Rezultaty wyszukiwania dla: akcji
Poszukiwacze światła
„Im lepiej rozumie się żywych, tym łatwiej zrozumieć śmierć.”
Propozycję warto uwzględnić w planach czytelniczych. Intryga porządnie przemyślana, zgrabnie skonstruowana i atrakcyjnie podana. Elementy dynamicznej rozwijającej sensacji, ściśle przeplatają się z frapującą zagadką kryminalną, a w tle tworzą ciekawy obyczajowy wzór. Trzy solidnie zbudowane filary powieści wspierają się w budowaniu akcji i intensyfikowaniu napięcia, a to jednak nie wszystko. Femi Kayode stawia również na psychologiczne aspekty powiązane z zachowaniami tłumu i wykorzystania zbiorowej odpowiedzialności do uniknięcia kary. Przekonuje ich przedstawienie, autor chętnie czerpie z wykształcenia i doświadczenia. Najbardziej zaskakują w powieści nigeryjskie nawiązania. Osadzenie akcji we współczesnej Nigerii nadaje egzotyczną aurę i pozwala przyjrzeć się licznym bolączkom, z jakimi zmaga się kraj, temu, co czyni ze społeczeństwem przemysł ropy naftowej, pokłosiu milionów ofiar wojny biafrańskiej, nieustannym konfliktom wewnętrznym, klęski głodu na masową skalę, rozbudowanego aparatu korupcji, negatywnego wpływu zagranicznego biznesu. Wysoko oceniam tego typu książki, dostaję wciągającą rozrywkę, wynoszę wiedzę, mam okazję przyjrzeć się trendom i zdarzeniom z perspektywy innej niż dotychczasowej lub głębszej.
Nigeria, południowo-wschodnia część kraju, miasto Okrika usytuowane w pobliżu Portu Harcourt, a w nim uniwersyteckie miasteczko. Właśnie ono jest świadkiem makabrycznej zbiorowej zbrodni. Liczący około stu osób tłum atakuje i pali żywcem trzech studentów oskarżonych przez lokalną społeczność o kradzież. Przerażający obraz ludzkiej bezsilności, nawarstwianych uprzedzeń, pragnienia odreagowania na biedę i braku dostępu do wykształcenia. A może coś innego wprawiło w ruch łańcuch koszmarnie dramatycznych incydentów? I właśnie do odkrycia ukrytych motywów zbrodni zostaje zatrudniony, przez ojca jednej z ofiar, dyrektora zarządzającego narodowym bankiem, psycholog śledczy Philip Taiwo. Interesująco obserwuje się, jakie rodzinne mechanizmy kierują przyjęciem oferty, zarówno od strony przeszłości, związanej z seniorem rodu, jak i teraźniejszości, skupionej na małżeńskiej relacji. Philip, wspierany przez tajemniczego kierowcę Chikę, stopniowo utwierdza się w przekonaniu, że sprawa Trzech z Okriki reprezentuje wyjątkową złożoność i wielowarstwowość, a przy tym szczelne okrycie zmową milczenia, nieuchwytność ogniwa zapalnego i szalenie niebezpieczne posunięcia.
Thriller „Poszukiwacze światła” nie oszczędza ofiar, katów, policji i czytelnika. Prezentuje gorzką i cierpką prawdę o ludzkiej naturze, sięga do destrukcyjnych słabości i wad, obnaża mroczne zakamarki w psychice człowieka, daje odbicie wybuchowej mieszanki bezsilności, nienawiści, przemocy i pragnienia zemsty. Obraz dyskomfortu, kiedy sprawiedliwość nie wypełnia się, kara nieproporcjonalnie dzieli pomiędzy wielu, zaś prawda przeraża przesłaniem. Warto podkreślić, że podczas pisania książki autor inspiruje się linczem dokonanym na czterech studentach (Ugonna Obuzor, Tekena Elkanah, Chiadika Biringa and Lloyd Toku, 2012, Nigeria) przez samozwańczych stróżów prawa, tłum morduje, obserwuje i nagrywa filmy na komórkach.
