Rezultaty wyszukiwania dla: Granna
Sadzimy las
„Smok Obibok poleca” to seria gier wydawnictwa Granna skierowana do dzieci w wieku wczesnoszkolnym i przedszkolnym. Jej celem jest przede wszystkim edukacja najmłodszych poprzez dobrą zabawę. Większość tytułów polecanych przez wesołego smoka to gry, które zwyciężyły w konkursie wydawnictwa „Wymyśl grę, zostań autorem Granny”. W tej recenzji chciałbym przybliżyć Wam według mnie najciekawszą pozycję pt. „Sadzimy las”, której autorką jest Katarzyna Wioska.
Jak wskazuje tytuł, wraz z naszymi dziećmi będziemy musieli stworzyć las, a dokładniej wyhodować drzewa, na których zadomowią się różne gatunki ptaków.
Strona wizualna
Granna przyzwyczaiła nas już do solidnych i porządnie wydanych gier. Nie inaczej jest w tym przypadku. W tekturowym pudełku odnajdziemy 40 elementów drzew, 20 ptaków, 4 plansze zagajnika oraz 3 żetony zwierząt. Wszystkie powyższe zostały wykonane z twardej tektury, dlatego z pewnością przetrwają wiele rozgrywek z dziećmi. Dodatkowo gra zawiera dwie kostki, czytelną i kolorową instrukcję oraz dwie niespodzianki: nasiona świerku w kopercie i edukacyjny plakat m.in. o tym, jak chronić las. Za szatę graficzną odpowiadało kilka osób: Agnieszka Kowalska, Maciej Szymanowicz, Małgorzata Parczewska i Sławomir Bejda. Wykonali oni kawał bardzo dobrej roboty i jak przystało na grę dla dzieci, ilustracje są kolorowe, wesołe i przyciągają wzrok.
Cel i przebieg rozgrywki
Gra przeznaczona jest dla 4 graczy, w tym dla dzieci w wieku od 4 lat. Celem gry jest jak najszybsze wyhodowanie lasu składającego się z pięciu drzew. Każde gotowe drzewo składa się z dwóch elementów zielonych (podstawa i korona) oraz jednego ptaka.
Przed przystąpieniem do rozgrywki należy ułożyć trzy oddzielne stosy z elementami drzew. W pierwszym znajdą się podstawy, w drugim korony, a w trzecim ptaki. Następnie każdy z graczy otrzymuje planszę zagajnika z miejscami na drzewa.
Przebieg gry jest bardzo prosty do wytłumaczenia. Każdy z graczy po kolei rzuca dwiema kośćmi. Jedna z kostek oznacza stos, z którego pobiera się elementy. Druga z kostek pokazuje zaś, ile takich elementów możemy wziąć. Gracz sam decyduje, która kostka oznacza stos, a która elementy. Dodatkowym bonusem jest to, iż jeśli wypadną dwie takie same cyfry, zamiast tradycyjnego dobierania, możemy zdecydować się na wybór dowolnego jednego elementu. Szybki przykład: jeśli Zuzia wyrzuciła cyfry 2 i 3 może wziąć trzy elementy z drugiego stosu lub dwa elementy z trzeciego stosu. Jeśli zaś Zuzi udało się wyrzucić dwie cyfry 2, może wziąć dwa elementy z drugiego stosu lub jeden element z trzeciego stosu.
Małym utrudnieniem gry jest zasada, iż nie możemy wziąć elementu na zapas i wykorzystać później. Czyli jeśli nie mamy w naszym zagajniku żadnej podstawy drzewa, nie możemy wziąć korony, a tym bardziej ptaka.
Rozgrywkę oczywiście wygrywa osoba, która jako pierwsza skompletuje wszystkie pięć drzew w swoim lesie.
Ze starszymi dziećmi możemy również zagrać w zaawansowany wariant. W nim m.in. dzielimy ptaki na poszczególne gatunki oraz hodujemy tak drzewa, aby na każdym zamieszkał inny gatunek.
Wrażenia
Gra jest bardzo prosta w swoich zasadach. Według mnie można spróbować zasiąść do niej już z 3-latkiem. Bardzo fajnie został wymyślony mechanizm z rzutem kośćmi. Możliwość wyboru ogranicza jednocześnie losowość, zmusza do zastanowienia się i nawet kombinowania. Dziecko musi pomyśleć, czy woli najpierw wybierać same podstawy drzew, aby mieć później większe szanse na wylosowanie odpowiedniego elementu czy skupiać się na hodowaniu drzew pojedynczo w całości. Wielkim plusem tego tytułu jest również walor edukacyjny. Maluchy uczą się nie tylko rozpoznawania gatunków ptaków, ale również z wykorzystaniem plakatu dowiedzą się jak ważną rolę odgrywają lasy na świecie oraz kto je zamieszkuje.
Podsumowanie
„Sadzimy las” to wyjątkowa pozycja wśród gier skierowanych do najmłodszych graczy. Nie dość, że jest atrakcyjnie wydana, to w parze z dobrą zabawą idzie edukacja. Dzieci oprócz nabywania wiedzy o przyrodzie i ekologii, uczą się decyzyjności czy zasad fair play. Gra umożliwia naprawdę przyjemnie i relaksująco spędzić czas z dziećmi. Czego chcieć więcej? Szczerze polecam.
Sherlock
Sherlock Holmes to postać wykreowana przez sir Arthura Conana Doyle’a. Nie ma chyba osoby, która by nie słyszała o tym detektywie obdarzonym nietypową umiejętnością dedukcji, niesamowitą intuicją oraz specyficznym charakterem. Od czasu pierwszego pojawienia się na łamach powieści „Studium w szkarłacie” w 1887 roku, Holmes był bohaterem wielu opowiadań, komiksów, filmów czy gier komputerowych. Dzięki wydawnictwu Granna polski gracz ma również okazję zapoznać się z południowokoreańską grą „Sherlock”. Choć nie jest ona oparta na przygodach Holmes’a, pozwala wcielić się w postać detektywa.
„Sherlock” został wydany przez Granna w ramach nowej serii pt. „Gry z pazurem”. Wszystkie tytuły charakteryzują kompaktowe wymiary pudełka, proste zasady oraz rozgrywka polegająca na wykazaniu się sprytem, blefem i umiejętnością logicznego myślenia.
Strona wizualna
W małym, ale solidnym pudełku znajdziemy 13 kart postaci. Każda z nich związana jest z opowiadaniami Doyle’a. Wśród nich są oczywiście: Sherlock Holmes, jego brat Mycroft, inspektor Hopkins czy doktor Watson. Dodatkowo gra zawiera cztery zasłonki, blok z kartkami do notowania wniosków ze śledztwa oraz krótką, ale rzeczową instrukcję. Autorem ilustracji na kartach i zasłonkach jest Vincent Dutrait. Pasują one do charakteru rozgrywki oraz pozwalają poczuć klimat zasnutego mgłą dziewiętnastowiecznego Londynu. Karty, jak i również zasłonki zostały wykonane solidnie, więc nie powinny po wielu rozgrywkach wyglądać na mocno wyeksploatowane.
Cel i przebieg rozgrywki
„Sherlock” to przede wszystkim gra dedukcyjna. Jej celem jest odgadnięcie kim jest przestępca, którego zasłonięta karta znajduje się na środku stołu. Czas rozgrywki jest krótki i zamyka się w 10-15 minutach w zależności od liczby graczy. Jak przystało na kompaktową grę, zasady są proste i można je wytłumaczyć nowym graczom w kilka minut.
