Rezultaty wyszukiwania dla: Sean Murphy

czwartek, 10 czerwiec 2021 14:12

Ostatnia iluzja

Nowy Jork nawiedza fala upałów, a miasto zaszczyca swą obecnością wielki i potężny iluzjonista Harry Houdini. Jego pokazom towarzyszą także występy innych artystów i tak oto, wspólnie z Molly, wchodzimy w świat sztuczek, wymyślnych przedstawień i zaskakujących tricków oraz zazdrosnych o sukcesy innych magików.

W takim klimacie spotykamy Molly Murphy, pierwszą nowojorską kobietę detektyw, po raz dziewiąty. Powieść zatytułowana Ostatnia iluzja wrzuca czytelnika w sam środek wydarzeń. Już na początku trafiamy do teatru, który, jak wiadomo, Molly uwielbia. Za chwilę na scenie zostanie przepiłowana kobieta. I nagle staje się rzecz straszna; piękna asystentka naprawdę i dosłownie zostaje przepiłowana, by chwilę potem umrzeć. W teatrze zapanowuje chaos, na szczęście towarzyszący Molly, kapitan Daniel Sullivan, szybko bierze sprawy w swoje ręce i rozpoczyna drobiazgowe śledztwo. Surowo zabrania swojej narzeczonej wtrącania się i prowadzenia własnego dochodzenia, jednak Molly nie byłaby sobą, gdyby tak zwyczajnie i potulnie poddała się zaleceniom przyszłego męża.

Fabuła powieści skupia się tym razem na intrydze związanej z osobą Harry’ego Houdiniego jednego z najsłynniejszych iluzjonistów, specjalistów od ucieczek i pokazów akrobacji wszech czasów, a także znanego demaskator seansów spirytystycznych. Gdy Molly przez przypadek zaprzyjaźnia się z żoną Houdiniego, Bess, bliżej poznajemy całą rodzinę artysty; jego braci oraz matkę. Przybliżone zostają także kulisy niektórych jego sztuczek oraz tajniki sławy, którą obrósł przez lata. Jest zatem ciekawie i zaskakująco, Molly ma bowiem okazję wcielić się w rolę asystentki scenicznej Houdinego i przekonać się, jak wygląda to od strony sceny. Gdy Houdini niespodziewanie znika i to w trakcie pokazu, śledztwo nabiera tempa i rumieńców, gdyż szybko okazuje się, że magik miał powiązania z ludźmi mogącymi zagrozić bezpieczeństwu kraju. Dlatego powieść czyta się naprawdę dobrze.

Jednocześnie odczuwa się pewien smutek, gdyż nasza bohaterka stoi na życiowym rozdrożu. Bardzo kocha swojego przyszłego męża, jednak dobrze zdaje sobie sprawę, że zostając żoną, nie będzie już wolnym duchem, a co gorsza detektywem. Być może będzie nawet musiała zakończyć kontakty ze swoimi oryginalnymi znajomymi. Czy Molly nagnie się do wymagań Daniela i jak po ślubie będzie wyglądało jej życie? Nam, żyjącym w XXI wieku, wydaje się banalne, gdy słyszymy, że mąż wymaga od żony tylko bycia żoną. Dziś kobieta może wybrać, sprzeciwić się, postawić na swoim. Wtedy niestety tak nie było, dlatego sytuacja Molly jest dość trudna. Znając jednak ognisty charakter rudowłosej Irlandki, ufam, że i z tej sytuacji znajdzie dobre wyjście, tak aby wilk był syty i owca cała.

Ostania iluzja to dobra powieść, utrzymana w uroczym, niezapomnianym klimacie retro, ubiegłego wieku, gdy życie było znacznie prostsze i nie tak stechnicyzowane. Rhys Bowen świetnie kreuje relacje międzyludzkie, obraz rozwijającego się miasta, ciągły postęp i bieg do przodu, jednocześnie wzbogacając fabułę w wiele cennych szczegółów i ciekawostek historycznych. To lekka, przyjemna i bardzo pouczająca lektura. Polecam.

Dział: Książki
czwartek, 27 maj 2021 19:21

Klątwa Białego Rycerza

 
„Batman. Klątwa Białego Rycerza” to kontynuacja bestsellerowego komiksu „Batman. Biały Rycerz”. Tym razem zajmiemy się historią ojców założycieli Gohtam City, przybyłych do Ameryki przodków rodziny Wayne i Napier. Choć może się wydawać, że to dziwne, że losy rodzin tak bardzo się tu krzyżują, to przecież nic dziwnego, skoro osady zakładała grupka ludzi, zwykle niemieszająca się z zastaną ludnością ani z ludźmi z innych miejscowości.
 
