grudzień 02, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Ron Lim

sobota, 20 czerwiec 2015 23:44

Misja Ivy

Post apokaliptyczne powieści młodzieżowe zastąpiły ostatnimi czasy nurt gatunku „paranormal romance". Z grubsza jednak polegają na tym samym - niespodziewana miłość, niebezpieczeństwo oraz rozważania próbujących poradzić sobie z losem nastolatków. Czy powieść Amy Engel - „Misja Ivy" - w jakikolwiek sposób wyróżnia się na ich tle?

Świat po wojnie nuklearnej, przeżyli jedynie nieliczni. W niewielkim, ogrodzonym kolczastym płotem miasteczku, panują surowe zasady, a kto ich nie przestrzega, zostaje wykluczony ze społeczności i wygnany na zewnątrz. Jednym z obowiązków mieszkańców są śluby w wieku szesnastu lat. Specjalna komisja dobiera pary na podstawie testów osobowości. Ivy to jednak nie dotyczy - ona jest córką założyciela osady, a to oznacza, że przeznaczony jej został syn prezydenta. Może nie byłby to taki najgorszy los, gdyby nie fakt, że od trzech pokoleń ich rodziny są zwaśnione, a zadaniem dziewczyny zostaje zabicie przyszłego męża.

Powieść jest oryginalna jak na swój gatunek i czyta się ją rewelacyjnie szybko. Fabuła została skonstruowana w interesujący sposób i z przyjemnością śledzi się losy bohaterów. Świat został pokrojony na kawałki, a w tytule „Misja Ivy" przedstawiona zostaje jedynie maleńka jego część - nic jednak straconego. Zakończenie zostało otwarte w taki sposób, że z pewnością niebawem pojawi się kontynuacja.

Bohaterowie zostali wykreowani bardzo szczegółowo. Mają wyraźnie zarysowane charaktery oraz cechy osobowości. Sama Ivy należy jednak do tego rodzaju irytujących postaci, które kosztem samych siebie chcą zbawić świat i nie przychodzą im do głowy żadne inne, logiczniejsze rozwiązania. Nie chciałabym spoilerować, ale wiedząc co ją czeka mogła chociaż wrzucić sobie plecak w krzaki przy płocie i pozostawić nutkę nadziei na przeżycie. Tylko po co? Śmierć w wieku szesnastu lat to przecież taka kusząca perspektywa...

„Misja Ivy" to ciekawa, przemyślana powieść. Autorce w dobry sposób udało się wykorzystać całkiem niezły pomysł. Brakuje w niej jednak post apokaliptycznego klimatu - odniosłam wrażenie, że akcja równie dobrze mogłaby rozgrywać się na przykład w średniowieczu. Wyszłoby na to samo. Nie było to jednak zbyt wielką wadą, chyba, że ktoś się nastawił na genialną wizję świata po zagładzie nuklearnej. Uważam, że książka jest jak najbardziej godna przeczytania i tego by poświęcić na nią swój cenny czas. Pomimo kilku, drobnych wad, lekturę jak najbardziej polecam!

Dział: Książki
czwartek, 18 czerwiec 2015 15:53

Wiedźmin: Kompendium wiedzy o świecie gier

Jak ludzie zapanowali nad krainą zamieszkaną przez fantastyczne istoty? Jak Wiedźmini stali się łowcami potworów? Co ich łączy z czarodziejami i, przede wszystkim, jak zaczęła się przygoda Jaskiera i Geralta? O tym wszystkim przeczytacie w książce Wiedźmin: Kompendium wiedzy o świecie gier.

19 maja 2015 roku została wydana długo wyczekiwana gra – Wiedźmin 3: Dziki Gon. Wraz z premierą tej produkcji miała miejsce premiera książki wydawnictwa Agora, dzięki której możemy się dowiedzieć wielu ciekawych faktów na temat świata gier z uniwersum stworzonego przez Andrzeja Sapkowskiego.

Ciężko mi tę produkcję zaklasyfikować jako książkę, gdyż brak w niej fabuły. Całość jest przedstawiona w formie dziennika, który prowadzi nie kto inny, jak przyjaciel Geralta – Jaskier. Nie oznacza to jednak, że cały utwór będzie z perspektywy barda.

