grudzień 26, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Non Stop Comics

sobota, 02 luty 2019 00:12

Odrodzenie

Na rynku nie brakuje kolorowych komiksów, które zachęcają po sięgnięcie zarówno piękną kreską, jak i interesującą fabułą. Sama mam za sobą wiele barwnych pozycji, które podobały mi się mniej lub bardziej, jednak żadna nie zaskoczyła mnie tak pozytywnie jak trylogia „Wbrew Naturze” Mirki Andolfo. Ten cykl ma po prostu wszystko – niezwykłą szatę graficzną, przyjemną dla oka kolorystykę i całkowicie pochłaniającą historię,a tom trzeci, zatytułowany „Odrodzenie”, przynosi jeszcze więcej niespodzianek i zachwytów.

Autorka po raz kolejny udowodniła, że jest nie tylko świetną rysowniczką, ale i bardzo dobrze potrafi prowadzić fabułę. Co prawda, wkrada się tutaj nieco znanych motywów, ale są one poruszone w sposób inny, oryginalny. Rozwinięte zostają również wątki, które kłopotały mnie w poprzednich tomach, m.in. matka Leslie, postać głównego antagonisty czy też sam nietolerancyjny program rozrodczy. Wszystkie te elementy – i więcej – w „Odrodzeniu” zostają obłędnie przedstawione, a ich wyjaśnienie absolutnie satysfakcjonujące. I jeszcze ta akcja! Trzeci tom jest przepełniony akcją, która porywa, a sam komiks wręcz się pożera, czyta z zapartym tchem. Kto wygra? Leslie, wilczy bóg czy złowroga organizacja?

Sama postać głównego antagonisty i wspomnianej organizacji to majstersztyk. Autorka serwuje niezły plot-twist, o którym mogę powiedzieć jedynie WOW. Poszczególne karty doskonale ukazują także zaplecze „programu rozrodczego”, jego drugą stronę – m.in. okrutne traktowanie dzieci „przestępców” - osób darzących miłością osobniki tej samej płci lub innego gatunku – oraz paskudny i przemyślany plan, który miał podzielić społeczeństwo już na zawsze. I po zapoznaniu się z całością i żywą nienawiścią do pewnej bohaterki, tak teraz... jest mi przykro z powodu tego, co ją spotkało...

„Odrodzenie” to także ogromna dawka emocji – narastającego napięcia, smutku, wzruszenia, gniewu, niedowierzania, ale gdzieś w to wszystko zakrada się również uśmiech. Mirka Andolfo wyśmienicie zrównoważyła wszystko i mimo tego, że sporo w tym tomie brutalności i rozlewu krwi, tak niektórym kadrom nie brakuje uroku. I prawdy - o tym jak łatwo manipulować osoby zranione, jak łatwo kogoś stracić, jak jeden błąd potrafi przekreślić wszystko – a przynajmniej nam tak się wydaje. To także opowieść o tolerancji i słynnym motywem walki ze złem, przedstawiony w zupełnie nowy sposób. No, i nie można zapomnieć o erotycznych ilustracjach – jest na czym oko zawiesić.

„Wbrew naturze” to jedna z najlepszych komiksowych serii, z jakimi się dotychczas spotkałam. Jak pisałam wcześniej – jest tutaj wszystko, co w dobrym komiksie znaleźć się powinno, a antropomorficzny aspekt dodaje całości smaczku. Żałuję tylko, że jest to już ostatni tom, choć nieco tajemniczy kadr na końcu daje mi nadzieję, że Mirka Andolfo za jakiś czas wróci do cyklu. Chciałabym zasmakować więcej tego świata i spędzić więcej czasu z Leslie, którą jestem absolutnie zauroczona. Koniecznie zapoznajcie się z poprzednimi tomami, nim sięgnięcie po „Odrodzenie”. Polecam z całego serca!

Dział: Komiksy
piątek, 30 listopad 2018 22:51

Najwyższe fantazje

Gdy świat zmusza nas do zaakceptowania zmian, nie mamy innego wyboru, niż próbować się w nim odnaleźć. Najlepszym sposobem na szybką integrację jest powrót do tego, co wychodzi nam najlepiej w miejscu, które wciąż chcemy nazywać domem.