Po zniknięciu Jacka Napiera, (w większości) Joker powraca, aby siać spustoszenie w Gotham City, ujawniając przełomową prawdę o Batmanie. Swoimi rękami nie chce jednak tego zrobić, będzie używał Jean-Paula Valley jako swojego anioła zemsty!
 
Choć zwykle widujemy Batmana w kontrze z Jokerem, tym razem nasz arcyzłoczyńca przede wszystkim pociąga za sznurki. Mało w komiksie Jokera, jeszcze mniej Napiera. A szkoda, bo zawsze złoczyńca tworzy geniusz bohatera. Samo przebudzanie się Napiera bywało odrobinkę chwytliwym trikiem, jednak nie udało się mnie jako czytelnika na dłużej zainteresować. To samo, jeśli chodzi o pojawiającą się Harley. Nie taką Harley kocham. Kocham nieobliczalną kobietę, która dla miłości zdolna jest strzaskać czyjąś czaszkę baseballem najeżonym gwoździami. Kocham jej śmiech i szaleństwo, a nie mamuśkowatość, którą znajdziemy w tym albumie. I kocham jej zdecydowanie co do obiektu uczuć.
 
Azrael, z płonącym mieczem w dłoni, dźwigający brzemię setek lat historii, wydaje się najmroczniejszym rycerzem, jakiego widziało Gotham. Jednak tylko się wydaje. Niby z jego działania dochodzi do ujawnienia nieznanych, kompromitujących Batmana faktów, jednak nie rozumie, jak roztrząsanie tak dawnej historii może sprawić, że Gotham City miałoby utracić całą wiarę, jaką pokładało w Mrocznym Rycerzu, a on sam – stać się właściwie złoczyńcą. Ten scenariusz trzyma się dosłownie na słowo honoru.
 
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach „Batman: Curse of The White Knight” #1-8 oraz zeszyt specjalny „Batman: White Knight Presents Von Freeze”, do którego scenariusz napisał Murphy, a rysunki stworzył legendarny artysta Klaus Janson. I tenże dodatek jest tu chyba jakąś pomyłką. Nie dość, że nie łączy go nic poza Batmanem, to już mieszanie nazistów w historię Gacka nie jest moim zdaniem dobrym zamierzeniem. Wprawdzie scenarzysta i rysownik, Sean Murphy i Klaus Janson, tworząc komiks o trudnych relacjach rodzinnych i powiązań z przeszłością wzmiankują w przedmowie, że zwyczajnie chcieli mieć w swoim dorobku właśnie komiks o nazistach, ale na brodę Merlina, to chyba nie poszło koncepcyjnie w dobrą stronę.
 
Choć Batman-Joker to ogólnie najlepsza moim zdaniem para bohater-złoczyńca, to tym razem nie bawiłam się dostatecznie dobrze. Owszem, historia była czymś nowym, rysunki zapierały dech w piersiach, ale zdecydowanie coś poszło źle. Może to przez to, że wyrazisty Joker dostał o niebo mniej miejsca panelowego od płaskiego Azarela. Nadal album polecam, ale chciałabym, żeby miał trochę więcej głębi.

 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 13 lipiec 2020 01:31

Rozpocznij przygodę z uniwersum DC Comics!

DC Comics to jeden z gigantów branży komiksowej w Stanach Zjednoczonych, a superbohaterowie DC to prawdziwe ikony popkultury. Pojawiają się w filmach, serialach i grach, jednak najciekawsze opowieści znajdziecie w komiksach, na których wychowały się całe generacje fanów. Dziedzictwo jest naprawdę olbrzymie, bo przecież pierwsze historie o zamaskowanych herosach pojawiły się jeszcze przed II wojną światową. To prawdziwy skarbiec dla fanów złożony z tysięcy przygód, a nowych tytułów przybywa każdego roku. 

