kwiecień 19, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Tom King

wtorek, 30 kwiecień 2019 10:42

Widzę Cię

Dwudziestosiedmioletnia Joey Mullen chce wreszcie udowodnić światu (i po części samej sobie), że dojrzała; przebywając na Ibizie wyszła za mąż, następnie ściągając męża do kraju. Ich tymczasowym lokum stał się dom jej brata, w którym pomimo serdeczności mieszkańców, nie czuje się jak u siebie. Ale początki zawsze bywają trudne, czyż nie? Kobieta znalazła pracę, twardo trzymając się swych postanowień. A jednak każdy kolejny dzień zdaje się być nowym rozczarowaniem- zajęcie przynoszące pieniądze jej nie satysfakcjonuje, a mąż z dala od słonecznej Ibizy wydaje się taki... zwykły. Szczególnie w porównaniu do sąsiada, super- dyrektora Toma Fitzwilliama, mieszkającego praktycznie drzwi w drzwi. Ten ponad pięćdziesięcioletni mężczyzna wzbudza w niej uczucia, o których bohaterka już dawno zapomniała. I które zdecydowanie powinna odrzucić, chcąc dalej podążać obraną wcześniej ścieżką. Serce nie sługa; Joey obsesyjnie stara się w każdym możliwym miejscu natrafić na sąsiada, wymienić choć kilka słów z obiektem swojego pożądania. Nie zdaje sobie sprawy, że w tej grze nie tylko ona jest obserwatorem. Ktoś podąża za nią krok w krok... i widzi wszystko.

Nie miałam jeszcze okazji spotkać się z twórczością pani Jewell, choć jej pierwsza książka (jak okazało się podczas czytania Widzę Cię) spoczywa bezpiecznie w stosie moich książek do przeczytania. Mimo to tematyka stalkingu zawsze działała na mnie wabiąco, więc nie inaczej było i tym razem. Opierając się na opisie lektury Joey Mullen zdawała się być po części drapieżnikiem, z drugiej zaś strony- ofiarą. A może jej osoba stała się katalizatorem wszystkich późniejszych wydarzeń...?

Wydaje się, że Tom Fitzwilliam stanowi obsesję każdego z bohaterów książki; mimo upływu czasu wciąż jest przystojnym, postawnym i niezwykle błyskotliwym mężczyzną. Ponadto społeczność szkolna określa go mianem super- dyrektora, bowiem w każdej placówce, do której trafiał, czynił istne cuda. Otwarty na kontakty z uczniami dyrektor potrafił naprawić to, czego nie podjął się żaden z jego poprzedników. W życiu prywatnym również budzi respekt, przyciągając rzesze zainteresowanych nim kobiet. Jego żona uzależniona jest od humorów mężczyzny, żyjąc pod jego dyktando- jego szczęście to i jej szczęście. Wśród uczennic wiele wzdycha do tego niedostępnego mężczyzny. I oczywiście jest jeszcze Joey, oczarowana Tomem od momentu, w którym ujrzała go po raz pierwszy. Są jednak osoby, na które ów czar nie działa; uważnie przypatrują się każdemu kroku mężczyzny, doszukując się przysłowiowych trupów w szafie. Żadne z głównych bohaterów nie zdaje sobie sprawy, że jest ktoś, kto pilnie przypatruje się życiu i otoczeniu Toma. I zamierza to wykorzystać, racząc się słodkim słowem "zemsta".

Jestem pozytywnie zaskoczona; o ile początkowo postawa Joey trochę mnie irytowała przez to jej życiowe niezdecydowanie, o tyle później, w toku wydarzeń, owo uczucie zanikło. Dziewczyna też w pewien sposób została wplątana w tragiczne wydarzenia, choć kiełkujące uczucie do sąsiada było jej własnym wyborem. Mnogość postaci otwiera przed nami wachlarz różnych odczuć względem super- dyrektora: od absolutnego uwielbienia, poprzez niewinne zauroczenie, aż do gorącej nienawiści. Poniekąd to straszne, jak jedna osoba może wzbudzać w społeczności tyle odmiennych emocji. Rozpoczynając historię byłam niemal pewna, że to kolejna mała love story, w której to żonaty mężczyzna zakochuje się w zamężnej kobiecie, ale zazdrosna i obsesyjnie kochająca męża żona w końcu odkrywa prawdę, doprowadzając do śmierci jednego z bohaterów. A tu niespodzianka, bo w Widzę Cię zupełnie nie o to chodzi. Owszem, Tom nie pozostaje obojętny na wdzięki Joey, ma swoje tajemnice, ale jakby nie do końca dotyczą jego osoby. Chroni kogoś innego, a w wielu innych przypadkach pozostaje nieświadomym niczego obserwatorem. Zło sączy się z zupełnie innego miejsca, niż czytelnik mógłby przewidzieć.

