. Książka została również fenomenalnie wydana. Jest doskonale przemyślana pod każdym względem, niesamowicie czytelna, estetyczna i nie brakuje w niej również zdjęć. Nie można zapomnieć o tym, że w książce znajdują się również wypowiedzi na temat Kinga, m.in. Wojciecha Chmielarza (tego pisarza też kocham), a nawet… Remigiusza Mroza. Fantastyczne jest w tej pozycji to, że poznajemy tytułowego bohatera z mnóstwa punktów widzenia, a każdy coś w nosi, jest wyjątkowy i… agh! Aż jestem zła na siebie, że nie mogę nic złego o tej książce powiedzieć!
„Stephen King: instrukcja obsługi” to nie lada gratka dla fanów Stephena Kinga i to do tego napisana przez naszego rodaka! Jeśli lubicie króla horroru to pozycja, po którą po prostu MUSICIE sięgnąć, nie ma przebacz. Absolutnie zakochałam się w stylu Roberta Ziębińskiego i mam zamiar dorwać i pożreć wszystkie wcześniejsze twory tego Pana. Polecam z całego serducha!
Śnienie. Ścieżki i wpływy. Tom 1 - zapowiedź
Pierwszy tom jednej z czterech nowych serii komiksowych rozgrywających się w wymyślonym przez Neila Gaimana uniwersum Sandmana. W krainie Śnienia źle się dzieje. Daniel, Władca Snów, opuścił królestwo i pozostawił niestrzeżone granice. Jego wierny namiestnik Lucien czuje, że traci rozum, w miarę jak kraina Króla Snów zaczyna się rozpadać. A inni mieszkańcy Śnienia, począwszy od potwornej i przekupnej Dory, aż po szorstkiego i niewzruszonego Merva Dyniogłowego, walczą ze sobą, żeby zachować, ile tylko się da. Lecz prawdziwy koszmar dopiero nadejdzie. Z czarnej skrzyni, pełnej niechcianych nocnych mar, wyłoni się zapomniane monstrum – zło, które przez ponad sto lat pozostawało uwięzione. Sędzia Stryk, ze swą żelazną ręką i konopnym sznurem, zaprowadzi nowe porządki w Śnieniu, przerabiając je na swoje posępne i krwawe podobieństwo.
Garfield. Tłusty koci trójpak. Tom 5
Gdy właściciela nie ma w domu, kot tańcuje – zwłaszcza jeśli tym kotem jest Garfield, otyły praktyk zamętu i chaosu. Chociaż jednocześnie Garfield czerpie tyle samo – lub więcej – satysfakcji z czynionych zniszczeń, kiedy Jon jest na miejscu. Ataki na listonosza, mordowanie pizzy, dręczenie psa czy „delikatne” przypominanie Jonowi, że czas już na posiłek – wszystko to brzmi świetnie!
Rekursja
Blake Crouch, znany polskim czytelnikom zwłaszcza jako autor Mrocznej materii, powraca z równie dobrą historią, ponownie zaprzęgając fizykę i alternatywną rzeczywistość w służbę dobrej literatury. Premiera Rekursji już 24 września, ale już dzisiaj sprawdzamy, co się w niej kryje.
Pamięć tworzy rzeczywistość...
Gdy detektyw Barry Sutton zostaje wezwany w charakterze negocjatora do kobiety, która zamierza popełnić samobójstwo, nie zdaje sobie sprawy, że jego życie już wkrótce wywróci się do góry nogami. Kobieta cierpi na ZNW, Zespół Nieprawdziwych Wspomnień, przypadłość coraz szerzej zataczającą kręgi w kraju. Nie mogąc pogodzić się ze wspomnieniami, które wyklucza logika, rzuca się z budynku, pozostawiając Suttona z wątpliwościami, czy aby na pewno jest to problem medyczny i urojenia, czy też za ZNW nie kryje się poważniejszy problem.
W tym samym czasie śledzimy także losy dr Heleny Smith, która stoi u progu odkrycia, które na zawsze zmieni losy świata. Obydwa wątki przeplatają się nieustannie, by wreszcie w zaskakujący sposób połączyć się ze sobą.
