Rezultaty wyszukiwania dla: Wolverine
X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń egzekutora
Marvel lat 90.? Wiadomo. Neonowe kostiumy, rozbuchane muskuły, fabuły z kategorii „wszystko naraz” i rysunki, które dziś budzą mieszane uczucia — od czystej nostalgii po lekkie zażenowanie. Ale trzeba przyznać jedno — wtedy X-Men byli na ustach wszystkich. I właśnie z tamtych czasów powraca jeden z najgłośniejszych crossoverów mutantów, czyli „Pieśń Egzekutora”, wydany teraz w ramach serii Punkty zwrotne.
Wydaje się, że życie mutantów powoli się układa. Profesor Xavier przygotowuje się do publicznego wystąpienia, relacje między Scott’em a Jean zaczynają się prostować, nawet Wolverine jakby mniej sarkastyczny (chwilowo). Ale… no właśnie — zawsze jest jakieś „ale”. W centrum wydarzeń pojawia się zamachowiec, który wygląda jak Cable. Padają strzały, a Profesor X walczy o życie. Sytuacja błyskawicznie wymyka się spod kontroli. X-Men, X-Factor i X-Force ruszają do akcji — tylko że zamiast współpracować, zaczynają… walczyć ze sobą.
Na scenę wkraczają starzy znajomi i nowi wrogowie: Apocalypse, jego Jeźdźcy, tajemniczy Stryfe i cała masa mutantów z własnymi planami i rachunkami do wyrównania. Akcja pędzi przez całą planetę, zahaczając nawet o Księżyc. Tajemnice się mnożą, tożsamości plączą, a los mutantów po raz kolejny wisi na włosku.
Nie będę udawał — „Pieśń Egzekutora” to komiks, który jest jak solidna porcja comfort food dla fanów mutantów. Nie wszystko tu działa, fabularnie momentami zalatuje klasycznym „za dużo wszystkiego”, ale… właśnie w tym tkwi urok tego tomu.
Zaczynając od plusów — rysunki. Andy Kubert, Jae Lee, Greg Capullo — to ekipa, która w tamtym czasie wyznaczała styl Marvela. Kreska jest dynamiczna, pełna charakterystycznych póz, przerysowanych emocji i wybuchowych scen walki. Szczególnie Jae Lee ze swoim mroczniejszym, bardziej graficznym stylem potrafi przyciągnąć wzrok — choć, jak ktoś nie przepada za takim klimatem, to na dłuższą metę może być ciężko.
Fabuła? Klasyka lat 90. — jest zamach, są porwania, jest wielka tajemnica tożsamości, obowiązkowa drama rodzinna Cable’a, a w tle niepokojące niedopowiedzenia dotyczące przyszłości mutantów. Akcja gna do przodu, postaci jest masa, każdy dostaje swoje pięć minut. Czy to przesadzone? Trochę tak. Czy czyta się to z przyjemnością? Zdecydowanie.
Cieszy też obecność Apocalypse’a i jego ludzi — bez nich żaden większy konflikt mutantów nie byłby kompletny. No i Stryfe, którego motywacje i działania stanowią sedno całej intrygi — chociaż nie każdy fan kupi jego dramatyczne rozterki, ale hej, taki klimat.
Z minusów? Jeśli nie znacie dobrze mutantów i nie ogarniacie kto jest kim — możecie się pogubić. To nie jest komiks, który tłumaczy wszystko od początku. Wchodzicie w środek wielkiej intrygi i albo płyniecie z prądem, albo toniecie. Ale dla fanów X-Men to jak powrót do starego, chaotycznego, ale swojskiego domu.
„X-Men. Punkty zwrotne. Pieśń Egzekutora” to sentymentalna podróż do czasów, kiedy komiksy o mutantach były wybuchowe, przerysowane, momentami nieco absurdalne, ale za to cholernie wciągające. To klasyk dla tych, którzy lubią stare, dobre drużynowe superhero, z domieszką dramatów, kosmicznych tajemnic i niekończących się zwrotów akcji.
Nie jest to lektura, która zmieni wasze spojrzenie na mutantów. Ale jeśli lubicie klasykę z lat 90., podrasowaną rysunkami Kuberta i spółki — sięgnijcie bez wahania. Czysta, mutantowa rozrywka z obowiązkową dawką nostalgii.
