Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan
Zapowiedź: Kruche nici mocy
Ekskluzywne wydanie z barwionymi brzegami. Pierwszy tom nowego cyklu autorki bestsellerowej trylogii Odcienie magii.
Uśpieni i martwi
Wstawanie skoro świt ma swój urok; człowiek czuje się wtedy tak, jak gdyby był sam na tym świecie. Nie ma nic prócz niego i otaczającej go natury. Ta przeprawa przez jezioro miała być tym przyjemniejsza, że samotna. Zmieniła się jednak w koszmar, gdy płynąca dziewczyna natrafiła na ciało.
Wezwany do zmarłego detektyw Peter Porteous ma nie lada zagwozdkę. Ciało zostało przywiązane do obciążającej je kotwicy, co od razu wskazuje na udział osób trzecich. Czas spędzony w wodzie sprawił, że zmarły jest nie do rozpoznania. Pierwszym krokiem detektywa jest więc ustalenie jego tożsamości; szkopuł w tym, że policja od dłuższego czasu nie miała zgłoszeń dotyczących zaginięć. Musi więc cofnąć się kilka lat wstecz. Okazuje się, że zaginionych jest kilku – żaden z nich jednak nie pasuje do ich NN. Do czasu, aż w aktach odnajduje sprawę Michaela Greya. Co niezwykle intrygujące, jego zaginięcie zostało zgłoszone dopiero cztery lata po śmierci jego przybranych rodziców.
Detektyw Porteous ma problem, by ustalić jakiekolwiek szczegóły odnośnie do denata. Nie tylko dlatego, że większość świadków z tamtego okresu zasłania się niepamięcią lub nie żyje. W grę również wchodzi to, że Michael nie dzielił się prawdziwymi informacjami o swoim życiu bądź nieco je upiększał. Jedyna nadzieja w funkcjonariuszce służby więziennej, Hannie Morton, byłej dziewczynie ofiary. Być może to właśnie ona widziała go jako ostatnia, ale czy miała motyw, by skrzywdzić chłopaka?
To moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Ann Cleeves, byłam więc ciekawa, jak potoczy się ta historia. Szczególnie że opis od wydawcy wydawał się bardzo ciekawy. Autorka ma na swoim koncie całkiem sporo innych pozycji, co dowodzi, że jej twórczość musi mieć czytelników. Poza tym, jak wiadomo, zawsze warto mieć grupę „swoich pewnych” autorów, po których książki można sięgać z pewnością, że czeka na nas kawał dobrej historii. Czy tak było w tym przypadku?
Chyba znaczna część z nas boi się zapomnienia; tego, że nasze istnienie zginie gdzieś w tłumie innych i nikt nie zauważy, gdyby coś było nie tak. W tej historii chyba najbardziej uderzający jest fakt, iż nikt nie zgłosił zaginięcia Michaela Greya aż przez cztery długie lata. Oczywiście, ogromny wpływ miał na to charakter chłopaka – wszyscy po prostu uznali, że bez zbędnych pożegnań wyruszył przed siebie, by kreować swoją przyszłość. Hannie Morton, jego byłej dziewczynie, przez chwilę nawet wydawało się, że zna go lepiej niż pozostali. Zdarzały się sytuacje, w których mniej lub bardziej przypadkowo dzielił się z nią prawdą o swojej przeszłości. Jak się okazuje, nawet to było za mało. Nie zmienia to faktu, że kobieta szybko zostaje umieszczona na celowniku detektywa Porteous’a.
