Rezultaty wyszukiwania dla: DC
Nowa powieść Cassandry Clare
Najbardziej znane na świecie uniwersum Nocnych Łowców doczekało się porywającej serii o Magnusie i Alecu. Cassandra Clare powraca z opowieścią o parze shipowanej przez miliony czytelników!
Czarny Młot '45
Uniwersum komiksowe Czarnego Młota, czyli komiksu wydawanego w Ameryce autorstwa scenarzysty Jeffa Lemire i rysownika Deana Ormstona, wydawane w formie miesięcznika od lipca 2016, opowiada o przygodach Czarnego Młota i sześciu innych superbohaterów, którzy uratowali Spiral City przed Anty-Bogiem i zostali uwięzieni w Rockwood, ponadczasowym mieście w Strefie Zmierzchu. Tym razem scenarzysta Jeff Lemiere wspomagany jest przez Raya Fawkesa, a nasi bohaterowie zajmują się wspominkami swoich przygód w czasach II Wojny Światowej.
Ten spin-off głównej serii przybliża historię Szwadronu Czarnego Młota, specjalnej jednostki lotniczej skierowanej przeciwko nazistom. Jest to historia akcji osadzona w iście amerykańskim stylu jaki znamy ze Złotej Ery Komiksów takich jak "Blackhawk" choćby. Poznajemy tu nie tylko losy obecnych dwóch jeszcze żyjących członków Szwadronu, którzy są już staruszkami, ale także samego Czarnego Młota. Jednak wizja drugowojennych przygód może zadziwiać. Nie jest to bowiem wojna, jaką znamy z kart historii.
Na pierwszy plan wysuwa się tu walka Szwadronu z Nazistami, których główną siłą jest osoba Jägergeista, Widmowego Łowcy. To Niemiec ze szramą na lewej stronie twarzy, nerwach ze stali i żądzą mordu. Po drugiej stronie stoją nie tylko Amerykanie, ale i Armia Czerwona z wielkimi mechami i siejącym zniszczenie Czerwonym Przypływem pod dowództwem Nazarowej.Jak to mają w zwyczaju usuwają zagrożenie, prąc naprzód i nie patrząc na przypadkowo zabitych cywili. A celem jest Wiedeń.
Nasz Szwadron dostaje ostatnie, tym razem tajne, zadanie: ocalić rodzinę naukowców, małżeństwo Greenbaumów, którzy pracują w okolicach Wiednia przy projektowaniu rakiet dla Nazistów i nie dopuścić, aby wpadli oni przypadkiem w ręce Rosjan. Choć obecnie współpracują oni z wrogiem, to są zastraszani i trzeba im nieść pomoc. To nie oznacza, że mają wpaść w ręce nie do końca przyjaznych Rosjan, którzy też mają chrapkę na skorzystanie z wiedzy genialnego doktorstwa. Misja rzeczywiście staje się ostatnią, jednak za bardzo wysoką cenę.
Zdecydowanie jest to pozycja dla znawców uniwersum Czarnego Młota oraz entuzjastów scenariuszy Lemiera. Historia może także zaciekawić wszystkich interesujących się fantastyką historyczną, bo wykreowany świat Czarnego Młota naprawdę wygląda ciekawie. Polskie wydanie zawiera wszystkie cztery zeszyty spin-offa wydawanego w formie pojedynczych zeszytów na terenie USA w 2019 roku oraz szkicownik, w którym możemy podziwiać pracę rysownika i kolorystki.
100 lat powieści Agathy Christie
Komiksy na podstawie bestsellerowych powieści Agathy Christie.
Scenariusz do tytułu „Noc w bibliotece” napisał szwajcarski pisarz, dramaturg i reżyser Dominique Ziegler, a rysunki wykonał Olivier Dauger, uznawany za najlepszego komiksowego rysownika lotnictwa („Ciel en ruine”).
Czy przeciwstawisz się grozie kryjącej się w mrokach nocy?
