kwiecień 20, 2025

Rezultaty wyszukiwania dla: akcji

piątek, 05 lipiec 2019 12:55

Mam na imię Jutro

Ludzie zgodnie twierdzą, iż pies jest najlepszym przyjacielem człowieka; zawsze lojalny, kochający, wspierający na swój własny, zwierzęcy sposób. Nasz główny bohater wabiący się Jutro, pozornie niczym nie wyróżnia się na tle swojego gatunku. No właśnie, tylko pozornie- żyje bowiem już 217 lat, co dla zwykłego psa jest granicą nie do osiągnięcia. I praktycznie przez większość tego czasu czeka wiernie na powrót swojego ukochanego pana. Dni spędza w swojej mało przytulnej "norze" u wybrzeża Wenecji, wierząc, że w końcu na pokładzie któregoś zawijającego do portu statku znajdzie się jego najdroższy człowiek. Niestety, każdy nowy dzień staje się kolejnym rozczarowaniem, a czekanie przerywa jedynie przymus zdobycia jedzenia oraz zaczepki ze strony młodszego kolegi Sporco, ocalonego przez niego lata temu, jak również spacery pod katedrę, którą wyznaczył właściciel Jutra jako miejsce ich ponownego spotkania. Niespodziewanie psi bohater trafia na jakiś trop; jest nim Vilder, człowiek o raczej niesympatycznym usposobieniu, którego poznał wiele lat temu za sprawą swojego pana. Zresztą, tych dwóch mężczyzn łączy o wiele więcej niż wspólna tajemnica nieśmiertelności. Jutro ma wybór- albo pozostać na swoim wieloletnim posterunku, albo ruszyć w ślad za dawnym wrogiem, wciąż noszącym na sobie zapach jego właściciela. 

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to magnetyczna okładka; widać, że wydawnictwo włożyło wiele wysiłku w to, aby tę nietuzinkową historię upiększyć jeszcze bardziej i nakarmić czytelnicze oczy czymś więcej, niż literkami w środku. Od pierwszej chwili, w której ją ujrzałam wiedzialam, że musi być moja. I oczywiście sam fakt, że głównym bohaterem powieści jest pies o wdzięcznym imieniu Jutro, a nic tak bardzo nie przyciąga do lektury jak fakt, iż występują w niej zwierzęta (choć nierzadko w trakcie akcji umierają, przez co granica mojego wzruszenia zostaje przekroczona). Czy te wszystkie aspekty złożyły się jednak na równie fantastyczną treść?

Jutro jest już bardzo starym psem, choć patrząc na niego, nikt nie dałby mu tylu lat, ile naprawdę ma. W jego chodzie oraz zachowaniu widać jednak tę stateczność, nabywaną z upływającym czasem. Ów psi bohater za wszelką cenę chce odnaleźć pana, a mimo to przez wiele lat nie opuścił swojego "punktu dowodzenia", wierząc w obietnice człowieka. Ale czeka. A lata lecą. Chyba takim impulsem do wskoczenia na statek był widok Vildera i wieści, że on również poszukuje zaginionego mężczyznę. No i entuzjazm Sporco co do podróży w nieznane krainy, od której to wizji zupełnie nie dało się go odciągnąć. Przez chwilę nawet myślałam, że ta wrodzona rozwaga czworonoga wynika z jakiejś odrobinki strachu kryjącej się w jego sercu, ale nie. Późniejsze wydarzenia jedynie podkreśliły, jak wiele miał w sobie odwagi. Jak to mówią: "Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana".