Każdy, kto zna z książek, gier lub filmów postać Jaskiera, ten wie, że jest to osoba dość skrupulatnie spisująca wszystkie przeżycia, a dodatkowo bujnie upiększając wszystkie historie. Teraz w nasze ręce trafia jego dziennik, a z niego dowiemy się wielu ciekawych faktów z wiedźmińskiego świata. Jednocześnie nie musimy się obawiać – książka nie zawiera spoilerów do żadnej z trzech części gier.

W zaprezentowanym kompendium wiedzę przekazują nam najznakomitsi mistrzowie w swoim fachu. O historii świata opowiada nam Villentretenmerth – złoty smok, który dzięki długowieczności miał okazję obserwować wszystkie zmiany od samego początku. W drugim rozdziale o wiedźminach historię opowie nam jeden z największych wojaków i nauczyciel Geralta – Vesemir. O magii dowiemy się dzięki opowiadaniom, które usłyszał Jaskier od miłości Geralta – Yennefer. Nikt nie zaprzeczy, że na potworach nikt nie zna się lepiej niż Biały Wilk, więc kto inny mógłby opowiadać w rozdziale o stworach, jeśli nie sam Geralt? No i na sam koniec – historia największego Wiedźmina w historii świata. O Rzeźniku z Blaviken nie mógł napisać nikt inny, jak jego największy przyjaciel, czyli Jaskier.

Cały dziennik jest prowadzony w narracji pierwszoosobowej, a zawarte w niej apostrofy do czytelnika pozwalają wczuć się w klimat. Konstrukcja zdań sprawia, że można przy tej książce odlecieć i poczuć się, jakby siedziało się przy kominku, a Jaskier opowiadał wszystko nad naszym uchem.

W książce zawarty jest ogrom ilustracji. Nie spodziewałem się aż takiej ilości. Wykonanie obrazów powala oglądających na. Szkice i arty są dopracowane w najmniejszych detalach, a całość prezentuje się świetnie w twardej oprawie i na mocnym papierze. Ponad 180 stron, które czyta się lekko i przyjemnie to obowiązkowa pozycja dla każdego fana Wiedźmina.

Wiedźmin: Kompendium wiedzy o świecie gier to idealna książka, która wytłumaczy nam niejasności, pomoże zrozumieć zachowania ludzi i nieludzi, a podziwianie ilustracji to gratka dla największych fanów. Wręcz chciałoby się je wyciągnąć z książki i obwiesić nimi pokój. Zachęcam wszystkich fanów (i nie tylko) do zakupy tej pozycji, gdyż jej zawartość z pewnością Was nie zawiedzie!

Dział: Książki
czwartek, 18 czerwiec 2015 14:56

Wrocław 2033

Wielkimi krokami zbliża się premiera nowej książki z Uniwersum Metro 2033! 26 sierpnia do księgarń trafi „Otchłań" Roberta J. Szmidta, druga po „Dzielnicy obiecanej" Pawła Majki książka w serii Uniwersum Metro 2033 w polskich realiach.

Wrocław 20 lat po wojnie nuklearnej. Z niemal siedmiuset tysięcy wrocławian przetrwała ledwie garstka w ciągnących się pod miastem kanałach. Tworzą oni niewielkie zamknięte społeczności, zwane enklawami. Mimo upływu lat, powierzchnia wciąż nie nadaje się do ponownego zasiedlenia. Promieniowanie jest tam wciąż zbyt silne, a co gorsza, zmutowane rośliny i zwierzęta stworzyły w ruinach nowy, wyjątkowo nieprzyjazny człowiekowi ekosystem.

Dział: Książki
środa, 17 czerwiec 2015 21:14

Premiera: "Denazen III - Drżenie"

Miłą informacją dla osób, które polubiły dotychczasowe cześci "Denazen" będzie fakt iż wydawnictwo Dreams premierę trzeciego tomu zapowiedziało już na sierpień bierzącego roku!

Dział: Książki
poniedziałek, 15 czerwiec 2015 14:59

Premiera: "Rozłąka"

Nakładem wydawnictwa MAG już 26 czerwca ukaże się kolejna książka wchodząca w skład serii "Uczta wyobraźni" - tym razem jest to "Rozłąka" autorstwa Christophera Priesta.