Książkę pani Lisy wciągnęłam w parę godzin; nie mogłam odpuścić sobie poznania prawdy. Owszem, od początku doszukiwałam się czegoś w przeszłości Toma, co "zabrudziłoby" ten pięknie namalowany przez autorkę portret mężczyzny. A tu okazuje się, że jego "wykroczenia" są o wiele mniejsze, niż podejrzewałam. To straszne, jak dużą obsesję człowiek może mieć na punkcie drugiego, niemal siłą próbując zająć jakiekolwiek miejsce w jego życiu. Dużym plusem jest również prowadzone śledztwo przez syna pana Fitzwilliama. O ile Joey skupia się jedynie na swoim uczuciu do dyrektora, o tyle jego syn chce poznać prawdę odnośnie swoich rodziców. Trzeba więc zaznaczyć, że Joey Mullen stała się bezwolnym pionkiem w tej grze, nie interesuje jej nic więcej poza emocjonalną więzią, jaka powstała między nią a Tomem.

Widzę Cię to lektura pełna niedopowiedzeń, tajemnic. Taka, po zakończeniu której czytelnik wciąż się zastanawia, jak mogło do tego wszystkiego dojść. Zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, przy niej nie umrzecie z nudów. Raczej... z ciekawości.

Dział: Książki
piątek, 26 kwiecień 2019 09:09

Przejście

Theo był małomówny, jak ojciec – porozumiewał się z innymi za pomocą pojedynczych słów i milczenia. Po wielu dniach Peter próbował przypomnieć sobie tamten poranek przy bramie. Czy brat wydał się inny? Czy wiedział, jak ojciec, że wyjeżdża ostatni raz? Nie przypomina sobie niczego takiego. Tamtego ranka wszystko odbyło się jak zwykle, rutynowa wymiana załogi, Theo z charakterystyczną niecierpliwością wiercił się w siodle, bawiąc się wodzami.

Czy zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby świat, gdyby apokalipsa, która spada na świat nie była apokalipsą zombie tylko wampirów? Jak ludzie broniliby się przed żądnymi krwi potworami, który straszne jest tylko światło, a zabić je można tylko celnym ciosem w mostek? Jak długo ludzkość przetrwałaby taką inwazję? „Przejście” Justin’a Cronin’a pokazuje właśnie taki świat, gdzie wszystko skończył jeden nieudany eksperyment, a jedynym ratunkiem może okazać się dziewczyna, która wzięła się znikąd.

„Przejście” jest tym typek książki, gdzie fabuła poprowadzona jest od samego początku. Od momentu gdzie się to wszystko tak naprawdę zaczęło, od narodzin Dziewczyny Znikąd – Amy, która jako kilkuletnia dziewczynka została wplątana w dziwny, rządowy projekt Noe, który miał dać szanse ludzkości na pokonanie chorób oraz nowe możliwości militarne. Jednak projekt wymknął się spod kontroli, a świat został pogrążony w chaosie. Ludzie w szybkim czasie zostali zdziesiątkowani przez tajemniczy wirus. Ci natomiast, którzy mieli mniej szczęścia, zostali przemienieni w wiroli – potwory, które zatraciły swoje człowieczeństwo, a ich jedynym celem jest mordowanie i pożeranie. Powieść napisana jest przyjemnym językiem, który trochę przypomina mi styl Stephena Kinga, co dla mnie jest sporym plusem, bo lubię czytać w takich klimatach. Opisy są barwne, a fabuła poprowadzona w taki sposób, że nie nudzi się po kilku stronach, cały czas coś się dzieje, a oczywiste staje się nieoczywiste. Zwroty akcji pojawiają się w najmniej spodziewanych momentach, a poszczególne sceny w większości przypadków świetnie się przenikają.

