Rezultaty wyszukiwania dla: CD Projekt
Wilcze dzieci tom 1
Ja i mój brat, Ame… mieliśmy sekret, którego nie mogliśmy nikomu zdradzić.
„Wilcze dzieci” to jedna z tych mang, które chciałam przeczytać od dłuższego już czasu. Gdy więc nadarzyła się okazja, z przyjemnością zagłębiłam się w lekturę pierwszego tomu.
Zarys fabuły
Młoda studentka Hana zakochała się w tajemniczym nieznajomym. Okazało się, że mężczyzna ma swój sekret i potrafił przemieniać się w wilka. Hany to jednak nie wystraszyło i wspólnie stworzyli cudowny, pełen miłości związek, z którego urodziła się dwójka zdrowych dzieci. Maluchy jednak odziedziczyły umiejętności po tacie i wychowanie ich okazało się trudniejsze niż w przypadku zwyczajnych dzieci. Życie rodziny płynęło szczęśliwie, do czasu tragicznego wypadku. Co wydarzyło się później? O tym już przeczytacie w mandze.
Strona wizualna
Manga rysowana jest nieco uproszczoną, ale pełną uroku kreską. Pierwsze trzy strony narysowane są w kolorze, pozostałe natomiast zostały czarnobiałe. Tom zdobi obwoluta, pod którą okładka jest jasnoniebieska (sama zawsze zdejmuję obwolutę do czytania, żeby się nie zniszczyła). Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to wizja maluchów na czterech łapach, która znalazła się na tylnej stronie okładki. Uznajmy jednak, że to aspekt komediowy, bo cała historia to właśnie taki komedio-dramat.
Moja opinia i przemyślenia
Nad mangą „Wilcze dzieci” pracowały trzy osoby. Za scenariusz odpowiada Mamoru Hosoda, za ilustracje Yu, a za projekt postaci Yoshiyuki Sadamoto. Wyraźnie widać, że trójka Autorów tworzy naprawdę zgrany zespół i wszystkie szczegóły doskonale ze sobą współgrają. Podoba mi się też tłumaczenie Waneko, za które odpowiada Monika Sekular. Nadało polskiej wersji językowej przyjemnej i niewymuszonej lekkości. Historię doskonale się czyta.
Fabuła mangi należy do tych nietypowych. Jest w niej odrobina fantastyki, dramatu i szczypta komedii. Wszystkiego znalazło się tam po trochu. Główna bohatera jest sympatyczna i pracowita, a jej dzieci to urocze rozrabiaki. Ich perypetie tak bardzo wciągają, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na ostatniej stronie.
Podsumowanie
„Wilcze dzieci” to doskonały, pełen ciepła tytuł, który z pewnością umili chłodniejszy wieczór. Przyznam szczerze, że jestem nim zachwycona i ogromnie cieszę się, że już teraz, zaraz, mogę sięgnąć po kolejny tom. Mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno. Polecam, szczególnie osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z mangami.
Mord na zimnych wodach
Jak przyciągnąć czytelnika, aby sięgnął po naszą książkę? Właściwie są trzy proste sposoby – wyrobić sobie markę, jaką np. ma w naszym kraju Andrzej Sapkowski, odpowiednio się wypromować np. kampanią na wspieram.to, lub zaprojektować interesującą okładkę. Książka „Mord na Zimnych Wodach” debiutującej Małgorzaty Grosman zdecydowanie przyciąga wzrok. To właśnie za sprawą intrygującej okładki postanowiłem sięgnąć po jej książkę i zanurzyć się w tajemnice Bydgoszczy. Co więc wyszło z mojej przygody z prozą debiutującej autorki? Zapraszam na poniższą recenzję – sami się przekonacie.
Jest rok 1926 – na pobliskiej wysepce zwanej Zimnymi Wodami znaleziono ciało młodej kobiety. Aspirant Fąferek stara się za pomocą dostępnych w tamtych czasach metod rozwiązać tę przerażającą zagadkę. Krok po kroku policja wpada na trop seryjnego zabójcy, który niczym Kuba Rozpruwacz upatrzył sobie młode kobiety. Trwa wyścig z czasem, giną kolejne ofiary – a morderca bawi się z policją kotka i myszkę otaczając ciała ofiar żołędziami. Dlaczego ofiarami stały się jedynie kobiety i co to ma wspólnego z tym, co działo się 3 lata wcześniej w Bydgoszczy?