Dział: Książki
piątek, 12 czerwiec 2015 20:02

Paddington

Zima 2015 roku przyniosła ze sobą wiele ciekawych premier. Dwie z nich zaciekawiły mnie szczególnie, gdyż były związane z książkami i znanymi całemu światu historiami. Zalicza się do nich film o misiu Paddingtonie, do którego aż dwa wydawnictwa wypuściły łącznie kilka książeczek. Korzystając z okazji, że film pojawił się w końcu na DVD, postanowiłam dać mu szansę. Lubię czasem odprężyć się przy dobrym kinie familijnym, lecz tutaj nie jestem w pełni pewna, czy „Miś Paddington" mnie pod tym względem usatysfakcjonował.

Na odległym kontynencie, daleko od wszelkiej cywilizacji i smrodu spalin, mieszka mała rodzinka misiów. Dawniej Dziadek i Babcia Misiowie poznali pewnego londyńskiego podróżnika, który poczęstował ich marmoladą i pokazał trochę ludzkich zwyczajów i zachowań. Lata później Dziadkowie przekazują całą wiedzę swojemu małemu podopiecznemu o dźwięcznym imieniu, wymawialnym tylko w misiowym języku (fonetycznie: rrrooooaaaarrrr). Pech chce, że wyspą wstrząsa trzęsienie ziemi, w którym Dziadek Miś ginie. Babcia, widząc utracony dob{jcomments off}{jcomments on}ytek życia i ukochanego, postanawia odejść do Domu Emeryckiego dla Misiów, zaś małego Misia wysłać na wyprawę do Londynu. Ma odnaleźć podróżnika sprzed lat i poprosić o obiecaną gościnę. Pech chce, że niewiele rzeczy idzie po myśli malucha. Po godzinach spędzonych samotnie na stacji, interesuje się nim pewna szalona rodzinka. Niezdolni do mówienia w języku misiowym, nadają mu imię Paddington i zabierają na noc do domu. Okazuje się jednak, że życie w dżungli nie ma zbyt dużo wspólnego z miejskim pędem, a zamiast podróżnika na Paddingtona czeka jego córka, pragnąca zemsty za zhańbienie rodziny.

Na wstępnie przyznam, że historię Misia Paddingtona znałam dotąd w zupełnie innej wersji. Starałam się znaleźć opowieści z dzieciństwa, aby porównać je z historią z filmu, jednak domowe zbiory zawiodły. Jestem za to pewna, że gdyby twórcy zostali przy oryginalnej wersji wydarzeń, całość nabrałaby pewnego magicznego klimatu. Tymczasem nowe przygody Misia są nastawione na życie w nowoczesnym Londynie, wraz z wszelkimi pomysłami na wykorzystanie ludzkich wynalazków jak na przykład...szczoteczka do zębów. Zdradzę, że scenarzysta nie popisał się pomysłowością, bo motyw szczotki jako patyczka do uszu był nie raz wykorzystywany. Brak umiejętności posługiwania się prysznicem również. Można by wymyślić tyle nowych gagów, ale niestety tutaj pozostano przy wszystkich chwytach, które od lat znamy (i, po części, kochamy).

Poza tym wyobrażacie sobie, że widok misia na ulicach Londynu nikogo nie zdziwił? Ja bym przystanęła z zainteresowania i patrzyła, o co chodzi i skąd się misiek wziął na środku miasta. I to do tego na dworcu! Większość normalnych ludzi zadzwoniłaby po straż miejską lub do zoo z pytaniem, czy mają wszystkie zwierzaki na wybiegach. Ale nie Londyńczycy! Ich największym oburzeniem był tekst Henry'ego Browna (tatuśka) do rodzinki: „O, niebezpieczny nieznajomy! Trzymajcie spuszczony wzrok. Tam stoi jakiś misiek, pewnie coś sprzedaje."

