lipiec 12, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: Ana Ana

czwartek, 27 lipiec 2017 17:53

Zdrada

Giordano Bruno jest filozofem o niemałym talencie do wykrywania kłamstw; jako Włoch musi znosić nieprzychylne komentarze ludzi, mimo że tak jak oni służy Anglii. Do tego dochodzi również fakt, iż dla wielu pozostaje heretykiem od chwili, gdy postanowił zrzucić z siebie habit. Tym razem doktor Bruno zostaje uwikłany przez przyjaciela, sir Philippa Sidney'a, w sprawę tajemniczej -ponoć samobójczej- śmierci Roberta Dunne'a na statku sławnego na świecie sir Francisa Drake'a. Kapitan chce jak najszybciej rozwikłać sprawę, aby ruszyć w kolejną, pełną przygód i niebezpieczeństw podróż do Hiszpanii. Bruno nie zdaje sobie jednak sprawy z jeszcze jednej ważnej rzeczy- na statku, w posiadaniu Drake'a, znajduje się bardzo cenna księga, mogąca zatrząsnąć Kościołem w posadach. Nie wie, iż jej tropem ruszył jego zaciekły wróg, pewien księgarz bez uszu...

I nie wracaj do mnie, dopóki nie będziesz moja.

Thriller historyczny to -jak dla mnie- połączenie idealne. Zawsze intrygowało mnie, w jaki sposób, bez cudów współczesnej techniki, radzono sobie z wykrywaniem sprawców przeróżnych wykroczeń. Dlatego też nie zastanawiałam się długo nad wyborem owej lektury i mówiąc całkowicie szczerze, nie żałuję ani sekundy spędzonej ze Zdradą.

Giordano Bruno to mężczyzna spokojny, rozważny oraz niezwykle inteligentny. Jednak przez wzgląd na przyjaźń z młodszym od niego sir Sidney'em, który wprost uwielbia pakować się w nieciekawe historie (mające oczywiście przekonać cały świat o jego męstwie), równie często co kompan wpada w kłopoty. Sprawa zgonu Roberta Dunne'a także należała do jednej z takich historii. Sidney, mając nadzieję na wyrwanie się spod domowej kurateli, przekonuje przyjaciela, aby towarzyszył mu w podróży na statek sir Francisa Drake'a, a gdy już znajdują się na miejscu okazuje się, że miał w tym swój ukryty cel. Otóż załoga z przerażeniem myśli o podróży statkiem, na pokładzie którego jeden z nich popełnił samobójstwo- źle to wróży owej wędrówce. Kapitan Drake zauważył jednak pewne nieścisłości w całej sprawie, a żeby móc zamknąć śledztwo, potrzebuje kogoś, kto odnajdzie dla niego sprawcę. I tak wybór pada na Giordano Bruno, oczywiście w towarzystwie Sidney'a.

Początkowo akcja raczkuje, opowieść rozwija się dość powoli. Poznajemy statek, jak również jego załogę. Zauważamy, kto mniej lub bardziej jest przychylny gościom (szczególnie doktorowi Bruno, w końcu jest Włochem). Główni bohaterowie rozglądają się uważnie, badają każdy kąt, dyskretnie -albo i przy pomocy dźwięczących monet- przepytują ludzi. Rozpoczynając przygodę, nie mogłam się wczuć w całą tę opowieść; jednak im więcej stron przeczytałam, im dalej towarzyszyłam w śledztwie mężczyznom, tym ciekawiej się robiło. Teraz, po zakończeniu mojej kilkaset stronicowej przygody, czuję się, jakbym sama dopiero co zeskoczyła z pokładu na stały ląd. Bardzo, bardzo ciekawa podróż w przeszłość!

Pani Parris doskonale oddała klimat tamtych lat, jak również wyraziście zarysowała tło epoki. Metody, jakie stosował Bruno, także świetnie wpasowały się w ówczesny okres, dając nam możliwość lepszego poznania epoki.

