grudzień 24, 2024

Rezultaty wyszukiwania dla: fantasy

czwartek, 06 czerwiec 2019 05:11

Księga zepsucia

Od kilku tygodni fani Marcina Podlewskiego, znanego głównie z czterotomowej space opery Głębia, mogą poznać autora w nowym wydaniu. Księga zepsucia otwiera nowy cykl, tym razem rasowe dark fantasy. Przeglądając opinie na różnych portalach i blogach można przeczytać niemal same zachwyty, niestety moje odczucia są mocno mieszane.

Zaczyna się obiecująco. Oto przed nami świat przyszłości, zaawansowany technologicznie i bezlitosny w egzekwowaniu prawa. Główny bohater, Malkolm Rudecki przebywa w więzieniu oczekując na wyrok. Zabił dwóch degeneratów, którzy zamordowali mu żonę i brutalnie zgwałcili córkę. Gdy jednak okazało się, że jeden z oprawców był synem wpływowego polityka, Rudeckiego wciągnęła machina prawa i zamierza go wypluć dopiero po wykonaniu wyroku. Co więcej, na egzekucji sprawa się nie kończy – Malkolm trafia do świata z najgorszych koszmarów, mrocznej i okrutnej Thei.

Przeskok z science fiction do fantasy nasuwa skojarzenie z Panem Lodowego Ogrodu, ale z miejsca trzeba wyjaśnić, że Thea to nie Midgaard, a Rudeckiemu daleko do Vuko Drakkainenena. O ile też Grzędowicz klarownie wyjaśnił, skąd taka zmiana, o tyle w przypadku Księgi zepsucia pozostaje to tajemnicą, którą prawdopodobnie wyjaśnią kolejne tomy.

Do najmocniejszych atutów powieści należy wykreowany w nim świat. To pierwszy raz, gdy spotkałam się z uniwersum tak na wskroś zepsutym i bezlitosnym. Dawno temu zwyciężyło w nim Zło, skażając wszystko dookoła, z mieszkańcami i wszystkimi żyjącymi stworzeniami na czele. Obowiązuje tu tylko jedna zasada, tak zwane Proste Prawo, zgodnie z którym przeżywa ten, kto jest silniejszy, a racja stoi po stronie tego, który kieruje się instynktem i biologiczną potrzebą. Jesteś głodny – zabij. Potrzebujesz tego, co należy do kogoś innego – zabij. Ktoś zabrał Twoją własność – zabij. Nie ma tu miejsca na skrupuły czy wahanie. Nie istnieją więzi rodzinne, nie istnieją nawet takie pojęcia jak „matka” czy „dziecko”, zastąpione przez „mamkę” i „pomiot”. Jedyną wartością, którą się ceni jest za to krew; za jej pomocą można nawiązywać sojusze, bądź też zniewolić drugą istotę, by mieć ślepo posłusznego niewolnika.

Czytelnik razem z głównym bohaterem zostaje wrzucony do świata Thei bez żadnego słowa wyjaśnienia i razem z Rudeckim musi odkrywać jego tajemnice oraz rządzące nim prawa. Z jednej strony to dosyć dobry zabieg, przynajmniej często sprawdzający się w powieściach fantasy, z drugiej jednak strony są momenty, gdy można się poczuć przytłoczonym nadmiarem nowego nazewnictwa i niezrozumiałymi na pewnym etapie regułami. Na szczęście, sytuacja staje się znacznie klarowniejsza w drugiej połowie książki i całość czyta się wtedy znacznie płynniej.

Co więc nie zagrało? Wspomniany już brak wyjaśnienia, czym jest Thea, w jaki sposób wiąże się ze światem przedstawionym w pierwszych rozdziałach i dlaczego pojawił się na niej Malkolm. Nawet jeśli będzie to wyjaśnione w kolejnych tomach, póki co czuję pod tym względem duży niedosyt. Przede wszystkim jednak uwierał mnie sposób przedstawienia i zachowanie głównego bohatera. O ile robił ogólnie dobre wrażenie, o tyle jego pseudoironiczne bądź niby-zabawne odzywki, zwłaszcza w sytuacjach, gdy nie ogarniał rozumem otaczającej go rzeczywistości, nie śmieszyły, a irytowały. Zwłaszcza gdy biegał w krzaki z „poranną potrzebą typu A”, jak by nie mógł iść i się zwyczajnie, za przeproszeniem, wysrać.