Rządy X. X-Men. Tom 2
X-Men w Nowym Jorku? Brzmi znajomo, ale nie dajcie się zwieść — to już nie te same czasy, co za klasycznych przygód mutantów. Krakoa rozkwita, świat patrzy na mutantów z mieszaniną strachu i fascynacji, a nasza ulubiona ekipa herosów próbuje ogarnąć ten bałagan… i przy okazji powstrzymać kilku bardzo dziwnych złoczyńców. Drugi tom „Rządów X” to powrót do bardziej klasycznej, ale wciąż solidnej rozrywki spod znaku X.
Po wydarzeniach z Hellfire Gala drużyna X-Men przenosi się do Nowego Jorku, żeby bronić mieszkańców, ale też — co nie mniej ważne — reprezentować mutantów jako nową, oficjalną superbohaterską ekipę. Cyclops, Marvel Girl, Rogue, Sunfire, Wolverine, Synch i Polaris — skład zróżnicowany, z potencjałem i starymi wyjadaczami w tle.
Na ich drodze staje Cordyceps Jones — przeciwnik, który wygląda jakby urwał się z sennego koszmaru fana kosmicznego horroru. Jest też Doktor Stasis z Orchis — geniusz z przerażającą wizją przyszłości. A jakby tego było mało, na scenę wchodzi Władca Koszmarów, gotowy rozgrzebać lęki, których nikt nie chciałby oglądać na jawie.
Nie ukrywam — po odejściu Hickmana miałem obawy. Jego wizja mutantów, Krakoa i całego tego nowego świata była świeża, odważna i… cholernie wysoko zawiesiła poprzeczkę. Gerry Duggan? Cóż, gość znany jest raczej z solidnego rzemiosła niż wybitnych rewolucji. Ale wiecie co? W tym przypadku to się sprawdza.
Drugi tom „Rządów X” jest może mniej eksperymentalny niż to, do czego przyzwyczaił nas Hickman, ale nadrabia to tempem, humorem i przyjemnym klimatem klasycznego komiksu superbohaterskiego. Duggan ma serce do tych postaci i to czuć — dialogi płyną, relacje między bohaterami wypadają naturalnie, a pojedynki i intrygi trzymają tempo.
Nie wszystko tu jest złotem — fabularnie to wciąż dość prosta rozgrywka z nieco dziwacznymi przeciwnikami. Cordyceps Jones wygląda tak, że ciężko brać go na poważnie, a Władca Koszmarów, choć klimatyczny, nie wnosi aż tak wiele świeżości. Ale… to nie przeszkadza. Bo ten tom czyta się z przyjemnością — bez zadęcia, bez zbędnego kombinowania, z poczuciem, że twórcy chcą po prostu dostarczyć dobrą, klasyczną zabawę w świecie mutantów.
Na ogromny plus zasługują rysunki. Pepe Larraz i Javier Pina to duet, który wizualnie podnosi tę historię o poziom wyżej. Dynamiczne kadry, świetne sceny akcji, a przy tym dopieszczone detale — dokładnie to, czego oczekuję od nowoczesnego komiksu o X-Menach.
„Rządy X. X-Men. Tom 2” to nie jest komiks, który zmieni wasze postrzeganie mutantów. To nie rewolucja w stylu Hickmana. Ale to porządna, szybka, lekko oldschoolowa przygoda z ekipą, którą — jeśli kochacie X-Menów — i tak chcecie zobaczyć w akcji.
Jeśli szukacie ambitnych eksperymentów narracyjnych — odpuśćcie. Ale jeśli macie ochotę na solidną porcję mutantów, dobrze napisaną drużynę i odrobinę tego specyficznego marvelowskiego humoru — sięgnijcie bez obaw.
Krakoa ma się dobrze. X-Men nie zwalniają. A fani? No cóż… na pewno nie będą się nudzić.
Savage Avengers. Tom 3
Savage Avengers to wciąż trwająca seria Marvel Comics, w której Conan the Barbarian łączy siły z Wolverine'em, Punisherem, Venomem, Elektrą i Doktorem Voodoo. W tym tomie scenarzysta Gerry Duggan ponownie stawia na wybuchową mieszankę akcji i humoru, która sprawia, że ta nietypowa drużyna wciąż przyciąga do siebie czytelników. I oczywiście, tak jak tego od niej oczekują, niesie ze sobą pewien powiew świeżości, co, jak mogłoby się wydawać, jest już nieco trudne, w tak dobrze znanym uniwersum.
