listopad 25, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: Fantasy

poniedziałek, 18 listopad 2019 22:40

Córka lasu - zapowiedź

"Córka Lasu" jest początkiem cyklu "Siedmiorzecze", niepodobnego do żadnego innego: zawiera w sobie mieszankę historii i fantastyki, mitu i magii, legendy i miłości. Podobnie jak "Mgły Avalonu" autorstwa Marion Zimmer Bradley oraz „Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego” Jean M. Auel, jest to pierwszorzędne historyczne fantasy, kuszące swym urokiem i epickim rozmachem.

Niezwykła saga osadzona w celtyckich realiach wczesnośredniowiecznej Irlandii, gdzie mit stanowi prawo, a magia splata się z siłami natury: legenda o siódmym dziecku, które musi stawić czoła złej macosze, by ocalić swoich sześciu braci.

Siedmiorzecze to nieprzystępne, tajemnicze miejsce, strzeżone przez milczących zbrojnych przemykających wśród drzew w szarych płaszczach i chronione przez siły starsze niż czas. Spokój jest jednak złudny – najeźdźcy zza mórz, Brytowie i Wikingowie, przynoszą wojnę i zniszczenie. Ale wróg czai się też wewnątrz twierdzy: Lady Oonagh, czarodziejka piękna jak poranek, ale o duszy mrocznej jak noc, opętała serce Lorda Columa i zagroziła jego siedmiorgu dzieciom. Wiedźma rzuca na sześciu braci potworne zaklęcie – zaklęcie, które tylko Sorcha może złamać, wypełniając w zupełnym milczeniu zadanie powierzone jej przez Czarowny Lud. Jeśli przemówi, zanim zrealizuje swój cel, jej bracia przepadną na zawsze.

Sorcha odważnie podejmuje okrutną misję i nie traci nadziei, nawet kiedy trafia w ręce wroga. Wie, że moc Czarownego Ludu nie zna granic, a miłość jest najpotężniejszą magią na świecie… nawet ta zakazana.

Seria: Siedmiorzecze
Tom 1
Autor: Marillier Juliet
Tłumaczenie: Grajcar Magdalena
Wydawnictwo: Papierowy księżyc
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Liczba stron: 648
Numer wydania: I
Data premiery: 2019-11-20

Dział: Książki
poniedziałek, 18 listopad 2019 11:49

Zakon Drzewa Pomarańczy t. 1 i 2

Powieści Samanthy Shannon skradły serce wielu nastolatków i dorosłych. Ja sama swego czasu byłam zauroczona „Czasem żniw” i choć miłość do tego typu dystopii już mi przeszła, tak nie mogłam przejść obojętnie obok książki o jeźdźcach smoków, czarodziejkach oraz „królewiectwie” chylącym się ku upadkowi. Z tego właśnie powodu postanowiłam jeszcze raz spotkać się z twórczością tej autorki. Po lekturze „Zakonu Drzewa Pomarańczy” jestem zarazem zadowolona, jak i nieco… zażenowana…

Przede wszystkim kreacja w powieści mocno kuleje pod wieloma względami. Autorka zdawała się stworzyć poważną fantastykę i klimat faktycznie w wielu miejscach jest epicko podniosły, jednakże całe to wrażenie potrafią popsuć dziecinne dialogi oraz… koszmarna charakterystyka smoków. Naprawdę, na tym ostatnim zawiodłam się najbardziej, bo choć te wspaniałe istoty zdająię być ważnymi postaciami dla całości, tak nie dość, że zostały skrzywdzone dość prostą mentalnością, tak jest ich w powieści stosunkowo niewiele. Choć może to i lepiej… Pozostali bohaterowie również nie malują się lepiej – to postaci dziecinne, zmienne, wielu z nich doprawdy mnie irytowało i tylko miejscami widziałam dla nich światełko w tunelu, gdy pokazywali nieco więcej charakteru i zdecydowania. Nie wydarzała się to jednak często…