Pieśń Pustyni
Niezwykle trudno jest zamknąć zachwyt nad lekturą w prostych słowach. Podczas pisania wydaje się, że żadne porównania, peany czy użyte stwierdzenia nie oddadzą wspaniałości powieści oraz wyobraźni i intelektu autora. Pieśń pustyni to lektura, którą pochłonęłam niemal naraz, zachwycając się każdą kolejną stroną. Nowatorska, wspaniała i dopracowana. Panie Grzegorzu, ja chce więcej!
Zirra jest Pustynną, która widzi więcej. Przemierza morze nieskończonego piasku ab odnaleźć białopył, który jest haraczem jej wioski Kazaru dla Dominium. Kobieta kocha jedynie swoją młodszą siostrę, więc gdy ta zostaje porwana przez kult Wszechśmierci, Zirra bez zastanowienia rusza w pościg. Jej pomocnikiem staje się kapitan Karamis, któremu, w normalnych okolicznościach, kobieta nigdy by nie zaufała, jednak poszukiwany listem gończym człowiek staje się jej towarzyszem w podróży przez pustynię. Oprócz tej dwójki, na scenie pojawia się również młoda dyplomatka Astrtis oraz porucznik Stauros, którzy również mają swój cel, i chcą go osiągnąć za wszelką cenę.
Akcja, akcja i akcja
Cóż to była za emocjonująca przygoda. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Grzegorza Wielgosia, ale bez zastanowienia sięgnę po jego poprzednie powieści (i będę z niecierpliwością oczekiwań kolejnych tomów serii Ostrz Erkal, która rozpoczyna Pieśń Pustyni). Jeżeli uważacie, że wiecie wszystko o fantastyce, bo czytaliście książki, które zaliczają się do tzw. kanonu, to ta historia zmieni Wasz tok myślenia. Wielgoś stworzył naprawdę dobrą, żeby nie powiedzieć fenomenalną historię, pełną intryg, przygód, przeszkód, wątków, bohaterów i akcji. Ta rozpoczyna się już na pierwszych stronach, na których poznajemy Zirrę, a im dalej w książkę, tym jest coraz lepiej i odważniej. Autor nie pozwala się nudzić swoim czytelnikom, cały czas utrzymując wysoki poziom i napięcie, bo w każdej chwili bohaterów może spotkać coś, co odmieni ich losy.
Bezkres pustyni i świat przedstawiony
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że pustynia oraz tamtejsze kultury, religie czy wierzenia stały się idealnym miejscem do osadzania akcji powieści fantasy, a upalny klimat nie ułatwia życia bohaterom. Niestety przez to, że autorzy czerpią z tego obszaru pełnymi garściami, stał się on nudny i przereklamowany. Wielgoś udowadnia, że nie! Pustynia to miejsce rozległe, bezkresne, trudne do przeżycia; gdzie w dzień żar leje się z nieba, piach przenika przez każdą szczelinę, wkrada się do buzi, oczu, nosa. Dodatkowo autor uczynił ją miejscem jeszcze bardziej niebezpiecznym. Można na niej spotkać tych, którzy zginęli i wstąpiły w ich ciała pustynne demony. Na uwagę zasługuje cały świat przedstawiony. Dominium to niezwykle fascynujące miejsce, którego jeszcze do końca nie poznałam.
Słów kilka o bohaterach
Wspomniałam już o akcji, miejscu, w którym cała fabuła się rozgrywa, i wspomnę jeszcze o bohaterach. Każda z postaci, która pojawia się na kartach tej książki, została wykreowana z wielką starannością, dokładnością. Nie znajdziecie tutaj bohaterów nudnych i bezbarwnych. Każdy, kto nawet na chwilę pojawia się na scenie, przykuwa naszą uwagę. Nasza główna czwórka, której losy zazębiają się w niesamowity sposób, jest ciekawa, intrygująca i prawdziwa. Bohaterowie mają swoje wady, ale i zalety. Czasami podejmują lekkomyślne decyzje, dźwigają za sobą bagaż doświadczeń. Czasami nie zgadzałam się z decyzjami, jakie podejmują, ale kibicowałam im w ich misjach.