Podsumowując, Podlewski stworzył interesujący świat z dużym potencjałem, który z pewnością przypadnie do gustu fanom gatunku. Moim zdaniem to dobre wrażenie psuje do pewnego stopnia kreacja głównego bohatera, niemniej po drugi tom też zapewne sięgnę, by przekonać się, czym naprawdę jest Thea i jakie skrywa tajemnice.

Dział: Książki

O KSIĄŻCE:

Życie warto poświęcać tylko dla Boga. Bo kiedy Bóg woła, to odpowiadam: "jestem!", nie patrząc i nie zważając czy wzywa mnie dla chwały czy dla męczeństwa.

Dział: Patronaty
wtorek, 28 maj 2019 19:48

Dwunastu

Przycisnął kolbę do ramienia. Skąd nadejdą? Od strony drzew? Sąsiedniego pola? Przecież ludzie Dillona wszystko sprawdzili. Oczywiście nie oznaczało to, że wiroli nie nam a tylko, że nie zdołali ich wypatrzyć.
Kątem oka dostrzegł słaby ruch w kukurydzy. Nie większy niż szelest. Obok chorągiewek na skraju pola. Powiększył obraz i przyłożył oko do lunety. Klapa schronu jest otwarta.
Jedyne miejsce, którego nie sprawdzili. Nigdy nie zaglądali do schronów.

Peter, Alicia, Amy i reszta ferajny po tragedii jaka rozegrała się na drodze do Rosewell powoli wracają do życia. Myślą, że być może w końcu, za murami Kerrville znaleźli upragniony dom. Może nie spokojny, bo ciągle zagrożony napadami wiroli i dziwnymi zniknięciami ludzi podczas tych napadów, ale jednak dom. Nie zdają sobie jednak sprawy, że gdzieś na terenach Iowa opętany żądzą nieśmiertelności Horace Guilder szykuje się do zapoczątkowania na tym świecie nowej ery, jeszcze bardziej mrocznej, niebezpiecznej i okrutnej. Dwunastu to doskonała kontynuacja Przejścia. Pełna tajemnic, śmierci ale i niespodziewanych powrotów. Pełna walki o nowe, lepsze jutro.

Powieść po raz kolejny zaczyna się w momencie wybuchy epidemii, jednak w innym miejscu i z innymi bohaterami, których w życiu bym się nie spodziewała. Tym razem, przez pewien czas towarzyszymy Greyowi. Temu, który zapoczątkował to wszystko wypuszczając Zero, Lili, byłej żonie Wolgasta, która pod wpływem szoku nie potrafi przyjąć do świadomości otaczającej jej rzeczywistości oraz Horacemu Guilderowi, umierającemu urzędnikowi, w którego chorej głowie rodzi się szatański plan na przetrwanie.

W całości nie zabraknie również znanych postaci. Petera, Alicii, Micheala, Hollisa i oczywiście Amy. Autor przez większą część książki próbuje pokazać jak radzą sobie w nowej rzeczywistości. Jak próbują znaleźć swoje miejsce w nowej społeczności, jednocześnie nie zapominając o tych, którzy odeszli. Mają plan na całkowite pokonanie wiroli, chcą zniszczyć pierwszą Dwunastkę (teraz już Jedenastkę) co pozwoli odrodzić się ludzkości. Jednak kiedy nie znajdują Martineza (jednego z pierwszych) tam gdzie powinien on być, a na horyzoncie pojawia się kobieta, która potrafi kontrolować wiroli zdają sobie sprawę, że zaczyna się dziać na świecie coś, co może zakłócić ich pozory spokoju.

Czy Dwunastu dorównuje swojej poprzednicze? Jak najbardziej. Co więcej, moim zdaniem nawet jest lepsza. Pomimo tego, że autor buduje fabułę i napięcie powoli, to nie miałam odczucia, że coś mi się dłuży. Każde wydarzenie wynikało jedno z drugiego i miało swoje miejsce w całości, bez którego reszta nie miałaby sensu. Wszystko pokazane jest w taki sposób, że czytelnik, mimo zawiłości fabuły i wielowątkowości nie gubi się w tym co się aktualnie dzieje, a jednocześnie jest „głodny” tego co wydarzy się na kolejnych stronach. Zniknęło również poczucie urwanych fragmentów, które czasem towarzyszyły mi podczas czytania pierwszej części.