Zdecydowanie na uwagę zasługuje pomysłowość autorki oraz ciekawe opisane religie, jednakże – jak wspominałam wcześniej – kiepskie wykonanie niszczy cały efekt. Samo wprowadzenie do głównej fabuły było dość ciężkie do przebrnięcia i bardzo rozbudowane, co również potęguje uczucie zawodu we mnie. Wszystko po przydługim wstępie dzieje się… od tak. Akcja w ważnych momentach pędzi na łeb, na szyję, a w mniej istotnych koszmarnie się przedłuża. Poważnie – wszystkie „misje” wykonywane są w ekspresowym tempie, bez większych przeszkód. Agrrr! Mam ochotę udusić za to Samanthę Shannon! Spodziewałam się po niej doprawdy niesamowitego fantasy, od którego nie będę potrafiła się oderwać, a otrzymałam przeciętną opowiastkę raczej dla młodego odbiorcy – tak przynajmniej wnioskuję po zachowaniu bohaterów i smoków...

„Zakon Drzewa Pomarańczy” okazał się dla mnie małym koszmarkiem. Miałam wiele nadziei względem tego tytułu, które – niestety – nie spełniły się niemal wcale. Jest w tej książce kilka naprawdę dobrych momentów i elementów, ale większość – nie będę ukrywać – nie przypadła mi do gustu. Nie nawiązałam też więzi z żadnym z głównych bohaterów, a jeśli chodzi o pobocznych, no cóż… zachowywali się bardzo sztucznie. Myślę, że gdyby autorka była bardziej konsekwentna i przyłożyła większą uwagę do postaci oraz rozbudowania wydarzeń to mogłaby być naprawdę fenomenalna historia. A tak… to iście od questa do questa, byle przejść „grę”. Polecić tę książkę mogę jedynie osobom, które lubię lekkie i niewymagające fantasy...

Dział: Książki
niedziela, 17 listopad 2019 01:25

Munchkin: Quacked Quest

Munchkin: Quacked Quest to zręcznościowa gra towarzyska w konwencji izometrycznego RPG akcji w realiach fantasy, inspirowana humorystyczną „karcianką” Munchkin, stworzoną przez firmę Steve Jackson Games. W tytule tym maks. czwórka graczy kieruje poszukiwaczami przygód, którzy eksplorują podziemia, zbierają przedmioty i walczą z różnymi fantastycznymi bestiami (oraz ze sobą nawzajem). Za stworzenie i wydanie tego tytułu odpowiada firma Asmodee Digital.

Dział: Z prądem
piątek, 15 listopad 2019 02:40

Alders Blood

Alders Blood to nowy projekt od polskiej firmy Schockwork Games. Polacy w świecie gier komputerowych mają dość dobrze ugruntowaną pozycję, dzięki między innymi CD Project Red i wspaniałemu Wiedźminowi. Jednak produkcja studia Schockwork, to nie projekt wysokobudżetowy, ale popularny ostatnimi czasy indyk (indie games). Przyznam szczerze, że indie games to ten rodzaj gier, po które sięgam najmniej. Jednak kiedy usłyszałem, że produkcja polskiego studia ma być taktyczno-strategiczną grą osadzoną w mrocznym świecie nie zastanawiałem się ani chwili.

Alders Blood to produkcja, która rozgrywką w dużej mierze przypomina X-Com, zwłaszcza kiedy dochodzi do walki. W momencie przystąpienia do starcia ukazuje nam się mapa podzielona na hexy i musimy planować dokładnie każdy nasz ruch, aby przetrwać. Na ogromną zasługuje klimat, który wręcz wylewa się z każdej minuty rozgrywki. Przedstawiony świat utrzymany jest w stylistyce victorian-fantasy, w którym natura jest pełna szaleństwa i niebezpieczeństwa dla ludzkości. Gracz wciela się w grupę łowców potworów, które opanowały świat. Podczas gry musimy obozować, dbać o zdrowie naszych ludzi, o to by mieli co jeść i byli wypoczęci. Jak wiadomo najedzony łowca potworów to zadowolony łowca potworów. Na szczególną uwagę zasługuje system zapachu, powodujący, że wrogowie mogą nas wywęszyć, dlatego musimy zawsze zwracać uwagę na kierunek wiatru.

