Rezultaty wyszukiwania dla: X Men
Dziedzictwo Posłańca
22 sierpnia nakładem Fabryki Słów ukaże się książka ze świata cyklu Demonicznego Petera V. Bretta.
O KSIĄŻCE:
Historia walki o ocalenie ludzkości została opowiedziana do końca. Wypełniło się przeznaczenie, bardowie mogą opiewać w pieśniach odwagę bohaterów. Ale to tylko część opowieści.
Poznaj historię Briara, dziwnego chłopca, który nie walczy z demonami a jednak przeżywa spotkania z nimi. Zanim odegrał wielką rolę w czasie krasjańskiej inwazji był tylko dzieckiem, które przeszło przez piekło.
Dowiedz się, jak wiele zmieniło się w Potoku Tibetta po wizycie Wyzwoliciela.
Poczuj nadzieję przepełniającą strwożone serca na dźwięk rogu Opiekuna Harrala.
Za plecami bohaterów zawsze stoją dzielni ludzie, których imiona nie rozbrzmiewają w pieśniach. „Dziedzictwo posłańca” to ich historia.
FRAGMENT KSIĄŻKI --> TUTAJ
O AUTORZE:
- Autor najbardziej błyskotliwego fantastycznego debiutu ostatnich lat. Powieścią „The Painted Man” rozpoczął inwazję na księgarskie rynki całego świata. Ledwie się ukazała, a prawa do wydania książki mają już m.in. kraje Ameryki Północnej, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Grecja, Japonia, Rosja, Polska, Czechy i Hiszpania. W toku negocjacji są Chiny, Węgry, Serbia, Włochy i Turcja.
- Podkreśla, że jego pierwszą znaczącą lekturą – pozaszkolną i bez obrazków – był „Hobbit”. Po starszym bracie odziedziczył też komiksy X-man. Pisarz uważa, że te dwa, z pozoru mało znaczące fakty, ukształtowały jego dorosłe życie.
- Studiował na uniwersytecie w Buffalo.
- Zdobył licencjat z j. angielskiego, krótko zgłębiał historię sztuki.
Prowadził sklep z komiksami.
Następnie pracował w wydawnictwie medycznym, gdzie, jak dziś ocenia, siedząc
w biurowym boksie roztrwonił 10 najlepszych lat swego życia.
Pisał książki, z których nie miał nadziei żyć.
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Premiera: 22 sierpnia 2018
ISBN: 978-83-7964-344-8
Oprawa: broszurowa
Liczba stron: 338
Festiwal Fantastyki Twierdza
Czwarta edycja festiwalu, który ma do dyspozycji niezwykły zabytkowy obiekt z XIX wieku: Twierdzę Boyen. Miejsce pełne zakamarków, wałów, umocnień i zróżnicowanych wysokości terenu tworzy niepowtarzalny klimat, w którym wszelkiego rodzaju gry nabiorą zupełnie nowego wymiaru. Znajdziecie u nas blok RPG, LARP, konkurs AlterEgo Twierdza: cosplay i projekty strojów - tym razem z nagrodą publiczności; blok literacki: spotkania z autorami, spotkania ze sławami fantastyki, blok popkulturowy: spotkania, panele dyskusyjne i pokazy z udziałem reżyserów i aktorów; blok artystyczny: sesje zdjęciowe i wystawy; potężny Games Room (planszówki, karcianki); gry terenowe, prelekcje; blok warsztatowy; projekcje filmów niezależnego kina związanego z fantastyką; strefę fantastycznych wystawców z ich niepowtarzalnym asortymentem.
Zapowiedź: "Sierota, bestia, szpieg" Matta Killeena
"Bękarty wojny" dla nastolatków. "Wredne dziewczyny" w nazistowskich realiach. Media Rodzina już 19 września wyda "Sierota, bestia, szpieg" Matta Killeena.
World of Warcraft: Cisza przed burzą
Z “Ciszą przed burzą” Christie Golden tracę podwójne dziewictwo - jest to pierwsza książka na podstawie jakiekolwiek gry, jaką czytam i jest to książka o World of Warcraft. WoWie, w którego nigdy nie grałam - jako jedno z niewielu mmo omijałam je szerokim łukiem ze względu na płacenie co miesiąc całkiem sporego abonamentu. Osobiście wolę mmo z worka f2p - free to play, z system item mall, gdzie sama decyduję na co moje ciężko zarobione pieniążki idą i czy idą w ogóle. Do tego docierały do mnie wstrząsające urban legends krążące po sieci, o ludziach którzy zapomnieli, że studiują, że mają dom i rodzinę, a nawet, że należy się myć... bo kolejny rajd i przygotowania do niego były ważniejsze. WoW zawsze więc kojarzył mi się z grą społecznie, finansowo i higienicznie niebezpieczną, zwłaszcza przy łatwości z jaką uzależniam się od gier.