Bohaterowie stają się jeszcze dojrzalsi, nie boją się oddać życia za swoich przyjaciół. Największa przemianę przechodzi jednak Amy, która z stuletniej dziewczynki zamienia się w dojrzałą kobietę, która doskonale wie co musi zrobić i w jaki sposób się poświęcić, żeby zakończyć tą nierówną walkę między ludźmi, a wirolami. Doskonale przedstawiona jest też postaci Alicii, która z butnej nastolatki, którą mieliśmy w pierwszej części przeradza się w kogoś silnego, niezłomnego i pewnego tego czego chce. Nie jest jednak idealna. Musi walczyć z wirusem w sobie i instynktami, które się w niej budzą.

Dwunastu to świetna pociągnięta historia dostarczająca czytelnikowi rozrywki i pozwalająca oderwać się od szarej, nudnej rzeczywistości. Zamyka pewne wątki, które zostały otwarte w Przejściu, ale otwiera nowe, inne, równie intrygujące. Dlatego ze zniecierpliwieniem czekam na trzeci tom, który ma ukazać się jesienią. Na pewno po niego sięgnę, żeby zobaczyć jak skończy się ostateczna potyczka między ludźmi i wirolami. Kto zwycięży i jakim kosztem. Komu zatem polecam Dwunastu? Wszystkim tym którzy czytali poprzednią część i którym się ona podobała. Niestety czytelnik nieznający treści Przejścia nie będzie potrafił odnaleźć się w przedstawionym świecie.

Dział: Książki
środa, 22 maj 2019 15:34

Kobiety i szatani

“Kobiety i szatani” to jedna z najdziwniejszych książek jakie czytałam. I tu zawiesiłam się przy pisaniu recenzji, bo gdy myślę o tej historii, to pojedyncze słowa, które kołatają mi się po głowie, nijak chcą się ze sobą połączyć. A jednocześnie wiem, że doskonale tę powieść opisują.

Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia budzicie się w swoim własnym ciele, z pełną świadomością tego, kim jesteście, ale w życiu innej osoby. I że dla wszystkich innych osób jesteście właśnie tą inną osobą. I że nagle okazuje się, że żyjecie w rzeczywistości, w której nie ma czasu, zaś wasze “ja” stopniowo zanika, zlewa się z rzeczywistością kogoś innego, sami zaś jesteście świadomi, jak bardzo zapominacie o życiu, które kiedyś wiedliście. Coś takiego właśnie spotyka Dominikę - główną bohaterkę powieści. Budzi się ona w życiu swojej przyjaciółki Laury i tylko ona Laurę pamięta.

Moje pierwsze wrażenie, że to będzie tylko opis snu głównej bohaterki, szybko ustąpiło miejsca świadomości, że oto autorka opisuje piekło. Nie takie pełne diabłów i kotłów pełnych smoły. Gorsze. Takie, w którym grzesznik musi żyć życiem, którym dotąd cicho pogardzał, zawieszony w ciągle tych samych dniach i czynnościach, z każdym dniem coraz bardziej świadomy tego, że traci swą pamięć i osobowość. Niektórzy decydują się przyśpieszyć zapomnienie, by cierpieć mniej i ruszają na stragany w podziemiach miasta, by tam za resztki wspomnień, marzeń, radości zyskać chociaż trochę ukojenia. Tylko czy jest to ukojenie prawdziwe, a może zmienia człowieka w jeszcze coś bardziej smutnego.

Czytając książkę, gniotło mnie uczucie z gatunku “skąd ja to znam”. I wyjaśniło się - autorka w opisach miasta, straganów, postaci inspirowała się licznymi obrazami, których tytuły wskazuje na końcu, m. in. tak uwielbianych przeze mnie Boscha, da Vinci czy Chagalla. Sposób w jaki to uczyniła, sprawia, że zasługuje na najwyższe uznanie. Tak namalować słowem obraz namalowany farbami, potrafią bowiem jedynie prawdziwi wirtuozi słowa.

“Kobiety i szatani” to także wspaniałe przemyślenia na temat samotności, przemijania, niepamięci. To ukryte w historii Dominiki rozważania o tym, kim jesteśmy i jakie mamy prawo oceniać wybory innych. Czy to, że oceniamy życie drugiej osoby jako smutne, nie jest tak naprawdę krzykiem rozpaczy, że nasze życie wydaje nam się puste, chociaż tak naprawdę nie potrafimy się głośno do tego przyznać? A może bycie wolnym wcale nie wiąże się z brakiem odpowiedzialności za drugiego człowieka?