Pan Dibben w pierwszych rozdziałach dokładnie wprowadza nas w meandry relacji między człowiekiem a zwierzęciem, zaś sam Jutro wielokrotnie przywołuje wspomnienia, dzięki czemu czytelnik z łatwością widzi tę miłość, która ich łączy. Poznajemy dokładnie zaginionego mężczyznę, to, czym się zajmuje i jak doprowadził do tego, iż obaj są nieśmiertelni. Na scenę wychodzą również jego związki z Vilderem, który mianuje się jego przyjacielem, mimo że trudno to odebrać w ten sposób. I oczywiście (bo jakby tak mogło być) ktoś umiera, a konkretniej jeden z psich bohaterów. Ten moment kompletnie złamał mi serce, ale oczywiście do takich autorskich zabiegów można się przyzwyczaić (choć ciężko jest się na tę śmierć przygotować i nie reagować łzami). Akcja toczy się szybko, szczególnie od momentu, w którym Jutro spotyka Vildera. Nie sposób się nudzić, bowiem na jaw wychodzą coraz to nowsze tajemnicze, mroczne intrygi. Vilder emanuje zawiścią, choć początkowo nie wiemy, dlaczego.

Mam na imię Jutro to piękna historia wierności i miłości, jaka rodzi się między zwierzęciem a jego właścicielem. Niejednokrotnie można natrafić na artykuły, w których opisywane są reakcje czworonogów po śmierci ich panów. One czują tak jak my i równie mocno przywiązują się do nas. Pan Damian Dibben pięknie to ukazał, podkreślając, ile lat czekał Jutro na choćby najmniejszy ślad zaginionego, z jaką rozpaczą przyjmował kolejny, fałszywy trop. Czasu spędzonego z tą książką na pewno nikt nie uzna za zmarnowanego.

Dział: Książki
wtorek, 25 czerwiec 2019 15:18

“Czerwony lód” – Małgorzata Radtke

Sierż. szt. Szadurski po policyjnej akcji w rezerwacie Beka otrzymuje wezwanie na miejsce zdarzenia do zakładu produkującego mrożonki w Szelewie. Podłoga na hali produkcyjnej zalana jest ludzką krwią. Brak ciała oraz nagrań z monitoringu od samego początku komplikuje śledztwo.

Dział: Patronaty
wtorek, 25 czerwiec 2019 10:55

Cień

„Moralność nie jest grą o sumie zerowej. W różnych sytuacjach te same wybory mogą być dobre albo złe. To zamiary i rezultaty mają znaczenie.”

Przygoda czytelnicza kierowana ku młodym odbiorcom, choć i starsi uznają ją za przyjemną i relaksującą. Nie prezentuje złożonego świata, ale uwzględnia ciekawe pomysły na fabułę. Ludzkość sprawnie porusza się po galaktyce, walczy z grzechami przeszłości i symptomami wielkiego upadku. Dworskie intrygi wyniesiono w kosmiczny wymiar, królestwom przypisano zasięg wielu planet, bogactwa stały się elementem wszechświata, a mroczna natura człowieka pozostała bez zmian, toczy się walka dobra ze złem, a wynik nie jest przesądzony.

Dynamiczne rytmy i mnogość zwrotów akcji podnoszą walor przybliżanej historii. Podobnie jak atrakcyjnie sportretowane postaci, patrzymy na nie z perspektywy jednostki i grupy. Każda osoba wykazuje się szczególnymi umiejętnościami, a połączone siły przyjaciół i sprzymierzeńców współtworzą efektowną broń i skuteczną tarczę obronną. Spodobała mi się idea oplatania i poławiania cienia, niestabilnego źródła energii, pożądanego przez różne rody jako potencjalne źródło władzy i dominacji. Okazuje się, że coś, co powinno łączyć i służyć dobru powszechnemu staje się iskrą zapalną konfliktów i wojen. W burzliwym klimacie nie mogło zabraknąć, niejako dla kontrastu i ubarwienia akcji, wątku romantycznego, zgrabnie i z wyczuciem poprowadzonego. Lekki niedosyt powstał przy prezentowaniu niektórych zdarzeń, czasami wymykających się logicznym uzasadnieniom, czy zbyt młody wiek bohaterów w stosunku do doświadczeń życiowych, jednakże wszystko mieściło się w ramach akceptowalności. Mnóstwo przygód, niebezpiecznych sytuacji, ryzykownych wyzwań, potężnych tajemnic i szpiegowskich działań. Pierwszy tom nie wszystko ujawnia, także w zakresie przeszłości i intencji postaci, zajmująco będzie odkrywać je w kolejnych odsłonach serii.