Postanowiłam więc do tej recenzji podejść dwubiegunowo i lekko eksperymentalnie, bo to, że ja nigdy nie grałam w WoWa, nie oznacza wcale, że większości moim znajomym ta gra jest obca. I tak, do wspólnego czytania zaprosiłam więc WoWca znającego tę grę od podszewki, co by tłumaczył mi zawiłości i niuanse fabuły (sic! - źle wybrałam, ale o tym za chwilę) oraz ocenił “Ciszę przed burzą” razem ze mną - totalnym newbie w tej tematyce - z perspektywy gracza/użytkownika. Co prawda mój wybór towarzysza nie był do końca trafny, bo się okazało, że to ten typ, co idzie ubić moby na spocie nie zwracając uwagi po co tylko co i gdzie, ale razem przedzieraliśmy się przez kolejne strony komentując na bieżąco, poczyniając stosowne notatki oraz sprawdzając na necie co ciekawsze kwestie. Z resztą jestem chyba ostatnią osobą, która może rzucać kamieniem o brak czytania dokładnie questów - bo tak naprawdę co mnie obchodzi, że z mobów, z których dropię itemki np. oczka ma być napój dla ciężko chorej córki kuzynki drugiej żony ojca wieśniaka z sąsiedniej wsi, co to zraniła się w nogę ratując z bagna konika sąsiadki, tej o tam pod lasem za studnią. Dawaj expa autochtonie, kasiora i next one. No chyba że to jest “Wiedźmin”, ale o tej grze wieść gminna mówi, że najpierw był chyba jakiś serial, a dopiero potem gry i książki ;) ...
Jak się okazało ku mojemu zdziwieniu sama Christie Golden nie jest mi także całkowicie obca, bo jest to pisarka, która lubuje się w tworzeniu powieści transmedialnych - a więc w jej dorobku jest prawie 50 książek z uniwersum Star Wars/Trek/Craft, Assassin's Creed czy D&D. No i oczywiście kilkanaście pozycji związanych z World of Warcraft. Ja miałam okazję czytać wcześniej “Wampira z mgieł” osadzonego w Ravenloft - czyli jednym ze światów z D&D - i wspominam tę książkę jako przyjemne czytadło w gotycko wampirycznym klimacie.
Sama “Cisza przed burzą” to tak naprawdę prolog do siódmego już dodatku do World of Warcraft - “Battle for Azeroth”, który premierę swoją będzie miał 14 sierpnia. Po dwóch stronach barykady naprzeciw siebie stoją Sylwana Bieżywiatr - aktualny wódz Hordy oraz młody Anduin Wrynn, bardzo naiwnie-idealistyczny król Wichrogrodu. I jako, że młodość rządzi się swoimi prawami, Anduin wierzy i dąży do pokoju z Hordą, a pierwszym krokiem ma być spotkanie między Porzuconymi, a ich ludzkimi żywymi rodzinami. I jak to się mówi, i to bardzo mądrze - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a kobiecie nigdy się ufać nie powinno. Książka, więc traktuje o uprzedzeniach, dyskryminacji, nienawiści i strachu przed odmiennością oraz bólu odrzucenia i niezrozumienia. To ważne i ciężkie tematy, więc każda pozycja, która o nich mówi mądrze i z różnych punktów widzenia, jest na pewno lekturą wartościową. Na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego po książce dotyczącej gry, więc jak najbardziej w trakcie czytania byłam pozytywnie zaskoczona. Choć język jest raczej prosty i nieskomplikowany, a niektóre zdania brzmią lekko trywialne, to jednak dzięki poruszeniu takiej tematyki książka na pewno bardzo zyskała w moich oczach jak i w odbiorze.
Głównym jednak wątkiem “Ciszy” jest tajemnicza substancja - Azeryt o zadziwiających właściwościach i właśnie o niego będzie się walczyć na nowo wprowadzonych battlegroundach w dodatku. W powieści poznajemy jego pochodzenie i dowiadujemy się dlaczego żadna z frakcji nie chce, by ten materiał dostał się w ręce opozycji. A jest o co walczyć - uwierzcie mi. Wiele wskazuje także na to, że Horda i Przymierze w niedługim czasie będą musiały znowu współpracować.