Zabawa w detektywów rozpoczyna się od potasowania kart postaci. Spośród nich losowo oraz tak, aby nikt z graczy jej nie zobaczył wybierana jest jedna. To będzie poszukiwany przestępca. Pozostałe karty rozdajemy po równo wszystkim graczom. Dodatkowo każdy otrzymuje zasłonkę, za którą będzie mógł w tajemnicy przed pozostałymi wyłożyć swoje karty postaci oraz kartę do prowadzenia śledztwa.
Każda z postaci w grze dysponuje unikalnym zestawem atrybutów – znaczników. Ich ilość oraz typ widnieje na kartach. Mając wiedzę ile poszczególnym znaczników występuje na wszystkich kartach w grze, prowadzimy dochodzenie poprzez wykluczanie poszczególnych postaci z kręgu podejrzanych. W swojej turze każda osoba może wykonać jedną z trzech niżej wymienionych akcji, która przybliży do rozwiązania zagadki.
1. Śledztwo – graczy pyta wszystkich pozostałych uczestników o to, czy ich postacie posiadają dany atrybut na kartach. Pozostali zgodnie z prawdą muszą odpowiedzieć bez podawania konkretnej ilości znaczników.
2. Przesłuchanie – gracz pyta jednego wybranego uczestnika, ile ikonek konkretnego atrybutu posiadają sumarycznie jego postacie na kartach.
3. Oskarżenie – gracz głośno typuje przestępcę, którego karta leży na środku stołu. Sprawdza tak, aby reszta uczestników nie poznała tożsamości. Jeśli błędnie rozpozna postać, nadal zakrywa kartę i kończy grę. Jeśli odgadł, oczywiście wygrywa grę.
W prowadzeniu notatek pomocne są arkusze dochodzenia. Na nich mamy podpowiedzi odnośnie do ilości konkretnych atrybutów w grze oraz spis wszystkich postaci wraz ze znacznikami zawartymi na ich kartach. Dodatkowa ściągawka dotycząca możliwych do wykonania akcji widnieje na zasłonkach.
Osobny wariant gry został przygotowany dla rozgrywki dwuosobowej. Na środku stołu zamiast jednej, leżą trzy zakryte karty. Środkowa przedstawia poszukiwanego przestępcę. W związku z tą zmianą inny jest przebieg akcji Śledztwo. Gracz zamiast zadawania pytania wybiera jedną z dwóch kart leżących obok przestępcy i wymienia ją na jedną ze swoich. Taką akcję w sumie można przeprowadzić tylko dwa razy, czyli do czasu aż dwie karty zostaną wymienione.
Wrażenia i podsumowanie
Dużym plusem gry jest prosta mechanika, która jednak wymaga on graczy dedukcji i szybkiego myślenia. Podczas rozgrywki należy być ciągle skupionym oraz śledzić również odpowiedzi na pytania zadawane przez innych graczy. Choć początki są trudne, każdy zapewne wypracuje swój własny sposób na prowadzenie arkusza dochodzenia oraz własną strategię na stopniowe eliminowanie podejrzanych. Czasami warto zaryzykować i wcześniej wytypować przestępcę, choć może nie jesteśmy w 100% pewni. Niejednokrotnie zdarza się, iż pod koniec wszyscy uczestnicy są pewni co do jego tożsamości i o zwycięstwie decyduje kolejność rozgrywki danego gracza. Dlatego również w grze liczy się refleks.
Choć „Sherlock” charakteryzuje się dużą regrywalnością, dla osób których już znudził podstawowy, wyżej opisany wariant gry, autorzy przygotowali wersję zaawansowaną. Dochodzenie jest o wiele trudniejsze i dłuższe.
Podsumowując, jeśli szukacie gry estetycznie wykonanej, w której musicie sporo myśleć, kombinować i dedukować „Shrerlock” jest dla Was. Gra mocno wciąga i angażuje w rozgrywkę wszystkich uczestników. Wszystko to zaserwowane jest w klimacie dziewiętnastowiecznej Anglii. Choć jest to gra nieskomplikowana i prosta, dostarcza wiele dobrej zabawy graczom. Polecam.
W co się ubrać?
Odwieczne pytanie każdej kobiety: „W co się ubrać?” teraz zagościło w formie gry wydawnictwa Granna dla najmłodszych. Unowocześniona wersja wcześniejszego tytułu: „Laleczki”, frajda dla dzieci, zabawa i nauka. Sztuka ubierania to kolejna umiejętność, która niewątpliwie przydaje się w życiu.
Pozycja Granny jest dla mnie sentymentalnym powrotem do dzieciństwa, kiedy to z gazet wycinaliśmy różnorakie stroje i dopasowywaliśmy do narysowanych wcześniej laleczek. W tej wersji wygląda to jednak o niebo lepiej.
W kartonowym, solidnym pudełku znajdziemy 8 laleczek: 4 dziewczynki i 4 chłopców ubranych w bieliznę. Co ciekawe postaci są różnej rasy, co z pewnością uczy najmłodszych tolerancji. Pozostałe elementy to 54 ubranka i 12 kartoników ze strojami oraz instrukcja. Gra przeznaczona jest dla dzieci powyżej 3 roku życia. Mentalnie i dydaktycznie byłaby to gra dla młodszych odbiorców, gdyby nie małe elementy. Myślę, że granicą wieku jest ten moment kiedy „wszystko” nie ląduje w buziach milusińskich. Na pewno kartonowe elementy nie wytrzymałyby takiej próby i byłoby to niebezpieczne bez nadzoru dorosłych.
Warianty gry jakie zaproponowano w instrukcji dzielą się na opcję łatwiejszą i trudniejszą. W tej łatwiejszej wersji każde dziecko otrzymuje dwie laleczki: chłopca i dziewczynkę. Ubranka rozkłada się na stole obrazkami do góry. Z talii kartoników z gotowymi strojami usuwa się te oznaczone gwiazdką. Pozostałe układamy w stos obrazkami do dołu. Każde dziecko wyciąga jeden kartonik i na znak odsłaniają w jednym momencie. Teraz rywalizują aby jak najszybciej ubrać swoją postać według wylosowanego obrazka (same decydują dla kogo jest to odpowiedni strój). Osoba, która zrobi to najszybciej i poprawnie - dostaje punkt. W opcji trudniejszej do gry włączamy obrazki z gwiazdką. Jest to wersja dla starszych dzieci, które muszą tu rywalizować o powtarzające się elementy strojów. Każda rozgrywka zajmuje ok. 20 min. Maksymalna liczba graczy to cztery osoby aczkolwiek w grę może bawić się nawet jedno dziecko.
Pozycję możemy wykorzystać jako układankę, gdzie dzieci swobodnie ubierają swoje laleczki w wybrane przez siebie stroje. Możemy rozmawiać z dziećmi o pogodzie na zewnątrz oraz o elementach garderoby i ich nazewnictwie, uczymy jakie stroje noszą chłopcy a jakie dziewczynki. Spódniczki noszą dziewczynki, a bluzeczka w kropeczki może pasować każdemu. Pod nadzorem osób dorosłych może być to świetna baza dydaktyczna.
Gra „W co się ubrać?” to świetna zabawa, dydaktyka, ale przede wszystkim element pobudzający kreatywność dzieci, ponieważ laleczki i ubranka mogą być wykorzystane na wiele sposobów. Z pewnością dzieci potrafią zaskakiwać. Pozwólmy się im o tym przekonać… ;)
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.
