listopad 23, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: SF

środa, 21 marzec 2018 12:05

Relacja z Targów Fantastyki w Warszawie

Sezon targów i konwentów można uznać oficjalnie za otwarty. W weekendy 17-18 marca w Warszawie odbyła się trzecia już edycja Targów Fantastyki. Byliśmy tam i my, oglądając oferty wystawców, podglądając graczy w games roomie oraz oczywiście uczestnicząc w spotkaniach z pisarzami. Oto jak prezentowała się sobota.

Cuda widzę, czyli stoisk szał

Tegoroczna edycja targów, podobnie jak poprzednia, odbyła się w Domu Towarowy Bracia Jabłkowscy. Przybyło ponad 100 wystawców, zajmujących całe pierwsze i znaczną część drugiego piętra. Można było zaopatrzyć się w koszulki z nadrukami, torby, skórzane akcesoria i biżuterię. Dopieszczeni mogli poczuć się także fani klimatów gotyckich i steampunku, nie zabrakło bowiem gorsetów, sukni i ręcznie szytych dodatków. Uwagę przykuwało duże stoisko z figurkami Funko POP oraz gadżety dla fanów mangi i kotów.

Ciekawą inicjatywą były stoiska wikińskie i japońskie. Na pierwszym za kilka złotych można było wylosować własną runę, a na drugim dostać wykaligrafowany dowolny tekst. Niesamowite wrażenie robiły także stare mapy i... ptasie czaszki!

Spotkania z autorami

Mimo że Targi Fantastyki to stosunkowo młoda impreza, pojawili się na niej czołowi pisarze polskiej fantastyki. W sobotę odbyło się spotkanie twórców i redakcji magazynu „Felix” oraz dyżury autografowe Mai Lidii Kossakowskiej, Jarosława Grzędowicza, Jacka Komudy i Sławomira Nieściura.

Głównym punktem dnia było spotkanie z Maciejem Parowskim, Bogusławem Polchem i Jackiem Rodkiem, czyli twórcami komiksu Funky Koval (i nie tylko, rzecz jasna). Pierwszy odcinek o przygodach kultowego bohatera ukazał się 36 lat temu, można więc stwierdzić, że obchodzi właśnie podwójną osiemnastkę. Między innymi z tego względu spotkanie zostało zwieńczone tortem. Nie zabrakło także wystawy pojazdów, których autorem jest Tomasz „Cieniu” Kowalski.

Podczas ponad godzinnego spotkania autorzy opowiadali nie tylko o samym komiksie, jego genezie i ciekawostkach z nim związanych, ale także poruszyli wiele tematów pobocznych. Pojawiła się kwestia wejścia Kovala na rynek amerykański, a nawet jego ekranizacji (chociaż warunki wstępne zaproponowane przez Amerykanów okazały się dalekie od ideału). Fani Wiedźmina z pewnością z przyjemnością wysłuchali historii o tym, jak powstawał komiks na podstawie powieści i jak układała się współpraca Parowskiego i Polcha z Andrzejem Sapkowskim. Na koniec Panowie opowiedzieli o ostatnich filmach fantasy i sci-fi, które im się podobały i o tych, które w ogóle nie przypadły im do gustu.

Z kolei w niedzielę odbyła się oficjalna premiera najnowszej powieści Michała Gołkowskiego Spiżowy gniew (ponownie można było załapać się na torcik). Pojawiły się także autorki: Aneta Jadowska, Martyna Raduchowska i Aleksandra Janusz.

Nie tylko zakupy, nie tylko książki

Na zmęczonych i wygłodniałych na parterze czekała strefa gastro z jedzeniem i kawą. Tu mała uwaga – przydałyby się w niej miejsca siedzące. Zorganizowano tu także wystawę malarstwa Małgorzaty Bańkowskiej. Z kolei na samej górze, przy stoiskach wystawców z grami, przygotowano stoły do gry. Dla dzieci stworzono strefę zabaw Kids Zone, a chętni mogli także uczestniczyć w warsztatach origami.

Podsumowanie

Targi Fantastyki uważam za bardzo udane. Z jednej strony pojawiło się wielu interesujących wystawców, z drugiej panowała świetna atmosfera i nie brakowało różnorodnych tematycznych atrakcji. Oby tak dalej!

