Rezultaty wyszukiwania dla: Ana Ana
Zapowiedź - Zefiryna i księga uroków
Baśniowa sceneria, okraszona magią fantastyczna fabuła i dziarska księżniczka, która nie cofnie się przed niczym, by schwytać złoczyńcę!
Zefiryna od dziecka była najbardziej rozhukaną i niepokorną księżniczką w Siedmiu Księstwach – dawniej jej wybryki mogły uchodzić za urocze, obecnie, kiedy ma siedemnaście lat, zakrawają na skandal. Łazi po drzewach, smarka w palce i gwiżdże na dworską etykietę. Zaproszenie od Linnei, księżniczki z Sarbancji, sprawia jej jednak sporą przyjemność – to w końcu zawsze okazja do wyrwania się z domu i przeżycia nowej przygody.
Towarzyska wizyta szybko przeradza się w potajemne śledztwo. Zefiryna, zaintrygowana tajemniczymi wydarzeniami na sarbanckim dworze, postanawia odkryć, kto stoi za magicznymi atakami na Linneę.
Czy na księżniczkę rzucono zły urok? Jaka złowroga moc czai się na pałacowych korytarzach? Kto wkrada się do snów książęcej rodziny?
Dziewczyna jest już o krok od rozwiązania zagadki, kiedy na jej drodze staje chorobliwie ambitny dowódca gwardii pałacowej, kapitan Scharf, dla którego pojawienie się krnąbrnej księżniczki to katastrofa. Jednak czy jego zainteresowanie Zefiryną jest czysto służbowej natury?
Wartka akcja, tajemnica, przygoda, bohaterka z prawdziwego zdarzenia oraz spora dawka humoru! A wszystko to za sprawą Saszy Hady, autorki kryminałów, którą do spróbowania swoich sił w fantastyce zainspirowała praca przy największym, międzynarodowym hicie CD PROJEKT RED, grze "Wiedźmin 3: Dziki Gon".
Tytuł: Zefiryna i księga uroków
Autor: Hady Sasza
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Język wydania: polski
Język oryginału: polski
Numer wydania: I
Data premiery: 2020-04-15
Instynkt pierwotny
Co może się stać, kiedy połączymy najlepszego myśliwego w świecie ludzi oraz w świecie zwierząt? Powstanie wówczas mieszanka wybuchowa, której użycie może mieć daleko idące konsekwencje. A jeśli do tego dodamy jeszcze niekompetencje wszystkich dookoła, robi się … śmiertelnie groźnie.
Frank Walsh (w tej roli Nicolas Cage) jest zawodowym łowcą zwierząt, a egzotyczne okazy sprzedaje do ogrodów zoologicznych. Miał zostać mechanikiem, a został łowcą, który – wszystko na to wskazuje – zarabia niezłe pieniądze. Zapewne większość zarobków przepija, patrząc na jego kondycję i stan „wskazujący na nieustanne spożycie”, a także przepala, choć słabość do cygar najwyraźniej nie wpływa na stan jego uzębienia („garnitur” lśniących bielą zębów wygląda wręcz nieprofesjonalnie). Tym razem w trakcie wyprawy do brazylijskiego lasu deszczowego trafia na prawdziwą żyłę złota. Udaje mu się bowiem schwytać samice białego jaguara, wyjątkowy okaz zwierzęcia, warty milion dolarów. Mimo przestróg tubylców, którzy uważają, że to kot-duch, „biały diabeł”, który według legendy poluje na ludzi i przynosi pecha, Frank wyrywa jaguara z naturalnego środowiska.
Transport zwierząt, w tym tego cennego okazu, odbywa się wynajętym frachtowcem. Tyle tylko, że egzotyczne gatunki Walsha to nie nie jedyne zwierzęta na pokładzie. Na statku jest bowiem jeszcze jeden rozszalały samiec – więzień objęty ekstradycją. Niejaki Richard Loffler (Kevin Durand) – były komandos, zawodowy zabójca potajemnie przemycany do Stanów Zjednoczonych. Jest aresztowany za zamordowanie podsekretarza stanu oraz za zbrodnie przeciwko ludzkości, choć wydaje się, że w pewnym okresie jego życia szaleństwo i żądza krwi były armii USA na rękę. Teraz przewożony jest tak samo jak zwierzęta Walsha w klatce, skuty łańcuchami i nieustannie pilnowany. Z uwagi na uszkodzenie mózgu transport drogą powietrzną nie był możliwy, bowiem różnica ciśnień mogłaby być dla niego zabójcza. Dlatego też wybrano mniej dogodną, ale bezpieczniejszą (pytanie dla kogo?) opcję, zaś Loffler pozostaje pod opieka podróżującej wraz z nimi doktor Ellen Taylor (w tej roki Famke Janssen), neurologa i porucznik marynarki wojennej USA w jednym.