Czy ta historia była porywająca? Nie do końca. Początek był dobry, obiecywał wręcz „jazdę bez trzymanki”, jednak środek sprawił, że całość nieco zwolniła. Dużo tutaj cofania się do przeszłości, co nie dziwi ze względu na fakt, że Michael Grey zaginął tak dawno temu i to była jedyna opcja, by zdobyć jakiekolwiek, niezbędne do śledztwa informacje. Dopiero im bardziej zbliżałam się do zakończenia, tym cała sprawa nabierała rumieńców. Jak wspomniałam wcześniej, nie było to porywające śledztwo, aczkolwiek uznałabym je za nieco smutne i skłaniające do refleksji. Nie określę też „Uśpionych i martwych” jako złą książkę, gdyż taka nie była. Po prostu brakło jej tego „czegoś”, co nie pozwoliłoby mi się od niej oderwać. Niemniej jednak będę śledzić dalszą twórczość autorki, myślę, że być może w jej pozostałych utworach tkwi coś, co mogłoby mnie przekonać do niej na sto procent.
Czy polecam? Czemu nie. „Uśpieni i martwi” to lektura dobra na wieczorny relaks z książką, jednak myślę, że może zaginąć w tłumie pozostałych thrillerów. Pomysł na fabułę był bardzo ciekawy, jednak chyba jego potencjał nie został w pełni wykorzystany.
Premiera: Straszne historie
Dzieciaki lubią się bać! Opowiadają sobie historie o duchach i straszą się nawzajem. Trenują w ten sposób, bo strach jest potrzebny i trzeba się nauczyć sobie z nim radzić.
Ciężar strachu
„Ostatnie lata to wylęgarnia psycholi, prześcigających się w coraz to zmyślniejszych metodach”.
Wciągająca przygoda czytelnicza, ciekawie przedstawiona, chętnie w nią weszłam. Michał Mateusiak sprawnie operował słowem, zgrabnie prezentował kryminalną zagadkę, nie w rozbudowany, ale jednak atrakcyjny sposób kierował pomysłem na fabułę. Szkoda tylko, że scenariusz zdarzeń należał do szablonowych. Opierał się głównie na sprawdzonych technikach przyciągania uwagi odbiorcy jak przeszłość naznaczona koszmarami, tajemnica skrywana za zachowaniami kluczowej postaci, czy osobisty psychologiczny aspekt zbrodni.
W pewnym momencie dotarłam do sceny, która zbyt mocno zdradziła niewiadome elementy mające trzymać w niepewności i podsuwać nowe interpretacje dotyczące tożsamości sprawcy makabrycznego mordu. Domyśliłam się wówczas, jak może potoczyć się docieranie do prawdy, co zmniejszyło zainteresowanie książką. Czułam, że można było albo bardziej ukryć intencje, nie opisywać sceny dokładnie, nie wychodzić poza zwykły profesjonalizm zawodowy postaci, albo wcale o scenie nie wspominać, pozostawić w domyśle odbiorcy, by później zaskoczyć go faktem odbycia rozmowy. W kilku drobnych sprawach też można było mniej dopowiedzieć albo odejść od sprawdzonych wzorców, a nawet technik, jednakże przy większym doświadczeniu pisarskim autor lepiej będzie czuł proces budowania napięcia. Gdyby nie wspomniane zastrzeżenia, wystawiłabym wyższą notę wrażeń czytelniczych, gdyż mimo wszystko powieść miała moc przyciągania.
Michał Mateusiak nie oszczędzał bohaterów, stawiał przed potężnymi życiowymi wyzwaniami, potrafił zdecydować się na drastyczne cięcia losów, co jakkolwiek by to nie zabrzmiało, spodobało mi się. Sensacyjne sceny rozgrywane pod koniec powieści brzmiały przekonująco, podnosiły czytelniczą adrenalinę. Autor dobrze poradził sobie z kreacją komisarza Leonarda Gardeckiego, czterdziestolatka obdarzonego trudnym charakterem. Entuzjastycznie podeszłabym do pomysłu spotkania z nim w ramach innej książki. Miał w sobie iskrę rozpalającą wobec niego sympatię, dźwigał interesujący życiowy bagaż, potrafił zdecydowanie działać. Chociaż nie ukrywam, że mężczyznami borykającymi się z uzależnieniem od alkoholu w tym gatunku literackim się przesyciłam. Sierżant Anita Dębska nie przekonała, kobieca postać okazała się nijaka.