Na tle banalnej fabuły zdecydowanie wybiła się gra aktorska. O ile Nicole Kidman była po prostu w porządku i nie zachwyciła mnie za specjalnie swoim występem – może to dlatego, że zwyczajnie uważam jej postać za niedopracowaną –, o tyle całą rodzinkę Brownów uważam za przeuroczą. Dzieciaki były naturalne i dobrze odwzorowały współczesną młodzież w wieku 10-15 lat. Mary – mama i oddana żona – wyszła Sally Hawkins fenomenalnie. Pokochałam ją od pierwszej sceny za bijący na kilometr optymizm i zwariowanie. Za to Hugh Bonneville, wcielający się w rolę Henry'ego, taty Brownów, już tak oswoił mnie z wieloma swoimi wcieleniami, że po pierwszych scenach z jego udziałem wiedziałam, co podaruje widzom tym razem. Do kompletu dołączyła fenomenalna Julie Walters oraz znany i lubiany Jim Broadbent – obydwoje znani z ekranizacji serii powieści J.K. Rowling o młodym adepcie magii – Harrym Potterze. Całości dopełnia występ Bena Whishawa, który podkładał głos pod Paddingtona i niesamowicie odwzorował emocje, który w przypadku takiego zabiegu są niezwykle ważne.

Niemniej film ma też swoje wady. Poza wspomnianą na początku utratą uroku przez uwspółcześnienie historii, kilka elementów zostało zdecydowanie przesadzonych. Akcje postaci Kidman mnie nudziły i sprawiały, że chciałam przewinąć sceny z nią. Również wspominany wyżej brak zdziwienia społeczeństwa na widok miśka był dla mnie absurdalny i mimo że rozumiem, iż „Paddington" to film familijny, mający zauroczyć głównie młodszych odbiorców, tak zrobiona w ten sposób „ucieczka" przed wprowadzeniem hycli i polowania na niewinne zwierzę do filmu wydała mi się brakiem dobrego pomysłu na ominięcie wątku. Chyba że prawdziwym i dla Londynu jest to, co słyszy się o Nowym Jorku – żadnego tamtejszego mieszkańca nic nie może zdziwić, bo widzieli już wszystko.

„Paddington" okazał się przeuroczym filmem familijnym, w sam raz do obejrzenia przez rodziców i młodsze pociechy. Mam ponad dwudziestkę na karku, a bawiłam się naprawdę dobrze, mimo tych kilku absurdów, które zdołały wkraść się między dobre sceny. Polecam seans w sam raz na leniwe letnie wieczory – relaks w gronie rodzinnym gwarantowany.

