kwiecień 23, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Yi Nan

czwartek, 25 październik 2018 13:37

Paradoks

Dokładnie rok temu Fabryka Słów wydała pierwszy tom nowej trylogii Charlie Fletchera „Nadzór”, która okazała się całkiem przyjemną lekturą. Akcja umiejscowiona została w Londynie i Anglii wiktoriańskiej, a jej bohaterowie należący do Wolnego Bractwa do spraw Regulacji i Nadzoru Enigmatycznych Sytuacji Krytycznych i Ponadnaturalnych Obyczajów zmagali się z wieloma przeciwnościami losu. Co więcej Charlie Fletcher zmyślnie podsycając emocje, jak stary wyga, zakończył opowiadanie historii w takim memencie, że nie było po prostu możliwości, nie sięgnąć po kolejny tom.

„Paradoks” rozpoczyna się dokładnie w miejscu i czasie zakończenia fabuły tomu pierwszego. Charlie i Lucy trafili do terminu Nadzoru, jako nowy narybek i nadzieja na uzupełnienie Ręki, Sharp i panna Falk pogubili się w świecie luster, a Tamplebane nie odpuszcza i nadal knuje przeciw Nadzorowi. Wszystko jednak w tomie drugim nabiera tempa i rumieńców. Pod nieobecność pana Sharpa, który zaginął w lustrzanym świecie w poszukiwani ręki Sary, do siedziby na Wellclose Square dociera stara znajoma, Cait Sean ná Gaolaire, vanatrix, czyli nielicencjonowana łowczyni głów. Charlie trafia pod opiekę Hodge’a i Jeda, a Kowal ma oko na Lucy, której nie potrafi zaufać ze wzajemnością. Tamplebane planuje przy wsparciu synów, zemstę na Nadzorze, a Kowal czuje w kościach, że święci się coś niedobrego. Sara i Sharp w niepokojącym świecie luster spotykają lustrzaków i niejeden raz popadną w tarapaty, a i wiele tajemnic dzięki temu odkryją. A to jeszcze nie wszystko, Amos spotyka Zmorę, niestabilną psychicznie obdarzoną darem kobietę, z którą połączy go dziwna przyjaźń, równie dziwna, co niebezpieczna, tym bardziej, że zaprowadzi go ku drzwiom Mountfellona. A przecież poza światem Nadzoru są jeszcze przecież Sluagh, alpy, podmieńce i jeden przeuroczy golem.

W wywiadzie, jaki udzielił autor dla Secretum.pl określił swoją trylogię, cytując z resztą swoją żonę, jako wczesnowiktoriańskich X-Menów, a że z żonami nie należy się spierać, przyznajemy pani Fletcher całkowitą rację. Pomimo że rzeczywiście książka ma dużo ze współczesnej popkultury, to jednak nie byłaby ona tak wciągająco fantastyczna, gdyby nie bardzo dobry warsztat pisarski Charliego Fletchera. Autor stworzył świat bardzo bogaty zarówno w indywidualne postacie, które tworzą Bractwo, jak i wiktoriańską rzeczywistość na pograniczu dwóch światów; tego realnego i magicznego- mrocznego. Akcja całej powieści naszpikowana jest świetnymi, nie tyle zwrotami akcji, co twistami, są tak subtelnie przewrotne, że aż widzi się kpiarski uśmieszek autora.

„Paradoks” jest po prostu fantastycznie skonstruowany i z ogromną przyjemnością powróciłam do świata Nadzoru. Niestety autor pozostawia czytelnika w zawieszeniu, z jeszcze większym pragnieniem kontynuacji przygód Sary, Sharpa, Kowala, Kucharki, Hodge’a, Cait, Lucy, Charliego, Amosa i całej reszty, niż po pierwszym tomie. Teraz trzeba uzbroić się w cierpliwość i liczyć na „The Remnant”, tylko tyle pozostało.