Spaghetti
Kuchnia włoska słynie z potraw szybkich i nieskomplikowanych. Takie właśnie jest spaghetti. Ulubione danie dzieci i studentów. Proste, tanie, pożywne i nieskomplikowane w wykonaniu.
Łatwe zasady przyrządzania tej wspaniałej potrawy, jak również jego „konsumpcji’’ znajdziemy w grze wydawnictwa Granna, pt. „Spaghetti”. Jej autorem jest debiutant Michał Gołębiowski, a apetyczne ilustracje przygotował Bartłomiej Kordowski.
„Spaghetti” przeznaczone jest dla 2 do 4 osób w wieku od 6 lat. Średni czas rozgrywki to 30 min. Myślę, że bez problemu młodsi milusińscy mogą również przyłączyć się do zabawy.
W porządnym, kartonowym pudełku znajdziemy dwa tekturowe talerze (duży i mały), 27 nitek makaronów w różnych „smakach” (kolorach), 4 klopsiki (ping pongi), 12 żetonów z przepisami oraz klepsydrę odmierzającą czas. Oczywiście nie zabrakło instrukcji, która bardzo pomysłowo napisana jest w stylu książki kucharskiej.
Zasady rozgrywki są banalne. Klepsydra odmierza czas 20 sekund, a my musimy zgarnąć z talerza jak największą ilość nitek makaronów, które różnią się długością i kolorami. Przy okazji pamiętamy, aby żadna z kulek mięsa (piłeczka pingpongowa) oraz nitka makaronu (sznurówka) nie zsunęła się na stół. Podczas swojej kolejki nie wolno pomagać sobie drugą ręką oraz dozwolone jest trzymanie kolorowej sznurówki tylko w jednym miejscu. Różnorodność nitek makaronu ma oczywiście wpływ na odpowiednią ilość punktów na koniec gry. Czym dłuższa nitka, tym jest więcej warta. Punkty otrzymujemy również za złapane klopsiki, które nie stykają się z makaronem – zazwyczaj pod koniec rozgrywki.
Gra umożliwia zabawę w trzech różnych wariantach, różniących się nie tylko poziomem trudności. W pierwszym opisanym powyżej wykorzystujemy duży talerz. W drugim, trudniejszym, nasze spaghetti umieszczamy na mniejszym talerzu. W trzecim, najciekawszym, wykorzystujemy sześć losowo dobranych żetonów przepisów. Każdy z nich posiada dodatkową punktację za zebranie odpowiedniej ilości i jakości nitek makaronów i klopsików w pojedynczej turze. Przyznam, iż po wypróbowaniu tego wariantu, nie wróciliśmy już do łatwiejszej wersji.
Po otwarciu kartonowego pudełka byłam zaskoczona: kilkadziesiąt sznurówek i piłeczki pingpongowe. Serio? Dlaczego te banalne pomysły okazują się najlepsze? Ta gra zręcznościowa jest genialna w swojej prostocie. Niby to zwykłe bierki w nowoczesnym wydaniu, ale zabawa przy tym przednia. Zastanawiałam się z mężem, czemu do tej pory nikt tego nie wymyślił. Rozgrywka jest taka oczywista, a jednocześnie tak niesamowicie wciągająca i wyjątkowa. Nitki naprawdę potrafią się porządnie poplątać. Ich wyciąganie to nie lada wyzwanie, a upływający czas tylko wzmaga emocje. Warto również wspomnieć o lekkiej negatywnej interakcji pomiędzy graczami. Mianowicie po każdej nieudanej turze, po tym jak nieudało nam się wyciągnąć makaronu w określonym czasie lub „ubrudziliśmy” stół, mamy prawo do zamieszania spaghetti na talerzu. W ten sposób utrudniamy wyciąganie nitek kolejnemu graczowi.
Podsumowując, „Spaghetti” to gra, która gwarantuje mnóstwo świetnej zabawy i śmiechu. Liczą się w niej nie tylko manualne zdolności, ale i opanowanie oraz mocne nerwy. Idealnie nadaje się dla dzieci oraz na imprezy wśród znajomych. Odbiorcy mogą być niezwykle różnorodni. Małym minusem tego tytułu jest to, iż wraz z kolejnymi rozgrywkami wpadamy w monotonność i częściowe znudzenie. Dlatego dla bardziej zaawansowanych graczy pozycja ta idealnie nadaje się jako rozgrzewka przed grą w poważniejsze tytuły lub jako rozluźniający przerywnik. Jednak jakby nie patrzeć, na półce na pewno nie będzie się kurzyła.
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl.
SuperFarmer & Borsuk
Karol Borsuk, matematyk i profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wymyślając w 1943 roku grę „Hodowla zwierzątek", na pewno nie spodziewał się, że jego pomysł przetrwa prawie 70 lat i będzie kontynuowany w różnych odsłonach. Wydawnictwo Granna, najpierw, w latach 90, wypuściło na rynek reedycję pod nazwą „SuperFarmer" opierając się na oryginalnych zasadach profesora (zostały one spisane na podstawie ustnych przekazów, gdyż prawdopodobnie nie zachował się żaden kompletny egzemplarz „Hodowli zwierzątek"). Autor wydania, Michał Stajszczak, wprowadził również nowy, bardziej dynamiczny wariant gry. „SuperFarmer" podbił nie tylko polski rynek, ale trafił również w różnych wersjach językowych do 20 krajów na całym świecie. W międzyczasie ukazała się również kontynuacja przygód na farmie pt. „Rancho" lub inna gra o podobnej mechanice – „Ufo Farmer”. W tym roku wydawnictwo Granna z okazji swojego 25-lecia istnienia przygotowało specjalną limitowaną edycję „SuperFarmera”. Wydanie to wyróżnia nie tylko zewnętrzna oprawa graficzna, ale również specjalny dodatek Borsuk, który został przygotowany przez Michała Stajszczaka i jest hołdem dla legendarnego twórcy.
Czy zabawa w hodowanie i rozmnażanie zwierząt może bawić kolejne pokolenie, które wychowywane jest na grach komputerowych i telewizji? Czy „SuperFarmer" wzbogacony dodatkiem Borsuk wnosi świeżość do rozgrywki?
Strona wizualna
Pudełko limitowanej edycji gry zostało tradycyjnie wykonane solidnie. Jest tych samych wymiarów co m.in. wcześniejsze jubileuszowe wydanie, „Rancho” czy „Ufo Farmer”, dlatego fajnie prezentuje się na półce wśród kolekcji gier wyd. Granna. W pudełku znajdziemy cztery kartonowe plansze, 120 okrągłych kartoników z wizerunkami zwierząt, cztery figurki dużych psów, dwie figurki małych psów oraz dwie dwunastościenne kostki. Gra zawiera dodatkowo tekturową figurkę borsuka wraz z instrukcją wyjaśniającą zasady wprowadzonego rozwinięcia. Świetne, śmieszne i karykaturalne ilustracje ponownie są dziełem Piotra Sochy (ilustrator m.in. Gazety Wyborczej, Polityki, Newsweeka). Fantastycznie również wyglądają plastikowe figurki psów (identyczne jak w wersji jubileuszowej). Elementy z tworzywa sztucznego (figurki czy kości) są starannie wykonane, zaś żetony czy plansze wyglądają na solidne i trwałe. W instrukcji zasady gry są przedstawione czytelnie i przejrzyście, opatrzone przykładami oraz ilustracjami. Zasady można przyjemnie przyswoić i wytłumaczyć dosłownie w kilka minut.