Minusem tej książki, co zauważyliśmy oboje, jest na pewno to, że występują w niej albo dobre, albo złe postacie, zabrakło nam tej “szarej strefy”, niejednoznaczności i jakichś poważniejszych intryg. Książka jest zdecydowanie przeznaczona dla dość młodych czytelników i w większości, niestety moim osobistym zdaniem, zbyt “przegadana”, ale swoje zadanie, jako prologu, jak najbardziej spełnia w 100%.
O WoWie, jak wspominałam już na początku, wiem niewiele, ale praktycznie bez większych problemów i bardzo gładko zostałam wprowadzona w całą historię i poza kilkoma początkowymi wątpliwościami szybko udało mi się w niej odnaleźć. Książkę może więc bez problemu czytać ktoś, kto z WoWem, tak jak ja, nie miał nic wspólnego, ale myślę że jest to głównie pozycja skierowana dla grających fanów. Jedyne co, to mój czytelniczy towarzysz nie mógł zrozumieć dlaczego oryginalne anglojęzyczne nazwy uległy spolszczeniu zwłaszcza, że WoW nie ma przecież nakładki w języku polskim. Ja za to ze zdziwieniem odkryłam, że nawet z ciekawości mam ochotę sięgnąć po kolejne książki tej autorki - nie tylko, by uzupełnić sobie bardziej chronologicznie całą historię ze świata World of Warcraft, ale i po inne pozycje związane z uniwersum Star Wars.
Wieża świtu
Nie poznawał samego siebie. Niegdyś dumny, silny kapitan Gwardii Królewskiej, obecnie złamany, niemogący pogodzić się z przeszłością mężczyzna. Wszelkie dni od czasu ataku na jego osobę przez zamordowanego króla Adarlanu, zlewały się w jedno. Nie odróżniał pór dnia. Nic nie miało dla niego znaczenia. Czuł się, jakby przebywał w wielkiej bańce, gdzie jego tak wcześniej świetnie wyszkolone i silne ciało dryfowało. Unosił się ponad wszystkimi i wszystkim. Próbowali mu pomóc. Pocieszali. Starali się dać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś wstanie o własnych siłach. To, co zdarzyło się w trakcie uwalniania magii, zniszczyło całe jego życie. Uraz kręgosłupa okazał się tak bardzo rozległy, że żaden uzdrowiciel i żadna moc nie mogły mu pomóc. Nie wiedział, kim jest. Nie poznawał samego siebie. Nie miał nadziei. Nie potrafił przemóc się i znów wznieść oczy na świat. Wolał zagłębić się w swym wózku i przestać czuć. Niestety, niedany był mu spokój. Ostateczna bitwa zbliżała się nieubłaganie. Nie mógł pomóc przyjaciołom w walce, ale mógł zrobić jedno. Wyjechać do kraju uzdrowicieli i zrobić wszystko, aby ponownie wstać. Musiał zdobyć uznanie króla i nakłonić go do wzięcia udziału w walce, ale aby to zrobić musiał odzyskać nadzieję na to, że jeszcze kiedyś ponownie stanie się sobą...
Sarah J. Maas od chwili, gdy przeczytałam kilka rozdziałów historii Celaeny Sardothien, należy do grona moich ulubionych pisarzy. Za każdym razem, gdy sięgam po powieść wychodzącą spod jej magicznego pióra, przenoszę się do fantastycznego, zapierającego dech w piersiach świata, który zawsze (bez najmniejszego wyjątku) skrada moje serce. Po twórczość tej pani sięgam z zamkniętymi oczami. Nie czytam opisów. Nie sprawdzam opinii. Dlaczego? Wiem, że historie stworzone przez Sarah J. Maas nigdy mnie nie zawiodą. ,,Wieża świtu" od pierwszych stron, całkowicie oderwała mnie od rzeczywistości. Wszystko przestało istnieć, a prawie 850 stron pochłonęłam w ciągu dwóch dni. Próbowałam dawkować sobie historię Chaola - przysięgam! Niestety, okazałam się zbyt słaba, aby móc się jej oprzeć. Co takiego mnie w niej zauroczyło? Dlaczego po przeczytaniu tej pozycji, przez kilkanaście dni, przeżywałam kaca książkowego i nie potrafiłam przemóc się, aby sięgnąć po inną książkę? Zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią recenzji!