Planeta Alaxak, jej ogromne złoża cienia, oraz mieszkańcy wywodzących się z najstarszych rodów, których trudnym losem mało kto się dotąd przejmował, pozostawieni na pastwę kosmicznej samotności, nagle stają się w ścisłym kręgu zainteresowań innych pozaplanetarnych królewskich. Załoga „Dziedzictwa Kaitanu”, poławiacza cienia, pod przewodnictwem kapitan o wybitnych zdolnościach szybowania wśród zdradliwych obszarów Alaxaku, wystawiona zostaje na próbę sił. Niedawno dołączył do nich ładowacz Nev, który zdaje się wypełniać sekretną misję, ale też przyciągać niebezpieczeństwa. Kim jest Nev i czym tak naprawdę się kieruje?

Dział: Książki

Już w następny weekend (28-30 czerwca) odbędzie się trzecia edycja konwentu Orichalcum, poświęconego grze RPG Earthdawn.

Dla uczestników przewidziane są konkursy z nagrodami, prelekcje, sesje, ognisko integracyjne oraz nieskończona ilość dobrej zabawy. Konwent ma charakter plenerowy, odbywa się na terenie leśniczówki w Głuchowie koło Rawy Mazowieckiej. Miejsce leży na skraju lasu, w pobliżu rzeki Rawki. Większość atrakcji odbywa się na wolnym powietrzu i w namiotach harcerskich. Nocleg także odbywa się pod namiotami, które goście muszą przywieźć sobie sami, o ile oczywiście przy zapewnionych atrakcjach w ogóle zdecydują się na spanie.

Jedną z niespodzianek, jakie czekają na uczestników, jest wizyta dwojga wyjątkowych gości z USA. Konwent odwiedzą Andi Watson i John Harrison z FASA Games Inc. Poprowadzą prelekcję i odpowiedzą na związane z grą pytania, może też zdecydują się dołączyć do sesji?

Orichalcum jest konwentem półotwartym tzn., że aby uzyskać wstęp na konwent należy wypełnić formularz znajdujący się poniżej i cierpliwie czekać na zaproszenie od organizatorów. Uwaga! Termin wysyłania zgłoszeń upływa 23 czerwca.

Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie konwentu.

Dział: Konwenty
poniedziałek, 10 czerwiec 2019 22:35

Królestwo Popiołów. Część II

Nie mieliśmy szans. Zatraciliśmy całą nadzieję. Wcześniej, gdy jeszcze czuliśmy, że jest z nami, walczyliśmy, ale teraz wiemy, że zginiemy. Umrzemy zarżnięci niczym prosięta, wybiją nas co do jednego. Nikt nie zdoła przeżyć tego, co za chwilę nastąpi. Otaczają nas. Wkradają się w nasze umysły. Pochłaniają myśli. Wzbudzają strach. Nie zdołamy uciec, a co dopiero myśleć o wygranej. Wiedzieliśmy, że to kiedyś nadejdzie. Wytrzymaliśmy dostatecznie długo. Nie poddaliśmy się, ale czy nasza walka coś zmieni? Co stanie się, gdy potwory przejmą nasz świat? Czy ktokolwiek ocaleje? Nie warto tracić sił na te głupie, naiwne myśli. To koniec. Ostateczny koniec. Nikt nam nie pomoże. Nie ma mocy, która mogłaby nas z tego wykaraskać, a raczej już nie ma. Ona nie przybędzie. Nie podpali świata. Wiem, że to nie jej wina, ale nie potrafię jej wybaczyć tego, co zrobiła. Dawno temu jej odwaga i upór mi imponowały. Myślałem, że jest niezwyciężona, ale teraz jej wewnętrzny ogień zagasł. Została złamana, a my razem z nią...