Na pochwałę zasługują także stworzone postacie. Różnice między Brunem a Sidney'em są aż nadto widoczne. Czytelnik zastanawia się, co jeszcze -kolokwialnie mówiąc- zmaluje Sidney, aby osiągnąć upragniony cel. Ale, ale! Nie myślcie, że to Giordano Bruno jest w tym "związku" głosem rozsądku- może po części, jednak pod tą rozważną powłoką kryje się gorące serce, ale i ostry jak brzytwa umysł. Warto także wspomnieć o umiejętnościach do walki, które niejednokrotnie ratowały jego włoskie życie.

Podsumowując, Zdrada to historia jakich mało. Z każdą kolejną stroną robi się coraz ciekawiej, zaczynamy oddychać tamtejszym powietrzem, wciągając do płuc mniej lub bardziej przyjemne zapachy. Wy też, razem z Giordanem i Sidney'em, ruszcie tropem mordercy!

Dział: Książki
czwartek, 27 lipiec 2017 11:55

2017 World Fantasy Award

26 lipca ogłoszono finalistów do nagrody World Fantasy Award.

World Fantasy Award to nagroda za wybitne osiągnięcia na polu fantasy, przyznawana corocznie od 1975 roku na  World Fantasy Convention. Nagrodę przyznaje, zmieniające się corocznie, jury. Zwyciężcy ogłaszani są podczas zjazdu. W tym roku World Fantasy Convention odbędzie się od 2 do 5 listopada w Wyndham Riverwalk w San Antonio w Teksasie. Nagroda za życiowe osiągnięcie (Lifetime Achievement Awards), przyznawana corocznie osobom, które wykazały się wyjątkowymi osiągnięciami w dziedzinie fantasy, przekazana zostanie Terry'emu Brooksowi i Marinie Warner.

Dział: Wydarzenia
środa, 26 lipiec 2017 14:21

„Dzikie królestwo” - Gin Phillips

Pod koniec września nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa ukaże się powieść „Dzikie królestwo” autorstwa Gin Phillips.

Książka debiutowała właśnie w Kanadzie i z miejsca została bestsellerem, zarówno na listach magazynów, jak i Amazonu. W tym miesiącu planowana jest premiera w USA. Warto też dodać, że trwają prace nad ekranizacją powieści, a w roli głównej wystąpi znana z "Wilk z Wall Street", "Tarzan: Legenda" oraz genialnej roli szalonej Harley Quinn z "Suicide Squad" Margot Robbie.

Dział: Książki

Niezwykła biografia Stanisława Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego ukaże się nakładem Wydawnictwa Czarnego 2 sierpnia.

Koedycja z wydawnictwem Agora.

Dział: Książki
wtorek, 25 lipiec 2017 21:41

Fallen Legion

Już od tygodnia wszyscy amerykańscy fani action RPG mogą cieszyć się pierwszym tytułem studia YummyYummyTummy przygotowanym specjalnie na PlayStation – Fallen Legion, a od dziś gra jest dostępna również w Europie! Poznaj niezwykłe opowieści uniwersum Fenumii, grając w Fallen Legion: Sins of an Empire na PS4 i w Fallen Legion: Flames of Rebellion na PS Vita!

Dział: Z prądem
wtorek, 25 lipiec 2017 20:37

Ferajna

Jeżeli tak wyglądała śmierć, to nie jest źle.
Nic, z tego co się stało, nie pamiętał. Jakby obudził się po jakiejś straszliwej, pijackiej nocy. Tylko zamiast kaca był ból w klatce piersiowej, te cholerne kable i miarowy, monotonny pisk – znak, że żył. Ale powrót świadomości był identyczny: nie wiedział, gdzie jest i co tu robi. Teraz już tylko nie mógł przypomnieć sobie samego momentu, jakby się film urwał. Ale resztę pamiętał...

Zabierając się za „Ferajnę” Roberta Miękusa i Janusza Petelskiego spodziewałam się czegoś naprawdę fajnego. Czegoś co porwie mnie od pierwszych stron i zabierze w gangsterski świat pełen niebezpieczeństwa, pościgów i walki o teren. No i się przeliczyłam, ponieważ dostałam wielkie, okrągłe i mięciutkie flaki z olejem. Nigdy, przez całe moje czytelnicze życie, żadna książka nie zmęczyła mnie tak bardzo jak ta. Ale od początku.