Dział: Komiksy
czwartek, 11 sierpień 2016 09:20

Pieniądze to nie wszystko

Prawdziwy detektyw nigdy nie schodzi z posterunku. Gdy bezczelny kieszonkowiec próbuje obrabować niczego nieświadomą kobietę, Molly Murphy śmiało wkracza do akcji, narażając się tym samym nowojorskim gangom.
Zaniepokojony losem Molly, Daniel Sullivan postanawia wysłać przyjaciółkę na wieś, aby jakiś czas spokojnie przeczekała w zaciszu.
W czwartej części serii o rudowłosej detektyw w spódnicy akcja przenosi się na obrzeża Nowego Jorku do wiejskiej posiadłości senatora Flynna. Ta zmiana lokalizacji jest nie tylko miłym urozmaiceniem, ale gwarantuje też zupełnie inny klimat prowadzonego śledztwa, nawiązując tym samym do klasycznych kryminałów, których akcja często toczyła się w rezydencjach bogaczy.
Misja, z którą Molly udaje się nad rzekę Hudson, jest pozornie łatwa. W rezydencji Flynnów Adare goszczą dwie siostry Sorensen, sławne w całej Ameryce spirytualistki. Policja dobrze wie, że to tak naprawdę cyniczne oszustki, ale nie ma na to dowodów. Molly, wcielając się w rolę kuzynki rodziny, ma za zadanie zdemaskować kobiety. Czy się jej to uda?
Druga sprawa, która nawinie się pod rękę Molly zupełnie przypadkiem, to śmierć kobiety, z którą bohaterka niedługo wcześniej się zetknęła. Choć wygląda to na nieszczęśliwy wypadek, uzyskane przez Molly informacje na temat nieznajomej pozwalają jej przypuszczać, że było inaczej.
Czwarta część przygód Molly nie traci pazura, miło to odkryć już na początku lektury. Przyjemnie było też opuścić, choć na chwilę, Nowy Jork. Główna bohaterka nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła odkrywać sekretów rodzinnych senatora. Tragedia, jaka dotknęła rodzinę kilka lat temu, jest nadal żywa i kładzie się cieniem zwłaszcza na osobie pani domu Theresie, która za pośrednictwem sióstr Sorensen chce skontaktować się z ukochanym synem.
Na końcu książki autorka pisze, że wielu takich oszustów nigdy nie zdołano zdemaskować, tym ciekawiej więc czyta się o gadających głowach, pojawiających się duchach dzieci, czy snującej się ektoplazmie. Mimo że dobrze wiadomo, że była to sprytna mistyfikacja, to trzeba przyznać, że tego typu seanse miały niesamowity klimat.
Stopniowo do Ameryki dociera też sława doktora Freuda i metody leczenia skupiające się nie tylko na dolegliwościach cielesnych, ale także psychicznych. Wprowadzanie takich wątków do powieści czyni ją ciekawszą i bardziej pasującą do realiów epoki.
Krótko mówiąc, Molly Murphy i tym razem ma ręce pełne roboty. Na dokładkę nie może zdusić w sobie uczuć do przystojnego kapitana policji, a inny mężczyzna z jej przeszłości nie daje jej spokoju.
Powieść Pieniądze to nie wszystko posiada wszystkie zalety swoich poprzedniczek. Oczami głównej bohaterki poznajemy sekrety mieszkańców Adare, a jej wścibstwo udziela się czytelnikowi. Jest kilka zabawnych momentów, a samo zakończenie ma dramatyczny, niespodziewany finał.
Cykl o Molly Murphy powinien zadowolić nie tylko miłośników kryminałów z klimatem początków wieku. Starannie nakreślone tło obyczajowe i społeczne jest kopalnią wiedzy o rodzącej się potędze gospodarczej, jaką dziś jest Ameryka, zaś sama Molly to doskonały przykład kobiety, chcącej od życia czegoś więcej niż tylko dom i małżeństwo. Zacięte starania bohaterki, by stać się na równi z mężczyznami pełnoprawnym członkiem społeczeństwa sprawiają, że powieść czyta się z zainteresowaniem i uśmiechem na ustach.
Polecam. Cykl nie tylko dla kobiet.

Dział: Książki
poniedziałek, 27 luty 2012 14:26

W stronę Słońca

Ileż to razy mężni amerykańscy chłopcy (i oczywiście w duchu politycznej poprawności) dziewczęta ratowali dupska całemu światu? Czy jest to zagrożenie z głębin mórz i oceanów, naziści, komuniści, kosmici, arabscy terroryści, meteoryty, komety, asteroidy, gigantyczne owady, olbrzymie gady, śmiercionośne płazy, przerośnięte ssaki, mutanty, psychopaci, seryjni mordercy, rząd Stanów Zjednoczonych, globalne ocieplenie czy ochłodzenie, potwory ze świata mroku, wampiry, demony, wilkołaki, zapomniani bogowie, Cthulhu i jego ekipa, szaleni naukowcy czy sam diabeł - oni zawsze nam pomogą w duchu patriotycznego wychowania jakiego nie powstydziłaby się nasza rodzima rodzinka Adamsów (pewni anty ewolucjoniści na "g"). Tym razem problemem jest słońce, a raczej jego brak. Nasza kochana gwiazda gaśnie i coś z tym trzeba zrobić.

