październik 04, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Ram V

piątek, 26 czerwiec 2020 23:13

Kulawy szermierz

Wiedziony ostatnimi moimi doświadczeniami z debiutującymi autorami, trochę nieufnie podchodziłem do książki Tomasza Matery. Okładka jednak tak bardzo kusiła moje oko, że nie potrafiłem się oprzeć sprawdzeniu, jak wypada pod względem treści. Niewiele myśląc, zabrałem się do czytania.

Fabuła jest dość prosta. Kaleki szermierz Uther Mac Flann próbuje pomścić swoje krzywdy na znienawidzonym Skowronku i odzyskać pozycję u boku generał Victorii Dauberg. Zanim jednak dojdzie do tego, dostaje zlecenie eskortowania tajemniczej czarodziejki i małego dziecka do świątyni. Niespodziewanie krótka podróż ma ogromne skutki dla Uthera i przewraca jego życie do góry nogami. W tym samym czasie dyplomatka Amber wyrusza na poszukiwania zaginionej siostry, którą była nasza wyżej wymieniona czarodziejka. Niestety znajduje jedynie jej grób i ślady, które wiodą je w kierunku naszego szermierza. Tymczasem w Mieście Wież jego niezłomny obrońca, Koriolan przygotowuje się do kolejnego obrażenia miasta przez Gebryjczyków, którzy podnieśli bunt na zachodzie i wkrótce staną u bram Oryksu. Losy naszych trzech bohaterów połączy wojenna zawierucha i już na zawsze zmieni ich życie.

Głównym bohaterem jest zdecydowanie kaleki Uther i tutaj ogromne brawa dla autora za wykreowanie postaci. Przede wszystkim sam pomysł, by głównego bohatera zrobić osobą niepełnosprawną, jest godzien podziwu. Nie oszukujmy się, w powieściach fantasy ciężko jest się utożsamiać z bohaterami. Nigdy nie będziemy silni jak Conan Cymeryjczyk, czy zwinni jak Gertalt. Ten sam problem swojego czasu dotykał komiksy takie jak Batman, Czarna Pantera itp. O pieniądzach Bruce Wayne'a mogą myśleć bardzo nieliczni na świecie. I wtedy olśnieniem stał się Spiderman, który był zwykłym licealistą, mającym zwykłe nastoletnie problemy. To samo robi Tomasz Matera. Jego bohater mimo swojego kalectwa jest nadal jednym z najlepszych w swoim fachu, wynika to z jego siły ducha i determinacji. Charakteru dodaje jego postaci niezłomny upór, który sprawia, że podejmie on naprawdę zaskakujące decyzje. Z takim bohaterem może utożsamić się właściwie każdy. Czy to osoba niepełnosprawna, czy w pełni zdrowa osoba mająca problemy z wiarą w siebie.
Powiem szczerze, że Uther mimo swoich niekiedy kontrowersyjnych decyzji wbił się z impetem w wielką trójcę moich ulubionych bohaterów.

Co ciekawe reszta bohaterów jest napisana równie dobrze i interesująco. Obie siostry - to znaczy nasza tajemnicza czarodziejka oraz Amber są bardzo dobrze skrojone. Każda z nich ma inny temperament, charakter, pogląd na świat i każdą z nich lubimy za coś kompletnie innego. Nawet wspominany wyżej Skowronek, jako przeciwnik Uthera jest postacią bardzo ciekawą.

Świat stworzony przez Tomasza Materę jest interesujący i wciągający. W książce dostajemy dobrze rozrysowaną mapę wraz z autorskimi nazwami miast i krain. Nie jest to może zrobione z taką perfekcją jak Śródziemie władcy Pierścieni – jednak na tyle sprawnie, aby wciągnęło nas od początku do końca.

Podsumowując Kulawy szermierz to najlepszy debiut, jaki miałem okazję czytać w tym roku. Czytając opowieść o Kulawym Szermierzu, nie czujemy, że przyszło nam czytać prozę autora debiutującego, a wręcz przeciwnie. Okładka i mapa w środku przyciągają nas, ale są wprost proporcjonalne do treści. Polecam całym sercem każdemu i czekam na kontynuację.

Dział: Książki
piątek, 26 czerwiec 2020 21:06

Kartonowe klocki konstrukcyjne CARDBLOCKS

Klocki konstrukcyjne CardBlocks to nowość, o której warto mówić. Idealne dla dzieci, które wychowywane są w duchu Montessori, ale nie tylko. Przebijają niemal we wszystkich punktach klocki kolorowe, głośne. Cardblocks można opisywać w samych superlatywach, a dzisiaj opowiem wam coś więcej.

Jest to gra dla całej rodziny, która umili niejedno popołudnie czy wieczór. Opakowanie zawiera zestaw 49 klocków przed złożeniem, jeden klocek złożony i około 600 łączników. W pudełku znajdziemy również instrukcję, która wprowadzi nas w tajniki budowania i konstruowania, ale w tym przypadku ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. Gdy już otworzycie pudełko i zaczniecie budować, składać, konstruować, to nie będziecie mogli się oderwać. Tekturowy klocek wraz z łącznikiem daje możliwość konstruowania przeróżnych budowli przestrzennych. Jakich? Most, domek, robota, zamek czy inne, bardziej skomplikowane rzeczy. W instrukcji składania znajdziecie dokładnie rozrysowany schemat składania klocka. Na stronie producenta znajdziecie również instrukcję wideo – jest to duże ułatwienie dla najmłodszych uczestników.