,,Trudno darzyć się nawzajem miłością, gdy wiesz, że pewnego dnia staniecie przeciwko sobie. Nie ma mowy o miłości, kiedy nie towarzyszy jej zaufanie."
Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Uleczenie to jednak tylko część planu. Oto na tronie zasiada wszechpotężny kagan, którego Chaol ma za zadanie nakłonić do wzięcia udziału w wojnie.
Jednak to, co czeka Chaola i obecną kapitan Gwardii Królewskiej Nesryn, przekroczy ich najśmielsze oczekiwania. Kluczem do powodzenia misji może okazać się niepozorna uzdrowicielka Yrene i informacje, które bohaterowie zdobędą podczas pobytu w pałacu.
,,- Spodnie też? Wiedział, że powinien być uprzejmy i błagać ją o pomoc, a mimo to...
- Musiałbym chyba najpierw trochę wypić. - odparła Yerne i spojrzała na speszoną nieco Nesryn. - Przykro mi - rzekła, choć jad sączył się w jej głosie.
- Dlaczego jej to mówisz?
- Przypuszczam, że ostatnimi czasy miała pecha dzielić z Tobą łóżko."
Chaol Westfall nawet w najgorszych koszmarach nie potrafił wyobrazić sobie tego, co go spotkało. Nękany magicznymi mocami, potworami i śmiercią najbliższych, nigdy nie pomyślałby, że w czasie, w którym jego rodzina przygotowuje się do ostatecznej bitwy z najgorszym złem, on będziecie zmuszony odejść z linii frontu i zagrzebać się w wózku dla inwalidów, ponieważ jego kręgosłupa po ataku byłego króla Adarlanu, nie można naprawić. Dumny mężczyzna choć przybity, nie ma zamiaru się poddać. Wie, że na nic nie przyda się swojemu najlepszemu przyjacielowi w stanie, w którym się obecnie znajduje. Musi odzyskać dawną sprawność fizyczną, ale aby było to możliwe, były kapitan Gwardii Królewskiej zmuszony jest udać się do pradawnego miasta na obcym kontynencie, aby z pomocą uzdrowicieli z Anticy ponownie stanąć na nogi.
Uzdrowicielki ze słynnego Torre Cesme jako jedyną posiadają moc, mogącą go wyleczyć. Chaol wraz z Nesryn Faliq wyruszają na Południowy Kontynent, aby uzyskać pomoc od kobiet obdarzonych mocą pradawnej bogini oraz przekonać wszechpotężnego kagana, aby pomógł armii stworzonej przez Aelin i Doriana zwyciężyć raz na zawsze Valgów.
Chaol i Nesryn nie byli przygotowani na to, co zastało ich w Antice. Kagan i jego dziedzice nie są przychylnie planom przedstawionym przez wysłanników Adarlanu, a wizja pomocy szybko rozpływa się w dawnych marzeniach. Ponadto, jedyną nadzieję Chaola na wyzdrowienie jest pomoc Yrene - dziewczyny, która z jakiegoś powodu go nienawidzi. Czy uda mu się uzdrowić dawne rany w sercu uzdrowicieli? Jakie są szanse na to, aby Chaol stanął na nogi? Czy zbliżająca się wojna z Valgami skazana jest na porażkę?
,,- Wpatrywanie się w horyzont wcale nie przyspieszy podróży- mruknął, wtulony w jej szyję.- Dokuczanie żonie z tego powodu również nic nie da.
[...]
- A cóż innego pozostało mi do roboty podczas tej niekończącej się podróży? Dokuczanie ci to moja jedyna rozrywka, lady Westfall."