Akcja w trzecim tomie „Savage Avengers” rozgrywa się w momencie, gdy Conan Barbarzyńca i Doktor Strange postanawiają zmierzyć się z tajemniczym Shuma-Gorath, starożytnym bytem, którego mocą karmi się czarownik Kulan Gath. Już od pierwszych stron komiks zaskakuje dynamiką i intensywnością. Niestety, planowana przez Strange’a „wizyta lekarska” nie przebiega zgodnie z planem, co prowadzi do serii nieoczekiwanych zdarzeń i spotkań – w tym z Ghost Riderem oraz Spider-Manem.
Jednym z ciekawszych wątków tego tomu jest współpraca Conana z Ghost Riderem i Spider-Manem. Choć Conan z początku wydaje się nie pasować do świata pełnego technologii i nowoczesnych bohaterów, Duggan udowadnia, że ten brutalny wojownik potrafi odnaleźć się w każdym środowisku. Sceny z udziałem Conana i Spider-Mana przynoszą emocjonujące pojedynki i nieco humoru, który świetnie kontrastuje z mrocznym klimatem całej serii.
Rysunki Patcha Zircera są idealnym dopełnieniem tej dynamicznej i pełnej napięcia opowieści. Jego styl doskonale oddaje brutalność walk, jednocześnie tworząc mroczny, nieco przerażający klimat, który idealnie współgra z fabułą. Szczególnie wyróżniają się kadry przedstawiające Nowy Jork oraz postacie Ghost Ridera i Spider-Mana. Zircher umiejętnie oddaje złożoność i dynamikę walk, sprawiając, że każda strona tętni życiem.
„Savage Avengers. Tom 3” to kontynuacja, która zadowoli fanów serii. Ponownie oferuje im mieszankę akcji, humoru, widowiskowych walk i mrocznych tajemnic. Choć może nie jest to komiks, który przypadnie do gustu wszystkim – szczególnie tym, którzy oczekują bardziej klasycznego podejścia do postaci Conana – to jednak jego unikalny styl i połączenie różnych elementów z pewnością zasługuje na uwagę. Jeżeli jesteś fanem nietypowych drużyn superbohaterów, ten tom Savage Avengers na pewno dostarczy Ci wiele satysfakcji i myślę, że warto dać mu szansę.
X mieczy. Tom 1
„X-Men: X mieczy" to pierwszy tom monumentalnego komiksowego wydarzenia, które zamyka cykl „Świt X” i otwiera nowy rozdział nosząc tytuł „Rządy X”. O czym jest komiks? To epicka opowieść, która wprowadza czytelników w początkowe losy państwa mutantów na wyspie Krakoa, jednocześnie zanurzając ich w skomplikowanym świecie magii, mrocznych sił i politycznych intryg.
Dawno, dawno temu, Krakoa i Arakko były jednym lądem, aż do momentu, gdy wybuchła wojna i mroczna siła rozdzieliła je na tysiące lat. Teraz, po latach rozłąki, Arakko, które uległo armii demonów, zagraża ponownie Krakoi. X-Men oraz inni mutanci, którzy dopiero co zbudowali swoje biotechnologiczne utopie, muszą stawić czoła nadciągającemu zagrożeniu. Aby ocalić swoje nowe państwo, muszą wziąć udział w turnieju zorganizowanym przez kapryśną władczynię jednego z królestw Innego Świata – miejsca, które łączy wszystkie rzeczywistości.
Scenariusz tego monumentalnego tomu został stworzony przez wielu uznanych twórców komiksowych, takich jak Jonathan Hickman, Tini Howard, Benjamin Percy, Zeb Wells i Gerry Duggan. Rysunki wykonali tacy artyści jak Leinil Francis Yu, Pepe Larraz, Viktor Bogdanović, Rod Reis, Phil Noto oraz inni. Ta różnorodność twórców i rysowników nadaje komiksowi niezwykłego charakteru i różnorodności artystycznej. Z pewnością było to nie lada wyzwanie dla artystów, a jednocześnie żaden z nich nie mógł postawić na własny, oryginalny koncept.