Mimo tych zabezpieczeń, więźniowi oczywiście udaje się uciec, wykorzystując niezwykle prostą metodę, czyli symulując atak. Pomijając niekompetencję pilnujących go strażników trzeba przyznać, że zrobił to wyjątkowo sugestywnie i skutecznie. Co więcej, uwolnił też z klatek zwierzęta Walsha. Rozpoczyna się tym samym polowanie i już w pewnej chwili nie wiadomo, kto jest myśliwym, a kto zwierzyną.
Ta dość schematyczna fabuła to tylko jedna ze słabości filmu pt. „Instynkt pierwotny”, w reżyserii Nicka Powella. Tocząca się na ograniczonej przestrzeni akcja, śmiertelne niebezpieczeństwo czające się w mroku tworzą w prawdzie całkiem niezły klimat, ale trudno pozostać poważnym widząc napuchniętą twarz doktor Taylor, która nie jest w stanie wyrazić żadnych emocji. Nieco sztuczne, jakby wymuszone dialogi pogrążają bohaterów z każda minutą i nawet doskonała kreacja psychopatycznego Loffler, którego Durand gra w iście mistrzowskim stylu, nie jest w stanie tego filmu uratować.
W efekcie, zamiast filmu akcji, skupiamy się tylko na naszej reakcji. A właściwie obojętności i świadomości straconego czasu. Film zamiast przerażać, wieje bowiem nudą, zamiast ciekawić – zmusza do zastanowienia się, ile jeszcze musimy cierpieć. Na znaczeniu traci nawet fakt, że reżyser uśmierca kolejne osoby, a jedyne co przychodzi nam na myśl, to zastanawianie się, czy to już najgorszy z filmów, w których zagrał Nicolas Cage. A szkoda, bo w samej fabule tkwił spory potencjał, jednak źle dobrana obsada i hollywoodzki nadmiar pogrążyły ten obraz. Być może twórcy powinni kierować się … instynktem pierwotnym, nie zaś przymusem obsadzania przebrzmiałych gwiazd.
Wilcze dzieci tom 3
Mamie wydawało się, jakby w ciągu tej jednej nocy cały świat narodził się na nowo.
Jestem już po lekturze trzeciego, a zarazem ostatniego tomu serii „Wilcze dzieci” i jest mi ogromnie przykro, że ta piękna historia już się skończyła. Chętnie poznałabym dalsze losy wilczego rodzeństwa.
Zarys fabuły
Yuki postanowiła, że będzie człowiekiem, natomiast Ame nie pragnie niczego innego, jak bycie wilkiem i opiekowanie się innymi zwierzętami. Ich drogi się rozeszły, a rodzeństwo musiało się rozstać. Ame wyruszył w góry, natomiast Yuki pojechała uczyć się w gimnazjum. Jak rozłąkę zniesie ich mama, która przecież już tak wiele do tej pory w życiu straciła...
Moja opinia i przemyślenia
„Wilcze dzieci” to mądra, ciepła i poruszająca opowieść, jak również bardzo ładnie narysowana manga. Gdy skończyłam czytać trzeci tom, poczułam ogromny smutek. Seria pozostawiła po sobie wiele niedomówień i miejsca na domysły, ale również i żalu, bo przecież kiedyś również i moje dzieci dorosną, a potem wyfruną z gniazda. Na szczęście będę miała na oswojenie się z takim stanem rzeczy trochę więcej czasu niż wilcza mama.
Historia przedstawiona w mandze jest wielowarstwowa, a ja wciąż pozostaję pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób Autorowi udało się połączyć powieść obyczajową z nutami fantastyki. To takie okruchy życia, okraszone lekkim humorem i wilczymi dodatkami. Poważne tematy otoczone nutką niezwykłości. Rzecz nietypowa, która jednak okazała się strzałem w dziesiątkę i udała się po prostu wspaniale.