Nie da się tutaj wyróżnić jednego głównego bohatera, bo ta rola dynamicznie się zmienia. Najpierw jest to Amy i Wolgast, którzy próbują uciec przed wirolami, które zniszczyły stacje badawczą. Potem są to już mieszkańcy Pierwszej Kolonii, którzy starają się przetrwać za murem i światłami, które już wkrótce mogą zgasnąć. Generalnie nie ma tutaj postaci nijakich, pustych i bezbarwnych. Nie ma też takich, które w jakiś sposób by mnie do siebie zniechęcały. Wszyscy w ten czy inny sposób wzbudzili moją sympatię – nawet Ci teoretycznie źli. Jednak moją ulubioną postacią stała się Amy, Dziewczyna Znikąd. Dlaczego? Chyba dlatego, że była po prostu inna. Cicha i spokojna, ale jednocześnie zdeterminowana by osiągnąć swój cel i ochronić ludzi, którzy bardzo szybko stali się jej przyjaciółmi, rodziną. Ponadto od początku była w pewien sposób wyjątkowa. Nawet przed przemianą była dzieckiem niezwykłym, które posiadało ponadprzeciętne zdolności.

Ale żeby nie było zbyt kolorowo, były też rzeczy, które mi się nie podobało. A mianowicie – urywanie scen. Zdarzały się takie momenty, kiedy nie z tego ni z owego scena została urwana i nie do końca było wiadomo co się stało w tak zwanym międzyczasie, bo późniejszy przeskok nie ujawniał tego. Przez takie momentu czasami czułam się odrobinę skołowana i nie do końca byłam pewna, co się przed chwilą stało. Minusem jak dla mnie była też długość książki, bo chociaż czytało się ją niezwykle przyjemnie, to fakt, że stron nie ubywało bywało frustrujące. Chociaż rozumiem, że poprowadzenie fabuły tak by nie leciała na łeb, na szyję wymagała takiej, a nie innej długości.

Przyjemnym zaskoczeniem było zakończenie. Wiele powrotów, trochę odpowiedzi i jeszcze więcej pytań. Justin Cronin pokazał jak świetnie poprowadzić przemiany bohaterów. Jak z tak naprawdę dzieciaków, mogą stać się ludźmi dorosłymi, rozważnym i odpowiedzialnymi za siebie i za swoich towarzyszy. Pokazał również, że teoretycznie „słabsza” płeć, może się nie raz okazać dużo silniejsza pod każdym względem od płci „brzydkiej”.

Czy „Przejście” mi się podobało? Oczywiście. Czy będę wracała do tej książki? Bez dwóch zdań. Czy sięgnę po kolejne tomy? Bezzwłocznie. Drugi tom już się czyta, bo jestem zbyt ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterów i czy uda im się ocalić… Świat, jakby nie było. Bo to jest teraz ich celem, ocalenie świata. Komu polecam tę książkę? Miłośnikom science fiction. Wszystkim tym, którzy kochają postapokaliptykę oraz wampiry, które może i świecą w ciemności, ale są groźne. A już na pewno nie zakochują się w śmiertelnikach, tylko zjadają ich na śniadanie. I niech nie odstrasza nikogo długość, bo mimo że wspomniałam o niej jak o minusie, to dla niektórych może okazać się idealna.

Dział: Książki
piątek, 19 kwiecień 2019 22:21

Michał Gołkowski - Empik Junior

NAJAZD WIKINGÓW NA EMPIK!

Wydawnictwo Fabryka Słów zaprasza na premierę najnowszej książki Michała Gołkowskiego!