Dział: Książki
środa, 24 październik 2018 11:22

Han Solo: Gwiezdne wojny - historie

Kiedy zapowiedziano “Hana Solo” na forum światowym aż zawrzało. Ten film zanim jeszcze powstał miał wielu przeciwników, zapowiadano wielką klapę i grzmiano, że świętości ruszać się nie powinno. Han Solo to wszak postać kultowa, wielbiona, ale ma już swoją twarz i to nie byle jaką, bo samego Harrisona Forda. Sama, przyznaję się do bycia jego wielką fanką. Fordowy Han Solo, Indiana Jones, czy Porucznik Deckard... tak, to są właśnie filmy z mojego dzieciństwa, mówiąc brzydko “zajeżdżane” na starym jak dinozaury VHSie. Choć kasety już kolor potrafiły gubić, choć muzyka bardziej grzmiała niż brzmiała.... to do dziś mogę cytować z pamięci większość dialogów z tych pozycji. Dlatego tak trudno było mi nawet przyzwyczaić się i w ogóle znieść koncepcję, że ktoś może śmieć Harrisona zastąpić i próbować być nowym Hanem. Usiadłam więc do tego filmu przyznaję, że z jakimś wewnętrznym oporem i bardzo sceptycznie, nie spodziewając się za wiele.

Dawno dawno temu w odległej galaktyce żył sobie młody awanturnik, który marzył by zostać pilotem i mieć swój własny statek, aby wyrwać się ze swojego marnego życia i zwiedzić ze swoją dziewczyną galaktykę. Brzmi jak banał, ale to są Gwiezdne Wojny - im się takie rzeczy wybacza. Uciec udaje się tylko jemu, jego ukochana pozostaje na planecie, a Han obiecuje sobie i wszystkim widzom, że po nią wróci i ją uratuje. Los jak to los oczywiście młodemu średnio sprzyja i trafia nasz biedak na front, ale nie jako pilot, ino jako mięso armatnie, by szerzyć pokój w wykonaniu Imperium. Tam w przytulnej, ale lekko błotnej dziurze, poznaje Chewbaccę i tak rodzi się wielka przyjaźń, utrwalona późniejszą cudowną sceną ze wspólnym prysznicem... Tak. Ten film choćby dla tej sceny jest wart obejrzenia.

“Han Solo” to tak naprawdę nieprzerwana akcja, pościgi i wyścigi z czasem. To też potwierdzenie teorii, że jak ma coś się nie udać, to się oczywiście nie uda i to jeszcze z takim przytupem i pierdut, że ojej. W polskich kinach, jak wiadomo był puszczany z dubbingiem, więc choćby to już sugeruje dla jakiego widza jest on między innymi skierowany. Ale, bynajmniej film nie jest, ani słodki ani cukierkowy. Reżyser Ron Howard zdecydował się pokazać nam tę ciemną stronę galaktyki - brudne zakamarki ulic, gdzie żyją zmuszane do kradzieży dzieci, niewolnicze kopalnie, czy mafijny półświatek, gdzie karą za nie wykonanie zadania jest wbicie czegoś ostrego w coś miękkiego, często kilkakrotnie. To na pewno działa na plus tej produkcji.

Kolejną sprawą zapewne jest obsada. Absolutnie przyznaję, że Donald Glover grający Lando Calrissiana przyćmił prawie całą resztę ekipy z jednym wyjątkiem... Paul Bettany pojawiający się na ekranie AŻ dwa razy kradnie moim zdaniem cały film dla siebie. Z resztą ten aktor cudownie odnajduje się w rolach mniej lub bardziej czarujących psychopatów, a Dryden Vos - gangster i przywódca Szkarłatnego Świtu, to postać jakby stworzona idealnie pod niego. Do tego dodajmy jeszcze Woody’ego Harrelsona i epizodyczną Thandie Newton i naprawdę jest co oglądać no i na czym oko zawiesić - Emilia Clarke. Jedynie grający Hana Solo Alden Ehrenreich... Choć to nie jest Harrison Ford to widać, że jego następca, choć chronologicznie trzeba by go nazwać paradoksalnie poprzednikiem, naprawdę się stara naśladować pierwowzór i mniej lub bardziej mu to wychodzi. Ale doceniam.