Każdy Badacz, nawet uczony profesor, wścibski dziennikarz czy bezkompromisowy detektyw, potrzebuje czasem pomocy, by mierzyć się z okropnościami świata mitów Cthulhu. Niech ta księga stanie się Twoim przewodnikiem i najważniejszą pomocą do gry Zew Cthulhu!
Zapowiedź: Dom między chmurami
Miłość, poświęcenie i zdrada w pasjonującej opowieści fantasy, w której słowiańska mitologia miesza się z barbarzyńskimi kultami i wszechobecną magią.
Garfield. Tłusty koci trójpak. Tom 6
Już od wielu, wielu lat jestem wielką fanką Garfielda i jego komiksowych pasków. Po raz pierwszy jednak w Polsce ukazuje się seria komiksów poukładana w kolejności chronologicznej. W tomie 6 „Tłustego kociego trójpaku” Garfield kończy już 10 lat!
Strona wizualna
Każdy komiks z serii składa się z połączenia trzech anglojęzycznych, cieńszych książeczek. Komiksy wydawane są w twardej oprawie, na doskonałej jakości papierze i w pełnym kolorze. Do pasków dodane zostały ciekawostki i dodatkowe, zabawne elementy. W szóstym tomie na przykład przedstawiona została graficzna historia ewolucji psów według Garfielda. Wydawnictwo Egmont naprawdę się postarało, by nowe wydanie Garfielda prezentowało się doskonale. To komiksy, które będą ozdobą mojej biblioteczki.
Moja opinia i przemyślenia
Mimo że Jim Davies, twórca kota Garfielda, ma już swoje lata (urodził się w 1945 roku), to kult wokół pomarańczowego kota wciąż się rozwija. Nad jego wizerunkiem pracuje korporacja Paws, dzięki której powstają aplikacje, kanał na youtubie ze starymi odcinkami animowanego Garfielda oraz filmy pełnometrażowe. Wygląda na to, że Garfield ma dużą szansę przeżyć swojego twórcę, choć nostalgicznie myślę, że to już nie będzie to samo…
Komiksy z Garfieldem czytałam zarówno po polsku, jak i po angielsku. Po raz pierwszy jednak, dzięki „Tłustym Kocik Trójpakom” natknęłam się na paski, których wcześniej nie miałam przyjemności poznać. Moja radość z tego powodu była ogromna. Jestem bardzo ciekawa, ile tomów zaplanowało wydawnictwo.
Myślę, że gdyby „Garfield” zaczął być wydawany w Ameryce ostatnich lat, to zostałby oprotestowany i w ogóle by się nie przyjął. Jim Davies żartuje z tak wielu rzeczy, że zapewne wiele mniejszości społecznych poczułoby się urażone. Dodatkowo nie porusza problemów rasizmu (chyba że za taki weźmiemy wzajemną niechęć psów i kotów lub nienawiść do pająków) i orientacji seksualnych. To brutalny i szczery humor w czystej postaci. Między innymi za to właśnie tak bardzo go uwielbiam.
Podsumowanie
Jeżeli lubisz nieco czarny, bardzo cyniczny i pełen sarkazmu humor, to w towarzystwie „Garfielda” powinieneś spędzić kilka naprawdę bardzo przyjemnych dni. Myślę, że paski z leniwym, pomarańczowym kotem będą bawiły nie tylko nas, ale również i następne pokolenia. Jestem ogromną fanką Garfielda i jego hermetycznego świata. Bawi czytelników i wbrew pozorom uświadamia o tym, co w życiu jest najważniejsze (i nie, zdecydowanie nie mam tutaj na myśli ani jedzenia, ani spania). Lekturę serdecznie polecam! Sama zamierzam skompletować całą serię.
Ziemia przeklęta
Hiszpania w połowie IX wieku. Intrygująca zapowiedź fabuły. Potężny format i przykuwająca spojrzenie okładka. Nic dziwnego, że Ziemia przeklęta zapowiadała się fascynująco. Niestety, historia opowiedziana przez Juana Francisco Ferrandiza nie porywa tak, jak można by oczekiwać.