Ostatni tom niesamowitej serii stworzonej przez Sarah J. Maas zabierze was w fascynującą podróż do  wnętrza ostatniego, samotnego płomienia. Druga część finałowego tomu to jeszcze większa dawka niezapomnianych emocji, chwil grozy i strachu przed tym, co stanie się z bohaterami. Możecie odetchnąć w spokoju - koniec historii Aelin nie będzie nudny. Wywoła w waszych sercach istny rollercoaster emocji. ,,Królestwo Popiołów" zachwyca coraz bardziej z każdą przeczytaną stroną, zaskakuje nieoczekiwanymi momentami i pozostawia po sobie nutkę nostalgii. Co jeszcze? Dowiecie się tego w dalszej części recenzji!

,,Najważniejsze na świecie jest to, co mieszka w w naszych sercach. Bez względu na to, dokąd się udasz, bez względu na to, jak daleko, przywiedzie cię do domu."
 
Ostatnia nadzieja wszystkich, którzy marzą o wolności, tli się na Północy, gdzie Terrasen dzielnie stawia czoła hordom Morath. Tam, gdzie w pierwszej linii szaleje Aedion na czele Zguby. Tam, dokąd zmierzają Aelin, Chaol i Rowana, wiodąc nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Tam, dokąd odwraca głowę Manon Czarnodzioba, szykująca plan zjednoczenia wiedźm.
Na mroźnej Północy splotą się nici przeznaczenia. Ale czy pod murami dumnego Orynthu niezwykła intryga Aelin Ashryver Galathynius znajdzie rozwiązanie? Czy mimo zimnych wichrów, morza krwi i powszechnego przerażenia zakwitnie miłość i nastanie pokój?

,,- Jesteś terytorialna, lubisz dominować, masz skłonności do agresji...
- W sztuce komplementowania kobiet nie masz sobie równych."

,,Królestwo Popiołów" to napisana z wielką dokładnością przez panią Maas powieść. Autorka postanowiła dopieścić każdy szczegół i ukazując czytelnikowi różne sytuacje i wspomnienia z przeszłości bohaterów, zakreśliła idealne koło, które zachwyca. Zaskakujące zwroty akcji, nieoczekiwani sprzymierzeńcy, fragmenty historii składające się powoli w całość. Nie możecie czuć się bezpieczni. Zastanawiacie się dlaczego? Sarah J. Maas w finale ,,Szklanego Tronu" poruszy was do głębi serca. Niezwykle ciekawy koniec przygód Aelin oraz jej przyjaciół skradł moje serce. Na zawsze pozostanie mi w pamięci. Wiem, że jeszcze nie raz będę wracała do historii Aelin - zabójczyni, która przeszłą długą i bolesną drogę, aby stać się królową.

,,- Jesteś terytorialna, lubisz dominować, masz skłonności do agresji...

- W sztuce komplementowania kobiet nie masz sobie równych."

 
Sarah J. Maas zaprasza was w ostatnim tomie niesamowitej serii do przeżycia z bohaterami - skradającymi serce - nieodwołalnej bitwy, która zaważy na losach całego świata. Czy bezdusznym Valgom uda się opanować świat? Nie zdradzę wam tego, ponieważ wejście do świata nieustraszonej Aelin, intrygującego Doriana, upartego Aediona oraz innych świetnie wykreowanych postaci, wciągnie was bez końca. Nie będziecie mogli oderwać się od finału przygód Płomiennego Serca, które rozpali w was miliardy emocji. Polecam!
Dział: Książki
piątek, 07 czerwiec 2019 13:36

Vision

Vision to postać, która, choć po raz pierwszy ukazała się na kartach komiksów Marvela ponad pół wieku temu, stała trochę na uboczu i nie odgrywała ważnych ról w historiach o superbohaterach. Praktycznie nie miała również szczęścia do solowych przygód. Oprócz opisywanego w tej recenzji 12 częściowego cyklu z 2015 roku, Vision otrzymał wcześniej krótką miniserię  „Vision and The Scarlet Witch” w 1982 roku oraz 5 częściową miniserię „Ultimate Vision” w latach 2006-2007. Szczerze mówiąc, to stał się on szerzej rozpoznawalny nie tylko wśród fanów Marvela dopiero w 2015 roku, dzięki pojawieniu się w MCU i filmie „ Avengers: Czas Ultrona”. Wtedy to również scenarzysta Tom King, były agent CIA, który na swoim koncie posiadał już historie z Batmanem w roli głównej, zapukał do Domu Pomysłów ze swoją wizją solowej opowieści graficznej z Visionem. Seria ta zebrała na amerykańskim rynku bardzo pozytywne opinie, a od lutego 2019 roku dzięki wydawnictwu Egmont zapoznać się z nią mogą polscy czytelnicy.