Warto przeczytać. Chociażby po to, by bezkarnie przejść się po piekle i nauczyć się jak żyć. Wyjątkowo na cudzych błędach.

Dział: Książki
piątek, 17 maj 2019 21:56

Królestwo Popiołów. Część I

Czasami zapominała o tym, kim jest. Niekiedy nie wiedziała, dlaczego ciemność ją pochłania. Nie ufała wspomnieniom. Pokazywały jej świat, za którym tak bardzo tęskniła. Cisza ją ogłuszała. Ciemność przerażała. Chciała się wydostać. Pragnęła wrócić do tych, których twarze zaczęła powoli zapominać. Nie wiedziała, ile czasu spędziła w tym miejscu. Mogły minąć wieki, ale równie dobrze godziny. Powoli zapominała o wszystkim. Cierpiała. Pokazywali jej różne scenariusze. Tego, jak może wyglądać świat, jeśli im zaufa. Obrazy, które ukazywali, były piękne. Czasami chciała się poddać. Łudzili ją fałszywymi wspomnieniami. Obiecywali, że zabiorą całe zło. Jawili się jako anioły, by za chwilę skazywać ją na bestialskie tortury. Niekiedy byli blisko. Czasami otwierała usta, aby wyjawić tajemnicę, którą tak bardzo starali się odkryć. Wpatrywali się w nią wtedy w zachwycie, ale za nim z jej ust padło choć jedno słowo, pewien głos kazał jej zamilknąć. Nie pamiętała, skąd go zna, ale czuła, że musi go posłuchać. Ten cichy szept ciągle powtarzał: ,,Nie masz prawa się poddać", więc go słuchała i opierała się wszelkim okrucieństwom...
 
Na twórczość pani Maas trafiłam przypadkiem kilka lat temu. Przeglądałam powieści w księgarni, kiedy mój wzrok przyciągnął biały grzbiet i czerwony napis. ,,Szklany tron" skradł moje serce w chwili, gdy wraz z Chaolem zobaczyłam brudną, pobitą młodą kobietę, która choć znajdowała się w tragicznym położeniu, zafascynowała mnie swoim hartem ducha. Od tego się zaczęło. Na każdy kolejny tom przygód Celaeny Sardothien czekałam z zapartym tchem. Gdy pojawiła się nowa seria Sarah, wzięłam dwa dni wolnego w szkole, aby zapoznać się z pierwszym tomem. ,,Szklany tron" towarzyszy mi odkąd zaczęłam uczęszczać do technikum. Dziś, po czterech latach, nadszedł czas mojego pożegnania się ze szkołą, a zarazem z serią opowiadającą o przygodach Aelin. Ten rok pełen jej wzruszeń i pożegnań. Zawsze będę miała sentyment do tej niesamowitej, cudownej historii. Czy finał okazał się idealnym dopełnieniem serii? Zapraszam was do zapoznania się z recenzją I części ,,Królestwa Popiołów"!
 
,,Dawno, dawno temu w pewnej krainie już dawno zrównanej z ziemią żyła sobie księżniczka, która bardzo kochała swe królestwo..."
 
Aelin Galathynius, zabójczyni, która sięgnęła po własne dziedzictwo, by poprowadzić swój lud do zwycięstwa i wypowiedzieć wojnę siłom ciemności, spoczywa w specjalnej trumnie, zakuta w żelazo od stóp do głów, jako zakładnik Maeve. Królowa Fae żąda od niej hołdu i przysięgi krwi, by na wieki związać ją ze sobą. Dzień w dzień oprawcy łamią wolę Aelin wymyślnymi torturami, lecz nie tak łatwo zgasić ogień w jej sercu. Przykazała bliskim, by wszystkie siły skupili na wojnie z Erawanem i jego Valgami. Tymczasem Rowan, któremu przykazano bronić królestwa ze wszelką cenę, wyrusza, by odnaleźć i uwolnić swoją ukochaną. Czy zdąży, zanim zgaśnie ostatni płomień, a Erilea na zawsze pogrąży się w ciemności?
 
,,Aelin rąbnęła dłonią w wieko.
Cairn urwał.
Aelin uderzyła raz jeszcze. I ponownie.
,,Nie masz prawa się poddać".
I raz jeszcze. I jeszcze."
 