Na zakończenie
Pieśń pustyni to niezwykle intrygująca książka, która zachwyciła mnie od pierwszej, do ostatniej strony. Cudownie wykreowani bohaterowie, dbałość o wszystkie szczegóły i intryga, która wciąga. Trudno się oderwać od tej historii, bo trzyma nas w sidłach od pierwszej do ostatniej strony. Czekam na kolejne części z rosnącą niecierpliwością. Jeżeli jesteście znudzeni fantastyką i uważacie, że nie znajdziecie już nic nowego i świeżego, to sięgnijcie po Pieśń pustyni. Znajdziecie w niej wiele nowatorskości, ale wszystko otoczone tym znanym nam klimatem dobrego fantasy.
Assassin's Creed Valhalla. Pieśń chwały
Historia opowiedziana w komiksie „Pieśń Chwały” jest prequelem popularnej gry komputerowej „Assasin’s Creed Valhalla”. Jak jego autorzy poradzili sobie z oddaniem niepowtarzalnego klimatu komputerowego świata wikingów?
Zarys fabuły
Komiks, autorstwa Cullena Bunn i artysty Martina Tunicy, jest opowieścią o przygodach Eivor, wikińskiej wojowniczki, która próbuje odnaleźć swoje miejsce w świecie, a jednocześnie radzić sobie ze swoim wewnętrznym konfliktem. Fabuła rozgrywa się w świecie gry "Assassin's Creed Valhalla", jednak nie jest bezpośrednią adaptacją gry, a raczej luźną opowieścią, która nawiązuje do wydarzeń z rozgrywki.
Strona wizualna
Jednym z głównych atutów komiksu jest jego piękna szata graficzna. Martin Tunica doskonale oddał w swoich rysunkach klimat i atmosferę świata wikingów. Strony komiksu pełne są szczegółów, które pomagają czytelnikowi wciągnąć się w historię. Dodatkowo świetną jakość rysunków podkreśla dobrze dobrana kolorystyka. Drobnym minusem jest jednak fakt, że komiks ma zeszytowy format, a ja przyzwyczaiłam się do tego, że wydawnictwo Egmont rozpieszcza mnie twardymi, lakierowanymi oprawami idealnymi dla wydań kolekcjonerskich.
Moja opinia i przemyślenia
Z początku fabuła komiksu może wydawać się nieco skomplikowana dla osób, które nie grały w grę "Assassin's Creed Valhalla". Jednak wiele jej elementów jest uniwersalnych, przez co szybko można się wciągnąć i pozwolić, by pochłonęła nas przygoda. Jednym z największych minusów komiksu jest jego tempo. Niektóre sceny są zbyt szybko rozwiązywane, co sprawia, że historia nieco traci na intensywności. Ponadto, niektóre wątki pozostają nie do końca rozwiązane, co może być irytujące dla bardziej wymagających czytelników. Jednak mimo tych niedociągnięć, „Pieśń Chwały” to i tak ciekawa historia, z pewnością zainteresuje fanów gry "Assassin's Creed Valhalla”, a także miłośników historii o wikingach.
Podsumowanie
Świetne rysunki i uniwersalna fabuła sprawiają, że warto poświęcić czas na lekturę komiksu. „Pieśń Chwały" jest z pewnością przyjemnym dodatkiem do uniwersum Assassin's Creed. W komiksie nie brakuje akcji i wątków politycznych, które wprowadzają nieco głębi do historii z gry. Całość prezentuje się należycie i moim zdaniem zasłużyła na dobrą czwórkę. Jest dobrze, choć mogłoby być ciut lepiej.