Film obejrzałam dwukrotnie, raz z napisami raz z dubbingiem i przyznaję, że to nie jest złe kino akcji. Może nie bawiłam się na nim tak dobrze jak na “Ostatnim Jedi” gdzie przechichotałam i przesmarkałam prawie cały film, ale jednak warto było na niego poświęcić te kilka godzin życia. Zapewne będę też do niego co pewien czas wracać. Bo, drogie Panie, bądźmy szczere... większość z nas ma słabość do niegrzecznych, ale za razem czarujących chłopców. Takich, co to w oczy zajrzą głęboko, by dostrzec naszą duszę, a przy okazji zwiną zegarek z ręki. Takim jesteśmy w stanie wybaczyć wiele, za takimi polecimy i na kraniec galaktyki w te słynne 11 parseków. I dla takich właśnie zasiadamy w kinie czy przed telewizorem... nawet jeżeli nie są Harrisonem Fordem.

- Kocham Cię
- Wiem.

Dział: Filmy
środa, 24 październik 2018 09:23

Sztuczna broda Świętego Mikołaja

Czy zdarzyło ci się kiedyś pomyśleć, że Boże Narodzenie mogłoby wyglądać inaczej?

Kolędy, prezenty, zimne ognie – wszystko to już nieco... trąci nudą.

Cóż więc powiesz na wielkie eksplodujące ciasto świąteczne, na paskudnego oswojonego bałwana śniegowego albo sympatyczną gadającą kuropatwę w koronie gruszy? A gdyby tak Święty Mikołaj zatrudnił się w zoo, narozrabiał w sklepie z zabawkami albo nawet został... aresztowany za włamanie?!

Zanurkuj w fantastycznie zabawny świat sir Terry’ego Pratchetta i wpadnij na świąteczną bajkową ucztę niepodobną do innych. Jedenaście opowiastek sprawi, że najpierw parskniesz, potem zakwiczysz, a wreszcie popłaczesz się ze śmiechu i już nigdy nie pomyślisz o Bożym Narodzeniu tak jak dawniej.

Dział: Książki
wtorek, 23 październik 2018 14:26

Brama.

Brama to ostatni tom trylogii Projekt RHO autorstwa Richarda Philipsa, który zasilił dość świeżą serię Fabryki Słów promującą wśród polskich czytelników dobrą science-fiction. Tom trzeci odpowiada na liczne pytania, które mnożyły się w trakcie trwania tej kosmicznej przygody, cała fabularna zagadka w końcu dobiega końca i trzeba przyznać, że efekt zaskoczenia był spory!

Czołowy naukowiec z Projektu Rho, profesor Donald Stephenson, został uwięziony za zbrodnie przeciwko ludzkości. Świat odetchnął z ulgą, mając nadzieję, że zagrożenie wywołane przez technologię obcych wreszcie zostało zażegnane.
Świat jednak się myli. W Szwajcarii uczeni pracujący nad Wielkim Zderzaczem Hadronów odkrywają anomalię, która może zniszczyć Ziemię, a powstrzymać ją można wyłącznie dzięki technologii z Projektu Rho. W zamian za całkowite ułaskawienie profesor Stephenson zgadza się pomóc w opanowaniu zagrożenia. Za jego obietnicą kryje się jednak spisek obcych, w wyniku którego Okręt Rho trafił na naszą planetę. Heather, Mark i Jennifer muszą przeniknąć do nowego projektu Stephensona i powstrzymać go za wszelką cenę. Rozpoczęła się ostateczna bitwa i tym razem ludzkość nie może sobie pozwolić na porażkę.

Science Fiction to gatunek literatury, który powoli dopiero wpisuje się w moje łaski, podchodzę do każdej książki SF z lekkim dystansem i nie ukrywam, że były książki, które zwyczajnie byłem zmuszony odłożyć. Projekt RHO od razu wkupił się w mój gust, i chociaż tom drugi w moim odczuciu nieco spuścił z tonu i odnotowałem przy nim mniejsze zainteresowanie, to Brama zdecydowanie rekompensuje te małe minusiki. Książka z każdą kolejną częścią zyskiwała na konstrukcji fabuły i wadze wydarzeń. Tom pierwszy, na tle całości, był najmniej polityczny i zawiły, poznaliśmy beztroskich bohaterów którzy wpadli w wir niebezpiecznej historii wagi światowej. Im dalej brniemy w historię Philipsa, tym bardziej wyczuwamy dojrzałość pisarską, fabularną i gatunkową. To dość fajne uczucie i myślę, że stanowi ogromy atut całości.