Powrót „szczurzych królowych” przypieczętowano zakrapianą imprezą, której cień wciąż spowija podwórze morzem ciał. Nie ma jednak czasu na rozpamiętywanie poprzedniego dnia i powodu, dla którego półnagie ciała pijanych ludzi się ta znalazły, bowiem przed dziewczynami misja, której wykonanie da im zastrzyk gotówki. Królowe będą musiały odkryć tajemnice tajemniczych morderstw trawiących okolice, zmierzyć się z grupą najemników będącą ich męskim odpowiednikiem, nie dać się przekonać sekcie działającej na ich terenie i nie zginąć z rąk tajemniczego chóru. Czy im się uda?

Rat Queens to lekka i pełna humoru odsłona komiksu, który nadaje się zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Co do wieku czytelnika tez granice się zacierają, bowiem historia przypadnie do gustu młodzieży, ale i takie trzydziestoletnie wapno, jak ja odnajdzie się w tym klimacie. Czy dałam się porwać „szczurzym królowym"?

Świat dziki i niemalże niczym nieograniczony, grupa jakże różnych i charakternych kobiet oraz przygoda czekająca na każdym rogu. To wszystko odnajdziecie w czwartej już odsłonie przygód tej barwnej grupy najemniczek. Dajcie się wciągnąć w niezwykle lekką i zabawną fabułę, która, choć momentami naznaczona wulgarnością zyskuje dzięki wyrazistości bohaterów i świetnej kresce.

Główne bohaterki są różne, lecz łączy je przyjaźń i specyficzne poczucie humoru. Każda z nich ma swoje za uszami, za czymś tęskni i czegoś nie lubi. To niezwykłe połączenie charakterów sprawia, że czytelnik nie wie czego się spodziewać. Może być jednak pewny niekontrolowanych salw śmiechu i chwil grozy.

Rat Queens to idealna historia graficzna, dla fanów mocnej kreski, wyrazistych bohaterów i na wskroś fantastycznych widoków. Magia, krew i humor to podstawa tej historii, w której to kobiety wiodą prym i sięgają po swoje zarówno siłą, jak i urokiem osobistym. Ilustracje przykuwają uwagę i idealnie wpisują się w bieg historii. Wyraziste i konkretne kreski wprowadzają klimat i umilają poznawanie historii.

Komu mogę polecić ten tytuł? Chyba każdemu miłośnikowi wyrazistych komiksów, który nie zrazi się brutalnością i wulgarnością królowych. Fanom serii i tym, którzy przypadkiem trafią na ten tom, a później zapragną zdobyć poprzednie. Bez względu na wiek i płeć, ta lekka i barwna historia niegrzesząca może wybitnością odnajdzie swoją grupę docelową, w której znalazłam się i ja.

Dział: Komiksy
piątek, 23 listopad 2018 14:13

Grass Kings

Podobno prawo gwarantuje bezpieczeństwo, a życie poza nim tylko kłopoty. Ludzie starają się wierzyć w cokolwiek, jednak gdy wyłamujesz się poza ogólnie przyjęte normy, stajesz się wrogiem społecznym. Czy możesz oczekiwać bezpieczeństwa?

Trzej bracia, każdy z inną życiową historią, wszyscy na swój sposób radzący sobie z życiem. Łączą ich więzy krwi i Królestwo traw. Miejsce, w którym wraz z innymi żyją ponad prawem i tworzą zgraną i oddaną sobie społeczność. Najstarszy z braci, który do tej pory władał królestwem, stanął oko w oko z tragedią, gdy kilka lat temu zginęła jego córka. Teraz będzie miał szanse odmienić swój los, gdy do Królestwa traw przypływa wpław młoda kobieta. Czy udzielając schronienia nieznajomej, nie narazi siebie i innych mieszkańców? Kim jest nieznajoma? Jakie tajemnice kryją się wśród traw?

Gdy zegar nieustannie tyka i przybywa mi lat, nie zmienia się tylko miłość do czytania. Moja fascynacja przeróżnymi opowieściami często zahaczała również o komiksy, których treść dorastała wraz ze mną. Takim sposobem trafiłam na Grass Kings. Czy spełniły moje oczekiwania?