Cel i przebieg rozgrywki
Głównym celem gry jest hodowla zwierząt poprzez ich rozmnażanie i wymianę oraz dążenie do posiadania wszystkich gatunków zanim zrobi to konkurencja. Aby wygrać rozgrywkę, na swojej farmie musimy posiadać co najmniej jednego konia, krowę, świnię, owcę i królika. Gra przeznaczona jest dla dwóch do czterech graczy.
Każdy z graczy otrzymuje swoją planszę, czyli zagrodę, w której będzie hodował zwierzęta. Następnie, kolejno każdy rzuca dwiema kośćmi, aby rozmnożyć zwierzęta. W pierwszych fazach gry, aby uzyskać zwierzę do pustej farmy, musimy na dwóch kościach wyrzucić taki sam gatunek. Przykładowo – dwie wyrzucone owce dają nam jedną do farmy. W następnych turach, jeśli mamy już jakieś zwierzęta, otrzymujemy tyle wyrzuconego gatunku, ile mamy pełnych par (łącznie z tymi z kości). Brzmi skomplikowanie, ale kilka przykładów rozjaśni mechanikę. Na farmie mamy trzy króliki i jedną owcę. Na kościach wyrzuciliśmy królika i owcę. Z ogólnego stada otrzymujemy dwa króliki (trzy nasze i jeden z kości tworzą dwie pary) i jedną owcę (jedna nasza i jedna z kości tworzy jedną parę). Drugi przykład: na farmie mamy pięć królików i dwie krowy. Na kościach wyrzuciliśmy królika i owcę. Ze stada otrzymujemy tylko trzy króliki (pięć naszych i jeden z kości tworzą trzy pary).
Aby nie było tak kolorowo, na kościach widnieją również symbole wilka i lisa. Jeżeli na jednej z kości wypadnie drapieżnik, wychodzi on z lasu i sieje spustoszenie na naszej farmie. Lis zjada tylko króliki, zaś wilk – wszystkie zwierzęta poza końmi. Przed skutkami wywołania wilka lub lisa z lasu chronią odpowiednio duże lub małe psy, które możemy kupić za odpowiednią ilość królików.
Przed każdym rzutem kością możemy dokonać wymiany zwierząt. Na planszy znajduje się ściąga jaką ilość zwierząt danego gatunku wymieniamy na inny gatunek. Przykładowo jedna krowa warta jest trzy świnie, jedna świnia to dwie owce, jedna owca to sześć królików. Możliwe są różne kombinacje, czyli idąc za ciosem dwanaście królików to jedna świnia.
Wrażenia
W dużej mierze nasza wygrana w „SuperFarmera" zależy od losowości. Możemy jednak wpłynąć na nią stosując różne taktyki co do rozmnażania zwierząt, np. skupiać się tylko na królikach, tyle ich uzbierać, aby masowo wymienić je na pozostałe gatunki. Związane jest to z tym, że istnieje większe prawdopodobieństwo wyrzucenia na kościach królika niż owcy czy krowy. Z drugiej strony narażamy się na utratę całego dorobku przy wylosowaniu lisa. Oczywiście jeśli nie mamy małego psa do obrony.
Inna ciekawą strategią jest szybka inwestycja w konia. To jedyny gatunek, którego nie ruszy ani wilk, ani lis. Potem tylko wystarczy czekać na łut szczęścia i wyrzucenie na kościach konia. Zadanie ciężkie, gdyż jest tylko jeden koń, na jednej z kości. Jeśli jednak los się do nas uśmiechnie, wygraną mamy w kieszeni. Dodatkowego konia wymieniamy na dwie krowy, krowę na trzy świnie, świnię na dwie owce, a jedna owca to sześć królików. Tadam! … mamy wszystko.
Warto zagrać również w bardziej dynamiczny wariant gry. W nim grę rozpoczynamy z jednym królikiem (czyli szybciej rozmnażamy zwierzęta), atakujący lis oszczędza jednego królika, zaś atakujący wilk oprócz konia oszczędza również króliki.
Rozgrywka w „SuperFarmera" jest przyjemna i wesoła, choć np. w porównaniu do „Rancha” pozbawiona jest interakcji pomiędzy graczami. Nie przeszkadza jednak to w czerpaniu satysfakcji z zabawy.
Dodatek Borsuk
Borsuk, który pojawił się w Edycji Limitowanej to istny joker. Otrzymujemy go po tym, jak utracimy zwierzęta po pojawieniu się lisa lub wilka. Od tej pory jest on dodatkowym członkiem naszego stada, który staje się odpowiednim zwierzęciem, którego w danym momencie potrzebujemy. Dla przykładu: na naszej farmie mamy tylko króliki i Borsuka. Wyrzuciliśmy na kościach owcę i świnię. W normalnych warunkach nie udało nam się stworzyć pary, aby mieć z niej potomstwo. Jednak możemy wykorzystać Borsuka jako owcę, dzięki niemu utworzymy nową parę i zdobędziemy nowe zwierzę. Wykorzystany Borsuk wraca do ogólnej puli. Jest on również przechodni, tzn. gracz, który w następnej kolejce również zostanie zaatakowany przez lisa lub wilka, podbiera nam Borsuka zanim zdążymy go wykorzystać.
Podsumowanie
Kolejna edycja „SuperFarmera” bawi w taki sam sposób jak wcześniejsze wydania. Oczywiście dużym plusem tej gry jest załączony dodatek Borsuk, który znacznie urozmaica rozgrywkę i wprowadza fajne zamieszanie. Jeśli do tej pory nie spotkałeś się z tym tytułem i szukasz gry, do rozgrywki w którą siądziesz z dziećmi; gry pełnej śmiechu oraz niespodziewanych emocji, „SuperFarmer" jest odpowiedni dla Ciebie. Hodowla zwierząt to zabawa nie tylko dla nowicjuszy, ale również dla starszego pokolenia.
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.
Ilustracja w tekście pochodzi z materiałów wydawcy.
Planeta zwierząt
Świat fauny jest bardzo bogaty i niezwykle interesujący. Różnorodność zwierząt oraz środowisk ich życia jest tak obszerna, że pewne jest, iż do tej pory nie wszystkie gatunki zostały odnalezione i zbadane. Jednak mając na uwadze znane nam już zwierzęta, zastanawialiście się kiedykolwiek jak poszczególne gatunki mają się względem siebie biorąc pod uwagę ich różne cechy? Czy zastanawialiście się kto jest szybszy: sarna czy gazela? Kto dłużej żyje: krokodyl czy kameleon? Czy cyraneczka jest większa od sikorki? Odpowiedzi na powyższe i inne pytania na pewno dostarczy Ci wyjątkowa gra familijna od wydawnictwa Granna pt. „Planeta zwierząt”. Pozycja ta ukazała się w ramach serii IQ Granna, która wspomaga edukację dzieci.
Autorem „Planety zwierząt” jest Filip Miłuński, który w swoim dorobku posiada takie tytuły jak m.in. „CV”, „Mali Powstańcy” czy „Faras”. W tytuł ten bawić się może od 2 do 6 graczy w wieku minimum 8 lat.