,,Wieża świtu" to pozycja, na którą czekałam wiele długich miesięcy. Choć przez większość czasu usychałam z tęsknoty za bohaterami ,,Szklanego tronu" i pragnęłam, jak najszybciej poznać historię Chaola Westfalla - postaci, którą najpierw pokochałam, później znienawidziłam, a następnie przypomniałam sobie, że jednak mimo niektórych momentów, moje zdradzieckie serce zawsze było lojalne temu irytującemu, ale jakże pięknemu mężczyźnie - to niekiedy miałam ochotę udusić panią Maas za to, że najpierw postanowiła wydać jego historię i kazała czekać mi tak długo na zakończenie niesamowitej serii ,,Szklany tron". Wszelkie moje złe myśli odeszły, gdy tylko książka wpadła w moje ręce. Zapierająca dech w piersiach, (przepraszam za słowo, ale nie mogę znaleźć bardziej oddającego niezwykłość historii Chaola) cholernie wzruszająca, piękna i magiczna, brutalna i delikatna zarazem. ,,Wieża świtu" skradła mi serce, obrobiła mnie ze wszystkich chęci do czytania innych powieści, zniszczyła spokój, z którym się za nią zabierałam i wrzuciła w sam środek mrocznej, tajemniczej burzy, w której czasie bałam się wypłynąć na powierzchnię, aby znów wrócić do realnego świata. W czasie walki Chaola z samym sobą, w trakcie jego żmudnego i niezwykle trudnego powrotu do zdrowia, w chwilach, gdy nienawiść uzdrowicielki noszącej imię Yrene powoli zmieniała się w akceptację, kilkakrotnie roniła łzy. Sarah J. Maas po raz kolejny udowodniła, że nie ma sobie równych. ,,Wieża świtu" to najlepsza powieść tego roku!
,,- Czy spełniasz się podczas zbliżeń? Chaol zacisnął zęby.
- To naprawdę ważne?
W jaki sposób doszła do tego, co łączyło go z Nesryn?
Yerne, miast odpowiadać, zapisała coś na swoim arkuszu.
- Co ty piszesz? - spytał ostro [...]
- Właśnie zapisałam odpowiedź na twoje pytanie. Wielkie "nie". - odpowiedziała i podkreśliła ostatnie słowo."
,,Wieża świtu" zabierze was w sam środek pięknego i niezwykle potężnego królestwa Południowego Kontynentu, do stolicy uzdrowicieli i władców, artystów i żołnierzy, czyli legendarnej Anticy - miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, abyście mogli towarzyszyć Chaolowi Westfallowi w trudnej drodze do odzyskania sprawności fizycznej i prawdziwej naprawy jego serca. Ponadto wraz z tym zranionym, ale jakże pragnącym uzdrowienia mężczyzną i kapitan Nesryn Faliqwejdziecie w świat dworskich intryg, okrucieństwa kryjącego się w pięknych murach i prawdziwej dobroci kryjącej się pod postacią zła. Wciągająca do granic możliwości, cudowna w swej przebiegłości i niszcząca wszelkie przeszkody, które stają jej na drodze historia, o której nie będziecie potrafili zapomnieć, zabierze was tam w miejsce, gdzie przygotujecie się do ostatniej bitwy. Polecam!
Kerstin Gier powraca z nową książką!
Nowa powieść Kerstin Gier, autorki bestsellerowej „Trylogii Czasu” i „Silvera”. „Podniebny” ukaże się już 5 września.
Mała zła książka
Ostatnio na polskim rynku popularne stały się tak zwane komiksy paragrafowe. „Mała zła książka” bardzo je swoją formą przypomina. Rozmawia z czytelnikiem, wysyła go na konkretne strony, stawia przed nim różne wyzwania. Jest to jednak również zwyczajna, pospolita książka, dzięki której czytelnik może poznać kilka przerażających historii.
„Mała zła książka” to tytuł skierowany do dzieci ze szkoły podstawowej (moim zdaniem w wieku około 9 lat). Historia rozpoczyna się w momencie, gdy po prostu Mała książka postanawia stać się Małą złą książką i już ma plan, ale nie do końca wie jak się za niego zabrać. Dlatego właśnie potrzebuje pomocy kogoś, kto oceni jej działania. I tu zaczyna się rola młodego czytelnika. Podąża za wskazówkami, czyta mroczne, pełne czarnego humoru historie, wędruje od strony do strony, aż ostatecznie uda mu się (lub nie) dobrnąć do końca.
Książka ma ponad sto stron, wydana została w twardej oprawie i zdobią ją klimatyczne ilustracje Thomasa Hussunga. Tym razem nie będę umieszczała zdjęć, ponieważ uważam, że mogłyby przyszłemu czytelnikowi zepsuć zabawę, ale możecie mi wierzyć na słowo - warto zajrzeć do środka.
Bardzo spodobał mi się pomysł rozumnej książki. Mała zła książka na każdej stronie rozmawia z czytelnikiem, oprowadza go po znajdujących się wewnątrz niej miejscach i przedstawia swoich lokatorów. Przez cały czas mówi z perspektywy zdobywającego nową wiedzę i doświadczenia, pragnącego osiągnąć jakiś konkretny cel, dziecka. Myślę, że młody czytelnik bez trudu będzie mógł się z nią porozumieć, a może nawet zaprzyjaźnić.