Dział: Filmy
piątek, 12 czerwiec 2015 15:33

Srebrzyste wizje

Chyba na żadną książkę w tym roku nie czekałam tak niecierpliwie, jak właśnie na trzeci tom Innych. Uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pióra Anne Bishop, cenię ją za oryginalność pomysłów oraz ich ciekawą realizację. Świat Terra Indigena zafascynował mnie, a Zmiennokształtni mieszkający na Dziedzińcu urzekli mnie zarówno dziką, jak i ludzką stroną swojej natury.
W finale tomu drugiego doszło do radykalnych rozwiązań. W wyniku ataku Innych na Ośrodki, w których przetrzymywano wieszczki krwi, wszystkie dziewczęta i starsze kobiety, zostały uwolnione. Musiało do tego dojść i było to naprawdę konieczne, jeśli wziąć pod uwagę, do czego wykorzystywana może być krew wieszczek, jednak rozwiązanie jednej kwestii uruchomiło kolejne problemy.
Po pierwsze, przybrała na sile działalność ruchu Ludzie przed i nade wszystko, a opinia publiczna bez krytyki zaczęła przyjmować całą propagandę, którą tamci siali głównie za pośrednictwem celebryty i wichrzyciela o dziwnym nazwisku Mikołaj  Strzępiel. Stopniowo doprowadziło to do incydentów między ludźmi a Innymi; początkowo były to drobne niesnaski, potem ograniczanie praw bytności w danych miejscach i zakupu konkretnych towarów, aż w końcu zaczęło dochodzić do aktów agresji ludzi wobec Terra Indigena.
Po drugie, pojawił się problem, co dalej z wieszczkami, które nie znały innego życia niż to, które miały w zamkniętych ośrodkach. Ważki był nie tylko problem uzależnienia wieszczek od cięcia się, ale także ich kłopoty z przystosowaniem się do świata pełnego bodźców, kolorów i zapachów.
Akurat w tym ostatnim specjalistką staje się Meg Cobryn, która blisko rok temu uciekła z podobnego ośrodka. W tomie trzecim Meg dopada coś, co nazwałabym bólem świadomości. Gdy mija pierwszy szok związany z nowym miejscem zamieszkania, gdy Meg już wie, że znalazła swoje miejsce na ziemi oraz przyjaciół, którzy staną za nią murem, bohaterka zaczyna mieć ataki.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze uzależnienie od cięcia się, a jak wiadomo, każde zranienie przybliża cassandra sangue do śmierci. Sytuacja Meg jest zatem ogólnie mówiąc nieciekawa, jednak wsparcie przyjaciółek pomaga jej wysnuć wnioski, które mogą okazać się przydatne dla innych młodych wieszczek.
Tom trzeci cyklu różni się klimatem od poprzednich. Co dla mnie było osobiście trochę przykre to to, że już nie ma w nim tylu zabawnych sytuacji, co w poprzednich częściach. Zwykłych, codziennych momentów, z których może rodzić się komizm, mamy tu jak na lekarstwo. Bardzo mało także jest scen Meg/Simon, właściwie miałam wrażenie, że wątek ten zepchnięto gdzieś na margines.
Bardzo dużo mówi się natomiast o aspekcie społeczno-politycznym. Wspomina się o prawach Terra Indigena do ziemi i tym, że dzierżawiący ją ludzie zdążyli o tym zapomnieć. W miastach zaczyna brakować jedzenia, ludzkie firmy nie chcą współpracować z firmami Zmiennokształtnych, a ludzie, który z nimi pracują są piętnowani i prześladowani. Segregacja rasowa i swoisty rasizm, to dominujące wątki tomu trzeciego.
Z jednej strony takie pokierowanie fabułą ma swoje plusy; każda historia jest dobra, by uczyć czytelnika tolerancji, szacunku dla przyrody, kultywowania tradycji i walki z innością, chorobą, uzależnieniem. Wszystko to otrzymujemy tu w przystępnej, skonsolidowanej pigułce.
Jednak z drugiej strony, do czego już przyzwyczaiły mnie tomy pierwszy i drugi, brakowało mi bardzo tej zabawnej codzienności i zderzenia różnych światów. Lubię się śmiać, czytając, a przy tomie trzecim zbyt wielu okazji do śmiechu niestety nie miałam.
Nie wiem, dlaczego założyłam sobie, że ten tom będzie finałowym, teraz po zakończeniu lektury, wcale nie jestem tego już taka pewna. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że autorka sprytnie zostawiła sobie furtkę do kolejnej części.
Czy polecam? Tak, ale tylko czytelnikom znającym poprzednie tomy, w przeciwnym razie, będą mieli kłopoty ze zrozumieniem powiązań i wydarzeń. Ci, którzy tej serii nie znają, powinni sięgnąć po tomy we właściwej kolejności.

Dział: Książki
piątek, 12 czerwiec 2015 01:54

Dopóki świecą gwiazdy

Rano 10 czerwca 2015 została odpalona strona internetowa www.patykiewicz.com. Poza informacjami o najnowszej powieści Piotra Patykiewicza – zimowym postapo pt. Dopóki nie zgasną gwiazdy – można tam znaleźć niespodziankę, którą przyszykowało Wydawnictwo SQN we współpracy z Tomaszem Kreczmarem. Chodzi o grę paragrafową zatytułowaną Dopóki świecą gwiazdy. Tomek Kreczmar roztacza w niej swoją wizję Upadku, czyli zdarzenia, które miało miejsce kilkaset lat przed akcją książki i zupełnie odmieniło znany świat. Wydawnictwo SQN zachęca do przejścia gry – na jednego szczęśliwca czeka atrakcyjna nagroda w postaci klimatycznego noża wykonanego przez Konrada Radziszewskiego z Time Vehicle. W konkursie można wziąć udział do 1 lipca.

Dział: Z prądem
środa, 10 czerwiec 2015 17:31

Wszystko jest mitem

Każdy z nas kiedyś umrze- to niezaprzeczalny fakt. Chcielibyśmy wierzyć, że jesteśmy tymi "wybranymi" przez los ludźmi, kimś, kto podbije świat. Niestey, życie pisze inne scenariusze, często bardziej bolesne i smutne. Proza życia, tak niektórzy nazywają to zjawisko. Wszystko jest mitem!