"Świątynia na bagnach" (I tom trylogii "Bramy Ze Złota")
PREMIERA 24 kwietnia, godz. 18:00
empik Junior ul. Marszałkowska 116/122, Warszawa

czwartek, 21 marzec 2019 19:43

17 podniebnych koszmarów

Antologie to odpowiednik pudełka czekoladek, o którym mówił Forrest Gump; nigdy nie wiesz, na co w nich trafisz. Czysto teoretycznie dobre, sprawdzone nazwiska powinny gwarantować mocną lekturę. Niestety, nie zawsze tak jest, a najświeższym dowodem jest zbiór 17 podniebnych koszmarów, zebranych w całość przez Stephena Kinga i Beva Vincenta.

Jak można zorientować się po samym tytule, w książce znajduje się siedemnaście tekstów, a każdy z nich związany jest z lataniem. Akcja zdecydowanej większości toczy się bezpośrednio na pokładzie samolotów, inne wiążą się z nimi w inny sposób. Wśród autorów można znaleźć same wyśmienite i zasłużone nazwiska, co ciekawe nie tylko współczesne. Oprócz Kinga i Vincenta, są tu teksty m.in. Dana Simmonsa (znanego z Terroru, Olimpu, Hyperiona czy Letniej nocy, czyli samych perełek), nieodrodnego syna Kinga, czyli Joego Hilla, Raya Bradbury’ego, Richarda Mathesona, a nawet… sir Arthura Conan Doyle’a, ojca Sherlocka Holmesa.

Niestety, ten wyśmienity skład nie sprostał oczekiwaniom. Co ciekawe i dosyć paradoksalne, opowiadania, które wyszły spod pióra powyższych autorów należą do tych przeciętniaków w niniejszym zbiorze. Nie popisał się ani Mistrz, ani jego potomek, a tytuły tekstów Mathesona (Koszmar na wysokości 6 tysięcy metrów) i Doyle’a (Groza przestworzy) nijak nie przystają do ich treści. Wszystkie czyta się nieźle, ale bez fajerwerków i nie sądzę, by zachowały się w pamięci czytelnika na dłużej. Chociaż trzeba przyznać, że Bev Vincent i jego krótkie Zombie w samolocie wypadają nienajgorzej.

Do moich zdecydowanych faworytów należy otwierający całą antologię Ładunek E. Michaela Lewisa, mocno niepokojący i oddziałujący na wyobraźnię, chociaż właściwie niewiele się w nim dzieje. Nieoczekiwanie dobre okazało się Lucyferze! E.C. Tubba, które w dość zaskakujący sposób wykorzystuje motyw podróży w czasie. Warto także zwrócić uwagę na zakrawające na gore, ale niewątpliwie klimatyczne Diablitos Cody’ego Goodfellowa oraz Morderstwo w powietrzu Petera Temayne, kryminał nawiązujący do powieści Agathy Christie.

Szkoda, że większość tekstów, jakie można tu znaleźć, było już opublikowanych dużo wcześniej. Chociażby Latającą machinę można znaleźć w najnowszym wydaniu Bradbury’ego przez Wydawnictwo MAG. Opowiadanie to najbardziej też odstaje od pozostałych i szczerze dziwię się, że znalazło się w antologii. Podobnie zresztą jak wieńczący całość poemat Spadanie Jamesa L. Dickeya, oparty na prawdziwych wydarzeniach, ale niewiele mający wspólnego z zapowiadanym horrorem.

Podsumowując, 17 podniebnych koszmarów to zbiór dosyć przeciętny. Jeśli oczekujecie opowiadań, które przyprawią Was o gęsią skórkę, możecie się gorzko rozczarować. Najwięcej wrażeń będziecie mieć, jeśli zabierzecie książkę w podróż samolotem – w domowym zaciszu raczej nie wzbudzi większych emocji. Niestety.