Finał serii opowiadającej o królowej - zabójczyni oraz jej towarzyszach został podzielony na dwie części ze względu na zbyt dużą objętość. Czytałam wiele negatywnych komentarzy na temat decyzji wydawnictwa, ale osobiście cieszę się, że ,,Królestwo Popiołów" będzie wydane w dwóch tomach - część 1 jest wystarczająco ,,gruba". Okładka, jak zawsze zachwyca. Słyszałam, że Uroboros ma zamiar wydać póki co pierwszy tom w twardej oprawie, więc nie mogę się doczekać, aż trafi w moje ręce. Z uzależnieniem nie można wygrać!
 
,,Aelin rzuciła się do ucieczki. Cóż, przynajmniej spróbowała. Jej nogi krępowały łańcuchy, przez co ledwo była w stanie chodzić, ale mimo to ruszyła naprzód, zataczając się i wiedząc, że jej oprawca już się odwraca, już się podnosi..."
 
,,Królestwo popiołów" zaczyna się od chwili poszukiwań Aelin zabranej przez złą królową Maeve. Widzimy chaotyczne próby wyśledzenia Ognistego Serca przez jej partnera Rowana oraz jego towarzyszy, którzy już w poprzednim tomie skradli moje serce - Nieprzeniknionego Lorcana, sprytną Elide oraz dostojnego Gavriela. Później przenosimy się na wojenne obozowisko dowodzone przez Aediona oraz chronione przez Lysandrę, aby przeskoczyć do okrutnych Żelaznozębnych i Doriana próbujących odnaleźć Crochan i kolejny klucz Wyrda, aż docieramy na statek, gdzie Chaol i Yrene szykują się na bitwy. Autorka pokazuje nam w 1 części finału wszystkich bohaterów i ich przeżycia, co pozwala lepiej zrozumieć miliony zdarzeń rozgrywających się w powieści. Kilkakrotnie wywołuje u czytelników mały zawał serca, przerażając krytycznymi sytuacjami, w których wplątuje naszych ukochanych bohaterów. Dawno nie przeżywałam tak żadnej historii. Przy każdym uderzeniu mieczem zamykałam na chwilę oczy, aby wyprosić o przeżycie postaci, które skradły moje serce.
 
,,We krwi i w kościach słyszała ciągły szum. Moc, którą wciąż spychała w głąb siebie, nie dawała o sobie zapomnieć. Będzie walczyć. Po raz ostatni ruszy do walki."
 
,,Królestwo Popiołów" zabiera czytelników w niebezpieczną, ale jakże fascynującą podróż po mroczny jaskiniach pełnych pradawnych istot, przerażających górach zwiastujących rychłą śmierć, wrogich obozach, gdzie wszystko może się zdarzyć. I część finału historii Aelin to istny rollercoaster emocji, który na długo pozostaje w pamięci. Sarah J. Maas trzyma czytelników w ciągłym napięciu, nie pozwala, choć na chwilę odłożyć powieści na bok. Sądzę, że ,,Królestwo Popiołów" będzie najlepszą powieścią wydaną w 2019 roku. Jeżeli jesteście ciekawi czy Ogniste Serce uciekła z wrogich objęć bezlitosnej królowej, sięgnijcie po tę powieść. Nie zawiedziecie się!
Dział: Książki
piątek, 17 maj 2019 21:29

Przystań wiatrów

“Przystań wiatrów” to rozwinięcie bardzo popularnego niegdyś opowiadania pt. “Planeta burz”. W oryginale powieść wydana została w 1981 roku, zaś w Polsce 15 lat później. Duet Martin i Tuttle stworzył wspaniałą - wręcz epicką - opowieść o niepozornym heroizmie, a także o tym, jak jedna zwykła jednostka może zmienić cały świat.

Pomimo że książka nie wyszła spod pióra tylko jednego pisarza, całość jest niezwykle spójna i brak w niej przestojów czy niezborności. George R.R. Martin i Lisa Tuttle wykreowali na kartach swej książki obrazy tak niesamowite i wiarygodne, że żaden czytelnik nie pozostanie obojętny wobec przedstawionego świata.

Pomysł na fabułę jest oczywiście ciekawy, choć czytając tę książkę dziś, po prawie 40 latach od jej wydania, można mieć wrażenie, że nieszczególnie oryginalny. Człowiek od zawsze żył marzeniem o lataniu - o rozwinięciu skrzydeł i wolności, którą daje wiatr we włosach i niczym niezmącony spokój przestworzy. Bohaterom “Przystani wiatrów” się to udało, jednak nie był to koniec ich problemów.