Co klocki CardBlocks mają w sobie wspaniałego? Po pierwsze – są ekologiczne. Do ich wytworzenia użyto tektury, dzięki czemu nasze środowisko nie jest zaśmiecane przez plastik, z którym i tak nie możemy sobie dać rady. Jeżeli ktoś chce, może pokusić się o pomalowanie poszczególnych elementów – jak wspomniałam, ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. Po drugie – pobudzają zmysły w najprostszy, ale najbardziej polecany przez terapeutów sposób. Psychologowie zgadzają się co do tego, że głośne zabawki nie pomagają stymulować naszych pociech. Po trzecie – CardBlocks wspomagają koncentrację, relaksują, a także uczą myślenia przestrzennego. Rozwijają lewą półkulę mózgu. Dziecko czy dorosły, układając kartonowe klocki uczy się, jak odpowiednio ułożyć elementy, żeby budowla się nie przewróciła i miała jakiś sens. W przypadku budowania nie warto się do jednej formy. Można kombinować, przestawiać i odstawiać do znudzenia. Po czwarte – to jest „zabawka” dla wszystkich pokoleń. Piszę tutaj głównie o dzieciach, ale uważam, że i dorośli świetnie się bawią przy tej grze. Wciągnie osobę w każdym wieku! Po piąte – jest to produkt Polski. Zachwycamy się grami zagranicznymi, a musimy wiedzieć, że takie cuda mamy na własnym podwórku. W obecnych czasach warto wspierać nasze rodzime biznesy, a w CardBlock warto inwestować. Po szóste – są wytrzymałe i odpowiednie dla dzieci z przeróżnymi zaburzeniami, bo nie wydają żadnych, wrażliwych dźwięków. Neutralny kolor to również zaleta.

Nie znalazłam żadnej wady klocków konstrukcyjnych CardBlocks. Nie jest to zabawka przeznaczona dla dzieci poniżej 3 lat, ze względu na łączniki, które są elementami drobnymi, które łatwo połknąć. Jeżeli znudzi Wam się oryginalny zestaw albo będziecie chcieć więcej (a to więcej niż pewne), to producenci oferują wam różne dodatkowe moduły – rotunda, kopuła i bryły platońskie. CardBlocks to idealny pomysł na prezent.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 23 czerwiec 2020 11:53

Kurczaczek i Salamandra

- Chcesz być moją przyjaciółką? Nie jestem za dobrą w tym całym przyjaźnieniu się i nigdy nie miałam przyjaciółki, ale mamą mówi, że to ważne. [...]
- Chcę. Też nie wiem jak. Ale Dora mówi, że gdy dwie osoby bardzo czegoś chcą, to już połowa sukcesu. *

Nastoletnie lata są trudne już same w sobie, a gdy dojdzie do tego magia, wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Trzeba zmagać się nie tylko z tym, co każdy przeciętny nastolatek, ale dodatkowo z panowaniem nad tym, by ujarzmić ogień, opanować komunikację z duchami czy też przemianę w rysia…

Kurczaczek i Salamandra to taka mała niespodzianka dla fanów Thornverse.

Trzy opowiadania, w których spotykamy Dorę Wilk, Witkacego oraz Nikitę. Tylko tym razem nie oni grają pierwsze skrzypce, a ich… mali podopieczni. Salomea próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Trudno jej uwierzyć, że ktoś może ją pokochać i wybrać, nawet gdy sprawia tyle kłopotów i nie panuje nad swoją mocą. Wiktoria musi uważać na to, co robi, bo złamanie warunkowych zakazów będzie straszne w skutkach. Tylko jak nie wpaść w kłopoty, kiedy one same ją znajdują? Jest jeszcze Michaś i jego pierwsza przemiana w rysia. To nic, że plączą mu się łapki i kusi go ganianie za swoim ogonem. Musi zrobić psikusa Nikicie, a czy będzie coś lepszego niż zakopanie tajemniczych paczek pozostawionych przez kogoś pod jej domem i przygotowanie mamy, by sama je odnalazła?

Kiedy tylko książka Kurczaczek i Salamandra pojawiła się w zapowiedziach, od razu wiedziałam, że nie będę mogła przejść obok niej obojętnie. Uwielbiam uniwersum stworzone przez Anetę Jadowską i zawsze chętnie do niego wracam. Jak ten zbiór opowiadań wypadł w moich oczach?

Tak już z opowiadaniami bywa…

Opowiadania mają to do siebie, że ich poziom jest zróżnicowany. I chociaż Anecie Jadowskiej zbiór Kurczaczek i Salamandra wyszedł bardzo fajnie, to jednak nie da się nie zauważyć, że ze wszystkich trzech najbardziej dopracowane i rozbudowane jest Igranie z ogniem. To opowiadanie zajmuje większą część książki, zawiera w sobie wiele wątków i emocji. Autorka pomimo krótkiej formy świetnie sobie poradziła z poprowadzeniem, rozbudowaniem i zakończeniem fabuły. Można odczuć, że to nie koniec drogi tych postaci, ale ten rozdział się skończył.