 

Dział: Książki

Trzeci tom zaplanowanej z rozmachem opowieści o wikingach, którzy w średniowieczu docierali do wybrzeży całej Europy – od północnych skrajów Skandynawii po Morze Śródziemne. W kilku historiach ukazane zostały przede wszystkim ciemne strony życia ludzi Północy – ciągła walka z wrogami i siłami natury; rozpaczliwe dążenie do sławy i bogactwa; głód ziemi i wolności. Poznajemy dwóch królów, których rody biją się ze sobą tak długo, że zaczyna im brakować mężczyzn zdolnych do walki.
Wraz z wielką armią wikingów stajemy pod obleganym Paryżem. Idąc śladem krwawego mściciela, obserwujemy walkę starych bogów z postępującym chrześcijaństwem. Uczestniczymy w łowach samotnego myśliwego, który zapuszcza się w nieprzebyte lasy Północy. Wędrujemy też z wszędobylskimi Skandynawami daleko na wschód – nad Wołgę. Oto wielki świat wikingów, dla których nie istniały granice poznania.

Dział: Komiksy
poniedziałek, 18 luty 2019 18:38

Zły król - zapowiedź

Kontynuacja bestsellerowej powieści Okrutny książę
Sprzedaż I tomu serii – 10.000 egzemplarzy
Ziemia kryje szczątki tych, którzy musieli odejść, ale to dopiero początek….
Najpierw bestialski mord, potem krwawa rzeź królewskiej rodziny i nieoczekiwana koronacja – ale tak, to był dopiero początek.

Niemało trzeba sił, by zadawać cios za ciosem i nigdy nie poddawać się znużeniu. O tak, to pierwsza i najważniejsza lekcja: musisz być silna.

Dział: Patronaty
sobota, 02 luty 2019 09:15

Zapowiedzi Non Stop Comics

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Deadly Class tom 1Deadly Class tom 1: 1987 Reagan Youth
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wes Craig
Tłumaczenie: Marceli Szpak
ISBN: 978-83-8110-776-1
Oprawa: miękka
Ilość stron: 176
Format: 170x260
Cena: 45 zł
Premiera: 13.02.2019

Dział: Komiksy
czwartek, 31 styczeń 2019 12:05

Hawkeye #04: Rio Bravo

Hawkeye z racji, iż nie posiada żadnych nadzwyczajnych mocy, zawsze był traktowany po macoszemu i stał jakby na marginesie wielu marvelowskich historii – czy to komiksowych, czy filmowych. Tę sytuację zmienili Matt Fraction i David Aja, którzy stworzyli 22-zeszytową serię skupiającą się na tym bohaterze. Wszystko, co dobre, szybko się jednak kończy. „Rio Bravo” to czwarty i ostatni tom kończący te jakże oryginalne przygody Clintona Bartona.

Ze słonecznego Miasta Aniołów na zachodnim wybrzeżu, gdzie towarzyszyliśmy Kate Bishop w jej przygodach, wracamy do Nowego Jorku. Warto przypomnieć, iż zeszyty z przygodami żeńskiej Hawkeye, które zostały zebrane przez polskiego wydawcę w trzecim tomie pt. „L.A. Woman”, oryginalnie ukazywały się na przemian z zeszytami z „Rio Bravo”. W odróżnieniu od np. amerykańskich czytelników uniknęliśmy skakania po fabule i naładowani pozytywną energią młodej bohaterki, powróciliśmy do pesymistycznego Burtona.

hawkeye vol. 4 2

W życiu Clinta niespodziewanie pojawia się jego starszy brat Barney. Chłopaków łączy wiele, ale dzieli jeszcze więcej. Starszy Barton to typ człowieka, który niczym magnes non stop ściąga na siebie kłopoty. Lubi wędrowny tryb życia oraz nieustannie szuka łatwych możliwości zarobku (m.in. poprzez wdawanie się w płatne bójki). Jednak Bartonów łączy mocna braterska miłość, na którą wpływ miało bardzo trudne wspólne dzieciństwo. Matt Fraction przywołuje różne wycinki z przeszłości braci, które niestety nie było usłane różami. Dzięki tym retrospekcjom lepiej rozumiemy, co ukształtowało taki trudny charakter Clinta.

Bracia wchodzą w konfrontację z miejscową dresiarską mafią (o wschodnioeuropejskich korzeniach), która na zlecenie dużej korporacji próbuje przejąć grunt, na którym stoi kamienica Clinta. Dresiarze uprzykrzali już życie naszemu bohaterowi w pierwszych zeszytach serii. Jednak teraz, kiedy ginie jeden z mieszkańców kamienicy, Hawkeye i Barney zamierzają rozwiązać ostatecznie problem. Czeka ich starcie z polskim najemnikiem Kazimierzem Kazimierczakiem znanym jako Clown.