Strona wizualna
W kartonowym pudełku odnajdziemy 110 dwustronnych kart, pionki ekologa i myśliwego, 6 żetonów kontynentów, 3 żetony cech oraz 50 żetonów z różnymi ilościami punktów. Wszystkie elementy, za wyjątkiem kart, zostały wykonane z tektury. Znakomicie prezentują się karty. Z jednej strony posiadają one bardzo ładne i idealnie wykadrowane zdjęcia zwierząt wraz z ich polską i łacińską nazwą. Plus za to, iż nie są to grafiki, zazwyczaj spotykane w podobnych grach familijnych, tylko odpowiednio dobrane fotografie. Na odwrocie każdej z kart odnajdziemy ważne informacje: kontynenty na jakich występuje dany gatunek, maksymalną prędkość i wiek oraz średnią wielkość (przy ptakach jest to rozpiętość skrzydeł).
Cel i przebieg gry
Celem gry jest odpowiednie przyporządkowanie danego gatunku nie tylko do konkretnego kontynentu ale również uszeregowywanie go wśród innych zwierząt pod kątem danej wartości cechy.
Przed rozpoczęciem rozgrywki przygotowujemy odpowiednio żetony kontynentów, dzieląc je na trzy pary: obydwie Ameryki, Europa z Afryką oraz Azja z Australią. Nad każdą parą losowo umieszczamy znacznik cechy, jaka będzie wytyczną do porównywania w danej rundzie. Następnie rozdajemy uczestnikom karty w odpowiedniej ilości uzależnionej od liczby graczy. W grze 2-osobowej rozdajemy po 10 kart, zaś w 6-osobowej – po 4 karty. Każdy z graczy otrzymuje również po 5 żetonów punktów karnych. W Australii umieszczamy figurkę ekologa (o figurkach za chwilę). Ważne, żeby każdy trzymał w ręce swoje karty tak, aby pozostali uczestnicy widzieli dobrze cechy danego zwierzęcia.
Gra dzieli się na dwie tury. Pierwszą z nich rozpoczyna osoba, która posiada w domu najwięcej zwierząt. Spośród kart na ręce wybiera jedno zwierzę i głośno decyduje, w którym miejscu je umiejscowić. Czyli po pierwsze wskazuje kontynent, na którym występuje dany gatunek, a po drugie przyporządkowuje odpowiednio pomiędzy innymi kartami, w ciągu rosnącym mając na uwadze cechę, która jest wytyczną na tym kontynencie. Pozostali uczestnicy gry weryfikują zamiar gracza i informują go, czy prawidłowo wskazał lokalizację swojej karty. W przypadku dobrze przydzielonej karty, gracz umieszcza ją we właściwym miejscu względem innych oraz obraca ją tak, aby widoczne były opisy cech a nie zdjęcie. Jeśli źle odgadł lokalizację, karta pozostaje na ręce, a swój ruch rozpoczyna gracz siedzący po jego lewej stronie. Pierwsza runda trwa do momentu w którym któryś z graczy pozbędzie się ostatniej karty z ręki. Należy jednak wtedy kontynuować grę, aż do osoby siedzącej po prawej stronie tego gracza.
Zanim przystąpimy do drugiej rundy, każdy gracz otrzymuje punkty karne równe liczbie kart, które zostały mu na ręce. Następnie tasujemy wszystkie karty biorące udział w pierwszej rundzie i ponownie je rozdajemy graczom. Dodatkowo przesuwamy żetony cech nad kontynentami o jedno miejsce w prawo.
Druga runda przebiega podobnie do pierwszej, z kilkoma jednak różnicami. Po pierwsze grę rozpoczyna gracz siedzący po lewej stronie gracza, który jako pierwszy zagrał ostatnią kartę z ręki. Po drugie, jeśli ktoś źle przyporządkuje zwierzę, nie tylko pozostawia sobie kartę na ręce, ale od razu otrzymuje punkt karny.
Po zakończeniu rundy drugiej, sprawdzamy kto posiada najmniej punktów karnych. Osoba ta wygrywa zabawę w „Planetę zwierząt”.
Wspomnę jeszcze o figurkach ekologa i myśliwego. Znacznie wzbogacają one rozgrywkę. Ekolog zlokalizowany na kontynencie, w którym udało się nam prawidłowo zlokalizować zwierzę pozwala na pozbycie się jednego punktu karnego. Myśliwy zaś, stojący na kontynencie uniemożliwia zagranie karty w tym miejscu. Po każdym prawidłowym zagraniu karty mamy możliwość przesunięcia danej figurki, trzymając się zasady, że na jednym kontynencie nie mogą jednocześnie przebywać obydwie postacie.
Ponieważ myśliwy, jakby nie patrzeć, utrudnia rozgrywkę, polecany jest w rozgrywaniu zaawansowanego wariantu gry.
Wrażenia
„Planeta zwierząt” na pierwszy rzut oka bardzo kojarzy się z serią gier autorstwa Frédérica Henry’ego (seria Timeline i Cardline), a dokładnie z tytułem „Cardline: Zwierzęta”. Jednak tytuł Filipa Miłuńskiego wyróżnia nie tylko oprawa graficzna, dzięki wykorzystaniu zdjęć zwierząt, ale również bogatsza mechanika i pomysł, czyli np. wprowadzenie kontynentów. Dobrym pomysłem jest również stopniowanie rozgrywki ze względu na ilość graczy, czyli różna liczba kart. Przekłada się to mniej więcej na porównywalną płynność i czas rozgrywki. Dla chcących przeżyć jeszcze większe emocje w grze, twórca przewidział również drugi wariant zaawansowany (oprócz tego z wprowadzeniem myśliwego). Można rozegrać trzecią rundę, w której złe wytypowanie lokalizacji gatunku wiąże się z odpadnięciem z gry oraz zdobyciu punktów karnych.
Dodatkowe figurki postaci pozawalają na częściowe planowanie swoich ruchów np. aby pozbyć się żetonu karnego lub utrudnić grę przeciwnikom (blokując z pomocą myśliwego kontynent).
„Planeta zwierząt” jako gra edukacyjna sprawdza się znakomicie. Nie tylko przybliża ona graczom świat fauny, ale również zachęca do poznawania poszczególnych cech zwierząt. Warto zauważyć, iż zgodnie z zasadami gry, w każdej rundzie korzystamy z tych samych kart (nie dobieramy z talii nowych). Dzięki temu mamy okazję bardziej przyswoić sobie informacje na temat gatunków. Jeśli dziecko jest jeszcze za małe aby grać z nami według obowiązujących zasad gry, możemy wprowadzać je w fascynujący świat dzikiej przyrody, wykorzystując do tego zdjęcia zwierząt. Dodatkowo jeśli pokusimy się w trakcie rozgrywki o szersze opisywanie danego gatunku własnymi słowami, wzbogacimy wiedzę również starszych graczy.
Podsumowanie
Jeśli jesteś miłośnikiem zwierząt, wycieczki do ZOO są dla Ciebie jedną z ulubionych form spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu oraz jeśli tradycyjne gry-quizy już Ci się znudziły, „Planeta zwierząt” to tytuł idealny dla Ciebie. Pozycja ta pozwoli się Tobie zmierzyć z trudnymi pytaniami oraz utrwalić dotychczasową wiedzę. Dzięki niej wraz z dziećmi odkryjecie jak niezwykle bogaty i intersujący jest świat fauny. Za niewielkie pieniądze otrzymujecie nie tylko ładnie wydany, ale niezwykle edukacyjny produkt. Polecam.