Z kolei przy opowiadaniu Duma i ciągłość poczułam lekki zawód. I nie dlatego, że jest złe, bo tego powiedzieć nie mogę. Historia Wiktoria ma duży potencjał, czytało mi się ją dobrze i z zaciekawieniem. Brakuje jej jednak takiego dopracowania jak w przypadku opisu przygód Salci. Wiktoria opisuje, że przeżyła dramatyczne chwile, które odebrały jej możliwość bycia dzieckiem jeszcze przez chwilę. Jednak ja tego napięcia, strachu i żalu nie poczułam. Zginęło to gdzieś pomiędzy śledztwem, rozwiązaniem sprawy i innymi wątkami. Szkoda, bo to było naprawdę dobrze pomyślane.

Przygody małego drapieżnika to nawet nie opowiadanie, a bardziej anegdotka. Zabawna, urocza i wywołująca ciepło na sercu historyjka o Michasiu. Chłopiec cieszy się ze swojej pierwszej przemiany i chce się tym podzielić z kimś, kogo bardzo lubi. Tutaj nie mam nic do zarzucenia treści, jest krótko, ale idealnie.

Słówko o bohaterach.

Charakterystyka postaci wyszła za to autorce rewelacyjnie. Od razu wiadomo, kto jest kim. Ci, co znają je już z poprzednich spotkań wiedzą co, jak i dlaczego, ale nawet dla kogoś, kto pierwszy raz sięga po książki Anety, bez problemu poradzi sobie z rozpoznaniem i powiązaniem poszczególnych postaci ze sobą. Bohaterowie są sobą, ze swoimi wadami i zaletami, wybuchowymi charakterami, lękami, nadziejami, wpadaniem w kłopoty i niespodziewanymi przyjaźniami.

Podsumowując

W moim odczuciu Kurczaczek i Salamandra jest czymś obowiązkowym dla fanów Thornverse. Chociaż każde z opowiadań jest inne i przy środkowym miałam parę uwag, to tak naprawdę świetnie się bawiłam w trakcie czytania. Historia Salci bardzo mnie poruszyła i nawet wywołała łzy. Dało się też przy niej pośmiać, jak i przy pozostałych dwóch opowiadaniach. Aneta Jadowska ponownie w swoim lekkim stylu zagwarantowała mi pobyt w swoim świecie, dobrą zabawę, ale również skłoniła do refleksji na poruszone tematy. Szkoda tylko, że tak szybko dotarłam do ostatniej strony, bo żal mi było rozstawać się z tą całą zgrają.

Dział: Książki
piątek, 19 czerwiec 2020 14:46

Zgadnij kim jestem

Odgłos kroków brzmiał obco. Pamiętała tylko tę myśl, że jest za późno…

„Zgadnij kim jestem” to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kamili Cudnik. Nie miałam przyjemności poznać wydanych w 2019 roku, również przez wydawnictwo Zysk i S-ka, „Historii miłosnych”. Z poniższej opinii dowiecie się, czy będę miała ochotę tę zaległość nadrobić. 

Zarys fabuły

Po raz pierwszy Iza i Robert spotykają się, gdy kobieta stoi za barierką mostu i, jak sądzi policjant, szykuje się do samobójczego skoku. Mężczyzna jest zaintrygowany nieznajomą i coraz częściej zaczynają się spotykać. Ktoś jednak najwyraźniej czyha na życie Izy i nie zamierza dać jej spokoju. Czy przy pomocy nowo poznanego policjanta uda jej się ujść z całej tej sytuacji z życiem?

Moja opinia i przemyślenia

Książkę czyta się lekko i szybko, ale w fabule niewiele elementów zaskakuje. Wątek kryminalny jest ciekawy i dobrze skonstruowany, jednak brak mu oryginalności. Warsztatowi literackiemu pani  Kamili Cudnik nie można niczego zarzucić. Sądzę jednak, że lepiej odnalazłaby się w powieściach obyczajowych niż kryminałach. Nigdy jednak nic nie wiadomo. To pierwszy kryminał, jaki ukazał się spod jej pióra, a jak powszechnie wiadomo, ćwiczenie czyni mistrza. Być może swoją następną książką zupełnie mnie zaskoczy. 

Historia jest niezwykle ponura. Z bohaterami, szczególnie z Izą, ciężko się polubić. Mimo przytrafiających się jej złych rzeczy nie potrafiłam jej współczuć. Za to trzeba przyznać, że jeżeli taki właśnie był zamysł Autorki, to postać została doskonale wykreowana. Również mroczny klimat, gęsta atmosfera i sieć niedomówień stworzone zostały w powieści pierwszorzędnie. 

Odpowiadając na pytanie ze wstępu, z miłą chęcią sięgnę po „Historie miłosne”, pierwszą książkę spod pióra Autorki, by przekonać się, czy faktycznie podczas tworzenia powieści obyczajowej, pani Kamila Cudnik, czuje się jak ryba w wodzie. 