Dlaczego taką formę zabawy uważam za niezwykle pozytywną? Jest ciekawa, przemawia do dziecka i odciąga go od komputera, telefonu czy tabletu. Stanowi miłą odmianę od typowych, staromodnych książek, do których z jakiejś przyczyny wiele dzieci czuje niechęć. Pozwala też nie o odsapnąć rodzicom, ponieważ najlepiej sprawdzi się podczas samodzielnego czytania.
„Mała zła książka” to tytuł idealny dla odważnych dzieci. Znaleźć w niej można świetne ilustracje, kilka pouczających historyjek (mówiących też o tym, że nie zawsze trzeba być nieskazitelnie grzecznym), zagadki i zadania. Myślę, że to świetny pomysł na deszczowe popołudnie. Z pewnością dziecko nie będzie się z Małą złą książką nudziło, a i ja, muszę przyznać, bawiłam się z nią całkiem fajnie. Polecam - to naprawdę ciekawy tytuł.
Wieczna noc
Jeśli myślałeś Czytelniku, że o wampirach napisano już wszystko, to się myliłeś.
Od chwili, gdy na lotnisku JFK wylądował samolot z gotowymi do przemiany w strzygi pasażerami, minęły ponad 2 lata. Sytuacja w samolocie wyglądała na zaczątek epidemii, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał wierzyć w teorię naszych bohaterów, że wampiry chcą opanować świat.
Obecnie świat jaki znamy, już nie istnieje. Pod wodzą Mistrza, zbuntowanego siódmego Pradawnego, wampiry zawładnęły Ziemią. Światowi przywódcy zostali zlikwidowani, a zwykli obywatele umieszczeni w obozach, gdzie zostali sprowadzeni do roli produkujących krew zwierząt. Na Ziemi panuje atomowa zima, więc strzygi mogą niemal bez przykrych dla siebie konsekwencji chodzić po ulicach. Teraz są zbiorowym umysłem i każdy z nich jest okiem i ustami Mistrza, któremu w ten sposób nic nie umknie. Ocalali ludzie ukrywają się w podziemiach i prowadzą bardzo nędzną egzystencję. Najcenniejszą walutą jest obecnie jedzenie.
Grupa naszych bohaterów walczących z Mistrzem uległa pewnemu rozproszeniu. Co prawda nadal współpracują, ale nie jest to już takie łatwe. Setriakin nie żyje. Próbując zabić Mistrza, poświęcił własne życie. Starą księgę, będącą kluczem do zagadki pochodzenia Mistrza, przekazał w ręce Feta, wspomaganego przez Norę. W najgorszej kondycji psychicznej znajduje się Eph Goodweather, któremu przed dwoma laty Mistrz uprowadził syna, Zacka. Spowodowało to w Ephie nie tylko osłabienie woli walki, ale też podatność na zakusy Mistrza, który upatrzył sobie w Ephie wyjątkowego przeciwnika.
Od przeczytania pierwszej i drugiej części miałam dwuletnią przerwę, ale bardzo szybko zatopiłam się w wykreowanej przed del Toro i Hogana rzeczywistości. Sytuacja jest beznadziejna. Ludzie są tylko workami z krwią, chorzy i starzy są eliminowani na wstępie, a ludzie, którym udało się zdobyć nieco lepszą pozycję, pełnią rolę komendantów obozów. Myślę, że podobieństwo do obozów III Rzeszy było tutaj zamierzone i nad wyraz się autorom udało.
Nasi bohaterowie to wrogowie publiczni numer jeden, głównie Eph, ale Nora i Fet także. Ich możliwości działania są ograniczone, bo co może zdziałać kilka mieczy i lamp uv w starciu z morzem strzyg, żądnych krwi. Jest jednak Occido Lumen, prastara, oprawiona w srebro księga, która właściwie odczytana, zdradzi zagadkę pochodzenia Mistrza, pozwalając tym samym go unicestwić. I to właśnie będzie tematem finałowej części trylogii Wirus.
Powieść czyta się tak, jak ogląda sensacyjny film. Obrazy podsuwane czytelnikowi zaskakują, intrygują, zachęcają, by zgadywać, jakie będzie rozwiązanie konfliktu. Kto zdoła odczytać Lumen? Czym jest Czarne Miejsce? Jaką rolę dla Zacka zaplanował Mistrz i kogo zdecyduje się zdradzić Eph Goodweather? Co okaże się dla bohatera droższe: losy ludzi czy własny syn? Na te i inne pytania przynosi odpowiedzi pieczołowicie przygotowana historia zawarta w powieści Wieczna noc.