Dział: Konwenty
piątek, 16 marzec 2018 10:44

Europa jesienią

Dom Wydawniczy Rebis wyda w kwietniu pierwszorzędną SF z fabułą szpiegowską.

Zjednoczona Europa należy już do przeszłości. W następstwie kryzysów gospodarczych i niszczycielskiej pandemii rozsypała się jak puzzle i wciąż się dzieli. Powstają coraz mniejsze państwa i quasi-państewka. Niepodległość ogłaszają nawet linie kolejowe, rezerwaty przyrody i statki wycieczkowe.

Dział: Książki
czwartek, 15 marzec 2018 00:12

Nie żyje Kate Wilhelm

8 marca odeszła Kate Wilhelm, amerykańska pisarka, zdobywczynią takich nagród jak Nebula, Hugo, czy Solstice.

Kate Wilhelm zadebiutowała, jako pisarka w 1956 roku. Wraz z mężem, znanym pisarzem i krytykiem literatury science fiction, Damonem Knightem pomagali wielu młodym pisarzom fantastyki, ich staraniem powstały słynne warsztaty literackie Clarion Workshops.

Dział: Literatura
środa, 07 marzec 2018 09:25

Demon Luster

Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać powieść Martyny Raduchowskiej „Szamanka od umarlaków”, która okazała się bardzo przyjemnym i sprawnie napisanym urban fantasy, ale jednocześnie wydawała się zaledwie spokojnym wstępem do większego cyklu. Kontynuacja – „Demon luster” – pozwoli sprawdzić, czy rytm pierwszego tomu miał na celu uśpienie czytelnika, czy to cecha charakterystyczna powieści Raduchowskiej.

Na pierwszy rzut oka uwagę przykuwa okładka, utrzymana w podobnej stylistyce co oprawa graficzna pierwszej części, a jednocześnie unikająca powtarzalności. O ile „Szamanka od umarlaków” była zielona, to „Demon luster” razi agresywną czerwienią. Ciekawe, na ile kolor okładki jest związany z dynamiką przedstawionych w utworze wydarzeń...

Na samym początku powieści znów spotykamy znaną z pierwszej części Idę Brzezińską, szamankę od umarlaków, czyli „kogoś między medium a banshee” odpowiedzialną za duszę osoby, której śmierć przepowie. Ida zdążyła się pogodzić ze swoją rolą i z faktem, że przyjdzie jej się parać magią zamiast studiować wymarzoną psychologię. Po zdarzeniach z poprzedniego tomu, częściowo nie z własnej woli bohaterka, dołącza do zespołu Wydziału Opętań i Nawiedzeń, w skrócie WON, gdzie poznaje całą galerię specyficznych umagicznionych agentów, w tym obdarzonego skomplikowaną przeszłością łowcę demonów Kruchego, wiedźmę Rudą oraz właścicielkę jeziora i poniekąd alternatywnego wymiaru, Kornelię. Wspólnie z nowymi kolegami z pracy oraz niezastąpioną Teklą, Idzie przyjdzie rozwiązać sprawę Kusiciela zwanego Demonem Luster – potężnej istoty opętującej i mordującej kobiety o określonym wyglądzie. Magiczne śledztwo wykazuje, że sprawa jest nie tylko skomplikowana, ale i wyjątkowo niebezpieczna – jednak skoro już Ida postanowiła pomóc, nie zamierza się wycofywać.

Przy pierwszym tomie zdarzało mi się narzekać na brak dynamiki i ciągnącą się akcję. Z perspektywy „Demona luster” mogę z całą pewnością przyznać, że poprawiło się. I to bardzo. Można odnieść wrażenie, że cała „Szamanka od umarlaków” była zaledwie długą ekspozycją, a od „Demona luster” zaczyna się akcja właściwa. Drugi tom cyklu to pełnokrwisty kryminał urban fantasy z masą barwnych charakterów, wydarzeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Chociaż cały czas coś się dzieje i nie sposób się nudzić, nie cierpią na tym bohaterowie – Raduchowska sprawnie wplata w fabułę osobowość i historie postaci drugoplanowych, tak że czytelnik dostaje o nich naprawdę dużo informacji, a jednocześnie nie traci z oczu głównego wątku: polowania na Kusiciela. Także Ida rozwija się jako bohaterka – nie jest już tą sfrustrowaną i przytłoczoną swoją nową rolą młodą dziewczyną. Bycie szamanką nadal nie wzbudza w niej entuzjazmu, ale stara się pokojowo koegzystować z magią, rozwija także empatię wobec otaczających ją osób i żywo interesuje się ich losami. Postać Brzezińskiej to przykład bohaterki w bardzo sympatyczny sposób dorastającej na kartach cyklu.
Uwagę zwraca też, co podkreślałam przy poprzedniej części, język powieści. „Demon luster” został napisany prosto i przystępnie, a jednocześnie nie prostackim językiem. Raduchowska przykłada wielką wagę do stylu, umie samym doborem słów wzbudzić śmiech lub strach, kreśli niezwykle sugestywne obrazy w partiach snów Idy. Ci spośród czytelników, których interesują nie tylko wydarzenia czy bohaterowie, ale też język powieści, powinni czuć się usatysfakcjonowani.

