listopad 01, 2024

×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 1942.

Rezultaty wyszukiwania dla: akcji

W przyszłym roku stacja CBS, a ściślej internetowa platforma CBS All Access pokaże swoim subskrybentom zupełnie nową, odcinkową wersję "Star Treka", która zyskała podtytuł "Discovery".

Showrunnerem serii jest Bryan Fuller, znany jako twórca "Hannibala". Twóca zdradził kilka ciekawostek związanych z bardzo oczekiwaną serią.

Dział: Seriale
sobota, 12 maj 2012 12:47

Pomnik Cesarzowej Achai, t.1

Trzytomowa powieść „Achaja" autorstwa Andrzeja Ziemiańskiego to już klasyka polskiej literatury fantasy. W ciągu dziesięciu lat, od momentu gdy została wydana, zdobyła równie szerokie grono wielbicieli, jak i krytyków, i nadal wywołuje gorące dyskusje wśród pasjonatów fantastyki. W trylogii można było znaleźć subtelne zapowiedzi, że autor planuje kontynuację cyklu, czekał z tym jednak długie osiem lat. "Pomnik cesarzowej Achai" miał być początkowo jedynie opowiadaniem, rozrósł się jednak do rozmiarów pokaźnego tomu otwierającego nową trylogię.

Akcja powieści dzieje się w tym samym uniwersum tysiąc lat po wydarzeniach opisanych w "Achai". Tym razem jednak Ziemiański wprowadził w końcu do fabuły Cichych Braci, o których wielokrotnie wspominali bohaterowie pierwszej trylogii, lecz nigdy nie dowiedzieliśmy się, kim naprawdę oni są. Okazuje się, że Cisi Bracia to ludzie będący idealnym odwzorowaniem Ziemców, czyli nas, Ziemian. Stąd też po drugiej stronie Gór Bogów znajdziemy Polaków, Francuzów, Niemców i wszystkie pozostałe, znane nam nacje. Poznajemy także alternatywną historię świata, w którym Rzeczpospolita wyrasta na mocarstwo z ambicjami kolonizatorskimi. Z racji tego, że każdy zakątek znanego im świata został przez kogoś zagarnięty, Polacy skupiają swoją uwagę na terenach za nieprzebytymi dotąd górami. Prowadzi to do brzemiennego w skutkach spotkania magii i technologii, siły wiary i potęgi rozumu, które odmienia losy całej planety.

Głównymi bohaterkami powieści są dwie młode dziewczyny – Kai, adeptka szkoły magii, początkująca czarownica, oraz Shen, córka rybaka, która na ochotnika zaciągnęła się do armii Arkach. Ich drogi splatają się dwukrotnie, jednak przez znaczną część książki losy dziewczyn są potraktowane jako zupełnie oddzielne, niezależne od siebie wątki. Gdy poznajemy obydwie bohaterki, wiele je łączy – są zagubione, niezbyt pewne siebie, a jednocześnie ciekawe świata i żądne przygód. Jednak ich następne doświadczenia zmieniają je w twarde, nieustępliwe i zabójcze, w dosłownym tego słowa znaczeniu, kobiety. Obydwie spotykają także postaci znane już z Achai – na drodze Kai staje czarownik Meredith, zwany obecnie Wyklętym, a Shen nawiedza w snach chłopiec z tobołkiem, czyli tajemniczy Wirus.

Byłam zachwycona "Achają", choć z każdym kolejnym tomem można było dostrzec pewny regres w fabule i pomysłach autora. Do czytania "Pomnika cesarzowej Achai" przystąpiłam więc z dosyć wysokimi oczekiwaniami. Muszę przyznać, że Ziemiański całkowicie zaskoczył mnie fabułą, ponieważ spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie jest to jednak absolutnie wada tej powieści, a raczej duża zaleta, gdyż co rusz byłam zaskakiwana nieprzewidzianymi zwrotami akcji. Niestety, nie obyło się bez wpadek. O ile historia Kai, która spotyka Cichych Braci, wciąga już od pierwszych stron i utrzymuje równy poziom przez całą książkę, o tyle wątek Shen i armii Arkach nabiera rozpędu dopiero w drugiej połowie powieści. W trakcie czytania pierwszych rozdziałów często zastanawiałam się, o co chodzi autorowi, który każe żołnierzom biegać nieco bez sensu po lesie i ubliżać sobie nieustannie od najgorszych. Wulgaryzmów jest tu jednak znacznie mniej niż w Achai, choć i tak wiele dialogów wydaje się być wprowadzonych nieco na siłę.