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.
Ilustracja w tekście pochodzi z materiałów wydawcy.
Quiz: Gdzie raki zimują?
Rodzinne podróże samochodem, pociągiem czy nawet autobusem bywają często nużące. Szczególnie dla młodych uczestników. No bo jak długo można podziwiać widoki za oknem lub wpatrywać się w tablet zawieszony za zagłówkiem przedniego siedzenia? Czytanie na dłuższą metę również okazuje się męczące, gdyż niejednokrotnie wywołuje chorobę lokomocyjną. Na szczęście istnieje bardzo dobre rozwiązanie na urozmaicenie wyjazdów. Warto wykorzystać specjalne, kompaktowe gry. Takową serię gier podróżnych przygotowało wydawnictwo Granna. Chciałbym przedstawić Wam jeden z tytułów: „Quiz: Gdzie raki zimują?”.
Ta rodzinna gra przeznaczona jest dla dzieci w wieku od 6 lat. Może w niej wziąć udział od 2 do 4 graczy. W podręcznym, kartonowym pudełku znajdziemy 45 dwustronnych kart z pytaniami, cztery kartonowe figurki raków z plastikowymi podstawkami oraz planszę – tor punktacji. Wszystkie elementy są solidnie wykonane oraz kolorystycznie prezentują się bardzo dobrze. Każda karta zawiera po 3 pytania (często podchwytliwe) na każdej stronie (podzielone stopniem trudności), czyli łącznie mamy 270 zagadek. Każda z nich ma trzy odpowiedzi, z których tylko jedna jest prawidłowa. W dolnym narożniku karty znajdują się rozwiązania.
Zasady gry są banalnie proste. Każdy z graczy wybiera kolor raka i kładzie jego figurkę na pierwszym polu toru punktacji. Rozgrywkę rozpoczyna najmłodszy uczestnik. Z talii pobiera on pierwszą kartę, a następnie pyta osobę po swojej lewej stronie o wskazanie numeru pytania. Oczywiście przeciwnik po wysłuchaniu trzech propozycji odpowiedzi, wskazuję tę, według niego, prawidłową. Jeśli udzielił prawidłowej odpowiedzi, przesuwa swoją figurkę raka o jedno pole do przodu i następnie zadaje pytanie kolejnemu graczowi. Grę wygrywa ta osoba, której rak jako pierwszy przejdzie 8 pól toru i dotrze do mety.
Ta prostota zasad to niewątpliwie jeden z największych plusów gry. Wytłumaczenie ich dzieciom zajmuje dosłownie kilkanaście sekund. Kolejną mocną stroną gry są pytania. Na początku, biorąc przed rozgrywką do ręki losowo kilka kart i czytając na wyrywkę pytania, miałem wrażenie, iż mam do czynienia z bardzo prostym quizem. Powiem więcej, przez myśl przeszło mi nawet, iż grając z dziećmi będę musiał trochę udawać i specjalnie błędnie odpowiadać. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że pytania są naprawdę zróżnicowane, dotykają wiele dziedzin nie tylko nauki, ale również kultury. Nierzadko są one bardzo podchwytliwe. Szczerze przyznam, że kilka razy miałem problem aby wskazać prawidłowe rozwiązanie. Bardzo często pytania czy odpowiedzi są humorystyczne. Dla przykładu wiecie co ma skąpiec w kieszeni? Węża? A może drewniane pięć złotych? Albo dlaczego zebra ma na skórze paski? Czy przez to, że nie zdejmuje nigdy piżamy? A może jest policjantem wśród zwierząt i musi być dobrze widoczna? Nie no, oczywiście, że to jej ubarwienie ochronne.
Gra potrafi naprawdę wciągnąć całą rodzinę. W idealny sposób wpaja wiedzę dziecięcym umysłom, które chłoną ją niczym gąbka. Na dodatek podczas rozgrywki uśmiech nie schodzi z twarzy. Nie ważne czy się prawidłowo czy źle odpowiedziało. Dobra zabawa cały czas góruje.
Podsumowując, „Quiz: Gdzie raki zimują?” to znakomity tytuł na rodzinne potyczki, który idealnie łączy naukę z zabawą i pozytywną rywalizacją. Sprawdza się w domu, jak i w podróży (oczywiście w aucie proponuję zastąpić tor punktowy zwykłą kartką papieru, na której będziemy zliczać punkty). Produkt ten można spokojnie polecić do wykorzystania w placówkach przedszkolnych. Taka edukacja to sama przyjemność.
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.
Ilustracja w tekście pochodzi z materiałów wydawcy.
Mamusie + Zwierzątka
„Już gram” – to seria gier od wydawnictwa Granna stworzona z myślą o najmłodszych odbiorcach. Znajdziemy w niej m.in. takie pozycje jak: „Plastusie”, „Auta” i dwa tytuły, które trafiły do mnie: „Mamusie” i „Zwierzątka”. Pomimo dwóch odmiennych nazw, są one ze sobą kompatybilne tematycznie, ponieważ „Mamusie” docelowo także opowiadają o świecie zwierząt. Gry przeznaczone są dla dzieci w wieku od 2 do 4 lat. Obie zapakowane są w solidne tekturowe pudełka tej samej wielkości, więc z pewnością ładnie będą prezentowały się na półce. Wewnątrz pierwszej z ww. gier znajdziemy puzzle, w drugiej zaś domino. Elementy są odpowiednio duże dla małych rączek i solidnie wykonane, co w przypadku najmniejszych ma duże znaczenie. Ogromne uznanie dla ilustratorki - Agnieszki Kowalskiej - za piękne bajkowe obrazki.
Wojciech Młynarski śpiewał: „Nie ma jak u mamy – ciepły piec, cichy kąt”. Chyba każdy słyszał tę piosenkę i się z nią zgadza. Te kilka słów najlepiej opisuje pozycję pt. „Mamusie”. Mamusie przecież są troskliwe i opiekuńcze, dbają o swoje dzieci, chcą dla nich tego, co najlepsze i od najmłodszych lat pokazują im jak piękny jest świat. Nic dziwnego, że w chwilach dorosłości z utęsknieniem wspominamy tę beztroskę z okresu dzieciństwa.
W świecie zwierząt mamusie również są troskliwe. Podobnie jak nasze mamy tak i zwierzątka dbają o swoich podopiecznych, choć każde na swój sposób. Gra „Mamusie” pokazuje najmniejszym w jaki sposób zwierzątka troszczą się o swoje dzieci i jak uczą je odkrywać świat, np. sroka karmi małą sroczkę, małpka przytula małpiątko, kotek myje małe kociątko, pies bawi się ze szczeniaczkami. Te z pozoru proste czynności wskazują dziecku, że w jego domku jest podobnie, mamusia pielęgnuje swojego szkraba, myje go, przygotowuje mu pyszne posiłki, spędza z nim czas, bawi się, uczy. W załączonej instrukcji, która jest równocześnie plakatem znajdziemy pomysły na wykorzystanie puzzli poza ich głównym celem, którym jest memo. Gra niewątpliwie może stać się ciekawym pomysłem do dyskusji i stanowi element edukacyjny. Celem gry jest dopasowanie puzzli mamy do jej dziecka, np. mamy owieczki do jagniątka. Gra ćwiczy pamięć, spostrzegawczość, skojarzenia i wyobraźnię, może być nawet wstępem do nauki liczenia i rozpoznawania kolorów. W prostocie tej konkretnej gry jak i całej serii czai się ogromne bogactwo stymulacji rozwoju u małego dziecka, które dopiero poznaje świat, a przyjemność wspólnej zabawy z dorosłymi daje na pewno niesamowitą frajdę.