Alicja w Krainie Czarów
Niedawno nakładem wydawnictwa Egmont zaczęły się na polskim rynku ukazywać komiksowe adaptacje klasycznych animacji Disney’a. Jednym z wybranych do projektu tytułów jest doskonale wszystkim znana „Alicja w Krainie Czarów”.
Zarys fabuły
Film Disneya z 1951 roku opowiada historię dziewczynki o imieniu Alicja, która przypadkowo wpada do magicznej krainy pełnej dziwnych postaci i zdarzeń, gdzie napotyka takie postacie jak Szalonego Kapelusznika, Królową Kier, Kota z Cheshire, czy Białego Królika. W trakcie swojej przygody, Alicja odkrywa tajemnice i złożoność Krainy Czarów, stawiając czoła niebezpieczeństwom i próbując znaleźć drogę powrotną do domu. Film Disneya opiera się na oryginalnej powieści Lewisa Carrolla, ale wprowadza również nowe postacie i wątki, które sprawiają, że opowieść jest bardziej przyjazna dzieciom. Wydany niedawno komiks natomiast jest wierną adaptacją animacji.
Strona wizualna
Ilustracje, które znalazły się w zeszycie są kolorowe, dynamiczne i bardzo urocze, a postacie są na nich dobrze przedstawione. We współpracy z tekstem tworzą świetną atmosferę bajkowej krainy i wprowadzają czytelnika do magicznego świata Alicji. Komiks Disneya trzyma się oryginalnej historii z animacji, pojawiło się w nim jednak kila zmian i dodatków, jak choćby umieszczone na końcu zeszytu wspomnienia.
Moja opinia i przemyślenia
Historia jest pełna fantazji, tajemnic i zaskakujących zwrotów akcji. W komiksie znajdziemy także elementy humorystyczne, które wprowadzają lekkość do fabuły. "Alicję w krainie czarów” przyjemnie się ogląda, ale miło jest także wziąć do ręki komiks z jej przygodami. Idealnie nada się do czytania dzieciom przed snem. To udana adaptacja klasycznej, surrealistycznej powieści (i animacji), która z pewnością przypadnie do gustu fanom oryginalnej historii. Wizualna strona komiksu jest doskonała, a fabuła zachowuje ducha pierwowzoru. Jedynym do czego mogłabym się przyczepić jest zeszytowe wydanie komiksu, ale kto wie, może kiedyś ukaże się zbiorcze wydanie graficznych adaptacji filmów Disney’a.
Podsumowanie
Disney’owski komiks "Alicja w krainie czarów" to wspaniała adaptacja klasycznej bajki dla dzieci. Wizualna strona komiksu jest urocza i przyciągająca uwagę dzieci, a fabuła prosta i pełna przygód. Jeśli szukasz ciekawej lektury dla swojego malucha, to ten komiks na pewno przypadnie mu do gustu.
Z ogniem we krwi
Trafiam na różne książki - dobre, trochę gorsze wybitne, złe i obojętne. Chociaż staram się dobierać lektury podług moich zainteresowań i te nieprawidłowe wybory zdarzają się już coraz rzadziej, to czasami pewniak bardzo mnie zawiedzie. Jednak najbardziej bolą mnie książki, które mają ogromnie zmarnowany potencjał; gdzie autor lub autorka pisali, co im ślina na język przyniesie, bez pogłębionej refleksji czy też zastanowienia nad wydarzeniami, czy bohaterami, którzy pojawiają się na tej literackiej scenie. W jeden wieczór przeczytałam „Z ogniem we krwi”, ale to dlatego, że irytowała mnie ta lektura i niestety, nie znalazłam w niej nic dobrego. Co więcej, to książka, która zalicza się do tej ostatniej kategorii - powieści z ogromnym, ale zmarnowanym potencjałem.