Z pewnością atutem komiksu „X mieczy” jest jego epickość i skala. Dzieło wciąga czytelników w skomplikowany świat mutantów, w którym magia i technologia współistnieją, tworząc fascynujący krajobraz narracyjny. Twórcy zgrabnie splatają ze sobą różnorodne wątki, postacie i tła, tworząc złożoną, ale spójną historię, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. X-Men od zawsze byli znani z bogato rozwiniętych charakterów, a „X mieczy” nie jest wyjątkiem. Postacie takie jak Wolverine, Storm, Cable, czy Cyclops, są pokazane w nowych, często zaskakujących rolach, które dodają im świeżości. Relacje między mutantami są pełne napięcia i emocji, co sprawia, że czytelnik z łatwością angażuje się w ich losy.
Rysunki w „X mieczy” są po prostu oszałamiające. Każdy z artystów wnosi coś unikalnego do stołu, tworząc różnorodne, ale harmonijne obrazy, które doskonale oddają atmosferę i ton opowieści. Sceny walk są dynamiczne i pełne energii, a momenty ciszy i refleksji są równie dobrze uchwycone, dodając głębi i kontekstu.
Jednym z najciekawszych aspektów „X mieczy” jest wprowadzenie elementów mitologii i magii. Turniej zorganizowany przez władczynię Innego Świata, jego uczestnicy i zasady, to nie tylko okazja do pokazania efektownych scen walki, ale także do zgłębienia bogatej mitologii tego uniwersum. Magiczne artefakty, prastare bóstwa i demony tworzą tło, które jest równie istotne, co same postacie i ich działania.
Niestety komiks nie jest pozbawiony wad. Fabuła jest tak rozbudowana, że aż przytłacza, a mnogość artystów spowodowała pewien nieodzowny chaos, który wdarł się nieubłaganie na strony historii. Ilość postaci i wątków, choć imponująca, może być trudna do śledzenia dla czytelników, którzy nie są dobrze zaznajomieni z wcześniejszymi wydarzeniami w uniwersum X-Men. Ponadto, niektóre momenty w komiksie wydają się przerysowane i mało realistyczne, nawet jak na standardy Marvela. Czy można było tego uniknąć? Niestety w tym przypadku nie sądzę.
Pierwszy tom serii „X-Men: X mieczy” to monumentalne dzieło, które z pewnością przyciągnie uwagę zarówno wiernych fanów, jak i nowych czytelników. Komiks oferuje mieszankę epickiej akcji, bogatych charakterów i fascynującej mitologii, tworząc ekscytującą historię. Mimo pewnych wad i złożoności, jest to pozycja, która zasługuje na uwagę i pochwały. Jeśli szukasz komiksu, który dostarczy Ci nie tylko rozrywki, ale także skłoni do refleksji i da możliwość podziwiania prac różnych rysowników, „X mieczy” jest doskonałym wyborem. Chętnie przeczytam kolejny tom serii.
Historia science fiction
Literatura fantastyczno-naukowa jest pełna klasyków, ale i nowatorskich, współczesnych Space Oper czy nawet dystopii. Niesie ze sobą wiele trudnych pojęć, oraz takich zupełnie prostych, które jednak potrafią mieć zadziwiającą genealogię. „Science fiction. Historia w komiksie” to bogate kompendium wiedzy o historii nurtu Science Fiction, ukazujących się w tym gatunku tytułach i dotyczących go ciekawostkach.
Co znajdziemy w albumie?
„Science fiction. Historia w komiksie” to ambitne przedsięwzięcie mające na celu przedstawienie rozwoju jednego z najbardziej fascynujących gatunków literackich – science fiction – od jego początków aż po współczesność. Za scenariusz odpowiedzialny jest Xavier Dollo, historyk z zamiłowaniem do SF, a za rysunki – Djibril Morissette-Phan, którego talent jest już znany czytelnikom z prac nad „All-New Wolverine”, „X-Men: Gold”, czy „Star-Lord”. To właśnie ich współpraca daje czytelnikom szansę na zrozumienie, jak rozwinął się gatunek, który dziś jest wszechobecny nie tylko w literaturze, ale i w filmach, grach czy nawet naszym codziennym życiu.