Trudno mi wkraczać głębiej w fabułę, bo dla wielbicieli poprzednich tomów będzie to oznaczało niemałe spoilery. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie zaczął lektury trylogii to tuż po przeczytaniu całości, z czystym sercem polecam. Jest to ciekawa, dobrze napisana i typowo gatunkowa powieść SF, która na pewno zasługuje na to, by trzymać ją na półce obok klasyki gatunku. Polecam.

Dział: Książki
sobota, 20 październik 2018 19:21

Baobab (edycja polska)

Psst! Masz wolne dwadzieścia minut i uważasz, że zręczność to twoje drugie imię? A może to kolejny jesienny i niezwykle deszczowy dzień, w którym twoje pociechy sprawdzają twoją cierpliwość? Jeśli twoja odpowiedź była twierdząca, mam dla ciebie coś, co sprawi, że spędzisz miło czas, a śmiech zarówno twój, jak i twoich dzieci będzie się niósł długo po domu. Wystarczy, że wybierzesz się w podróż do miejsca, w którym rosną Baobaby.

By ruszyć, wystarczy wygodnie usiąść i zacząć rozgrywki. Pudełko posłuży wam za pień drzewa, a karty w nim skryte sprawią, że najbliższy czas będzie wypełniony nie tylko walorami edukacyjnymi i rozwojowymi, ale pełnymi zabawy i śmiechu. Kart jest 108, należy ułożyć je w stosie, którego nie należy przeglądać, a więc obrazkami do dołu. Każdy z graczy deklaruje, iloma kartami będzie grał, od jednej do trzech, po czym odwraca je obrazkami do góry i układa według sposobu przypisanego do danej karty. Każde strącenie kart wiąże się z rozrastaniem waszego stosu wstydu. Gdy w głównym stosie zabraknie kart, wygrywa ta osoba, której stosik wstydu składa się z mniejszej ilości kart.

Karty są zróżnicowane, dzięki czemu na każdego z graczy czeka, aż 9 rodzajów gałązek naszego drzewa. Gra jest przeznaczona dla minimum dwóch i maksymalnie czterech graczy. Nie ma górnej granicy wieku, dolna zaś plasuje się w okolicy 6 roku życia. Rozgrywki mogą się przedłużać, a ich nieprzewidywalność jest gwarancją dobrej zabawy.

To nie tylko mnóstwo radości i ubaw, gdy najbardziej pewnemu graczowi co rusz będą spadać karty niczym liście opadające z drzew. Gra ta jest idealnym ćwiczeniem zręczności i rozwijaniem umiejętności ręka-oko. Pudełko, które równocześnie jest pniem drzewa, wykonano z metalu, dzięki czemu jest stabilne, a karty przechowywane w środku nie są narażone na uszkodzenia. Gra odznacza się wyjątkowym wachlarzem kolorów, który cieszy oko i przykuwa uwagę bez względu na wiek

Dział: Gry bez prądu
sobota, 20 październik 2018 12:35

Umrzesz kiedy umrzesz

Ludzie umierają częściej od odwagi, niż od strachu...

Nominowany do David Gemmel Award autor Czasu żelaza powraca z kolejną powieścią utrzymaną w klimacie epickiej, przygodowej fantasy. Niedobrana grupka ocalałych z pożogi uciekinierów musi zmierzyć się ze stadami dzikich bestii i potworów oraz stawić czoła krwiożerczym zabójczyniom, ale najtrudniejsza walka rozegra się być może w ich własnych szeregach. Naprzód gna ich tajemnicza przepowiednia i tajemnicze dziecko, które wydaje się być jej kluczem.

Dział: Patronaty
sobota, 20 październik 2018 12:15

Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant

Siergiej Niedorub
Uniwersum Metro 2035: Czerwony wariant

Opis
Co robić, jeśli los, który zesłał Katastrofę, płata jeszcze okrutniejszego figla: grzebie pod zwałami ziemi najdłuższą linię kijowskiego metra, pozostawiając bez szwanku dwie pozostałe? Co, jeśli widma czerwonej linii przypominają o sobie w każdej tajemnicy i zagadce przez wszystkie kolejne lata? To niemożliwe, żeby ktokolwiek mógł tam przeżyć, a jednak...