Poza interesującą fabułą i w znacznej mierze wartką akcją, dużym osiągnięciem autora jest to, że stworzył nową, świeżą powieść, która nie jest jedynie odcinaniem kuponów od sukcesu pierwotnej trylogii. Nowi bohaterowie, całkowicie nowe wątki, a przede wszystkim fascynujące zderzenie świata magii i techniki sprawiają, że książkę po prostu chce się czytać. Jednak choć można potraktować tę historię jako niezależną opowieść jedynie rozgrywającą się w uniwersum stworzonym na użytek poprzedniej powieści, nie sądzę, by przypadła ona do gustu osobom, które nie czytały pierwszych trzech tomów. Bez ich znajomości czytelnik z pewnością poczuje się zagubiony w natłoku informacji typu kim są Ziemcy, Cisi Bracia, Meredith oraz dlaczego w armii Cesarstwa służą jedynie kobiety. Moim jedynym zastrzeżeniem odnośnie przedstawionego świata jest jedynie to, że praktycznie nic nie zmieniło się w nim od czasów Achai. W ciągu tego tysiąca lat nie zaobserwowano ani żadnego skoku cywilizacyjnego, ani zmian w mentalności ludzi. Nawet umundurowanie żołnierzy pozostało niemalże bez zmian.

Choć mogłoby się wydawać, że książka będzie przynajmniej częściowo związana z postacią Achai, która była główną bohaterką poprzedniej serii i pojawia się w tytule obecnej, tak nie jest. Sama Achaja pojawia się jedynie kilkukrotnie we wzmiankach o niej jako postaci historycznej oraz w jednej z wizji Kai. Dopiero zakończenie pierwszego tomu rozbudza nadzieję, że jeszcze możemy ją spotkać w kolejnych częściach trylogii.

Okładka książki nawiązuje do wznowionego wydania trylogii "Achaja" i jest utrzymana w podobnym stylu – widzimy na niej kobietę-wojowniczkę, tym razem w wersji nieco unowocześnionej. W środku znajdziemy liczne ilustracje nawiązujące do wydarzeń w poszczególnych rozdziałach, ale szczerze mówiąc, nie przypadły mi one do gustu. Znacznie bardziej podobały mi się te z poprzedniej serii.

Podsumowując, pomimo kilku niedociągnięć, zdecydowanie polecam lekturę najnowszej powieści Andrzeja Ziemiańskiego wszystkim fanom "Achai". Natomiast osoby, które jeszcze nie poznały historii tej wojowniczki, serdecznie zachęcam najpierw do sięgnięcia po pierwszą trylogię.

Dział: Książki
czwartek, 12 styczeń 2012 12:44

Achaja, t.1

„Achaja” to jedna z najgłośniejszych powieści Andrzeja Ziemiańskiego. Pierwszy tom trylogii ukazał się w 2002 roku, a jednak historia ta nadal wzbudza wiele kontrowersji i wywołuje gorące dyskusje wśród czytelników. Choć autor sam klasyfikuje się jako pisarz science fiction, w „Achai” znajdziemy również, a może przede wszystkim, elementy fantasy.

W pierwszym tomie akcja podzielona jest na trzy wątki, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Przeplatają się one na zmianę w kolejnych rozdziałach. W kolejnych tomach wątki te są kontynuowane, jednak rozdziały są dłuższe i wątki się przenikają. Najpierw poznajemy główną bohaterkę, tytułową Achaję, piętnastoletnią księżniczkę, jedyną córkę Archentara, jednego z siedmiu Wielkich Książąt Królestwa Troy. Jest dziewczyną niezwykle inteligentną, piękną, wykształconą i wysportowaną. Mogłoby się więc wydawać, że czeka ją wspaniałe, dostatnie życie. Nic bardziej mylnego. Młodsza od niej macocha dzięki sprytowi i wpływowej rodzinie sprawia, że Achaja najpierw trafia do wojska jako zwykły rekrut, a następnie dostaje się do niewoli. Od tego momentu jej życie zmienia się diametralnie – delikatna księżniczka zostaje niewolnicą z wypalonym na pośladku znakiem, czyli zgodnie z ówczesną mentalnością nikim. W obozie niewolników przechodzi metamorfozę – po kilku latach poznajemy nową Achaję – silną jak kilku mężczyzn, klnącą jak szewc i bardziej niebezpieczną w starciu niż najbardziej jadowity wąż. W końcu ucieka na wolność, ale nie jest jej dane cieszyć się szczęściem. Za każdym razem gdy mogłoby się wydawać, że już je znalazła, coś lub ktoś staje jej na drodze.

Kolejnymi bohaterami jest dość niezwykła para – stary skryba świątynny Zaan i były galernik Sirius. Do ich spotkania dochodzi w momencie, gdy w zasadzie żaden z nich nie ma nic do stracenia i szybko nawiązuje się między nimi prawdziwa przyjaźń. Największym marzeniem Zaana jest, by jego imię zostało zapamiętane przez wieki, a nadzieję na jego realizację widzi w Siriusie. Wspólnie dokonują oszustwa tak wielkiego, że aż nieprawdopodobnego, a które zmieniło losy całego świata.

Trzeci wątek to historia Mereditha, czarownika na dworze Archetara, który po spotkaniu z jednym z bogów, podejmuje się szaleńczej misji i który poszukuje demonów, by w końcu znaleźć jednego w najmniej oczekiwanym miejscu.