Lilly opuszcza Stany Zjednoczone, aby wraz z ojcem przenieść się do włoskiego, małego miasteczka Castello, gdzie Jack zająć się ma zainstalowaniem sieci WiFi i reorganizacją systemu elektryczności. Mała mieścina wydaje się odcięta od świata, a stare mury widziały niejedno. Lilly już pierwszego dnia w szkole jest zszokowana zachowaniem uczniów, a także dziwną kontrolą. Nowi znajomi dziewczyny są strasznie tajemniczy. Lilly jest atrakcją w Castello, nową, a w związku z tym, nie wie wszystkiego i nie zna historii tego miasta. Jakie tajemnice skrywają mury? Kim jest tajemniczy Generał, który pogodził dwa olbrzymie rody Marconich i Paradisów, którzy od stuleci walczyli o władzę nad miastem?
„Z ogniem we krwi” zaczęło się dość ciekawie i po kilku stronach wciągnęłam się w lekturę. Niestety, już po pewnym krótkim czasie zaczęłam odczuwać lekką irytację, która nasilała się z każdą kolejną sceną, którą obserwowałam. Zacznijmy może od wielkiego, ogromnego wręcz chaosu, nad którym autorka nie umiała zapanować. Castello już od pierwszych chwil wydaje się naszej bohaterce dziwne i tajemnicze. Gdy przybywa na lekcje i uczestniczy w kontroli, nikt nie chce jej wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi, kim są Święci i dlaczego mieszkańcy się ich pozbyli. Zdobywa skrawki informacji od swoich nowych kolegów i koleżanek, ale nikt nigdy nie przedstawił tej historii od początku do końca. Ja sama musiałam złożyć to sobie w całość, a i tak pojawiło się wiele luk i niepodpowiedzeń, których autorka nie uzupełniła, a na pewno pomógłby zrozumieć całą tę magię miasta. Dodam, że ten chaos niesamowicie potęguje to, że autorka porzuca pomysły czy bohaterów – zapomina o nich albo ich uśmierca, zmienia ich zachowania bez racjonalnego wytłumaczenia – bez żadnych, konkretnych powodów. Ot, taki zabieg pasował jej do fabuły i bach, mamy zmianę, która nie pasuje do akcji, jaka się toczy na kartach tej powieści.
Kolejnym wielkim minusem jest kreacja bohaterów. Chociaż narracja została poprowadzona w pierwszej osobie, to o Lilly nie mogę powiedzieć nic szczególnego. Zachowywała się dziwnie, jej wypowiedzi były sztuczne i nienaturalne, a dodatkowo została typową bohaterką młodzieżowego fantasty, która w przeciągu kilku dni opanowuje moce. Ba, ona odkrywa, że jest Świętą, po czym wchodzi do umysłu innego bohatera, bez żadnych ćwiczeń i grzebie w nim tam jak ludzie w koszach na wielkich promocjach w dyskontach. Było to niesmaczne (ze względu na poszanowanie czyjegoś zdania, ale nasza bohaterka nie liczy się z nikim) i dziwne. Można by to było wytłumaczyć, gdyby w Castello żyli inni Święci, którzy jakoś wtajemniczyliby bohaterkę w posiadaną przez nią moc, ale nie, wszyscy zginęli dwadzieścia lat temu na stosach. Pozostali bohaterowie również są płascy, tuzinkowi, nudni i momentami dziwni. Nie wyróżniają się niczym. Oprócz Lilly istotną rolę odgrywają Lizzy, Christian, Alex i Niko, a także Veronica Marconi. Gdzieś w tle majaczy Generał oraz ojciec dziewczyny, a także kilka innych postaci, które rzadko się odzywają.
