kwiecień 16, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: dla dzieci

poniedziałek, 03 maj 2021 16:20

Frigiel i Fluffy. Zaginiona wyspa

Komiks dla dzieci często ma dość uproszczone rysunki. Tu, w serii „Frigiel i Fluffy”, muszą być one uproszczone, bo cała przygoda rozgrywa się w wokselowym świecie gry Minecraft. Gry, w której nawet ray tracing (RTX, algorytm śledzenia światła, nadający grom sporo więcej realizmu) nadal uwydatnia przede wszystkim prostotę uniwersum czy toporność mobów.
 
Tym razem wraz z Frigielem, psem Fluffy, Ablem i Alice udamy się do Farlandii. Pewnie by nie doszło nawet do całej wyprawy, gdyby nie zbytnia pyszałkowatość Abla, który na spotkaniu z fanami bohaterów oznajmił, że oni potrafią wszystko. Czymże jest jednak Farlandia, że każdy się boi tam zapędzać? Jak nazwa mówi, to kraina, której jeszcze nikomu nie udało się odnaleźć. Nie dość, że trzeba w tym celu przemierzyć morze, na co właściwie nikt nie chce przystać, to jeszcze port Wodoville jest dopiero początkiem podróży. Z drugiej strony będą tam zmierzali bohaterowie niejednej przygody. Co może pójść nie tak?
 
A owszem, sporo może. Przykładowo mogą zaufać, co jest mało rozsądne, piratom. Mogą także zjeść, co jest jeszcze mniej rozsądne, nieznane rośliny, które wywołają dość niepokojące skutki uboczne. Na szczęście w grupie siła. Tylko… co będzie, kiedy zostaną rozdzieleni i morze wyrzuci ich na jakiejś niezamieszkałej wyspie? Czy samodzielnie mają szansę na przetrwanie?
 
Komiks jest całkiem ciekawy dla każdego, kto kiedykolwiek grał czy interesował się światem Minecrafta. Nie dość, że pełen jest poczucia humoru i przygód, to jeszcze uczy bardzo ważnej rzeczy: że przyjaciele to skarb. Choć każdy tomik można czytać oddzielnie, to jednak znajomość poprzednich części pozwoli zrozumieć bardziej postępowanie bohaterów oraz ich obecną popularność wśród mieszkańców Lanniel, minecraftowego miasta.

 

Dział: Komiksy
piątek, 30 kwiecień 2021 07:49

BiTS travel

„BiTS” to takie „Tetris” tylko trochę inaczej. Układamy kafelki, a za odpowiednie kształty dostajemy punkty. Jednak to nie wszystko, bo mogą się też trafić punkty ujemne, gdy stworzymy obszary z ostatniej karty zadania.

Brzmi skomplikowanie? Przestaje takie być, jak się rozegra z dwie rozgrywki, ale początek naprawdę jest ciężki. Może nam nie podeszła ta gra, może coś nie tak przeczytaliśmy, dość powiedzieć, że pierwszy raz po przeczytaniu instrukcji musiałam obejrzeć film instruktażowy, bo się pogubiłam w kartach zadania, w rundach, liczeniu punktów i tym wszystkim. Jak już się to pojmie, to gra jest dość przyjemna. Wymusza myślenie, skupienie się i przewidywanie. I to jest jej ogromny plus. Niestety, jak to w grach bywa, mamy też element losowości, który każdy przemyślany plan może zniweczyć. Wtedy jednak zawsze można kombinować od nowa. Dzieciaki przekona na pewno to, że nie ma tu nic na czas, mogą kombinować, ile potrzebują, z tym że zasady jasno mówią, że tylko do czasu, gdy zaczynają wsuwać kafelek, wtedy już nie ma miejsca na zmiany. Niewątpliwym plusem jest też to, że gra jest modyfikowalna i do zagrania nawet z młodszym graczem. Można po prostu pominąć którąś z rund, choćby tę z ujemnymi punktami i nadal dobrze się bawić. Co ważne, jest też wersja dla jednej osoby. Lubię takie gry, które stwarzają wiele możliwości.