Powieść zaczęła się od mocnego uderzenia, makabrycznego mordu dokonanym na błyskotliwym i fenomenalnie zapowiadającym się prawniku, odnoszącym już znaczące sukcesy zawodowe. Potężnie zmasakrowane zwłoki mężczyzny odkrył w centrum miasta przypadkowy rowerzysta. Okazało się, że sprawca bardzo dobrze wszystko zaplanował, a pozostawiona przez niego kartka z zaszyfrowaną wiadomością sugerowała, że sprawy mogły przybrać seryjny obrót. Czy udało się komisarzowi Gardeckiemu rozszyfrować motyw działania i zapobiec dalszej aktywności człowieka cechującego się wyjątkową bezwzględnością i okrucieństwem? W moim odczuciu warto zwrócić uwagę na kryminał, uwzględnić w planach czytelniczych, nie należał do oryginalnych, ale z dużą dynamiką i energią prezentował przebieg akcji. Wkomponuje się w jesienny wieczór czytelniczy.
Hildur
„Wiedziała, że zbliża się coś strasznego, ale nie potrafiła umieścić tego na mapie ani na osi czasu”.
Szybko wciągnęłam się w „Hildur”, kryminał osadzony w islandzkim klimacie, z wyjątkowo ciekawą paletą postaci i intrygującą zagadką detektywistyczną. Z przygody czytelniczej czerpałam w dwóch interesujących aspektach, pierwszym związanym z dociekaniem prawdy o serii zabójstw, drugim krążącym wokół nordyckiej historii, mitologii i codziennego życia. Sätu Ramö zgrabnie przeplatała w fabule ciekawostki islandzkie ze scenariuszem prowadzenia śledztwa. Spokojny rozległy obszar przez dekady wolny od strony ciężkich przestępstw nagle w przyspieszonym tempie wpadł w pułapkę działalności mordercy. Pomysł na główny kryminalny wątek nie zaliczyłam do złożonych, opierał się na prostych zasadach, ale został frapująco wzbogacony chwilowym sięgnięciem atrakcyjnie otwierającym powieść do połowy szesnastego wieku, aby ukazać, jak doszło do znaczącego spotkania, a także do wydarzeń z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku, kiedy w osobliwych okolicznościach zaginęły dwie dziewczynki. Przez dwadzieścia pięć lat nie udało się znaleźć odpowiedzi, co stało się z siostrami, czy pochłonęła je surowa islandzka zimowa aura, a może ktoś przyczynił się do ich przepadnięcia w drodze ze szkoły.
Hildur, starsza siostra Björk i Rósy przez ćwierć wieku żyła z brzemieniem tragicznego rodowego dziedzictwa, wzmocnionego specyficznym darem wieszczenia. Jako oficer śledcza islandzkiej policji starała się dotrzeć do jakichkolwiek informacji o młodszych siostrach, lecz wszystko oplatała głęboka tajemnica, nawet dla najbliższych członków lokalnej społeczności. Trudno było podchwycić cokolwiek, co by pomogło w rozgryzieniu zagadki. Autorka wprowadziła do fabuły sympatyczną postać Jakoba, policjanta z Finlandii, który przyjechał na Islandię w ramach pracowniczej wymiany. Mężczyzna z życiowymi problemami i niespotykaną dla tej płci pasją robienia na drutach wniósł do scenariusza zdarzeń sporo pozytywnych elementów.
Zasadniczo, Sätu Ramö bardzo dobrze poradziła sobie z wykreowaniem wyrazistych i przekonujących postaci. Udanie zrównoważyła naświetlanie ich życia zawodowego i prywatnego. Kryminał przykuwał uwagę, seria morderstw i zaginięć z dwa tysiące dziewiętnastego roku długo stanowiła niezwykłą i dziwaczną zagadkę, chętnie wchodziłam w kolejne rozdziały. Dobrze czułam się w islandzkiej oprawie, dużo dowiedziałam się o wyspie, zwłaszcza o przeplatanych górami i dolinami Fiordach Zachodnich, gdzie umiejscowiona była większość akcji. Finałowa odsłona pozostawiła z uczuciem satysfakcji czytelniczej, zatem entuzjastycznie podejdę do poznania drugiego tomu serii.