Z samego opisu fabuły można wywnioskować, że mamy do czynienia z kryminałem historycznym, i tak rzeczywiście jest. Autorka realistycznie stara się oddać rzeczywistość, w której dzieje się książka, zresztą sam Andrzej Fąferek jest postacią historyczną. W książce znajdziemy adresy zaczerpnięte z „Adresów Miasta Bydgoszczy”, nieco gwary, o której pamiętają tylko najstarsi obywatele- to wszystko daje fajnego smaczku tej opowieści. Te opisy oraz staranność o zachowanie realiów to największa zaleta tej książki. Fabuła powieści jak dla mnie jest trochę niedopracowana, taka rozwleczona. Niby coś się tu dzieje, a trzeba przyznać, że temat chwytliwy, ale jakoś tak za wolno, nie ma tu tej dynamiki. Autorka bardziej skupiła się na dopracowywaniu realiów niż na samym klimacie kryminału- co ją trochę zgubiło. Jako historyk czytałem książkę z nieskrywanym zaciekawieniem, ale po drodze zdarzało mi się zapominać, że tutaj przecież chodzi o poważne śledztwo.
Mogę wręcz podejrzewać, że, dla osób mało zainteresowanych historią ta książka po prostu będzie się niezmiernie dłużyć. Powolne opisy miasta, sklepów i uliczek mogą fana rasowego kryminału doprowadzić do szewskiej pasji. Zdecydowanie rozczarowało mnie też zakończenie, które nagle urwało cały wątek i nie wyjaśniło nam wszystkiego do końca.
Czy warto więc sięgać po ten tytuł? Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć, biorąc pod uwagę, że to dopiero debiut, to całkiem udana pozycja. Fani przedwojennej polski poczują się tu jak ryby w wodzie. Jednak jak na kryminał historyczny za dużo tu historii za mało kryminału. Gdyby autorka położyła nacisk na sam wątek śledztwa i głównego antagonisty – mogłaby być to naprawdę rewelacyjna pozycja- a tak to po prostu miły średniak do kawy.
Na krawędzi otchłani
Technologia coraz bardziej pochłania świat. Na każdym kroku ludzie szukają ulepszenia ich dotychczasowego bytu. Nic w tym dziwnego; każdy chciałby, aby to maszyna mogła wyręczyć go w różnego rodzaju działaniach. Nawet, jeżeli chodzi o podjęcie jakiejś decyzji. Propozycja objęcia stanowiska w Hongkongu to dla młodej Francuzki, Moiry, okazja do awansu. Nie zastanawia się długo, w końcu dla eksperta w dziedzinie sztucznej inteligencji taka oferta to nie lada gratka. Główna bohaterka ma się zająć prototypem wirtualnego opiekunka, którego zadaniem będzie wspieranie ludzi, porady, a także -w niektórych przypadkach- podejmowanie decyzji za swoich "opiekunów". Ów projekt nosi bardzo adekwatną nazwę Deus i początkowo współpraca Moiry i programu przebiega bez najmniejszych problemów. Kobieta wyczuwa jednak, że coś w tej firmie nie gra; współpracownicy szeptem rozmawiają o niedawnym samobójstwie ich koleżanki, a patrząc w oczy kilkorga z nich Francuzka widzi... strach. Obawę o powodzenie projektu? Czy może o własne życie? Ming, właściciel firmy, wydaje się krystalicznie czysty; każda śmierć w jego przedsiębiorstwie uznana zostaje za wypadek. Ale czy na pewno? A może za jego mocarstwem stoi coś więcej niż tylko technologia... ?
Moira wciąż może odejść. Zapomnieć, że kiedykolwiek pracowała w Hongkongu, kupić pierwszy lepszy bilet do kraju i rozpocząć wszystko na nowo. Ale dawno temu obiecała sobie, że nie będzie już uciekać.