„Szamanka od umarlaków” Raduchowskiej była tekstem dobrym – „Demon luster” jest za to bardzo dobry. To naprawdę przyjemne i świetnie napisane urban fantasy. Polecam nie tylko miłośnikom gatunku.

Dział: Książki
wtorek, 27 luty 2018 21:24

Kwantowy złodziej

Wydawnictwo Mag 23 marca wyda trzy tomy o Jean le Flambeur autorstwa Hannu Rajaniemi.

Jean le Flambeur siedzi w więzieniu. I powinien w nim zostać.

Oszust, łgarz, niezrównany złodziej, o którego wyczynach krążą legendy. Jego pochodzenie owiewa mgła tajemnicy, za to o jego niesławnych dokonaniach – takich jak wykradnięcie ziemskich antyków z Marsa czy włamanie do rozległego zeusmózgu i kradzież jego myśli – słyszeli wszyscy.

Popełnił tylko jeden, jedyny błąd; nie udał mu się jeden skok. I teraz, jeśli chce odzyskać wolność, będzie musiał spróbować ponownie...

Dział: Książki
piątek, 23 luty 2018 10:11

"Inwazja z Ganimedesa" Philipa K. Dicka

27 lutego nakładem wydawnictwa Rebis, po raz pierwszy w Polsce, ukaże się powieść Philipa K. Dicka "Inwazja z Ganimedesa". Ziemię podbili przybysze z Ganimedesa, obdarzeni zdolnościami telepatycznymi kosmici, którzy wyglądem przypominają wielkie robaki. Ludzkość bez szczególnego oporu ogłosiła kapitulację i jedynie nieliczne grupy partyzanckie podjęły walkę z okupantem. Doktor Rudolph Balkani, szef Biura Badań Psychodelicznych, odkrył sposób na pokonanie Ganimedejczyków.

Dział: Literatura
środa, 21 luty 2018 22:03

Woła mnie ciemność

Armagnac Jardineux, potomek plantatorskiej rodziny z Luizjany, udaje się w podróż do Europy, by zdobyć wykształcenie i posmakować rozrywek Starego Kontynenty. Tymczasem wojna secesyjna pustoszy Południe, pochłaniając rodzinny majątek i na zawsze oddzielając go od bliskich. Wkrótce zarówno jego krewni, jak i rodzinna fortuna pozostają tylko wspomnieniem. Pozostawiony sam sobie w Londynie, Armagnac topi smutki w alkoholu. Jedyne, co potrafi i czym może zarobić na życie, to z wirtuozerią grać na fortepianie. Właśnie dzięki tej umiejętności poznaje młodego skrzypka, Lothara Mintze, oraz jego mecenasa - lorda Huntingtona. Wyniesieni z rynsztoka wprost na salony, muzycy szybko zdobywają uznanie i zaczynają się pławić w uwielbieniu śmietanki towarzyskiej, uzależniając się od luksusów i cielesnych przyjemności.

Dział: Zakończone
środa, 21 luty 2018 14:02

Bestia w jaskini i inne opowiadania

H.P. Lovecraft – autor, o którym słyszał chyba każdy. Niezależnie od tego, czy uwielbia powieści grozy, czy też nie, nazwisko to stało się w pewnym sensie ikoną. Oczywiście każdemu na myśl momentalnie przychodzi Cthulhu, najbardziej znane bóstwo wykreowane przez autora, ale przecież nie samymi mackami człowiek żyje, prawda? Choć oczywiście Wielki Przedwieczny stanowi istotny element twórczości Lovecrafta, tak w jego opowiadaniach i innych dziełach można doświadczyć wielu innych aspektów.