Podobnie jak w przypadku Mrocznej materii, Crouch wykorzystuje elementy naukowe, aby roztoczyć przed czytelnikiem wizję alternatywnej rzeczywistości i spróbować odpowiedzieć na pytania, które prawdopodobnie wszyscy sobie od czasu do czasu zadajemy. Tym razem porusza kwestię wspomnień i możliwości, jakie się z nimi wiążą. Czy przeszłość jest na pewno taka, jaką ją zapamiętaliśmy? Dlaczego to samo wydarzenie może być przedstawione przez różnych ludzi zupełnie odmiennie? Czy umysł płata nam figle, czy to my podświadomie manipulujemy własną pamięcią? A co, gdybyśmy dostali szansę cofnięcia się w czasie, zachowując dotychczasową wiedzę? Zapewne większość z nas marzyła o tym przynajmniej raz. Czy jednak na pewno miałoby to takie skutki, jak sądzimy?
Motyw podróży w czasie pojawiał się w literaturze już wielokrotnie i to niemalże od początku istnienia fantastyki naukowej. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z żadnymi wehikułami ani tego typu rozwiązaniami, ponieważ autor podszedł do tematu w świeży i zaskakujący sposób. Czy przekonujący i wiarygodny? To już zależy od czytelnika.
Mówiąc krótko, Crouch po raz kolejny pokazuje, jak zwodnicza i niebezpieczna może być zabawa w Boga oraz jak za chwile szczęścia trzeba czasem zapłacić niewyobrażalnie wysoką cenę. Warto przeczytać!
Przewoźnik
Opowieść o przewoźniku, który towarzyszy duszom w ich ostatniej podróży jest motywem znanym, jednakże nie często można spotkać się z nim w powieściach, szczególnie młodzieżowych. Powieść Claire McFall zaintrygowała mnie przede wszystkim intrygującą koncepcją wspomnianej postaci, która – co tu dużo pisać – jest doprawdy oryginalna i nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Niestety, potencjał pomysłu nie został tutaj wykorzystany i jestem lekko rozczarowana „Przewoźnikiem”…
Od początku wiedziałam, że powieść Claire McFall będzie historią miłosną, jednakże okazała się absolutnie absurdalną historią miłosną. Dlaczego? Uczucie pomiędzy bohaterami bierze się dosłownie znikąd, co bardzo mnie zirytowało. Liczyłam na powoli rodzące się zauroczenie albo chociażby jakieś wyjaśnienie dotyczące tej nagłej namiętności, ale nie – w kwestii miłości wszystko zdaję tutaj naciągane. Nieszczęśliwie, większość powieści opiera się właśnie na tej cudacznej więzi. Absolutnie anormalne jest również postępowanie głównych bohaterów, którzy są absolutnie irracjonalni i… miejscami wkurzający. Co prawda Dylan, protagonistka „Przewoźnika”, stopniowo przechodzi jakąś zmianę w podróży, ale to zbyt mało, by nazwać ją bogatą lub ciekawą osobowością. Tristan zdecydowanie wypada tutaj lepiej, ma jakąś głębię i tajemnicą skrytą w sobie, ale i on nie ratuje kwestii kreowania postaci…
Co więc dobrego można powiedzieć o „Przewoźniku”? Spodobał mi się fakt, że historia jest opowiadania z dwóch perspektyw, Dylan i Tristana, co nieco urozmaica całość, bowiem zmiana narracji bywa często spontaniczna, ale zawsze wprowadzana jest w dobrym momencie. Zauroczyła mnie również bogata wyobraźnia autorki – zaskoczyła mnie wieloma nietuzinkowymi i niebanalnymi pomysłami, z którymi dotychczas się nie spotkałam. Na uwagę zasługuje również fantastyczny styl Claire McFall, poetycki, pełen plastycznych opisów i metafor – lektura pod tym względem była fenomenalna. I… tyle. Bardzo żałuję, że autorka tak bardzo spartaczyła miłość w swojej powieści, ukazując ją jako coś… no właśnie – po prostu jako coś, bez większej głębi.