Podsumowując tę krótką rozgrywkę przedpremierową, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Fabuła jest mroczna i wciągająca, a rozgrywka przynosi nam wiele satysfakcji. Musiałem się nieźle namęczyć, aby pokonać kilka najłatwiejszych stworów. Przykładowo podczas jednej z walk nie zwróciłem uwagi na kierunek wiatru, okrążając bestie, ta wyczuła mnie i w parę sekund rozniosła na strzępy. Szczerze mam nadzieję, że kampania na Steam się powiedzie – bo to jedna z produkcji pierwszego kwartału 2020, na którą będę czekać.

Dział: Gry z prądem

Jesteś miłośnikiem rosyjskiej fantasy? Lubisz Olgę Gromyko? Oksanę Pankiejewą? Aleksandrę Rudą? Ta pozycja jest dla ciebie!

Dział: Książki
poniedziałek, 11 listopad 2019 22:30

Śmiertelne oczyszczenie

Jeśli sądzisz, że walka się skończyła, nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. 

Ostatnio coraz częściej decyduję się dać szansę polskim pisarzom. Szczególnie tym, którzy postanowili zagłębić się w fantastyczną twórczość. Jak z tym gatunkiem poradziła sobie Agata Polte, którą czytelnicy mieli okazję wcześniej poznać jako Autorkę powieści obyczajowych?

Największe odkrycia zazwyczaj dokonywane są podczas działań wojennych, na potrzeby wojska. Tak było i tym razem. Naukowcy wynaleźli serum, dzięki któremu żołnierze mieli być szybsi i silniejsi. Zupełnie jednak nie spodziewali się innych efektów. Część osób, również cywilnych, zyskała fantastyczne, nadprzyrodzone moce, a to skierowało świat na zupełnie nowe tory. Ludzie się podzielili i zaczęli walczyć pomiędzy sobą. Powstały też skupione na własnych interesach gangi. Jedną z najbardziej znanych grup jest Gang Żmij, który podczas lektury „Śmiertelnego oczyszczenia” poznajemy znacznie bliżej i wraz z nimi zaczynamy rozwiązywać zagrażające życiu członków grupy problemy. 

Czytaliście „Stalowe serce” Brandona Sandersona? Oglądaliście lub czytaliście „Flasha”? Sam pomysł na fabułę jest tutaj bliźniaczo podobny, akcja jednak oczywiście potoczyła się w zupełnie innym kierunku, chociaż miłośnicy fantastyki bez trudu dostrzegą i inne podobieństwa. 

„Śmiertelne oczyszczenie” to jednak zdecydowanie nie popłuczyny po jakichś innych powieściach. Agata Polte postawiła tutaj na wielogatunkowość, co sprawiło, że historia ma w sobie pewien powiew świeżości. Czytelnik otrzymuje zarówno wątki fantastyczne, jak i kryminalne, czy sensacyjne. Również charakterystyka bohaterów powieści jest niezwykle bogata, a postacie same w sobie są doskonale wykreowane i prowadzone. Nie ma w nich grama sztuczności. 

 Książka ma zdecydowanie wiele zalet. Mimo długich rozdziałów czyta się ją błyskawicznie. Pisarka doskonale dopracowała wymyśloną przez siebie rzeczywistość. Mam jednak nadzieję, że w następnym tomie powieści pojawi się coś, o czym jeszcze nie czytałam. Wiem, że w dzisiejszych czasach jest to trudna sztuka, ale myślę, że jeśli Agata Polte wciągnęła się już w ten cały fantastyczny świat, to jej się to z łatwością uda. 

Jeżeli, drogi Czytelniku, masz ochotę przeczytać niezwykle barwną powieść, w której akcja rozwija się dynamicznie, a postacie zostały dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, to  „Śmiertelne oczyszczenie” jest jak najbardziej lekturą dla Ciebie. To pierwsza powieść fantasy spod pióra Agaty Polte, ale mam nadzieję, że nie ostatnia i, że pisarce spodobał się ten gatunek. 