Nie mogę nie wspomnieć o wątku miłosnym. Lill czuje coś do Lizzy, a Alex do Christiana. I wydaje się, że coś między nimi jest. Jednak gdy Lily staje się Świętą, to ciągnie ją coś do Christiana i to coś więcej niż przyjaźń. Dodać muszę że na scenie pojawia się Niko, którego do naszej heroiny przyciąga coś niezwykłego. Nawet to rozrysowałam. Bardziej szamotać się nie dało. Nie wiem kogo Lilly lubi, kogo darzy większymi uczuciami. SPOILER Po śmierci Lizzy, która ginie z rąk Generała, a którą Lilly niby kochała i nawet się z nią całowała, niemal dzień później wchodzi w romantyczną relację z Christianem.KONIEC SPOILERA.
Spodziewałam się, że pamiętniki matki Lilly, która popełniła samobójstwo, a które trzymał ojciec dziewczyny, wniosą coś więcej. Jednak nasza bohaterka, zamiast wykraść je, to wybiega sobie z domu, podejmuje głupie decyzje i zachowuje się, jakby postradała rozum. W jej ruchach brak logiczności i takiego rozsądnego postępowania. Postać ojca pojawia się i znika. Autorka chciała pokazać, jaką to tragiczną przeszłość ma Lilly, a zabijając jej matkę, musiała pozostawić przy życiu ojca. Jednak ten już po przybyciu do Castello staje się zbędny. Nie ma go w domu prawie wcale. Oczywiście, jest scena konfrontacji, jednak pozbawiona polotu i adrenaliny.
„Z ogniem we krwi” to książka, która miała naprawdę ciekaw potencjał. Tajemnicze miasto z mocą, ludzie, którzy mogą zrobić więcej... Jednak autorka zdecydowała się na chaos i zagrania, które skreślają książkę z listy tych dobrych. Mam wręcz wrażenie, że zabrakło tutaj dobrego redaktora, który wytknąłby ten brak logiczności. I rozumiem to, że jestem już poza targetem. Wiek nastoletni zakończyłam już dawno, ale nadal lubię takie historie. I chcę się przy nich dobrze bawić. I wiele powieści mi się podobało i nie znalazłam w nich nic, co by mnie zirytowało. Jednak w powieści Kat Delacorte zabrakło głębi i większych emocji. Nie ma tutaj budowania tajemnicy, kreacji skomplikowanych bohaterów, a główny antagonista jest nudny i mdły jak przysłowiowe flaki z olejem. Nie czuć od niego charyzmy, która porwała mieszkańców Castello. Młodsi czytelnicy, którzy rozpoczynają swoją przygodę z młodzieżową fantastyką, będą się dobrze bawić przy tej historii. Jednak ja na pewno nie zdecyduje się na sięgnięcie po kolejne tomy, a samą historię postaram się jak najszybciej wymazać z pamięci.
Emocjonujące połączenie przygody i akcji w komiksach ze świata Dungeons & Dragons
Gdy w 1974 roku Gary Gygax i Dave Arneson wymyślili grę RPG Dungeons & Dragons, czyli zabawę w „lochy i smoki”, nie mogli przypuszczać, jak zawrotną zrobi ona karierę. Dziś, niemal pół wieku później, to jedno z największych uniwersów kultury popularnej. Zaczęło się od gry fabularnej, potem pojawiły się podręczniki z zasadami gry, dodatki, figurki, planszówki i książki, a także gry komputerowe. Dungeons & Dragons trafiało również wielokrotnie do telewizji i filmu: w 2023 roku czeka nas premiera kolejnej kinowej odsłony zatytułowanej Złodziejski honor z udziałem takich gwiazd jak Chris Pine, Michelle Rodriguez czy Hugh Grant.
Incydent
„Wystarczyło jedno spojrzenie na siedzącego przy oknie mężczyznę, by wiedział, z kim ma do czynienia.”