Na twórczość pana Bernarda Minier natrafiłam dwa lata temu, zupełnym przypadkiem. Otóż podczas przekopywania biblioteki w oczy rzucił mi się tytuł Paskudna historia. Od razu ta pozycja mnie zaintrygowała, a każda spędzona z nią sekunda zapisała się w mojej pamięci w niezwykle pozytywny sposób. To było coś! Jeszcze w tym roku miałam kolejną okazję, by odświeżyć sobie jego książki, a jednak to spotkanie nie było już tak emocjonujące. No nic, do trzech razy sztuka. Dlatego też w moje ręce trafiło Na krawędzi otchłani. Co prawda z najnowszymi technologiami jestem trochę na bakier, ale byłam bardzo ciekawa, czym tym razem uraczy nas autor.
Nasza bohaterka nie byłaby sobą, gdyby tak po prostu się poddała; kiedyś obiecała sobie, że nic nie stanie jej na drodze w realizacji marzeń, w realizacji samej siebie. I propozycja od Ming Corporation jawi jej się jako ukoronowanie wszelkich dotychczasowych starań. Co prawda musi porzucić Francję, ale od dawna nic już jej nie trzyma w rodzimym kraju. W Hongkongu witają ją niezwykle ciepło, jakby już od dawna była jedną z nich. Do tego luksusowe mieszkanie w bloku pracowniczym, autokary, które dowożą i odwożą z pracy, wsparcie w każdym aspekcie. Czegóż chcieć więcej? Jedynie sprawa zgonów nieco burzy ten rutynowy porządek dnia, lecz bohaterka wierzy, iż to faktycznie były wypadki. Do czasu, aż dostrzeże w oczach kolegi strach. A już parę dni później, po rozmowie, jaką odbyli, mężczyzna zginie w wypadku samochodowym. Przypadek?
Cała ta technologiczna otoczka nie do końca przemawiała do moich czytelniczych uczuć, aczkolwiek projekt Deus sam w sobie był bardzo ciekawy. Nie wyobrażam sobie, że jakaś maszyna/ sztuczna inteligencja miałaby podejmować za mnie najważniejsze decyzje. To już brzmi jak egzystencja w oparciu o coś, co nawet nie ma uczuć. No, może tylko te wgrane, aczkolwiek nadal sztuczne. Wstawki z prywatnego życia właściciela owego przedsiębiorstwa również mnie zaciekawiły. Oczywiście wiele się słyszy o tym, że bogaci mają specyficzne hobby, ale tego się nie spodziewałam. Minga mogłabym określić jako wilka w owczej skórze, który skupiony jest wyłącznie na władzy, pieniądzach i własnych "rozkoszach". Depcze ludzi, mając ich za nic, choć względem swoich podwładnych udaje dobrego ojca- takiego, do którego możesz się zwrócić z najbłahszym problemem. Nic bardziej mylnego.
Oczywiście sprawą licznych zgonów w firmie Minga zajęła się policja, na czele z Chanem, ale miałam wrażenie, że błądzą niczym dzieci we mgle, oczekując na jakiś łut szczęścia. Nie od dziś wiadomo, że bogacz z łatwością może skryć się za pieniędzmi, przekupując wszystkich wokół. I tam, gdzie powinni działać stróże prawa, tak naprawdę działała Moira. To ona, podczas tak krótkiego jeszcze pobytu, zdobyła więcej informacji niż tamtejsza policja po znacznie dłuższej inwigilacji. Może to i utrudniony dostęp do tak strzeżonego królestwa wpłynął na przebieg ich działań, ale po raz kolejny policja jawi się jako nieudolne postacie, stanowiące bardziej tło niż faktycznych bohaterów. Chana poznajemy jako tego, który próbuje uzyskać informacje o Ming Corporation, ale już w toku wydarzeń jego obecność pośród całej tej sytuacji wynika bardziej ze swoistego uczucia, jakie połączyło go z Moirą.
Jeżeli ktoś lubi czytać o nowoczesnych technologiach, wśród których "zatopiony" jest wątek kryminalny, to Na krawędzi otchłani będzie doskonałym wyborem.
Co działo się przed serialem? Kim jest prekursorka Jedenastki?
Ameryka, 1978. Trwa zimna wojna, a uczeni zapuszczają się w niebezpieczne rejony nauki...
Doktor Brenner kieruje tajnym projektem MK ULTRA. Jak daleko się posunie, aby zdobyć upragnioną władzę?
