Rezultaty wyszukiwania dla: DC
Zmierzch bogów. Bramy ze złota. Tom 3
Wojna!
Mury Konstantynopola jęczą pod naporem machin oblężniczych emira Maslamy, pchanego do walki przez ambicję, zemstę i honor. Atak za atakiem rozbija się o niezdobyte umocnienia... Jednak prawdziwe zagrożenie rodzi się w ciemnych zaułkach miasta i złotych salach pałacu cesarskiego.
1988 Wężowisko
Deadly Class to jedna z najbardziej wciągających i zaskakujących serii – pod każdym względem. Wciągająca fabuła, bogata plejada wyrzutków, fantastycznie odwzorowane lata osiemdziesiąte – to zaledwie kilka z zalet tego cyklu. Jeśli jeszcze nie mieliście przyjemności z nastoletnimi adeptami sztuki zabijania, winna jestem Wam ostrzeżenie – zatracicie się w tych komiksach całkowicie. „Deadly Class: Wężowisko” to już trzeci tom, który trzyma poziom, zadziwia i… ponownie kończy się wielkim WOW!
Poprzedni tom zakończył się mocnym akcentem i tak też historia „Wężowiska” się rozpoczyna. Co tu dużo mówić – bohaterowie wpakowali się w niezłe „gówno” (Marcus bardzo lubi to słowo – w każdym tomie powtarza je kilka razy, sprawdziłam!) i czytelnik wręcz pożera strony, aby dowiedzieć się, jak się wykaraskają tym razem z kłopotów. I – przede wszystkim – czy wszyscy przeżyją. Deadly Class nie bez przyczyny jest „deadly” - tak, jak i w poprzednich tomach, tak i tutaj gości dużo śmierci. Powiem więcej – giną tutaj postacie znaczące, co jeszcze bardziej nakręca odbiorcę. A akcja, latające sztylety i pociski to niejedyne, co ma ten tom do zaoferowania…
Już od pierwszego tomu wyraźnie można zauważyć, że Deadly Class ma jakąś dziwaczną, nieoczywistą głębię, schowaną pomiędzy zbuntowanymi nastolatkami, krwawymi niuansami i narkotykowymi tripami. W „Wężowisku” wszystko zdaje się sypać w życiu głównego bohatera, przyjaźnie tracą znaczenie, każdy zdaje się być zdrajcą, kapusiem, zagrożeniem. Marcus ponownie czuje się odrzucony i choć wmawia sobie, że jest mu z tym lepiej, że dzięki temu jest „czujniejszy”, nie radzi sobie z nową sytuacją. I coraz bardziej się pogrąża, coraz bardziej gubi, a czytelnik zarazem z obrzydzeniem, jak i ze współczuciem obserwuje go i syf, w jaki się pakuje. Tom ten niesie ze sobą więcej treści niż poprzednie i chociaż akcji jest nieco mniej, to nie można narzekać na jej brak. A zakończenie – SZTOS. Nie mogę doczekać się egzaminu…
Kreska komiksu jak zawsze jest obłędna i fenomenalnie dopełnia całości. Uwielbiam momenty, w których Marcus jest na odlocie – w tych momentach ilustracje mnie rozwalają i zwracam na nie znacznie większą uwagę. Bohaterów kreują nie tylko ich historie, ale i wyrazisty wygląd – podobnie jak tło całości, wyraźne lata osiemdziesiąte. Wylewają się one ze stron w przytaczanej muzyce, stylówkach czy takich drobnostkach, jak… Bush i Jan Paweł II na ekranie w tle. Po prostu majstersztyk w pełnej krasie – kreski, barw, szczegółów…
Komiksy Deadly Class są jak narkotyk. Uzależniają, fascynują, budzą mnóstwo emocji i refleksji, myśli. Jeśli lubicie mocniejsze serie, pełne głębszych doświadczeń i cienia dawnej popkultury – nie czekajcie. Zatraćcie się w tym psychodelicznym świecie samotności, depresji i zagubienia. Polecam z całego serducha!
Spotkanie z Martyną Raduchowską
Zdradzieckie serce
Kroniki Ocalałych, tom drugi
Pierwszy tom „Kronik Ocalałych”, „Fałszywy pocałunek” to książka, która wciągnęła mnie tak bardzo, że od razu, gdy ją przeczytałam, sięgnęłam po dwa kolejne tomy w oryginale. Mimo że poznałam zakończenie tej historii zawczasu, to i tak miło było wziąć do ręki polskie wydanie „Zdradzieckiego serca”.