Podsumowanie

„Zgadnij kim jestem” to książka, którą z przyjemnością polecę wielbicielom mrocznych, ponurych historii. Tym czytelnikom, którzy lubią, gdy bohaterowie są gnębieni, a w ich życiu pojawiają się zaledwie niewielkie promyczki słońca. Polubią ją także osoby czytające książki obyczajowe. Odradzam ją natomiast czytelnikom, którzy pochłaniają kryminały jeden za drugim. Myślę, że tu raczej nie znajdą tego, czego w powieściach szukają. 

Dział: Książki
środa, 17 czerwiec 2020 11:35

Sprzedaliśmy Duszę

Wydawnictwo Vesper kojarzy mi się przede wszystkim z rockowo-metalowymi klimatami, dotychczas miałem od czynienia głownie z biografiami gwiazd rocka czy historii różnych, legendarnych już kapel. Tym razem jednak w moje ręce trafia książka "Sprzedalisśmy Duszę" Gradyego Hendrixa (swoją drogą dość chwytliwe nazwisko). Autor, reżyser i scenarzysta. Ma na swoim koncie nagrodę Bram Stoker Aword, czyli wyróżnienie dość wysokiej wagi patrzać na to, że jako jej laureat dołączył do grupy takich osób jak Anne Rice, Stephen King czy Dan Simmons. Czego możemy spodziewać się po lekturze "Sprzedaliśmy Duszę"? Zapraszam do krótkiej opinii.


Zacznijmy od tego, jaką historię Hendrix nam opowiada. Jego bohaterka - Kriss Pulaski - niegdyś gitarzystka metalowej zespołu, doszukuje się powodów jego bardzo nagłego rozpadu. Zastanawia się również nad fenomenem solowej kariery jednego z występujących z nią członków - Terry'ego Hunta. W tym celu wyrusza w podróż po Ameryce, starajac się dotrzec do byłych muzyków grupy a także do wspomnianego Hunta. Ksiązka to świat ukazany oczami - z początku młodej - Kris, która jest zafascynowana muzyką metalową od pierwszych chwil dzieciństwa.


Trzeba powiedzieć, że diabeł z gitarą na okładce oraz opis, jaki przeczytałem z tyłu tomiszcza, od razu nasunął mi prosty wniosek, z czym będe miał do czynienia. Grady Hendrix stworzył książkę, która nie jest ani zbyt ambitna, która nie porywa swoją fabułą, która przede wszystkim niczym nie zaskakuje. Jestem pewien, że rację przyzna mi większość zwyczajnych czytelników mroczniejszych klimatów. Jednakze trzeba tutaj mocno zaznaczyć - trochę na obronę autora - że ksiązka ta jest skierowana do pewnej grupy ludzi. Jej najważniejszym atutem jest fakt obecności muzyki na stronach. Kto zna dcenariusz narodzin metalowej muzyki w Stanach Zjednoczonych, kto interesuje się muzyką Black Sabbath, Skorpionsów, Metallicy czy Slayera, ten odnajdzie kupe frajdy podczas czytania. Cała magia tej ksiażki, przynajmniej dla mnie, polega na tym, że mogę wczuć się w role bohaterki, kiedy sam przed kilkunastoma laty wziąłem w ręce gitarę i próbowałem zagrać Iron Mana.


Książka wygląda naprawdę obłędnie, twrada oprawa i niesamowita oprawa graficzna to coś, co przykuło moją uwagę od razu. Na pewno jednak przed sięgnięciem po lekturę trzeba zadać sobie pytanie, czego od niego oczekuje. Bo jeśli faktycznie, Drogi czytelniku, czekasz na dobry, mocny horror, to niestety ale się rozczarujesz. Jeśli jednak jesteś fanem Ozziego Ozborna i kręci CIę fakt, że często gęsto w ksiażce napotykasz nawiązania do tworóczości Black Sabbatch czy innych gigantów metalu, to z czystym sercem polecam Ci własnie taką rozrywkę.

Dział: Książki
sobota, 13 czerwiec 2020 11:24

Papierowy Mag

 

Ceony Twill uczy się bardzo dobrze i pragnie zostać Wytapiaczem, czyli magiem specjalizującym się w magii metalu. Niestety, dostaje przydział do papierowego maga, dodatkowo do dziwacznego Emery’ego Thane. I choć papier zaczyna ją fascynować, nie przestaje marzyć o innej magii.

 

Papierowy mag to specyficzne fantasy. Jest w nim telegram, świece, ale pojawia się też lodówka. Dość nietypowy świat, ale nowi w zasadzie tylko tło do głównych wydarzeń, więc w niczym to nie przeszkadza, raczej jest ciekawostką. Bardzo ciekawe za to i sprawiające, że książka jest ciekawa jest zupełnie inne podejście do magii. Nie ma, lub ja się nie spotkałam, w innych książkach magii związanej z materiałami, które może wytworzyć człowiek. Tutaj jest i o ile magia papieru, czy plastiku nie wydaje się szkodliwa, a Ceony nawet zdaje się okropnie nudna i mało spektakularna, to istnieje też magia ciała. Stoją za nią Wycinacze, którzy ukuli teorie mówiącą o tym, że człowiek też jest niejako dziełem innych ludzi, można go więc wykorzystać do tworzenia silnej magii. Gorzej, bo jest to magia zabójcza, okrutna i okropna. I właśnie z taką magią postanawia zmierzyć się dziewczyna, ratując swojego świeżo poznanego nauczyciela. Rzucone zaklęcie zamyka ją w pewnym miejscu, z którego musi wyjść, by uratować Emery’ego. Pomysł chwilami makabryczny, ale szalenie działający na wyobraźnię.