Na uwagę zasługuje fakt, iż Martin i Tuttle nie poszli na łatwiznę i oprócz wykreowania fantastycznych krain, krajobrazów i techniki, stworzyli własną mitologię i kulturę. To coś zupełnie nowego, świeżego i niezwykle ciekawego. Za jedyną wadę “Przystani wiatrów” można byłoby uznać za mało wyraziste postaci, ponieważ o ile główna bohaterka jest postacią nietuzinkową i łatwo zapadającą w pamięć, tak o pozostałych mieszkańcach tytułowej Przystani Wiatrów nie można tego powiedzieć. Oczywiście żaden z nich nie jest pozbawiony polotu, nie cechuje go też nijakość, jednak po kilku miesiącach czy latach to jedynie Maris pozostanie w głowie czytelnika.

“Przystań wiatrów” to powieść pozbawiona niesamowitych zwrotów akcji czy porażających momentów, jednak jej nieodparty urok tkwi w subtelnych intrygach czy politycznych porachunkach. Jest to historia kompletnie inna od sławetnej “Pieśni lodu i ognia” George’a R.R. Martina, lecz jego wielcy miłośnicy z pewnością będą ukontentowani lekturą. W duecie z Lisą Tuttle pokazuje on swoje zupełnie inne oblicze, przy czym amerykańska pisarka ani na chwilę nie ustąpiła pola wielokrotnemu zdobywcy nagród Hugo czy Nebula.

Na uwagę zasługuje również przepiękne wydanie książki - subtelny projekt podkreśla ulotne piękno przedstawionej historii, zaś mapy umieszczone na ostatnich stronach pomagają czytelnikowi w lepszym rozeznaniu się w wykreowanym przez Tuttle i Martina świecie.

Dział: Książki

ZAPRASZAMY NA WARSZAWSKIE TARGI KSIĄŻKI

STOISKO WYDAWNICTWA JAGUAR NR 55/D8

SPOTKANIA Z AUTORAMI:

Justyna Drzewicka pt. 24.05 12-13 stoisko
Milena Wójtowicz sob. 25.05 11-12 stoisko
Ałbena Grabowska sob. 25.05 12-13 stoisko
Anna Lewicka sob. 25.05 13-14 stoisko
Pola Rewako sob. 25.05 14-15 stoisko
Taran Matharu sob. 25.05 15-16 sala spotkań LONDYN C
Taran Matharu sob. 25.05 16-17 stoisko

czwartek, 16 maj 2019 19:34

Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy

Błękitna Gwiazda to moja ulubiona bohaterka cyklu o kocich wojownikach. To bardzo złożona postać, pełna tajemnic, intrygująca – obok niej nie można przejść obojętnie. Bardzo ucieszyłam się na wieść, że w Polsce zostanie wydana książka, która pozwoli poznać ją od podszewki. I wiecie co? „Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy” to zdecydowanie najlepsza powieść Erin Hunter, z jaką dotychczas miałam do czynienia!

Bohaterce towarzyszymy od najmłodszych lat. Na przestrzeni niemal sześciuset stron obserwujemy, jak Błękitka przemienia się w Błękitną Gwiazdę, silną przywódczynię kociego klanu. Nie brakuje tutaj zabawnych wydarzeń, niemniej większość podszyta jest tragedią, gorzka i smutna, przygnębiająca, doprowadzająca do łez. Sposób prowadzenia powieści przez autorkę sprawia, że z kocicą nawiązujemy niesamowitą więź i wraz z nią przechodzimy przez wszystkie przeżywane przez nią emocje. Muszę przyznać, że żadna inna książka nie zmiażdżyła mnie jeszcze tak wewnętrznie – przy lekturze tej książki płakałam przynajmniej kilka razy i z niepokojem obserwowałam losy Błękitki…

W „Przepowiedni Błękitnej Gwiazdy” zdradzają mnóstwo szczegółów z przeszłości głównej bohaterki, dzięki czemu lepiej możemy zrozumieć jej decyzje, które – niekiedy – budziły raczej sprzeczne emocje. To także historia kształtowania się duszy przywódcy, silnego charakteru oraz mądrości, przychodzącej – niestety – głównie za sprawą przykrych doświadczeń. W tej książce mamy szansę przyjrzeć się również innym bohaterom znanym z serii – zarówno dobrym, jak i tym – jak się okazuje nie zawsze – złym. Przyjaźnie, spory, zakazana miłość – tych motywów również tu nie zabrakło i równie mocno rozdzierają serce.