Księżniczka i książę przetrzymywani są wśród barbarzyńców w królestwie Vendy, a zabójca, który oszczędził Lię, jest zdeterminowany, by w dalszym ciągu zachować ją przy życiu. Choć może się to okazać wcale nie takie łatwe. Najgorzej, że lud Vendy wcale nie jest tak zły i nieokrzesany, jak go malują. Kto tak naprawdę w tej historii jest oprawcą i katem, a kto ofiarą i jak potoczą się dalsze losy księżniczki?
W pierwszym tomie pisarka skupiła się na swoich bohaterach. W drugim jednak to wykreowany przez nią świat Vendy, jego mieszkańcy i ich zwyczaje wysuwają się na pierwszy plan. W barwny i plastyczny sposób czytelnikom przedstawione zostało codzienne życie i sekrety miejsc, przez które podróżowali i obecnie podróżują bohaterowie. Dodatkowo w „Fałszywym pocałunku” akcja pędziła wartkim nurtem, natomiast w „Zdradzieckim sercu” nieco już zwolniła, zmuszając czytelnika do kilku ciekawych refleksji.
Mimo że powieść jest wciągająca i bardzo mi się spodobała, to wcale nie zbiera najwyższych not. Wydaje mi się, że wynika to z naiwności całej historii. Jest to ciekawa fantastyka, ale określiłabym ją raczej mianem młodzieżowej niż pełnoprawnej heroic fantasy. Do tego brakuje w książce jednego, istotnego elementu, czyli mapy, tak mile widzianej w fantastyce drogi. Znacznie przyjemniej się czyta, mogąc wizualnie śledzić podróż ulubionych bohaterów.
Ogólnie jednak drugi tom z pewnością nie jest gorszy od pierwszego i żaden fan „Fałszywego pocałunku” nie poczuje się zawiedziony. Powieść wydaje się jakby dojrzalsza, a wraz z nią wzmocniły się także i dorosły do swoich ról osobowości bohaterów, którzy już nie są zagubionymi dziećmi. Tym razem bez trudu przyszło mi uwierzyć, że to przyszli władcy swoich krain.
„Kroniki Ocalałych” to lekka, przyjemna seria fantasy, która bez trudu potrafi wciągnąć czytelnika do swojego niezwykłego świata. Z niecierpliwością czekam na polską premierę ostatniego tomu, bo mimo że znam już zakończenie, to chciałabym móc postawić na swojej półce „Kroniki Ocalałych” już jako pięknie prezentujący się komplet. Miłośnicy młodzieżowej fantastyki z pewnością nie będą tą serią zawiedzeni.
Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena
14 listopada nakładem wydawnictwa INITIUM ukaże się powieść Larsa Simona zatytułowana "Lennart Malmkvist i osobliwy mops Buri Bolmena" - lekka komedia będąca fenomenalną historią o magii oraz gadającym, wyjątkowo sarkastycznym mopsie w roli głównej. Powieść zdecydowanie inna niż wszystkie, której absolutnie nie można przegapić! Pełna zabawnych tekstów, które mają szansę stać się kultowymi, a także zaskakujących zwrotów akcji. Gorąco zachęcam do zapoznania się z poniższym opisem powieści oraz z załączonym fragmentem książki.
Lanny
Wierzysz w Praszczura Łuskiewnika?
Jak to?
Myślisz, że naprawdę istnieje?
No, nie. No, tak, w tym sensie, że jest naprawdę, jeśli ludzie w niego wierzą. Więc tak. Jak syreny czy Jacek Na Sprężynach albo Zielone Dzieci z Woolpit istnieją naprawdę, jeśli ludzie myślą o nich i rozmawiają. Jest częścią tej wioski, i to od stuleci – czy był naprawdę, czy nie. Powinieneś spytać starą Peg, ona się zna na tym wszystkim najlepiej.
Jeśli mam być szczera to nie do końca wiem od czego mam zacząć tą recenzję. Bo Max Porter w powieści „Lanny” stworzył historię, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i wywołała uczucia, których nie jestem w stanie zdefiniować. Wiem tylko, że są to odczucia pozytywne, które budzą u mnie różnorakie przemyślenia na temat tego w jaki sposób dzisiaj żyjemy i tego jak wiele rzeczy może być złudne i fałszywe na pierwszy rzut oka.