Papierowy mag otwiera trylogię i robi to w bardzo ciekawy sposób. Powstaje mnóstwo pytań, choćby o psa na dnie kanionu, o przyszłość przepowiadaną po części sobie i o dalsze losy Ceony, której marzenia zostały gdzieś w tyle, ale o nich nie zapomniała i pragnie zmieniać rzeczywistość, w której kazano jej żyć. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą dobrym rozwinięciem, bo początek ma naprawdę spory potencjał. Liczę, że autor mnie zaskoczy, zrobi coś spektakularnego ,a jednocześnie nie zgubi pewnego stylu i świeżości.

Spotkamy w książce specyficzne przedstawienie bohatera. To poznawania kogoś na wskroś, bez jego upiększeń, wrażeń i emocji. Obnażenie ludzkiej duszy, jednej konkretnej i oplecenie wokół tego fabuły tak, by widziane zdarzenia z przeszłości tłumaczyły przeszłość bardzo przypadło mi do gustu. Szczególnie, że rodzi nowe pytania i zdarzenia.

To książka o marzeniach, które się nie spełniły, a mimo to otworzyły drogę do czegoś innego. Opowiada o poszukiwaniu sprawiedliwości, odwadze, lękach i bólu, o zakazanej magii, która niszczy i o niby nic nieznaczącej, która ratuje. Polecam na letnie dni, kiedy czas płynie leniwie, a lektura ma odprężyć i sprawić przyjemność.

Dział: Książki
środa, 10 czerwiec 2020 18:44

Leon I Wielki. Pogromca Attyli

Leon I Wielki to ostatni papież antycznego świata. A raczej ostatni wielki papież przed średniowieczem. Miał na tyle charyzmy i daru przekonywania, że nawet władcy najeżdżających Rzym plemion były skorzy go wysłuchać i przystać na jego propozycje. Poznajcie komiks o Leonie I Wielkim, komiks, który jest nie tylko ukazaniem poszczególnych wydarzeń z życia władz Rzymu w 5 w n.e., ale sprawnie przeprowadzoną intrygą, ze świetnie zarysowanymi postaciami i sytuacją polityczno-gospodarczo-religijną ówczesnych czasów.

Oto mamy Europę podzieloną: z jednej strony większość ziem jest pod panowaniem Walentyniana III, z drugiej najazdy ludów barbarzyńskim, w tym Hunów, są już taką codziennością jak wiosenne roztopy. Do tego i Kościół Katolicki przeżywa pierwsze rozłamy. Cesarz sprzeciwia się ożenkowi swej siostry z Attylą, przez co sytuacja polityczna jeszcze się zaognia, a na miasto już kroczy rozwścieczony wódz z armią grabiącą i palącą każdą napotkaną wioskę. Dodatkowo, bojąc się o utratę władzy, cesarz robi co może, by wojskowy Aecjusz nie wzmocnił jeszcze swojej pozycji wśród legionistów i nie sięgnął po władzę. A bo to pierwszy raz by było, kiedy cesarz jest zabijany, bo komuś zamarzyła się korona?

Okazuje się, że najrozsądniejszym wyjściem jest nie czekanie na posiłki i dręczenie najeźdźców głodem i terrorem, a poselstwo głowy Kościoła. Czasem właśnie mądrzy ludzie potrafią więcej niż miecze. O ile Attylę udaje się przekonać, by zawrócił wojska i nie miał pretensji za odrzucenie ego propozycji małżeńskiej z siostrą cesarza, o tyle już kolejne spiski, jak choćby zabicie ewentualnych pretendentów do korony, nie udaje się zatrzymać Leonowi. Dochodzi do coraz większych przetasowań na szczycie władzy, a mimo to wiara w Leonie jest niezmienna. Postawa papieża, który zmarł dopiero 21 lat po mianowaniu, do końca jego dni nie dopuściła do rozłamu Kościoła tak jak nastąpił rozłam Imperium Rzymskiego na część wschodnią i zachodnią, a w końcu całkowity jego upadek w kilka lat po śmierci Leona I.

Autorką scenariusza jest francuska historyczka, pisarka i scenarzystka komiksów historycznych France Richemond, zaś rysunków – włoski rysownik i kolorysta Stefano Carloni. France Richemond przedstawiła opowieść, w której zawarła ważniejsze elementy politycznej intrygi ostatnich lat Cesarstwa Rzymskiego. Nie stoi po żadnej ze stron i daleka jest od oceniania zarówno motywów, jakimi kierowali się Leon czy Walentynian II, jak i ich sposobów działania. Jesteśmy tylko widzami w tym bardzo krwawym, zgodnym z historycznymi danymi dramacie.

