kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Uniwersum DC

poniedziałek, 31 grudzień 2012 14:10

Królestwa Nashiry. Marzenie Thalithy

Z twórczością Licii Troisi miałam przyjemność zapoznać się w zeszłym roku dzięki trylogii pod tytułem „Legendy Świata Wynurzonego", która niesamowicie przypadła mi do gustu z powodu lekkiego stylu pisarki oraz wspaniałej wyobraźni i pomysłowości. Kiedy na rynku pojawiła się najnowsza powieść Włoszki postanowiłam za wszelką cenę ją przeczytać, a jak się czegoś bardzo mocno pragnie, to się to dostaje. Wcześniej czy później. Tak samo było z pierwszym tomem najnowszej trylogii Troisi pod tytułem „Królestwa Nashiry". Kiedy już wyciągnęłam książkę z pieczołowicie oklejonej koperty przez głowę przemknęła mi przykra myśl, że „Marzenie Talithy" może być niewypałem. Sama nie wiem, skąd się to wzięło, ale mimo chęci przeczytania prześlicznie wydanej powieści odłożyłam ją na bok i zabrałam się za przygotowanie materiału do prezentacji mojego tematu pracy magisterskiej, a potem przyszła okropna niechęć do czytania czegokolwiek i książka zaczęła kurzyć się na jednej z półek mojej biblioteczki. Kilka dni przed świętami dopadło mnie paskudne przeziębienie i chcąc poprawić sobie humor oraz przeżyć jakąś przygodę podszytą klasyczną fantasty sięgnęłam po „Marzenie Talithy".

Główną bohaterką najnowszej powieści Troisi jest rudowłosa, siedemnastoletnia Talitha, córka niezwykle okrutnego i bezwzględnego hrabiego Megassy, władcy Krainy Lata. Dziewczyna ma duszę wojowniczki i szkoli się na gwardzistkę pod opieką Roye'a – mistrza Gwardii w Messe, mieście, w którym mieszka Talitha. Najbliższym przyjacielem nastolatki jest uroczy, zielonowłosy Saiph – jej osobisty niewolnik, którego wcale nie traktuje jak swojego sługi. Spokojne, wypełnione ukochanymi przez dziewczynę treningami życie zmienia się, gdy Lebitha, siostra głównej bohaterki, zakonnica i pretendentka do roli Małej Matki klasztoru poważnie podupada na zdrowiu. Ojciec dziewcząt żądny władzy wysyła swoją zbuntowaną latorośl do zakonu. Nowy dom Talithy i Saipha nie ma nic wspólnego z miastem w Krainie Lata, w którym oboje się wychowali. W zakonie panują brutalne, nieludzkie reguły i dotkliwe kary zahaczające o bestialstwo w czystej postaci. Dziewczyna, w której drzemie duch wojownika nie jest w stanie znieść atmosfery ponurego zakonu, zakazów, nakazów oraz kar i po kilku dniach pobytu postanawia uciec z tego przeklętego miejsca razem ze swoim przyjacielem. Niestety, ucieczka z więzienia strzeżonego przez śmiertelnie niebezpieczne kombatantki – zakonnice-wojowniczki wcale nie będzie łatwa.

Powiem szczerze, początek „Marzenia Talithy" boleśnie mnie rozczarował, a pierwsze rozdziały rozłożyły mnie na łopatki sączącą się z nich nudą. Zmęczona brakiem jakiejkolwiek akcji odłożyłam powieść na stolik i wróciłam do niej dopiero po kilku dniach z silnym postanowieniem, że przeczytam ją do końca, nawet, jeśli miałaby być niemiłosiernie nudna. Po mordędze, którą zafundowały mi pierwsze rozdziały w końcu dotarłam do akcji właściwej, która wciągnęła mnie bez reszty. Przypominało to kolejkę górską: najpierw długi podjazd w górę, a potem gwałtowna jazda w dół z głośnym, niekontrolowanym piskiem. Z wypiekami na policzkach chłonęłam kolejne strony, rozdziały i części „Marzenia Talithy" totalnie zaskoczona kreatywnością i pomysłowością młodej pisarki. Swoją drogą dziewczyna jest niesamowita – napisać tyle powieści i jeszcze mieć nowe niebanalne pomysły? Szacun.