Dział: Książki
piątek, 18 październik 2019 03:07

Szamanka od umarlaków (tomy 1-3)

Kto by pomyślał, że potomkini wielkiego rodu czarodziejów, wróżbitów i telepatów zbuntuje się wobec rodzinnej tradycji… Ida Brzezińska ma osiemnaście lat i uważa magię za stek bzdur. Jak sama twierdzi, taka z niej czarownica, jak z koziego zadka waltornia. Jedyne, o czym Ida marzy, to spokojne życie młodej dziewczyny: wymarzone studia psychologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim, mieszkanie w akademiku, poznawanie świata. Niestety przeszkadzają jej w tym pojawiające się ni stąd ni zowąd trupy. Widzenie zmarłych i przewidywanie śmierci ludzi żyjących to magiczny dar, długo poszukiwany przez rodziców Idy. Nie jest łatwo być medium a dodatkowo Ida ma prawdziwego Pecha!

Przygotujcie się na solidną dawkę znakomitego humoru, oto nowe wydanie kultowej powieści fantasy Martyny Raduchowskiej!

Dział: Zakończone
piątek, 18 październik 2019 02:45

Zdradzieckie serce

Kroniki Ocalałych, tom drugi

Pierwszy tom „Kronik Ocalałych”, „Fałszywy pocałunek” to książka, która wciągnęła mnie tak bardzo, że od razu, gdy ją przeczytałam, sięgnęłam po dwa kolejne tomy w oryginale. Mimo że poznałam zakończenie tej historii zawczasu, to i tak miło było wziąć do ręki polskie wydanie „Zdradzieckiego serca”. 

Księżniczka i książę przetrzymywani są wśród barbarzyńców w królestwie Vendy, a zabójca, który oszczędził Lię, jest zdeterminowany, by w dalszym ciągu zachować ją przy życiu. Choć może się to okazać wcale nie takie łatwe. Najgorzej, że lud Vendy wcale nie jest tak zły i nieokrzesany, jak go malują. Kto tak naprawdę w tej historii jest oprawcą i katem, a kto ofiarą i jak potoczą się dalsze losy księżniczki? 

W pierwszym tomie pisarka skupiła się na swoich bohaterach. W drugim jednak to wykreowany przez nią świat Vendy, jego mieszkańcy i ich zwyczaje wysuwają się na pierwszy plan. W barwny i plastyczny sposób czytelnikom przedstawione zostało codzienne życie i sekrety miejsc, przez które podróżowali i obecnie podróżują bohaterowie. Dodatkowo w „Fałszywym pocałunku” akcja pędziła wartkim nurtem, natomiast w „Zdradzieckim sercu” nieco już zwolniła, zmuszając czytelnika do kilku ciekawych refleksji. 

Mimo że powieść jest wciągająca i bardzo mi się spodobała, to wcale nie zbiera najwyższych not. Wydaje mi się, że wynika to z naiwności całej historii. Jest to ciekawa fantastyka, ale określiłabym ją raczej mianem młodzieżowej niż pełnoprawnej heroic fantasy. Do tego brakuje w książce jednego, istotnego elementu, czyli mapy, tak mile widzianej w fantastyce drogi. Znacznie przyjemniej się czyta, mogąc wizualnie śledzić podróż ulubionych bohaterów.

Ogólnie jednak drugi tom z pewnością nie jest gorszy od pierwszego i żaden fan „Fałszywego pocałunku” nie poczuje się zawiedziony. Powieść wydaje się jakby dojrzalsza, a wraz z nią wzmocniły się także i dorosły do swoich ról osobowości bohaterów, którzy już nie są zagubionymi dziećmi. Tym razem bez trudu przyszło mi uwierzyć, że to przyszli władcy swoich krain.    

„Kroniki Ocalałych” to lekka, przyjemna seria fantasy, która bez trudu potrafi wciągnąć czytelnika do swojego niezwykłego świata. Z niecierpliwością czekam na polską premierę ostatniego tomu, bo mimo że znam już zakończenie, to chciałabym móc postawić na swojej półce „Kroniki Ocalałych” już jako pięknie prezentujący się komplet. Miłośnicy młodzieżowej fantastyki z pewnością nie będą tą serią zawiedzeni. 