Akcja powieści toczy się, jak stwierdzają to sami bohaterowie, w ‘antyku’ na planecie bardzo podobnej do Ziemi. Skąd wiemy, że nie jest to Ziemia? Pojawia się tu motyw Ziemców, czyli innymi słowy nas, mieszkańców innej planety, największe zło wszechświata… Choć jest to powieść zaliczana do gatunku fantasy nie znajdziemy tu ani elfów, ani krasnoludów, jedynie plemię Potworów niewiele różniących się od ludzi, i kilku czarodziejów, których najlepsze lata już minęły. Choć nie ma tu wielu państw, zaskakuje bogactwo kulturowe i różnorodność systemów władzy. Mamy więc Królestwo Troy, składające się z siedmiu Wielkich Księstw, ogromne i potężne Cesarstwo Luan z systemem niewolniczym, haremami i Wielkim Imperatorem, który skojarzył mi się z sułtanem z dalekiego wschodu, maleńkie państwo Luan, gdzie panował matriarchat, a wszelka władza i wojsko spoczywa w rękach kobiet oraz kraj Chorych Ludzi za Wielkim Lasem, ojczyznę wielu niezwykłych wynalazków.

Jak już wspomniałam, akcja powieści toczy się, gdy antyk chyli się ku upadkowi. Sami bohaterowie kilkukrotnie wspominają, że oto kończy się epoka i nic nie będzie takie jak dawnej. Największą rewolucję wprowadziła broń palna – muszkiety, pistolety i armaty, ale możemy też dostrzec inne współczesne przedmioty – gdzieś mieszczanka pcha dziecięcy wózek, weteran jedzie na wózku inwalidzkim, żołnierz pali papierosa, a w trakcie zarazy prowadzi się badania statystyczne.

„Achaja” pełna jest przemocy i okrucieństwa, jesteśmy świadkami nie tylko wojny, ale także tortur, czy wręcz sadyzmu. Również język, jakim posługuje się większość bohaterów wielu razi – jest bardzo prosty i pełen przekleństw. Ma to jednak swoje uzasadnienie – nie usłyszymy nic gorszącego od księżniczek czy czarowników, jednak nie można oczekiwać, że prości żołnierze będą mówić do siebie piękną polszczyzną. Cóż, gdyby usunąć wszystkie przekleństwa, z wielu dialogów niewiele by zostało, na tym jednak polega atmosfera tej książki. Ziemiański udowadnia nam, że świat nie jest idealny, a wręcz przeciwnie, że jest pełen zła, nienawiści i intryg, a władzy nie da się sprawować bez ubrudzenia sobie rąk. Liczą się tylko pieniądze i znajomości, a przysłowiowe „ręka rękę myje” jest jak najbardziej prawdziwe. Wszystko można załatwić, nawet zatuszowanie zabicia na ulicy przy świadkach wrogich sobie ludzi, co widać w przedstawionym poniżej raporcie, który jednocześnie pokazuje humor, z jaką jest napisana powieść:

Pięciu z nich zastrzeliło się z własnych kusz, w tym trzech za pierwszym razem nie wycelowało dobrze i musieli ponownie założyć bełty, by nimi się razić. A jeden to strzelił do siebie aż cztery razy, zanim wycelował dobrze i się ubił... (...)
Jeden natomiast z obcokrajowców musiał czuć do siebie szczególny żal. Najpierw sam raził się z kuszy, chcąc pewnie ugodzić się w samo serce, ale nie wycelował dobrze, raniąc swą nogą od tyłu w łydkę. Następnie zaczął okładać się kolbą kuszy, a potem zadał sobie siedemnaście ciosów własnym nożem, godząc w klatkę piersiową, ale głównie właściwie, to w plecy... (…)
... następnie wyrwał z płotu pozłacaną sztachetę i dalejże się nią okładać okrutnie, co zeznali jak następuje świadkowie...(...)
... następnie zawzięty okrutnie na swój żywot samobójca wdrapał się na mur okalający park i skoczył na trawę oddając ducha...

Jak wszystko jest względne, gdy w grę wchodzą pieniądze, dobrze obrazuje także epizodyczna historia chłopa, któremu uprowadzono córkę. Cierpiał okrutnie pokrzykując A córeczka taka dobra, taka robotna była, jednak szybko zmienił zdanie, kiedy dowiedział się, że za jej ratunek musi zapłacić No… Ale córa za dobra to nie była. I do roboty nieskora.

Ziemiański stworzył bardzo ciekawe główne postacie, barwne i wielowymiarowe, mające w sobie wiele dobra, ale równie wiele, a może nawet więcej zła. Każda z nich przechodzi metamorfozę, czy są to przemiany wiarygodne i realne? Niezupełnie (choćby przykład Achai), ale to naprawdę nie ma znaczenia, bo w trakcie czytania po prostu nie zwraca się na to uwagi.

Ponadto „Achaja” ma jeszcze jeden niesamowity plus, a mianowicie „szermierzy natchnionych”. Tego pomysłu muszę autorowi szczerze pogratulować, bo jestem nim zafascynowana. Szczegółów zdradzać nie będę, trzeba to po prostu przeczytać.