Bardzo dobrym posunięciem było uzupełnienie tomiku o rzetelnie opracowane artykuły historyczne, dzięki którym łatwiej jest czytelnikowi zrozumieć polityczny kontekst. Dowiadujemy się zatem, na czym polegał właściwy schyłek cesarstwa rzymskiego, a co za tym również idzie upadek władzy cesarskiej oraz jakie herezje trawiły ówczesny Kościół Katolicki

W tym komiksie oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. Ma to jednak swoje minusy: wiele przekazów jest fabularyzowanych, choć raczej są one zgodne z wydarzeniami historycznymi. Stefano Carloni wydobył zaś historyczną prawdę poprzez ukazywani postaci jak z krwi i kości: maja swoje wady i zalety, pożądają, każdy wierzy w co innego, jednak równie niezłomnie. Mamy tu starcie nawet nie dwóch wielkich przywódców: Attyli, wodza Hunów, i Leona I, papieża Rzymu, ale i nieudolnego, niestroniącego od krwawych intryg Walentyniana III czy wreszcie spiskującego Petroniusza Maksymusa. Realistyczne opracowanie komiksu to wielki walor publikacji.

Często słyszę, że komiksy historyczne, zwłaszcza o postaciach związanych z religią, są słabe. Tu jednak mamy przykład dobrej pozycji, które mimo iż opowiada o dość odległych czasach, robi to w sposób nie tylko rzetelny, ale i ciekawiący czytelnika.

Dział: Komiksy
niedziela, 24 maj 2020 09:41

Oczy ciemności

Tylko matka wie, jak ogromny ból trawi codzienność po utracie dziecka- istoty, którą dziewięć miesięcy nosiło się pod sercem, pielęgnowało po urodzeniu, wychowywało. Cieszyło się z większych, ale i tych mniejszych sukcesów. I nagle pustka; nie ma go, nie ma go, tak boleśnie go nie ma...

Tina Evans rok temu straciła w tragicznym wypadku syna, Danny'ego. Chłopiec wraz z grupą kolegów i dwóch opiekunów ruszyli w podróż do serca lasu, by tam przeżyć przygodę życia. Niestety, autobus nigdy nie dojechał na wyznaczone miejsce, a zrozpaczeni rodzice dostali wyłącznie informację, że coś poszło nie tak. Tinie oraz jej ówczesnemu małżonkowi odradzano patrzenie na szczątki chłopca, prowadzący sprawę nie potrzebowali ich potwierdzenia, kim jest zmarły. Teraz, po roku czasu, kobieta nadal czuje dogłębny ból; wie jednak, że nie może zadręczać się do końca swoich dni. Powoli wychodzi na prostą, skupiając całą swą uwagę na pracy, którą kocha- tworzenie spektakli. I gdy już wydaje się, że cierpienie nie promieniuje tak mocno na całe ciało, że bohaterka z dnia na dzień coraz bardziej przyzwyczaja się do myśli, że Danny'ego już nie ma, wchodzi do jego pokoju. A tam, na tablicy, widnieje jedno zdanie: NIE UMARŁ. 

Może i kobieta -choć przerażona- zignorowałaby dziwne słowa, tłumacząc je zapomnieniem. Ale to, co pojawiło się w pokoju jej syna, było dopiero początkiem dziwnych wydarzeń. Serce matki zaczyna bić szybciej. A co, jeśli jej chłopiec naprawdę żyje? Co, jeżeli nie zginął w tamtym wypadku, a trumna zawiera obce ciało... ? I gdzie w tym momencie znajduje się Danny?

Tina Evans jeszcze nie zdaje sobie sprawy, w jak misterną sieć kłamstw owinięty jest wypadek sprzed roku. Za wszelką cenę chce poznać prawdę i być może odzyskać syna. 

Twórczość Dean'a Koontz'a poznałam baaardzo dawno temu, za sprawą mojej ulubionej pani bibliotekarki. Wiedziała, że zaczytuję się w książkach Graham'a Masterton'a, więc gdy biblioteczne półki z horrorami (a było ich początkowo bardzo niewiele) opustoszały, skierowała moją uwagę na Koontz'a właśnie. I tak rozpoczął się mój kolejny wieloletni "związek", w którym oczywiście razem z autorem mamy raz wzloty, raz upadki, aczkolwiek mimo wszystko wiernie przy nim trwam. I choć Oczy ciemności jest wznowionym wydaniem, to dla mnie jest jak nowość- dotychczas nie miałam okazji czytać tej pozycji. 

Przed lekturą zastanawiałam się, dlaczego po różnych literackich stronach wyświetlają się komentarze typu: "bardzo aktualna historia". Oczywiście od razu pomyślałam o toczącej świat pandemii, aczkolwiek opis książki nie wskazywał, jakoby autor umieścił w niej cokolwiek dotyczącego tematu. A jednak byłam w błędzie, o czym oczywiście przekonałam się przy końcu lektury. 

Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice, którzy utracili swoje dziecko; to na pewno ogromny ból, którego nie zrozumie nikt o podobnych, przykrych doświadczeniach. I mam cichą nadzieję, że nigdy nie będę musiała przechodzić przez podobną katorgę. Tina Evans jednak po roku radzi sobie coraz lepiej, co oczywiście nie znaczy, że ból po śmierci Danny'ego zniknął. Gdy w jej domu, a także miejscu pracy doszło wielokrotnie do dziwnych przejawów tajemniczej, nadnaturalnej siły, obie zrozumiałyśmy, że dzieje się coś, co wykracza poza ludzkie pojęcie. Oczywiście zakładałam jakiś typowy scenariusz- duch zmarłego dziecka próbuje skontaktować się z matką, aby przynieść jej ukojenie i móc spokojnie opuścić ziemski padół po rocznej tułaczce. Ale nie, jak się okazało, zamysł autora był zupełnie inny.