Troisi stworzyła kolejny fantastyczny, niebezpieczny, tajemniczy i interesujący świat dopracowany w najmniejszym nawet szczególe. Mamy tutaj intrygujących mieszkańców Nashiry – Talarytów (dominująca rasa w Nashirze) i Femtytów (niższa, podporządkowana Talarytom rasa, która nie odczuwa fizycznego bólu), cztery Królestwa, bardzo szczegółowo opisaną religię wyznawaną przez jedną z ras i precyzyjnie przedstawioną hierarchię panującą w klasztorach, a wszystko opisane przyjemnym, lekkim stylem, którzy czytelnicy mogli poznać podczas lektury poprzednich powieści Troisi.

„Marzenie Talithy" to, jak już wspomniałam, klasyczna powieść fantasy, więc panuje tutaj utarty, znany wszystkim schemat, który często stosuje sama pisarka: młodziutka, zbuntowana i mężna wojowniczka w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela przeciwstawia się rozkwitającemu czernią i brutalnością złu. Nuda i banał? Może, jednak autorka ten utarty schemat zaklęła w niesamowicie wciągającą, porywającą, pełną emocji i przygód powieść, która sprawi, że czytelnik na chwilkę straci dech w piersi, jego serce zerwie się do galopu, a rzeczywistość przestanie być istotna.

Co z tytułową bohaterką?

Talitha to prześliczna, młoda, nieco porywcza i niezwykle charakterna osóbka z duszą wojownika. Jej największym marzeniem jest służenie w Gwardii, nic więc dziwnego, że w zakonie nie ma łatwego życia: upokarzające kary to nic w porównaniu do intryg tkanych przez Grele – kandydatce do roli Małej Matki klasztoru i córki króla Królestwa Jesień. Na szczęście młodą hrabiankę na duchu podtrzymuje zielonowłosy Saiph, który skradł moje serce delikatnością i oddaniem względem swojej właścicielki, nauczycielka magii Pelei i nowicjuszka Kora, która stała się przyjaciółką Talithy. Sama Talitha jest nieco irytująca. Fajnie, że jest to buntowniczka z charakterem, jednak jej ośli upór, który niejednokrotnie sprawiał dziewczynie i jej niewolnikowi kłopoty jest po prostu nie do zniesienia. Dziewczyna jest niecierpliwa i pała taką nienawiścią do zakonnic, które ukrywają przed ludem zbliżający się koniec świata (swoją drogą, Troisi, która z wykształcenia jest astrofizykiem wykorzystała swoją wiedzę i 'wrzuciła" do swojej powieści motyw o dwóch słońcach, które zagrażają Nashirze), że czasami przestaje myśleć logicznie przez co cierpi jej przyjaciel, ale mimo to nie da się jej nie polubić.

Czarne charaktery, które czytelnik spotka podczas przygody w świecie stworzonym przez pisarkę wzbudzą w nim przeróżne emocje zaczynając od złości, a na czystej nienawiści kończąc. Sama momentami miałam ochotę zrobić krzywdę pannie Grele, która swoim zachowaniem doprowadzała mnie do furii.

Co jeszcze mogę powiedzieć?

„Marzenie Talithy" zostało bardzo pięknie wydaje. Baśniowa okładka niesamowicie zachęca do sięgnięcia po najnowszą powieść Troisi, jednak niech jej urok was nie zwiedzie – nie znajdziecie tam magii w postaci barwnego, migoczącego pyłu. W świecie Talithy magia jest śmiertelną bronią, a także praktycznym narzędziem na przykład do otwierania zamkniętych na głucho drzwi. Poza prześliczną okładką czytelnik w pierwszym tomie przygód młodej wojowniczki znajdzie niezwykle czytelną mapkę Talarii (zresztą we wszystkich książkach Troisi pojawiają się mapki magicznego uniwersum) oraz spis imion i nazw, który pomoże mu odnaleźć się w świecie Talithy i Saipha.