No dobrze, czy więc znalazłam w tej powieści coś, co mi się nie spodobało. Otóż tak i to niestety niejedno… Przede wszystkim „Achaja” jest bardzo niespójna. Pierwszy tom czyta się rewelacyjnie, historia jest ciekawa i dynamiczna, budzi naprawdę duże nadzieje. Tom drugi też jest niezły, choć różni się pierwszego stylem, jest zdecydowanie najbardziej wulgarny biorąc pod uwagę słownictwo. Trzeci tom jest zdecydowanie najsłabszy, nie dość, że tempo akcji spada, to jeszcze autor zbyt często wybiega w przyszłość. Był w nim również fragment, który po prostu ominęłam, bo nie byłam w stanie czytać – opis pocisku wchodzącego w ciało, który zajmował kilka stron. Zupełnie niepotrzebny i nie pasujący do reszty tekstu. Jestem także zawiedzona tym, że autor poruszył kilka wątków, jednak potem całkowicie je porzucił, np. wątek Ziemców i Cichych Braci.

Nie spodobała mi się jeszcze jedna rzecz, a mianowicie przedstawienie kobiet w powieści. Owszem mamy tu całą plejadę różnych osobowości, od prostych chłopek, przez żołnierzy, nałożnice, aż po księżniczki. Jedne są odważne, inne tchórzliwe, piękne i brzydkie, bogate i biedne. Wszystkie jednak, niezależnie od inteligencji i wykształcenia, okazują się momentami po prosty głupiutkie. Bo jak inaczej określić oddział elitarnej kobiecej jednostki żołnierskiej, która po wtargnięcia do wrogiego miasta, zamiast wykonywać rozkazy, na widok pięknych sukien rzuca karabiny i zaczyna się wielkie strojenie? No ręce mi opadły…

Zastanowiło mnie także zakończenie losu Achai. Mam wrażenie, że autor zapomniał o pewnym szczególe, który dokładnie opisał w tomie drugim, a na koniec nie dość, że go zignorował, to jeszcze całkowicie mu zaprzeczył. Brzmi to niejasno, nie chcę jednak psuć zakończenia powieści.

Trzeci tom zamyka trylogię o Achai, „ale nie jest to koniec historii jej życia”, jak. czytamy na ostatniej stronie. Ziemiański długo czekał z kontynuacją, jednak już w marcu tego roku ma się ukazać pierwszy tom serii „Pomnik Cesarzowej Achai”, na który czekam z niecierpliwością.

Podsumowując, mimo pewnych niedociągnięć i zgrzytów, powieść uważam za rewelacyjną. Polecam i zapewniam, że lektura „Achai” jest warta tych kilku nieprzespanych nocy.

Dział: Książki
poniedziałek, 12 październik 2009 12:24

Rydwan bogów

Nie trzeba mnie było zachęcać do przeczytania „Rydwanu Bogów” Aleksandra Kowarza. Po pierwsze, książka łączy w sobie gatunki literackie, które od zawsze mi jakoś podchodziły, a więc przygodę, odrobinę horroru i fantasy, z umiłowaną dziedziną nauki – historią. Po drugie – chyba jednak dużo istotniejsze – wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Zanim powieść przepoczwarzyła się w kilkusetstronicową książkę, miałem już za sobą lekturę kilku pierwszych rozdziałów.

Autor, mimo że debiutant, zdążył już zaciekawić mnie swym stylem, publikując „Rydwan…” oraz kilka opowiadań w Internecie. Z niekłamaną przyjemnością więc postanowiłem przypomnieć sobie bohaterów, znajomość przygód których urwała się tak raptownie wiele miesięcy wcześniej, gdy było już pewne, że powstanie książka.

Fabuła jest żywa, nie daje możliwości odsapnięcia choćby przez chwilę. Wciąga czytelnika, niczym wir. Zmusza do wysiłku, każąc mu nieomal wędrować wespół z bohaterami. Czytelnik stopniowo poznaje kolejne postacie, którym będzie towarzyszył nie tylko we współczesnej Polsce, nie tylko w starożytnym Egipcie, ale również w światach alternatywnych, do których wiodą niedostępne zwykłym śmiertelnikom drogi.
Główną postacią powieści jest fotoreporter „Explorera” Andrzej Stawicki. Zanim jednak zdąży się dowiedzieć, jak potężnym siłom przyjdzie mu wyjść naprzeciw, będzie musiał zebrać grupę ludzi, którzy mu pomogą. Odnajdzie ich w Kazimierzu Dolnym podczas zasłużonego urlopu. I niemal natychmiast pochłonie go przygoda. Zmierzy się z magią, strzegącą równowagi pomiędzy dwiema siłami rządzącymi Naturą – Bytem i Niebytem. Zostanie przeniesiony do innego wymiaru, odbywając podróż nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Na koniec zaś dowie się, że uważać powinien nie tylko na wrogów, ale również na towarzyszy podróży, przynajmniej niektórych. Okazuje się bowiem, że tytułowy Rydwan Bogów to pokusa, której nie każdy potrafi się przeciwstawić.