Po seansie kilkukrotnie sprawdzałem któż to zrobił tego paszkwila... i oczom swym nie wierzyłem, że facet który wyreżyserował świetny "Trainspotting" czyli imć Danny Boyle przyłożył choćby odwłok do tego słonecznego gówienka. Lekko tym załamany przysiadłem do napisania tej recenzji ku przestrodze, aby omijać ten "film" szerokim łukiem i nie dać zarobić na zakupie czy wypożyczeniu tegoż potworka.

Fabuła służy tylko temu, aby pokazać duuuuużo efektów specjalnych. Mamy więc co następuje: słońce umiera, wysyłają ekipę na statku Ikar 2 z ogromną bombą, która to ma swym wybuchem przywrócić nieco życia w przygasającej gwieździe. Oczywiście na ich drodze twórcy porozrzucali kosmiczne kłody mające wpadać pod nóżki dzielnej załogi.

Pomimo, iż jestem wielkim fanem fantastyki (przede wszystkim w wydaniu książkowym) to jeśli chodzi o filmy podchodzę do nich z dużą dozą nieśmiałości, gdyż świat kina lubi robić niezłe potworki przyklejając im metkę fantastyka, co sprzyja niechęci przeciętnego zjadacza chleba do tegoż gatunku. Czasem trafiają się perełki maści "Łowcy androidów", "Obcego", "2001: Odyseja kosmiczna" czy rodzimej "Seksmisji", lecz ogromna większość takich produkcji to straszna popelina, gdzie wszelkie braki w scenariuszu, aktorstwie itp. tłumaczy się tym, iż w tym gatunku tak musi być. Oczywiście jest to wierutna bzdura, ale jakże łatwo przychodzą takie słowa wszystkim tym popeliniarzom nie mającym zielonego pojęcia o fantastyce.

Wracając do filmu należy powiedzieć, iż sam pomysł wyruszenia na słońce z bombą aby naszą gwiazdę rozruszać jest już śmiechu warty, przy którym akcje z "Armageddonu" to prawie dokumentalny zapis prac naukowych o ciałach niebieskich mogących uderzyć w nasz glob. Z każdą kolejną chwilą, średnio wykształcony widz (spoza stanów bo tam najwyraźniej sporo tłumoków żyje) zauważy nieścisłości i braki w wiedzy osób piszących scenariusz.

Jeśli chodzi o stronę aktorską to wykonano co miało zostać wykonane, by nikt nie płakał jak to wszystko spartolono w filmie z potencjałem (żarcik) przez kiepskie granie. Z drugiej strony nie było też podstaw, aby ktokolwiek stworzył jakąś super kreację - do tego potrzebne byłyby świetnie stworzone postacie.

Na plus można zaliczyć przede wszystkim warstwę wizualną. Ładnie prezentuje się parę ujęć słońca oraz sceny w "obserwatorium", gdzie załoga może sobie bezpośrednio popatrzeć na naszą gwiazdę. Najlepszą sceną jak dla mnie było oglądanie przelotu Merkurego, pomimo iż poruszał się z prędkością co najmniej kilku warpów. Na prawdę ładnie się to zaprezentowało. W sumie jeśli chodzi o efekty specjalne to zdecydowanie można pochwalić twórców, choć od pewnego momentu, gdy ma nastąpić kulminacja filmu jednak za bardzo sobie szaleją tworząc potworki jak ostatnia scena z Cillianem Murphym - to była istna żenada.

Próbowano coś tu stworzyć, jakiś klimat. Przez większą część filmu oscyluje on wokół iście poetyckiego ujęcia kosmosu wraz z różnego rodzaju filozoficzno-religijnymi wywodami o miałkości bytu i niebytu. Pojawia się nieco psychodeliczno-klaustrofobicznego klimatu po zacumowaniu do Ikarusa 1. Przebija się też thriller i horror choć w niedużych dawkach. Jednak gdy to już wszystko ogarniemy okazuje się, że połączenie tych wszystkich elementów fabuły stworzyło nową jakość, nową jakość gówienka filmowego sf zapakowanego w pięknie lśniące opakowanie z napisem "W stronę słońca". Wiele osób na pewno dało się złapać niczym sroka, która leci do błyskotek i uzna film za dobry (sic!) bo ich percepcja zaszwankuje od efektów specjalnych, które szczególnie w sali kinowej mają prawo przytłoczyć.

Podsumowując - stworzono kolejnego gniotka, którego sprzedaje się jako porządny film sf, a z takowymi filmami nie ma nic wspólnego. Nawiązania do klasyków gatunku oraz wczesnych filmów fantastycznych to nieco za mało, aby można było z pełną stanowczością stwierdzić, iż ten film był choćby przeciętny. Dobre efekty oraz porządna ekipa aktorsko-realizatorska to jak widać za mało by móc z tak kiepskiego pomysłu stworzyć sensowny i warty oglądania film.

Dział: Filmy