Bestia w jaskini i inne opowiadania to potężny, naprawdę ogromny i przepięknie wydany zbiór historii, które narodziły się w głowie autora. I wierzcie mi, gdy czasami biorę się za jego dzieła, to zaczynam się zastanawiać, co jest z tym człowiekiem nie tak? Jeżeli to wszystko rozgrywa się w jego głowie, a on potem w tak dosadny sposób potrafi to przekazać czytelnikom, to osobiście odczuwam pewien lęk. Bo wiecie, uwielbiam grozę, lubię strach, kocham gotyk i mroczne klimaty, ale jak sobie pomyślę, że w mojej głowie miałyby one zagościć na stałe, to czuję się nieco nieswojo. Podobnie jak w trakcie lektury Lovecrafta.

Zawsze mam spore trudności w pisaniu opinii na temat zbioru opowiadań, a właściwie to muszę przyznać, że bardzo rzadko po takowe sięgam. Lovecraft jest jednym z tych wyjątków, których dzieła biorę w ciemno. Poza tym nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której zabrakłoby tej cudownie wydanej książki na mojej półce. Prezentuje się naprawdę wspaniale, wręcz majestatycznie. Styl Lovecrafta jest dosyć charakterystyczny i wydaje mi się, że jedni to uwielbiają, a inni czują się zniechęceni. Nie wiem, czy zniechęcenie to może minąć z czasem, bo trzeba przyznać, że takie klimaty po prostu trzeba lubić. Trzeba umieć się w tym odnaleźć, zrozumieć specyfikę i może nawet nieco dać się ponieść wszystkiemu, co oferuje autor.

Nie jestem w stanie napisać, że książkę tę czyta się szybko, lekko i przyjemnie, bo to nie ten typ literatury. Osobiście uważam, że twórczość Lovecrafta to nie ten typ, który czyta myśląc o niebieskich migdałach. Biorąc pod uwagę, że zabrałam się za opowiadania, to stopniowo je sobie dawkowałam – czytałam po 2 czy 3 dziennie, choć któregoś dnia przepadłam na dłużej. Muszę przyznać, że spodobało mi się to chwilowe oderwanie od rzeczywistości i chłonęłam opowiadanie za opowiadaniem. A gdy w jednym z nich pojawił się motyw Starożytnego Egiptu, to już w ogóle nie chciałam odkładać tej książki. Mimo wszystko wolę ocenić ten zbiór jako całość, bo nie przepadam za opisywaniem każdego opowiadania z osobna. Bo czy miałoby to w ogóle sens? W moim odczuciu nie, zwłaszcza, że wyobraźnia i pomysłowość tego autora nie znają granic.

Groza, starożytne rytuały, lęk, strach, inne wymiary i dziwaczne stwory – tego wszystkiego możecie doświadczyć w twórczości H.P. Lovecrafta i gwarantuję Wam, że nigdzie indziej nie spotkacie się z czymś takim. Nigdzie nie znajdziecie takich opisów, takiego klimatu, tej atmosfery i lekkiej psychozy, bowiem Lovecraft włożył w to całe swoje serce. Jego umysł jest z jednej strony przerażający, a z drugiej fascynujący i znajduje to świetne odzwierciedlenie w jego opowieściach.

Dział: Książki
środa, 21 luty 2018 13:24

Jak to wtedy było?

Współczesny rynek gier planszowych ma się dobrze, ale ciężko znaleźć pozycję, która zachęci jednocześnie do zabawy kilka pokoleń. Naszych dziadków i babcie rzadko interesuje taka forma rozrywki z różnych powodów – m.in. wiele gier posiada skomplikowane zasady lub poruszają mało interesującą dla staruszków tematykę. Działa to też w drugą stronę – gry, które podobają się dziadkom, o ile mogą wciągnąć jeszcze dorosłych, tak dla najmłodszych wydają się nudne, nieciekawe, wręcz okropne. Ciężko dogodzić każdemu, ale ostatnio natrafiłam na grę, do której zasiedliśmy całą rodzinę i... każdemu się spodobała.