Gra „Zwierzątka” podobnie jak wcześniej opisany tytuł składa się z solidnych kartonowych elementów, tym razem domina. W instrukcji także odnajdziemy propozycje różnych wariantów rozgrywki. Możemy przeprowadzić z dziećmi ciekawą pogadankę o zwierzątkach leśnych lub tych z najbliższego otoczenia dziecka, możemy porozmawiać z dzieckiem na temat ostatniego spaceru w lesie lub wybrać się na taki spacer by bardziej przybliżyć klimat gry. Głównym celem rozgrywki jest ułożenie klasycznego domina przyporządkowując odpowiednie zwierzątko do identycznego zwierzątka. Przy okazji dziecko może nazywać kolory, które stanowią tło kafelek i liczyć zwierzątka. Wspólnie z rodzicami może również budować długiego węża pamiętając o zasadzie doboru gatunku do gatunku.
Jako pedagog z wykształcenia, a przede wszystkim matka, jestem tymi pozycjami zachwycona. To proste i przyjemne gry, które stymulują rozwój i inteligencję dziecka. Tytułom tym mogą przyjrzeć się bliżej także placówki przedszkolne, ponieważ w moim odczuciu jest to lekka seria o szerszym zastosowaniu i kreatywnych możliwościach.
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Granna.
Rancho
Karol Borsuk, matematyk i profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wymyślając w 1943 roku grę „Hodowla zwierzątek", na pewno nie spodziewał się, że jego pomysł przetrwa prawie 70 lat i będzie kontynuowany w różnych odsłonach. Wydawnictwo Granna, najpierw, w latach 90, wypuściło na rynek reedycję pod nazwą „SuperFarmer" opierając się na oryginalnych zasadach profesora (zostały one spisane na podstawie ustnych przekazów, gdyż prawdopodobnie nie zachował się żaden kompletny egzemplarz „Hodowli zwierzątek"). Autor wydania, Michał Stajszczak, wprowadził również nowy, bardziej dynamiczny wariant gry. „SuperFarmer" podbił nie tylko polski rynek, ale trafił również w różnych wersjach językowych do 20 krajów na całym świecie. W tym roku ukazała się kontynuacja przygód na farmie pt. „Rancho". Czy zabawa w hodowanie i rozmnażanie zwierząt oraz rozbudowywanie farm może bawić kolejne pokolenie, które wychowywane jest na grach komputerowych i telewizji? Czy „Rancho" ma szanse powtórzyć sukces swojego poprzednika „SuperFarmera"?
Zacznę od strony wizualnej gry. Solidne, tekturowe pudełko podobnie jak i plansza czy żetony zdobione są śmiesznymi wizerunkami zwierząt. Wystarczy jedno spojrzenie na nie i uśmiech na twarzy gwarantowany. Typowo karykaturalne ilustracje są dziełem Piotra Sochy (ilustrator m.in. Gazety Wyborczej, Polityki, Newsweeka). W pudełku znajdziemy dużą planszę gry z heksowymi polami, 96 żetonów zwierząt (króliki, owce, krowy i konie), 3 figurki dużych psów, 3 figurki małych psów, dwie kości dwunastościenne z wizerunkami zwierząt, sześcienną kość, kolorowe, tekturowe krążki (znaczniki kupionych pól) oraz kilkunastostronicową instrukcję. Elementy z tworzywa sztucznego (figurki czy kości) są starannie wykonane, zaś żetony czy plansza wyglądają na solidne i trwałe. W instrukcji zasady gry są przedstawione czytelnie i przejrzyście, opatrzone przykładami oraz ilustracjami. Zasady można przyjemnie przyswoić i wytłumaczyć dosłownie w kilka minut.
Głównym celem gry jest hodowla poprzez wymianę i rozmnażanie zwierząt, rozbudowa rancha i dążenie do posiadania wszystkich gatunków zanim zrobi to konkurencja. Rozgrywka przeznaczona jest dla dwóch do sześciu graczy i od ich liczby zależy, jakie rancha na planszy zajmiemy oraz z jaką ilością zwierząt w ogólnym stadzie wystartujemy. Mechanika gry składa się z dwóch podstawowych kroków. W pierwszym rozbudowujemy rancho i/lub wymieniamy zwierzęta. Na planszy znajduje się ściąga jaką ilość zwierząt danego gatunku wymieniamy na inny gatunek. Przykładowo jedna krowa warta jest dwie owce, jedna owca to sześć królików. Możliwe są różne kombinacje, czyli idąc za ciosem dwanaście królików to jedna krowa. Kolejne pola naszego rancha kupujemy za odpowiednią ilość królików. Ważne aby nowo nabyte pole sąsiadowało z dotychczas posiadanym. Do oznaczania kupionego pola służą kolorowe znaczniki. W drugim kroku rozmnażamy nasze zwierzęta poprzez rzut dwiema kośćmi. Jest to ciekawa faza, ponieważ zwierzę, które wypadło na kostce dodajemy do naszego stada i za każdą pełną parę otrzymujemy nowe zwierzę ze stada ogólnego. Przykładowo w stadzie mamy trzy króliki i jedną owcę. Na kościach wyrzuciliśmy królika i owcę. Z ogólnego stada otrzymujemy dwa króliki (trzy nasze i jeden z kości tworzą dwie pary) i jedną owcę (jedna nasza i jedna z kości tworzy jedną parę). Aby nie było tak kolorowo, na kościach widnieją również symbole wilka i lisa. Jeżeli na jednej z kości wypadnie drapieżnik, wychodzi on z lasu i sieje spustoszenie w ranchach wszystkich graczy. Które pola zaatakuje, wskazuje po rzucie kość sześcienna. Lis zjada tylko króliki, zaś wilk – owce, krowy i konie. Przykładowo po wyrzuceniu wilka, rzucamy drugą kością. Jeśli wypadnie cyfra „2", usuwamy wszystkie (wszystkich graczy) zwierzęta, które całkowicie lub częściowo zajmują pole o tej cyfrze. Przed skutkami wywołania wilka lub lisa z lasu chronią odpowiednio duże lub małe psy, które możemy kupić za odpowiednią ilość królików. Zamiast zwierząt „poświęcamy" stróża pastwiska.
W tych kilku zdaniach udało się przedstawić podstawowe zasady rozgrywki. Do nich dochodzi jeszcze możliwość blokowania innych graczy poprzez kupowanie pól w pobliżu ich głównych zagród.
W dużej mierze nasza wygrana w „Rancho" zależy od losowości. Możemy jednak wpłynąć na nią stosując przestawianie zwierząt z jednego pola na inne pole, aby uchronić je przed atakiem drapieżników. Można również przybrać różne taktyki co do rozmnażania zwierząt, np. skupiać się tylko na królikach, kupować nowe pola i na koniec tyle ich uzbierać aby masowo wymienić je na krowę, owcę i konia. Związane jest to z tym, że istnieje większe prawdopodobieństwo wyrzucenia na kościach królika niż owcy czy krowy. Dlatego interakcja pomiędzy graczami związania jest głównie z walką o króliki lub psy.