Powieść zaczyna się od zawału przywódcy jednego z dwóch największych gangów Warszawy – Feliksa Nieznańskiego, pseudonim Boss. I można to było fajnie wykorzystać, mogło to zrodzić walkę o teren między dwoma gangami – jednym osłabionym z powodu choroby ich lidera i drugiego, który być może chciałby przejąć dochody tego wcześniejszego. I owszem, przez chwilę autorzy skupiają się na tym wątku, by za kilkanaście stron zdusić go w zarodku. Ciężko mi jest nawet powiedzieć o czym jest ta książka, bo nie wiem. Fabuła jest jednocześnie o wszystkim i o niczym, przez co ciężko wyłuskać jakieś dominujące wątki. Pełno w niej prostych, bezsensownych dialogów, które właściwie nie wnoszą nic, jedynie drażnią czytelnika.

Kolejnym, jak dla mnie dużym minusem książki jest liczba postaci. Ja osobiści pogubiłam się, kto pracował dla Bossa, a kto dla Fantoma, który był liderem drugiego gangu. „Twarz” wszystkich postaci ratują według mnie dwie osoby – Krystyna i jej mąż, nazywany przez wszystkich pieszczotliwie Szmatą. Ona jest tak jakby ostoją całej rodziny Nieznańskich, spokojna i opanowana zwykle na zimno podchodzi do każdej trudnej sytuacji, jest taka jaki powinien być każdy gangster. Za to Szmatę polubiłam chyba tylko dlatego, że kompletnie nie potrafi się odnaleźć w rodzinie swojej żony. Poniżany i wyśmiewany często dostaje najgorszą robotę do zrobienia.

Moja ocena nie będzie wysoka. Nie sądzę również, że będę chciała sięgnąć po kolejny tom. Wiele wątków nie wykorzystano jak należy, przez co książka staje się nijaka. Więcej w niej obyczajówki niż kryminału. Mnie znudziła, ale to nie znaczy, że nie znajdzie swoich amatorów.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 21:07

Calamity

Brandon Sanderson zadomowił się w Polsce na dobre. Mimo iż bum na jego dzieła minął, to w dalszym ciągu cieszy się sporą popularnością. Pojawiła się okazja, aby zakończyć jedną z jego serii. Czy jest to powód do radości? Oczywiście, ponieważ dzięki temu można zacząć kolejną!

“Calamity” jest ostatnim tomem trylogii o Mścicielach, zatem niesie ze sobą odpowiedzi na pytania, które nurtowały czytelników już od początku. Grupa pod przywództwem Davida trafia do Ildithi, gdzie planuje znaleźć i uratować Profesora.

Biorąc do ręki którąkolwiek część z serii “Mścicieli” na pewno należy zatrzymać wzrok na okładce. Jędrzej Chełmiński udowodnił, że jego talent plastyczny jest na wysokim poziomie, a okładka może zachęcić do zakupu nie tylko nazwiskiem autora. Mimo świetnej oprawy graficznej wydanie zawiera także minusy. Są to literówki w tekście. Osoba odpowiedzialna za to zasługuje na burę, bo czasem na jednej stronie znajduje się kilka byków. Sprawia to, że sprawne i lekkie czytanie momentami zgrzyta.

Pierwszą rzecz, jaką można zauważyć w dziełach Sandersona, to otoczenie, w jakim rozgrywa się fabuła. Każdy tom ma inne tło, równie zaskakujące i fascynujące. “Calamity” nie odbiega od swych poprzedniczek i serwuje krajobraz, którego wyobrażenie sobie zmusi czytelnika do umysłowego wysiłku. Pisarz posiada ogromną wyobraźnię, dlatego nie ma co liczyć na przyziemne pomysły i rozwiązania.