„Jak to wtedy było?” jest grą planszową, która polega na opowiadaniu wspomnień, kojarzących się z wylosowanymi kartami, a jest ich... mnóstwo! Są one również niezwykle różnorodne: niektóre są zdjęciami, inne ilustracjami, poruszają wiele tematyk – od przedmiotów retro, po osoby i zwierzęta, aż do miejsc i wydarzeń. W pudełku znajdują się także karty pytań, na które odpowiadając zdobywamy punkt i poruszamy się na wielkiej planszy do przodu. Pytania dotyczą oczywiście opowiedzianych przez uczestników wspomnień i skonstruowane są tak, aby dzieci je rozumiały (np. „Która historia była „najstarsza”, czyli wydarzyła się najwięcej lat temu?”). Do dyspozycji mamy aż dwanaście (!) pionków, a więc zasiąść do gry może naprawdę duża rodzina. Zasady są równie proste jak pytania na kartach, zarówno starsza osoba, jak i maluch szybko łapią reguły. W razie wątpliwości – w instrukcji znajdują się dodatkowe wskazówki i zasady oraz propozycje rozwiązania niejasnych sytuacji, które mogą wydarzyć się w trakcie zabawy. Głównym założeniem gry są dwa etapy: pierwszy to opowiadanie historii przez graczy, a drugi – odpowiadanie na pytania i przesuwanie pionka na planszy. Banalne, prawda?

Przyznam szczerze, że z początku nie byłam jakoś mocno przekonana do tej gry, choć lubię rozgrywki polegające na opowiadaniu historii. Bałam się też, że rodzina niespecjalnie będzie chciała ze mną zagrać. A jednak udało mi się zebrać siedmioosobową grupę, w tym dwoje dzieci i babcię, i... naprawdę świetnie się bawiliśmy. Babcia zakochała się w starych zdjęciach na kartach, w trakcie gry opowiedziała nam naprawdę mnóstwo wspaniałych historii, głównie o swoich młodzieńczych latach, których wcześniej nie słyszeliśmy. Bardzo nas tym zaskoczyła i nawet rozrabiaki wsłuchiwały się w jej wspomnienia jak zaczarowane. Szczerze powiedziawszy – złamaliśmy przy grze zasady i głównie babcia opowiadała, zachęcana przez nas. Maluchy sprytnie jej podrzucały swoje karty, choć i same opowiedziały kilka zabawnych historii, czasem nieco naciąganych, ale przymknęliśmy na to oko, bo pomysły miały nie z tej ziemi. W zasadzie nikomu jakoś nie zależało na wygranej, więc w końcu odłożyliśmy planszę, bo uznaliśmy, że babcia i tak wygrała wszystko. I wiecie co? Dawno nie spędziliśmy czasu w tak rodzinnej atmosferze, bez telefonów i całej technologii, po prostu... razem. Ta gra rzeczywiście łączy pokolenia.

„Jak to wtedy było?” to niepozorna gra planszowa, która nie tylko sprawia dużo frajdy, ale i pozwala poznać lepiej najbliższych, spędzić z nimi czas. Przeznaczona jest dla osób w wieku od 6-120 lat, jednak z nami grała czterolatka i – z pomocą mamy – całkiem nieźle sobie poradziła. Jesteśmy z rodziną zakochani w tej pozycji i już nie mogę się doczekać, kiedy po raz kolejny do niej zasiądziemy. Polecam z całego serca, wspaniały pomysł na prezent i urozmaicenie rodzinnych spotkań. Jestem pewna, że wasi dziadkowie zachwycą się zarówno oprawą graficzną, jak i całą tą grą. I nie tylko dziadkowie! Powtórzę po raz kolejny – ta gra zrzesza pokolenia!

Dział: Gry bez prądu
niedziela, 18 luty 2018 11:54

Okrutna pieśń

Miałam w pewnym momencie przesyt literatury młodzieżowej, zresztą stwierdziłam sama przed sobą, że z racji wieku ta literatura nie jest mi już dedykowana, pora zabrać się za inne gatunki. Jednak koło "Okrutnej prawdy" nie mogłam przejść obojętnie. Jak tylko zobaczyłam jej zapowiedź, wiedziałam, że muszę poznać ją bliżej i z jakiegoś powodu byłam przekonana, że ta książka zdecydowanie mnie przekona. Czy po skończonej lekturze nadal mogę powiedzieć to samo?