Zastanawiam się, jak to się stało, że dopiero teraz, pięć lat po wydaniu mangi w Polsce, udało mi się sięgnąć po „Wilcze dzieci”. Ogromnie cieszę się, że ostatecznie trafiłam na ten tytuł i miałam możliwość przeżycia wspaniałej przygody. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko obejrzeć anime, na którym wzorowana jest manga.
Podsumowanie
„Wilcze dzieci” to piękna, wzruszająca historia, którą serdecznie wszystkim polecam. Myślę, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Niezależnie od tego, czy lubi fantastykę, czy wcale za nią nie przepada. Polecam z całego serca, zdecydowanie warto zagłębić się w tak wartościową lekturę.
Wilcze dzieci tom 2
Ōkami kodomo no Ame to Yuki
Zazwyczaj dzieje się tak, że na podstawie książek powstają ekranizacje (w wypadku mang, na ich podstawie powstają anime lub dramy). Tym razem było jednak inaczej. „Wilcze dzieci” to manga narysowana na podstawie filmu o tym samym tytule. Wydana została po jego niewątpliwym sukcesie (film ten zarobił ponad 4 miliardy jenów, tym samym, zajmując piąte miejsce na liście najlepiej zarabiających filmów w Japonii w 2012 roku).
Zarys fabuły
Yuki prosi mamę, by, tak jak inne dzieci, mogła iść do szkoły. Hana niechętnie godzi się postać tam córkę, upominając ją jednak, by nigdy nikomu nie pokazywała swojej wilczej postaci. Pomóc ma jej w tym dziecięca rymowanka. Yuki szybko odnalazła się w szkolnym towarzystwie, gdy jednak nadchodzi kolej jej brata, on czuje się tam zupełnie zagubiony. Wie, że wśród ludzi nie ma dla niego miejsca. Życie rodziny płynęłoby dalej, zupełnie spokojnym nurtem, gdyby nie pojawienie się w szkole nowego kolegi, który nie potrafi pogodzić się z tym, że Yuki z jakiegoś powodu go unika. Jak potoczy się ich wspólna historia?
Moja opinia i przemyślenia
Przyznam, że po przeczytaniu mangi mam ogromną ochotę na obejrzenie anime. Historia jest tak wciągająca i nietypowa, że wcale nie dziwi mnie jej sukces. Powiem szczerze, że po raz pierwszy spotykam się z obyczajową fantastyką. Ten gatunek był mi do tej pory obcy i wciąż zadziwia mnie, że można było umieścić w nim tak interesującą fabułę.
Kreska komiksu jest prosta, ale pełna uroku i drobnych szczegółów. Przyjemnie obserwuje się, jak bardzo z biegiem lat, z tomu na tom, zmieniły się tytułowe Wilcze Dzieci. Yuki z drugiego tomu to śliczna, młoda panienka, która przestała być chodzącą kulką z uszami. Ame natomiast wyrósł na prawdziwego słodziaka, pozbywając się roli ciamajdy z pierwszego tomu. Jestem ogromnie ciekawa, jak rodzeństwo prezentowało się będzie w trzeciej (ostatniej) części.
„Wilcze dzieci” to jednak nie tylko czysto rozrywkowa historia. To również opowieść o sile matczynej miłości, ludzkiej dobroci i bezinteresownej życzliwości. Hana poradziła sobie na nowej drodze życia tylko dzięki pomocy swoich nieocenionych sąsiadów, którzy postanowili zadbać o nią i jej pełne energii dzieci.
Podsumowanie
„Wilcze dzieci” to śliczna, ponadczasowa historia, którą zinterpretować można na wiele różnych sposobów. To wciągająca, a zarazem wartościowa lektura. Ogromnie cieszę się, mogąc zabrać się za czytanie trzeciego, niestety ostatniego już tomu. Tytuł z całego serca polecam i to nie tylko miłośnikom mang.
Wilcze dzieci tom 1
Ja i mój brat, Ame… mieliśmy sekret, którego nie mogliśmy nikomu zdradzić.
„Wilcze dzieci” to jedna z tych mang, które chciałam przeczytać od dłuższego już czasu. Gdy więc nadarzyła się okazja, z przyjemnością zagłębiłam się w lekturę pierwszego tomu.