Mangaka – a sketch of life in Tokyo
Mangaka – a sketch of life in Tokyo to projekt filmu dokumentalnego o ludziach, którzy chcą żyć ze swojej pasji, o tym jak tworzy się mangę i jaka jest jej historia na tle fascynującej kultury Japonii. Zawód mangaki - rysownika komiksów, często jest nisko opłacany i wymaga wielu wyrzeczeń. Młodzi artyści muszą pracować w korporacji za dnia by nocami tworzyć mangi. Ale to przecież problemy wszystkich ludzi próbujących pogodzić pasję z potrzebą zarabiania.
Alders Blood
Alders Blood to nowy projekt od polskiej firmy Schockwork Games. Polacy w świecie gier komputerowych mają dość dobrze ugruntowaną pozycję, dzięki między innymi CD Project Red i wspaniałemu Wiedźminowi. Jednak produkcja studia Schockwork, to nie projekt wysokobudżetowy, ale popularny ostatnimi czasy indyk (indie games). Przyznam szczerze, że indie games to ten rodzaj gier, po które sięgam najmniej. Jednak kiedy usłyszałem, że produkcja polskiego studia ma być taktyczno-strategiczną grą osadzoną w mrocznym świecie nie zastanawiałem się ani chwili.
Alders Blood to produkcja, która rozgrywką w dużej mierze przypomina X-Com, zwłaszcza kiedy dochodzi do walki. W momencie przystąpienia do starcia ukazuje nam się mapa podzielona na hexy i musimy planować dokładnie każdy nasz ruch, aby przetrwać. Na ogromną zasługuje klimat, który wręcz wylewa się z każdej minuty rozgrywki. Przedstawiony świat utrzymany jest w stylistyce victorian-fantasy, w którym natura jest pełna szaleństwa i niebezpieczeństwa dla ludzkości. Gracz wciela się w grupę łowców potworów, które opanowały świat. Podczas gry musimy obozować, dbać o zdrowie naszych ludzi, o to by mieli co jeść i byli wypoczęci. Jak wiadomo najedzony łowca potworów to zadowolony łowca potworów. Na szczególną uwagę zasługuje system zapachu, powodujący, że wrogowie mogą nas wywęszyć, dlatego musimy zawsze zwracać uwagę na kierunek wiatru.
Podsumowując tę krótką rozgrywkę przedpremierową, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Fabuła jest mroczna i wciągająca, a rozgrywka przynosi nam wiele satysfakcji. Musiałem się nieźle namęczyć, aby pokonać kilka najłatwiejszych stworów. Przykładowo podczas jednej z walk nie zwróciłem uwagi na kierunek wiatru, okrążając bestie, ta wyczuła mnie i w parę sekund rozniosła na strzępy. Szczerze mam nadzieję, że kampania na Steam się powiedzie – bo to jedna z produkcji pierwszego kwartału 2020, na którą będę czekać.
Okropne opowieści dziadka
"Okropne opowieści dziadka" to jedna z najbardziej cenionych i poszukiwanych książek Jamesa Flory, kultowego amerykańskiego ilustratora i autora. Pojawiają się w niej odrażające potwory, tańczące szkielety, mroczne jaskinie, wiedźmy o nosach pokrytych brodawkami, głodne wilkołaki i groźne upiory - wszystko jednak tylko po to, by oswoić lęk i strach najmłodszych czytelników. Premiera już dziś, 29 października 2019!
Cienie: Amsterdam
Gra w której wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, a do komunikacji między graczami używa się jedynie ilustracji.
Czasami wpadamy na doskonałe pomysły, jednak boimy się ich realizacji. Tak było w przypadku twórcy gry „Cienie: Amsterdam”, którego dopiero przyjaciel zmusił do przedstawienia i późniejszej realizacji projektu. W ten sposób powstała doskonała gra, w którą już dzisiaj możecie zagrać z rodziną lub przyjaciółmi.
Wiek: 10+
Czas gry: około 30 minut
Liczba graczy: 2 do 8 osób
Cel i fabuła gry
Wraz z przyjaciółmi wcielacie się w role prywatnych detektywów, by wspólnie rozwikłać skomplikowaną zagadkę. Celem gry jest przeczesanie miasta, by znaleźć trzy dowody, zanim drużyna przeciwnika zrobi to jako pierwsza. Zadanie jednak nie będzie łatwe!