Guillermo del Toro to człowiek o bogatej wyobraźni filmowej jak i literackiej, a trylogia stworzona do spółki z Chuckiem Hoganem udowadnia, że można stary, już przecież, motyw wampirów przedstawić w zupełnie nowym i atrakcyjnym dla odbiorcy świetle. Upiorne strzygi są odrażające i rodem jak z najgorszych koszmarów, a autorska wizja świata opanowanego przez potwory budzi grozę. Czyta się jednym tchem, a wątki biblijne dotyczące pochodzenia Mistrza są po prostu fascynujące.
Polecam gorąco wszystkim czytelnikom trylogię Wirus. Każdy, kto choć trochę interesuje się ciemną stroną wampiryzmu, koniecznie musi ją przeczytać.
Pocięte opowieści
Tak to już w życiu jest, że zauważymy własne szczęście dopiero wtedy, gdy je utracimy...
Neth dotychczas miał w życiu ogromnego farta, a w jego fachu (sam siebie określał jako "artystę- złodzieja") to rzecz niebywale ważna. Do czasu, aż pokusił się o przyjęcie przez samego Ruariego, boga oszustów, pojedynku w karty. I wygrał, za co bóg -zamiast nagrodzić- ukarał. Teraz Neth może zapomnieć o jakimkolwiek udanym skoku, a on sam toczy się coraz szybciej po równi pochyłej aż do dna. A jednak jego osobliwy talent gawędziarsko- oratorski zwrócił na niego uwagę samej hrabiny de Foch. Kobieta pragnie wykorzystać go do swoich celów, a są one bardzo dalekosiężne... W międzyczasie zmuszony do opuszczenia Namiru w skutek dziwnych okoliczności zostaje także kapitan straży miejskiej, Tyrmisz. Jako że jego wybrance serca, czarownicy Agnes również grozi niebezpieczeństwo, mężczyzna zabiera ją ze sobą. Za Agnes podąża jej ukochany mag Skerłej oraz waleczny Khahad, krasnolud.
Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że ich los bardzo przyciągnął uwagę Słońca i Księżyca, a także wielu innych bóstw, które to z ciekawością śledzą ich kolejne poczynania.
Rozpoczynając swoją przygodę z Pociętymi opowieściami, sama nie wiedziałam, czego po lekturze się spodziewać. Po pierwszych stronach wręcz byłam pewna, że to bajka dla dzieci! Ogromne niedopatrzenie z mojej strony, zresztą bardzo szybko błąd naprawił się sam. Tacy bohaterowie zdecydowanie nie mogą występować w literaturze dla dzieci- a jeżeli już, to w bardzo ułagodzonej wersji.
Czy jesteśmy właśnie takimi belami palmowego drzewa, które przy spalaniu się na ogniu miłości wydziela słodki zapach? Czy jesteśmy jak gruby knotek, który trzeba w porę zalać wodą praktyczności, aby nazajutrz ktoś inny mógł ponownie rozpalić żar? Czy powinniśmy patrzeć obojętnie, kiedy widzimy już, że za chwilę płomień sam dogaśnie? Czy może bez względu na wszystkie przeciwności losu powinniśmy dokładać nowe szczapki, które chociaż nie stanowią już zrębu palmy, kiedy wypalą się wspólnie, zostawią nieodróżnialny popiół?
Skoro bóg złodziei i oszustów, zwany Ruarim, zniszczył szczęśliwy los Netha, tak wziął na swoje barki próby odbudowania go. A jednocześnie, aby ubić dogodny interes, postanowił serwować fragmentami Słońcu i innym kolejne perypetie mężczyzny. I tak powstała zawiła, pełna przygód oraz niebezpiecznych wydarzeń historia. I choć Ruari miał przede wszystkim na celu ratowanie Netha za wszelką cenę, to i na Agnes, Tyrmisza oraz Khahada spadła część jego uwagi. W końcu oni również stali się ważną częścią toczonej przez boga gry.
Nie ma znaczenia, co przyniesie ci szczęście. Ważne tylko, żebyś odkrył w sobie te najdrobniejsze rzeczy, które przyprawiają cię o uśmiech.