Zarys fabuły
Młoda studentka Hana zakochała się w tajemniczym nieznajomym. Okazało się, że mężczyzna ma swój sekret i potrafił przemieniać się w wilka. Hany to jednak nie wystraszyło i wspólnie stworzyli cudowny, pełen miłości związek, z którego urodziła się dwójka zdrowych dzieci. Maluchy jednak odziedziczyły umiejętności po tacie i wychowanie ich okazało się trudniejsze niż w przypadku zwyczajnych dzieci. Życie rodziny płynęło szczęśliwie, do czasu tragicznego wypadku. Co wydarzyło się później? O tym już przeczytacie w mandze.
Strona wizualna
Manga rysowana jest nieco uproszczoną, ale pełną uroku kreską. Pierwsze trzy strony narysowane są w kolorze, pozostałe natomiast zostały czarnobiałe. Tom zdobi obwoluta, pod którą okładka jest jasnoniebieska (sama zawsze zdejmuję obwolutę do czytania, żeby się nie zniszczyła). Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to wizja maluchów na czterech łapach, która znalazła się na tylnej stronie okładki. Uznajmy jednak, że to aspekt komediowy, bo cała historia to właśnie taki komedio-dramat.
Moja opinia i przemyślenia
Nad mangą „Wilcze dzieci” pracowały trzy osoby. Za scenariusz odpowiada Mamoru Hosoda, za ilustracje Yu, a za projekt postaci Yoshiyuki Sadamoto. Wyraźnie widać, że trójka Autorów tworzy naprawdę zgrany zespół i wszystkie szczegóły doskonale ze sobą współgrają. Podoba mi się też tłumaczenie Waneko, za które odpowiada Monika Sekular. Nadało polskiej wersji językowej przyjemnej i niewymuszonej lekkości. Historię doskonale się czyta.
Fabuła mangi należy do tych nietypowych. Jest w niej odrobina fantastyki, dramatu i szczypta komedii. Wszystkiego znalazło się tam po trochu. Główna bohatera jest sympatyczna i pracowita, a jej dzieci to urocze rozrabiaki. Ich perypetie tak bardzo wciągają, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na ostatniej stronie.
Podsumowanie
„Wilcze dzieci” to doskonały, pełen ciepła tytuł, który z pewnością umili chłodniejszy wieczór. Przyznam szczerze, że jestem nim zachwycona i ogromnie cieszę się, że już teraz, zaraz, mogę sięgnąć po kolejny tom. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno. Polecam, szczególnie osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z mangami.
Konkurs: Nie wywołuj wilka z lasu
Konkurs: Malfurion
Kiedy świat Azeroth był młody, podobni bogom tytani zaprowadzili w nim ład, kształtując jego lądy i morza. Ich wysiłki sprawiły, że Azeroth stała się wspaniałą krainą – taką, jaką ją sobie wyobrazili. I mimo że tytani już dawno odeszli, ich wizja przetrwała. Zwie się Szmaragdowym Snem – jest bujną, dziką i pierwotną wersją świata World of Warcraft.
Nowa powieść z kolekcjonerskiej serii Blizzard Legends, już w księgarniach
„World of Warcraft: Malfurion”, nowa powieść z kolekcjonerskiej serii Blizzard Legends, już w księgarniach
Przygotujcie się na wyborne danie wprost ze świata Rzemiosła Wojny zaserwowane przez Richarda A. Knaaka, pisarza znanego i lubianego przez warcraftową społeczność, autora między innymi „Dnia Smoka” i legendarnej trylogii „Wojny Starożytnych”. Teraz powraca, by w serii Blizzard Legends opowiedzieć dalsze losy zarówno starych, jak i nowych bohaterów.
Furia wikingów
Opowieści o wikingach cieszą się niesłabnącą popularnością. Nic dziwnego, że kolejni autorzy sięgają po historie rodem ze średniowiecznej Skandynawii i budują na nich własne opowieści. Daniel Komorowski postanowił zmierzyć się z wikińską legendą i za głównych bohaterów swojej debiutanckiej powieści obrał Ragnara Lothbroka i jego synów.
Akcja Furia wikingów rozpoczyna się, gdy Ragnar wyrusza na swoją pierwszą wyprawę w kierunku Wysp Brytyjskich. Poznajemy go jako doświadczonego wojownika i szanowanego władcę. Towarzyszą mu starsi synowie, a młodsi pozostają w duńskiej stolicy, Hedeby, wraz z matką, piękną Aslaug. Sukcesy militarne nie zawsze idą jednak ze szczęściem w życiu prywatnym, o czym Ragnar ma się przekonać już wkrótce.