Od strony wydania ogromny plus za pudełko – małe, kompaktowe, jak na serię „Travel” przystało. Można je zabrać ze sobą wszędzie, nie zajmie dużo miejsca na półce, po prostu rewelacja. Gorzej z wykonaniem kart i kafelków. Są bardzo cienkie. Nie wiem, ile rozgrywek przetrwają, ale mogłyby być z trochę grubszego kartonu. Poza tym są ładnie wycięte, kolorowe, estetyczne. Plastikowe podkładki całkiem porządne, te będą służyć długo.

Nie umiem jednoznacznie ocenić tej gry. Dzieciakom się podobało, choć wielkiego szału nie ma. Ja zdecydowanie zraziłam się początkiem, choć w końcu grało się przyjemniej. Mój mąż z kolei narzeka na losowość w grze logicznej. Jednak tu z kolei bronią jej dzieci, bo nawet, jak nie poszło w pierwszej turze, to w kolejnych można się odegrać i nałapać mnóstwo punktów. Myślę, że dla fanów będzie świetna, jak ktoś chce spróbować tego typu gier, też polecam, bo te wydania są budżetowe i bardzo przyjemne. Każdy musi ocenić sam. U nas co jakiś czas na pewno będziemy do niej wracać, pewnie na wyjazdy z nami pojedzie, ale nie trafia na półkę z ulubionymi.

Dział: Gry bez prądu
wtorek, 27 kwiecień 2021 18:56

Ubongo trigo travel

Kiedy jedno pole to za mało, spróbujcie zakryć jednocześnie dwa. „Ubongo trigo” nadal ma proste zasady, ale zabawy jest chyba jeszcze więcej.

„Ubongo trigo” w wersji travel jest na tyle kompaktowe, że można go ze sobą zabrać w podróż. Co prawda, jakby jeszcze zlikwidować wytłoczki z pudełka, byłoby jeszcze mniejsze, nie tracąc przy tym na wielkości elementów, ale już taki wymiar dużo daje. Kafelki do układania też są małe, dzięki czemu z małymi graczami poćwiczymy przy okazji motorykę małą, ale nie na tyle małe, by było to problemem przy dużych palcach. Estetycznie wykonane, z twardego kartonu, przetrwają niejedną rozgrywkę. Karty, na których mamy zadania są, co prawda cieńsze, ale nie bardzo i też nie boję się o ich trwałość.

Twórca, Grzegorz Rejchtman, przeznacza swoją grę dla dzieci powyżej 7 lat, ale ja jestem przekonana, że młodsze dzieciaki też się w rozgrywce odnajdą. Może z dłuższym czasem na ułożenie albo w wersji z samodzielnym układaniem jak największej ilości plansz w określonym czasie, ale na pewno sobie poradzą. Gra świetnie ćwiczy koncentrację, umiejętności manualne i manipulacyjne oraz rozwija wyobraźnię przestrzenną. Co ważne, ma dwa poziomy trudności. Młodsi lub mniej wprawni gracze mogą układać figury z dwóch kafelków, na starszych czeka wyzwanie z trzema kafelkami na jedno pole. My trochę zmodyfikowaliśmy zasady i jeśli gramy z dziećmi to one układają prostą wersję, a my tę trudniejszą.

W grze brakuje timera, jakiegoś wyznacznika czasu, który liczyłby za gracza czas po tym, jak ktoś krzyknie „Ubongo”. Owszem, w instrukcji jest napisane, że ten gracz liczy do określonej wcześnie liczby, ale… O ile dorośli liczą uczciwie, to dzieciaki lecą w tym liczeniu tak szybko, że nie ma szans na równą rozgrywkę. Jakaś klepsydra, czy inny licznik powstrzymałby tę nierówną walkę, o ile komuś przeszkadza. Można też użyć zwykłego stopera z komórki. Ja postawiłam klepsydrę, bo 30 sekund mojej córki za nic nie równa się moim i przy wersji z układaniem przeze mnie trudniejszej strony, po prostu nagminnie przegrywam.

Bardzo pomocne są wskazówki. Jak już kompletnie nie wiadomo, jak ułożyć kafelki, by się zgadzało, można tam zerknąć. Jednak spokojnie, nie przerażajcie się, rozwiązanie nie jest podane na tacy, nadal trzeba pomyśleć. Autor wskazuje tylko, które kafelki muszą się znaleźć z prawej strony. To nadal wymusza kombinowanie i szukanie rozwiązania.