„Przewoźnik” to pozycja ciekawa, ale nie każdemu przypadnie do gustu. W odbiorze jest lekturą lekką, czyta się ją szybko, ale przed odłożeniem książki na bok powstrzymują czytelnika jedynie umiejętności pisarskie autorki i nadzieja na lepsze rozwinięcie, nic więcej. Myślę, że młodszej młodzieży może przypaść do gustu motyw bezinteresownej i prostej miłości ot tak – w starszych czytelnikach wywoła raczej zdegustowane przewracanie oczami. Mimo wszystko, warto tę książkę przeczytać – dla bajecznych metafor, opisów i uroczych spostrzeżeń. Polecam.
Ostatnia misja Asgarda - zapowiedź
Pierwsza polska space opera wydana w USA z rekomendacjami
Davida Webera, Nancy Kress, Mike’a Resnicka, Jacka Campbella, Kevina J. Andersona
Asgard cudem unika zniszczenia podczas ataku na Ziemię. Podczas lotu w nadprzestrzeni narusza horyzont zdarzeń potężnej czarnej dziury i przenosi się w czasie o ponad sto pięćdziesiąt lat. Załoga admirała Rutty pojawia się w normalnej przestrzeni długo po zakończeniu exodusu ludzkości, po którym w Galaktyce pozostały jedynie niezliczone pola przegranych i dawno zapomnianych bitew.
Na pokładach okrętów należących do eskadry ostatniego rdzeniowca jest jednak wystarczająco wielu ludzi, by nasza cywilizacja mogła się odrodzić. Aby było to możliwe, Asgard musi wykonać ostatnią misję: wyruszyć szlakiem zagłady i odkryć wszystkie tajemnice Obcych, zarówno ma’lahn, jak i tych, którzy przybyli, by ich pomścić.
Robert J. Szmidt (ur. 1962) pierwsze teksty i tłumaczenia opublikował w połowie lat osiemdziesiątych. Przez kolejne dziesięć lat wydawał czasopisma dla branży filmowej, następnie przerzucił się na gry komputerowe, by w 2001 roku wrócić do korzeni i stworzyć "Science Fiction", ukazujący się nieprzerwanie przez jedenaście lat magazyn literacki, na którego łamach zadebiutowała większość znaczących pisarzy ostatniego pokolenia. Twórca
portalu http://www.fantastykapolska.pl
Napisał szesnaście powieści i ponad dwadzieścia opowiadań, przetłumaczył ponad osiemdziesiąt książek, odpowiadał za spolszczenie jedenastu gier komputerowych. Jego powieść Metro2033: Otchłań została przetłumaczona na język rosyjski. Zdobywca tytułu Wrocławianin Roku 2015, w 2017 roku otrzymał srebrną, a w 2018 złotą Odznakę Honorową Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego.
We współpracy z Domem Wydawniczym REBIS wydał: Apokalipsę według Pana Jana, Samotność Anioła Zagłady, Toy Land, Polowanie (kroniki Jednorożca) oraz - w ramach cyklu "Pola dawno zapomnianych bitew" - Łatwo być Bogiem, Ucieczkę z raju, Na krawędzi zagłady i Zwycięstwo albo śmierć. Łatwo być Bogiem (Easy To Be A God) jest pierwszą polską space operą, która została wydana w USA z rekomendacjami mistrzów amerykańskiej SF: Nancy Kress, Mike'a Resnicka, Davida Webera, Kevina J. Andersona i Jacka Campbella.
Dom Wydawniczy Rebis
ISBN: 978-83-8062-540-2
Data premiery tego wydania: 2019-09-17
Liczba stron: 336
Jazz Maynard. Tom 1 : Trylogia barcelońska
Nieczęsto sięgam po twory sensacyjne – tak naprawdę, to z thrillerami i kryminałami niewiele mam wspólnego. Ubóstwiam jedynie cykl Millenium i – jakimś dziwnym trafem - „Jazz Maynard. Trylogia barcelońska” właśnie swoiście mi się z nim skojarzył. Być może to sprawka tego, że niedawno miałam przyjemność z komiksową wersją powieści Stiega Larssona? Nie wiem, ale jedno jest pewne – ten komiks to sensacyjna bomba!