Pierwsze, co rzuca się w oczy przy bliskim spotkaniu z książką Wojciecha Piotrowskiego to mrok, a jednocześnie magnetyczne, dzikie ślepia, wpatrujące się w czytelnika z okładki. Nasuwa mi to skojarzenie z pewnym przysłowiem- "człowiek człowiekowi wilkiem". I jak się okazuje, zbyt wiele prawdy w tych słowach.

Przyciągający spojrzenie front to nie wszystko, co zaintrygowało mnie w owym zbiorze nowel. Jak czytamy opis wydawnictwa: "Dzisiaj już tylko czytelnik 'naiwny' gotów jest uwierzyć w 'szczęśliwe historie'. W czasach postmodernistycznej totalnej samotności jednostki, często narażonej na rozczarowanie, nie ma miejsca na snucie optymistycznych opowieści". Cóż... czyż można odmówić książce, która zaprezentowana została w taki sposób? Nie. W tych słowach kryje się prawda, coś, w co ja osobiście wierzę. A lektura książki tylko utwierdziła mnie w tym, że... Wszystko jest mitem, ba, wręcz fraszką. Nie martwcie się jednak, nie sądzę, aby ów utwór zniszczył czyjś światopogląd.

Zbiór (a właściwie zbiorek, zważywszy na naprawdę małą ilość stron) otwiera nowela pt. "Wózek"; jest to jeden z siedmiu "drobiazgów" i od razu wprowadza czytelnika w sielską atmosferę zwykłego poranka na wsi- aż ma się ochotę powiedzieć "dzień jak co dzień". Niestety, dla niektórych to będzie jedna z wielu leniwie przemijających dób, zaś dla innych... ostatnie chwile. Zwróciłam uwagę na ten utwór nie tylko dlatego, że występuje zaraz po otworzeniu książki- po pierwsze, dzięki niemu wiedziałam, co mogę napotkać w kolejnych nowelach. Po drugie, autor na zaledwie siedmiu stronach zawarł to, co nieustannie (można powiedzieć) mnie martwi: dziś jesteś, jutro Cię nie ma. Nikt nie wie, ile pozostało mu czasu, tu, na ziemskim padole; oczywiście, przecież nikt Kostuchy nie oszuka, nie ma szans. Wyobrażamy sobie jednak, że Ten Dzień, dzień przejścia na Drugą Stronę nadejdzie, gdy będziemy już gotowi- odchowane dzieci, wybrane miejsce na cmentarzu, pozałatwiane ostatnie sprawy. Sami zdajecie sobie sprawę, że to oszukiwanie siebie, prawda? Śmierć nie czeka, nie pyta, zabiera tych, których wyznaczył ktoś na górze. Zastanowiła mnie ta nowela. Dlaczego? Rozmyślałam, czy autor chciał w ten sposób dać nam znać, abyśmy żyli tak, jakby jutro miało nie nadejść? Czy może chodziło mu wyłącznie o przekaz- "umieramy, wszyscy, więc Ty też umrzesz! " ?

Najbardziej do gustu przypadła mi właśnie nowela "Wózek", "Wilki", "Kościół Świętego  Stanisława", "Ślad"; czytając niektóre z nich miałam wrażenie, jakbym czytała o swojej miejscowości- takiej, gdzie to każdy zna każdego, a sąsiedzi lubią wścibiać nos nie w swoje sprawy. Gdzie zazwyczaj nuda paraliżuje młodych. Małe, senne, zdecydowanie zwyczajne. I o tym są te historie- krótkie, życiowe. Siłą tej książki jest to, jak wielki ładunek emocji niesie z pozoru obojętna narracja. Myślimy o kimś "szary, nudny człowieczek, szczęśliwy dzięki błogosławionej niewiedzy o tym, jak wygląda prawdziwe cierpienie". Pan Piotrowski depta te stereotypy, bowiem za każdym ludzkim istnieniem kryje się jakaś historia, mniej lub bardziej smutna, może podnosząca na duchu. Ktoś niepozorny mógł przejść prawdziwe piekło. Ktoś szczęśliwy może codziennie zakładać swoją maskę. Proza życia, proza życia.