To, co początkowo brałam za thriller z nutką paranormalności, po pewnym czasie przeobraziło się niemalże w powieść sensacyjną. Autor bawi się nami, wprowadzając nas w świat matki, której delikatna konstrukcja psychiczna wciąż chwieje się za każdym razem, gdy wspomni syna, by później przedstawić ją jako superbohaterkę, gotową zrobić wszystko, by poznać prawdziwy los dziecka. Matki zwykłej, zajętej codziennymi obowiązkami, która dla potomka jest w stanie wykrzesać z siebie multum odwagi. Kobiety, która dopnie swego wbrew temu, co próbuje jej wmówić cały świat.

Tak, Oczy ciemności nawiązują do obecnej sytuacji na świecie. Ale nie jest to wątek, który zawładnął całą lekturą- na pierwszym planie nieustannie jest dążenie Tiny do poznania prawdy o losie Danny'ego. Pan Koontz postarał się, byśmy z łatwością mogli wślizgnąć się w jej uczucia, patrząc na świat jej oczami. Doceniam jego pracę, a Wam polecam skierowanie swojej uwagi na to wznowienie. Warto!

Dział: Książki
niedziela, 17 maj 2020 17:51

Morski ogień

Wiatr rozwiewał jej długie włosy. Szlach wyrywał się z głębi serca. Nic nie mogła zrobić. Pragnęła rzucić się na pożarcie falom, niespokojnej toni, którą tak ukochała. W jej głowie narastał krzyk. Musiała go z siebie wyrzucić, ale nie mogła. Drgając w ramionach swojej ostatniej członkini rodziny, Caledonia patrzyła ze zgrozą w oczach na śmierć bliskich, ginących z ręki Pocisków Arica. Nie mieli litości. Ich uzależnienie było tak głębokie, że nie zatrzymali się nawet na chwilę i nie spojrzeli na ludzi, którym odbierali życie. To wszystko było jej winą. Matka zawsze jej powtarzała, żeby nie ufać tym pozbawionym kontroli żołnierzom, ale ten jeden raz, Caledonia wygłuszyła ostrzeżenie matki i darowała życie jednemu z nich. Teraz musiała patrzeć na jego zdradę i gwałtowną śmierć bliskich. W jej umyśle zapanowała pustka. Nic już nie będzie takie samo. Ukochany brat przepadł na zawsze, a to wszystko było jej winą…


Powieść Natalie C. Parker mimo powolnego tempa zakrada się do serca czytelnika i owija niczym bluszcz, który nie chce się poddać. Ukazanie niesamowitej siły kobiet, które przeżyły wiele cierpienia i bólu, a mimo to zdolne są do ciągłej walki, okazało się strzałem w dziesiątkę. ,,Morska toń” to historia, która, choć ma elementy podobne do innych książek (co w dzisiejszych czasach jest nie do przeskoczenia), zaskakuje i skupia się na ukazaniu potęgi matek, córek, sióstr, którym przyszło żyć w urągającej dla nich rzeczywistości.


Morski ogień to zapierająca dech w piersi opowieść łącząca kobiecą siłę Wonder Woman z wybuchową akcją Mad Maxa: na drodze gniewu.

Gdy jej załoga ginie z rąk krwiożerczych żołnierzy nikczemnego Arica Athaira, zwanych Pociskami, Caledonia Styx musi sama znaleźć swój kurs pośród śmiertelnie niebezpiecznych wód. Dowodzi statkiem „Mors Navis”, którego załoga składa się z podobnych do niej dziewczyn i kobiet, które straciły rodziny i domy przez Arica. Wspólnie starają się nie tylko przeżyć, ale i pozbawić Arica jego floty uzbrojonych po zęby okrętów.

Gdy jednak najlepsza przyjaciółka Caledonii cudem przeżywa atak dzięki jednemu z Pocisków, który wraz z nią próbuje uciec, przywódczyni staje przed dylematem – czy pozwolić mu dołączyć do załogi? Czy chłopak jest kluczem do zniszczenia Arica raz na zawsze... czy też stanowi zagrożenie dla wszystkiego, co zbudowały kobiety z „Mors Navis”?