Wnikając głębiej w szczegóły i powtarzając się z lekka, losami Andrzeja i jego towarzyszy kierują dwie walczące ze sobą, ale również wzajemnie się uzupełniające siły – Byt i Niebyt. To od nich wywodzą się największe znane ludzkości religie. Wiara w bogów jest niczym innym, jak uświadomieniem sobie, że istnieje coś, co z grubsza można nazwać Dobrem i Złem, Ładem i Chaosem, Jin i Jang, Horusem i Setem. Lecz nazwy bóstw, to już naprawdę nieistotny szczegół, bo mogą brzmieć tak różnie, jak nieograniczona jest ludzka wyobraźnia. Prawdziwa i niepodważalna jest wiara w Byt i Niebyt, pierwiastki trwające w odwiecznym sporze. Bezsprzeczne jest również to, iż Rydwan Bogów to potężny artefakt, do którego roszczą sobie prawa obie siły. Przez jedną stronę zwany Okiem Horusa, przez drugą – Okiem Seta. I przez obie pożądany. Tymczasowo pozostaje ukryty pod opieką wyznawców Bytu, którego odwieczny protagonista nie spocznie jednak, dopóki nie zawładnie dającym potęgę przedmiotem. Jakie w całym tym galimatiasie szanse ma grupka zwykłych – no, w kilku przypadkach nie tak zwykłych, ale nie uprzedzajmy faktów – ludzi, mierzących się z mocami zbyt potężnymi, aby objąć je rozumem? Na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć samemu, sięgając po książkę Aleksandra Kowarza „Rydwan Bogów”.

Ze swojej strony gorąco polecam. Połączenie żywej, pełnej akcji fabuły z łatwym w odbiorze językiem, nie zatrzymującym czytelnika na każdym zdaniu, jest świetnym prognostykiem dla każdego debiutanta. Dobrze wróży na przyszłość. Oby więcej takich debiutów.

Dział: Książki
niedziela, 12 grudzień 2010 08:10

Dewiacja

Nie bez powodu Robin Cook uważany jest za mistrza thrillera medycznego. Każda książka przez niego napisana staje się bestsellerem, a co więcej, nawet po kilkunastu latach jest nadal chętnie kupowana.

Nie inaczej jest z powieścią pt. „Dewiacja”. Pomimo tego, że po raz pierwszy została ona wydana w 1985 roku, jej ogólne przesłanie jest w dzisiejszych czasach może nawet bardziej aktualne niż wydawało się być 25 lat temu.

Oczywiście pewne momenty opisanej historii zdradzają już dosyć odległe czasy, szczególnie dla obecnego pokolenia 20- i 30-latków. Mimowolnie uśmiechnęłam się, czytając o supernowoczesnych komputerach, które w kilka minut (sic!) są w stanie przesłać dalej przetworzone informacje.

„Dewiacja” jest historią pewnego młodego studenta medycyny, Adama. Gdy chłopak dowiaduje się, że zostanie ojcem, jego życie przewraca się do góry nogami. Aby utrzymać rodzinę rezygnuje ze studiów, i podejmuje pracę w ogromnej firmie farmaceutycznej. Jednak po pewnym czasie Adam odkrywa, ze firma okazuje się być koncernem, dla którego jedynym motorem działania jest chęć nieustannego bogacenia się. Okazuje się, że pracownicy koncernu przeprowadzają nielegalne badania na zdrowych płodach ludzkich, a co więcej, chcą podstępem przejąć kontrolę nad jak największą liczbą lekarzy. Gdy Adam dowiaduje się, że jego ciężarna żona i nienarodzone jeszcze dziecko zostali wmieszani w chore plany właścicieli firmy, postanawia działać.

Szybkie, nieoczekiwane zwroty akcji i niepewność jej dalszego rozwoju to cechy rozpoznawcze powieści R. Cooka. Jeśli dodać do tego interesującą medyczną zagadkę, objawia się nam właśnie mistrzostwo autora. Jak to z reguły bywa, thriller trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony. Ale „Dewiacja” to coś więcej, niż zwykły thriller. To próba zwrócenia uwagi na również obecnie istniejący problem wpływu firm farmaceutycznych na lekarzy. Wiadomo, iż ogromne kwoty pieniędzy generowane są za każdą kolejną wystawioną receptą. Dlatego też książkę tę polecam nie tylko dlatego, że jest idealnym wypełnieniem zimowego wieczoru , ale także ze względu na jej jakże aktualną fabułę.

Dział: Książki
poniedziałek, 12 październik 2009 07:50

Dopuszczalne ryzyko

Chyba każdy z nas słyszał o czarownicach z Salem. Zjawisko „opętania” kobiet, rzekomego używania magii, ich proces i w efekcie skazanie na śmierć, to nie lada zagadka dla współczesnych naukowców i innych zajmujących się tym przypadkiem.