Tytułowy Vision jest syntezoidem, czyli androidem z syntetycznymi ludzkimi narządami i krwią. Został stworzony przez Ultrona, który chciał za jego pomocą zniszczyć członków Avengers. Jednak z czasem zwrócił się przeciw swemu stwórcy, stał się bohaterem i dołączył do grupy, którą początkowo miał zgładzić. Vision nie musi przyjmować pokarmów i napojów oraz nie oddycha. Nie starzeje się jak zwykły człowiek, ale został zaprogramowany tak, by mógł czuć emocje. Jego najbardziej znaną zdolnością jest przenikanie przez materię ożywioną i nieożywioną. Przez pewien czas jego żoną była Scarlet Witch.

vision 2

Seria Toma Kinga ukazuje Visiona w zupełnie nowej roli. Syntezoid stworzył mianowicie dla siebie rodzinę. Wraz z żoną Virginią oraz dziećmi Vivian i Vinem postanowił osiedlić się na przedmieściach Waszyngtonu, oraz rozpocząć nowe życie, które dałoby mu namiastkę człowieczeństwa. Stara się być przykładnym ojcem i koleżeńskim sąsiadem. Choć przecież posiada umiejętności przekraczające ludzkie pojęcie, próbuje prowadzić przeciętne życie. Wszystko jednak co robi jest sztuczne i na pokaz. Wraz z rodziną zasiada do wspólnego posiłku przy stole, kładzie się spać do łóżka, czy posyła do szkoły dzieci, którym nauka jest zbędna, gdyż mają dostęp do pełnej, znanej ludzkości wiedzy. Sytuacja ta budzi wśród sąsiedzkiego społeczeństwa niepokój i wręcz przerażenie, a członkowie Avengers podchodzą do dziwnego pomysłu Visiona z dużą rezerwą. On zaś i jego rodzina, im bardziej się jednak starają, tym bardziej coś komplikują. Syntezoidowa sielanka nie może trwać wiecznie i wszystko zaczyna się sypać jak domek z kart po tym, jak zostają zaatakowani przez Mrocznego Żniwiarza, dawnego przeciwnika Visiona. Na pozór opanowana sytuacja uruchamia lawinę niekontrolowanych zdarzeń, które tragicznie wpłyną na losy bohaterów.

„Vision” to komiks nietuzinkowy. Nie wpisuje się on w konwencję typowych komiksów o superbohaterach. Nie uświadczymy tutaj spektakularnych i epickich pojedynków czy wartkiej akcji. Opowieść ta bardziej ma cechy dramatu i tragedii. Mamy tutaj pełną paletę emocji od miłości i strachu, aż po złość i brutalność. King skupił się na dogłębnej analizie psychologicznej Visiona i jego rodziny. Na tym, jakie efekty mogą przynieść skrywane tajemnice, chęć ciągłego ulepszania rzeczywistości czy nadgorliwość. Z drugiej strony ukazuje jaki wpływ na społeczeństwo ma rodzina Visiona. W ten sposób porusza on ważny aspekt rosnącej roli sztucznej inteligencji w naszym życiu. Fakt, że nad ludzką naturą robotów wielu twórców literackich czy filmowych nurtu fantastyki zastanawiało się wcześniej. Jednak sposób w jaki robi to King, jest bardzo oryginalny, dogłębny i wręcz filozoficzny. Stara się odpowiedzieć na wiele pytań, które samoistnie cały czas się nam nasuwają. Czy roboty mają prawo zakładać rodzinę? Czy mogą kierować się sumieniem i uczuciami? Czy powinny być rozliczane ze swoich czynów jak zwykli ludzie, a za ich wszystkie błędne decyzje można winić wadliwe oprogramowania?