Komiks próbuje odpowiedzieć na pytania o początki terminu „science fiction”, genezę słowa „robot”, a także przedstawia sylwetki wielkich autorów gatunku oraz ich kluczowe dzieła. Tym, co wyróżnia komiks spośród innych publikacji na temat SF, jest jego przystępna i atrakcyjna forma graficzna, która może przemówić do szerokiego grona odbiorców, zarówno do zapalonych miłośników SF, jak i osób dopiero rozpoczynających swoją przygodę z gatunkiem.
Moja opinia i przemyślenia
Komiks ma twardą oprawę i eleganckie wydanie. Został wydrukowany na dobrej jakości papierze. Ogółem bardzo mi się podoba, ale odrobinę zabolało mnie lakoniczne podejście do tematu, które od czasu do czasu pojawia się na łamach publikacji. Mimo to, „Science fiction. Historia w komiksie” stanowi solidne kompendium wiedzy i oferuje chronologiczne ułożenie rozwoju science fiction od jego pulpowych początków do dzisiejszej, złożonej formy. Jedną z największych zalet wydania jest jego zdolność do przedstawienia historii SF w sposób zrozumiały i angażujący. Rysunki Morissette-Phana są zachwycające, a lista ważnych dla SF tytułów i autorów jest naprawdę imponująca. W komiksie znajdziemy również omówienie rozwoju SF w Polsce, co jest miłym dodatkiem dla polskich czytelników. Myślę, że szczególnie dla laików komiks będzie stanowił wartościowe źródło informacji o tym fascynującym gatunku.
Podsumowanie
„Science fiction. Historia w komiksie” z pewnością jest ambitnym projektem, który z sukcesem przedstawia ewolucję gatunku science fiction w przystępnej i estetycznie atrakcyjnej formie. Mimo pewnych ograniczeń w głębi analizy, jest to pozycja godna polecenia zarówno dla nowicjuszy, jak i starych wyjadaczy SF, poszukujących przewodnika po kluczowych momentach i dziełach, które ukształtowały ten gatunek (lub po prostu elegancko ułożonego przypomnienia o ich istnieniu). Warto też dodać, że obszerny tekst poświęcony rozwojowi SF w Polsce jest autorstwa Tomasza Kołodziejczaka, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Album serdecznie polecam — zdecydowanie warto po niego sięgnąć!
Świt X. Wolverine
Trudno nie lubić X-menów. Moim zdaniem to najlepsze postacie ze świata Marvela, doskonale przemyślane i mimo fantastycznych założeń stworzone tak, by móc bez trudu nawiązywać do naszej zwykłej rzeczywistości. Natomiast jedną z najbardziej znanych ikon jest tutaj oczywiście Wolverine. „Świt X. Wolverine” to tytuł, który na tle innych komiksów wyróżnia się dzięki swojemu głównemu bohaterowi, ale również za sprawą intrygującej fabuły oraz wyjątkowego wykonania artystycznego.
O czym jest komiks?
Album „Świt X. Wolverine” wpisuje się w szerszy kontekst serii „Świt X”, kontynuując wątki zapoczątkowane przez Jonathana Hickmana w „Ród X/Potęgi X”. W centrum opowieści znajduje się Logan, czyli Wolverine, postać znana z komiksów Marvela jako mutant posiadający zdolność szybkiej regeneracji i adamantium zespolone z jego szkieletem. Historia ukazuje nowy rozdział w życiu Logana, który na wyspie Krakoa, azylu dla mutantów, ma szansę na szczęście. Niestety, spokój bohatera zostaje zakłócony przez nieznanego wroga, który przerabia kwiaty z Krakoi na narkotyki, niszcząc tym samym reputację mutantów. Wolverine staje przed zadaniem powstrzymania przeciwnika i odkrycia, dlaczego ktoś w Paryżu pragnie jego krwi.
Moja opinia i przemyślenia
„Świt X. Wolverine” to dzieło, które w pierwszej kolejności przyciąga uwagą dzięki doskonałej pracy artystycznej. Rysunki autorstwa Viktora Bogdanovicia i Adama Kuberta są wizualnie zachwycające, jak i również doskonale oddają dynamikę i emocje towarzyszące fabule. Kolorystyka dodaje głębi i klimatu, czyniąc każdą stronę swoistym dziełem sztuki.