Robin Cook błyskotliwie powiązał średniowieczną historię o czarownicach z współczesną powieścią medyczną.

Młody naukowiec Edward Armstrong przypadkowo odkrywa pewien dotąd nie znany związek chemiczny, który, jak dowiadujemy się później, był jednym ze składników chleba wypiekanego w średniowiecznej wiosce Salem. Ów związek, po lekkiej modyfikacji, okazuje się być „strzałem w dziesiątkę”, a dokładniej, idealnym lekiem antydepresyjnym, który we wstępnych fazach badań nie posiada żadnych skutków ubocznych. Podekscytowany możliwością zarobienia fortuny, wraz z niewielkim zespołem innych naukowców, tworzy on właśnie w Salem (sic!) małą jednostkę badawczą i wpada na zgoła „szalony” pomysł, aby każdy z członków zespołu przetestował genialny lek na sobie.
Jednocześnie w miasteczku zaczynają dziać się makabryczne zjawiska, zostają odnalezione szczątki zmasakrowanych zwierząt, a pracownicy laboratorium zauważają u siebie krótkotrwałe zaniki pamięci...

Ogólny pomysł na książkę i niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że do ostatniej chwili nie sposób domyślić się finału powieści, co sprawia, że thriller, pomimo swoich niemalże 400 stron, czyta się jednym tchem. Dodatkowym atutem jest brak rozbudowanych opisów.
Ogromnym plusem jest umiejętne zobrazowanie czytelnikowi (co jest, myślę, swoistym talentem autora) wszelkich pojawiających się w akcji wątków związanych z medycyną (np. działanie konkretnych związków chemicznych), tak, że każdy, kto z medycyną styka się jedynie w osiedlowej przychodni, jest w stanie pojąć te medyczne zawiłości.
Doskonale wręcz dawkowane napięcie i emocje to kolejny z argumentów, dla którego warto sięgnąć po tę pozycję, chociaż ten argument jest, można rzec, uniwersalny dla każdej pozycji tego autora.

Książka świetnie nadaje się na nadchodzące jesienne wieczory, a jeśli ktoś zetknął się już z twórczością Robina Cooka, spokojnie może sięgnąć również po ten tytuł – jestem pewna, że się nie rozczaruje.

Dział: Książki
piątek, 06 kwiecień 2012 07:40

Lot Nocnych Jastrzębi

"Lot Nocnych Jastrzębi" to najnowsza powieść Raymonda E. Feista, będąca jednocześnie pierwszym tomem kolejnego cyklu pt. "Saga wojny mroku". Akcja powieści rozgrywa się w znanym nam już z cyklu "Imperium" uniwersum Kelewanu i Midkemii, tym razem jednak w większości w drugiej z krain. Zdarzenia opisane w "Locie..." mają miejsce wiele lat po wydarzeniach "Władczyni Imperium".

Oto z nocnego koszmaru budzi się Pug, którego poznaliśmy już w czasach Mary Acoma. Pug nie jest już jednak młodym adeptem - jest starym, doświadczonym magiem, więc wizję zagrażającej Midkemii inwazji z innego świata bierze jak najbardziej poważnie. Pug musi przygotować do wojny cały midkemijski świat, co wiąże się również z koniecznością dopilnowania, by do czasu inwazji władza w midkemijskich krainach spoczęła w odpowiednich rękach. Pug przewodzi tajemniczej organizacji zwanej Konklawe Cieni. Wraz z przyjaciółmi i współpracownikami ze stowarzyszenia musi udaremnić spisek, w który zamieszany jest klan zabójców - śmiertelnie niebezpiecznych Nocnych Jastrzębi, wytropić wroga z dawnych czasów i dowiedzieć się, jak opanować ukryte na Midkemii tysiące lat temu i na pewno związane ze zbliżającą się inwazją zabójcze artefakty - Talnoye. W sam środek tych wydarzeń trafiają Tad i Zane - przybrani bracia z dalekiego miasta Stardock. Bardzo młodych i bardzo naiwnych, nieprzyuczonych do żadnego zawodu chłopców bierze pod swoje skrzydła kochanek ich matki - Caleb. Ich wspólna podróż komplikuje się na skutek nieprzewidzianych wydarzeń, które sprawiają, że chłopcy będą musieli wziąć udział w bardzo niebezpiecznej misji.

Akcja powieści rozkręca się bardzo wolno. Autor nie szczędzi nam informacji na temat niemal każdego z bohaterów. Niestety przywołuje często minione zdarzenia, o których czytelnik na podstawie tych wzmianek ma raczej mgliste pojęcie. Przez cały czas ma się wrażenie, że książce przydałby się solidny "prequel". Nie należy jednak zapominać, że to dopiero pierwsza część opowieści. Niektore wątki dopiero się rozpoczynają.