Podsumowując, „Marzenie Talithy" jest historią zbudowaną na klasycznym schemacie, na którym opierają się powieści fantasy, pełną wartkiej akcji, która wynagradza nudnawy początek i ciekawych, budzących w czytelniku skrajne emocje, bohaterów. Samo uniwersum jest dopracowane w najmniejszym szczególe, a pomysłowość autorki powala czytelnika na kolana. Z ręką na sercu przyznaję, że sama jestem zachwycona najnowszą książką Włoszki i z niecierpliwością czekam na drugi tom „Królestw Nashiry".

Dział: Książki
niedziela, 17 lipiec 2016 13:18

"Warcraft: Durotan"

Gry komputerowe nie są mi obce, od najmłodszych lat zagłębiałam się w świat przedstawiony w seriach „Tomb Raider” czy „Resident Evil”, tak jednak jakoś wyszło, że nigdy nie było mi dane zagłębić się uniwersum "Warcraft". Zgodnie jednak z porzekadłem, że nigdy nie jest za późno, postanowiłam rozpocząć swoje obcowanie z tą serią od filmu „Warcraft: Początek”, następnie od książkowego prequelu tej produkcji „Warcraft: Durotan”. Dlatego już na wstępie uprzedzam, że moja recenzja będzie recenzją osoby, która dopiero w ten świat wchodzi.

Od zamierzchłych lat Klan Mroźnych Wilków zamieszkiwał tereny Nagrandu w Draenorze. Kraina była bogata w zwierzynę łowną, a orki żyły w spokoju prowadząc swoje życie. Rodziły się i umierały pod czujnym okiem Duchów Żywiołów. Spokojne czasy odchodzą jednak w zapomnienie. Czas przemian związany jest z pojawieniem się tajemniczego orczego szamana Gul’Dana o przedziwnym zielonym ubarwieniu. To on oświadcza, że Draenor umiera, a wilczy klan ocalić może jedynie przyłączenie się do jego Hordy. Obiecuje on przy tym poprowadzić swoich podopiecznych do krainy pełnej dobrobytu. Dowodzony przez Garada, klan odmawia, jednak przystąpienia do tego sojuszu. Od tego czasu w świecie bohaterów dzieje się coraz gorzej. Garad ginie w dziwnych okolicznościach, a rządy przejmuje jego syn Durotan. Młodemu wodzowi przyjdzie podjąć szereg niełatwych decyzji w bodaj najtrudniejszej epoce w dziejach jego Klanu.

Tytułowy Durotan, główna postać tej powieści, to stosunkowo młody ork. Nie brak mu jednak cech, których mógłby mu pozazdrościć niejeden wódz. Jest odważny, roztropny, a przy tym zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest wysłuchanie członków społeczności, którym przewodzi. Pomimo faktu, iż postaci przypisano w zasadzie wyłącznie pozytywne cechy, nie odczuwamy przesycenia. Młody bohater budzi naszą sympatię, podobnie, jak towarzyszące mu postaci, które często służą mu radą i wsparciem. Kibicujemy w zasadzie całemu Klanowi Mroźnych Wilków, który pełen jest ciekawych postaci.

Orczy świat poznajemy dość dobrze, wraz z jego tradycjami, choć w dobie ich powolnego upadku. Dla tych, którzy oglądali film zakończenie „Warcraft: Durotan” jest niejako jasne od początku, interesuje nas jednak w jaki sposób do tego dojdzie. Zwroty akcji, które nie oszczędzają wojowniczych orków również są nietuzinkowe. Wszystko to nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, kto jest autorką powieści, czyli Christie Golden. Pisarkę kojarzyłam z jej wcześniejszej publikacji "StarcCraft II: Diabelski dług", o której mam zdanie więcej niż dobre. Książka zaoferowała mi wciągającą akcję i ciekawą fabułę. To również jeden z powodów, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po „Warcraft: Durotan”. Obie książki znacząco różnią się od siebie w wielu aspektach, jednak to co je łączy, to dobra zabawa podczas zagłębiania się w oba światy.