Barcelona, rok 861. Położone na granicy imperium miasto liczy zaledwie półtora tysiąca mieszkańców. Regularnie wystawiona na ataki muzułmanów, dzikich hord i ambitnych możnych, zdaje się nie mieć przed sobą przyszłości. Przynajmniej do czasu, gdy pojawia się w niej żądny sławy i zaszczytów biskup Frodoi. Młody kapłan szybko zdaje sobie sprawę z tego, że oprócz misji postawienia miasta na nogi i zadbania o dusze jej mieszkańców, będzie musiał zręcznie lawirować wśród intryg snutych przez miejscowych możnych.
Jednocześnie śledzimy losy rodzeństwa sierot, potomków słynnego niegdyś rycerza, ograbionych ze swojego dziedzictwa. Po tym jak zostają rozdzieleni, ich losy toczą się zupełnie inaczej. Isembard trafia na ślad dawnych towarzyszy ojca i szkoli się na wojownika. Z kolei Rotel odkrywa w sobie mroczne talenty, których istnienia nikt wcześniej nie podejrzewał.
Wreszcie, istotną rolę odgrywa także niejaka Eliza, doświadczona przez los i pokarana mężem-oszustem i lawirantem. Losy całej czwórki splatają się w mniej lub bardziej oczywisty sposób i w różnych okolicznościach.
Zacznijmy od tego, co dobre, czyli sam pomysł na fabułę oraz czas i miejsce akcji. Powieść jest wielowątkowa i przenosi nas w raczej rzadko eksplorowane rejony czytelnicze. Okres tworzenia się państw europejskich we wczesnym średniowieczu jest fascynujący sam z siebie, tutaj mamy jeszcze przy tym do czynienia z samymi rubieżami, pozornie tylko cywilizowanymi i wystawionymi na różnorodne ataki. Warstwa historyczna, na ile mogę stwierdzić swoim amatorskim okiem, prezentuje się przyzwoicie, a informacje na temat wydarzeń toczących się gdzieś w tle głównej osi fabularnej, stanowią niezły kąsek dla osób zainteresowanych historią.
Dosyć interesująco przedstawiają się też postaci, zwłaszcza te kobiece. Auto stworzył silne bohaterki, wywodzące się wprawdzie z różnych warstw społecznych, ale wszystkie borykające się z problemami, jakie były udziałem ówczesnych kobiet. Jednocześnie, trochę szkoda, że właściwie jedynie Rotel i biskup Frodoi noszą w sobie pierwiastki dobra i zła. Pozostałe osoby przewijające się na kartach powieści są przedstawione niemal całkowicie jako dobre i szlachetne bądź nikczemne i do bólu wręcz złe. Odbiera im to niestety dużo wiarygodności.
Największym problemem jest jednak to, że mimo całego rozmachu, książka liczy w końcu ponad 700 stron i łączy liczne wątki, powieść nie porywa. Owszem, czyta się ją bez większych zgrzytów, ale też bez oporu można odłożyć na półkę, choćby i w połowie rozdziału. Mając do dyspozycji tak fantastyczny materiał, Ferrandiz nie skupia w pełni uwagi czytelnika, nie wzbudza też głębszych emocji, nawet gdy opisuje wydarzenia, które powinny wywołać ich całą masę.
Mówiąc krótko, uważam Ziemię przeklętą za lekturę przyzwoitą, ale nie porywającą. Dla osób zafascynowanych Hiszpanią i jej historią może to być naprawdę ciekawa lektura, dla pozostałych już chyba niekoniecznie.
Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety
Ruś może nie jest tak piękna dla kogoś, kto całe życie spędził w Cesarstwie, ale po jakimś czasie można się przyzwyczaić do jej twardego uroku. Zresztą, Mordimer Madderdin zrobi wszystko ku chwale Ojca Najwyższego- skoro Bóg skierował ścieżki swojego wiernego sługi w to pełne pogaństwa miejsce, to na pewno miał w tym swój cel, z którym nie można polemizować. Takie są wyroki Pana. A ponadto inkwizytor ma jeszcze jeden powód do zadowolenia z przymusowego pobytu na tych dzikich terenach- Nataszę, z którą połączyła go nie tylko magia wizji, ale również szczere przywiązanie. Księżna Ludmiła ma jednak coraz to nowsze plany odnośnie skromnej osoby Mordimera, razem ruszają w podróż przeciwko buntownikowi i choć bitwa kończy się wygraną ruskiej księżnej, to przed naszymi bohaterami kolejne problemy. Cesarstwo chce z powrotem swojego inkwizytora, a "dobre" wieści przekazuje Madderdinowi Nontle, afrykańska księżniczka, a także badaczka wszelakich anomalii, znajdujących się na świecie. Coś jednak w zachowaniu Mauretanki nie do końca świadczy o jej szczerości względem Bożego sługi... i już Mordimera w tym głowa, aby znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Nawet nie pomyślałabym, że moja przygoda z inkwizytorem Mordimerem Madderdinem trwa już piętnaście tomów! Co prawda nie miałam szansy przeczytać wszystkich części cyklu, ale na tyle poznałam już głównego bohatera, że potrafię zauważyć zachodzące w owej postaci zmiany. Ale o tym zaraz. Nie wiedzieć czemu, opowieści o inkwizytorach ciągle w jakimś stopniu kojarzą mi się z... Wiedźminem. Może to przez fakt, iż obaj główni bohaterowie należą raczej do milczków, dbających o własne dobro, a może też przez to, że na swojej drodze napotykają przeróżne istoty, o jakich nigdy nam się nie śniło. W każdym razie do obu -i do Geralta, i do Mordimera- mam ogromny sentyment, jako że przygodę z nimi rozpoczęłam jeszcze w liceum.
Mordimer Madderdin- inkwizytor, pokornie służący Bogu, niebojący się wyrazić jasno (choć kulturalnie) swojego zdania na dany temat. Pamiętam go jeszcze jako mężczyznę, który na uwadze miał nie tylko ścieżki wytyczone mu przez Pana, ale również wino, kobiety i śpiew (no, to ostatnie może nie do końca). Parał się zabijaniem potworów, bez skrupułów zabierając należną mu zapłatę. Choć działał w imię Boga, to nigdy nie określiłabym go jako litościwego- wróg to wróg, a jego los może być tylko jeden. Teraz, mam wrażenie, nasz główny bohater nieco złagodniał. Co prawda Ruś nie należy w jego mniemaniu do idealnych miejsc do życia, lecz dla dobra Nataszy gotowy jest na poświęcenie. No właśnie, Natasza. Kobieta, a może jeszcze dziewczyna, która skradła jego serce, mimo że inkwizytor nigdy nie przyzna się do tego ani przed nami, ani przed sobą. Ciekawe, jak dalej potoczą się losy tej zawadiackiej dwójki.
Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety to tom skupiający się po części na damskiej stronie całej historii. Ludmiły, księżnej Rusi, nie muszę Wam już raczej przedstawiać- każdy pamięta, w jak malowniczy sposób pozbyła się swojego męża (zresztą, pan Piekara raczy nam usłużnie o tym przypominać). Kanciasta, mało urokliwa, dbająca tylko o siebie samą, porywcza- to jedyne określenia, jakie przychodzą mi na myśl o tej władczyni. Z drugiej strony mamy słodką Nataszkę, która swoim anielskim wyglądem zwiodłaby niejednego mężczyznę. Gdyby, oczywiście, ktoś nie wiedział, iż była wychowanką wiedźmy Olgi, a jedno machnięcie jej dłoni może przyprawić człowieka o niewypowiedziane katusze. Nie mogę także zapomnieć o badaczce Nontle, niezwykle pięknej, ale i niebezpiecznej kobiecie, z którą Mordimer miał styczność po raz pierwszy podczas podróży na Ruś. Teraz spotykają się ponownie, acz inkwizytor nie wyczuwa w niej żadnych dobrych zamiarów. Te trzy kobiety mogą przyprawić niejednego o palpitacje serca, i to bynajmniej nie z powodu ich pięknych twarzy.