Najnowsza książka Erin Huntor to nie tylko kolejna fenomenalna książka o kocich wojownikach, ale i niezwykle wciągająca oraz poruszająca fantastyka młodzieżowa, po którą powinien sięgnąć każdy fan gatunku. „Przepowiednia Błękitnej Gwiazdy” to niesamowita przygoda, o której nieprędko zapomnę. Jestem przekonana, że każdy miłośnik cyklu, zakocha się w tej pozycji – zdradza wiele sekretów i rozwija niedopowiedzenia z wcześniejszych książek. Polecam z całego serca!

Dział: Książki
niedziela, 12 maj 2019 12:50

Astralker

W czasie sesji (szczególnie podczas trudnego egzaminu) każdy student marzy o jakimkolwiek zrządzeniu losu, które pomogłoby mu z wysoką notą przeboleć sprawdzanie jego wiedzy. Tego dnia Dawid Kowalczyński był do egzaminu w miarę przygotowany, a jednak z przyczyn niezależnych od siebie nie dotarł na niego. Akurat w słowniku tego profesora nie istnieje słowo "litość", a wyłącznie "poprawka". Dawid nie chce z tak błahego powodu jak zaspanie stracić kolejnego roku, więc gdy jego kolega ze studiów zgłasza się do niego z dość ryzykownym pomysłem, zgadza się. Tej nocy mają zakraść się do domu profesora, podłożyć mu arkusze z własnymi odpowiedziami i wyjść. Od początku jednak plan nie idzie po ich myśli; najpierw mężczyzna wraca za szybko do domu, a później... dzieją się rzeczy, o jakich żaden z nich nigdy by nie pomyślał. W taki właśnie sposób Kowalczyński trafia do miejsca szkolącego ludzi na astralkerów- specyficznych żołnierzy, mogących opętać daną osobę, a także opuszczających ciała, by w niematerialnej wersji siebie chronić obrane obiekty. Początkowo "nowy zawód" jawi się jako spełnienie marzeń- dobra płaca, ciekawe zajęcia, praktycznie zero ryzyka. Ale ostatecznie ujawnia się druga strona medalu...

Chyba każdy z nas choć raz zamarzył sobie o umiejętności teleportacji w dane miejsce, o czytaniu w myślach drugiej osoby albo o byciu niewidzialnym; niestety, ludzkie możliwości jak dotąd nie rozwinęły się aż tak, by było to możliwe. Pozostaje nam jedynie sfera wyobraźni. Zaciekawiło mnie, jak pan Tomasz Sobiesiek przedstawi swoją wizję dotyczącą opuszczania własnego ciała i astralnego przemieszczania się. Czy skupi się jedynie na opisywaniu kolejnych ćwiczeń, a może zaserwuje nam do tego jakąś akcję? Stało się i tak, i tak. 

Dawid Kowalczyński jest chłopakiem jakich wielu; pochodzi z małego miasteczka, pomieszkując w mieście, w którym studiuje informatykę. Do tej pory nic nie wskazywało na to, żeby posiadał jakieś nadnaturalne zdolności; zresztą, nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiał, skupiony na tu i teraz. Skok w nowe życie po części wynikał z przymusu (wolał to niż natychmiastową śmierć- usuwanie świadków), z drugiej zaś strony bohater był ciekawy, czy właśnie trafił na sektę pełną szaleńców, czy rzeczywiście coś takiego jest możliwe. Czy żałował swojej decyzji? Zapewne nie raz.

Początkowo akcja toczy się powoli. Autor przygotowuje nie tylko swojego bohatera, ale i nas do podjęcia nowych wyzwań. Szeregi wykładów pozwalają nam zagłębić się w tajniki przemieszczania się duszy oraz innych tematów, do tej pory nam nieznanych. Przyznam, że była to bardzo interesująca lekcja (choć czytelnik raczej nie zastosuje jej w życiu realnym). Dopiero gdzieś w połowie lektury, gdy Dawid podejmuje pierwsze zadanie praktyczne, zaczyna się coś dziać. To, co jawiło się jako dar, łatwo zmieniło się w przekleństwo. Ale odwrotu nie ma, a różni ludzie czyhają na najmniejsze potknięcie. Każdy chciałby mieć w swoim oddziale astralkera, mogącego donosić o kolejnych krokach danej osoby. Astralker jest swego rodzaju żołnierzem od zadań specjalnych, chroniącym ważne osobistości. A jednak w trakcie wykonywania czynności granica między tym, co dobre, a tym, co właściwe, bardzo szybko się zaciera. Służba państwu właściwie w każdym wymiarze zawsze budziła pewne... wątpliwości.