Fabularnie, komiks oferuje solidną historię z Wolverine'em w roli głównej, który nie tylko musi zmierzyć się z zewnętrznym zagrożeniem, ale również zmaga się z własną przeszłością i dylematami. Benjamin Percy, scenarzysta albumu, dostarcza historię pełną akcji, która mimo pewnej schematyczności, trzyma w napięciu i potrafi zaciekawić czytelnika. Choć przyznam, że komiks jest raczej dla młodszych czytelników, których nie będzie irytowała pewna przewidywalność fabuły.
Sądzę, że warto również docenić, jak „Świt X. Wolverine” wpisuje się w szerszy kontekst uniwersum X-Men, oferując czytelnikom zarówno samodzielną historię, jak i element większej mozaiki. Jest to inteligentne posunięcie, które pozwala na głębsze zrozumienie motywacji postaci i złożoności świata mutantów.
Podsumowanie
„Świt X. Wolverine” to komiks, który mimo swojej nieuniknionej przewidywalności, stanowi wartościową lekturę dla fanów gatunku. Przemyślana fabuła, wyraziste postacie oraz przede wszystkim wybitne wykonanie artystyczne sprawiają, że album jest warty uwagi. Choć nie przynosi rewolucji to z pewnością jest pozycją, która dostarcza solidnej dawki rozrywki, szczególnie młodszym czytelnikom. Dla wielbicieli Wolverine'a, jak i całego uniwersum X-Men, „Świt X. Wolverine” będzie satysfakcjonującym dodatkiem do kolekcji, oferującym kolejny wgląd w życie jednego z najbardziej ikonicznych bohaterów Marvela.
Król w czerni
Mroczny bóg Knull wraz z hordą smoczych symbiontów zstępuje na Ziemię, dając bohaterom, a przede wszystkim Venomowi, powód do niepokoju. Venom, znający zdolności tych przerażających stworzeń, wspierany przez najpotężniejszych ziemskich bohaterów, stawia czoła wszechmocnemu bogu pustki i jego straszliwym sługom. Chociaż starcie to może go kosztować więcej, niż jest gotów zapłacić, Venom jest zdecydowany obalić Króla w czerni i ocalić swojego syna.
Album zawiera zeszyty #1–5 miniserii „King in Black” oraz #31–35 serii „Venom”, oferując czytelnikom pełną historię epickiej bitwy.
Komiks przedstawia wielki finał opowieści o Venomie, przez cały czas utrzymanej w klimacie horroru i thrillera psychologicznego. Ten klimat, w połączeniu z umiejętnościami Donny’ego Catesa, znanego z serii „Doktor Strange” czy „Thanos”, tworzy niezapomnianą atmosferę. Rysunki stworzone przez Ibana Coello („Deadpool & the Mercs for Money”) i Ryana Stegmana („The Superior Spider-Man”, „Wolverine: Trzy miesiące do śmierci”) dodają głębi i intensywności przedstawionej mrocznej opowieści. To wydanie, w którym łączą się klasyczne elementy horroru z nowoczesnym podejściem do mitologii symbiontów. Donny Cates wykorzystuje tę okazję, aby na nowo zdefiniować symbionty, domknąć wszystkie wątki i dodać coś od siebie do ich mitologii. W rezultacie, „Król w Czerni” staje się nie tylko fascynującym rozszerzeniem uniwersum Marvela, ale także głęboko osobistą opowieścią o poświęceniu, stracie i odwadze.
Mroczna, symbiotyczna postać Knulla, który zamierza zniszczyć Ziemię, stanowi główny punkt opowieści. Venom, który wybrał ratowanie syna zamiast świata, teraz staje przed trudnym wyborem. Konfrontacja z Knull'em i jego smoczymi symbiontami jest sercem całej opowieści, a rozmach wydarzeń, rozciągających się na całe uniwersum Marvela, jest imponujący.
„Król w Czerni” to komiks, w którym akcja idzie w parze z klimatem horroru. Pojawiają się tu też elementy thrillera psychologicznego. Znajdziemy tu ponure, depresyjne momenty, ale także ciekawe spojrzenie na postacie, które łączy nonszalancja typowa dla Donny'ego Catesa. Ilustracje w komiksie są zgrabne, realistyczne, a jednocześnie lekkie i typowo kreskówkowe, co dodaje komiksowi charakteru.