Bliżej nieokreślona przyszłość. Człowiek wyrządza zło, a z tego rodzi się prawdziwe Zło: potwory, które myślą jedynie o zabiciu ludzi. Północne Miasto podzielone jest po połowie, po jednej stronie siły OSF zwalczają potwory, a ludzie barykadują się po domach, druga strona miasta wydaje się normalna, a bezpieczeństwo od potworów kupuje się za pieniądze. Kate i August stoją po dwóch stronach barykady, ich ojcowie walczą na swój sposób z potworami, ale rozejm dwóch stron jest bardzo kruchy. Jedno wydarzenie zmienia równowagę, a bohaterowie muszą odnaleźć siebie i swoje człowieczeństwo w trudnych czasach.

Dystopie od kilku już lat są popularnym gatunkiem, pojawia się sporo wizji przyszłości, mniej lub bardziej przerażających, a także (co ważniejsze) mniej lub bardziej udanych. Tym razem nie ma katastrof biologicznych, wojen globalnych, świata po katastrofach. A jednak wizja świata przedstawionego przez autorkę jest przerażająca. Człowiek i jego okrucieństwo (zamierzone, ale czasami niezamierzone) budzi ukryte zło. Z każdej zbrodni rodzi się potwór, który sam zaczyna polować. W mieście nie można czuć się bezpiecznym, nawet kiedy obok są siły zwalczające bestie, a nawet, kiedy za ochronę się zapłaci...

Kate chce, aby ojciec ją zauważył, a jedynym sposobem jest upodobnienie się do niego: w bezwzględności i źle. August pragnie stać się człowiekiem, chciałby wraz z ojcem chronić innych, jednak sam narodził się ze zbrodni. Ta dwójka zmuszona jest do walki o przetrwanie.

Autorka poruszyła temat człowieczeństwa, zła, walki i poddawanie się mu, granicy, która tak sama jak ta pokazana w mieście, jest bardzo cienka i łatwo ją przekroczyć.

Autorce udało się wykorzystać znane motywy i połączyć je w historię, która wciąga od pierwszych stron. Dwoje bohaterów po dwóch stronach barykady, on ten zły, który chciałby być dobrym. Ona dobra, ale z pewnych względów robi wszystko, żeby inni odbierali ją jako złą. Zderzenie ich światów, wspólna walka, trzymająca w napięciu ucieczka. Gdzieś w tle motyw wampirów, postaci znanych, choć jednocześnie przerażających w przedstawionej wersji.

Świat ukazany jest ciekawy i choć dopiero wraz z rozwojem akcji powoli go poznajemy, to ciekawi i sprawia, że chciałoby się go bliżej poznać (mimo przerażenia, które wywołuje). Bohaterowie pierwszoplanowi, mimo wielu różnic, stają się nam bliscy i cały czas chcemy, aby wyszli z wszystkiego bez szwanku.

Co ciekawe w tej historii nie pojawia się romans, który często tworzony na siłę, burzy logikę i przeszkadza w przyjemności czytania. Bohaterowie zbliżają się do siebie, ale łączą ich inne uczucia i relacje, niż te romantyczne. To też daje powiew świeżości.

Warto zwrócić uwagę na typy potworów, które się pojawiają, od tych najbardziej bezmyślnych, okrutnych i przerażających, po prawie całkowicie ludzkich, którzy odbierają życie w sposób finezyjny i piękny.

Monstra, monstra,
małe, duże.
Przyjdą ci odebrać życie.
Corsaj, Corsaj,
zęby, szpony,
potnie, pożre na surowo.
Malchaj, Malchaj,
blady, chudy,
wyssie krew, aż będziesz suchy.
Sunaj, Sunaj,
czarnooki,
pieśń zanuci, porwie dusze.
Monstra, monstra,
małe, duże,
przyjdą ci odebrać życie!

"Okrutna pieśń" to świetna książka, która dopiero otwiera cykl, a już wciąga i sprawia dużo przyjemności. Pomysł na świat, stworzenie bohaterów, ich rozterki, wciągający język, to wszystko sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie i ciężko się oderwać. Jedna z lepszych dystopii, jaką miałam okazję poznać, z pewnością na pierwszym tomie nie poprzestanę. Warto ją poznać!

Dział: Książki