Dałam się wciągnąć dwóm powieściom autora („Zapłacz dla mnie” i „Boska proporcja”), przyjemnie spędziłam z nimi czas, zatem nie wahałam się sięgnąć po kolejną przygodę czytelniczą w wykonaniu Piotra Borlika. „Incydent” ciekawie wypełnił wieczór, niestety nie przyniósł oczekiwanych silnych emocji. Narracja gładko wiodła po sensacyjnych zdarzeniach i kryminalnych motywach, fabuła wykazała się zgrabną konstrukcją, paleta postaci zręcznie uwzględniała różnorodność. Wyczuwało się, że autor ma już na koncie sporo książek. Jednak w tej zabrakło napięcia. Nie mogłam zaprzeczyć, że wiele się działo, incydenty dynamicznie i proporcjonalnie następowały po sobie, ale nie doczekałam się oddziałujących na wyobraźnię scen. Miałam wrażenie spójności i klarowności, co jak najbardziej doceniałam, lecz liczyłam na większe pogłębienie otoczki rozwijanych wątków i portretu kluczowej postaci.
Natalia Kruger jako zastępca prokuratora imponowała determinacją w dochodzeniu do prawdy, nieugiętością wobec perfidnych kłamstw, odwagą w ujawnianiu biznesowych i politycznych brudów. Co prawda, potrzebowała wstrząsającego impulsu, aby wyjść z zawodowego marazmu, wspomnień z osobistej tragedii, i poczuć zew odkrywcy faktów, ale wciąż krążyły wokół niej niepewność własnych sił i możliwości stawiania solidnych kroków w prowadzonym śledztwie. Podejmowane przez nią aktywności nie zawsze brzmiały przekonująco, brakowało realnego podejścia, wadziło bezkrytyczne podążanie za ideałami. Niemniej jednak, wsłuchanie się w głos intuicji i sumienia pozwoliło gromadzić odwagę, by zajrzeć w przepaść zwyrodniałych relacji.
Najbardziej podobały mi się fragmenty, w których dochodziły do głosu bezwzględność w osiąganiu przestępczych celów i gotowość do chwytania się za ostateczne rozwiązania. Natomiast docieranie do świadków, sposób przepytywania, nie w pełni wykorzystywały pojawiające się okazje do frapującego rozwinięcia. Początkowo najeżyłam się na uwzględnienie aspektów związanych z polsko-ukraińskimi relacjami, pokłosiem wojennej imigracji, przyjęciem uchodźców przez polskie społeczeństwo, przypuszczałam, że zostaną trywialnie wmieszane w fabułę, ale się myliłam. Borlik znakomicie sobie z tym poradził, co więcej, uczynił mocnym atutem powieści. Udał się też zaskakujący efekt suwania przycisku między przeszłością a teraźniejszością.
Czterdzieści pięć osób ginie w pociągu w wyniku terrorystycznej akcji wykorzystującej silnie toksyczny gaz. Kiedy na miejsce zdarzenia przybyła Kruger, szybko zaczęła wychwytywać drobne nieścisłości, podejrzane manewry, delikatne naciski, budowane zapory przed prawdą. Oficjalnie śledztwo płynnie i sprawnie podawało wyjaśnienia, ale kilka elementów podpowiadało Natalii, że powinna bliżej przyjrzeć się okolicznościom. Kobieta włączyła się do niebezpiecznej rozgrywki, w której nie obowiązywały żadne reguły, ludzkie życie niewiele znaczyło, przyjaciel stawał się wrogiem, poczucie władzy gubiło, obligowała ścisła kontrola przepływu informacji, z cienia wychylały łby koszmarne kreatury. Finalna odsłona nie przebiegła po mojej myśli, chciałam, aby autor bardziej przycisnął główną bohaterkę, wprowadził w intensywniejszą strefę mroku.
Nimona
Nieczęsto czytam komiksy i dopiero przekonuje się do tej formy. W młodości również stroniłam od takich wydań, jednak teraz dostrzegam same plusy i powoli poznaje coraz to nowe, wspaniałe tytuły. Za mną lektura „Nimony” ND Stevensona i jestem zachwycona, a dalej opowiem Wam dlaczego.