Nie można zapomnieć o znaczeniu tego komiksu dla fanów Venom’a i Spider-Man’a, a także dla całego uniwersum Marvela. „Król w Czerni” jest epickim wydarzeniem, które ma swoje korzenie w serii „Venom” i rozciąga się na inne serie, wpływając na cały świat Marvela. Jego rozmach, przeplatane wątki i wpływ na postacie sprawiają, że jest to godny polecenia komiks, zarówno dla wiernych fanów, jak i dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z komiksami Marvela.
Wydawnictwo Egmont na 33. Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi
Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier to największa tego typu impreza w Polsce oraz Europie Środkowo-Wschodniej. Tegoroczna edycja odbędzie się w dniach 24-25 września br. w łódzkiej Atlas Arenie. Główni organizatorzy MFKiG: EC1 Łódź – Miasto Kultury oraz Stowarzyszenie Twórców „Contur” przygotowali bogaty program spotkań, prelekcji, paneli dyskusyjnych i warsztatów, a także strefy: targową, gier, cosplay, Star Wars i Manga Corner oraz dwie wystawy.
Wojna światów
Wyobraźcie sobie komiks, w którym udział biorą wszyscy Wasi ulubieni bohaterowie z uniwersum Marvela. Pojawia się w nim Thor, Spider-Man, Daredevil, Punisher, Ghost Rider, Blade, Czarna Pantera, Wolverine i wielu, wielu innych. Taką właśnie wybuchową mieszankę otrzymują czytelnicy tytułu „Wojna światów”, który stanowi punkt kulminacyjny wielkiej sagi o Thorze autorstwa Jasona Aarona.
Zarys fabuły
Czarnoksiężnik Malekith krok po kroku podbija kolejne światy. Gdy jednak do podbicia zostaje mu już tylko Ziemia, okazuje się, że sprawa nie będzie wcale taka łatwa. Nawet pomimo tego, że udało mu się unieszkodliwić Thora, wysyłając go do krainy Lodowych Gigantów. Jak poradzą sobie pozostali bohaterowie i czy uda im się ocalić naszą planetę? Kto jeszcze weźmie udział w starciu?
Moja opinia i przemyślenia
W komiksach Marvela jak zawsze trudno się połapać. Mimo że „Wojna światów” wydaje się osobnym tomem, to by zrozumieć przebieg historii, należy przeczytać wcześniej wydane zeszyty „Thor. Preludium wojny światów”. Wszystkie wydarzenia jednak oczywiście dążą do jednego, kulminacyjnego punktu, w którym do czarnego charakteru dociera, że co, jak co, ale Ziemi atakować się zwyczajnie nie opłaca.
Tym razem komiks wydany został w miękkiej oprawie i zeszytowym formacie. W środku jednak wydrukowany jest na dobrej jakości papierze i oczywiście w pełnym kolorze. Wyobrażenia na temat postaci Russella Dautermana nieco odbiegają od moich ulubionych wizerunków, są jednak dynamiczne, szczegółowe i starannie dopracowane.
„Wojna światów” to komiks idealny dla czytelników, którzy uwielbiają sceny ogromnych batalii. Pojawiają się w nim różnego rodzaju walki, zarówno te toczone siłą, jak i pojedynki na inteligencję. Bohaterowie krok po kroku dążą do osiągnięcia kolejnych, wyznaczanych sobie celów, by ostatecznie odeprzeć wrogą armię.
Podsumowanie
„Wojna światów” opowiada ciekawą, niezwykle dynamiczną historię z całą masą militarnych potyczek. Mimo że to kontynuacja przygód Thora, to w komiksie można spotkać niemalże wszystkich znanych bohaterów z uniwersum Marvela. Myślę, że miłośnicy takich batalii komiksem będą zachwyceni. Tym razem jego twórcy unikają większych przemyśleń i skupiają się wyłącznie na wojennej fabule.
Ps. Nie macie pojęcia, co straciliście, jeśli nie widzieliście jeszcze Odyna w stworzonym przez Ironman’a pancerzu.
Wojna światów - komiksowe wydarzenie w świecie Marvela
„Wojna światów" to koronne wydarzenie Marvela w tegorocznych komiksach wydawanych w Polsce. Najważniejszą częścią opowieści jest album pod takim właśnie tytułem – „Wojna światów" (org. „War of the Realms"), którego premierę wydawnictwo Egmont zaplanowało na 1 czerwca br. Jednak by w pełni docenić całość „Wojny światów", warto przeczytać również komiksy, które prowadzą do tego wydarzenia, oraz te, które się do niego odwołują.