Wbrew pozorom nie jest to komiks ciężki w odbiorze. Całość jest przedstawiona w sposób lekki i przyjemny. Wpływ na to ma również bardzo ciekawa oprawa graficzna, której autorami są Gabriel H. Walta – hiszpański rysownik znany m.in. z serii „Astonishing X-Men” oraz Michael Walsh.  Ich kadry oraz okładki są naprawdę ładne i wpadają w oko. Stonowane kolory idealnie zaś pasują do przekazywanych emocji bohaterów.

Podsumowując, „Vision” Toma Kinga to idealny przykład na to, że komiksy z nurtu superhero nie muszą być przepełnione dynamiczną akcją, aby móc zainteresować czytelnika. Tutaj prym wiedzie bardzo ciekawa fabuła, pełna zwrotów i dramaturgii. Równie dobrze, King mógłby napisać powieść opartą o ten sam scenariusz, która z pewnością cieszyłaby się sporym uznaniem. Decyzja o przyznaniu nagrody Erisnera, czyli największego wyróżnienia w branży, dla tego komiksu była prawidłowa.

Na koniec brawa dla wydawnictwa Egmont za wydanie tej 12 zeszytowej serii pod postacią jednego zbiorczego albumu.

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić ten album nie tylko wszystkim miłośnikom Marvela (ich pewnie i tak nie trzema nawiać), ale wszystkim spragnionym dobrej komiksowej lektury.

Dział: Komiksy

„Kiedy zawodzi wszystko inne, wkraczamy do akcji.”

W Nowym Jorku w Czarny Piątek wybuchła niszczycielska pandemia, która doszczętnie zrujnowała Stany Zjednoczone.

Kilka miesięcy później cywilizacja zaczyna się odradzać. Nadchodzi wiosna. Ludzi przepełnia nadzieja; łączą się w grupy, tworzą osady i próbują ułożyć sobie życie. Ponieważ rząd nie istnieje, a cała nowoczesna infrastruktura jest zniszczona, tylko Division – niezależna jednostka tajnych agentów pojawiających się dopiero wówczas, gdy zawiedzie wszystko inne – chroni ludzi przed żądnymi krwi drapieżnikami, śmieciarzami i wszystkimi, którzy tylko czekają, by wykorzystać naiwnych i słabszych.

Aurelio Diaz jest agentem Division i człowiekiem honoru. Ściga jednego z kolegów, który w niewyjaśnionych okolicznościach porzucił służbę, przyczyniając się do śmierci wielu cywilów.

April Kelleher opuszcza Nowy Jork, by dotrzeć na niespokojny Środkowy Zachód. Ma nadzieję, że znajdzie tam wyjaśnienie zagadki morderstwa swojego męża i dowie się, czy rzeczywiście istnieje panaceum na śmiertelną zarazę.

Agent Diaz i April odkrywają, że stabilna przyszłość odradzającego się kraju jest poważnie zagrożona. Muszą podjąć zdecydowane kroki, by powstrzymać nowego wirusa oraz uchronić cywilizację przed ostatecznym upadkiem.

Dział: Zakończone
piątek, 24 maj 2019 18:04

Bez śladu

“Bez śladu” to próba odpowiedzi na pytanie, co stało się w grudniu 1900 r. z trzema latarnikami pracującymi w latarni morskiej u wybrzeży Szkocji, na wyspie Eilan Mor. Ta historia bowiem jest po dziś dzień zajmuje umysły wszystkich fanów morskich tajemnic. Nie zdarza się bowiem często, by trzech dorosłych mężczyzn nagle rozpłynęło się bez śladu. Wersja przedstawiona w filmie zakłada, że tajemnicze zniknięcie wiąże się ze złotem, chciwością, zbrodnią i wyrzutami sumienia.