„ (…) niebezpieczna dzielnica, niebezpieczne znajomości, niebezpieczne kobiety i spluwy… dużo spluw” - to fragment opisu zamieszczonego na okładce, który doskonale obrazuje dzieło Raula i Rogera. W komiksie wiele się dzieje, zresztą – nic dziwnego. Tytułowy bohater ma talent do wpakowywania się w poważne tarapaty, a po piętach depcze mu niebezpieczna przeszłość. I nie jest to jedyne zagrożenie, z którym może się zmierzyć. W komiksie wydanym przez Non Stop Comics przygody Jazza zostały podzielone na trzy części, powiązane ze sobą większymi lub mniejszymi niuansami, a każda podkreśla dość trudną sytuację bohatera oraz… jego umiejętności.
Muszę przyznać, że rzadko udaje mi się przeczytać cały komiks jednego dnia, szczególnie takiej objętości, a jednak od tego dzieła, nie potrafiłam się oderwać. Akcja pędzi tutaj na łeb, na szyję i przepełniona jest niezwykle emocjonującymi wydarzeniami. Spluwy, to jednak nie wszystko, co zresztą zaznaczone jest w opisie. „Jazz Maynard. Trylogia barcelońska” to także smakowite intrygi, w których czytelnik jest po stronie „złych przestępców” (swoją drogą – wykreowani są oni po mistrzowsku!). Niechęć czytelnika budzi natomiast skorumpowana władza, której raczej nikt nie lubi – zarówno tutaj, jak i w świecie rzeczywistym. Nie brakuje tutaj również nutki erotyki, nie jest ona jednak wrzucona na siłę, a dobrze komponuje się z wydarzeniami.
Nie można przejść obojętnie także obok ilustracji Rogera Ibáñeza. Kreska wydała mi się nieco dziwaczna, szczególnie w kwestii dość kanciastych twarzy, niemniej podejrzanie szybko się w niej odnalazłam. Najbardziej zachwyciły mnie tutaj kolory, bo choć nie spotkamy ich zbyt wiele na kartach komiksu, tak tworzą genialny i wręcz niezapomniany klimacik. Z pewnością Barcelona będzie mi się teraz jawiła równie ponuro i niebezpiecznie, co… ekscytująco! Jedyny zgrzyt, który nieco mnie zirytował, to fakt, że przeplatają się tutaj angielskie zwroty – wolałabym, aby skoro już komiks został przetłumaczony na język polski, to był polski niemal całkiem (poza imionami i innymi nazwami własnymi, naturalnie).
„Jazz Maynard. Trylogia barcelońska” to fenomenalna pozycja sensacyjna o przestępczej stronie Barcelony i skorumpowanej władzy. Jestem przekonana, że każdy żądny akcji czytelnik, zakocha się w tym komiksie i – tak jak ja – nie będzie potrafił się od niego oderwać. Nie mogę doczekać się kontynuacji serii i mam nadzieję, że niebawem będę miała szansę na kolejne spotkanie z Jazzem. Chętnie przeżyję z nim jeszcze więcej pościgów, strzelanin oraz innych niebezpiecznych przygód oraz zgłębię więcej tajemnic bezprawnego światka. Polecam z całego serducha!
Nieprzejednana Honor - zapowiedź
Honor zwykła kończyć to, co zaczęła.
Liga Solarna jest potęgą. Przez wieki reprezentowała dziedzictwo ludzkości i była przewodnikiem dla Diaspory. Mandaryni rządzący obecnie Ligą nie przypominają jednak jej założycieli, słyną z korupcji i gwałtowności. I zdecydowali, że Gwiezdne Imperium Manticore ma zostać zniszczone.
Honor Harrington nosi mundur Royal Manticoran Navy już od pół wieku. Mało kto zna wojnę tak jak ona i mało kto stracił w walkach tylu bliskich i przyjaciół. Mimo to Honor nawołuje do umiarkowania. Nie chce wojny, w której nieuchronnie zginą cywile.
Niestety władze Ligi przyjmują strategię, która pozwala nawet na jawne popełnianie zbrodni wojennych.