Strona wizualna
Gra została wykonana bardzo porządnie i jest przyjemna pod względem graficznym. Została tak bardzo dopracowana, że przypomina mi nieco niektóre z gier na Play Station. Dla młodszych graczy (chociaż nie tylko) to na pewno bardzo pozytywny aspekt. Dołączona do gry instrukcja jest przejrzysta, a dzięki jej pomocy bez problemu można się we wszystkim połapać.
Przygotowanie
Gracze dzielą się na dwie drużyny. W każdym zespole jeden z zawodników zostaje mianowany oficerem, a pozostali uczestnicy detektywami. Oficerowie z obydwu drużyn siadają po jednej stronie stołu, zaś detektywi po drugiej. Dzięki kolorowym zasłonkom nie będzie można podejrzeć ich działań. Następnie układamy planszę zgodnie z wytycznymi z instrukcji. Każdy zespół otrzymuje trzy znaczniki dowodów w swoim kolorze i jeden tor zatrzymań. Żetony policji kładziemy obok planszy. Natomiast zakryty stos zaszyfrowanych wiadomości pomiędzy oficerami. W kolejnym kroku dobieramy z niego dziesięć kart i kładziemy je odkryte w pobliżu oficerów. Obok każdego z oficerów kładziemy stos kart map w kolorze jego zespołu. Następnie jeden z nich losowo wybiera kartę ze swojego stosu i pokazuje jej numer oficerowi z przeciwnej drużyny, a później obydwaj wyszukują w swoich stosach kartę o tym samym numerze. Oficerowie umieszczają swoje karty map za zasłonką. Detektywi stawiają pionki na polu startowym.
Przebieg rozgrywki
Zdaniem każdej z drużyn będzie zdobycie trzech dowodów w przynależnym jej kolorze. Gdy im się to uda, przemieszczają figurkę na pole z klientem. Położenie dowodów wskazane jest na kartach map, którymi opiekują się oficerowie. Ich zadaniem jest naprowadzanie graczy na właściwy trop przy wykorzystaniu kart zaszyfrowanych wiadomości. Oficer wybiera jedną lub dwie karty, przekazuje swojemu zespołowi detektywów, a potem uzupełnia puste miejsca z leżącego przy nim stosu. Przekazanie jednej karty pozwala przemieścić figurkę o jedno pole. Jeżeli detektywowi udało się wejść na pole, które na mapie oficera odpowiada kolorowi drużyny lub jest dwukolorowe, należy na planszy umieścić w tym miejscu znacznik dowodu. Jeżeli jednak figurka trafi na pole oznaczone czerwonym krzyżykiem, drużyna umieszcza znacznik na torze zatrzymań. Przy trzech znacznikach drużyna automatycznie przegrywa. Gdy gracze trafią na pole klienta, a mają zdobyte trzy dowody, wygrywają rundę. Gra toczy się do dwóch zwycięstw. Drużyny poruszają się równocześnie. W grze nie ma tur.
Wrażenia
Gra wygląda na dość skomplikowaną, ale to tylko takie wrażenie spowodowane mnogością działań podczas przygotowania rozgrywki. Szczególnie że karty map o numerach od 1 do 6 zapewniają nieco łatwiejszą rozgrywkę, by nie pogubić się już na samym początku. Myślę, że bardzo ciekawym pomysłem było stworzenie gry jednocześnie kooperacyjnej i z rywalizacją. Działa to doskonale.
Podsumowanie
"Cienie: Amsterdam” to szybka gra dedukcyjna odpowiednia zarówno dla osób, które dopiero pojawiają się w świecie planszówek, jak i dla zaawansowanych graczy. Jeżeli kiedykolwiek marzyłeś o zabawie w detektywa, to gra będzie dla Ciebie idealna. To świetna propozycja familijna, w której trzeba odrobinę pomyśleć i zastanowić się nad sposobem dedukcji współpracujących z Tobą graczy. Udowodni Wam, jak dobrze się znacie i czy Wasze myśli wędrują tym samym torem. Grę serdecznie polecam! Można z nią spędzić kilka niezwykle przyjemnych chwil. To świetna rozrywka!