Powieść zaczyna się od przedstawienia Praszczura Łuskiewnika – mitycznej, baśniowej postaci, która przedstawiana jest jako stworzenie zbudowane z liści i gałęzi. Mieszka on w małej wiosce (a raczej w otaczających ją lasach) kilkanaście kilometrów od Londynu. I uwielbia słuchać zgiełku małego miasteczka, ludzkich rozmów i myśli. A najbardziej lubi słuchać, pewnego chłopca, tytułowego Lanny’ego. Chłopiec jest, można powiedzieć duszą towarzystwa. Lubiany przez wszystkich, potrafi zażegnać konflikty wśród rówieśników. Dzieciak jest inteligentny, pełny życia i głodny wiedzy na temat otaczającego go świata. Niestety dzieje, się rzecz dość niespodziewana i przykra – pewnego dnia Lanny znika. Czy się odnajduje? I czy żywy? To już musicie sprawdzić sami.
Książka ma dość specyficzną formę. Jest podzielona na trzy, powiedziałabym tematyczne części. W pierwszej poznajemy głównego bohatera – Lanny’ego. W drugiej jesteśmy świadkami jego poszukiwań, a raczej komentarzy jakie padają od mieszkańców miasteczka, policjantów czy samych rodziców chłopca. Trzeci natomiast jest najbardziej fantastyczny, w którym główne skrzypce gra Praszczur Łuskiewnki. Co dziwne i zaskakującego, tak naprawdę nic w tej książce nie jest opowiedziane z perspektywy Lanny’ego. Chłopca poznajemy tylko i wyłącznie przez opowieści innych ludzi.
„Lanny” tak naprawdę ma 5 bohaterów, którzy mają jakiekolwiek znaczenie. Lanny’ego i jego rodziców, Pete’e (postarzałego malarza, który uczy chłopca rysunku) oraz Praszczura Łuskiewnika. Ale tak właściwie oprócz głównego bohatera nie poznajemy nikogo. Wszyscy skupiają się na tym by przedstawić nam jaki jest chłopiec. Co lubi, czego nie lubi i jak się zachowuje. Jasne, dzięki temu w jaki sposób wypowiadają się o nim, możemy mieć jako takie wyobrażenie na ich temat. Jego mama bardzo go kocha i dałaby się za niego pokroić. Natomiast ojciec jest pracoholikiem, którego rodzina tak naprawdę nie obchodzi.
Podsumowując. „Lanny” to powieść magiczna, która pozostawia w czytelniku pewną pustkę, pewną refleksję. Wprowadza człowieka w klimat takiej baśniowej i dawno już przeminiętej Anglii. Mimo, że współczesna to jednak ma w sobie coś z czasów, kiedy wierzenia pogańskie były bardziej popularne niż religia chrześcijańska. Czy polecam tę książkę? Tak. I to właściwie wszystkim. Bo podejrzewam, że nie będzie osoby, w której ta książka nie obudziłaby żadnych emocji.
Fałszywy Pieśniarz - fragment
Na ich widok kryminalistycy z Wydziału Opętań i Nawiedzeń przerwali cichą rozmowę i zeszli pośpiesznie z ogrodowej ścieżki, robiąc im przejście.
– Mówiłem ci, że jesteś w Firmie sławna, szamanko od umarlaków – szepnął Kruchy. Nie zwolnił kroku i do nikogo nie zagadał, pozdrowił tylko znajomych techników lekki skinieniem głowy. – Niszczycielko lustrzanych piekieł i pogromczyni Kusiciela.
– Kpij sobie, kpij – mruknęła Ida, starannie unikając taksujących spojrzeń. – Sławna czy osławiona?
Łowca uśmiechnął się lekko. Po krótkim zastanowieniu wzruszył ramionami.
– W obu przypadkach jedni będą cię podziwiać, a inni nienawidzić, więc co za różnica?
– W zasadzie żadna.
– No i sama widzisz. Kiedyś im przejdzie, zobaczysz.
Zboczyli ze ścieżki i zaczęli przedzierać się przez bujne zarośla. Przed nimi w plątaninie rachitycznych gałęzi majaczyła pękata sylwetka białego namiotu.
– Co my tu mamy, Szerszeń? – zawołał Kruchy, gdy po wyjściu z gęstwiny zatrzymali się przed taśmą w czarno-czerwone pasy.
Nazwany Szerszeniem technik, który jako jedyny z całej ekipy dochodzeniowo-śledczej nie zwrócił żadnej uwagi na ich przybycie, zerknął przez ramię z osobliwie nieobecną miną, jak gdyby głos łowcy wyrwał go nagle z głębokiego transu. Mężczyzna potrzebował chwili, aby na powrót nawiązać kontakt z rzeczywistością, po czym zamrugał i raptownie poderwał się z klęczek; na kolanach nieskazitelnie białego kombinezonu ochronnego widniały ciemne plamy błota. Podstarzały, przygarbiony, z ogoloną głową i, dla równowagi, sięgającą do pasa srebrzystą brodą przypominał stuletniego druida, lecz kiedy ruszył im na spotkanie, w jego sprężystym i zaskakująco energicznym kroku kryła się pewna młodzieńcza niecierpliwość.