Mimo iż seria skierowana jest głównie do młodzieży, to śmiało może czytać ją starszy czytelnik. Nie jest ona prosta czy “cukierkowa” - wręcz przeciwnie - można znaleźć w niej sporo przekazu i ciekawych cytatów. Mimo ukazywania poważnych kwestii, takich jak śmierć czy miłość, to dzieło utrzymane jest w lekkim klimacie, a więc nie męczy ckliwymi scenami na kilka stron. Brandon Sanderson wplótł sporo poczucia humoru, objawiającego się, m.in. w zamiłowaniu głównego bohatera, Davida do porównań. Już od pierwszego tomu boryka się on ze znalezieniem dobrej metafory, jednak strasznie mu to nie wychodzi, co może budzić uśmiech na twarzy czytelnika.

Wyraziste postaci są mocną stroną książki. W świecie Epików - ludzi o niezwykłych zdolnościach - bohaterowie nie mogą być miałcy. Drużyna Mścicieli do zbiór indywiduum. Każdy wnosi coś innego, przez co odbiorca książki na pewno znajdzie kogoś, kogo polubi, a nawet z kim będzie się utożsamiał. Najszerszy wachlarz serwują natomiast Epicy. Brandon Sanderson doskonale stworzył atmosferę otaczającą tych ludzi, którzy są na zupełnie innym szczeblu w hierarchii ludzkości. Warunek, Zawłaszczacz czy Wycieraczka, to z pewnością nie są pseudonimy, które chciałyby mieć dzieci bawiące się w superbohaterów. Jednak doskonale wpasowują się one w dzieło. Ksywy wyrwane z kontekstu brzmią czasem wręcz infantylnie, jednak wykreowany świat doskonale mieści takie nazwy. Dowodzi to, że autor świetnie buduje klimat, gdyż podczas czytania, wokół każdego Epika czuć moc i wyższość. Jeśli ktoś zwany Wycieraczką w uzasadniony sposób budzi lęk, to pisarz naprawdę musi mieć talent do tworzenia atmosfery.

Seria “Mściciele” zawiera sporo zagadek, a odkrywanie odpowiedzi mocno wciąga w czytanie, dlatego należy ostrzec przed syndromem “jeszcze jednego rozdziału”. Naprawdę ciężko oderwać się od książki, zwłaszcza, że ostatni tom wyjaśnia zagwozdki nurtujące choćby od “Stalowego Serca”. Wszystko to okraszono fantastyką naukową, niezbyt zawiłą, jednak zmuszającą do skupienia się. Wartka akcja w niebywałym świecie Epików wzmacnia zaangażowanie w czytanie.

Brandon Sanderson nie bez powodu ma mnóstwo fanów. Pisarz doskonale zna się na kreowaniu niezwykłych historii osadzonych w niebywałych krajobrazach. Seria “Mściciele” nie odbiega od tego i gwarantuje świetną zabawę w świecie Epików, w którym ludzkość skazana jest na ich łaskę. Jednak nie każdy potrafi ugiąć się pod ich mocą. David wraz z grupą udowodni, że jest nadzieja, a zrobi to zapewniając dobrze spędzony czas nad lekturą.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 15:39

Tak sobie wyobrażałam śmierć

Helena Mobacke, sławna policjantka z wieloma sukcesami na koncie, po roku nieobecności, spowodowanej śmiercią ukochanego syna, Antona, wraca w mundurowe szeregi. I choć ma nadzieję, że przeszłość nie będzie o sobie dawać znaku na każdym kroku, to pierwsze dni w policji są dla niej ciężkie. Szczególnie, że Anton umarł z jej winy...

Pierwszą sprawą kobiety jest morderstwo osiemnastoletniego chłopaka, Erica Szymanskiego. Ktoś wepchnął nastolatka prosto pod koła metra. Mogłoby się wydawać, iż był to jedynie wypadek, nie zaplanowany atak, jednak po kilku dniach dochodzi do podobnego zabójstwa. Helena, wciąż walcząca z własnymi demonami, musi stawić czoła nieprzyjemnej rzeczywistości.

Czy matka, która straciła dziecko, potrafi rozwiązać skomplikowaną sprawę morderstw? Czy własne wyrzuty sumienia, bezdyskusyjne zaufanie do rodziców, którzy także utracili swoje pociechy, nie zaciemni jej ogólnego obrazu sytuacji... ?