Przy każdej nowej części cyklu inkwizytorskiego obiecuję sobie, że w końcu cofnę się nieco w czasie i wrócę do tomów rozpoczynających przygodę inkwizytora Mordimera Madderdina. Nigdy jednak nie mam na to czasu, a poza tym... zawsze zapomnę. Teraz, z czystej ciekawości, chciałabym jeszcze wrócić do początków, aby móc dokładniej porównać sobie owego Bożego sługę wtedy oraz teraz. Dla czystej przyjemności, oczywiście. W końcu nic dziwnego, że przez piętnaście tomów główny bohater się zmienił.
Dla wszystkich fanów twórczości pana Jacka Piekary książka jest lekturą wręcz obowiązkową, choć więcej w niej potyczek słownych, niż fizycznych. Dla tych, którzy jeszcze nie poznali się na piórze naszego polskiego autora, sugeruję rozpoczęcie przygody od tomu pierwszego. Na pewno się nie zawiedziecie!
Czas patriotów
Tom Clancy jest znany na całym świecie ze swoich książek sensacyjnych. Kilka z nich zostało sfilmowanych, a jedna nawet doczekała się serii gier wideo. „Czas patriotów” to jedna z jego wcześniejszych książek. Spodziewałam się akcji i ją dostałam. Czy trzeba od książki określanej jako sensacyjna czegoś więcej? Owszem, przydałoby się, bo jednak przez te 673 strony można polubić bohaterów, których mamy chyba z trzydziestu. A akcji jest tu naprawdę sporo.
Oto Jack Ryan, amerykański były marines, obecnie wykładowca historii, osoba, która wszyscy kochają podziwiają, ojciec córki, mąż chirurga ocznego i przyjaciel np. pilota tomcatów, wyjeżdża na wakacje do Londynu. Dawno nie był na żadnych, więc nie spieszy się, chce trochę pospacerować po mieście zamiast od razu dołączać do buszujących po sklepach z odzieżą żony i córki. I tuż po spotkaniu kobiet swojego życia na umówionym miejscu słychać strzały. Okazuje się, że ostrzeliwany jest samochód, który należy do kogoś bardzo, ale to bardzo na stanowisku jeśli chodzi o Wielką Brytanię. W Jacku zaczynają działać instynkty żołnierza, którym był, i policjanta, które miał przekazane przez ojca-mundurowego, wkracza więc brawurowo do akcji i równie brawurowo zostaje postrzelony. Historia, choć kończy się w szpitalu, ma jednak happy end – Jack jest bohaterem narodowym. Jednak w gratisie z wywiadami i honorami spada na rodzinę Ryanów niebezpieczeństwo – zemsta grupy, której udaremniono tak niespodziewanie akcję. Najbardziej zaś żądny krwi jest szef całej operacji. Właśnie na dążeniu do odwetu na Ryanie zbudowana jest cała fabuła książki, dalej tocząca się już w Ameryce.
Tematem tej książki jest problem międzynarodowego terroryzmu, więc tak, jak dobrze była przyjęta w dobie walk Ira i podobnych grup na ternie Zjednoczonego Królestwa, tak zapewne po upadku wież WTC nadal temat jest aktualny. Jednak powolnie sunąca do przodu fabuła i jednoznaczni bohaterowie, cecha charakterystyczna literatury sensacyjnej lat 80-tych, do którego należy także „Czas patriotów”, trochę już nie pasuje do obecnych czasów. Choć wydanie angielskojęzyczne to przecież złota era agenta Jamesa Bonda, poszukiwacza Indiany Jonesa czy awanturnika Krokodyla Dandee, to przy nich Jack wydaje się o wiele prostszym bohaterem. Może dlatego, że tak mają żołnierze marines, może profesorzy historii, którymi jest Jack. A może dlatego, że Tom Clancy właśnie tak konstruuje bohaterów: są albo bezsprzecznie źli, albo bezsprzecznie pozytywni.