Nowa Ewa. Początek
“Nowa Ewa. Początek” to pierwsza część dystopijnej trylogii, a także pierwsza książka napisana wspólnie przez małżeństwo Giovannę i Toma Fletcherów, choć każde z nich ma na swoim koncie już pewien dorobek pisarski.
Rola kobiet w społeczeństwie to już dość mocno wyeksploatowany w literaturze temat, jednak Fletcherowie postanowili podejść do niego nieco inaczej, niż dotychczas robili to inni autorzy powieści fabularnych. Tym razem czytelnik dostaje historię o znanym mu dotychczas świecie, który nieuchronnie dąży do zagłady. Nie chodzi tu jednak o wojny, choroby, czy katastrofy ekologiczne. W wykreowanej przez nich rzeczywistości po prostu przestają rodzić się dziewczynki. Przez pięćdziesiąt lat na świat nie przychodzi ani jedna, zaś wszyscy już powoli zaczynają tracić wiarę w to, że kiedykolwiek sytuacja się zmieni. Wkrótce jednak nadchodzi ten przełomowy moment i rodzi się ona. Ewa. Dziewczynka, której zadaniem jest uratowanie świata i ludzkości przed wyginięciem.
“Nowa Ewa. Początek” to książka dość oryginalna, która z pewnością spodoba się miłośnikom “Igrzysk śmierci” czy “Niezgodnej”. Główna bohaterka nie nuży czytelnika nieciekawymi wywodami i buntem dla samego buntu, co niestety często zdarza się w przypadku postaci liczących sobie 16 czy 17 wiosen. Ewa pogodziła się ze swoim przeznaczeniem i chce uratować ludzi, dawać im nadzieję i żyć tak, aby cud, jakim były jej narodziny, nie poszedł na marne. Oczywiście wszystko zmienia się, gdy poznaje Brama. Chłopca, który odwiedza ją w postaci hologramu zaprojektowanego przez rząd, by pomóc młodziutkiej Ewie w zaaklimatyzowaniu się w świecie pozbawionym młodych dziewcząt. Jedyne kobiety, z jakimi bowiem ma do czynienia, są już w bardzo podeszłym wieku, dlatego by zminimalizować ryzyko zaburzeń psychicznych, prawdopodobieństwa depresji i innych przykrych konsekwencji braku kontaktu z rówieśnikami, władza stworzyła Holly.
Właśnie ten osobliwy pomysł sprawia, że książka jest bardzo nietypowa, a wątek miłosny niesztampowy. Fetcherowie pokazali tym, że miłość nie zna żadnych granic, a prawdziwym uczuciem można obdarzyć nawet kogoś, kogo nigdy tak naprawdę nie widzieliśmy. Przywiązanie, którego doświadcza główna bohaterka jest absolutnie czyste i nie ma dla niej znaczenia, że mężczyzna, którego darzy sympatią spotyka się z nią tylko w kobiecej powłoce. Dzięki temu powieść jest bardzo dojrzała, a całość nabiera wiarygodności i głębi.
Na uwagę zasługuje również przedstawienie struktury władzy oraz całego świata, w którym praktycznie nie ma już kobiet. Emocji, które targają mężczyznami, gdy po raz pierwszy widzą Ewę. Wszystkie elementy powieści są bardzo dopracowane i przemyślane, co w przypadku dystopii jest nad wyraz wręcz ważne.
Początek tego cyklu jest swego rodzaju nakreśleniem panującej na świecie sytuacji, o której czytelnik z kolejnymi stronami dowiaduje się coraz ciekawszych rzeczy. Obfituje on w wiele intryg i zwrotów akcji, dzięki czemu całość czyta się jednym tchem. Zakończenie jest bardzo satysfakcjonujące, choć jest jednocześnie ciekawym wstępem do kolejnego tomu.
W labiryncie smoków - zapowiedź
Lady Trent, niestrudzona badaczka smoków, wyrusza szukać przygód na niebezpiecznych pustyniach Achii. Izabela, lady Trent, zapalona przyrodniczka, udaje się do pustynnej Achii, żeby kierować tajnym projektem wojskowym swojego rządu. Tutaj wreszcie ma okazję badać smoki z bliska, zarówno w niewoli, jak i w ich środowisku naturalnym. Jednak te potężne bestie nie stanowią jedynego niebezpieczeństwa.