Pochłonięte
W wielu miastach kryją się historie, które tylko czekają, aby zostać odkryte. Białystok, miasto o bogatej przeszłości i pełne nieoczekiwanych tajemnic, staje się sceną mrocznych wydarzeń podczas początków pandemii. W tym niespokojnym czasie, gdy ludzie zamykają się w domach, ulice stają się miejscem niebezpieczeństwa. To właśnie w takim kontekście prokurator Narwiański rozpoczyna najtrudniejsze śledztwo w swojej karierze, opisane w powieści Martyny Bielskiej, „Pochłonięte".
Martyna Bielska „Pochłonięte"
Akcja powieści rozgrywa się w Białymstoku na początku pandemii, gdzie strach przed chorobą paraliżuje całe miasto. Prokurator Narwiański, doświadczony śledczy, zostaje wezwany do zbadania makabrycznego morderstwa. Odnajduje ciało młodej kobiety, pozostawione w sposób, który wskazuje na brutalne zabójstwo. Tymczasem, w miarę jak Narwiański rozpoczyna swoje śledztwo, kolejne zbrodnie odsłaniają związki z najmroczniejszymi kartami historii Białegostoku.
Morderca wybiera swoje ofiary spośród pacjentek oddziału onkologicznego, co rzuca światło na nieznane dotąd powiązania z tragicznymi wydarzeniami sprzed lat. Główny bohater, zmierzając ku rozwiązaniu zagadki, musi jednak zmierzyć się nie tylko z bezwzględnym mordercą, ale i z przeszłością miasta, która dla niektórych może okazać się niewygodna.
Książka ukazuje Białystok nie tylko jako miejsce akcji, ale i jako głównego bohatera. Poprzez wnikliwe opisy lokalnych realiów i subtelne nawiązania do historii miasta, autorka tworzy atmosferę, która wciąga czytelnika w świat tajemniczych zbrodni i ich powiązań z przeszłością. Narwiański staje przed wyzwaniem połączenia wszystkich wątków, zanim kolejne życie stanie na szali.
Interesująca powieść o wydarzeniach w Białymstoku
„Pochłonięte" Martyny Bielskiej wyróżnia się także szeroką wiedzą autorki na temat Białegostoku i jego historii. Opisane w książce lokalne realia oraz realistycznie przedstawione postacie tworzą autentyczną atmosferę, która może zainteresować czytelników, poszukujących kryminalnych powieści z mocnym regionalnym akcentem. Autorka precyzyjnie odwzorowuje zarówno architekturę miasta, jak i jego społeczność, co sprawia, że Białystok staje się niemal żywym bohaterem książki.
Powieść przyciąga również swoją wnikliwością w psychologiczne motywy postaci, chociaż niektórzy czytelnicy mogą zauważyć, że rozwój postaci pozostawia wiele do życzenia. Mimo że Narwiański jako główny bohater jest dobrze narysowany, inne postacie czasem pozostają w tle, co może utrudniać czytelnikom pełne zaangażowanie emocjonalne.
Język użyty w książce jest dość specyficzny, czasem wymagający uwagi i skupienia. Autorka stawia na szczegółowe opisy i rozbudowane dialogi, co może być zarówno atutem, jak i przeszkodą dla czytelników oczekujących dynamicznej narracji.
Martyna Bielska „Pochłonięte" - recenzja książki
Mimo pewnych wad „Pochłonięte" Martyny Bielskiej oferuje fascynujący wgląd w mroczne zakamarki Białegostoku, z bogatą wiedzą o historii miasta. Książka może przyciągnąć czytelników zainteresowanych lokalnymi realiami i nieoczywistymi tajemnicami, chociaż jako beletrystyczne dzieło może nie spełniać oczekiwań w kwestii silnie zarysowanych postaci i płynnej narracji. Jako że to debiutancka książka Martyny Bielskiej, to można przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, jednak niezaprzeczalny jest fakt, że należałoby popracować nad stylem pisania i tworzenia dialogów między bohaterami. Tak czy inaczej, warto sięgnąć i wyrobić sobie na temat tej pozycji własną opinię.