Nie będę wypowiadała się o książce z perspektywy gracza, ponieważ, jak wcześniej wspomniałam nie mam zbyt wielkiego o niej pojęcia. Przyznaję, że pierwsze strony książki nie nastawiły mnie do niej szczególnie pozytywnie. Lektura nieco mi się dłużyła, jednak im bliżej połowy, tym szybsza akcja i tym trudniej było oderwać się od lektury, a liczy ona w sumie nieco ponad 300 stron. Zaprezentowany przez Golden świat, powinien przypaść do gustu osobom, które dopiero wchodzą w świat "Warcraft" lub szukają niezobowiązującej lektury podczas przemierzania wakacyjnych szlaków. Dla graczy książka będzie zapewne ciekawostką uzupełniającą bogaty świat stworzony przez Blizzard, po którą warto sięgnąć. 

Dział: Książki
poniedziałek, 11 lipiec 2016 14:00

Bohater wieków

Istnieją teksty kultury, które nie mieszczą się w żadnych ramach oceny. To te, po których zapoznaniu – nieważne, czy jest to książka, film, serial, obraz, fotografia, etc. – potrafi się zmienić cały nasz światopogląd, które przenoszą nas do innej rzeczywistości, do takiej, w której chcielibyśmy żyć albo do takiej, która nas uwodzi swoją kreacją. To te, które wzbudzają w nas tyle emocji, co wydarzenia, które rozgrywają się naprawdę w naszym życiu. Bez wątpienia trylogia o Ostatnim Imperium Brandona Sandersona zalicza się dla mnie właśnie do tych dzieł – poza skalą, poza oceną, będąca wręcz definicją perfekcji.

„Studnia Wstąpienia” kończy się w momencie, w którym Vin i Elend docierają do tytułowego miejsca. Niestety, właśnie w tym miejscu wydarzają się rzeczy, których przewidzieć nie mógł żaden z bohaterów. Vin uwolniła moc zwaną Zniszczeniem, która teraz stara się doprowadzić do zagłady całego świata. Wraz z powrotem zabójczej formy wszechobecnych mgieł pojawiają się także potężne opady popiołów i coraz potężniejsze trzęsienia ziemi. Świat chyli się ku upadkowi odkąd zabito Ostatniego Imperatora. Czy Vin, Elendowi i reszcie ich zespołu uda się powstrzymać Zniszczenie? Czy uda im się uratować świat i sprawić, że będzie kolorowy jak dawniej, a mroczne czasy odejdą w niepamięć? Jaka może być cena tego ratunku? Czy uda im się uratować samych siebie?

Recenzja „Bohatera wieków” stanie się niejako także podsuwaniem całej trylogii. Ciężko jest uniknąć spoilerów, gdy opisuje się już trzeci tom, jednak postaram się, aby nie obciążyć Was nimi zbyt mocno. W ostatniej części trylogii Sanderson postanawia zakończyć wszystkie wątki, rozwiać wszelkie wątpliwości i dopowiedzieć to, co nie zostało wcześniej dopowiedziane. Wszystko układa się w klarowną, logiczną całość. Zaskakuje, w jak perfekcyjny i idealny sposób autor połączył wszystkie elementy układanki. Widać, że Sanderson od napisania pierwszego zdania trylogii wiedział, jak cała historia się zakończy, jak ją poprowadzi i jak rozłoży jej akcenty. To bardzo przemyślana historia oraz konstrukcja fabularna, w której nie sposób znaleźć żadnej luki.

Świat Ostatniego Imperium to świat bardzo ponury, przerażający, w którym nadal brak jedności oraz zaufania. Jednak świeci się w nim niewielkie światełko nadziei, dzięki zdeterminowanym, dobrym bohaterom, którzy są w stanie poświęcić własne dobro na rzecz większej szczęśliwości. W ostatnim tomie pojawiają się również nowe postacie, lecz więcej miejsca i czasu zyskują także ci, którzy nie mieli jeszcze swoich pięciu minut w pierwszych dwóch tomach.