Wszelkie skojarzenia ze statecznym celtyckim kapłanem zniknęły bez śladu w chwili, w której Szerszeń i Kruchy przybili sobie na powitanie skomplikowaną serię piątek i żółwików.
– Ida Brzezińska, szamanka od umarlaków, moja nowa partnerka – przedstawił dziewczynę łowca. – Krzysztof Szerszuła, szef sekcji techników.
Ida uśmiechnęła się lekko, podała mężczyźnie rękę, po czym uśmiechnęła się szerzej, mocno zaciskając usta, zagryzając zęby i z całych sił starając się nie syknąć. Palce Szerszenia, twarde i silne niczym imadło, o mało nie zmiażdżyły jej dłoni.
– Miło mi poznać – huknął na nią z góry, aż podskoczyła.
– Mnie… uch… również… – Niemal westchnęła, gdy wreszcie ją puścił, po czym ukradkiem pokręciła nadgarstkiem, żeby przywrócić krążenie w zdrętwiałym przedramieniu.
Szerszeń nie czekał, aż łowca zacznie go ciągnąć za język, tylko od razu odstąpił na bok i uniósł taśmę, wpuszczając ich na zabezpieczony teren. Na wpół zapraszającym, na wpół niezdecydowanym gestem wskazał namiot i ziejącą pod nim dziurę w ziemi. Sam jednak jakoś się nie kwapił, żeby tam wracać.
– Aż tak źle? – Kruchy także nie ruszył się z miejsca. – Nic nam nie powiesz?
– Nie bardzo jest co mówić – burknął technik. Obejrzał się na rozkopany grób i wydął usta. – Żadnych widocznych obrażeń, a nie mogę przeprowadzić dogłębnej ekspertyzy, bo zwłoki są oplecione potężnymi zaklęciami ochronnymi, które zakłamują odczyty.
– Udało się je chociaż zidentyfikować?
– A skąd. Mamy całkowity zakaz dotykania ciała. Fotograf zrobił zdjęcia i posłał je analitykom, ale nie znaleźli w bazie nikogo, kto przypominałby denata…
– Zaraz, chwila. – Kruchy zmarszczył brwi. – Godzinę temu dostałem cynk, że znaleźliście same szczątki, a ty mi tu teraz o jakichś zdjęciach…
– Spodziewaliśmy się szczątków, bo to nam sugerowały sonary, zanim zaczęliśmy ekshumację – wyjaśnił Szerszeń spokojnie, lecz w jego bladoniebieskich oczach błysnęła iskierka irytacji. Najwyraźniej nie należał do ludzi, którzy lubią niespodzianki. – Też byliśmy zdziwieni faktycznym stanem zwłok. Dopiero po odkopaniu wykryliśmy aktywność magiczną, a wtedy dowództwo kazało nam natychmiast wstrzymać oględziny. Nic tu więcej nie zdziałamy bez nakazu przełamania zabezpieczeń ani bez biegłego nekromanty. Ruda ma już prokuratora na linii.
Wszyscy troje zerknęli w kierunku czarownicy, która spacerowała nerwowo w tę i z powrotem z telefonem przy uchu. Bluzką i miedzianymi włosami zaczepiała o kolczaste liście ostrokrzewu.
– Ale znając Maćkowiaka i jego zamiłowanie do papierologii, nie dostaniemy decyzji szybciej niż za kilka dni.
– Pozwolisz nam się tu w międzyczasie trochę pokręcić?
– Sam nie wiem, Kruchy…
Szerszeń, który przez tę całą rozmowę zdawał się zupełnie ignorować obecność Idy, łypnął na nią teraz spod siwych, krzaczastych brwi, mrużąc pomarszczone powieki. Skanował ją z uwagą centymetr po centymetrze, aż w końcu speszona opuściła głowę i również zlustrowała swój ubiór. Nie znalazła niczego kompromitującego, żadnej plamy czy rozpiętego suwaka w najmniej odpowiednim miejscu… Zaraz jednak przyszło jej na myśl, że w szaroburej bluzie z kapturem, powycieranych dżinsach i rozdeptanych fioletowych trampkach nie wygląda zbyt profesjonalnie. Kruchy to co innego, z ponadsześcioletnim stażem i świeżo otrzymanym awansem mógł sobie nosić, co mu się żywnie podobało. W przeciwieństwie do szamanki nie miał już nikomu nic do udowodnienia, a pierwsze wrażenie, jakiekolwiek było, dawno przysłonił serią zawodowych sukcesów.