Zimowy Żołnierz
„Zimowy Żołnierz” to kolejne, wspaniałe wydanie zbiorcze, które ukazało się nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem padło na przygody Kapitana Ameryki w wykonaniu Eda Brubakera w roli scenarzysty i Butch’a Guice’a oraz Michael’a Lark’a w rolach rysowników. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Winter Soldier” #1–14 i „Fear Itself” #7.1: „Captain America”. To właśnie od tego miejsca warto zacząć swoją przygodę z komiksami tej kultowej postaci.
Seria komiksowa skupia się na postaci Bucky’ego Barnesa, dawnego pomocnika Kapitana Ameryki, który po swojej "śmierci" w czasie II wojny światowej został odnaleziony i przekształcony w zabójcę na usługach Związku Radzieckiego. Po latach prania mózgu i zaawansowanych eksperymentów technologicznych, Bucky staje się Winter Soldierem – superszpiegiem i zabójcą, który operuje na całym świecie, wykonując tajne misje na rzecz ZSRR.
Bucky Barnes, po wielu latach spędzonych jako Winter Soldier, zostaje w końcu odnaleziony przez Kapitana Amerykę (Steve’a Rogersa) i przywrócony do normalnego życia. Pomimo odzyskania świadomości, Bucky zmaga się z poczuciem winy za wszystkie zbrodnie, które popełnił jako Zimowy Żołnierz. Większa część serii śledzi jego zmagania z przeszłością, starania o odkupienie oraz próby naprawienia zła, które wyrządził pod wpływem radzieckiej kontroli.
Seria mocno osadzona jest w politycznych realiach zimnej wojny oraz w kontekście szpiegowskich operacji międzynarodowych. Bucky jako Winter Soldier staje się narzędziem w rękach różnych sił politycznych, a sama postać symbolizuje ofiary systemów totalitarnych i zmagania z własną tożsamością po traumatycznych wydarzeniach. Ma jednak w sobie również wiele elementów typowych dla super bohaterów, szczególnie wówczas, gdy na horyzoncie pojawiają się inne, dobrze nam znane, Marvelowe postacie.
Seria „Zimowy Żołnierz” jednocześnie skupia się na osobistych zmaganiach bohatera z poczuciem winy i zanurza czytelników w realia zimnej wojny oraz globalnych intryg szpiegowskich. Mimo mrocznego tonu, komiks nie zapomina o swoich superbohaterskich korzeniach, wplatając w historię znane postacie z uniwersum Marvela, co dodaje jej dodatkowego uroku. Dla fanów komiksów o Kapitanie Ameryce i jego bliskich współpracownikach, „Zimowy Żołnierz” to pozycja obowiązkowa, moim zdaniem idealna do rozpoczęcia przygody z tym kultowym bohaterem.
Thunderbolts
W Internecie można znaleść setki poradników na temat tego, w jakiej kolejności czytać serię „Thunderbolts” i jak wiele historii z innych zeszytów się z nią przeplata. Jednak u nas w Polsce wydawnictwo Egmont zgrabnie ułożyło zeszyty w wydania zbiorcze, a najnowsze, zatytułowane po prostu „Thunderbolts” zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Thunderbolts” #110–121 i „Civil War: The Initiative”, czyli te stworzone przez scenarzystę Warrena Ellisa znanego z: „Authority”, „Planetary”, „Transmetropolitan”.