Zafascynowała mnie kreska i styl Tylera Jenkinsa już od pierwszego spojrzenia na okładkę. Nie czytałam opisu, by całkowicie zatracić się w historii, odkryć ją słowo po słowie, kreska po kresce. Nie żałuje ani jeden chwili spędzonej na lekturze tego tytułu.

Prosty pomysł na fabułę, który zachwyca jakością i urzeka czytelnika od pierwszego słowa. Bez problemu wczułam się w historię trzech braci, ale i samej ziemi, która wchodzi w skład Królestwa. Tajemnice, niedopowiedzenia i napięcie tworzą niezwykły klimat, który nie pozwoli się oderwać od lektury aż do ostatniej kropki, stanowiącej tylko przystanek w oczekiwaniu na kolejne tomy.

Z pozoru statyczna opowieść, zmienia się, gdy na terenie zarządzanym przez braci zjawia się tajemnicza kobieta. Gdy uchyla rąbka tajemnicy swojego pochodzenia, wszyscy szykują się na kłopoty, a czytelnik zastanawia się, czy faktycznie życie poza prawem jest możliwe i nie niesie za sobą konsekwencji. Przez cały czas miałam wrażenie, że poza wierzchnią warstwą problemów, z jakimi przyjdzie się zmierzyć bohaterom, w tej opowieści jest coś skrytego, niezauważalnego na pierwszy rzut oka.

Wszechobecny mrok, prostota przekazu i historia o czymś dają nietuzinkowe przeżycia czytającemu i utwierdzają w przekonaniu, że wiele można pokazać obrazem, grubością kreski, stylem rysunku i sposobem prowadzenia poszczególnych linii, a łącząc to z tekstem o prostym przekazie i głębokim wydźwięku możemy uzyskać coś niesamowitego, innego i godnego uwagi.

Cieszę się z powrotu do zanurzania się w powieści graficzne i tego, że to ten tytuł przykuł moją uwagę. Nie zdradzę czego się spodziewać, jaki przekaz niesie ta historia. Po prostu zachęcam do sięgnięcia po tę historię, poznania kreski Jenkinsa i rozkoszowania się tą formą przekazu.

Dział: Komiksy
poniedziałek, 19 listopad 2018 17:53

Giants

Komiksy nie są dla mnie codziennością. W latach młodości sporadycznie czytywałem Kaczora Donalda, później przewinęło się przez moje ręce kilka tomów Spider Mana, X-Manów, Spawna czy Lobo. Gdy nadarzyła się okazja wejścia w posiadanie Gigantów nie zastanawiałem się zbyt długo, bo dawno przy komiksie nie przysiadłem i gdzieś w głębi poczułem, że to jest ten moment, by wrócić do obrazkowych historii.

Carlos oraz Miguel Valderrama urodzili się na południu Hiszpanii, w położonej na słonecznym wybrzeżu Marbelli. Od najmłodszych lat rysowali, inspirując się kreskówkami sci-fi, przygodowymi komiksami i filmami o potworach. Po studiach (design i animacje w Madrycie) zajęli się rozwijaniem własnych projektów z innymi artystami. Giants to ich amerykański debiut. Mimo, że jest to jak do tej pory ich najdłuższy i najbardziej ambitny projekt, to bez trudu odnajdziemy w nim echa młodzieńczej fascynacji.

Świat po apokalipsie. Kometa która nieoczekiwania spadła na ziemię prócz zagłady przyniosła ze sobą coś jeszcze...Gigantyczne bestie rządzą światem na powierzchni, podczas gdy kryjące się pod ziemią niedobitki ludzkości walczą o życiową przestrzeń i dominację. Ścieżki najlepszych przyjaciół się rozchodzą, a najwięksi wrogowie muszą zawierać zaskakujące sojusze. Przyjaźń, miłość, zdrada i wygórowane ambicje w pasjonującej postapokaliptycznej historii.