– Jesteś ekranowana, młoda? – spytał szorstko technik.
– Jestem ekranowana, młody? – Szamanka niepewnie zerknęła na łowcę.
– Jest ekranowana, staruszku. – Łowca uśmiechnął się i klepnął technika w ramię. – Osobiście założyłem na nas zasłony. Nic nam nie grozi.
Ostatnie zdanie wypowiedział z pełnym przekonaniem, a mimo to Ida jakoś nie potrafiła wyzbyć się wątpliwości. Zadrżała lekko, zapewne przez wiatr, który podstępnie wdzierał się pod ubranie.
A może wcale nie przez wiatr.
Bardziej czuła, niż wiedziała, że chodziło o coś więcej – coś znacznie gorszego. Miała wrażenie, że to czyjś lodowaty oddech mroził jej skórę na karku, że w świszczącym szumie kolejnych podmuchów pobrzmiewały strzępki gorączkowych słów.
Potrząsnęła głową i naciągnęła kaptur bluzy aż po same brwi. Nie pomogło. Ogród nie przestawał do niej mówić, nie przestawał się gapić.
– Jak tam sobie chcecie. – Szerszeń zanurkował pod taśmą ze zwinnością, jakiej trudno było oczekiwać po kimś w jego wieku. – Życzę udanej zabawy – rzucił na odchodnym, nie oglądając się za siebie, po czym dołączył do głośnej grupki kryminalistyków, którzy mówili coś jeden przez drugiego i wymachiwali rękami.
Gra karciana w uniwersum DC Comics!
Batman, Superman, Wonder Woman, Aquaman, Flash, Green Lantern, Cyborg! Liga Sprawiedliwości jest gotowa do walki, a Ty? Weź udział w niekończącej się bitwie o prawdę, sprawiedliwość i pokój razem z nimi. Teraz to możliwe. Wydawnictwo Egmont wydaje Pojedynek Superbohaterów DC – karcianą grę z uniwersum DC Comics opartą na popularnym mechanizmie budowania talii (deck building)! To pozycja, której nie może zabraknąć na półce fana DC. Gracze planszówek o różnym doświadczeniu również nie będą się nudzić. Gra trafiła do sprzedaży na terenie całej Polski.
Europa o świcie - zapowiedź
Fenomenalne zakończenie cyklu o podzielonej Europie!
W Tallinie Alice, młodsza pracowniczka szkockiej służby dyplomatycznej, zostaje wplątana w niezrozumiałą intrygę, rozciągającą się na dziesięciolecia.
Na Morzu Egejskim młody uchodźca Benno porywa się na desperacką ucieczkę ku wolności i znajduje sobie nowe, niezwykłe życie.
Na angielskich kanałach gromadzą się barki. Rudi, doświadczony coureur, po raz ostatni zostaje oderwany od restauracji, gdy wraz z Rupertem, swoim sojusznikiem, wyrusza w pościg za nieżyjącym człowiekiem.
Psychodeliczna, inteligentna powieść, bardzo ludzka, z dreszczykiem szpiegowskich emocji, snuta w równoległych europejskich światach i opowiedziana z błyskotliwym humorem.
CYKL „PĘKNIĘTA EUROPA”:
EUROPA JESIENIĄ
EUROPA O PÓŁNOCY
EUROPA W ZIMIE
EUROPA O ŚWICIE
Tytuł: Europa o świcie
Seria: Pęknięta Europa
Tom 4
Autor: Hutchinson Dave
Tłumaczenie: Jabłoński Mirosław P.
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Język wydania: polski
Język oryginału: angielski
Liczba stron: 488
Numer wydania: I
Data premiery: 2019-10-08
Fałszywy Pieśniarz - zapowiedź
Ekipa śledcza Wydziału Opętań i Nawiedzeń wkracza do ogrodu Kusiciela, aby odkryć ostatni element układanki. Ekshumacja zwłok nieznanego mężczyzny daje początek serii tragicznych wydarzeń. We Wrocławiu dochodzi do przerażających samobójstw, mroczna przeszłość Kruchego powraca, by upomnieć się o jego duszę, Ida zaś przekonuje się, że dar szamanki od umarlaków w niepowołanych rękach grozi katastrofą, a życzenia potrafią być niebezpieczne szczególnie wtedy, gdy się spełniają…
Bezpośrednia kontynuacja "Szamanki od umarlaków" i "Demona Luster".