Zdecydowanie na plus liczę wątek szpiegowski. Pug jest tu niczym M z filmów o Jamesie Bondzie, choć jego uczestnictwo w akcji jest nieco bardziej rozbudowane. Jest on doświadczonym weteranem wielu wojen i potyczek, w przeszłości poniósł na rzecz zwycięstw kilka bolesnych osobistych ofiar. Jego organizacja jest dość tajemnicza - posiada rozbudowaną siatkę licznych agentów, natomiast nie wiadomo skąd czerpie inspirację i środki do działania. Jednego z przyjaciół Puga - Nakora porównałabym do Q - choć jego mocną stroną nie są gadżety dla agenta 007. Niepozorny Nakor jest badaczem, filozofem i myślicielem oraz, zdaniem Puga, jednym z najniebezpieczniejszych magów świata, choć sam siebie nazywa szulerem, a swą magię "kilkoma sztuczkami". Rolę Bonda podzieliłabym w powieści między dwóch synów Puga - aroganckiego maga Magnusa i zupełnie pozbawionego magicznych talentów łowcę, Caleba. To właśnie życiowe wybory tego drugiego włączają do akcji dwóch zupełnie zielonych młodzików, którzy będą musieli w szybkim tempie wiele się nauczyć by w ogóle przeżyć.

Powieść mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim fanom fantasy, choć jak wcześniej napisałam akcja rozkręca się powoli. "Lot Nocnych Jastrzębi" jest jednak dobrą zapowiedzią dalszego ciągu sagi. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Dział: Książki
sobota, 12 marzec 2011 07:36

Niebezpieczna gra

Kolejna propozycja Robina Cooka z miejsca wspięła się na pierwsze miejsca książkowych list przebojów. Mowa tu oczywiście o najnowszym dziele mistrza thrillerów medycznych pt. „Niebezpieczna gra”.

Tym razem autor przenosi Czytelnika w sam środek zaciętej walki o dominację na specyficznym rynku medycyny regeneracyjnej pomiędzy rodzinami japońskiej i włoskiej mafii – żeby było ciekawiej – na amerykańskiej ziemi. Walka toczy się o miliardy dolarów ukryte pod postacią bezcennego patentu mogącego w przyszłości wywołać spore zamieszanie.

Gdy wynalazca patentu ginie, do akcji zupełnie przypadkowo wkracza dr Laurie Montgomery-Stapleton – znana wszystkim miłośnikom prozy Cooka patomorfolog. Jak wcześniej, tak i tym razem nieustępliwa pani doktor nie ugnie się nawet pod naciskami japońsko-włoskiej mafii, póki nie rozwikła zagadki tajemniczej śmierci.

Osobiście uważam, że ta powieść trochę różni się od poprzednich. Jako wielka fanka wszelkich czysto medycznych wątków (opisy zabiegów, objaśnienia medycznej terminologii itp.) po przeczytaniu tej książki odczuwałam pewien niedosyt. Pomimo tego, iż powieść można zakwalifikować do bestsellerów, pomimo ciekawego pomysłu, wartkiej akcji i innych czynników, które spełnia każdy bestseller, zbyt mało było „medycyny samej w sobie”. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież cała opowieść związana jest ściśle z medycyną, jednakże chodzi mi tu o pewne medyczne „smaczki”, w które obfitowały poprzednie pozycje Cooka, a których w tej było dużo mniej. Mam na myśli ciekawostki, o których już wcześniej wspomniałam – zagłębienie się w tajniki pracy patomorfologów (działające na wyobraźnię opisy procesów zachodzących w człowieku, opisy sekcji – czego nigdy nie brakowało, jak przystało na dr Laurie Montgomery-Stapleton).

Niemniej jednak polecam przeczytanie „Niebezpiecznej gry” każdemu miłośnikowi tego typu literatury, aby sam mógł przekonać się, czy moja ocena była słuszna.

Dział: Książki
niedziela, 11 marzec 2012 14:47

Władczyni Imperium

„Władczyni Imperium" to ostatnia część trylogii „Imperium" Raymonda E. Feista i Janny Wurts. W zakończeniu drugiej części autorzy pozostawili swoją bohaterkę - Marę Acoma w bardzo mocnej pozycji. Dziewczyna wyrosła na silną kobietę i groźnego przeciwnika w Rozgrywce Rady. Pokonała swoich wrogów, przejęła ich majątek i pozyskała tytuł „sługi Imperium", który daje jej przywileje równe członkom rodziny cesarskiej. Stała się także motorem zmian w polityce i obyczajowości Kelewanu.