Muszę przyznać, że spodziewałem się nieco bardziej rozbudowanej historii, aczolwiek i tak mnie zaskoczyła! Bracia Valderrama wprowadzają czytelnika w serce konfliktu kilku ugrupowań, składających się z pozostałych przy życiu ludzi. W zrujnowanym przez bestie świecie mało jest porozumienia, żądza posiadania i dążenie do bycia najlepszym jest równocześnie gwarancją przeżycia. Cała akcja od początku do końca brnie w zaskakująco szybkim tempie, nie ma miejsca na retrospekcje z przeszłości, by rozjaśnić czytelnikowi więcej faktów. Ich brak jednak nie przeszkadza w rozumieniu całości i przedstawieniu sobie całej sytuacji po zagładzie. Z jednej strony jest to plus, bo komiks dzięki takiemu zabiegowi - ukazaniu historii dwóch przyjaciół w dobie walki z potworami i wrogimi organizacjami - daje pewność wartkiej akcji, pełnej przygód i walki. Sprawia to, że czytelnik z pewnością nie będzie się nudził i pochłonie całość w maksymalnie godzinie. Jednakże minusem jest równocześnie wartość całego dzieła. Jest to fajna rozrywka SF, bardzo niewymagająca i lekka. Dla osób, które faktycznie szukają czegoś głębszego, rozbudowanego lektura Giants będzie z pewnością zbyt błacha.

Ja osobiście jestem z Gigantów bardzo zadowolony. Dla kogoś takiego jak ja - niewymagającego czytelnika, który pod czasu do czasu lubi zagłębić się w rysunkowe opowieści - jest to pozycja wręcz idealna. Na kartach komiksu dzieję się wiele, jest sporo ciekawej i szybkiej akcji, są potwory i zdesperowani mieszkańcy apokaliptycznego świata. Ja to kupuje w takiej formie i treści, jak dla mnie piątka z plusem!

Dział: Komiksy
poniedziałek, 01 październik 2018 21:44

Nienawidzę Baśniowa Tom 1 : I żyli długo i burzliwie

Ten komiks to istna petarda!

Nawet nie pamiętam, kiedy pierwszy raz widziałam „Nienawidzę Baśniowa”, ale od pierwszego rzutu okiem na okładkę, wiedziałam, że będzie to nieprzyzwoicie niepoprawna miłość od pierwszego wejrzenia. Bo jak tu szacowna rodzicielka, stateczna pani domu ma się przyznać do zauroczenia tak słodkim i lepkim aż od krwi komiksem? Toż to nie przystoi.

A fuj to!

O Skottie Youngu – rysowniku, Jeanie Francoisie Beaulieu – koloryście i Nate Piekosiu – literniku, nigdy nie słyszałam. Co oznacza nie tyle, że jestem ignorantką, co jak zapewne wielu z was, laikiem w dziedzinie komiksu, i że w tej dziedzinie sztuki dopiero się rozkręcam. Dlatego plus dla wydawcy, a raczej nieskromnego Skottiego, któryż to opatrzył komiks notą biograficzną. Dzięki niej dowiedziałam się o takim zawodzie artystycznym, jak liternik, który odpowiada za krój i wygląd liter w komiksie, a którego toż owoc pracy nie dostrzegałam i brałam za coś oczywistego, dopóki nie spojrzałam na komiks jeszcze raz, właśnie przez pryzmat słowa pisanego. Okazało się również, że została wydana, niestety jeszcze nie w polskiej wersji językowej, komiksowa wersja „Na szczęście mleko” Neila Gaimana, po którą też chętnie sięgnę przy nadarzającej się okazji. Tak też kwestie porównywania prac panów na tle innych ich dzieł, osobistego rozwoju i wielu innych kwestii merytoryczno-historycznych, w tej recenzji nie znajdziecie.

A fuj z nimi!

Czy ja już pisałam, że to NIE JEST komiks dla dzieci? Nie, to teraz napiszę – TO NIE JEST ZDECYDOWANIE komiks dla dzieci. Po takim oświadczeniu wystosowanym do jedenastolatki, musiałam zastosować dodatkowe procedury, jak z ulotek z medykamentami – trzymać poza zasięgiem dzieci. To, że w tytule jest Baśniowo, że bohaterką z pozoru jest dziewczynka i kolory przypominają te z May Little Pony, to złudne elementy chorej popkultury.

A fuj...