Oprócz tego, że Sanderson zdobywa się na wyjaśnienia dotyczące funkcjonowania poszczególnych elementów świata przedstawionego oraz ich genezy, to pojawia się jeszcze nowa zdolność, o której wcześniej nikt nie wspomina – hemalurgia, czyli najbardziej brutalny rodzaj magii polegający na przejmowaniu czyjejś mocy przez śmierć. Pojawiają się także Zniszczenie i Zachowanie, czyli dwie przeciwstawne sobie siły. Pierwsza z nich podkręca dodatkowo tempo akcji za sprawą tworzonych przez siebie pułapek zastawianych na bohaterów.

Zakończenie powieści dosłownie wbija w fotel. Wierzcie mi, takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam w najśmielszych snach. Ostatnie strony to prawdziwa huśtawka emocji, w trakcie której trudno nie wybuchnąć płaczem. Przy czym „Bohater wieków” to najbardziej dynamiczna część trylogii, obfitująca w jeszcze większą ilość akcji, które wzmaga nieobliczalność Zniszczenia i powolne umieranie świata przedstawionego.

Sanderson niebywale umiejętnie operuje językiem. To, jak znakomicie stworzył całe uniwersum oraz wymyślił nazwy wszystkich magicznych umiejętności można porównać z twórczością najważniejszych kreatorów gatunku fantasy. Całą trylogię czyta się niezwykle płynnie, ponieważ jednocześnie obfituje w spore ilości dialogów, jak i momenty opisów służą dokładnemu opisowi stoczonych walk czy działań podejmowanych przez bohaterów.

„Bohater wieków” to idealne zakończenie trylogii o Ostatnim Imperium. Dla mnie to seria, która jest po prostu majstersztykiem w każdym calu. Aż szkoda, że to tylko trylogia z bohaterami, których zdążyliśmy pokochać. Całe szczęście, że w tym uniwersum Sanderson postanowił osadzić jeszcze kilka historii. A nóż jeszcze dowiemy się czegoś nowego o przeszłości tych bohaterów, których spotkać już nie będziemy mogli.

Dział: Książki

SQN Imaginatio wypuściło darmowego e-booka z opowiadaniem Piotra Patykiewicza, pt. Parch. Tekst można pobrać już w tym momencie na platformie Virtualo.pl, ale wkrótce będzie ogólnodostępny. Parch to osobna historia osadzona w spustoszonym tajemniczym Upadkiem świecie znanym z kart powieści „Dopóki nie zgasną gwiazdy" wydanej przez SQN w zeszłym roku.

Dział: Książki
poniedziałek, 20 czerwiec 2016 14:23

Heaven. Miasto elfów

Chociaż nie jestem zwolennikiem gwarnych metropolii, to miasto ma w sobie coś tajemniczego, co zniewala. Urban fantasy od dawna budzi we mnie nie małe zainteresowanie, szczerze lubię ten gatunek literatury chyba właśnie poprzez fakt, iż opisy akcji są niezwykle dokładne, a budowane uniwersum skrupulatnie tworzone jest na miarę tego rzeczywistego, jednak ze sporą domieszka magii. Heaven. Miasto elfów to urban fantasy pełną parą, i chociaż przeznaczone raczej dla młodszego czytelnika, potrafi przynieść mnóstwo frajdy także dorosłemu!

Christoph Marzi (1970), pisarz niemiecki, studiował ekonomię na Uniwersytecie w Mainz. Zaczął pisać jako nastolatek. Debiutował w 2004 roku wspaniałą powieścią Lycidias, która odniosła zaskakujący sukces i od razu zapewniła mu miejsce w gronie autorów fantasy. W roku 2005 został laureatem Deutsche Phantastik-Preis. Mieszka z żoną Tamarą i trzema córkami w Saarsbrucken.