Nam „Ubongo trigo” bardzo przypadło do gustu. Przede wszystkim dlatego, że ma tryb jednoosobowy, co szalenie spodobało się synowi, który w rozgrywce przeciw komuś nie czuje się najlepiej, ale ćwiczy sam z sobą. Myślę, że niedługo pokona nas wszystkich. Przekonuje nas też, a nasze półki szczególnie, mały format gry. Nie traci nic na wartości edukacyjnej i rozrywkowej, a zajmuje zdecydowanie mniej miejsca. Dla fanów gier jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych.

Dział: Gry bez prądu

Jubileuszowe wydanie kultowej książki Douglasa Adamsa, dla uczczenia 42. rocznicy pierwszej publikacji fenomenalnie zilustrowane przez wielokrotnie nagradzanego rysownika i autora książek dla dzieci, Chrisa Riddella.

Dział: Patronaty
środa, 21 kwiecień 2021 14:37

Mroczna czarodziejka

Któż z nas nie zna historii króla Artura i Rycerzy Okrągłego Stołu? Legendy arturiańskie należą chyba do najbardziej znanych europejskich legend rycerskich i wychowują się na nich kolejne pokolenia.

O ile jednak król Artur budzi powszechną sympatię i podziw, o tyle jego przyrodnia siostra Morgana już tyle szczęścia nie ma. W różnych adaptacjach legend ukazywana jest na zmianę jako bezduszna wiedźma lub nieszczęśliwa, zagubiona i skrzywdzona czarodziejka.

Sięgając po książkę „Mroczna czarodziejka”, byłam ciekawa, w jaki sposób legenda o wielowymiarowej czarownicy Morganie zostanie dostosowana do potrzeb młodego czytelnika. Mike Philips zdecydował się na przedstawienie dzieciństwa Morgany. Opowiedział o szczęśliwym życiu z ukochanymi rodzicami, początkach konfliktu między ojcem dziewczynki Gorloisem a królem Utherem oraz odesłanie Morgany do klasztoru. To w surowych klasztornych murach dziewczynka dowiaduje się, że ma nadprzyrodzoną moc i uczy się ją wykorzystywać. Niestety w jej sercu wzrasta bunt i złość, gdy dowiaduje się o śmierci ojca. Tragiczne wydarzenia sprawiają, że pochłania ją czarna magia.

Młody czytelnik poznaje gorzkie losy starszej siostry króla Artura oraz wydarzenia, które ją ukształtowały. Podobnie jak w opowieści o Merlinie (pierwsza część cyklu) autor skupił się nie tylko na wydarzeniach, ale także na dziecięcych uczuciach. Czytelnik razem z Morganą przeżywa jej szczęście, lęk, gasnącą nadzieję, bezsilność, samotność, wreszcie narastającą złość, która doprowadzi do tragedii.

Atutem tej serii są piękne grafiki utrzymane w odcieniach szarości. Świetnie uzupełniają tekst, podkreślając nastrój tajemnicy i grozy.

Książka przeznaczona jest dla dzieci w wieku 10-12 lat. Myślę, że i młodszy czytelnik, zwłaszcza zainteresowany historią, będzie usatysfakcjonowany, jednak trzeba mu w lekturze towarzyszyć, by porozmawiać o emocjach, jakie targały Morganą i o motywach jej decyzji. Trzeba będzie także objaśnić trudniejsze słowa.

Podsumowując, „Mroczna czarodziejka” to dobrze opowiedziana historia Morgany dostosowana do dziecięcej wrażliwości, a jednocześnie nie przesłodzona i zbanalizowana. Młody czytelnik został potraktowany jako pełnoprawny odbiorca legend arturiańskich.

Dział: Książki
wtorek, 20 kwiecień 2021 14:59

Focon już w ten weekend!

Czy jest na sali ktoś kto jeszcze nie wie, że Focon, czyli Fantasy Online Convention odbędzie się już w ten weekend, czyli 24 i 25 kwietnia?

Dział: Konwenty
niedziela, 18 kwiecień 2021 15:51

Malutki Lisek i Wielki Dzik: Tam

Gdzie byłeś? O, Tam. Tęskniłem. Ja też.