Warren Ellis całkowicie odmienił komiksy „Thunderbolts” w swoim legendarnym scenariuszu, obejmującym zeszyty #110–121, wprowadzając mroczniejszy i bardziej skomplikowany ton do serii. Po wydarzeniach z „Civil War", Thunderbolts stali się rządową jednostką, której celem było tropienie niezgłoszonych superludzi, a na ich czele stanął Norman Osborn. Drużyna składała się z dawnych złoczyńców, takich jak Bullseye, Moonstone, Venom i Penance, którzy starali się odkupić swoje winy, choć ich motywacje były często wątpliwe. Warren Ellis, wraz z rysownikiem Mike’em Deodato, stworzył niepokojącą i intensywną atmosferę, w której moralne dylematy bohaterów miały kluczowe znaczenie. W jego dziele tematy takie jak odkupienie, zdrada i kontrola nad władzą odgrywały najważniejsze role. Thunderbolts nie byli typową drużyną superbohaterów – większość z nich miała za sobą mroczną przeszłość i podejmowała brutalne decyzje, balansując na granicy prawa i występku.
Dzieło Warren Ellisa zostało zebrane w kilku wydaniach zbiorczych, m.in. „Faith in Monsters” i „Caged Angels”, które obejmują kluczowe wydarzenia, takie jak konflikt wewnątrz drużyny oraz walka z psychologicznymi demonami postaci, jak Penance czy Moonstone. Scenarzysta skutecznie pokazał, jak łatwo granica między bohaterem a złoczyńcą może się zatrzeć. W erze Mrocznego Panowania po Secret Invasion, Thunderbolts stali się jednostką wojskową działającą pod dowództwem Normana Osborna, który kierował swoją wersją S.H.I.E.L.D. Od dawna superzłoczyńcy starali się znaleźć drogę do sprawiedliwości w Ameryce. Ich dotychczasowe działania jedynie oddalały ich od tego celu, a możliwość odkupienia wydawała się poza zasięgiem. Jednak po zakończonej wojnie domowej wśród superbohaterów, sytuacja się zmieniła: społeczeństwo, które straciło wiarę w swoich dotychczasowych obrońców, jest gotowe zaufać tym, których wcześniej uważało za potwory. Teraz nadszedł moment, by Thunderbolts stali się nowymi egzekutorami sprawiedliwości w Ameryce.
Wydanie Egmontu jest bardzo ładne, ma twardą oprawę i świetnej jakości papier. Idealnie nadaje się do uzupełnienia kolekcji. Ogólnie rzecz biorąc, to naprawdę świetny album. Każda postać jest w nim dobrze przedstawiona, co jest imponujące, biorąc pod uwagę, że to komiks o zespole, a przy okazji pojawiają się postacie, których nie spodziewasz się zobaczyć, a które mile zaskakują. Historia ma bezpośrednie powiązania z wydarzeniami z „Civil War”, ale nie jest konieczne, by kupować tamten komiks, aby zrozumieć ten. Chociaż oczywiście poznanie pełnej historii również nie zaszkodzi. Polecam wydanie każdemu, kto kocha komiksy Marvela. To album, którego lektury z pewnością nie pożałujecie!
Jack z Baśni. Tom 3
Trzeci tom serii „Jack z Baśni” to zamknięcie losów jednej z najbardziej ikonicznych i bezczelnych postaci wykreowanych przez Billa Willinghama i Lilah Sturges. Jack Horner, znany także jako Jack B. Nimble, Jack Zabójca Olbrzymów czy Jack z Opowieści, wraca na scenę po wcześniejszych perypetiach w Hollywood. Jednak tym razem, pozbawiony sławy i fortuny, musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami w świecie, który nie zawsze sprzyja takiemu awanturnikowi jak on. W tej finałowej odsłonie autorzy kończą jego osobistą podróż, ale także rozwijają historię jego syna, a to zupełnie nowa przygoda.
W trzecim tomie serii „Jack z Baśni” nasz bohater zmuszony jest powrócić do swojego pierwotnego sposobu życia – jako wędrowny oszust, który poszukuje szybkich pieniędzy i jeszcze szybszych okazji. Niestety, tym razem świat realny stawia przed nim wyzwania, których nie przewidział. Zamiast triumfalnego powrotu do chwały, Jack staje przed trudnymi wyborami, a jego działania coraz częściej przynoszą mu więcej szkody niż korzyści.