Fraction umiejętnie wiąże ze sobą rozpoczęte w poprzednich tomach wątki. Wszystko składa w jedną całość i prowadzi do spektakularnego finału. Wiele się dzieje, powracają znani z wcześniejszych zeszytów bohaterowie z Kate Bishop na czele. Ponownie pomocną dłoń głównemu bohaterowi wyciągają jego byłe kobiety – m.in. Mockingbird i Czarna Wdowa.

hawkeye vol. 4

W czwartym tomie nie zabrakło znanych z wcześniejszych części rysowników, dlatego nadal oryginalna oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. David Aja wspomagany przez Chrisa Eliopoulusa i Francesco Francavilla konsekwentnie bawi się kadrowaniem, perspektywą i światłocieniami. Grube kontury, skupianie się na szczegółach typu lecąca strzała oraz dodatki w postaci ideogramów czy wykresów to jego znak rozpoznawczy. W „Rio Bravo” poszedł krok dalej. W pewnym momencie Clint traci słuch i od tej pory pojawiają się m.in. puste dymki czy migane dialogi. 

Podsumowując ten album, jak i całą serię o przygodach Clinta Burtona można śmiało rzec, iż autorzy udowodnili, że z tak mało znanej postaci można wykrzesać tak dużo. W specyficzny i oryginalny sposób zabawili się gatunkiem, jak i formą. Uciekli od epickich i schematycznych historii o superbohaterach. Ostatni tom nadal trzyma poziom całej serii i dostarcza dobrej zabawy. Szczerze mogę uznać tę serię za jedną z lepszych, które ukazały się w ramach cyklu wydawniczego Marvel Now. Więc ziom, jeśli jeszcze nie czytałeś przygód Hawkeya, migiem łap pierwszy tom. Ziom w serii tej albo się zakochasz, albo ją znienawidzisz. Na pewno jednak o niej nie zapomnisz..ziom.

Dział: Komiksy
środa, 23 styczeń 2019 16:16

Thorgal. Strażnik Sprawiedliwości

“Strażnik Sprawiedliwości” to ósmy tom z cyklu Thorgal - Kriss de Valnor. Jako, że tom ósmy, to wchodzimy w sam środek opowieści - cesarz Mangus walczy przeciwko wikingom, Jolan próbuje zjednoczyć swój lud przeciwko wrogom. By położyć kres wojnie obaj decydują się na pojedynek na śmierć i życie na arenie Strażnika Sprawiedliwości. W tym czasie Kriss podróżuje na Górę Czasu, by uwolnić swego syna. W tym momencie zaczyna się tom ósmy.

Tom zawiera krótkie, acz ważne dla całości epizody. Dowiadujemy się bowiem, jak kończy się pojedynek i jakie niesie za sobą konsekwencje, oraz to do jakich poświęceń jest gotowa Kriss, by odnaleźć syna. Krew się leje, zdrada goni zdradę, ludzkie słabości ustępują odwadze, by za chwilę znów nad tą zwyciężyć. Gdy rozstajemy się z bohaterami, nadal nie wiadomo jak potoczą się ich losy.

Nie wiem dlaczego, ale po lekturze czuję się rozczarowana. Uniwersum Thorgala czytałam za dzieciaka i wtedy był ten efekt “wow”. W tym tomie tego brakło. I nawet nie chodzi o to, że ja się zestarzałam. Komiksy z dzieciństwa nadal czytam chętnie i te naprawdę dobre, zachwycają mnie pomimo upływu lat. Cykl o Kriss de Valnor zaś mi ewidentnie “nie leży”. Niby kreska ta sama, zamysł całości też w klimacie pierwotnego cyklu, ale jest coś, co sprawia, że to jednak nie to. Cieszyłam się na to spotkanie. Czekałam, że chociaż rysowane współcześnie, będzie miało tamtego ducha. Niestety nie doczekałam się. Komiks jest poprawny i tyle. A na taką klasykę sama “poprawność” to niestety stanowczo za mało. I chociaż komiksy z uniwersum Throgala zawsze będą mi się kojarzyły z godzinami wspaniałej przygody, to jednak wątek Kriss de Valnor pozostanie jako element, który czyta się dlatego, że jest częścią całości. Niestety słabą częścią.