Dział: Patronaty
sobota, 20 październik 2018 11:57

Chatka z piernika - zapowiedź

Czy zostaniesz najprzebieglejszą z wiedźm?

Dawno, dawno temu była sobie wiedźma, która uwielbiała piec pierniki – z nich zbudowała swoją chatkę. Niestety jej wyśmienite wypieki miały wielu niechcianych amatorów, którzy obgryzali po kawałku ściany, okna, a nawet drzwi! Wiedźma szybko obmyśliła sposób, by pozbyć się ich raz na zawsze...

 

Dział: Bez prądu
piątek, 19 październik 2018 09:44

Epoka Antychrysta

“Epoka Antychrysta” Pawła Lisickiego bardzo mnie zaskoczyła. Głównie tym, że spodziewałam się względnie lekkiej powieści o tym, jak na Tron Piotrowy wstępuje Antychryst i zaczyna się koniec świata, jak to Apokalipsa opisuje. Nic bardziej błędnego.

“Epoka Antychrysta” to stylizowana na reportaż historia wstąpienia na tron papieski papieża Judasza. Z tym, że Judasz niczym specjalnym już nie jest w stanie błysnąć w świecie, w którym skutki poprawności politycznej z XXI wieku ewoluowały do zachowań tak skrajnych, że aż patologicznych. Judasz ze swoją misją zniszczenia chrześcijaństwa i odsunięcia ludzi od Boga nawet nie musi się specjalnie wysilać. Szczęśliwie w tym całym “nowoczesnym ideologicznie” świecie trafiają się jednostki myślące tradycyjnie i tradycyjnych wartości broniące. Co z tego wyniknie? Nie będę spojlerować.

Lisicki opisuje rzeczywistość powieści w taki sposób, że początkowo odbierałam ją jako absurd totalny, aż zniechęcający do doczytania jej do końca. Ta niechęć powoli zmieniała się w strach, że to jednak naprawdę może się ziścić, o ile obecna poprawność polityczna w tłumaczeniu prawem do różnorodności pewnych zachowań nie wyhamuje, póki jeszcze nie jest za późno. A życia w świecie aż tak pozbawionym sacrum, aż tak relatywizującym moralność, nie chciałabym doczekać. Nie chciałabym doczekać czasów, kiedy to celebryci będą głosem sumienia społeczeństwa, kiedy wyznawanie takich wartości jak życie rodzinne, szacunek do własnej płci, czy kult osób zmarłych będzie uznawanym za niebezpieczne wynaturzenia. Przesłanie Lisieckiego jest bowiem proste: koniec świata to nie wojna atomowa i pożary. To ten moment, w którym moralność, prawa naturalne (dla wierzących jednoznaczne z prawami boskimi) przestaną mieć znaczenie, a ludzie kierujący się nimi zostaną uznani za odszczepieńców. To krzyk, że obecnie wypracowane normy moralne, szanujące inność wynikającą z wolnej woli bądź genów są optymalne, by zachować społeczeństwo jako zdrowo funkcjonującą, niezdegenerowaną grupę.

Mam też wrażenie, że tak powiastka apokaliptyczna o czasach ostatecznych, jak pisze o niej sam autor, to również ukryta przestroga dla samego Kościoła Katolickiego. Przestroga przed każdą skrajnością, w jaką ta instytucja może popaść. I zapowiedź ciężkich czasów dla kolejnych papieży, którzy z jednej strony powinni iść z duchem czasu, prowadząc kościół z uwzględnieniem przemian społecznych - naturalengo procesu rozwoju ludzkości, ale też nigdy nie stracić z oczu wartości dla wiary chrześcijańskiej fundamentalnych. Że są pola, na których Kościół ustąpić pola nie może, a jednym z tych pól jest nauczanie o Bogu - miłosiernym i sprawiedliwym, o Kościele, który przyjmie na swe łono rozwodnika, homoseksualistę, czy transseksualistę, natomiast nigdy nie pozwoli na to, by całe pokolenia wychowywać w przymusie doświadczeń seksualnych, które nie wynikają z ich natury. To tylko przykłady tego, co pod płaszczykiem powiastki serwuje nam autor. I wbrew pozorom nie jest to lekka lektura. Przeciwnie - po zakończeniu powieści jest o czym myśleć przez długi czas.