Ból, jaki odczuwa rodzina po utracie jednego z członków, musi być niewyobrażalny; mówi się, że najgorszą tragedią dla rodziców jest pogrzeb własnego dziecka. Dziecka, którego mimo wielu prób, nie zdołali uchronić przed najgorszym. Byłam ogromnie ciekawa, jak główna bohaterka Tak sobie wyobrażałam śmierć będzie prowadziła -bądź co bądź- tę skomplikowaną sprawę. Morderca praktycznie nieuchwytny, skryty pod kapturem bluzy, niewidzialny dla otoczenia. Do tego własne, wewnętrzne rozterki Heleny Mobacke, chwile rozdrażnienia, łzy, same z siebie napływające do oczu pod wpływem małego wspomnienia... prowadzić dochodzenie w tak trudnej sytuacji psychicznej to nie lada wyzwanie. Ale przecież pani Mobacke nie należy do tych, które się poddają. Była twarda, i jak udowodniła, nadal jest.

Helena Mobacke -jak już wspominałam- jest wciąż skupiona na osobistej tragedii i bardzo niewiele trzeba, aby wspomnienia powróciły. Dlatego też rozumie stratę rodziców, poznanych podczas śledztwa, czasem ślepo im ufając. To, niestety, ma znaczący wpływ na przebieg całej sprawy, choć nie powiedziałabym, że aż tak spory, jak wydawcy piszą o tym na okładce.

Ogromnym plusem jest fakt, iż autorka nie skupiła się wyłącznie na głównej postaci, lecz poświęciła także kilka rozdziałów dla pozostałych policjantów, biorących udział w śledztwie. Dzięki temu mamy szerszy obraz sytuacji, możemy łatwiej wczuć się w całą historię, a co więcej, prywatne sprawy członków tej "małej" grupy również są bardzo ciekawe. Tym bardziej intryguje mnie kolejny tom, gdzie być może znajdzie się rozwiązanie niektórych kwestii.

Historia mordercy należy do grupy tych lepszych, bowiem do końca nie wiadomo, dlaczego sprawca obrał sobie za cel konkretnie te, niezwiązane ze sobą nijak, osoby. Można zgadywać, zakładać się, nawet stawać na głowie, ale prawdę poznaje się dopiero na końcu. Tak sobie wyobrażałam śmierć jest lekturą ciekawą, aczkolwiek nie aż tak wciągającą, aby miała zapaść w pamięć na kolejne miesiące. Owszem, jest ciekawie, na czytelnika czekają różnego rodzaju zwroty akcji i niespodzianki, jednak do statusu "super- książki" troszkę brakuje. Podczas czytania miałam również wrażenie, że emocje Heleny związane z utratą dziecka były nie do końca dokładnie opisane, nie wyczuwałam w jej postaci prawdziwej rozpaczy, typowej dla matki.

Mimo wszystko spędziłam z tą książką przyjemne chwile; uważam, że kolejne tomy będą już coraz lepiej dopracowane, coraz ciekawsze. Książka z całą pewnością przeznaczona dla osób lubiących thriller bez rozlewu krwi.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 15:27

Wilcza godzina

„Wilcza godzina” Andriusa Tapinasa to moje pierwsze spotkanie ze współczesną literaturą litewską. Domyślam się, że dla wielu innych czytelników również. Czego zatem powinni się spodziewać?

Andrius Tapinas na Litwie jest obecnie znany przede wszystkim jako pisarz, choć ukazały się dopiero dwie jego książki – „Wilcza godzina” oraz jej kontynuacja, „Dzień plagi”. Karierę Tapinas robi jako prezenter telewizyjny i działacz społeczny, a zaczynał od przekładu – jako siedemnastolatek został najmłodszym na świecie tłumaczem „Władcy pierścieni” J. R. R. Tolkiena. Te silne związki z fantastyką obiecują ciekawy tekst.