Bohaterowie powieści zapadają w pamięć. Caledonia Styx, chłodna na zewnątrz, ale przeżywająca burzę w środku swojego serca, kapitana zdolna do wielkich poświęceń i pragnąca zemsty, przypadła mi do gustu od samego początku. Nie łatwo zdobyć jej zaufanie, niczym niezawodny kompas, prowadzi swój statek, przez niespokojną toń. Pisces, niesamowita pływaczka, która mimo tragedii, potrafiła zachować w sobie empatię i nie pozwalać Caledonii wejść sobie na głowę. Tajemniczy Pocisk, którego imienia nie będę ujawniała, ponieważ poznajemy je dopiero w dalszej części historii. Kobieca załoga wywołująca strach na morzach, pełna pasji i lojalności. Natalie C. Parker wie, jak stworzyć postacie, których nie sposób zapomnieć.
Akcja ,,Morskiego ognia” rozgrywa się głównie na wodzie, gdzie możemy przyjrzeć się bliżej relacjach panujących na statku i nastrojach dziewcząt w różnych etapach walki o wyzwolenie się spod wpływu okrutnego Arica Athaira. Autorka wprowadzając do powieści wątek przetrzymywanego na pokładzie Pociska, okrywa go nutką tajemnicy. Nic o nim nie wiemy, sama Caledonia spycha go w otchłań umysłu. W miarę rozwoju historii coraz bardziej odczuwałam potrzebę poznania go, dowiedzenie się o nim czegoś więcej, ale C. Parker pokazywała niewiele momentów z nim związanych (może właśnie dlatego, tak bardzo na nie czekałam).


Autorka skupiła się na pokazaniu relacji panujących na statku pełnym kobiet, ich lękach i marzeniach, choć pokazywanych z punktu widzenia Caledonii, która stała się spoiwem je łączącym i dodającym odwagi. Niepokonana załoga, wywołująca strach na morzach i oceanach, jako jedyna sprzeciwiająca tyranii Arica, skradła moje serce. Nie mogę doczekać się, aż poznam dalszy ciąg historii, ponieważ otwarte zakończenie spowodowało tysiące myśli. ,,Morski ogień” to powieść, przy której nie można przejść obojętnie. Niespokojne wody, zemsta mieszająca się ze sprawiedliwością, portret psychologiczny głównej bohaterki, spowodowały, że nie mogła się oderwać. Mam nadzieję, że Wy również!

Dział: Książki
czwartek, 14 maj 2020 19:29

Dorwać Ramireza. Akt I

Do sięgnięcia po ten komiks francuskiego rysownika Nicolasa Peterimaux’a pt. „Dorwać Ramireza” skłoniła mnie przede wszystkim świetna okładka, nawiązująca do plakatów filmów akcji lat 80’. Na 144 stronach przyglądamy się pracy Jacquesa Ramireza, wzorowego, ale cichego pracownikowi Robotop, dużej firmy produkującej sprzęt gospodarstwa domowego, która niedługo wypuści na rynek swój nowy odkurzacz Vacuumizer 2000. Ma być to przełom na rynku AGD. Sam odkurzacz przypomina jednak stary dobry sprzęt Elektroluxa jaki znam z domu mojej babci, z tego co wiem, nie zrobił rewolucji, ale model na pewno zrobił międzynarodową karierę designerską.

To komiks właśnie o odkurzaczach… i morderstwach na zlecenie. Co je łączy? Właśnie nasz małomówny Ramirez, noszący perukę Afro i rozbrajający każdy sprzętowy problem w Robotopie. Problem polega na tym, że dwóch gangsterów przychodzi do serwisu posprzedażnego firmy, aby naprawić mikser. Tam napotkają Jacquesa i natychmiast rozpoznają w nim nieuchwytnego zabójcę, którego poszukuje ich ugrupowanie. Szybko ostrzegają szefa kartelu i rozpoczynają prawdziwe polowanie na osobę zajmującą się obecnie brawurową naprawą odkurzaczy.

Żeby klimat Arizony roku 87-go był bardziej wyczuwalny, mamy tu także dwie ciekawe bohaterki. Chelsay Tyler i Dakota Smith niczym Thelma i Louise żyją z dnia na dzień, błąkając się po hotelach i parając kradzieżą. Ostatnim ich skokiem jest napad na bank. I to właśnie uciekając z niego dziewczyny trafiają na zdezorientowanego pracownika Robocorp, który także ucieka!

Ale, co najważniejsze, motorem całej powieści jest nie tylko gangsterska przeszłość Ramireza i wystrzałowe dziewczyny. Za tym wszystkim czai się jakaś historia smutnego Ramireza, którą odkryjemy zapewne w następnych tomach.

Sytuacje zawarte w komiksie są tak absurdalne i tak dobrze napisane, ze świetnymi dialogami i naprawdę dobrymi scenami zarówno emocjonalnymi, jak i tymi pełnymi adrenaliny. Oto codzienność nudnego pracownika miesza się z szalonym półświatkiem. Jeśli szukasz dreszczyku emocji, szybkiego thrillera, wspaniałych gangsterów, strzelanin i dzikich pościgów, to ten komiks wzbudzi twoje zainteresowanie.

Rysunek jest wspaniały, linia jest delikatna i precyzyjna, panuje tu czysta atmosfera w ciepłych kolorach, piękne samochody i akcja, która puszcza oczko do czytelna. Bohaterowie są ekspresyjni, świetnie zaprojektowani. Mimika twarzy Ramireza sama w sobie podsumowuje ducha tego komiksu. Warto dodać, że pomiędzy historiami całe strony zaprojektowane są na modłę reklam z amerykańskich czasopism lat 80’. Niezły smaczek!

Naprawdę nie mogę się doczekać, aby przeczytać resztę tego wspaniałego komiksu, który kończy się na wesołym i nieoczekiwanym clifhangerze. Dobrze jest przeczytać coś tak zabawnego, pięknego i nostalgicznego zarazem.

Dział: Komiksy