Osiemnastoletni David, chociaż zamieszkujący olbrzymi i hałaśliwy Londyn, w głębi serca pragnie ciszy i wolności. Właśnie to przynoszą mu nocne wędrówki po dachach śpiących kamienic i budynków. Stanowią one zarówno jego hobby jak i drugi dom, w którym spędza naprawdę mnóstwo czasu. Nocne śledzenie nieba pomaga mu zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. Pewnego razu na jednym z dachów znajduję leżącą dziewczyna. Ta zniewala go praktycznie od pierwszego wejrzenia swoją tajemniczością i specyficzną urodą. Okazuje się jednak, że nieznajoma dziewczyna o pięknym imieniu Heaven ma olbrzymi problem. Twierdzi, że w nocy ktoś wyciął jej serce... Z początku sceptycznie nastawiony do tego faktu David, z czasem zaczyna wierzyć Heaven, a wizyta u lekarza nieoczekiwanie rozwiewa wszelkie wątpliwości chłopaka. Postanawia pomóc obcej znajomej, mimo, że na ich drodze wyskakują nagle niebezpieczne przeszkody.

Muszę przyznać, że powieść Christopha Marzi nieco mnie zaskoczyła. Z jednej strony książka widnieje jako dzieło przeznaczone dla młodszego czytelnika. Mamy tutaj raczej prostą fabułę; tajemnicza nieznajoma, wielki sekret skrywający się za niespotykaną urodą bohaterki, rodzące się powoli uczucie między nastolatkami... W dodatku postacie występujące na kartach lektury są wykreowani troszeczkę na wyrost. Niby zagubione małolaty, a jednak z dziwną, dorosłą mentalnością.  Z drugiej strony jednak, powieść skonstruowana jest w sposób bardzo baśniowy, smutny (żeby nie powiedzieć nawet depresyjny) ale zarazem wyrazisty. Styl pisarski autora zasługuje na olbrzymie słowa uznania, Miasto Elfów napisane jest prosto i przejrzyście, jednak dobór słów i budowanie baśniowego klimatu wychodzi Marzi znakomicie i w tym wypadku sprawdza się na szóstkę! To bardzo umiejętne połączenie prostej historii przedstawionej w sposób istnie fantastyczny.

Podsumowując powiem, że dzieło na pewno jest warte przeczytania. Tak jak już wspomniałem wyżej, zdecydowanie mogę polecić je nie tylko tej młodej części czytelników. Autor włożył w książkę naprawdę dużo pracy, co zresztą udowadnia nie tylko wszechobecnym klimatem tajemniczości, lecz także licznymi opisami Londynu, które bardzo oddanie pokazują istotę miasta. Poza tym lektura to rozrywka na maksymalnie dwa wieczory... tak, właśnie wieczory, bo moim zdaniem ta pora najbardziej sprzyja fabule i właśnie wtedy czerpie się z czytania prawdziwą frajdę!

Dział: Książki

Poprzez Wieki: Droga do Szaleństwa to kontynuacja wielokrotnie nagradzanej gry Poprzez Wieki. Osadzona w uniwersum stworzonym przez H.P. Lovecrafta gra stawia przed graczami nowe wzywanie. Wybór kart z nowymi, potężnymi zdolnościami obciążony jest teraz olbrzymim ryzykiem. Wiele z nich ma na sobie symbol szaleństwa. Gracz, który zbierze ich zbyt wiele, przegra rozgrywkę pogrążając się w odmętach szaleństwa!

Dział: Gry

„World of Warcraft: Illidan", to lektura obowiązkowa przed grą „World of Warcraft: Legion" – 2 czerwca na półki sklepowe, a już dziś przeczytajcie fragment.

Dział: Książki

Wydawnictwo Portal Games zapowiedziało nowy tytuł: "Poprzez Wieki: Droga do Szaleństwa".

Dział: Bez prądu
poniedziałek, 16 maj 2016 17:49

Kontynuacja "Otchłani" nadciąga

Książka z Uniwersum Metro 2033 pt. "Wieża" lada moment trafi na księgarniane półki.

Dział: Książki

18 maja odbędzie się premiera najnowszej książki z uniwersum WarCraft. Książka autorstwa Christie Golden będzie nosiła tytuł "Warcraft: Durotan".

Dział: Książki