Dział: Komiksy
środa, 26 grudzień 2018 18:25

Uniesienie

Stephena Kinga nie trzeba nikomu przedstawiać. Nie ważne czy jesteś jego fanem, czy nie cierpisz jego twórczości, znasz to nazwisko. Często autor kojarzony jest głównie z horrorem lub ostatnio kryminałem, jednak nie wolno zapominać, że Król ma w swoim repertuarze bardzo różne rodzaje powieści czy opowiadań. „Uniesienie” doskonale nam o tym przypomina.

Castel Rock, miasteczko dobrze znane fanom Stephena Kinga, tym razem jest tłem niedługiej historii o, wydawałoby się, przeciętnym mężczyźnie z raczej nieprzeciętnym problemem. Scott Carey, bo o nim tu mowa, to dość świeży rozwodnik z widocznym brzuszkiem. Wiedzie spokojne, nudnawe życie w towarzystwie kota. Pewnego dnia Scott spostrzega, że systematycznie traci na wadze, mimo że jego wygląd się nie zmienia. Świetnie, prawda? Nie martwi go to zbytnio, tym bardziej że je co chce, a czuje się wyśmienicie. Dopiero „dziwna sprawa z ubraniami” skłania go do zwierzeń u starego przyjaciela, emerytowanego dr. Boba. Nieważne co mężczyzna ma na sobie i jak bardzo wypycha kieszenie, waga wskazuje dokładnie tyle samo.

Scott, wraz z utratą wagi, otwiera bardziej oczy na problemy miasteczka, na które do tej pory nie zwracał uwagi. Jego sąsiadki, małżeństwo lesbijek, zmagają się z małomiasteczkowym, ciasnym myśleniem. On sam musi się nieźle napocić, aby próby pojednania nie przynosiły odwrotnych skutków. Jego dziwna przypadłość nabiera tempa i staje się jasne, co go czeka, ale mimo tego Scott czuje się coraz lepiej. „Dzień zero” zbliża się coraz szybciej, a on, jak człowiek chory na nieuleczalną chorobę, wydaje się pogodzony ze swoim losem i stara się naprawić, co się da, oraz poczuć prawdziwe szczęście.

„Uniesienie”, ukazuje problemy społeczne – problem z akceptacją odmiennej formy rodziny – małżeństwo lesbijek otwarcie mówiące o swoim związku wśród dość zamkniętej, żeby nie powiedzieć ograniczonej społeczności. Jako że utwór jest dość krótki, nie daje szansy, żeby zżyć się z bohaterami, jednak zdecydowanie można ich polubić.

No właśnie. Książka została wydana jako powieść jednak... Jest to trochę dłuższe opowiadanie, wydane nienaturalnie jako coś obszerniejszego. To, co od razu rzuciło mi się w oczy, to ogromne marginesy z udziwnieniami – linie z nazwiskiem autora i tytułem – sztuczne zapychacze, aby nas trochę oszukać, co do objętości. Dodatkowo spora czcionka i rysunki, które może i są urozmaiceniem, jednak według mnie zbędnym.

Podsumowując, King zafundował nam obyczajowe opowiadanie z elementami fantastyki, coś przyjemnego do poczytania w jeden wieczór. Krótka historia z morałem, podczas której nawiedzą nas różne emocje, od zdziwienia przez radość po smutek czy wzruszenie. Jeśli czekacie na mocne uderzenie w stylu Króla Grozy, niestety możecie się nie doczekać. Doczekacie się natomiast tradycyjnie kilku smaczków z kingowskiego świata. „Uniesienie” to raczej spokojna lektura, niekoniecznie lekka, ale jak dla mnie przyjemna, mimo że byłam na początku sceptyczna, co do przypadłości głównego bohatera. Uważajcie, bo niespodziewanie może wycisnąć z Was kilka łez.

Dział: Książki