Dział: Książki
poniedziałek, 07 październik 2019 15:36

Cesarstwo masek

Dragon Age to najlepsze uniwersum, z jakim dotychczas miałam do czynienia. Nie umiem zliczyć, ile godzin spędziłam w grach tego tytułu – powiem jedynie, że każdą przeszłam po kilka, a nawet kilkanaście razy w przypadku pierwszej części! Nic więc dziwnego, że „Cesarstwo masek” pochłonęło mnie całkowicie i – choć opowieść nie jest bez wad – wspaniale było wybrać się do Orlais!

O niebezpiecznych aspektach Cesarstwa Orlais wie każdy gracz (wszak pochodzi z tamtą Leilana), jednak czytelnik poznający świat Dragon Age poznać je może zdaje się dopiero w tym tomie. Muszę przyznać, że powieść Patricka Weekesa to ciekawy przewodnik przez wspomnianą krainę. Fantastycznie było przeżyć przygodę w tym miejscu i – prawdę mówiąc – fajnie ukazany klimat przepychu i zagrożenia jest zdecydowanie największym aspektem historii. Zapowiadane intrygi są mało skomplikowane, co miejscami było odrobinę irytujące, a i same postaci często postępowały dość infantylnie. Niemniej, mimo tych dość poważnych wad, powieść czytało mi się nadzwyczaj dobrze – niekiedy pojawiały się elementy mi znajome, które budziły we mnie dziką radość. Poza tym – jak wspominałam we wstępie – uwielbiam Dragon Age i wolałam czerpać pozytywy z lektury, niż irytować się czymkolwiek. Bo i zalet „Cesarstwu masek” nie brakuje!

Całość przepełniona jest akcją, a dialogi bohaterów są naprawdę dobrze napisane. Nawet, jeśli ich wybory zdają się niekiedy dziecinne, tak ciężko ich nie polubić. Nie umknęło mojej uwadze również to, że książka kapitalnie rozwija konflikt w Orlais – nie brakuje tutaj licznych ciekawostek, m.in. o motywacjach postaci, o których w grach spotkać można jedynie niewiele mówiące i znaczące wzmianki. Myślę, że właśnie to rozszerzenie wiedzy o świecie Dragon Age najbardziej mnie usatysfakcjonowało i znacząco wpłynęło na ocenę tej książki. Bo – przyznam szczerze – właśnie na to liczyłam: na powrót do ukochanego uniwersum z bonusem.

„Cesarstwo masek” to również ciekawy tytuł z gatunku fantastyki, poruszający społeczno-polityczne aspekty świata. Można nawet rzec, że w jakimś stopniu porusza temat rasizmu i niewolników – tutaj mamy ten obraz na przykładzie elfów. Gdyby Patrick Weekes bardziej rozbudował „spiski” w powieści oraz nieco dopracował kreację bohaterów, to z czystym sumieniem mogłabym dać znacznie wyższą ocenę tytułowi i naprawdę byłby czymś epickim. Szczególnie, że napisana jest doprawdy nieźle – czyta się fenomenalnie!

Jeśli jesteś miłośnikiem serii Dragon Age i fantastyki – koniecznie sięgnij po tę książkę! Ja, choć lekturę zakończyłam już kilka dni temu, to sercem wciąż jestem w Cesarstwie Orlais (i pewnie jeszcze trochę tutaj zostanę). Fenomenalna przygoda, mnóstwo rewelacji z uniwersum i… przepiękna okładka – nie mogę się na nią napatrzeć. Bardzo, bardzo polecam!

Dział: Książki
wtorek, 01 październik 2019 10:55

Rubinowy Książę

Cieszę się, że w moje ręce wpadł Rubinowy książę Beaty Worobiec. Ta książka zasługuje na wielki rozgłos i sławę. Fani powinni ustawiać się w kolejce i błagać autorkę o kolejną część (i oficjalnie zapisuje się do grona zakochanych w tej powieści i proszę bardzo ładnie autorkę, aby pisała szybciej drugi tom). Beata Worobiec z impetem wdarła się na listę moich ulubionych autorów i na długo tam zostanie.