W latach 2013-2016 wydawnictwo Egmont Polska ogłosiło trzy edycje konkursu imienia Janusza Christy na komiks dla dzieci. Autorzy wyróżnionych prac otrzymali propozycję wydania pełnowymiarowych albumów. Jedną z takich właśnie publikacji jest nagrodzona w drugiej edycji seria narysowana przez panią Berenikę Kołomycką, nosząca tytuł „Malutki Lisek i Wielki Dzik”.

Zarys fabuły

Malutki Lisek mieszka na wzgórzu pod jabłonią i nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo jest samotny. Pewnego dnia pod jego drzewem pojawia się Wielki Dzik, którego Lisek zdecydowanie nie lubi. Kiedy jednak nowy współlokator znika na parę dni, Lisek zaczyna za nim tęsknić i bardzo cieszy się, gdy tamten wraca. Nowi przyjaciele wspólnie przeżyją jeszcze niejedną, intrygującą przygodę.

Moja opinia i przemyślenia

Komiks, mimo że ma w sobie niewiele tekstu, zawiera niejedno mądre przesłanie. Nie zawsze przyjaźń musi być łatwa. Czasami nasze zdania mocno różnią się od siebie. Niekiedy mamy naprawdę dość siebie nawzajem. Silne uczucia jednak przetrwają wszystko. Szczególnie gdy naprawdę martwimy się o drugą istotę.

Ilustracje Bereniki Kołomyckiej są niezwykle przyjazne. Ogląda się je z prawdziwą przyjemnością, chłonąc przy tym przesłanie komiksu i jego inteligentną treść. Są też jednocześnie na tyle proste, że dziecko może zobaczyć w nich swoje własne prace i pokusić się o narysowanie głównych bohaterów.

Historia Malutkiego Liska i Wielkiego Dzika jest prześliczna. Nigdy nie spodziewałabym się, że w publikacji, która ma tak niewiele treści pisanej, może pojawić się aż tyle przeróżnych emocji. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak Autorce udało się tego dokonać. Ani odrobinę nie dziwi mnie, że to właśnie jej komiks został nagrodzony. To prawdziwe dzieło sztuki i to pod każdym względem.

Podsumowanie

Spotkanie z Malutkim Liskiem i Wielkim Dzikiem uważam za niezwykle udane. Nie mogę już doczekać się lektury kolejnych części. Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze im się przytrafi. Mimo że historia ujęta jest w znacznie prostszych słowach, to przypomina mi trochę Małego Księcia i jego samotną wędrówkę oraz to, że zawsze wracał do domu, do swojej ukochanej Róży. Tak jest i tutaj. Przyjaźń pomiędzy Malutkim Liskiem i Wielkim Dzikiem ze strony na stronę staje się coraz silniejsza i wydaje mi się, że jest w stanie pokonać każdą przeszkodę, która może pojawić się na jej drodze. Cudownie jest mieć kogoś tylko swojego! Malutki Lisek i Wielki Dzik to prześliczna historia, którą warto poznać. Myślę, że komiks powinien znaleźć się w domowej biblioteczce każdego dziecka. Jest to niezwykle wartościowa publikacja.

Dział: Komiksy
wtorek, 13 kwiecień 2021 17:31

Frigiel i Fluffy. Blok pierworodny

 
Powieści czy komiksy na podstawie gier komputerowych stają się faktem. Już nie możemy powiedzieć, że gra to medium, które absolutnie nie wpływa na kulturę. To medium, które zaczęło być inspiracją dla produktów kultury.
 
Tym razem do rąk czytelnika trafia trzeci tom komiksowej serii o perypetiach Frigiela, jego dzielnego psa i kompanów. To prawdziwi młodzi poszukiwacze przygód. Do tego tym razem zaczyna się ich przygoda tak jak w powieściach fantasy: w karczmie. Ba, nawet zaczynamy od lokalnego bajarza, który garstce słuchaczy opowiada o dawnych dziejach, przygodach i mitach. Jeden z naszych bohaterów, Abel, bardzo naiwnie wierzy w każde słowo opowiadającego. Jednak nasi poszukiwacze przygód otrzymują właśnie za zadanie zmienić pilnującego kopalni strażnika. Chcąc nie chcąc udają się na miejsce, choć Abel cały czas czuje, że to w tej kopalni znajdą legendarny blok pierworodny, o którym opowiadał bajarz. Blok pierworodny jest bowiem pierwszym blokiem, jaki kiedykolwiek powstał, a do tego ma niesamowitą moc.
 