Niestety musiała też odesłać ukochanego do jego ojczyzny, a kolejny mężczyzna w jej życiu, choć jest dobrym mężem i przyjacielem, nie potrafi jej dać namiętności, którą przeżywała przy Kevinie. Zmiany polityczne, które zapoczątkowała nie wszystkim się spodobały. Stronnictwo tradycjonalistów rośnie w siłę, a nie jest jedynym przeciwnikiem z jakim musi zmierzyć się Acoma. Już na początku powieści bohaterka przeżywa tragedię - w zamachu w nią wymierzonym ginie jej pierworodny syn, Ayaki. Mara w rozpaczy popełnia błąd, który może ją wiele kosztować. Nieoczekiwanie do gry włączają się także Magowie - silną pozycję Mary uważają za zagrożenie dla równowagi Imperium. Mara przystępuje do rozgrywki o najwyższe stawki z wrogiem, który wydaje się być nie do pokonania i któremu nikt dotąd nie ośmielił się stawić czoła. Bardzo pomocny w snuciu intryg okaże się jej mistrz wywiadu - Arakasi. Czy jednak jego pani nie wyznaczyła mu tym razem zadania ponad siły zwykłego człowieka? Nad jego siatką szpiegowską zbierają się tymczasem czarne chmury - ktoś chce zniszczyć jej struktury i doprowadzić do upadku Acoma. Życie samej Mary również przez cały czas jest w niebezpieczeństwie - autor pierwszego zamachu wciąż ponawia starania...

„Władczyni" nie była łatwą lekturą. Drugi tom skończył się tak dobrze, że właściwie mogłoby to zamknąć historię Mary. Niemal nie miałam ochoty czytać trzeciej części, by nie zburzyć tego sielankowego spokoju. Poza tym kelewańska sceneria nieco już spowszedniała, a rozpoczęcie trzeciego tomu mocnym akcentem w postaci śmierci synka Mary budziło we mnie jakiś wewnętrzny sprzeciw - czemu to wszystko zmierza w takim kierunku? Przeszkadzało mi również coraz większe spowolnienie akcji. Autorzy zastosowali identyczny jak w tomie drugim zabieg - wydarzenia ważne odzielane są okresami względnego spokoju skracanego opisowo do jednego zdania np. „minęły dwa lata". Akcja części trzeciej obejmuje grubo ponad dziesięciolecie, a epilog wybiega jeszcze dalej w przyszłość, kiedy Mara jest już starszą panią (i tak oto zdradziłam, że bohaterka jednak przeżyje wszystkie skrytobójcze ataki na swoje zycie:)).

Mnie osobiście najbardziej z całego cyklu podobała się część pierwsza. Druga była jej naturalnym rozwinięciem. Jeżeli ktoś przeczytał dwa pierwsze tomy, z pewnością przeczyta i trzeci, choćby z ciekawości jak zakończy się cała historia. Jednak wyczyn ten wymaga już pewnej wytrwałości i myślę, że niestety nie wszystkim jej starczy.

Dział: Książki
środa, 11 sierpień 2010 14:17

Dom na wyrębach

Domek na wsi to marzenie niejednej osoby. Prawie każdy chciałby mieszkać w cichym, spokojnym i zarówno pięknym miejscu. Taka sceneria może być fantastyczna w dzień, jednak w nocy, gdy pomyślimy o zupełnej ciszy, zapalonych świeczkach, słyszalnych ruchach wiatru albo przebiegającej zwierzyny, nasza wyobraźnia zaczyna pracować. Stefan Darda w powieści „Dom na wyrębach” główną akcję umiejscowił w niewielkiej wiosce na Lubelszczyźnie.

Głównym bohaterem jest doktor prawa Marek Leśniewski. Po rozstaniu z żoną postanawia zacząć życie od nowa, w nowym miejscu i w nowej pracy. Z Wrocławia gdzie spędził wiele lat przeprowadza się do rodzinnych stron - na Lubelszczyznę. Kupno małego domku w Wyrębach jest pierwszym etapem nowej stabilizacji. W bliskim sąsiedztwie znajduję się tylko jedno gospodarstwo, w którym zamieszkuje „dziwny” mężczyzna budzący respekt wielu osób. Jak później dowiadujemy się, ten niesympatyczny sąsiad okazuję się podejrzanym mordercą, któremu nigdy nic nie udowodniono. Akcja przenosi się często do okolicznego miasteczka oraz do Lublina, gdzie posadę wykładowcy otrzymuje Leśniewski. Obrazek pięknego miejsca z przytulnym domkiem, zaczyna się zmieniać w tajemniczą okolicę, gdzie pojawiają się różne paranormalne zjawiska.

Fabuła na pierwszy rzut oka zdaje się być wyraźnie zaznaczona, jednak na czytelnika czekają liczne niespodzianki. Autor umiejętnie steruje tempem akcji między opisem zwykłych, codziennych czynności bohatera, a momentami, w których dreszczyk emocji się pojawia. Na okładce czytamy: powieść utrzymana w klimacie prozy Stephana Kinga”. Okazuje się, że nie jest to tani chwyt marketingowy, tylko słuszne porównanie. Bohaterowie Dardy to barwnie scharakteryzowane postacie. Interesującymi osobami są: sąsiad Leśniewskiego Antoni Jaszczuk, który jest najbardziej tajemniczą personą oraz przyjaciel Marka- Hubert.

Książkę czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Klimat powieści, kreacja bohaterów, narracja, umiejscowienie w konkretnym czasie i miejscu to plusy, które decydują, że „Domy na Wyrębach” zasługują na miano kapitalnej książki, którą po prostu trzeba przeczytać. Gratuluję udanego debiutu, z niecierpliwością czekam na więcej!

Dział: Książki