Jest to ociekająca akcją, grzechocząca nabojami do M-60 w kieszeni, honorowymi bohaterami i antagonistami, których nie da się polubić, a nawet kiedy przegrywają, a przegrywają, współczuć. Dość przewidywalna, powolna wielowątkowa fabuła, z kilkoma zwrotami akcji. Umili niejeden wieczór każdemu żądnemu krwawej akcji, za to zanudzi kogoś, kto chciałby odczuwać coś więcej niż dreszczyk emocji na myśl o siedzącym za kontenerem terroryście.
Opowieści wigilijne. Nawiedzony dom
Opowieść wigilijna Charsla Dickensa to dzieło, który zna prawie każdy. Nie każdy musiał ją czytać, jednak powstało tak wiele ekranizacji, że nie sposób po prostu nie wiedzieć o jej istnieniu. Co najciekawsze, że książka o jakże mylnym tytule obok opowieści wigilijnych nawet nie stała. Spotkamy tu rozbitków, duchy i piratów, ale na pewno nie brodacza w czerwonym wdzianku z reniferami. Jest to bowiem zbiór opowiadań autora, które ukazywały się w okresie grudniowym na łamach gazety. Z okazji Świąt Dickens i inni pisarze (głównie pochodzący z rodziny Collinsów) przygotowywali wspólnie różne opowieści. Teksty te później były przedrukowywane w czasopismach Household Word i All the Year Round. Warto wspomnieć, że redaktorem był sam Dickens, jest on też autorem kilku rozdziałów. Czy warto wiec spędzić nad tym opasłym tomem trochę czasu? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w poniższej recenzji.
W całej książce znajdziemy siedem opowiadań. Głównymi tematami są cierpienie, głód, samotność i przyjaźń. Co ciekawe, jako że były to opowiadania wydawane wspólnie na łamach gazety, cześć opowiadań pisał Charles Dickens, a resztę dopisywał ktoś z rodziny Collinsów. I to właśnie bardzo mocno uderza w poszczególnych opowiadaniach. Bo jak ocenić opowiadanie, które jest w czterech częściach, ale dostajemy na przykład część pierwszą i przedostatnią, bo inne napisał ktoś inny. Nie mając oglądu na całość, musimy próbować wyrobić sobie zdanie, co naprawdę nie jest łatwe.
Jako że to dzieło już wiekowe, a pisane na ramach gazet – to odczuwamy specyficzny język opowiadań. Pisarze rozwlekali jak najdłużej opisami swoje opowiadania, aby po prostu więcej zarobić. Język będzie piękny, poetycki, a opisy drobiazgowe. Nie każdemu się to spodoba.
Nie odmówię jednak tego, że te opowiadania są wciągające. „Katusze gromadki angielskich jeńców” to opowiadanie żołnierza piechoty morskiej. W brytyjskiej kolonii trwa walka o przetrwanie, hordy piratów mordują bezwzględnie każdego. I powiem szczerze, pierwsza część opowiadania wciągnęła mnie niesamowicie, jednak kiedy dotarłem do jej końca, okazało się, że dostajemy dopiero trzecią część opowiadania, ponieważ drugą i ostatnią napisał ktoś inny. Poczułem się mocno oszukany. Jeżeli czytam opowiadanie, to chce je przeczytać całe, a nie tylko fragmenty napisane przez danego autora. Wyobraźmy sobie, że kupujemy grę komputerową, której wydaniem zajmowały się dwie firmy. Włączamy ją i z pasją pochodzimy pierwsze dwa levele, jednak gra po tym przeskakuje na ostatni level, bo pracował nad nią inny wydawca. Osobiście wyrzuciłbym ją przez okno. Tak samo czułem się, czytając wyżej wymienione opowiadania.
Podsumowując, jeżeli ktoś jest fanem Charlsa Dickensa i nie zna powyższych opowiadań, na pewno będzie zadowolony. Jednak kiedy ktoś jak ja, lubi czytać klasykę, ale nie odpowiada mu forma przerywania tekstów, niech nie traci na to czasu. Ciężko mi pisać taką recenzję, zwłaszcza że autora tych opowieści od zawsze szanowałem, ale dostałem według mnie produkt na tyle niekompletny, że zostałem z ogromnym niesmakiem po lekturze.