„Dawno, dawno temu, żyła sobie dziewczynka imieniem Gertrude, która marzyła o niezwykłej krainie, pełnej cudów, magii, śmiechu i radości”, a jej marzenie się spełniło. Jak to jednak bywa z marzeniami, lepiej uważać, czego sobie człek życzy, bo a nuż to dostanie. I tak Gert trafiła do Baśniowa, pełnego niezwykłych istot, wszystkich w cudownych odcieniach landrynek, w której panuje, o rozkosznie brzmiącym imieniu, królowa – Chmuria. Dzielna dziewuszka, by wrócić do domu musi zdobyć klucz do drzwi do swojego świata. Nic prostrzego, gdy się ma specjalnego przewodnika i mapę...

27 lat później...

Poznajcie Gert, trzydziestosiedmioletni, sfrustrowany postrach Baśniowa uwięziony w ciałku dziesięcioletniej dziewczynki z rzygozielonymi lokami. Pałęta się zmora po Baśniowie w poszukiwaniu klucza, a że można być wykończonym życiem w słodkolepkim świecie, to dziewcze sobie nie żałuje. Każdy, kto jej się nawinie pod topór zostaje wypatroszony, dekapitowany lub posiekany. A do tego mała chleje, przeklina i prowadzi się nad wyraz niehigienicznie. A doskwiera wszystkim tak mocno, że, wiadomo, dobry władca musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Zaczyna się rozgrywka na siłę i intelekt... dobrze, zostańmy przy sile. Kto wygra krwawa Gert, czy podstępna Chmuria?

„I żyli długo i burzliwie” to pierwszy tom „Nienawidzę Baśniowa” i jeśli miewacie dni, w których czujecie, że otaczają was wyłącznie ludzie z intelektem obrażającym robactwo, kiedy mielibyście ochotę poczuć nieskrępowane żądze niszczenia wszystkiego bez ponoszenia konsekwencji i jesteście na tyle dojrzali, by wiedzieć, że „nie należy tego robić samemu w domu”, to to jest komiks skrojony na wasze biedne potępieńcze dusze. Ta nieskrępowana swoboda Gert do likwidowania wszystkiego, co jest irytujące wokół niej, pozwala doznać katharsis każdemu, kto chciałby pozbyć się ze swego otoczenia wszystkich zakłamanych, słodkich gęb, które musi czasem oglądać. Nie należy natomiast w „I żyli długo i burzliwie” doszukiwać się żadnego głębszego i moralnie usprawiedliwionego sensu, na tę całą krwawą jatkę, którą urządza bohaterka o dziecięcym obliczu. Czasami nawet akcja bywała dla mnie zbyt obrzydliwa wizualnie, ale teksty, które przewijały się w chmurkach rekompensowały estetycznie nieapetyczne doznania. Liternictwo, słownictwo, humor i kalki językowe okazały się mistrzostwem, które nie jeden raz wywołały banana na moich ustach. Nie miałam możliwości porównania edycji polskiej z oryginalną w całości, ale te fragmenty plansz, które dostępne są w sieci, pozwoliły naprawdę docenić zarówno humor oryginału, jak i kunszt tłumaczenia Marcela Szpaka.

Niecierpliwie czekam na kontynuację mocnej dawki krwawych przygód Gert.

Dział: Komiksy

Juz jutro od Non Stop Comics.

Nietuzinkowy artysta Skottie Young przedstawia pierwszy tom nowej serii przygodowo – awanturniczej, garściami czerpiącej z Pory na przygodę czy Alicji w Krainie Czarów i doprawionej wystylizowanym krwawym szaleństwem rodem z Tank Girl i Deadpoola. Przyłącz się do Gert – czterdziestolatki uwięzionej w ciele sześciolatki, która przy pomocy ogromnego topora mści się na znienawidzonym magicznym świecie Fairyland, w którym utknęła na niemal 30 lat.

Dział: Komiksy
środa, 04 kwiecień 2018 11:20

Nagroda Hugo - nominacje

Zostały ogłoszone Nominacje do Nagrody Hugo 2018.
Wręczenie nastąpi podczas Worldcon 76 w San José w Kalifornii, 19 sierpnia 2018 roku.

Nagroda Hugo to amerykańska nagroda literacka przyznawana co roku przez uczestników Worldconu (World Science Fiction Convention) za utwory z gatunku science-fiction i fantasy. Jej nazwa pochodzi od imienia Hugo Gernsbacka, fundatora nagrody i założyciela magazynu SF „Amazing Stories”.