Pierwsza litewska powieść steampunkowa już na wstępie oczarowuje rozmachem. Autor przezornie opisał pokrótce bohaterów, by czytelnik nie gubił się w ich szeregach. Panorama opisanych w powieści miejsc rozciąga się od Sankt Petersburga do Londynu, choć większość akcji skupia się na Wilnie – okupowanym przez Imperium Rosyjskie mieście, które pragnie wyzwolić się spod carskiego jarzma. Motywy, które znamy z historii i literatury przełomu XIX i XX wieku – gwałtowna industrializacja, rozwój kapitalizmu, wyzysk, nierówności społeczne, fale strajków i powstanie ruchów sufrażystek – przeobrażają się pod piórem Tapinasa w scenerię dla działań alchemików i mechaników parających się działalnością nadprzyrodzoną. Na tle politycznych intryg i przenikania się rzeczywistości z litewskimi legendami rozgrywają się wątki takie jak pierwsza miłość nastoletniej uzdolnionej mechaniczki, które, pozornie niewpływające na kształt świata, stają się kluczowe dla całej opowieści. Pojawia się też mityczny żelazny wilk – mechaniczny potwór zdolny do samodzielnego myślenia, niczym żywa istota. Jaką rolę odegra w dramatycznej walce grup wpływu w steampunkowym Wilnie?

Tapinas zgrabnie łączy wiedzę historyczną z ludowymi wierzeniami – nie tylko litewskimi, ale też na przykład żydowskimi. Wplata je w fabułę zupełnie naturalnie, zapewniając powieści wyjątkowy klimat. „Wilcza godzina” to książka, która pozostaje w głowie – ze względu na korowód interesujących bohaterów, barwnie opisane miasta i atmosferę narastającego napięcia. Urzekło mnie to tło i świat wykreowany przez Tapinasa. Interesującym zabiegiem jest też osadzenie w rolach głównych działających postaci nastolatków – Miły i Salomona.

Powieść ma jednak również minusy. Jako samodzielny utwór nieszczególnie się sprawdza – konkretna akcja (pojawienie się żelaznego wilka) zaczyna się pod sam koniec tekstu. Z blisko pięciuset stron około czterystu autor poświęcił budowaniu świata i kreowaniu tła, z którego fabuła wylęgnie się sama. Na szczęście jako pierwszy tom cyklu jest natomiast „Wilcza godzina” znakomita – tak wykreowane uniwersum to doskonałe otwarcie i punkt wyjścia do większego projektu.

Problem stanowi także przekład. Nieuwaga tłumacza i redaktora jest widoczna zdecydowanie w zbyt wielu miejscach. Niektóre z błędów to drobnostki, które zgrzytają: „Susłow czuł się jak nie w swoich butach” (s. 243) lub denat, który poprzedniego wieczoru „zabawiał się z kolegami w barze” (s. 335). Dwa poważne uchybienia przewijają się jednak przez całą powieść – niepoprawna odmiana nazwy sterowca „Ilja Muromiec” („Muromca”, nie „Muromieca”) oraz termin „rzeczywisty radny państwa rosyjskiego” (chodzi o „rzeczywistego radcę stanu”, IV rangę według tabeli wprowadzonej w Imperium Rosyjskim przez Piotra I). Dla kogoś może to nic wielkiego, mnie takie błędy wyraźnie przeszkadzały w lekturze.

Mam nadzieję, że „Wilcza godzina” to zaproszenie do świata, który nie skończy się na dwóch tomach. A na przekład „Dnia plagi” będę czekać z niecierpliwością. Jeżeli szukacie interesującego steampunkowego uniwersum – czytajcie Tapinasa.

Dział: Książki
poniedziałek, 24 lipiec 2017 14:34

Zwiastun "Player One"

Na Comic-Conie w San Diego zaprezentowano teaser do Ready Player One Ernesta Cline'a w reżyserii Stevena Spielberga.

"Player One" to powieśc wydana w Polsce w 2012 roku przez Wydawnictwo Amber. Książka opowiada oświecie z roku 2044, w którym kryzys zrujnował największe mocarstwa. W Ameryce ludzie głodują i zamarzają na ulicach. Miasta zamieniły się w osiedla slumsów i przyczep kampingowych.

Dział: Kino