Książkę czyta się błyskawicznie. Niestety, mimo fascynującej tematyki i kilku naprawdę niezłych pomysłów, całość sprawia mieszane uczucia. Autor rozpoczyna od mocnego uderzenia, wprowadzając wydarzenia, które doprowadzają do rozłamu wśród najbliższej rodziny Ragnara. Szkoda tylko, że zostały przedstawione po łebkach. Większość wątków generalnie tak właśnie się prezentuje. Sceny bitew i walk są opisywane ze wszelkimi szczegółami i całą brutalnością, jaka jest z nimi związana, natomiast to, co toczy się poza polem walki, schodzi na drugi plan.
Z powyższym wiąże się sposób wykreowania postaci, znanych większości czytelnikom, a na pewno wszystkim fanom nordyckich klimatów, z legend czy choćby netfliksowego serialu. Tutaj czegoś im brakuje. Niby dużo robią, czasem równie dużo mówią, a jednak sprawiają wrażenie dosyć papierowych. Z jednym wyjątkiem.
Najsilniej zaakcentowanym bohaterem, właściwie jedynym naprawdę rozwiniętym, pokazanym z różnych perspektyw i wzbudzającym głębsze emocje, jest Ivar Bezkostny. Okrutny, bezlitosny, a przy tym napędzany bólem i nienawiścią. To on tak naprawdę prowadzi tę powieść i dla niego chce się ją czytać dalej. Jednak i w związku z jego postacią pojawia się pewien zgrzyt i to dosyć spory.
Zdania na temat pochodzenia przydomku Ivara są podzielone, przy czym najczęściej uznaje się, że miał on związek albo z łamliwością (bądź brakiem) kości, albo impotencją. W powieści Komorowskiego Ivar wyraźnie utyka – kilka lat wcześniej został raniony w nogę przez brata, a ta źle się zrosła. Tego typu kontuzją trudno jednak wytłumaczyć określenie “Bezkostny”. Może więc chodzi o jego mocno podkreśloną tu impotencję? Tylko skoro jest ona tajemnicą poliszynela, sprawą mocno wstydliwą dla samego zainteresowanego, to czy pozwoliłby się tak nazywać innym? I to będąc człowiekiem znanym z okrucieństwa, graniczącego z sadyzmem? No nie sadzę. Dlatego właściwie nie dowiadujemy się, dlaczego Bezkostny jest Bezkostny, a szkoda.
Gryzie się jeszcze jedna kluczowa kwestia - język, jakim posługują się bohaterowie. Okazuje się bowiem, że wszyscy doskonale się ze sobą porozumiewają - Danowie, Norwegowie, mieszkańcy Wessexu i Northumbrii, a potem jeszcze na dokładkę Frankowie. Gdzieś w międzyczasie autor chyba zrozumiał, że musi ten problem rozwiązać i wspominają, że po pierwszym ataku na klasztor Lindisfarne, Ragnar i jego synowie uczyli się języka Brytów. Zaraz jednak wyjaśnienie to można odłożyć na bok, bo wzajemnie rozumieją się doskonale dosłownie wszyscy i to nieważne, gdzie toczy się akcja i kto wkracza na scenę.
Mniejszych wątków bądź problemów, które wzbudzają konsternację, jest więcej. Zresztą ich obecność sygnalizuje już scena otwierająca powieść, w której Ragnar zabija własnoręcznie niedźwiedzicę, wykonując przy tym niemal akrobatyczne sztuczki. O ile nie jestem zwolenniczką polowań i mogę się na nich nie znać, to jednak walcząc z niedźwiedziem, chyba stosuje się inne metody i celuje w inne miejsca. Niby szczegół, ale nastraja niezbyt obiecująco. A już przy zwierzętach będąc, bohaterowie zdają się ot tak, udomawiać dzikie niedźwiedziątka i wilczęta, zupełnie jakby traciły one swoje instynkty w chwili, gdy widzą człowieka.
Podsumowując, z powieści o nordyckich wojownikach, jakie miałam okazję czytać, Furia wikingów wypada przeciętnie. Z jednej strony, jest pełna akcji, nie brak w niej krwawych scen batalistycznych i czyta się ją naprawdę szybko. Z drugiej strony, czuć w niej debiut, obiecujący, ale z wadami, które nie pozwalają w pełni cieszyć się lekturą. Zobaczymy, co przyniosą kolejne tomy.