Dział: Literatura
czwartek, 23 listopad 2017 20:48

Monstressa. Tom 1: Przebudzenie

Czasami trzeba odważyć się i wyjść poza utarte szlaki.

„Monstressa. Tom 1: Przebudzenie” to pierwszy „dorosły” komiks, po który odważyłam się sięgnąć. Jak dotąd lubowałam się w komiksach cartoonowych w twórczości naszych rodzimych artystów Tadeusza Baranowskiego, czy Janusza Christy, we francuskim humorze Christophe Cazenove, Williama Maury, Jean-Jacquesa Sempé, belgijskim Raoula Cauvina, Luca Dupanloupa, czy amerykańskim Charlesa Schulza, Jima Davisa, czy Billa Wattersona. Jak widać w komiksie przeznaczonym, może nie tylko, ale dla młodszego czytelnika, mogłabym pisać i pisać, jednak w komiksie przeznaczonym dla dorosłego czytelnika, poruszam się po omacku. Stwierdziłam, że jednak należy iść naprzód i spróbować czegoś nowego. Wybierając po prostu pod kątem wizualnym i kierując się pochlebnymi opiniami, trafiło na komiks Non Stop Comics i na nową serię dark fantasy „Monstressę” z tekstem Marjorie Liu, rysunkami Sana Takeda i, co dla mnie nie było bez znaczenia, w tłumaczeniu Pauliny Braiter.

Monstressa to historia siedemnastoletniej Maiki Półwilk, Arkanijki, która próbuje odnaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania dotyczące jej przeszłości. Podejmuje ona niebezpieczną grę z Zakonem Cumaei, z którego to siostrami swojego czasu współpracowała jej matka, Moriko. W trakcie niebezpiecznej misji okaże się, że w Maice kryje się monstrum, nad którym zapanować będą chciały zarówno siostry z zakonu, jak i władcy z Dworu Świtu i z Dworu Zmierzchu.

Sięgając po Monstressę wiedziałam jedno, że wizualnie komiks spełni moje oczekiwania. Jest przepięknie narysowany w klimacie art deco z domieszką steampunka. Sana Takeda jest Japonką, dlatego nie ma co się dziwić, że styl europejski przeplata się ze stylem dalekowschodnim; i jak ornamentyka jest w stylu art deco, tak już kreska w szczególności oczu, czy zwierząt zbliżona jest do mangi. Kolorystyka zgodnie z klimatem dark fantasy utrzymana raczej w mrocznychkolorach z domieszką złota, jak przystało na art deco. Największe i najprzyjemniejsze zaskoczenie sprawiła mi jednak fabuła. Nigdy nie przypuszczałam, że historia w komiksie może zostać poprowadzona tak wielowątkowo i może być tak bogata. Trzeba przyznać Marjorie Liu, że przez to, że nie podała wszystkich faktów od razu, że wprowadza ciągłe retardacje poprzez retrospekcje i wyjątki z wykładów szacownego profesora Tam Tam, wymusza cały czas na czytelniku aktywny udział w czytaniu. Nie ma możliwości, aby czytać Monstressę i się nudzić, trzeba uważnie składać elementy układanki, by poznawać tajemnicze życie Maiki Półwilk. Obie panie w sposób proporcjonalny wymieszały tradycje wschodnie z zachodnimi i stworzyły magiczną mieszankę fantasy, mroczną historię o obciążonej wewnętrznym monstrum bohaterce, w świecie, w którym rządzi technika rodem z powieści steampunkowych, a jednocześnie jest to świat, w którym pojawiają się magiczne koty, dziewczynki liski i półbogowie. Cudownie głęboki, choć czasami przygnębiający świat pełen okrucieństwa i zdrad.

Moje pierwsze spotkanie z „poważnym” komiksem uznaję za wyjątkowo udane. Bardzo żałuję, że jedynie nie przemyślałam jednego, że kolejny tom Monstressy zostanie wydany dopiero w lutym. A może do tego czasu znów znajdę ciekawy „dorosły” komiks i szczerze będę mogła Wam polecić.

Dział: Komiksy