Akcja nie jest porywająca. Wręcz przeciwnie, przypomina dynamikę życia na bezludnej wyspie. Ot, trzech dorosłych mężczyzn każdego dnia wykonuje te same czynności, by nie dopuścić do morskiej katastrofy. Przynajmniej do czasu... I właśnie ten spokój jest dużym atutem filmu. Gerald Butler, którego kojarzyłam głównie z filmów akcji, daje popis dojrzałego aktorstwa, grając targanego tęsknotą za rodziną, obawą o ich los, a ostatecznie wyrzutami sumienia mężczyznę. Wspomagany talentem Petera Mullana i Connora Swindellsa, tworzą razem opowieść o ludzkich namiętnościach i upadkach.

Reżyser wykorzystał nie tylko talent aktorski, ale także ograniczone możliwości miejsca akcji. Fantastycznie łączy klimat klaustrofobicznych pomieszczeń latarni morskiej z bezkresem otaczającego morza, tworząc atmosferę nie tyle grozy, co napięcia i oczekiwania na to, co stanie się za chwilę.

Film nie jest dla tych, co oczekują fajerwerków i nagłych zwrotów akcji. Tu zdarzenia, jak w życiu, następują po sobie z brutalną logiką konsekwencji naszych decyzji. Nie staje się cud, nie wygrywa dobro. To po prostu opowieść o tym, że dobry człowiek musi zginąć, gdy dopadną go wyrzuty sumienia. Że dla dobrego człowieka nie jest możliwym racjonalizowanie złych uczynków. I że przeszłość nas dopada, czasem bardzo szybko. A jak dopadnie, to potrafi zmusić do podjęcia kroków ostatecznych.

Dział: Filmy
poniedziałek, 20 maj 2019 18:51

Grass Kings 2

Małe miasteczko to przede wszystkim ludzie, którzy je tworzą. Ich życie to często historia miejsca, w którym tworzą swoją małą, zgraną społeczność. Takie skupisko często przesiąka sobą nawzajem, wiedząc o sobie wszystko. Tylko czy na pewno tak jest? Jesteś w stanie poznać każdego wraz z jego tajemnicami? Chcesz wiedzieć, co skrywają inni?

Powrót do Królestwa Traw i jego mieszkańców to przede wszystkim tajemnice z przeszłości i wciąż nasuwające się nowe pytania. Niedawna walka pozostawiła w ludności królestwa niepewność, jednak starają się ją przekuć w codzienność. Maria, przez którą doszło do walk dalej mieszka u Roberta, najstarszego z braci, który wciąż uznawany jest za przywódcę ich społeczności. Bruce stara się dowiedzieć, ile prawdy jest w słowach ich największego wroga o mordercy kryjącym się wśród ich sąsiadów. Gdy wraz z bratem rozpoczyna śledztwo, nie zdaje sobie sprawy, jak łatwo może doprowadzić do zniszczenia tego, co tak skrzętnie budowali. Powroty do przeszłości odkryją tajemnice, brudy i ściągną niebezpieczeństwo nie tylko na Bruce'a i Roberta. Czy widmo skrywającego się seryjnego mordercy będzie tym, co zniszczy Królestwo Traw?

Nawet nie wiecie, jak bardzo tęskniłam za światem komiksów, a szczególnie przedstawionym przez duet Kindt- Jenkins. Wystarczyła chwila, przewrócenie jednej strony, by na nowo zanurzyć się w świecie wyrazistej, nieco mrocznej kreski i małomiasteczkowej opowieści pełnej tajemnic. Drugi tom dał radę?

Nie miałam żadnych wątpliwości, że dalsze losy mieszkańców Królestwa Traw wywrą na mnie mocne wrażenie. Grass Kings to historia z tych wielkich, które czyta się jednym tchem i natychmiast oczekuje kontynuacji. Bez problemu na powrót wkręciłam się w wydarzenia, jakie obecnie mają miejsce w nadmorskim miasteczku. Początkowo tempo jest spokojne, niczym Królestwo, które odradza się po ostatnich wydarzeniach. Nie radzę jednak odkładać książki w kąt, bo skrywa ona mnóstwo akcji, która wywoła sporo emocji w każdym czytelniku.