W tej części autorzy, Bill Willingham i Lilah Sturges, zmieniają jednak perspektywę. Choć Jack nadal gra istotną rolę, w fabule na pierwszy plan wysuwa się jego syn, który stanowi całkowite przeciwieństwo ojca. Jest uczciwy, pełen nadziei i nieco naiwny, co prowadzi do serii wydarzeń, które zderzają go z brutalną rzeczywistością. To przejście w narracji, z dominacji starszego Jacka na wątek jego syna, jest jednym z ważniejszych elementów nowego albumu.
Trzeci tom serii „Jack z Baśni” to zarówno zakończenie wątków, jak i próba świeżego podejścia do postaci, które już zdążyły się zakorzenić w świadomości czytelników. Niestety, pomimo że historia ma swoje momenty, autorzy nie do końca wykorzystują potencjał finału. Jack, będący siłą napędową wcześniejszych tomów, w tym tomie zostaje zepchnięty na dalszy plan, a jego syn przejmuje dużą część narracji, a jak łatwo się domyślić, nie jest już tym samym, uwielbianym przez publiczność bohaterem. Choć ta zmiana w dynamice relacji ojciec-syn jest interesująca, to jednak odbiera ona pewien element ekscytacji, który towarzyszył wcześniejszym częściom serii.
W pierwszych rozdziałach, gdzie starszy Jack wciąż odgrywa główną rolę, akcja trzyma w napięciu, a humor i styl narracji wciągają tak, jak w poprzednich tomach. Niestety, im dalej w fabułę, tym bardziej narracja zaczyna się komplikować, a wątki stają się niepotrzebnie rozwlekłe. Postać Jacka, która wcześniej przyciągała uwagę swoją zuchwałością i beztroską, zaczyna w pewnym momencie tracić swoją charyzmę.
Mimo to, komiks nie jest pozbawiony pozytywnych aspektów. Szata graficzna, za którą odpowiadają Tony Akins, Russ Braun, José Marzán Jr. i inni, stoi na wysokim poziomie. Rysunki doskonale oddają baśniowy, nieco groteskowy klimat opowieści, a styl ilustracji jest spójny z tonem narracji. Zwłaszcza dodatki, takie jak szkice i wstęp autorstwa bawołu Babe’a, dodają komiksowi uroku i humoru, który jest charakterystyczny dla całej serii.
Pomimo pewnych niedociągnięć w fabule, komiks wciąż dostarcza rozrywki. Wprawdzie autorzy starali się zamknąć historię w sposób zadowalający, ale momentami odnosi się wrażenie, że wątek Jacka zszedł na dalszy plan, by ustąpić miejsca jego synowi. Z jednej strony to ciekawa próba rozwinięcia fabuły, z drugiej – można odczuć pewien niedosyt, zwłaszcza jeśli ktoś oczekiwał spektakularnego finału serii.
„Jack z Baśni. Tom 3” to zakończenie przygód Jacka Hornera, który, choć momentami rozczarowuje, wciąż pozostaje solidnym domknięciem serii. Twórcy, Bill Willingham i Lilah Sturges, wprowadzili do fabuły nowe wątki, jednak to zmniejszenie roli Jacka na rzecz jego syna nie było strzałem w dziesiątkę. Mimo to, komiks warto docenić za humor, kreatywność oraz estetykę graficzną, które stanowią istotny element baśniowej sagi. Choć może nie jest to finał, którego oczekiwałam, to wciąż godna uwagi pozycja dla miłośników serii i fanów samego Jacka.
Premiera: Joker. Świat
Co robi Joker podczas wakacji w Hiszpanii? W jaki sposób inspiruje naśladowców, tworząc swoje duplikaty w Czechach i Meksyku? Dzięki czemu kameruński Joker znajduje inspirację? Tylko najlepsi scenarzyści i rysownicy z rozmaitych krajów mogą udzielić odpowiedzi na te pytania. Przedstawiamy wyjątkowe historie obracające się wokół jednej z najbardziej fascynujących postaci w popkulturze.