Kilka słów o fabule
Nimona jest młodą zmiennokształtną. I ma jedno marzenie - chce być łotrzycą, siać postrach i realizować naprawdę złe plany. Przybywa więc do arcyłotra i proponuje mu swoje usługi jako pomocniczka. Ballister Czarnoserce ma bardzo złą reputację i chce zemścić się na Instytucie Porządku Publicznego i Bohaterstwa oraz ich Złotym Rycerzu - Ambrozjuszu Złotobiordym. Wspólnie z Nimoną planują wielki przekręt, który pomoże im przejąć władzę nad królestwem. Jednak nasza zmiennokształtna ma pewne tajemnice, Czarnoserce również. Czy skrywane sekrety przeszkodzą im w realizacji planów?
Wspaniała fantastyczna przygoda
Czego w tej historii nie było! Smoki, bitwy, wybuchy, magia, naukowe podejście, zbrodniarze, łotrowie, którzy wcale nie są tacy źli i dobrzy, którzy niejedną złą tajemnice skrywają za swoimi uśmiechami. Jak wspomniałam, bawiłam się przy tej powieści graficznej doskonale. Pełna napięcia, przygód, zwrotów akcji i nietuzinkowych bohaterów. Autor naprawdę potrafi zainteresować czytelnika. Cały komiks podzielony jest na rozdziały i nie da się zakończyć lektury, ponieważ wszystkie mają w sobie jakiś haczyk, który sprawia, że kontynuujemy czytanie. Gdy wydaje się, że nic już nas nie zaskoczy, to JD Stevenson wprowadza na scenę bohatera, który jakoś namiesza.
Humor i powaga
Cały komiks przepełniony jest humorem, ale autor przypomina czytelnikom, że „Nimona” to nie powieść groteskowa. Owszem, pojawiają się elementy zabawne, a sama relacja między tytułową bohaterką a Balliterem jest niesamowicie ciekawa i taka „pocieszna”, ale tutaj również umierają bohaterowie i spotyka ich krzywda. W momentach, gdy sytuacja tego wymaga, autor zachował pełną powagę.
Ah ci bohaterowie
Nie mogę nie wspomnieć o relacji pomiędzy Nimoną a Baliisterem. Chociaż Czarnoserce wzbrania się przed przyjęciem asystentki, nowej pomocnicy, to jednak ulega namowom dziewczyny. Ten duet jest idealny. Misje w ich wykonaniu są fenomenalne, a oboje mogą poszczycić się analitycznym umysłem i sporym ilorazem inteligencji, chociaż charaktery mają zupełnie inne. Bohaterowie uwielbiają się ze sobą droczyć, dokuczać, momentami dochodzi między nimi do kłótni, jednak więź, która między nimi się tworzy, jest niezniszczalna i piękna.
Podsumowanie
Chociaż nie czytam zbyt wiele komiksów, to uważam, że „Nimona” jest dziełem bardzo ciekawym, pięknie wydanym (pokochałam ten komiks i imiona bohaterów!) wyróżniającą się lekturą, obok której nie da się przejść obojętnie. Zachwyci wszystkich fanów nietuzinkowych rozwiązań, (nie)złych łotrów, tajemnic, trudnej miłości i wielkiej przyjaźni.
Zapowiedź: Assassin's Creed. Spisek Maga
Wojna pomiędzy asasynami a templariuszami wstrząsa Europą epoki wiktoriańskiej. Oto pełen zwrotów akcji thriller otwierający zupełnie nowy rozdział w dziejach uniwersum Assassin’s Creed.
Zapowiedź: Zrodzeni z legendy
Niektóre legendy trwają wiecznie
Młoda dziewczyna pogrążona w żałobie. Atak drapieżnego demona. Tajne stowarzyszenie sięgające czasów średniowiecza. Jakie tajemnice skrywają „Zrodzeni z legendy”? Już 22 lutego w księgarniach pierwszy tom cyklu autorstwa Tracy Deonn - nowoczesnego retellingu legendy o królu Arturze.