Grę rozpoczynamy z jednym królikiem i jedną owcą, mając do dyspozycji tylko dwa pola naszej zagrody. Z tego powodu pierwszy krok każdego gracza jest praktycznie taki sam – wymiana owcy na sześć królików, gdyż nie mamy za co kupić kolejnych pól i jedyne co nam zostaje, to liczenie na to, że w fazie rozmnażania wypadnie nam królik (nawet jeśli wypadnie nam owca, nie mamy wolnego pola na dodanie nowej do rancha, ponieważ na jednym polu możemy trzymać tylko jedno zwierzę – zasada ta nie dotyczy królików, ich może być sześć na jednym polu).
Rozgrywka w „Rancho" jest przyjemna i wesoła, choć czasami nie brakuje nerwów (szczególnie wtedy, kiedy przeciwnik wywołując z lasu lisa pozbywa nas i siebie dużej ilości królików). Grę testowałem w trybie dwu i trzy osobowym. W tym drugim przypadku ciekawsza jest interakcja pomiędzy graczami, gdyż łatwiej jest zbliżyć się w okolice zagrody przeciwnika aby blokować mu rozbudowę rancha. W trybie dwuosobowym gracze siedzą na przeciw siebie, więc z powodu dużej odległości, taktyka ta jest prawie niemożliwa.
Na koniec warto dodać, iż w październiku 2012 ukazał się mini dodatek do gry „Rancho", który można otrzymać za darmo od wydawcy. Wprowadza on dodatkowy żeton z kotem. Niestety na czas pisania tej recenzji nie było mi jeszcze możliwe przetestować zmian jakie on wprowadza.
Czas na krótkie podsumowanie:
Plusy:
- Bardzo ładne i solidne wydanie
- Dużo humoru
- Figurki psów
- Proste zasady i dobrze napisana instrukcja
- Elementy taktyki
- Sprawiedliwe usuwanie zwierząt po wywołaniu wilka lub lisa z lasu
Minusy:
- Przy małej ilości graczy znikoma interakcja
- Czasami monotonny i powoli rozkręcający się początek
- Duża losowość
Jeśli szukasz gry, do rozgrywki w którą siądziesz z dziećmi; gry pełnej śmiechu oraz niespodziewanych emocji, „Rancho" jest odpowiednie dla Ciebie. Hodowla zwierząt i rozbudowa farmy to zabawa nie tylko dla nowicjuszy, ale również dla starszego pokolenia, pamiętającego początki SuperFarmera, którego tradycję „Rancho" znakomicie kontynuuje.
Skończę ciekawostką: dlaczego w grze „Rancho" (porównując ją do „SuperFarmera") nie ma świnek? Sprawę wyjaśnił autor gry, Michał Stajszczak na jednym z serwisów poświęconych grom planszowym. Brak świń związanych jest z tym, że gra ma być również eksportowana do krajów islamskich, gdzie zwierzę to traktowane jest jako „nieczyste". Chcąc uniknąć przeszkód zrezygnowano z nich.
Dobre i złe Duchy
Polski rynek gier planszowych w ostatnim czasie przeżywa prawdziwe oblężenie. Nie ma miesiąca bez ukazania się nowego tytułu, reedycji czy kontynuacji. Nasze rodzime wydawnictwa starają się nam przybliżyć sprawdzone na świecie tytuły. Taki krok podjęło również wydawnictwo Granna, które na polski rynek wypuściło edycję gry, cieszącą się popularnością na świecie już od 1980 roku. Mowa o „Dobrych i złych duchach" zaprojektowanych przez Alexa Randolpha i wydanych w oryginale jako „Ghosts!". Gra czerpie garściami sprawdzone pomysły i zasady z takich tytułów jak Warcaby czy Stratego. Dzięki swojej prostocie sprawia, że rozgrywka jest nie tylko przyjemna, ale i wciągająca.
Co znajdziemy w pudełku, które, nawiasem mówiąc, jest solidnie wykonane (z grubej tektury)? Oczywiście, oprócz instrukcji (rzeczowo i zwięźle napisanej), do naszych rąk trafia dwustronna plansza, która pozwala rozegrać dwa warianty gry oraz szesnaście białych, wykonanych z tworzywa sztucznego, figurek duchów. Dodatkowo otrzymujemy szesnaście znaczników, które umieszczamy w figurkach, służących do oznaczenia charakteru ducha – osiem czerwonych dla złych i osiem niebieskich dla dobrych zjaw.
Jak już wcześniej wspomniałem, gra charakteryzuje się prostotą zasad. Można je przyswoić i wytłumaczyć innym dosłownie w minutę. W ręce każdego gracza trafia osiem zjaw – cztery złe i cztery dobre. Figurki rozkładamy na wyznaczonych polach planszy w dowolnej kolejności. Ważne aby przeciwnik nie widział, który duch jaką ma naturę. Każda kolejna tura opiera się na przesuwaniu swojego ducha na dowolne, sąsiednie pole (byle nie po skosie). Jeśli trafimy na zajęte przez drugiego gracza, możemy zabrać (zbić) jego ducha. Grę możemy skończyć spełniając jeden z trzech warunków. Jeśli pozbawimy przeciwnika wszystkich jego dobrych zjaw – wygrywamy. Analogicznie jeśli zabierzemy mu wszystkie cztery złe zjaw – przegrywamy. Wygrać można również poprzez dotarcie na wyznaczone pole na planszy naszym dobrym duchem.
Cała zabawa polega na tym, że przez rozgrywkę nie widzimy, które duchy przeciwnika są złe, a które dobre. Nasze ruchy oraz decyzje w większości polegają na domysłach oraz obserwacjach działań przeciwnika. Łatwo możemy wprowadzać w błąd drugiego gracza, ale jednocześnie sami w tym samym czasie możemy być kantowani. Nigdy nie mamy pewności, czy drugi gracz specjalnie nie wystawia nam złego ducha, pod pretekstem dążenia do specjalnego na planszy pola wyjścia dobrym duchem. Pod kątem strategicznym często przypomina to grę w pokera i umiejętności posiadania przysłowiowej pokerowej twarzy. Obserwacja grymasów przeciwnika, jego mimiki, czy nawet oczu jest kluczem do sukcesu. Nierzadko jednak nasze zwycięstwo zależy od szczęścia. Czy jest to wada? Zależy na co się nastawiamy siadając do „Dobrych i złych duchów". Gra ma charakter czysto rozrywkowy i może być doskonałą odskocznią od skomplikowanych i czasochłonnych tytułów. Choć jedna rozgrywka trwa bardzo krótko (czasami nawet 10 minut), bardzo łatwo wciągnąć się w tą zabawę i zapomnieć o całym „bożym świecie" rozgrywając partię za partią. Zawsze dla urozmaicenia i zwiększenia poziomu trudności, można obrócić planszę i rozegrać partię na sześciobocznym układzie pól.
Podsumowując „Dobre i złe duchy" są grą skierowaną do graczy w prawie każdym wieku. Nikt nie powinien mieć problemu z pojęciem zasad. Już po kilku partiach można nauczyć sztuczek bycia opanowanym, zmylania swoimi ruchami czy trzymania „kamiennej twarzy", a przy okazji dobrze się bawić, jeśli uda nam się rozszyfrować przeciwnika. Jest to idealna, szybka pozycja na zbliżające się jesienne wieczory i z czystym sumieniem mogę ją polecić początkującym jak i starym wyjadaczom gier planszowych.
Zdjęcia pochodzą z serwisu http://boardgamegeek.com oraz wyd. Granna