Historia dzieli się na trzy odłamy- perypetie Netha, nieustanną ucieczkę oraz poszukiwanie magicznej harfy przez Tyrmisza, Agnes oraz Khahada, i oczywiście codzienność Słońca oraz Księżyca, którzy ciekawskim okiem spoglądają na kolejne zapisane przez Ruariego karty. Nie sposób się tutaj nudzić, bowiem każda ze wspomnianych grup przeżywa coś innego, a z drugiej strony postaci nie jest tak wiele, aby mieć trudności z ich odróżnieniem. Do tego dochodzi rubaszny humor Khahada, który niczego się nie lęka. A i jest całkiem niezłym łamaczem niewieścich serc (albo oporu, jak kto uważa). Spędziłam z tą książką bardzo wesołe godziny, często śmiałam się sama do siebie (jak ten przysłowiowy głupi do sera). Przypadł mi do gustu stworzony przez pana Kozaczko świat otaczający naszych odważnych bohaterów, gdzie pragnie królować hrabina Meryl de Foch. Autor idealnie zestawił ze sobą momenty grozy, humorystyczne dodatki, a także chwile, w których niejednemu czytelnikowi zadrżałoby serce...
Obok Pociętych opowieści nie da się przejść obojętnie; to lektura dla każdego, niezależnie od wieku (no, może ograniczyłabym jeszcze dostęp do niej dla dzieci do 13- stego roku życia). Świetna zabawa gwarantowana!
Cyfrak
Kiedy sięgam po książkę fantastyczną, obojętnie, czy jest to fantasy czy science-fiction najważniejszy wydaje mi się być dobry pomysł na świat przedstawiony. Tutaj ten warunek został spełniony. Ogrodzone gigantycznym murem, otoczone nieprzebytą pustynią, zarządzane przez korporację miasto z ludnością mocno nadwątloną przez zarazę i wyschniętym korytem rzeki pośrodku jest dobrym punktem wyjścia dla interesującej opowieści. Nie jest to typowa powieść postapokaliptyczna, gdyż cywilizacja w tym mieście jeszcze się całkiem nie załamała. Mieszkańcy miasta, które mogłoby kojarzyć się z Wrocławiem w odległej, ponurej przyszłości – w większości pracownicy rządzącej miastem korporacji – korzystają z metra i komputerowych technologii.
Zdecydowanie nie jest to hard sf. Przedstawiona w tej książce wizja technologii cyfrowej, raczej zajmuje to miejsce, co w książkach fantasy czary i duchy tzn. może służyć dowolnym, nawet najbardziej fantastycznym celom i nie ma znaczenia, jak do tego dochodzi. Dlatego np. hakerskie działania wyglądają trochę na opisywane z punktu widzenia humanisty, chociaż główny bohater – narrator, który je przedstawia, jest technikiem.
Niemniej wciągająca, dobrze opowiedziana historia powoduje, że powyższe wady schodzą na daleki plan (po prostu pewne fragmenty czyta się z przymrużeniem oka). Na początku mamy możliwość poznać najważniejsze postacie, wciągnąć się w historię, a dopiero później akcja, której nie będę tu zbyt szczegółowo opisywał, nabiera rzeczywiście szybkiego tempa, przy którym trup ściele się coraz gęściej. Mamy też okazję zaobserwować przemianę głównego bohatera (narratora), który zaczyna jako typowy techniczny pracownik korporacji, bez większych życiowych ambicji, ale z czasem sytuacja zmusza go do coraz odważniejszych czynów – nie tylko we własnym interesie. Aż chciałoby się rzec, że przypadek głównego bohatera pokazuje nam do czego może prowadzić podejmowanie się dorywczych zajęć...
Brakowało mi trochę szerszego opisu samego otoczonego pustynią miasta, w którym dzieje się akcja, choć niewątpliwie ponury klimat tego miejsca został oddany.
Czy w książce tej rzeczywiście opisane jest technologiczne piekło? Cóż, raczej prowadzi ona do refleksji, że wszystko, czego używają ludzie może zostać użyte również skrajnie złym celu – czy jest to zaawansowana technologia cyfrowa (jak w tej powieści), czy np. broń, technologia medyczna etc., ale nie jest to wina samej technologii, tylko ludzi, którzy ją stosują.
Podsumowując wciągająca i z czasem coraz szybciej rozgrywająca się akcja, dość oryginalny pomysł na świat przedstawiony, ciekawie zarysowane (aczkolwiek tylko zarysowane) postacie spowodowały, że chętnie przeczytam również drugi tom.