Wspomnienie o bloku pierworodnym jest jak strzelba Czechowa – skoro ktoś o nim wspomniał, musi istnieć. I nie dziwota, że nasi bohaterowie, a także banda złoczyńców, wpadają na jego trop Frigiel, Fluffy, Abel i złodziejka Alice wpadają w poważne tarapaty, jak na serię przygodową przystało.
 
Dla mnie, dorosłego czytelnika, zgrabnym posunięciem było wprowadzenie mechanizmu pętli czasowej. Bardzo lubię tak dobrze wprowadzoną inną linię czasoprzestrzeni, jak w tym komiksie. Niestety nie jestem targetem komiksu, bo raczej jest on przeznaczony dla młodszego czytelnika, więc nie w pełni mogę odebrać fabułę. O wiele lepsze będą do tego dzieci, zwłaszcza jeśli kochają Minecraft. Jest to krótka, prosta czytelnicza przygoda i myślę, że właśnie im spodoba się bardziej niż mnie.
Dział: Komiksy
wtorek, 13 kwiecień 2021 16:52

Frigiel i Fluffy. Lodowe królestwo

 
Choć opady śniegu to nic dziwnego w grze Minecraft, to jednak bohaterów komiksowej serii tego uniwersum pt. Frigiel i Fluffy bardzo dziwią płatki śniegu w ich mieście. Wszak Lanniel to miasto dość ciepłe i zima tu raczej z tych bezśnieżnych. Okazuje się, że śniegu staje się coraz więcej i nie jest to wyłącznie kaprys pogody, a raczej wynik podstępnej działalności niejakiego Lodowego Króla. Ów gotowy jest ocieplić kontakty z miastowymi, o ile łzy po śniegu otrze wózkiem złotych sztabek. Do tego znowu ktoś w okolicy kradnie płody rolne, a nawet warsztat magiczny dziadka Frigiela gdzieś wyparował.
 
Dziadek także jest jakiś nieswój. Frigiel nie ma jednak czasu, by się martwić. Bohaterowie, jakimi stali się on i jego kompani, mają w tym zeszycie za zadanie eskortowanie okupu do zamku Lodowego Króla. Rzeczywistość zaskakuje ich jednak mocniej niż wojownicze bałwany strzegące lodowej twierdzy. Będziemy tu świadkami nie tylko porządnej bitwy, niekoniecznie na śnieżki, ale także dość ciekawego kryminalnego wątku.
 
„Lodowe królestwo” to czwarty zeszyt przygód w Minecrafcie wesołej trójki przyjaciół Abla, Alice, Frigiela i jego psa. Czy to oznacza, że czytelnik powinien zacząć od pierwszego tomu? Niekoniecznie, choć pierwszy pt. „Tajemnica zaginionych arbuzów” byłaby wystarczającą częścią, która odpowie na każde pytanie oraz nada odpowiednie wprowadzenie w temat tej przygodowej serii.
 
Tak jak w przypadku poprzednich częściach, tak i tu mamy do czynienia z adaptowanym scenariuszem książki Frigiela i Jeana-Christophe Derriena oraz rysunkami Minte. Graficznie jest to całkiem udane odwzorowanie uniwersum Minecrafta, z takimi niuansami jak choćby, że bałwany mają głowę dyni, a nie kuli śnieżnej, a miecze mogą być zaczarowane (mówiąc minecraftowo: enchantowane). Choć jako dorosły czytelnik nie jestem raczej targetem tej książki, uważam, że dzieci, zwłaszcza te zauroczone grą Minecraft, będą zadowolone z lektury.

 

Dział: Komiksy
poniedziałek, 12 kwiecień 2021 19:50

Znękany

Maurice nigdy nie miał łatwego życia - jako najstarszy z licznego rodzeństwa już od najmłodszych lat pomagał tyranizującemu go ojcu na farmie. Często było mu tak ciężko, że życzył seniorowi wszystkiego, co najgorsze. Nie pomagał również fakt, że od Boga ojciec wolał kogoś innego...
 