Gdy mgielny wilk porywa duszę Mili do Otchłani, czwórka śmiałków postanawia wyruszyć na bohaterską misję… Wróć. Sephora, siostra porwanej, rubinowa dziedziczka bogini Lucyfere oraz ukochany Mili, heterochrom, wyrzutek społeczeństwa, podejmują się tej misji dobrowolnie. Kapitan karatorów Ollin oraz Czerwona Salamandra, legendarna złodziejka, zostają w misję ratunkową wplątani przypadkiem. Czwórka śmiałków musi stawić czoła niebezpieczeństwom i odnaleźć Rubinowego Księcia, który może im pomóc. Dodatkowo,śledzi ich Yotam Szorstkopalcy, który nie ma zamiaru się z uciekinierami cackać, a najbardziej zależy mu na schwytaniu Czerwonej Salamandry.

Ta książka jest wspaniała. Beata Worobiec stworzyła świat tak doskonały, tak dopracowany w każdym najmniejszym aspekcie, że niektórzy autorzy powinni się od niej uczyć. Żywa Ziemia, ze wszystkimi swoimi mankamentami, mitologią, historią, mieszkańcami, dziwnymi postaciami i całą tą fantastyczną otoczką zachwyca. Pomimo że nie jest to idealne miejsce do życia, to chętnie bym tam przez jakiś czas pomieszkała. Może okazałoby się, że jestem kamiennokrwistą? Beata Worobiec zdradzając po kawałku swój zamysł, odsłaniając ten przedziwny świat, zachwycała mnie coraz bardziej. Żywa Ziemia nie jest idealna, raczej jest ciężkim miejscem do życia, ale czy jest gdzieś idealnie? Jednak wszystkie elementy tego świata zasługują na poznanie i mam wielką nadzieję, że w następnej części autorka jeszcze więcej zdradzi,

Akcja w Rubinowym księciu nawet na chwilę nie zwalnia. W tej książce wciąż coś się dzieje. Zwroty akcji, nowi bohaterowie, spiski, zamachy, przebrania, romanse. Beata Worobiec tak miesza i mąci, że każda kolejna strona jest jedną, wielką, niewiadomą. Zakończenia nie sposób się domyślić, a napięcie towarzyszy czytelnikowi w czasie lektury cały czas. Bohaterowie non stop wpadają w kolejne tarapaty. Los ich nie oszczędza. Autorka nie ma litości – weźmy pod uwagę fakt, że z głównych bohaterów uczyniła wyrzutków, z licznymi wadami. Złodziejka, wiecznie zasmarkany niezdarny kapitan karatorów oraz heterochrom, który jest wyrzutkiem społeczeństwa, a ludzie boją się go nawet dotknąć. Cóż, dream team. Czytając o ich przygodach nie mogłam się nadziwić, że wciąż żyją. Nie myślcie sobie, że Rubinowy książę to powieść, gdzie pomimo wszystkich problemów, nie ma trupów. Oj, Beata Worobiec niczym George Martin zabija tych, których śmierci się nie spodziewamy i nie chcemy.

Wspomnę o najlepszym aspekcie – o klimacie i języku. Słowa, które autorka wkłada w usta bohaterów to złoto. Chichrałam się nad tą lekturą niemal cały czas. Czerwona Salamandra to mistrz ciętej riposty, a wyznania miłości, które w innych lekturach wywołują łzy? W Rubinowym księciu były tak przerysowane i dramatyczne, że owszem, pojawiły się łzy, ale śmiechu. Beata Worobiec sparodiowała i nadała nowego znaczenia scenom, które możemy znać z innych, fantastycznych książek.

Rubinowy książę jest wspaniałą lekturą, bardzo oryginalną w natłoku podobnych, które zalewają rynek czytelniczy. Mam do Was jeden apel: czytajcie, czytajcie, czytajcie! Warto, bo ta książka przeniesie Was do takiego świata, o którym nie da się zapomnieć. Jeszcze nie jedno usłyszymy o Beacie Worobiec i aż drżę na myśl o tym, co szykuje nam w kolejnej części.

Dział: Książki