Pięćdziesiąt stron to niewiele, ale mi w zupełności wystarczyło, by... poznać tajniki zwykłego życia. Dziwnie brzmi? Autor niczego nie upiększa, nie snuje fantazji; pokazuje ludzki żywot takim, jakim jest. Poznajemy historie kilkorga bohaterów i mimo, że niektóre nowele mają jasne zakończenie, to część jest swego rodzaju prezentem od autora- możemy sami dopisać sobie koniec, nie ma bowiem jednoznacznego rozstrzygnięcia.

Podziwiam pana Wojciecha Piotrowskiego za to, że w tak niewielkiej książeczce umieścił tyle emocji, zmuszając czytelnika nie tylko do przemyślenia tego, co czyta, ale również do refleksji nad własnym życiem. Wszystko jest mitem, być może to prawda; my, ludzie, musimy jednak w tym micie trwać, utrzymując mydlaną bańkę marzeń przy życiu.

Wiem, że zbiory nie należą do ulubionych lektur. Wierzę jednak, że skusi Was okazja przeczytania niezwykłej książki o zwykłym, ludzkim losie.

Dział: Książki
wtorek, 09 czerwiec 2015 12:47

Następczyni

„Następczyni" to już czwarty tom serii „Rywalki", ale tak właściwie, to chyba raczej pierwszy tom rozpoczynający nowy cykl. Tym razem to nie America jest główną bohaterką, a jej córka, która podczas eliminacji ma za zadanie odnalezienie przyszłego księcia.

Księżniczka Eadlyn w przyszłości zostanie samodzielnie rządzącą królową. Dziewczyna pogodziła się z losem i bardzo pilnie przygotowuje się do swoich obowiązków. Problem jednak polega na tym, że nie zauważa jak bardzo bywa egoistyczna, a egoizm nie jest pożądaną cechą przyszłego władcy. Okazuje się, że oczy otworzą jej dopiero eliminacje i pobyt w zamku chłopców, których z początku nienawidzi z całego serca.

Powieść Kiery Cass to z definicji dystopia, ale... moim zdaniem trylogia „Rywalki" opowiadała raczej historię „Kopciuszka" tylko w znacznie bardziej dziewczęcy sposób niż oryginał. „Następczyni" również pokazuje problemy dojrzewającej nastolatki, o ograniczonej wolności i swobodzie wyborów. Bunt i własne pragnienia niekiedy przysłaniają Eadlyn wszystko inne. Całość natomiast została przedstawiona w otoczce pałacu, bali i pięknych sukni.

Młodzieżowa seria Kiery Cass wzbudza wiele kontrowersji. Spotkałam się zarówno z opiniami wychwalającymi ją pod niebiosa jak i zdaniem, że książki są naprawdę marne. Jeżeli ktoś sięga po nią z nadzieją na cudownie skonstruowaną dystopię, to niestety ma pełną szansę się zawieść. „Rywalki" to seria dla nastoletnich dziewczyn - tak jak wspomniałam wcześniej, historia niemalże „Kopciuszka".

Wydaje mi się, że nastolatki szukające romantycznej powieści w niecodziennym klimacie twórczością Kiery Cass będą zachwycone. Ja sama szukałam lekkiej, wciągającej lektury i tak właśnie odebrałam „Następczynię", którą czytało mi się rewelacyjnie szybko i z przyjemnością. Nie zaprzeczam, że to powieść czysto rozrywkowa, ale moim zdaniem zdecydowanie nie jest to powód by ją przekreślać - niekiedy nawet wręcz przeciwnie.

Sympatycznie skonstruowana historia posiada otwarte zakończenie. Oznacza to zapewne, że pojawią się kolejne tomy - i dobrze! Uważam, że seria jest warta kontynuowania, bo każdy potrzebuje kilku chwil, w ciągu których może oderwać się od rzeczywistości i przenieść do zupełnie innego, pozbawionego jego własnych problemów świata. Z przyjemnością dowiem się w jaki sposób dalszy przebieg eliminacji wpłynie na dumną księżniczkę Eadlyn i czy stanie się dzięki nim bardziej podobna do swojej matki. Każdemu kto szuka lekkiej, dziewczęcej lektury, „Następczynię" chętnie polecę - dla wielbicieli powieści dystopicznych lub typowego fantasty książka zdecydowanie się nie nadaje.

Dział: Książki