Dział: Książki
środa, 17 październik 2018 17:20

Echa i śmierć

Czy to możliwe, że diabeł grasuje po ziemi gwałcąc i rabując? Czy wraz z nim podobnym procederem zajmuje się Drakula i upiór? Racjonalnie na to patrząc jest to mało prawdopodobne, ale dla ofiar tych potworów jest to rzeczywistość. A przynajmniej są przekonane, że mają z takimi demonami do czynienia. Wszystko wskazuje na to, że ktoś sobie z nich bezlitośnie drwi, potęgując jeszcze strach ofiar odpowiednią charakteryzacją i bodźcami wprowadzającymi dezorientacje i pobudzającymi wyobraźnię do pracy. Kim może być ta bestia?

Na to pytanie musi znaleźć odpowiedź porucznik Eve Dallas z nowojorskiej policji, która doskonale wie, co czują ofiary gwałtu i pobicia. Co prawda od traumatycznych wydarzeń minęły już lata, a ona przepracowała te bolesne wspomnienia, ale dzięki temu potrafi lepiej wczuć się w sytuację ofiar. Szczególnie, że jedna z nich dosłownie na nią wpada, a właściwie wpada na maskę samochodu, którym wraca do domu wraz z Roarkiem - mężem miliarderem. Okazuje się, że napotkana na drodze naga, pobita i okaleczona nożem dziewczyna została też wielokrotnie brutalnie zgwałcona i to, jak utrzymuje, przez diabła. Daphne Strazza trafia do szpitala, niestety dla jej męża, Anthony’ego Strazzy, jest już za późno na ratunek.

Znany ze swojego profesjonalizmu chirurg został znaleziony martwy w swojej eleganckiej i naszpikowanej alarmami willi. Wszystkie trzy sejfy znajdujące się w rezydencji zostały opróżnione, choć wszystko wskazuje na to, że to nie motyw rabunkowy był najważniejszy. Co więcej, takich przypadków – gwałtów z włamaniem, dokonanych (jak twierdziły ofiary) przez potwory, było w trakcie roku więcej. W pierwszym przypadku ofiary utrzymują, że zostały napadnięte przez Drakulę, zaś w drugim, przez upiora. Tyle tylko, że wcześniej nikt nie zginął...

Śledztwo prowadzi wspomniana już porucznik Dallas oraz jej partnerka Peabody, zaś duet ten wielbiciele pióra Nory Roberts, występującej jako J.D.Robb z pewnością już doskonale znają. To już kolejny tom serii „Oblicza śmierci”, pt. „Echa i śmierć”, w którym poznajemy nieco futurystyczną wizję życia oraz pracy policji. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka powieść kryminalna, to wciągająca i mrożąca krew w żyłach lektura, która uświadamia nam, jak kruche jest nasze życie i jak złudne jest nasze poczucie bezpieczeństwa.

Uczestniczymy w śledztwie prowadzonym przez Dallas, odkrywając nie tylko prawdę o szanowanym chirurgu, ale zastanawiając się nad motywem zbrodni, podczas gdy kolejne tropy prowadzą w ślepy zaułek. Podejrzani są wszyscy, począwszy od pracowników firmy cateringowej, poprzez firmę wypożyczającą meble, po znajomych Strazzów. Z mozolnych przesłuchań wyłania się obraz tajemniczego człowieka szczelnie owiniętego peleryną, rzekomo wynajętego do zabawiania gości. Czy to on jest owym diabłem? Co łączy małżeństwa, które zostały napadnięte i co tak naprawdę się stało, że tym razem napastnik postanowił zabić? To tylko kilka pytań rodzących się w trakcie lektury, a zarazem wciągających nas bez reszty w rozwiązanie zagadki morderstwa. Plastyczne opisy potęgują jeszcze grozę sytuacji, choć wciąż uważam, że książka zyskałaby, gdyby została osadzona w czasach obecnych, a nie w rzeczywistości z droidami i innymi robotami w tle.

Dział: Książki