Dawid nie jest posłuszną marionetką, która z góry zgadza się ze wszystkim, co rozkażą zwierzchnicy. Wiele spraw budziło jego zainteresowanie, rodziło jeszcze więcej pytań o słuszność tego, co robią astralkerzy. Sam proces rekrutacji na owo "stanowisko" jest dość agresywny, przez co tak naprawdę niewielu może wejść w szeregi owych żołnierzy. Bohater wciąż ma przed oczyma to, co stało się z jego kompanem od włamu do domu profesora; nie chce skończyć jak kolega, a jednocześnie burzy się w nim krew na tak jawną niesprawiedliwość. Zakładam, że pan Sobiesiek stworzy całą serię książek o tej tematyce (choć na razie nigdzie nie ma żadnych informacji na ten temat) i będziemy mogli śledzić dalsze losy głównego bohatera i to, jakie zachodzą w nim zmiany. Uważam, że to może być całkiem dobra seria, a Dawid z tomu na tom jedynie ewoluuje (w dobrym tego słowa znaczeniu). Już teraz dajcie szansę Astralkerowi, gdyż ukazuje ona jeszcze inne odłamy rzeczywistości niż inne lektury fantastyczne.

Dział: Książki
czwartek, 09 maj 2019 13:52

Mysia Wieża

Opowieści z mitologią słowiańską raczej kojarzą mi się z prozą dla dorosłych. Wiele istot oraz potworów w niej spotykanych, nie należy raczej do najprzyjemniejszych, a na pewno nie do takich, z którymi należy zaznajomić dzieci. Zapoznawszy się z opisem „Mysiej wieży” byłam ogromnie ciekawa, w jaki sposób autorki zaadaptują znane podania, aby były zjadliwe dla młodszych czytelników. I wiecie co? Lektura zdecydowanie przerosła moje oczekiwania, bo choć nie jestem już targetem, tak czytało mi się ją wyśmienicie.

Opowieść zaskoczyła mnie pod wieloma względami i choć z początku byłam odrobinę sceptyczna, tak wraz z przewracanymi stronami moje obawy malały. Przede wszystkim książka okazała się pełna interesujących ciekawostek i odniesień do polskich legend, m.in. historii Popiela, nie zabrakło miejsca także i dla mistrza Twardowskiego oraz wielu innych fikcyjnych i faktycznych postaci. Jest to swoista forma edukacyjna, obok której zwyczajnie nie można przejść obojętnie. Fantastyczni w powieści są również bohaterowie, szczególnie Igor i Hanka, z których to perspektywy obserwujemy wydarzenia. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam te dzieci. Są absolutnie różni, zabawni, niekiedy szaleni – po prostu prawdziwi, z krwi i kości, fenomenalni!

W książce nie zabrakło również interesujących osobliwości prosto ze słowiańskich wierzeń – duchów, wojów, czarodziejów. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj pewne licho, które – choć bardzo irytujące miejscami – pełni bardzo ważną rolę w powieści. Ta różnorodność wśród napotykanych dziwów oraz mnogość tajemnic tworzą niesamowity klimat, pozwalają odczuć słowiańskie czasy i… zachęca do zgłębianie wiedzy na ten temat. Jestem przekonana, że „Mysia wieża” w niejednym nastolatku rozgrzeje chęć do książek historycznych!

Powieść napisana jest przystępnym językiem i nie czułam, aby była tworem dwóch różnych osób. Autorki zdecydowanie świetnie się ze sobą współgrały, jednak i tak nie uniknęły błędów. Mam tutaj na myśli przede wszystkim przydługie dialogi, niekiedy rozmowy były również wtrącone niepotrzebnie. Były to fragmenty dla mnie męczące i – jak wspomniałam – zbędne, nie mniej i tak całokształt wynagrodził mi ten drobny zgrzyt. Czasami opowieść przybierała również zbyt poważny wydźwięk, zbyt refleksyjny, co młodziutkiego czytelnika może odstraszyć.

„Mysia wieża” to nietuzinkowa fantastyka z historią w tle, w której młodzież i dorośli się zakochają. Fabuła wciąga, motywy zachwycają, a towarzyszenie Igorowi i Hance to czysta przyjemność. Nie mogę doczekać się drugiego tomu tego cyklu. Polecam z całego serca.

Dział: Książki