Drugi tom Grass Kings to przede wszystkim bohaterowie, którzy ewoluują na naszych oczach. Podejmują ryzyko, by odkryć czające się tajemnice i odgonić mrok, który zagraża ich miejscu na ziemi. Muszą zdecydować, co jest dla nich najcenniejsze i czy są w stanie poświęcić wiele, w zamian za niepewny sukces.

Niesłabnące zainteresowanie. To właśnie ono jest tym, co dostaniecie, sięgając po ten tytuł, który z każdą odsłoną pokazuje inne oblicze mieszkańców, trzyma w napięciu i zapiera dech jakością wykonania. Płynnie spisana historia połączona z niezwykle sugestywnymi obrazami, których kreska zachwyca i bez problemu zabiera nas w podróż. To niesamowita, klimatyczna i trzymająca w napięciu historia, którą pokochają miłośnicy opowieści z charakterem. Z niecierpliwością czekam na kolejne tajemnice, porywające zwroty akcji i tak uwielbianą przeze mnie formę graficzną, której nie da się oprzeć.

Dział: Komiksy
piątek, 17 maj 2019 21:29

Przystań wiatrów

“Przystań wiatrów” to rozwinięcie bardzo popularnego niegdyś opowiadania pt. “Planeta burz”. W oryginale powieść wydana została w 1981 roku, zaś w Polsce 15 lat później. Duet Martin i Tuttle stworzył wspaniałą - wręcz epicką - opowieść o niepozornym heroizmie, a także o tym, jak jedna zwykła jednostka może zmienić cały świat.

Pomimo że książka nie wyszła spod pióra tylko jednego pisarza, całość jest niezwykle spójna i brak w niej przestojów czy niezborności. George R.R. Martin i Lisa Tuttle wykreowali na kartach swej książki obrazy tak niesamowite i wiarygodne, że żaden czytelnik nie pozostanie obojętny wobec przedstawionego świata.

Pomysł na fabułę jest oczywiście ciekawy, choć czytając tę książkę dziś, po prawie 40 latach od jej wydania, można mieć wrażenie, że nieszczególnie oryginalny. Człowiek od zawsze żył marzeniem o lataniu - o rozwinięciu skrzydeł i wolności, którą daje wiatr we włosach i niczym niezmącony spokój przestworzy. Bohaterom “Przystani wiatrów” się to udało, jednak nie był to koniec ich problemów.

Na uwagę zasługuje fakt, iż Martin i Tuttle nie poszli na łatwiznę i oprócz wykreowania fantastycznych krain, krajobrazów i techniki, stworzyli własną mitologię i kulturę. To coś zupełnie nowego, świeżego i niezwykle ciekawego. Za jedyną wadę “Przystani wiatrów” można byłoby uznać za mało wyraziste postaci, ponieważ o ile główna bohaterka jest postacią nietuzinkową i łatwo zapadającą w pamięć, tak o pozostałych mieszkańcach tytułowej Przystani Wiatrów nie można tego powiedzieć. Oczywiście żaden z nich nie jest pozbawiony polotu, nie cechuje go też nijakość, jednak po kilku miesiącach czy latach to jedynie Maris pozostanie w głowie czytelnika.

“Przystań wiatrów” to powieść pozbawiona niesamowitych zwrotów akcji czy porażających momentów, jednak jej nieodparty urok tkwi w subtelnych intrygach czy politycznych porachunkach. Jest to historia kompletnie inna od sławetnej “Pieśni lodu i ognia” George’a R.R. Martina, lecz jego wielcy miłośnicy z pewnością będą ukontentowani lekturą. W duecie z Lisą Tuttle pokazuje on swoje zupełnie inne oblicze, przy czym amerykańska pisarka ani na chwilę nie ustąpiła pola wielokrotnemu zdobywcy nagród Hugo czy Nebula.

Na uwagę zasługuje również przepiękne wydanie książki - subtelny projekt podkreśla ulotne piękno przedstawionej historii, zaś mapy umieszczone na ostatnich stronach pomagają czytelnikowi w lepszym rozeznaniu się w wykreowanym przez Tuttle i Martina świecie.

Dział: Książki