Z biegiem czasu Maurice zauważył, że jakaś siła reaguje na jego prośby o pomoc, a ciężka praca na roli przestała być dla niego – przynajmniej fizycznie - tak dużym problemem. Wciąż jednak marzył o ucieczce od ojca tyrana. A gdy wreszcie mu się to udało, to tajemnicze COŚ, czemu ojciec oddawał hołd w ich stodole, postanowiło mu towarzyszyć. Zawsze.
 
Znękany mężczyzna pragnął wreszcie zaznać spokoju. W nowym życiu z trzecią żoną, Nancy, nieustannie dręczyły go niepokojące zjawiska: samoistnie wybuchające pożary, krwawe łzy czy informacje od jego bliskich, że w jednym momencie pojawił się w dwóch różnych miejscach jednocześnie. Po zasięgnięciu rady u miejscowego proboszcza za jedyny ratunek małżeństwo Therliault uznało Ed’a i Lorraine Warrenów. Czy ów znany każdemu duet demonologów poradzi sobie z tym, co od tak wielu lat kryje się w Maurice’u… ?
 
„Znękany” to już kolejna historia o tym, jak Ed wraz ze swoją żoną Lorraine walczą z siłami zła. To świadectwo kolejnej osoby zmagającej się z problemem natury nadnaturalnej, która praktycznie znikąd nie mogła liczyć na pomoc. Dobrze, że ów duet demonologów wciąż trwał na posterunku. Jako fanatyczka tego, co nadnaturalne, musiałam zapoznać się z serią książek o Warrenach. Jednakże o ile pierwszy tom (jeżeli w ogóle mogę tak to określić) pt. „Demonolodzy” był dla mnie niczym gwiazdkowy prezent od losu, do przeczytania w ciągu kilku godzin, o tyle kolejne opowieści już nie budziły we mnie takowego entuzjazmu. Sama nie wiem, czy to kwestia stylu pisania autorów, tłumaczenia czy historii samej w sobie. Niemniej jednak zazwyczaj sięgam po nowości od Warrenów, żeby być w miarę „na bieżąco”.
 
Najnowsza, zaserwowana nam opowieść o tragedii Maurice’a Theriaulta jest tym bardziej przerażająca, że stworzona na faktach. Autorzy skrupulatnie przybliżają nam wszystkie wydarzenia, rozpoczynając tę historię od złego dzieciństwa mężczyzny, dzień w dzień nękanego przez własnego ojca. Zresztą mam wrażenie, że tragiczne wydarzenia wręcz ubóstwiały tego bohatera. Ściągał na siebie wszelkiego rodzaju problemy i co najciekawsze - zupełnie nieumyślnie. To tak, jakby Pech zwęszył go z daleka i chciał zostać jego wiernym kompanem na zawsze. Choć Maurice był wierzący, to stał się idealnym celem dla nieczystych sił, a kilka niesprzyjających okoliczności z jego życia sprawiło, iż drzwi do jego duszy stały otworem. Nawet jeżeli sam zainteresowany zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
 
Jeżeli oczekujecie mrożących krew w żyłach historii rodem z kinowego horroru, to jesteście w błędzie. „Znękany” należy do literatury faktu, więc cała historia przedstawiona jest w formie typowej dla gatunku. Nie ma tu miejsca na zbytnią emocjonalność, w większości stykamy się z suchymi, acz konkretnymi informacjami. Kolejna już książka z tego właściwie dość poczytnego cyklu moim zdaniem niewiele się różni od swoich poprzedniczek - jak już wspomniałam, informacje przedstawione są tu bez owijania w bawełnę, choć po każdej lekturze czuję niedosyt. Może mam za słabą wyobraźnię i ciężko mi zobrazować sobie tragedię, jaka dotknęła Maurice’a, ale wydarzenia toczące się w jego domu są straszne głównie przez wzgląd na to, iż doszło do nich naprawdę. Dlatego też traktuję ową książkę jako zbiór informacji o działaniu demonologów, nie zaś horror mający przyprawić mnie o szybsze bicie serca.
 
Dla tych, którzy są na bieżąco z kolejnymi książkami Warrenów, ta pozycja to typowy must read. A jeśli czytujecie ich książki tylko czas od czasu, to myślę, że spokojnie się obejdziecie.
Dział: Książki